Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 6: Pakt

Cii...

Echo tu, Echo tam.

Echo wie wszystko, zdradzę dziś wam.

Nie mówcie nic głośno w pobliżu niego,

jeśli nie chcecie dokonać żywota swego!

Tak że ciii...

Fragment przestrogi

Zasłyszane w Księżycowym Lesie

Na skraju Księżycowego Lasu...

Fado opuściła Nienibylandię i udała się w podróż, żeby odnaleźć czarnoksiężnika. Musiała przejść przez Figowy Sad, ominąć Florwart oraz leżące po drodze wioski, nie zatrzymując się przy tym prawie wcale. Dotarcie do celu zajęło jej ponad sześć dni wędrówki. Teraz oto stała na skraju Księżycowego Lasu i z łomoczącym sercem zaglądała w jego otchłań. Zastanawiała się, co ją tam spotka, jak również na co powinna uważać.

Słyszała kilka legend oraz niestworzonych historii o tym, że niektórzy nie zdołali wyjść z niego żywym. Ale ile było w tych bajkach prawdy? Czy faktycznie czaiło się tam takie zło? W końcu gdyby nikt nie przetrwał tej wycieczki, skąd brałyby się te wszystkie przerażające opowieści?

Wzięła głęboki, uspokajający wdech i spojrzała w górę.

– Jak myślisz, Boo? Przeżyjemy? – zapytała przyjaciela. Oczywiście retorycznie. Doskonale wiedziała, że smok i tak jej nie odpowie.

Gad zamachał za to skrzydłami, wydając z siebie cichy pisk, potem podjął decyzję za dziewczynę. Wzbił się nad Księżycowym Lasem. Fado uśmiechnęła się niepewnie i powoli podążyła jego śladem.

W środku czekała na nią niemała niespodzianka. Wszędzie było ciemno. Na niebie świecił srebrny księżyc, a wokół niego pobłyskiwały gwiazdy. Nastolatka obróciła się za siebie. Na zewnątrz wciąż trwał dzień, jednak jakimś cudem w tym miejscu panowała noc. Zmarszczyła brwi, lekko zaniepokojona, lecz nie miała zamiaru zawracać. Wyjęła z plecaka niedużą lampkę i zaczęła oświetlać sobie drogę. Ostatecznie nie bała się nocy. Wręcz przeciwnie – uwielbiała ją. Natomiast tutaj panowała odmienna, mistyczna atmosfera, która, jak by nie było, wzbudzała w niej lęk przed nieznanym.

Dziewczyna zerknęła na mapę. Jeśli chciała jeszcze dziś dotrzeć do czarodzieja, musiała podążać na zachód. Niestety przeprawa nie zapowiadała się zbyt przyjemnie. Fado była zmuszona co chwilę patrzeć pod nogi i uważać, by nie potknąć się o wystające z ziemi korzenie drzew tudzież sporej wielkości zapadliny. Odszukała wzrokiem Boo. On również zachowywał czujność. Leciał blisko niej i uważnie rozglądał się na boki, przekręcając przy tym łeb w taki sposób, jak gdyby wytężał słuch.

– Co jest, Boo? – podpytała. – Usłyszałeś coś niepokojącego?

Smok przytaknął nieznacznie, a przynajmniej tak to zrozumiała Fado, następnie udał się na wschód, czyli w całkiem odwrotnym kierunku, niż zamierzali. Nastolatka obserwowała otoczenie przez parę sekund, po czym ruszyła za gadem. Cokolwiek wyczuł, z pewnością należało to sprawdzić. W sumie jeszcze ani razu się nie pomylił.

Wyciągnęła miecz i zaczęła torować sobie przejście przez gęste zarośla. Zabrało jej to mnóstwo cennego czasu, ale nie narzekała. W końcu wyruszyła tu także w poszukiwaniu przygód.

Wreszcie wychyliła głowę spośród krzewów i wstrzymała oddech. To, co ujrzała, odebrało jej mowę. Jakby znalazła się w dziwnej krainie. Stały tu dziesiątki maleńkich domków oraz z tuzin większych budynków. Wszystkie wykonano z liści i patyków, były też oświetlone drobnymi, migoczącymi światłami. Miejsce wyglądało przepięknie! Czuło się magię. Nie czarną i paskudną, lecz prawdziwą, białą i szlachetną.

Kiedy minęło niedowierzanie, Fado dostrzegła też coś więcej. Wszędzie fruwały jakieś maleńkie istotki. Zmrużyła oczy, a w tym samym momencie naprzeciw jej twarzy pojawiła się miniaturowa postać. Machała tycimi skrzydełkami, wydając przy tym melodyjne bzyczenie. Dziewczyna zachichotała. Schowała broń i wyciągnęła rękę przed siebie, ażeby stworzenie mogło usiąść na jej otwartej dłoni.

– Cześć – przywitała się Fado. – Kim jesteście?

– Leśnymi elfami – pisnęło żyjątko. – Wtargnęłaś właśnie do naszego miasteczka, a twoje wielgaśne ptaszysko wyjada nam zapasy!

Nastolatka błyskawicznie odszukała smoka wzrokiem.

– Boo! – skarciła go. – Zostaw to natychmiast!

Gad spojrzał na nią zawstydzony. Przełknął to, co miał w pysku, i cofnął się o krok.

– Bardzo przepraszam – powiedziała do elfa. – Nie chcieliśmy wam przeszkadzać ani niczego niszczyć. Trafiliśmy tu przypadkiem. Nigdy nie byłam w tych okolicach.

– Nie szkodzi. Nie zdążył zjeść za wiele, ale i tak powinnaś nauczyć go kultury! – Stworzenie pogroziło lilipucim paluszkiem.

– Przysięgam, będę bardziej na niego uważać – obiecała dziewczyna. – Hej, u was zawsze jest tak ciemno?

– Co masz na myśli? – zainteresował się chochlik. – Jest noc. Nocą na ogół jest ciemno. Za kilka godzin nadejdzie dzień, wtedy będzie jasno. Tam, skąd pochodzisz, na okrągło świeci słońce?

– Nie – zaprzeczyła Fado. – Tam, skąd przyszłam, teraz trwa dzień. Najwyraźniej u was wszystko jest na odwrót... – Potarła brodę w zamyśleniu. – Zachód to w tamtym kierunku, prawda? – Wskazała ręką na lewo.

– Nie, nie, nie. – Istotka pokręciła głową. – Tam jest wschód. Zachód mamy po drugiej stronie. Daa!

Hmm... Chyba naprawdę całość obrócono tu do góry nogami.

– Powiedz, dokąd zmierzasz, a wskażę ci drogę – wyrwało ją z zadumy żyjątko. – Jeśli podążysz na wschód, trafisz do osady Utracjuszy...

– Kogo? – przerwała elfowi Fado.

– Utracjusze to takie ogromne wielkoludy – wytłumaczył. – Strasznie wredne i nieprzyjemne. Okradłyby cię i zostawiły z niczym.

– Wielkoludy jak dla was czy jak dla mnie? – dociekała dziewczyna.

– W sumie... – Chochlik się zamyślił. – Jeżeli spojrzeć na to z tej perspektywy, rzeczywiście nie są takie duże. Góra pół metra. Nas przewyższają parokrotnie, ale tobie sięgną zapewne nie wyżej niż do kolan.

– Nieważne. I tak nie zamierzam ich odwiedzać – powiedziała. – Idę na zachód. Muszę odnaleźć pewnego czarodzieja.

– Czarodzieja?! – pisnęło stworzenie. – Od razu trzeba było tak gadać, a nie ty mi tu oczy krasnalami mydlisz!

Fado rozchyliła usta, aby odpowiedzieć, lecz ostatecznie nie skomentowała faktu, że to nie ona zaczęła ten temat. Nie było sensu wdawać się w bezcelową dyskusję.

– Nawiń jego imię, to w mig cię pokieruję – kontynuował elf. – Znam tu każdego czarodzieja, maga czy wróżbitę, każde plemię, miasteczko i wioskę, wszyściutkie leśne skrzaty, story oraz zwierzęta...

– Jalokokta – weszła mu w słowo Fado, czując, że wyliczanka trwałaby bez końca.

– K-kto?! – Chochlik o mało nie zemdlał, z kolei wokół momentalnie ucichło. Wszyscy w pośpiechu zniknęli w domkach. Zapanowała niemal grobowa cisza. – Nigdy, ale to PRZENIGDY nie wymawiaj tego imienia, bo Echo cię usłyszy!

– Co? – Dziewczyna spojrzała na istotkę ze zdziwieniem.

– Echo jest wszędzie – wyjaśnił przerażony elf. – Przysłuchuje się rozmowom, choćby najcichszym szeptom, i przekazuje wiadomości złemu królowi.

– Jakiemu złemu królowi? – Fado coraz trudniej nadążała za tymi rewelacjami.

– Potwornemu władcy Konstelatopii – dodała miniaturowa postać. – Jeśli Echo zdradzi mu cel twojej wyprawy, może cię odnaleźć i zatrzymać albo, co gorsza, wtrącić do lochu lub zgładzić.

– Dlaczego miałby to robić? Nie można odwiedzać tego Jalo... – urwała, potem dopowiedziała, jedynie bezdźwięcznie poruszając ustami – ...kokty?

– Kiedyś był on najznakomitszym oraz najpotężniejszym władcą czarnej magii i drżała przed nim cała Kraina, jednak zdradził on królowi swoje sekrety, a ten uwięził go w jego domu i nie pozwala wyjść nawet za próg – wytłumaczyło żyjątko.

– Nie słyszałam o tym złym królu ani...

– Bo o tym się nie mówi – przerwał jej elf. – Dawno, dawno temu był bardzo dobry i szlachetny, ale pewnego dnia zmienił się nie do poznania. Teraz terroryzuje calutkie Królestwo, chociaż przed innymi udaje szczodrobliwego władcę. Nabierają się na to, ponieważ nie przybywają tu zbyt często. Mają własne problemy i nie widzą powodu, dla którego mieliby wtykać nos w cudze sprawy.

– Rozumiem... – mruknęła Fado. – Mimo to zaryzykuję. Nie mogę zawrócić. Potrzebuję jego pomocy.

– Dobrze. – Stworzenie westchnęło. – Idź, tylko pamiętaj, że cię ostrzegałem.

– Zapamiętam. – Dziewczyna uśmiechnęła się słabo.

– Odwiedź nas w drodze powrotnej. – Elf powoli odleciał w kierunku wioski. – Wprost uwielbiamy plotki oraz wszelkie pikantne szczegóły!

– Odwiedzę, obiecuję! – krzyknęła Fado. Nabrała powietrza i ruszyła na zachód, czyli na wschód, który tak naprawdę był zachodem...

Oj, wiecie, o co chodzi.

Tymczasem na zamku Feniksville...

Królowa Stella przesunęła palcami po zrujnowanych i zakurzonych meblach stojących w sali balowej zamku Feniksville. Doskonale pamiętała, jak zaledwie dwie dekady temu przybywała tu na najwspanialsze zabawy, jakie widziała cała Kraina. Była wówczas jeszcze księżniczką, a królowa Antonina jej najlepszą przyjaciółką. Dorastały razem, poznawały świat i dworską etykietę. Nawet zakochały się w swoich mężczyznach w tym samym dniu!

Ach, gdzie jesteś, najdroższa Antonino?

Stella odetchnęła ciężko, mocniej ściskając dłoń męża, następnie razem z nim podążyła do sąsiedniej komnaty. Przekroczyła próg sporego pomieszczenia służącego ongiś jako coś na kształt gabinetu.

– Witajcie – przemówiła do zebranych naprzeciwko niej władców Florwartu oraz Nienibylandii. – Dotarliście bez problemów?

– Po cóż nas tutaj sprosiłaś, droga Stello? – powiedzieli praktycznie jednocześnie, zaintrygowani celem owego spotkania. Darowali sobie zbędne uprzejmości.

– Zaprosiłam was w celu przerwania zmowy milczenia, która trwa już od ponad siedemnastu lat. – Kobieta omiotła pokój wzrokiem. – W tymże miejscu bawił się oraz ucztował każdy z nas, teraz zaś jesteśmy bierni i obserwujemy z daleka, jak Feniksville popada w ruinę. Wiemy, że to plugawy Orion stoi za tajemniczym zniknięcia Antoniny i Gideona, jednak nie mówimy o tym głośno.

– Do czego zmierzasz? – oburzył się monarcha Florwartu.

– Zaraz wytłumaczę. – Stella wzięła głęboki wdech. – Na pewno słyszeliście, cóż wymyślił ten parszywiec. Przeszedł wręcz samego siebie. Rozpowiedział w całej Krainie, że poszukuje królewny Serenity, oskarżając ją o zabójstwo rodziców. Dobrze zdajecie sobie sprawę, że to kłamstwo – zaostrzyła ton. – Była raptem niemowlęciem, kiedy zaginęli, więc nie mogła tego uczynić, a ja, władczyni Smoczogórogrodu, nie zamierzam dłużej bezczynnie się temu przyglądać.

– Czego od nas oczekujesz? – zapytał nieśmiało król Nienibylandii. – Nie możemy przecież z nim walczyć i otwarcie wystąpić przeciwko niemu. To zapoczątkowałoby wieloletnią wojnę. Wszyscy byśmy na tym ucierpieli.

– Poza tym to, że każde z nas podejrzewa go o te makabryczne czyny, nie oznacza, że mamy na to jakieś dowody – stwierdził oczywisty fakt możnowładca Florwartu.

– Wiem o tym – mruknęła Stella, zerkając na męża. – Obmyśliłam pewien plan. Proszę was o poparcie i pomoc, gdyby zaszła taka potrzeba. Orion poszukuje młodej Serenity, bo z jakiegoś nieznanego powodu jest dla niego cenna, natomiast nie ma najmniejszego pojęcia, gdzie ona się znajduje. – Umilkła na chwilę. – Wymyśliłam więc, że wyślę do niego zaufanego i odważnego młodzieńca, który wkradnie się w jego łaski, a gdy nastąpi odpowiedni moment, obroni i uratuje królewnę, po czym odda jej tron Feniksville, żeby zajęła należne jej miejsce.

– Skąd możesz mieć pewność, że sumiennie wykona powierzone mu zadanie? Że nie zwróci się przeciwko nam i nie dołączy do Oriona?! – Podniosły się wrzaski zgromadzonych. – Czy ten aspekt wzięłaś w ogóle pod uwagę?

– Ponieważ będę to ja – usłyszeli męski głos, następnie do komnaty wszedł dobrze zbudowany, przystojny, wysportowany i ogólnie olaboga chłopaczyna.

– Książę Kryszczjan! – zdumieli się zebrani. – Stello, czy ty do reszty postradałaś zmysły? Zamierzasz wysłać tam własnego syna?!

– Tak – oznajmiła pełna obaw królowa, posyłając latorośli dumne spojrzenie. – On sam zaoferował pomoc, a razem z mężem poparliśmy jego decyzję. Jesteśmy monarchią! Do kogóż należy obrona Krainy, jeżeli nie do nas? Nie możemy stać z boku, kiedy Orion rujnuje to, co przez lata budowaliśmy własnymi rękami. Obrócił już w perzynę Feniksville, teraz niszczy Konstelatopię. Skąd możemy wiedzieć, czy potem nie posunie się dalej? Do kogo się zwrócicie, jeśli zechce przejąć także wasze Królestwa? – uskuteczniała swój wywód Stella. – Pytam was zatem, jesteście ze mną czy przeciwko mnie?

– Jesteśmy z tobą! – krzyknęli królowie.

– Masz rację, Stello – przyznał władca Nienibylandii. – Zbyt długo nie robiliśmy nic w tej sprawie. Pomożemy ci i damy, czego będziesz potrzebowała, a gdy przyjdzie czas, staniemy po twojej stronie w walce z Orionem.

– Świetnie – uradowała się królowa. – Będę informować was na bieżąco, jak tylko otrzymam jakieś wiadomości. Tymczasem wracajcie do zamków i zachowajcie przebieg tej rozmowy w ścisłej tajemnicy.

– Oczywiście – zgodzili się wszyscy obecni. – Uważaj na siebie, Kryszczjanie!

– Obiecuję – przysiągł chłopak, stając obok matki. Wiedział, że czekała go ciężka i niebezpieczna przeprawa, ale jeżeli ma któregoś dnia objąć tron Smoczogórogrodu, musi udowodnić sobie oraz innym, że jest godzien powierzonego mu zadania. Nie zamierza być tchórzem.

Królewno Serenity, przybywam w twojej obronie!, poprzysiągł sobie w myślach, dumnie prostując plecy. Ciebie zaś, królu Orionie, spotka zasłużona kara.

_______________________

OMG! Przystojny i odważny książę pędzi na pomoc naszej Serenity?

To się dopiero porobiło! Nie wiem jak wy, ale ja z pewnością jestem pod wrażeniem.

Myślicie, że uda mu się przechytrzyć złego króla Oriona? Uratuje królewnę i zwróci jej należny tron? A może jego podstęp wyjdzie na jaw i nigdy nie będzie mu dane powrócić do Smoczogórogrodu? Ten parszywy drań włada w końcu czarną magią...

Nie martwmy się na zapas.

Jeszcze wszystko przed nami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro