Rozdział 21
Nie mogłam siedzieć w domu. Po prostu nie mogłam, nie potrafiłam wytrzymać zamknięta w czterech ścianach. Ozdobienie ściany w pokoju przyniosło mi na jakiś czas oderwanie od myśli, lecz spokój, który mnie wtedy ogarnął już minął i potrzebowałam teraz nowego zajęcia, kolejnej rozrywki i sposobu by nie myśleć, by zapomnieć.
Wybawieniem okazała się Ciera, która do mnie napisała.. Alex urządzał dziś kolejną z swoich sławnych imprez i moja przyjaciółka zaproponowała byśmy udały się tam w trójkę. Ta propozycja była dla mnie zbawieniem, była idealnym sposobem, bym mogła się oderwać od zmartwień i choć przez chwilę udawać, że one nie istnieją. Może nie było to dojrzałe i zdrowe podejście, ale w tym momencie było jedynym sposobem na jakim umiała sobie z tym wszystkim radzić.
Tak więc było postanowione, szłyśmy na imprezę. Nie trwało długo zanim się zebrałyśmy, wyszykowałyśmy i stanęłyśmy przed drzwiami do domu Alexa, po czym weszłyśmy do środka.
Wszędzie było pełno ludzi, muzyka dudnił mi w uszach, że aż bałam się, że silne basy rozerwą mnie od środka. Przepchałam się między ludźmi, ale nie zwracałam uwagi na to kogo mijam, tym razem nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. W tym momencie miałam jeden cel, kuchnia, a tam alkohol. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, topienie swoich smutków i problemów w alkoholu nie było ani mądre, ani zdrowe, ale ja już nie mogłam. Zawsze unikałam picia w dużych ilościach, ale tym razem wszystko inne co mi zazwyczaj pomagało zawiodło i zostało mi już tylko wytłumienie myśli dużą dawką alkoholu, która pozwoli mi przestać myśleć, albo chociaż zmieni tor moich myśli. Cokolwiek bym nie czuła się tak jak teraz.
W końcu docieram do kuchni i do stołu gdzie stoi pokaźna kolekcja alkoholi. Przystaję i zastanawiam się co wziąć. Wtedy nagle obok mnie znikąd pojawia się Alex. Ja zawsze uśmiecha się do mnie promienie, lecz jego oczy są lekko zamglone, więc zakładam, że już zdążył sobie popić.
- Czyżby moja piękność szukała czegoś do picia? - zapytał przekrzykując muzykę i opierając się o blat stołu.
- Tak, najlepiej czegoś mocnego, co szybko mnie upije – sama się sobie dziwiłam, że to powiedziałam. To nie byłam ja, ale kiedy w naszym życiu dzieją się tragiczne rzeczy, zaczynamy podejmować decyzje o które sami byśmy się nie podejrzewali.
- Zatem trafiłaś idealnie – jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej i od razu zabrał się za mieszanie różnych alkoholi, tak że już po chwili miałam w swojej ręce pierwszorzędnego drinka, nawet z ozdobną parasolką.
Powąchałam go ostrożnie. Miał niesamowicie silną woń alkoholu, ale nie dopytywałam co dokładnie w nim było, chyba wolałam tego nie wiedzieć. Przypomniałam sobie jak kiedyś Ciera ostrzegała mnie bym nie piła niczego co przyrządził Alex, bo wszystko co wyszło spod jego ręki było niesamowicie mocne. Lecz dzisiejszego wieczoru właśnie tego chciałam, prawda? Tak więc, nie zastawiając się już dłużej, wzięłam porządnego łyka. Skrzywiłam się na palący smak alkoholu w gardle. Nie był to delikatny, gustowny drink, którym można by się sobie sączyć i się nim delektować, lecz nie wybrzydzałam i znów się napiłam.
- Dzięki - podziękowałam Alexowi.
- Jak będziesz chciała więcej to wiesz gdzie mnie szukać
Uśmiechnęłam się do niego porozumiewawczo i wróciłam do salonu do tłumu tańczących ludzi. Zanim się obejrzałam moja szklanka była pusta, lecz moje myśli wciąż szalały mi w głowie, więc wróciłam po dolewkę.
Po jakimś czasie nie wiedziałam już dokładnie ile takich drinków mam za sobą, lecz zdecydowanie więcej niż powinnam była wypić. Ale nie przejmowałam się tym, nie dziś. Moje zmartwienia wreszcie zeszły na dalszy plan, a w mojej głowie panował przyjemny szum, tłumiąc moje emocje i rozmyślania. Właśnie o to mi chodziło. Kiedy uświadomiłam sobie, że osiągnęłam to co chciałam, uśmiechałam się do siebie pod nosem. Świat też wydawał się nieco przymglony i chwilami wirował, lecz nie przeszkadzało mi to. Nie zamartwiałam się, nie myślałam o niczym konkretnym i to było dobre.
W pewnym momencie dałam się ponieść muzyce, która dudniła w całym pomieszczeniu. Swojego już któregoś drinka, odstawiłam gdzieś na bok i ruszyłam na parkiet. Gdzieś kątem oka zobaczyłam Ciere i Alise, które patrzyły na mnie z troską i zaniepokojeniem, ale nie zwróciłam na nie większej uwagi. Pozwoliłam muzyce się wypełnić i bez żadnych oporów czy skrępowań wyrzuciłam ramiona w górę i zaczęłam się kołysać do rytmu.
Po jakiś czasie totalnie straciłam rachubę czasu, godziny przeciekały mi przez pace, kiedy popijałam kolejne drinki, przestając rejestrować co dzieje się wokół mnie i czując odrealnienie od otaczającego mnie świata.
W końcu jednak doszłam do momentu, kiedy mój organizm zbuntował się przeciwko mnie. Za dużo alkoholu. Poczułam podchodzące do gardła mdłości. Zrobiło mi się niedobrze i wiedziałam, że lada moment prawdopodobnie zwymiotuję, więc rzuciłam się w poszukiwaniu łazienki. Przepychałam się między ludźmi nie bacząc komu deptałam po stopach i komu wbijałam łokcie w żebra, bo moimi jedynym celem było dotarcie do łazienki.
W końcu ją znalazłam. Natychmiast wpadłam do środka i rzuciłam się na kolana przy toalecie, zawracając do sedesu zawartości moje żołądka. Wstrząsnęły mną torsje, a włosy, które wymknęły mi się z koka, opały m na twarz. Czułam się paskudnie tak rzygając na imprezie w obcej łazieneczce do czyjegoś sedesu. Srogo przesadziłam z alkoholem i miałam za to nauczkę.
Wtedy nagle czyjeś dłonie odgarnęły mi włosy z twarzy, bym nie pobrudziła ich wymiocinami. Byłam wdzięczna temu komuś. Po chwili mój żołądek był już pusty i nie miałam już czym rzygać, więc zaczęłam się uspokajać. Ręce podtrzymujące moje włosy zniknęły. Spuściłam wodę w toalecie, po czym podeszłam do umywalki by przepłukać usta.
- Dziękuję – powiedziałam do osoby, która przytrzymała mi włosy
Podniosłam głowę i spojrzałam na tą osobę. I zamarłam.
-Konstantin?! Co tu tu robisz? - odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Opierał się plecami o przeciwległą ścianę z rękami skrzyżowanymi na piersi i patrzał na nie uważnie z tą swoją poważną miną wyrażającą emocji.
Patrzyłam na niego oniemiała i teraz kiedy mój organizm pozbył się z żołądka alkoholu, a jego widok mnie otrzeźwił, mój umysł wracał do normalnego funkcjonowania, a wraz z tym to wszystko o czym nie chciałam pamiętać. Było mi wstyd, że Konstantin oglądał mnie w tym stanie, bo musiałam wyglądać żałośnie. Upita, z potarganymi włosami i rzygająca w toalecie, bo nawet nie umiem pić z umiarem. Pragnęłam by ziemia rozstąpiła się pode mną tu i teraz i pochłonęła mnie w całości.
Chłopak jednak patrzał na mnie z spokojem, nie wydając się obrzydzony czy zniesmaczony moim stanem. Po prostu przyglądał mi się jak zawsze uważnie z ściągniętymi barwami.
- Wszystko w porządku? - zapytał, nie odpowiadając na moje pytanie.
Tylko tyle. Nie czemu się upiłam, co najlepszego wyrabiam, ani co mi dzisiaj odbiło, tylko czy wszystko w porządku. Jakby doskonale wiedział, że za moim nietypowy i niecodziennym zachowaniem stoi coś większego niż pragnienie upicia się i dzikiej balangi.
Nie potrafiłam na niego spojrzeć. Nie tylko dlatego, że w tym momencie wyglądałam żałośnie, lecz też z powodu tego, że nie potrafiłam znieść tego jego przenikliwego spojrzenia, które zdawało się mnie prześwietlać na wylot.
Ukryłam twarz w dłoniach, bo miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnę. Teraz kiedy wróciła mi nieco jasność myślenia, wróciły też wszystkie straszne myśli o Annie, przed którymi chciałam się bronić. Tama, która zbudowałam runęła nagle zalewając mnie silnym strumieniem. Bezsilna osunęłam się na ziemię przy ścianie i próbowałam wziąć się w garść, co wydawało mi się w tej chwili niemożliwe.
- Nie, nic nie jest w porządku – odpowiedziałam na jego pytanie, choć raz pozwalając sobie na bycie szczerą w tej sprawie. Miałam już dość ukrywanie tego co mnie dręczy i potrzebowałam ujścia.
- Co się stało? - jego sylwetka stała się mniej napięta i odpychająca, a rysy twarzy złagodniały, kiedy podszedł i usiadł na podłodze naprzeciwko mnie.
Nie patrzałam mu w twarz i tylko siłą woli powstrzymywać się od płaczu, choć w zapewne w moim głosie było słychać jaka byłam roztrzęsiona.
- Anna choruje - wyznałam. - Od dawna, to poważna choroba - mówiłam nieco nieskładnie. - Ostatnio było lepiej, nie działo się nic złego, ale wczoraj miała nawrót choroby i znów jest szpitalu, a lekarze mówią, że jej się nie poprawia – wyznałam zalewając go potokiem słów, zastanawiając się ile zrozumiał z mojego płaczliwego tonu.
- Tak mi przykro – powiedział, ale nie brzmiało to bezosobowa i banalnie, zdawało się, że naprawdę było mu przykro. - To dlatego wczoraj wyszłaś w trakcie lekcji i już nie wróciłaś?
Pokiwałam głową. Wcześniej o tym nie myślałam, ale inne osoby z mojej klasy pewnie rzeczywiście się zastanawiały co się stało, kiedy blada jak ściana i przerażona wypadłam z klasy i już do niej do końca dnia nie wróciłam.
Chciałam się podnieść z ziemi, bo tyłek, już mi chyba całkowicie odmarzł od siedzenia na zimnych kafelkach, ale kiedy tylko się wyprostowałam, znów zakręciło mi się w głowie. Konstantin błyskawicznie znalazł się obok mnie i mnie przytrzymał i tylko dzięki niemu się nie wywróciłam. Jak widać alkohol nadal w najlepsze krążył w moich żyłach.
- Ile wypiłaś? - zapytał.
- Nie wiem. Dużo. Chyba za dużo – przyznałam szczerze.
- Raczej na pewno dość sporo za dużo – wymamrotał chłopak pod nosem. - Wracasz do domu, od razu – oznajmił już głośniej i to nie było pytanie, lecz stwierdzenie.
- Co? - popatrzałam na niego zaskoczona.
- Spójrz na siebie i pomyśl czy nadajesz się by dalej imprezować .
Spłonęłam buraka. Miał rację, wyglądałam żałośnie i ten pomysł z powrotem do domu, chyba nie był taki głupi.
- Ale przyszłam tu z Cierą i Alisą, głupio by było kazać im zmywać się już z imprezy przeze mnie, a sama nie mogę wracać po nocy do domu – powiedziałam zakłopotana.
- Mogę cię odprowadzić – powiedział z westchnieniem Konstantin. - I tak nic ciekawego się tu nie dzieje – wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego lekko zaskoczona i wdzięczna. Nie wiedziałam czy rzeczywiście impreza go nudziła i chętnie skorzysta z okazji by się ulotnić czy może jednak zależy mu bym bezpiecznie trafiła do domu. Wolałam tego nie roztrząsać i się nad tym nie zastawiać, bo sama nie wiedziałam czy chcę znać odpowiedź na to pytanie. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
- Dobrze – zgodziłam się, ocierając łzy z twarzy i nakazując sobie już więcej nie płakać.
Wyszliśmy z łazienki i skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Kiedy pod stertą kurtek rzuconych byle jak do szafy, znalazłam wreszcie swoją, wydobyłam z niej telefon i napisałam do Alisy i Ciery, że wracam do domu i że ktoś mnie odprowadzi. Nie napisałam im kto, nadal nie rozmawiałam z nimi na temat tego, że nieco się z Konstantinem do siebie zbliżyliśmy, a to zdecydowanie nie był najlepszy moment na to.
- Gotowa? - zapytał chłopak, stojąc w drzwiach wyjściowych i czekając na mnie.
Skinęłam głową i podeszłam do niego. Jak tylko wyszliśmy na dwór i zamknęły się za nami drzwi, muzyka ucichła, dało się tylko wyczuć wibrujące w piersi bity, lecz i one w końcu ucichły, kiedy ruszyliśmy drogą i oddaliliśmy się od miejsca imprezy.
Wzięłam głęboki wdech wpuszczając do płuc świeże, rześkie powietrze. Pozwoliło to uspokoić panujący w mojej głowie chaos, który spowodowała zbyt duża ilość alkoholu. Niestety, mimo że byłam już prawie trzeźwo myśląca, to nadal miałam mały problem z utrzymaniem pionu. W pewnym momencie straciłam orientację gdzie jest góra, gdzie dół i zatoczyłam się nie ubezpieczenie. Zapewne niechybnie bym upadła na chodnik, gdyby w ostatnim momencie Konstantin mnie nie złapał.
Spuściłam wzrok zakłopotana. Nie chciałam wiedzieć on sobie o mnie myślał w tym momencie, bo musiałam wyglądać żałośnie.
- Dziękuję – wymamrotałam pod nosem
Kiedy w końcu stanęłam pewnie na nogach, ściągnęłam z stóp szpilki, które dotychczas miałam na nogach, a które nie pomagały iść prosto. Kiedy stanęłam bosymi stopami na ziemi, poczułam jak zimno przenika mi przez skórę, ale lepsze było to niż jakbym miała znów się wywrócić.
- Możemy iść – powiedziałam biorąc buty do ręki i ruszając w dalszą drogę.
Szliśmy w milczeniu, lecz nie była to krępująca cisza, kiedy nie wiedziało się co powiedzieć, a powietrze aż wirowało od napięcia. Przyjemne milczenie pozwoliło mi poukładać myśli i po prostu cieszyć się tym, że nie jest się skazanym na samotną, nocną wędrówkę do domu.
Kiedy zbliżyliśmy się już do mojego domu, nagle coś mnie tknęło.
- Czemu mi pomagasz? - zapytałam w końcu przerywając ciszę i spojrzałam na niego z zaintrygowaniem.
Wiedziałam, że pytanie musiało zabrzmieć głupio, ale znałam Konstantina już dość dobrze, by wiedzieć, że nie jest on typem, który pociesza zapłakane panny, trzyma im włosy, kiedy rzygają do kibla, a potem odprowadza je pijane do domu, więc jego pomoc i obecność tutaj obok mnie była zaskakująca.
Konstantin westchnął, spojrzał w niebo, unikając mojego wzroku i jego dotychczasowa łagodność zniknęła z jego twarzy, zastąpiona tą nieczytelną maską, którą tak często u niego widywałam.
- Miałem u ciebie dług – powiedział nie patrząc na mnie - Pomogłaś mi się wymigać od surfowania z Aszuko, wtedy na plaży, więc czułem się w obowiązku by ci się jakoś odwdzięczyć za tamtą pomoc – wzruszył ramionami jakby to było oczywiste czy bez znaczenia.
Coś zakuło mnie w piersiach na te słowa. Pamiętałam tamtą sytuację, która wydarzyła sie już dosć temu. Czyli to chęć spłacenia długu jaki według niego u mnie miał, była jednym powodem dla którego teraz tutaj był. Niby było to logiczne, wytłumaczało dlaczego z własnej woli spędza z dziewczyną czas sam na sam, czego na co dzień nie robi, ale jednak w jakimś stopniu mnie to zabolało. Myślałam, że wytworzyliśmy między nami nić porozumienia, że może w jakimś małym stopniu się przyjaźnimy.
Stanęliśmy w końcu na ganku przed moim domem, lecz po tym co właśnie od niego usłyszałam, nie chciałam patrzeć mu w twarz. Bałam się, że zobaczy na niej jak bardzo mnie zraniły jego słowa, choć nie powinny. Przecież wiedziałam, że Konstantin wszystkich od siebie odpycha, czemu ze mną miałoby być inaczej? Czemu w ogóle mnie to obchodziło i dziwiło?
- Szczerze liczę no to by Annie się poprawiało. Przekaż jej proszę pozdrowienia ode mnie. I ty też się trzymaj. Będzie dobrze, wierzę w to. Ona jak i ty jesteście silnymi osobami, przetrwacie to – Konstantin obejrzał się na mnie przez ramię po raz ostatni i odszedł zostawiając mnie samą pod moim domem, teraz kiedy wiedział, że dotarłam do niego bezpiecznie.
Stałam tak na ganku jeszcze przez dobrą chwilę, próbując się w sobie pozbierać i patrzałam w ciemną noc, w miejsce w którym na horyzoncie zniknął Konstantin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro