ROZDZIAŁ 5: Stara Przepowiednia
Przyjdzie taki dzień, w którym na tronie Konstelatopii zasiądzie potężny i władczy król. Będzie rządził Królestwem, poddani zaś pokochają go za mądrość i sprawiedliwość. Upojony potęgą, jak również nienasycony sławą, nastawi on jednak całą Krainę do walki przeciwko sobie, a co za tym idzie, doprowadzi ją do ruiny.
Pewnej nocy, podczas letniego przesilenia, przyjdzie na świat niewinna królewna. Jak tylko weźmie pierwszy dech, pojawi się nadzieja na lepsze jutro. Gdy dorośnie, obejmie tron, po czym zasłynie z niebywałej rezolutności i odwagi. Każdy, kto ją spotka, będzie oczarowany jej wspaniałością. Za czasów panowania zjednoczy Królestwa. Zaprowadzi pokój i porządek. Pokona złego króla, broniąc świat przed nieuchronną zgubą. Jej czyny będą LEGENDARNE!
Fragment przepowiedni z pamiętnika króla Oriona
Nigdzie niepublikowana, prywatna kolekcja
Na zamku króla Oriona...
Monarcha siedział znudzony na ogromnym tronie. Jego poddani biegali we wszystkie kierunki i próbowali za wszelką cenę pocieszyć władcę. Minął już prawie tydzień, odkąd w Krainie rozwieszono afisze nawołujące do wstąpienia w szeregi jego świty. Chętnych przybywało z dnia na dzień, ale ponieważ król przestał wierzyć w swoich rycerzy, postanowił dobierać chojraków osobiście i wedle własnego uznania. Żadna ciapa się nie przeciśnie!
– Następny! – zawołał Orion, oglądając paznokcie. Zadanie bardzo go nużyło. Wolałby siedzieć teraz w jednej z komnat i pozować do nowego portretu.
– Theophilius z Nienibylandii, panie! – poddany zapowiedział kolejnego śmiałka.
– Dlaczego chcesz dołączyć do mojej brygady? – Orion wymówił już po raz setny tę samą formułkę i spojrzał w oczy stojącego naprzeciw niego mężczyzny.
– Aby złapać mordercę, Wasza Miłość – usłyszał.
– Umiejętności? – burknął mocarz.
– Władanie mieczem oraz bardzo dobra znajomość map.
Król obserwował gagatka przez chwilę z każdej strony. Chłop był młody i całkiem nieźle umięśniony, nada się idealnie do realizacji jego niecnego planu.
– Mianuję cię... Sam nie wiem, sam nie wiem... – Potarł brodę palcami. – Niech będzie drugi batalion.
– Dziękuję, Wasza Szczodrobliwość! – Uradowany młodziak dygnął.
– Następny! – krzyknął Orion, ciężko wypuszczając powietrze. Tak jak dziś, to on znudzony nie był chyba jeszcze nigdy w całym swoim długim życiu.
– Antuan z Florwartu – zapowiedział poddany.
– Dlaczego chcesz dołączyć do mojej brygady?
– Pragnę schwytać zbrodniarza, Wasza Miłość – otrzymał odpowiedź.
– Umiejętności? – stęknął król.
– Bezbłędne strzelanie do ruchomego celu oraz znakomita jazda konna.
– Niech będzie... – Podrapał się po czole. – Trzeci batalion.
– Dziękuję, mój panie!
Monarcha zacisnął pięści. Gdyby nie ta przepaskudna przepowiednia, do której wypełnienia za żadne skarby świata dopuścić nie zamierzał, mógłby teraz zajadać się smakołykami, podziwiać piękno ogrodów lub po prostu torturować, męczyć i zabijać niewinnych, jak to miał w zwyczaju... Ale nie! Wszystko musiało oczywiście pójść nie po jego myśli...
– Następny!
– Alvaro z...
Tymczasem gdzieś w środku lasu...
Fado żwawo przebierała nogami, żeby możliwie najprędzej dotrzeć do Źródła Prawdy. Nie mogła się doczekać, kiedy wypije łyk magicznej wody i pozna przeznaczenie. Nie odczuwała już lęku. Wiedziała, że czeka ją świetlana przyszłość. Że zostanie wielką bohaterką, jak to sobie wymarzyła.
– Nie biegnij tak! – zawołał zasapany Daniau. Starał się dotrzymać jej kroku, tyle że ona gnała przed siebie z niebywałą prędkością. Wystarczyło, że przystanął na moment, by zaczerpnąć tchu, a przyjaciółka w mig znikała mu z pola widzenia.
– Nie mam czasu – burknęła Fado, przybierając zaciętą minę. – Jeszcze dziś chcę opuścić Nienibylandię i udać się w podróż do przyległego Królestwa.
– Dziś czy jutro, co za różnica? – wymamrotał niepocieszony.
Po co ona się tak spieszy?, pomyślał ze złością. Całe życie ma przed sobą. Zdąży zrobić wszystko, co tam sobie ubzdurała...
Troszeczkę później...
Na miejsce dotarli dopiero w południe. Słońce wciąż świeciło z pełną mocą – nie zakrywała go ani jedna chmurka. Gdy do ich uszu dotarł szum fal, a na horyzoncie dostrzegli wodospad i unoszącą się na wodzie muszlę, Fado podbiegła do linii brzegu.
– Witaj, wojowniczko! – zawołała jedna z syren, wyłaniając się na powierzchnię.
– Witaj – odparła. – Czy twoja siostra powróciła bezpiecznie?
– Tak, jestem tutaj! – Nimfa wychynęła spod piany i podpłynęła bliżej plaży. – Dotarłam już do domu, a to wyłącznie dzięki tobie.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. – Dziewczyna się zarumieniła.
– Oto twoja nagroda – powiedziała istota. Wyciągnęła w jej stronę dłoń, na której spoczywała nieduża szklana buteleczka. – Wypij, wówczas poznasz swoją przyszłość.
– Dziękuję – szepnęła Fado, przejmując od niej flakonik. Przez chwilę obracała go w palcach. Oto nadszedł ten długo wyczekiwany moment, tymczasem nagle poczuła niewielki lęk. A co, jeśli...?
– Nie zastanawiaj się – mruknęło wodne stworzenie. – Zasłużyłaś.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Zerknęła przelotnie na stojącego kawałek dalej przyjaciela, następnie zamknęła oczy i jednym haustem połknęła biały płyn. Smakował jak zwykła woda. Fado zakręciła nakrętkę, rozglądając się wokół. Nie wiedziała, na co tak właściwie powinna czekać. Usłyszy czyjś głos? Zobaczy obrazy? Halucynację?
– Nie rozumiem... – szepnęła syrena.
– Co się stało? – zapytała Fado. – Zrobiłam coś źle?
– Twoja przyszłość jest... – Umilkła. – Niejasna.
– Co to znaczy? – zdziwiła się nastolatka.
– Ktoś musiał w niej namieszać. Ktoś niezwykle potężny – wyjaśniła najstarsza z nimf. – Nie widziałyśmy dotąd zaklęcia, którego nie złamałby łyk ze Źródła Prawdy.
– Twierdzisz, że ktoś rzucił na mnie czar? – Fado zmarszczyła brwi. – Dlaczego miałby to robić? Poza tym nigdy nie spotkałam żadnego maga. To chyba... Niemożliwe.
– Wybacz nam, wojowniczko. – Syreny posmutniały. – Tyle dla nas uczyniłaś, a my nie jesteśmy w stanie się odwdzięczyć.
– Zaczekajcie! – krzyknęła inna z sióstr, wyłaniając głowę spod fal. – Istnieje ktoś, kto może pomóc. Pewien czarodziej, co prawda bardzo potężny i niebezpieczny, ale jeśli ktokolwiek miałby zdjąć urok, to tylko on.
– Cóż to za czarnoksiężnik? – dociekała dziewczyna. – Wiecie, gdzie go szukać?
– Najmroczniejszy z najmroczniejszych władców czarnej magii zwany Jalokoktą – zdradziła jedna z nimf. – Znamy jego lokalizację, niestety jedynie w teorii. Nigdy nie opuściłyśmy Oceanu Wspomnień, więc nie potrafimy podać dokładnego punktu, za to mamy coś, co ci ułatwi poszukiwania.
Syrena zanurkowała w głębinach krystalicznej wody, plaskając tęczowym ogonem o jej taflę. Wyłoniła się po dłuższej chwili z tajemniczym zwojem w dłoni.
Fado przejęła go i rozwinęła. Mapa.
– Jest zaczarowana – wyjaśniła istota. – Nie można jej spalić, utopić ani rozerwać. To niezniszczalny artefakt.
– Nie rozumiem... – Dziewczyna obejrzała arkusz ze wszystkich stron. – Co...?
– Pomyśl o miejscu, w które chcesz się udać, a ona wskaże ci drogę – wyjaśniła półkobieta. – Wystarczy, że je sobie wyobrazisz lub wymówisz na głos.
Fado popatrzyła na stworzenie z niedowierzaniem oraz lekką dozą niepewności, po czym ostatecznie w jej umyśle uformował się obraz Daniau. W ułamku sekundy na mapie pojawiła się miniaturowa kula światła. Zawirowała w powietrzu, zabłyszczała, następnie stanęła w bezruchu, idealnie tam, gdzie stał chłopak. Nastolatka spojrzała na przyjaciela.
– To naprawdę działa! – Uradowała się i w mig pomyślała o matce. Iskierka ponownie wykonała magiczny taniec, potem zabłysła w tej samej okolicy, w której był położony jej rodzinny dom. Posmutniała. Tęskniła coraz mocniej.
Zamachała szybko głową, by wyrzucić z niej niepożądane myśli.
– Jalokokta – wymówiła wyraźnie imię czarodzieja.
Światełko zaczęło błądzić po pergaminie. Natychmiast zrobiło się czarne niczym smoła. Przygasło, nieruchomiejąc zaraz za granicami Księżycowego Lasu. Po plecach nastolatki przebiegł zimny dreszcz. Słyszała niestworzone historie o tamtych rejonach. O zamieszkujących je wróżkach, skrzatach i elfach, jak również słynnych wróżbitach czy uzdrowicielach. Wszyscy oni posiadali jedną wspólną cechę: mistyczność.
Fado nie przepadała za szarlataństwem owianym nutką tajemnicy. Wolała nie wkraczać na cieszące się złą sławą tereny, lecz tym razem napotkała ślepy zaułek. Jeśli chciała poznać przeznaczenie, musiała odnaleźć potężnego geniusza i poprosić o przysługę. Zwątpiła tylko na moment, myśląc o cenie, jaką przyjdzie jej za to zapłacić. Wiedziała, że kiedy w grę wchodziła magia, zawsze wiązało się to z pewnymi warunkami, których spełnienie z pewnością będzie niosło konsekwencje. Cóż jej jednak pozostało?
Dziewczyna podziękowała syrenom za prezent i ruszyła w las.
– Ty nie żartujesz? – Dogonił ją Daniau. – Odszukasz tego czarnoksiężnika?
– Tak – przyznała. – Ale ty nie możesz iść ze mną.
– Co? Dlaczego?! – pisnął chłopak.
– Bo muszę tego dokonać sama – rzekła. – Przykro mi. Tu się rozstaniemy.
– Nie zostawię cię samej. – Przyjaciel pociągnął ją za rękę. – Nie...
– Już postanowiłam – przerwała mu Fado. – Jeśli chcę spełnić marzenia, powinnam zrobić to w pojedynkę. Kocham cię i wiem, że i ty mnie kochasz, ale... – Zawiesiła głos. – Nie wierzysz, że mi się uda.
– Nieprawda! Ja... – zaczął, ostatecznie nie kończąc zdania. Miała rację. Nie chodziło o to, że wątpił w jej odwagę. Dla niego po prostu była zwykłą dziewczyną. Najlepszą przyjaciółką, a nie... Wojowniczką. To domena mężczyzn, nie kruchych dam. – Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? Iść dalej sama?
Nastolatka milczała przez kilka sekund. Niby wiedziała, że podejmuje dobrą decyzję, mimo to myśl o rozstaniu napawała ją lekiem. Czekała na nią długa przeprawa przez mroczne i niebezpieczne lasy, gdzie mogła trafić na cokolwiek, z kolei niektóre wioski nie cieszyły się zbytnią sławą. Miała ze sobą broń oraz smoka, to prawda, ale przy spotkaniu z niegodziwcami nawet one czasem zawodziły.
Im dłużej rozmyślała, tym bardziej pragnęła zatrzymać przy sobie kumpla, lecz czuła, że to kiepskie rozwiązanie. Z Daniau na pewno byłaby bezpieczniejsza, niestety też ograniczona, a przecież najbardziej zależało jej na niezależności. Nigdy nie dopnie swego, jeśli pozwoli mu kierować wyprawą. Oboje chcieli czegoś innego.
– Jestem pewna – wydusiła wreszcie. – Nie gniewaj się, dobrze?
– Dobrze – powiedział z ciężkim sercem. Mógłby się z nią wykłócać, próbować nakłonić do zmiany zdania czy nawet błagać, jednak znał Fado aż za mocno. Miał świadomość, że kiedy coś sobie postanawiała, nic jej od tego nie odwiedzie. – Skoro taka jest twoja decyzja...
– Tak musi być, Daniau. – Westchnęła. – Jeżeli nie stawię czoła swoim lękom i obawom, nigdy nie osiągnę upragnionego celu. Nie mogę ciągnąć cię za sobą przez całą Krainę. Powinieneś wrócić do domu lub podążyć za własnymi marzeniami.
– Fakt – zgodził się beznamiętnie chłopak. – Rozumiem więc, że to już?
– Tak. Chyba tak – szepnęła Fado, następnie mocno przytuliła kumpla. Usilnie próbowała powstrzymać łzy, ale te małe dziadostwa i tak zdołały się wymknąć i przyozdobić jej twarz.
Przyjaciel odwzajemnił uścisk, gładząc ją po włosach.
– Będę za tobą tęsknił. – Powoli i niechętnie odsunął się od przyjaciółki. – Uważaj na siebie, dobrze?
– Obiecuję – przyrzekła. – Mogę cię o coś poprosić?
– O co tylko zechcesz.
– Odwiedź moją mamę – przemówiła. – Powiedz jej, że wszystko ze mną w porządku. Przekaż, że wcale nikt mnie nie porwał. Że musiałam odejść, by obrać własną ścieżkę, ale pewnego dnia do niej powrócę, żeby opowiedzieć o swoich przygodach.
– Oczywiście. – Chłopak pokiwał głową. – Powodzenia, Fado.
– Powodzenia, Daniau.
Dziewczyna otarła zapłakane policzki. Obserwowała przyjaciela, jak odchodził, dopóki jego sylwetka całkiem nie zniknęła w zaroślach drzew. Gdy już została sama, ścisnęła w dłoniach magiczną mapę i spojrzała w niebo.
– Boo, jesteś tam?
Smok zapiszczał w oddali, a chwilę później wyłonił się znad krzewów. Wylądował tuż przy jej stopach. Pochylił łeb, by zlizać pozostałości gorzkich łez i dodać dziewczynie otuchy. Fado pogłaskała go za uchem, smutno się uśmiechając, po czym wyprostowała plecy i głęboko nabrała powietrza.
– Jalokokta, idę do ciebie, czarnoksiężniku!
________________
Łooo, tego to nawet ja się nie spodziewałem! Ja, narrator, który powinien przecież wiedzieć wszystko! Nasza królewna Serenity nie mogła poznać swojego przeznaczenia? Przeszła pół Nienibylandii, odnalazła Źródło Prawdy, pokonała potężnego pirata i uratowała syrenę, a wy mówicie, że to na nic?! Ach...
Myślicie, że Jalokokta złamie ten tajemniczy czar? Serenity dowie się, kto go na nią nałożył? Byli to Wysłannicy Śmierci? A może jej matka?
Tyle pytań pozostało bez odpowiedzi...
Miejmy nadzieję, że wszystko szybko się wyjaśni!
Zostańcie ze mną, moi mili.
Dowiemy się już wkrótce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro