Rozdział 14
Poniedziałek jak zawsze zaskoczył mnie swoją brutalnością. Nigdy nie potrafiłam się przystosować, że po leniwym i fajnie spędzonym weekendzie, nagle trzeba wracać do szkoły, kiedy nikt nie ma na to ochoty. Chcąc, nie chcą w końcu musiałam wyjść z domu, choć zrobiłam to dość niechętnie.
Do południa nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Lekcje minęły normalnie, a w przerwach z dziewczynami słuchałyśmy historyjek o tym co wydarzyło się na imprezie po naszym wyjściu. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że nie straciłyśmy jednak nic, jeśli nie licząc kilku mocno spitych osób, zarzyganego dywanu i przepychanki na parkiecie. Nic godnego większej uwagi, choć Aszuko była zmartwiona kiedy się dowiedziała, że ominął ją widok wymiotującego Alexa. Nie bardzo rozumiałam co miało by być ciekawego w tym widoku, ale przekonałam się już, że Aszuko ma różne, ciężko zrozumiałe gusta.
W końcu nadeszła pora lunchu, za co byłam wdzięczna, bo już od jakiegoś czasu żołądek domagała się swoich praw. Dziewczyny wcześniej niż ja odebrały swój posiłek i siedziały już przy naszym stoliku. Właśnie zmierzałam w ich kierunku, kiedy nagle przed mną niespodziewanie pojawił się jakiś cień. Chwilę później zderzyłam się z kimś, kto okazał się być tym cieniem. Kiedy osoba, która spowodowała ten wypadek się odsunęła, odkryłam, że moja bluzka jest dziwnie lepka i wilgotna. Ki3dy na nią spojrzałam, okazało się że zostałam oblana sokiem porzeczkowym i to dość obficie.
- Oj wybacz, to niechcący – usłyszałam, choć brzmiało to ciut nieszczerze.
Spojrzałam w górę znad swojej bluzki na właściciela głosu. Sandra. A tuż za nią jej wierne sługi w postaci Oli i Leny. Na twarzy Sandry było widać troskę, która nawet w najlepszej chwili nie mogła uchodzić za szczerą.
Zacisnęłam mocno szczękę.
- Chusteczki? - zapytała niewinnie podjąć mi serwetkę, jakby to wszystko wydarzyło się przez przypadek i wcale nie oblała mnie celowe klejącym się płynem, którego na pewno nie pozbędę się z ubrania do końca dnia.
Miałam ochotę odgryźć się jej jakimś zgryźliwym i mało miłym komentarzem, ale wiedziałam, że dla osób postronnych wygląda to na zwykle nieszczęście i jeśli teraz zaczęłabym wyzywać Sandrę, to ja wyszła bym na tą złą. Dlatego z oczami pełnymi gniewu wyrwałam jej z rąk serwetkę i wymijając ją ruszyła do naszego stoika, nie zaszczycając jej już ani jednym spojrzeniem.
Obiecała mi zemstę i oto jej malutki kawałeczek by mnie podręczyć i przypomnieć co nieco. Miałam ochotę przywalić w tej jej piękną twarzyczkę, kiedy tak się uśmiechała zadowolona z siebie, kiedy siadała przy swoim stole. A niech ją.
Kiedy podeszłam do naszego stołu, Ciera gwałtownie wciągnęła powietrze widząc moją bluzkę.
- Miałam dość bliskie spotkanie z panną ToWcaleNieByłoSpecjalnie – powiedziałam wciąż sfrustrowana, ciężko siadając na swoim krześle.
- Na pewno da się coś zrobić ta plamą... - powiedziała ostrożnie Ciera, choć po wyrazie jej twarzy wiedziałam, że sama nie bardzo w to wierzy.
- Nie będzie to łatwe – powiedziała jak zawsze szczera Alisa, wpychając sobie do buzi pokaźną ilość makaronu.
Dałam sobie spokój z moim ubraniem i skupiłam się na obiedzie, bo w tym momencie wydawało mi się to ważniejsze. Bluzką zajmę się potem.
Kiedy tak jadłyśmy nasz lunch, zauważyłam, że Ciera wpatruje się zamglonym wzrokiem i z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy w coś nad moim ramieniem. Kiedy podążyłam za jej spojrzeniem natrafiłam na stoik chłopców z drużyny rugby, a jej wzrok spoczywał centralnie na Henrym. On zresztą też się jej przypatrywał z żarem w oczach nawet się z tym nie kryjąc i w między czasie nawijając na widelec spaghetti, lecz nie odgrywając przy tym wzorku od mojej przyjaciółki.
- Błagam, nie przy obiedzie... – jęknęłam i westchnęłam teatralnie, na co Alisa wybuchła śmiechem, a Ciera spłonęła rumieńcem i spuściła wzrok na swój talerz.
- Masz chociaż jego numer? - spytała Aszuko z buzią pełną makaronu.
Ciera tylko pokiwała głowa i nie odważyła się już spojrzeć na Henrego, który swoją droga wydawał się zawiedziony, że jej uwagę już się nie skupia na nim.
Zaraz obok Henrego siedział Konstantin. Kiedy zauważył na sobie mój wzrok, spojrzał na mnie przelotnie, ale nie dał po sobie poznać, że rozmawialiśmy na imprezie lub że w ogóle mnie zna. Może rzeczywiście mnie nie pamięta? W końcu nawet się nie przedstawiłam. Albo stosuję tą samą metodę co u innych dziewcząt, nie chcąc wykazać choćby minimalnego zainteresowania jedną z nas. Pewne było, że dziewczyny to on nie szuka. Tak czy siak, po sekundowym spojrzeniu na mnie, odwrócił wzrok. Zresztą na nic względem niego nie liczyłam, choć gdzieś w środku miałam nadzieję, że chociaż się do mnie uśmiechnie. Potem dałam sobie spokój z cała tą sprawą i wróciłam do swojego spaghetti.
Popołudniowe lekcje nie były niczym nadzwyczajny. Zaczęłam się przyzwyczajać do tej szkoły i chwilami miałam wrażenie, że chodzę tu już od dawna.
Kiedy wracałyśmy popołudniu z Cierą do domu, wychodząc z szkoły przechodziłyśmy obok boiska. Tam właśnie drużyna rugby kończyła swój trening i zawodnicy rozchodzili się do szatni. Moja koleżanka zatrzymała się jak wryta, widząc Henrego wśród zawodników. Zagryzła wargę i patrzała roziskrzonym wzrokiem na swój obiekt westchnień.
- Chcesz iść z nim porozmawiać? - zapytałam z lekkim westchnieniem, choć tak naprawdę cieszyłam się jej szczęściem.
- Tak! - wykrzyknęła i odwróciła się do mnie. - Poczekasz na mnie chwilę? To nie zajmę długo, chce z nim tylko trochę pogadać – powiedziała błagalnie robiąc duże oczy.
- Idź już, poczekam – powiedziałam rozbawiona jej ekscytacją.
Wielki uśmiech rozpromienił twarz Ciery i nie tracąc czasu, pobiegła w stronę Henrgo, który zatrzymał się na jej widok, by mogła go dogonić. Ja nie wiedząc miałabym teraz ze sobą zrobić, usiadłam na jednej z ławek na trybunie, tuż przy boisku. Ciera i Henry bezwstydnie ze sobą flirtowali, a ja rozejrzałam się po boisku w poszukiwaniu ciekawszego punkty obserwacyjnego niż zakochane gołąbki. Po boisku walały się piłki niesprzątnięte po treningu, ale większość graczy udała się już do szatni. Poza jednym.
Konstantin nadal był na boisku i nie wyglądało jakby miał zamiar z niego zejść. Mimo, że był już po treningu i na pewno był nieźle zmęczony, dalej trenował idealne rzuty, robiąc to z sporą zaciekłością. Dziewczyny mówiły, że często trenuje po lekcjach, ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia. Siedząc tak na ławce patrzałam na niego uważnie. Konstantin ciężko dyszał, a mokre od potu włosy opadały mu na oczy. Koszulka ciasno opinała jego wysportowane ciało, przez co w pełni rozumiałam fascynacje innych dziewcząt jego osobą. Był naprawdę nieziemsko przystojny i był wielkim ciachem.
Ale nie potrafiłam zrozumieć dlaczego tak ciężko ćwiczy. Przecież już i tak był jednym z najlepszych zawodników w drużynie, więc po co się tak katuje treningami? Od nadmiaru wysiłku fizycznego na pewno nie mogło wyniknąć nic dobrego.
- Nie przemęczasz się czasem?! - dopiero po chwili zaskoczona zdałam sobie sprawę, że te pytanie opuściło moje usta. Nie miałam zamiaru się odzywać i zdradzać swojej obecności tutaj, lecz te słowa wydobyły się ze mnie bez mojej wiedzy.
Konstantin opuścił trzymaną w rękach piłkę i spojrzał w moją stronę. Zmrużył oczy, jakby próbował sobie przypomnieć kim jestem. Dopiero po chwili uśmiechnął się lekko, kiedy najwyraźniej wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce i przypominał sobie kim byłam.
- A ty często pływasz w morzu po pijaku? - zapytał zaczepnie, odgarniając włosy z twarzy. Mimo, że był poważny, w jego oczach były wesołe płomyczki, co oznaczało, że bawiła go ta sytuacja.
Czyli to tak zostałam zapamiętana. Jako pijaczka która pragnie po nocy pływać w morzu. Spróbowałam ukryć uśmiech.
- Lepiej zginąć z głupoty, niż z własnego przemęczenia – odparowałam mu.
- Sugerujesz, że sam siebie katuje? - uniósł pytająco jedną brew.
- A nie? Bo jak dla mnie tak to właśnie wygląda – hardo powiedziałam co myślałam.
- Czy to źle, że chce być najlepszy?
- Nie było by w tym nic złego, jeśli nie przypłacał byś to kosztem trenowaniem do upadłego – zauważyłam.
Konstantain zacisnął usta w wąską kreskę. Skończyły mu się argumenty.
- Każdy ma jakieś cele w życiu, prawda? - zapytał po chwili milczenia.
- Zgadza się – odpowiedziałam niepewna do czego zmierza.
- Czasem by osiągnąć swój cel trzeba coś poświęcić.
Miał rację, nie mogłam temu zaprzeczyć, nawet jeśli uważałam za niedorzeczne jego przemęczani się podczas treningów. Westchnęłam.
- Zatem nie będę ci przeszkadzać w treningu – powiedziałam i wstałam z ławki z zamiarem odnalezienia Ciery.
Skinął głową na te słowa i jego wzrok skupił się na trzymanej w rękach piłce. Konstantin nie powiedział już nic więcej, co było do niego podobne, nigdy nie mówił wiele o sobie. Spojrzałam na niego po raz ostatni i ruszyłam na poszukiwanie przyjaciółki.
Znalazłam ją tuż obok Henrego, bo jak by inaczej. Zdawała się nie zauważyć, że byłam na boisku i rozmawiałam z Konstantinem, całą jej uwagę pochłaniał stojący przed nią chłopak.
- Wybaczcie, że przesadzam gołąbeczki, ale musimy Ciera już iść.
Blondynka uśmiechnęła się promiennie do Henrego, kiedy złapałam ją za rękę i wręcz siła odciągnęłam ja stamtąd. Odwróciła się jeszcze przez ramie i gestem dała mu znać, że ma do niej zadzwonić. Dopiero wtedy udało nam się ruszyć w stronę domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro