♪ Róża. ♪
Przed moim domem pojawiła się mała róża.
I wtedy spotkałem Ciebie.
Na początku było niewinnie.
Rozmawialiśmy.
Pisaliśmy.
Zaczęliśmy się spotykać.
Nasza znajomość rozwijała się.
Tak jak korzenie rośliny.
Nim się spostrzegłem, już byłem zakochany.
I Ty też.
Pielęgnowałem naszą miłość.
I podlewałem piękną różę.
Różę, która powoli się rozrastała.
Czułem jak powili się zatracam.
Jak bardzo na mnie działasz.
Jak piękny jest kwiat, który kwitnie.
Byłeś taki miły.
Traktowałeś mnie jak skarb.
Otoczyłeś mnie opieką.
Opieką, której tak bardzo potrzebowałem.
Czułem się przy Tobie pewnie.
Czułem się zaangażowany w naszą miłość.
Podlewałem różę przed domem.
Do czasu.
W pewnym momencie przestałem kontrolować.
Przestałem kontrolować naszą znajomość.
Przestałem kontrolować siebie.
Przestałem kontrolować kwiat.
To Ty zacząłeś rządzić w moim życiu.
Ale przecież to nic złego.
To dobrze, że róża rośnie sama.
To dobrze, że nie muszę o nią dbać.
Nie byłem w nic zaangażowany.
Ale nie nudziłem się.
Zatracałem się.
Zatracałem się w każdej chwili, którą spędzaliśmy razem.
A róża się rozrastała.
Lecz w pewnym momencie coś do mnie dotarło.
Chciałem rozluźnić pnącze róży.
Pnącze, które zaczęło mnie dusić.
Chciałem odzyskać kontrolę.
Chciałem na nowo podlewać kwiat.
Chciałem dbać o naszą miłość.
Ale wtedy właśnie poczułem kolce.
Kolce, które raniły.
Kolce, które nie pozwalały mi się uwolnić.
I już nie było dla minie ratunku.
Pozwoliłem Tobie na za dużo.
Nie potrafiłem wyjść z domu.
Piękny kwiat stał się ogromnym chwastem.
Zasłonił przejście do rzeczywistości.
A jego kolce przebijały drzwi.
Wchodziły oknami.
Przychodziłeś do mnie codziennie.
Chciałeś, żebym Cię kochał.
Chciałeś, żebym Ci to udowodnił.
Ale nie było czego udowadniać.
Nie mogłem Cię kochać.
Byłeś chwastem.
Pasożytem.
Pasożytem, który chciał tylko jednego.
Nie zamierzałem się dłużej oszukiwać.
Zacząłem przecinać pnącze róży.
Ale każdy krok bolał.
Każdy ruch sprawiał, że dotykałem kolców.
I zostawiał głębokie rany.
Powoli zacząłem się od Ciebie oddalać.
Żeby całkowicie się odciąć.
Udało się.
Zniknąłeś.
Zniknąłeś, ale blizny po kolcach zostały.
Został ból.
Zostały też korzenie.
Korzenie, o które tak bardzo dbałem.
Pewne jest to, że coś jeszcze z nich wyrośnie.
Ale czy staczy mi odwagi, żeby pielęgnować inny kwiat?
Nie wiem.
Wiem tylko jedno.
Każda róża ma kolce.
Kolce, które ranią.
Sztuką jest zauważyć je wcześnie.
Zauważyć i nie dać się w nie zaplątać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro