Rozdział 12
W końcu musiałam wrócić do środka, gdzie odnalazłam Alise. Nie powiedziałam jednak dziewczynom o moim spotkaniu z Konstantinem, to wszystko było zbyt dziwne i pogmatwane, więc wolałam to zachować dla siebie, zwłaszcza, że nie wiedziałam czy od nadmiaru alkoholu, sobie tego wszystkiego po prostu nie wyobraziłam.
Zmyłyśmy się z imprezy jakiś czas później. Ciere znalazłyśmy obok Henry'ego, jak szeptali sobie do uszu czułe stówka i wyglądali na zakochanych. Kiedy odebrałyśmy Ciere od jej wybranka, ten spoglądał na nią tęsknie z rozmarzonym wzrokiem, a ona spoglądała na niego z uśmiechem przez ramię, aż nie znikł w tłumi innych osób. Było widać, że coś się między nimi święci.
Aszuko zastaliśmy w towarzystwie osób równie mocno spitym jak ona i kiedy wyprowadzałyśmy ją z imprezy, trzeba było ją podtrzymywać by się nie wywróciła. Do tego wszystkiego ciągle gadała niesamowite głupoty, których nie dało się słuchać, co sprawiło, że nasza podróż do domu odbyła się w trudnych warunkach.
Wieczorem kiedy dotarłam wreszcie do domu, po tym jak zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę, padłam na wznak do łóżka i przez chwilę po prostu na nim bez ruchu leżałam, próbując uspokoić się po dzisiejszym wieczorze. Kiedy tak spoglądałam na sufit nad łóżkiem, usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi, a zaraz potem w szparze miedzy nimi, a framugą pokazał się nieśmiałą twarz Anny.
- Mogę? - zapytała nieśmiało, a ja uśmiechnęłam się do niej i poklepałam miejsce obok siebie dając jej znak by weszła.
- Powinnaś już dawno spać - powiedziałam.
Ta z radością weszła do pokoju, po czym umościła się wygodnie obok mnie na łóżku, a ja przykryłam ja staranie kołdrą. Często do mnie przychodziła, kiedy nie umiała zasnąć, czy dręczyły ją koszmary. Pogładziłam ją czule po głowie, odgarniając jej z twarzy niesforne kosmyki włosów.
- Chciałam poczekać, aż wrócisz. Ja było na imprezie? Jakiś chłopak ci się spodobał? - zapytała patrząc na mnie uważnie.
- Było fajnie, naprawdę, a co do chłopaków to sama nie wiem... - powiedziałam i nie skłamałam.
Nie doczekałam się już odpowiedzi, bo Annie powieki zaczęły opadać i po chwili usłyszałam ciche pochrapywanie, kiedy moja siostra słodko spała. Po chwili i Piasek wskoczył do łóżka i zwinął się w kulkę w naszych nogach. W tamtym momencie byłam naprawdę szczęśliwa, było mi dobrze w przytulnym łóżku z moją kochaną siostrzyczką u boku i ciepłym termoforem w postaci psa w nogach. Tego wieczoru zasnęłam z uśmiechem na ustach i poczuciem ulgi na duszy.
Kiedy obudziłam się nad ranem, Anny już nie było w moim łóżku, bo zapewne wstała wcześniej od mnie, bo ja sama lubiłam długo pospać, ale za to Piasek powitał mnie merdając ogonem. Lecz to co mnie obudziło, to podniesione głosy dochodzące z dołu. U nas w domu rzadko, ktoś się kłócił, wszystko rozwiązywano pokojowo, więc jeśli dało się usłyszeć krzyki działo się coś poważnego. Podenerwowana wstałam z łóżka i ubierając kapcie, ruszyłam na dół po schodach.
Kiedy stanęłam w progu kuchni, odkryłam, że wszyscy domownicy już w niej są. Anna siedziała przy stole i opierając głowę na rękach, patrzała tępo w blat. Rodzice stali po przeciwległych stronach stołu, jakby tylko on ich odgradzał. To Camila stojąca przy blacie z kubkiem kawy w rękach, jako jedyna zauważyła moje przybycie.
- Nie możemy wiecznie ignorować problemu! - mówi podniesionym głosem mama wbijając wzrok w tatę.
- Lecz nie możemy też panikować i się użalać! Musimy zaakcentować sytuacje - odpowiedział jej.
- Ty nie zdajesz sobie sprawy z powagi sprawy!
- Staram się po prostu żyć normalnie, czy to takie złe?
- Ale ty chcesz się z tym tak po prostu pogodzić, jakby to było coś błahego!
- Mamo... Tata ma rację – powiedziała cicho Anna, podnosząc głowę, a w jej oczach widziałam ślady po łzach – Musimy zaakceptować sytuacje, taką jaka jest,.
- Ależ kochanie... – powiedziała mama nagle łamiącym się głosem, a na jej twarzy widziałam czysty ból.
- Ja umieram! Nic tego nie zmieni, choruje i w końcu umrę...
W pokoju zapadła całkowita cisza. Żadne z nas nie śmiało się poruszyć i chyba przestaliśmy oddychać. Brutalność tej prawdy przytłoczyła mnie jak wielkie głaz. Nikt od dawna, nie wypowiedział tych słów, nie odważył się.
W końcu po chwili, która w moim odczuciu jest wiecznością, mama wybuchła płaczem, na co tata jedną ręka ją przytulił pocieszając, a drugą przyciągnął do siebie Anne. To był koniec kłótni. Widziałam, że Camila też ledwo się powstrzymuje by utrzymać łzy na wodzy i jej knykcie aż pobielały na uchwycie kubka z kawą.
Mi natomiast zacisnęło się serce i miałam wrażenie, że jestem zawieszona gdzieś w pustce, że wszystko przestało mieć jakikolwiek sens i znaczenie. Nie wyobrażam sobie świata bez Anny. Czuję się pusta i wszystko dociera do mnie jak przez mgłę. Los nie może mi jej zabrać, po prostu nie może...
Anna choruje już od dawna, zdiagnozowali ją kilka lat temu, kiedy mieszkaliśmy w starym mieście i ta wiadomość była niczym cios dla całej rodziny. To były ciężkie czasy, całe miesiące spędziliśmy w grobowych nastrojach pełnych gniewu, żalu, bólu i troski. Anna spędziła wtedy wiele dni w szpitalu, a w ciągu ostatnich lat wiele razy tam wracała, a my cierpieliśmy razem z nią.
To dlatego przeprowadziliśmy się tutaj, morskie powietrze dobrze jej zrobi. Nie wiele możemy jej pomóc, więc każdy mała rzecz jaka może poprawić jej stan, jest dla nas błogosławieństwem. No i w okolicy byli podobno jedni z najlepszych lekarzy w kraju, co też było naszym priorytetem podczas przeprowadzki. To właśnie z powodu choroby Anna nie chodzi do normalnej szkoły, zbyt wiele czasu spędził w szpitalach i na leczeni by nadążać z materiałem szkolnym, bo zbyt wiele lekcji by opuściła, ale dzięki nauczaniu domowemu jest wstanie uczyć się jak inni i nie pozostawać w tyle.
Lecz ona skarży się na swój los. Chyba ona jako pierwsza się z tym pogodziła i zaakceptowała ten stan rzeczy, jeszcze na długo zanim my byliśmy wstanie normalnie żyć z tą informacją. Ona stara się mimo wszystko wykorzystywać każdą szansę bycia szczęśliwą jaką daje jej los. Czasem ma wrażenie, ze to ona radzi sobie z tym wszystkim najlepiej i jest z nas najsilniejsza.
Lekarze mówią, że nie da się jej całkowicie wylecz, nigdy nie będzie pełni zdrowa, można tylko spowolnić chorobę i jeśli wszystko dobrze się ułoży, Anna pożyje jeszcze kilka dobrych lat. Wszyscy w rodzinie czepiamy się tej wiary jak tylko możemy, wszystko byle tylko nie myśleć o innej możliwości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro