Rozdział 22 Brawo, Chloe!
Po upływie może trzech czy nawet pięciu minut odważyła się. Zahaczyła jo-jem o najbliższy budynek, stojący obok jej królestwa, że tak to nazwę.
Wręcz przerażona wzbiła się w powietrze, choć trzeba przyznać, że jak na pierwszy raz zrobiła to całkiem zgrabnie i mimo strachu, odważnie.
Bycie Biedronką wcale nie jest proste. Pomimo tej magii, tej siły i całej posiadanej mocy, jest to naprawdę trudne, Mistrz nie wybiera przypadkowo. Walka ze zwolennikami Władcy Ciem ostatnimi czasy, co prawda staje się coraz bardziej skomplikowana i wyczerpująca. Przychodzą chwile, że martwię się o Biedronkę, że mam czasem obawy co do tego czy... zawsze sobie poradzi... zwłaszcza, iż mam złe przeczucia, że Władca szykuje coś nieobliczalnego.
Ale jednak wierzę w każdą Biedronkę.
Opadając na ziemię Chloe przykucnęła. Rozglądnęła się szybko wokół i powoli wstała. Poczęła przyglądać się z zainteresowaniem czerwonemu, okrągłemu przedmiotowi w czarne kropki, który trzymała w dłoni. Po niedługiej chwili zaczepiła go z powrotem o biodro, po czym zaczęła biec przed siebie. Była zafascynowana tym, że biegnie nadzwyczajnie szybko, pochłonięta pędziła przez chodnik. Nie dało się ukryć, że przechodnie obrzucali ją ciekawym, nieco zdziwionym, ale i nieufnym wzrokiem. W końcu będą się musieli oswoić z nową Biedronką...
W końcu zatrzymała się i rozejrzała wokół. Nie wydawała się być zbyt zmęczona. Dostrzegła dwie dziewczynki idące w jej stronę, które przyglądały jej się. Wyglądały może na dwanaście lat i obie miały zaplecione warkoczyki po bokach głowy.
- Hej.- odezwała się odważnie jedna z nich, gdy stały już tuż przy Chloe.- Ty będziesz teraz nową Biedronką? - zapytała. Chloe przyjrzała się jej oczom.
- Tak... - odpowiedziała jej blond-włosa.
Dziewczynki spojrzały na nią z ciekawością i tym razem odezwała się druga, blond-włosa i piegowatej twarzy.
- Ale dlaczego? Coś stało się tamtej?
- Tak. Ale tamta może jeszcze do was powrócić, choć nic nie obiecuję... Sama nie wiem przez ile czasu będę chroniła Paryż.- powiedziała Chloe.
Gdy już skończyła pogawędkę, postanowiła odważyć się na coś większego. Chloe zamierzała wreszcie spróbować wybić się w powietrze, zahaczając o coś czerwonym, małym przedmiotem. I tak też zrobiła. Zarzuciła swoje jo-jo gdzieś w bok, te zaczepiło się o coś, a ona wzbiła się w powietrze. Będąc nad ziemią zapiszczała krótko, po czym opadła.
Powtórzyła to odważnie kilka razy. Ale już nie piszczała. Powoli przyzwyczajała się do tej roli... Odważyła się nawet wejść na dach jednego z wysokich budynków. To znaczy wybić się i później jeszcze raz, wyżej. Aż była na szczycie.
Problem jednak niemały miała z zejściem... Bardzo się lękała. Zrobiła chyba za duży krok jak na pierwszy raz, no ale niestety nie byłam w stanie jej ostrzec. Martwiłam się o nią jak sobie poradzi z zejściem na dół...
Ale w końcu znalazła sposób, choć za nim to nastąpiło musiała się nie byle jak nadenerwować. Opadła już trochę mniej zgrabnie, wręcz potknęła się o własne nogi i klapnęła na ziemi. Nic w tym dziwnego, odgrywanie Biedronki to nie prosta sprawa. Ale według mnie, jak na pierwszy raz poradziła sobie świetnie. Jestem z niej szczerze dumna.
- Tikki, odkropkuj! - rzuciła nagle słowa, a ja wydostałam się z magicznej biżuterii.
- Chloe! - uśmiechałam się zadowolona i dumna w jej stronę.- Poradziłaś sobie super, to muszę przyznać. - zachichotałam uradowana.
- Serio? - rozpromieniała.
- No tak. Jestem z ciebie dumna. Chociaż to jeszcze nie była prawdziwa walka, ale oswoiłaś się już...
Uśmiechnęła się szeroko.
- Dzięki.
- Tylko jeden drobiazg. - zwróciłam uwagę.- Gdy się przemieniasz i z powrotem, musisz sobie wybierać bardziej ustronne miejsce... Musisz się starać, żeby nikt nie zobaczył twojej przemiany, to ważne. A tak to wszystko prawidłowo. - wyszczerzyłam się lekko.
- Aa... no dobra. Wybacz, nie pomyślałam...
- Nic się nie stało, ale pamiętaj na następny raz!
* * *
Lila
Wyszłam ze szkoły, opuściłam jej teren i idąc przed siebie nagle usłyszałam niespodziewany wrzask Adriena.
- LILA! - ryknął, że aż podskoczyłam. Obróciłam się niepewnie na pięcie i zobaczywszy jego wyraz twarzy zatrzęsłam się.
- COŚ TY ZROBIŁA?! - wybuchnął mi w twarz. Był wściekły. I to jak bardzo.
Zlękniona i zmuszona patrzeć mu w oczy pełne gniewu, stałam bez ruchu. Wziął mnie silnymi dłońmi za ramiona.
- Och, nie miałaś prawa jej tego robić!! ZA CO?! Za to, że JĄ KOCHAM A NIE CIEBIE??!!
Nadal nie wydobyłam z siebie ani jednego słowa. Nic nie mogło przedostać się przez moje gardło. A on wściekły, impulsywnie ścisnął moje ramiona jeszcze bardziej, co mnie zabolało. Na mojej twarzy oprócz przerażenia, widniał grymas bólu
- A TERAZ NAGLE MILCZYSZ??! - warknął z nienawiścią.- Widzisz jaka jesteś słaba? - pchnął mnie lekko do tyłu.
- Aa... - tylko tyle z siebie wydukałam.
Zaśmiał się w głos.
- Taka z ciebie była wredna szmata, a teraz nawet słowa z siebie wydobyć nie potrafisz! Zobaczysz, obiecuję ci, że zapłacisz za wszystkie krzywdy Marinette. - powiedział zły i poważny.- Jeszcze poczujesz to co Marinette czuła. - syknął. - I TO TY NIE BĘDZIESZ W NASZEJ SZKOLE, A MARINETTE WRÓCI. Szykuj się na najgorsze. - warknął z podniesionym głosem i z uniesionym do góry palcem wskazującym, jakby chciał pokazać powagę wypowiadanych słów.
Zastygłam w bezruchu, drgając. To nie tak... miało wyjść...
- Ha! I jeszcze zwaliłaś winę na Chloe? Naprawdę sądziłaś, że to nie wyjdzie na jaw? Och, jesteś żałosna. Szczerze? Zacząłem uważać cię za naprawdę mądrzejszą i fajniejszą osobę. I powiem ci, zawiodłem się mocno.- nacisnął na ostatni wyraz.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Jakie argumenty podać na swoją obronę.
- NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO NIEJ, RADZĘ CI, BO POPAMIĘTASZ. Uwierz mi na słowo. Miałaś ode mnie szansę, nawet pomyślałem, że miło by było zaprzyjaźnić się z tobą, no jednak po takim czymś możesz zapomnieć o jakiejkolwiek dobroci z mojej strony.
- P-przepraszam... - mruknęłam nieśmiało, jednak skrzywiłam się, bo wcale nie żałowałam tego co zrobiłam, nie chciałam przepraszać. Ale zrobiłam to jakby po to, by się odczepił. Co mnie obchodzi ta fujara, zasłużyła sobie!
- No gratuluję i przeprosin niestety nie przyjmuję! - posłał mi nerwowy i nieszczery uśmiech.
Jejku, ile to jeszcze będzie trwać?!
- Może jeszcze powiesz teraz, że bardzo ci przykro i żałujesz? Sorry, ale nikt ci już nie uwierzy! Posunęłaś się o wiele za daleko. Kara cię nie ominie. Wiesz co, wracam do domu, mam nadzieję, że moje słowa dotarły do ciebie chociaż w połowie pustaku.- dorzucił na koniec wkurzony i nareszcie odszedł.
- W dupie mam tą twoją idiotkę, palancie. - mruknęłam do siebie po cichu.
* * *
Adrien
Nadal zastanawiała mnie ta cała sprawa z nieznaną mi dotąd piwnicą... Czy to na pewno była mama? To znaczy mógłbym przyrzec, że to właśnie jej głos słyszałem... Ale naprawdę trudno mi uwierzyć w to, że ojciec mógłby tam mamę więzić... I w ogóle dlaczego? Z jakiego powodu miałby ją tam trzymać? Bardzo dziwna ta sprawa i nietypowa... No ale żeby się przekonać musiałbym sam zobaczyć. Sam tam pójść znów w nocy za tatą... Pragnę odkryć tą tajemnicę. Intryguje mnie bardzo ta cała sprawa, ale i mocno niepokoi. Na samą myśl o tym mrocznym miejscu, ogarnia mnie lęk.
Myślałem też, przynajmniej zacząłem myśleć, że tato się zmienił, że zrozumiał, że mną zainteresował... Ale jednak gorzko się pomyliłem. A więc dlaczego to robił? Dlaczego jednego dnia był tak uprzejmy i zainteresowany jak nigdy a kolejne dni spędziłem już z nim jak zawsze, czyli w bardzo poważnej, zanadto surowej i zimnej atmosferze. Raczej nie rodzinnej. W tym momencie nie potrafię uzasadnić dlaczego tak robił, nie wiem jaki mógł mieć zamiar.
* * *
Nastała już ciemna noc. Za oknem widać już tylko ciemne rysy drzew i krzaków oraz budynki w blasku księżyca, w których już większość świateł zgaszonych. Wzdłuż drogi są pozapalane gdzie niegdzie lampy, które ją oświetlają.
Zbliża się listopad. Końcówka października.
Postanowiłem, że dzisiejszej nocy będę po raz kolejny śledził ojca. Choć gdyby mnie zauważył to z pewnością bardzo niekorzystnie się to dla mnie skończy.
Miałem nastawiać sobie budzik, żeby nie zasnąć, ale stwierdziłem, że tej nocy i tak nie zasnę i nie ma potrzeby.
Leżałem w łóżku, opatulony ciepłą kołdrą i zestresowany swoim planem na tę noc.
Próbowałem wyeliminować stres, ściskało mnie w żołądku, bałem się co będzie gdy tato mnie przyłapie... Jak się wytłumaczę, co powiem?
Że ciekawiło mnie gdzie idzie?
Oj dostanę mocny ochrzan.
Nie myśl o tym Adrien, na pewno ci się uda!! Musisz tylko być bardzo, bardzo ostrożny, a dowiesz się czegoś.
Kurczę, boję się.
Przekręciłem się raptownie na łóżku i sprawdziłem na telefonie, która godzina. Dochodziła druga w nocy.
To chyba już niedługo będę się wybierał... Wtedy była prawie trzecia jak go zobaczyłem. Może lepiej jak zejdę teraz na dół do kuchni, tak jak wtedy, i zobaczę kiedy będzie szedł.
Wstałem bardzo cicho i ostrożnie z łóżka, pomyślałem, że lepiej jak będę szedł może bez kapci, w samych skarpetach, zawsze odrobinę ciszej.
Powoli zszedłem po schodach, starałem się być bardzo strożny, musiałem zachować niezwykłą ostrożność przy każdym ruchu, bo on mógł już tam być...
Serce poczęło mi kołatać coraz szybciej, a dłonie lekko drżały.
Nikogo nie było. Cisza. Przerażająca cisza.
Wziąłem ze sobą małą latarkę, lecz na razie jej nie używałem, tato nie może ujrzeć żadnej wydobywającej się iskry światła. Usiadłem sobie na podłodze w kuchni, bardziej w kącie i czekałem aż coś usłyszę, aż mój ojciec będzie schodził.
Mijały minuty, a ja siedziałem i w zdenerwowaniu czekałem na moment, kiedy będę śledzić mojego rodzica.
W kuchni było trochę chłodno, miałem na sobie przecież tylko samą piżamę i skarpety. Opierałem się skulony, o ścianę i nasłuchiwałem. Przymknąłem na chwilę oczy. Czekałem w napięciu.
Nagle usłyszałem jakiś brzęk. Natychmiast otworzyłem oczy a tempo bicia mojego serca przyspieszyło. Kroki. Ciche, ale jednak. Zastygłem w bezruchu. Nie poruszyłem się ani o milimetr, gdyby cokolwiek usłyszał, zobaczył to po mnie.
Miał latarkę, widziałem strumień jej światła. Niepokoiło mnie to, że światło zaczęło padać coraz bardziej w stronę kuchni, w której byłem ukryty.
No nie, błagam.
Wszedł do kuchni.
Schowany za dużym stołem, w samym kącie i osłonięty białą kuchenną szafką, widziałem jego nogi. Siedziałem w bezruchu, bardzo się bałem, że mnie zauważy. Wstrzymałem też oddech. Słyszałem lekko obijające się szkło, tato wyjął z szafki szklankę i napił się wody. Pragnąłem, żeby już stąd sobie wreszcie poszedł. Obserwowałem uważnie w napięciu wszystkie jego ruchy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro