Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16 Z nieba na ziemię

Jaskrawe promyki słońca usiłowały przebić się przez skórzane rolety na oknie, wprowadzały światło do każdej możliwej szpary. Marzenia senne i cała "lekka" rzeczywistość zaczęła zanikać wraz z uchylaniem powiek przez Chloé. Niewyraźny obraz oglądany jakby przez mgłę pozostał już wspomnieniem sprzed chwili. Podniosła delikatnie głowę i obróciła się tak, aby jej twarz zwrócona była ku twarzy ukochanego. Matteo spał na prawym boku, ułożony na krwistoczerwonej poduszce. Rozczochrane brunatne włosy układały się chaotycznie na miękkim wyposażeniu łóżka. Postanowiła, że pozwoli mu na jeszcze parę minut odpoczynku. Sama zaś zdjęła z siebie pąsową pościel i skierowała się do łazienki, gdzie wykonała poranną rutynę. Po umyciu zębów udała się do kuchni, gdzie nastawiła wodę, aby kolejno zalać gorącą wodą ziarenka kawy.

Chloé miała w zwyczaju czasem wziąć prysznic zaraz po przebudzeniu, toteż jej ciało okrywała jedynie czarna koronkowa bielizna i zwiewny niezawiązany szlafrok.

Ziewnęła krótko, po czym dodała do ciemnego napoju mleka. Naraz usłyszała otwierane miedziane drzwi sypialni. Matteo uśmiechnął się zawadiacko w stronę Chloé, skąpy i intymny ubiór przyciągał jego uwagę. Nie do końca po przebudzeniu jeszcze"zorientowany" zbliżył się do partnerki. Poranny ubiór kobiety rozbudził nieco jego szaleńcze zmysły. Całkowicie pozbył się dzielącej ich odległości. Blondynka odgarnęła złote włosy na bok, gdy zaczął składać subtelne pocałunki na jej szyi. Przyjemnie ciepłe wargi wpijały się w jej szyję. Powoli z wyczuciem, delektując się każdym kawałkiem ciała, począł kierować się niżej. Chloé przymknęła oczy, żeby móc jeszcze wyraźniej wyłapywać każdy nawet najdrobniejszy gest partnera. Mężczyzna złapał ją za pośladki, po czym posadził ją na stole. W ułamku sekundy Chloé poczuła jak uderzyła w coś drobnego i ciepłego. Zanim zdążyli jakkolwiek zareagować filiżanka przewróciła się pozbywając się przy tym swojej gorącej zawartości. Poranny napój gwałtownie objął połowę powierzchni stołu, dosięgnął moment później podłoża, przy okazji także plamiąc bieliznę kobiety.

Chloé, czując ciecz o wysokiej temperaturze, odskoczyła jak poparzona. Tym razem to porównanie faktycznie zgadzało się z okolicznościami, może z tym wyjątkiem, że kawa nie była na tyle gorąca, aby szczególnie poparzyć jej skórę.

– Och, porażka... – jęknęła zniesmaczona, patrząc na poplamiony szlafrok i dolną bieliznę.

– Przepraszam... – Matteo zmieszany pomasował ze zdenerwowaniem tył głowy.

– Zetrzyjmy to.

Kiedy już wspólnymi siłami pozbyli się napoju z podłogi i z jasnopomarańczowego lnianego obrusu, Chloé przetarła jeszcze na koniec wilgotną ściereczką kuchenny stół.

– Idę się przebrać. – oznajmiła, odkładając wilgotną szmatkę. – A ty w tym czasie możesz przygotować nam śniadanie w ramach wynagrodzenia za tę kawę. –  mrugnęła do Mattea, posyłając przy tym złośliwy uśmiech.

– Heej, ale nie po mojej stronie leży cała wina... Nie zauważyłem żebyś stawiała duży opór. – przekomarzał się, rzucając przy tym wyzywające spojrzenie.

– No wiesz... trudno było stawiać opór, kiedy zostałam wręcz zaatakowana gorącymi pocałunkami.

– Zaatakowana? Już nie zmyślaj, że aż tak ci przeszkadzały...

– Zwłaszcza, gdy wylałeś na mnie kawę. – Wypomniała mu.

Chloè zauważyła jak na moment lekko spuścił głowę, po czym westchnął przeciągle.

– No dobrze... tak naprawdę lepszego poranka nie mogłam sobie wymarzyć. – Podeszła w stronę partnera, żeby złożyć subtelny pocałunek na jego policzku.

– Od początku wiedziałem o tym... – Uśmiechnął się uradowany i usatysfakcjonowany, że Chloè doceniła jego poranne czułości. - Przebierz się słonko, bo na miasto chyba tak ubrana nie wyjdziesz. – dodał po chwili.

– Na miasto? Wychodzimy gdzieś?

– Tajemnica... – odpowiedział pół-szeptem z nutką podekscytowania w głosie.

– Nie mogę się doczekać.

W łazience Chloè przyglądała się z zadowoleniem swojemu odbiciu w gładkiej tafli szkła, obramowanej przez drobne, trzykolorowe, muszelki, jak przystało na mieszkańca Biarritz. Morskie atrybuty przybrały raczej stonowane barwy, prezentowały kilka rodzai miedzi, bieli i brązu. Kobieta spojrzała na złote cienie, którymi przykryła powieki. Od zawsze preferowała wyrazisty makijaż. Zdecydowała, że sięgnie jeszcze po tusz do rzęs, by nieco bardziej pogrubić jego warstwę na rzęsach. Po małej modyfikacji wizerunku otworzyła szafkę, żeby odłożyć kosmetyk, lecz nagle z szafki wypadło lusterko. Refleks blondynki niestety nie należał do najpewniejszych, toteż przedmiot uderzył o twardy blat. Odłamki lusterka rozprysły się i osiadły na różnych zakątkach łazienki.

– Cholera. – zaklnęła sfrustrowana. –- Co za pechowy dzień... – Westchnęła, zmierzając po szufelkę, by zebrać kawałki cienkiego szkła.

– Co się stało? – spytał przejęty Matteo, widząc zdeterminowaną narzeczoną.

– Moje małe lusterko pękło. – Odpowiedziała męczeńskim tonem, pozbywając się elementów lustra.

Matteo posłał jej smutne spojrzenie, okazując w ten sposób pewien rodzaj współczucia, bo wiedział, że Chloè ceniła sobie to małe lustro.

– Nie martw się, znajdziemy podobne, obiecuję.

– No może... ale to symbol nieszczęś...

Nie dokończyła, gdyż przerwał jej dzwonek telefonu. Odwróciła się, by dowiedzieć się, kto jest nadawcą telefonu. Ucieszyła się, kiedy zobaczyła znajomą twarz.

– Halo? Marinette?

Tak, w samej postaci. – Zachichotała. – Chloè... chciałabym ci złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji dwudziestych piątych urodzin!

– Ooo... dziękuję kochana. Dziękuję, że pamiętałaś.

Przede wszystkim, żeby wasza relacja, twoja i Mattea, kwitła jak najładniej, sukcesów w pracy, żeby ci się wiodło, pomyślności w dniu codziennym i oczywiście zdrowia, gdyż jest jednym z najważniejszych obok szczęścia. I życzę wam także byście mogli cieszyć się spokojem, żeby nikt nie zburzył porządku dziennego.

– Dziękuję ogromnie, piękne życzenia. – Uśmiechała się szeroko. –- Co prawda sprawa z sąsiadką niezupełnie rozwiązana jeszcze, ale wierzę, że w końcu wszystko się ułoży. I wyjaśni.

O kurczę, więc jeszcze nie? W takim razie tego też życzę i również mam taką nadzieję...

– Jakoś damy radę. – odpowiedziała optymistycznie Chloè, nabierając nowej nadziei na ten dzień.

Zawsze dawaliśmy to czemu i tym razem ma się nie udać. –- stwierdziła Marinette z pogodnym uśmiechem. – Ale czy ona wciąż was nachodzi? Pani Benoit?

– Nie, nie nachodzi. Brak sygnału z jej strony. To chyba dobrze.

Nie sądzisz, że to z drugiej strony trochę podejrzane? Skoro wcześniej przychodziła przy każdej możliwej okazji...

– Panuje teraz atmosfera dużego spięcia między nią a nami, nic więc dziwnego, że się nie zjawia.

Hmm... myślę jednak, że coś jest nie tak w tej historii... No, dobrze, nieważne. Nie chciałam ci dziś tym zaprzątać głowy, wybacz. Każda prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw.

– To prawda...

Mhm... Chloè? Oglądałaś wczorajsze wiadomości? – jej głos przybrał poważny ton. Niby kamienny, ale jednocześnie przesiąknięty emocjami.

Chloè nie wiedziała czego się spodziewać.

– Nie, wczoraj nie obejrzałam. – odparła. – Dlaczego pytasz? – Wstąpiły w nią obawy.

Wiesz... może nie dzisiaj...

– Marinette, powiedz o co chodzi. – Powiedziała, stanowczo. – Wiesz, że mamy dość tajemnic i zagadek. W młodości wystarczająco się ich naodkrywaliśmy.

Gabriel Agreste uciekł z ośrodka...

Po drugiej stronie zapadła kompletna surowa cisza. Chloè znieruchomiała z powodu szoku na parę długich sekund.

Ale... złapią go na pewno znowu. Nie przejmuj się tym dzisiaj. Proszę, obiecaj, że nie będziesz się tym martwić. Nie chcę mieć poczucia winy, że zepsułam twój dzień. Zapomnij dziś o tym.

– Marinette... to ty przejmujesz się tym gorzej ode mnie. To wasza rodzina, wasza sprawa.

Jak możesz tak mówić, jaka rodzina! Zdenerwowała się.

– Przepraszam... Przepraszam, nie o to mi chodziło... To obca osoba, która skrzywdziła ciebie i Adriena. Uważajcie, bądźcie teraz bardzo czujni. Ale... wiesz co? Myślę, że on doszedł już na tyle sędziwego wieku, by nie wyrządzić nic większego.

Ktoś spowodował alarm w szpitalu psychiatrycznym. To znaczy to było ukartowane. Pożar był prawdziwy w niektórych częściach budynku, dlatego musieli wszystkich wyprowadzić. Tyle że przyczyna jego rozniecenia nie jest do końca pewna, ale prawdopodobnie spowodowanie płomieni było czyimś skandalicznym celem. A Gabriel skorzystał z okazji... jak zawsze.

– Okropne. Co za nieszczęście. Ale wszyscy przeżyli?

Podobno tak, zdołano ich wszystkich wynieść i wyprowadzić w porę. Można z tego wywnioskować, że jeżeli ktoś faktycznie rozniecił ogień, celem tej osoby nie była zbrodnicza śmierć wielu chorych ludzi. Och, dobrze... wybacz za ten ponury akcent. Mam nadzieję, że spędzisz ten dzień jak najlepiej.

– Dziękuję Marinette. Dziękuję, że zadzwoniłaś i za wspaniałe życzenia raz jeszcze. Cieszę się. I słuchaj... nie przejmuj się aż tak Gabrielem. On już nic wam nie zrobi. Nie zaprzątaj sobie nim głowy, nie warto.

* * *

Matteo i Chloè przechadzali się powolnym krokiem wzdłuż mostu ze splecionymi dłońmi. To miasto zawsze zachwycało eleganckimi budowlami, w przeważnie stonowanych, spokojnych, ale ciepłych, jasnych odcieniach. Dzisiejszą pogodę można było określić mianem idealnej, trudno było znaleźć wobec niej jakieś zastrzeżenia; słońce posyłało delikatne, czułe promienie, a sporadycznie występujące powiewy bardzo subtelnego wiatru chroniły przed duchotą i poczuciem ucisku ciepła, emitowanego z promieni słonecznych.

– Dzień dobry, przepraszam, może różyczkę dla pani? – Ujrzeli przed sobą brązowowłosą niską i szczupłą kobietę, ubraną na czerwono-czarno, która trzymała w rękach duży kosz z białymi i czerwonymi różami.

– Oczywiście, poprosimy. – odpowiedział pogodnie Matteo, a orzechowowłosa podzieliła się zawartością dostojnego koszyka.

Mężczyzna wybrał soczysto-czerwoną różę, dziękując przy tym.

Kiedy kobieta została już za nimi, odwrócił się do Chloè, aby przekazać jej urokliwy podarunek.

–- Róża dla mojej wspaniałej damy. – Zwrócił się do narzeczonej, uwodzicielskim tonem. – Niech jej czerwień przypomina ci o mojej miłości.

– Z pewnością będzie. – Uśmiechnęła się perliście. – Każdy twój gest i właściwie wszystko mi o niej przypomina. Dziękuję, kochanie. – Wspięła się na palce, żeby złożyć szybkiego buziaka na policzku ukochanego.

Dzień spędzili oboje, przechadzając się ścieżkami tego arystokrackiego, pięknego miasta. Po wspólnym spacerze wśród bujnej i dostojnej roślinności w wystawnych ogrodach oraz po zjedzeniu smacznej kolacji, zdecydowali się oboje na rejs statkiem przy zachodzie słońca. Na twarzach Chloè i Mattea malowały się radosne, beztroskie uśmiechy, promienieli pełnią szczęścia.

Kobieta trzymała się bariery statku, a Matteo stał tuż za nią, wtulając się we wgłębienie jej szyi. Statek kołysał się raz lżej, raz ciut intensywniej pod wpływem nachodzących fal. Przejrzysta, perłowa woda morska wręcz prosiła, żeby się w niej wykąpać.

– Chloè, słoneczko... chciałbym ci coś powiedzieć... –- Zaczął tajemniczo, pochylając się nad jej uchem. Jego oddech owiewał z niezwykłą delikatnością jej ucho, co wywołało przyjemne dreszcze na jej ciele.

– Śmiało – Blondynka przekręciła głowę, by ujrzeć twarz partnera.

Matteo trzymając ją w pasie obrócił ją lekko tak, aby stała przodem do niego.

Zachodzące słońce zalało niebo gamą cudownych kolorów.

– Moja cudowna narzeczono, dziś wypadają twoje dwudzieste piąte urodziny, z tej okazji chciałbym życzyć ci wszystkiego co najlepsze, bo zasługujesz na to jak najbardziej... Pragnę codziennie widzieć twój uśmiech, chciałbym, aby nie znikał z twej twarzy... bądź szczęśliwa Chloè. Moja najpiękniejsza i najwspanialsza kobieto, jaką znam, pragnę codziennie napełniać Cię samą pozytywną energią. Zawsze możesz na mnie polegać i zawsze będziesz mogła, obiecuję... Jesteś moim najcenniejszym skarbem, który pilnie strzegę i który chcę pielęgnować. Pragnę też Ci pomagać i wspierać Cię podczas złych chwil... Żyj w radości, zdrowiu i spokoju, kochanie... Kocham cię całym sercem.

– Wow... – niebieskie tęczówki zostały lekko przysłonięte przez łzy wzruszenia. – Nie wiem co powiedzieć... te życzenia są przepiękne, najpiękniejsze jakie słyszałam... Dziękuję... Ogromnie dziękuję... – szeroki, ogromny uśmiech nie mógł zniknąć z jej twarzy. –- Twoja obecność tak wiele dla mnie znaczy... kolorujesz mój świat. Pragnę wyjść za mąż za ciebie. – Wyznała. – Jak najszybciej.

Minęła chwila, a jego twarz utonęła w jej drobnych, ciepłych dłoniach. Usta zakochanych spotkały się niejednokrotnie. Chloè z niezwykłą czułością oddawała każdy pocałunek. Usta goniły usta jakby zatopione w wirze namiętności.

Matteo wkładał w te pocałunki tonę uczucia. Usta stykały się subtelnie, a jednocześnie tak dynamicznie i starannie.

Po wymienieniu się tysiącem gorących pocałunków na tle nieba, prezentującego całą paletę odcieni różu i fioletu, z którymi kontrastują pojedyncze płomieniste smugi, wstąpili do małej kawiarni zlokalizowanej na pokładzie. Jej pomarańczowe tapety sprawiały wrażenie nasyconych ciepłem tegorocznego lata.

– Czego sobie życzysz? – zagadnął Matteo, gdy usiedli przy dwuosobowym ciemnym stoliku.

– Hmmm, co powiesz na szczyptę namiętności, kiedy zostaniemy już sami? –- Posłała mężczyźnie zmysłowy i porozumiewawczy uśmiech, a błysk w lazurowych oczach zdradzał ekscytację i radość, jaką tryskało jej wnętrze.

Matteo niestety nie zdołał odpowiedzieć, gdyż podeszła do ich stolika kelnerka. Chloè o mało co nie wybałuszyła oczu, patrząc na jej zwiewny ubiór. Cienka tkanina nie okrywająca dobrze nawet ramion, swobodnie odkrywała biust, który śmiało wyłaniał się z dużego dekoltu. Wydawałoby się wręcz, że ta koszulka nawet ramion nie trzyma się dobrze, szczególnie gdy kobieta pochyliła się nagle nad Matteem. Chloè chciała zareagować, coś w niej krzyczało i alarmowało ją o zagrożeniu, lecz tymi gestami kierowały sekundy. Kręcone rude włosy rozsypały się miękko na jej ramiona. Jej figura nie kwalifikowała się raczej do smukłych, a z pewną porcją nadprogramowych kilogramów, toteż jej biust był dosyć obfity.

– Muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało. – zagaiła tajemniczym głosem, zniżając ton i przysuwając się do Mattea.

Chloè skrzywiła się w szoku. Teraz dopiero spojrzawszy niżej zauważyła, że dolna część ubioru dorównywała górnej; stanowiła ją ekstremalnie krótka spódniczka, spod której wydostawały się długie nogi.

Matteo nie wydawał się być mniej zdziwiony od Chloè. Oszołomienie wstąpiło również na jego twarz, powodując, że uniósł brwi. W końcu odezwał się gorzkim i zdegustowanym tonem.

– Nie mam pojęcia o czym pani mówi. Chyba zostałem z kimś pomylony.

Zaśmiała się w głos, nawet głupiec usłyszałby jak trzeszczy w nim sarkazm.

– Naprawdę byłam w niebie. Nie chciałbyś tego powtórzyć? Mam do zaoferowania niezłe dawki wrażeń... – Wyciągnęła perfidnie rękę, żeby poczochrać go po włosach, jednak niemal natychmiast, z rozmachem i zdenerwowaniem, została ona odepchnięta.

– Proszę mnie zostawić! Nie wstyd pani?! Co to ma znaczyć w ogóle! Napiła się pani, czy co? Zaraz zgłoszę w jakim stanie obsługuje pani klientów! – fuknął rozgniewany. Emocje brały nad nim górę, złość wobec żenujących zagrywek i zmęczenie ciągłym chaosem spowodowały narastanie gniewu. –- MAM DOŚĆ TYCH DZIWACTW I ROBIENIA WODY Z MÓZGU. – syknął ostro.

– Nie kłam, że nie pamiętasz jak mnie dotykałeś... – ciągnęła.

– Co proszę!? – wrzasnęła Chloè.

Goście w kawiarni zwrócili głowę w stronę rozgrywającej się dramatycznej sceny awantury, która wygląda jak spowodowana zdradą. Przypominała wręcz przełomowe wydarzenie w typowym serialu o miłości.

– Chcę jeszcze raz to poczuć... Pragnę cię. – jej ton przybrał postać pożądliwego, stał się jakby silnie spragniony i zdesperowany.

Blondynka gwałtownie wstała z miejsca i podeszła zdecydowanym krokiem do kelnerki, w myślach już rozdzierając ją jak szmatę na strzępy.

– Co pani sobie wyobraża? Myśli pani, że będzie nas w stanie skłócić? Jakąś żałosną gierką psychicznych desperatek? Mój narzeczony nigdy nie gustował ani w tłustych krowach ani w dzi*kach. – Warknęła oschle, patrząc na kobietę z odrazą. Gdyby oczy mogły uśmiercać, po pani kelnerce zostałby już tylko popiół. Z niebieskich oczu biła pogarda. Chloè czuła, że wściekłość uchodzi z niej wszystkimi porami.

Kelnerka odpowiedziała tym samym, wysyłając spojrzenie pełne drwiny. Hardo mierzyła wzrokiem Chloè, jakby chciała tym gestem uświadomić ją, że się jej nie boi.

Zaraz potem zwróciła się jednak w stronę mężczyzny.

– Zapytałeś mnie przed chwilą czy się czegoś napiłam... A nie przypomina ci się, słońce, jak ty szalałeś trzy dni temu? – Zaglądnęła mu w oczy, lustrowała każdy fragment brunatnych tęczówek, doszukując się w nich niepokoju, który wyraźnie narastał. – Pamiętasz coś w ogóle z tamtego wieczoru? – Przechyliła głowę lekko na lewo, jakby zachęcając go do odpowiedzi i uśmiechnęła się zwycięsko, zaśmiała się sarkastycznie. Poczuła jak jej pewność siebie wzrasta na sile, kiedy przyglądała się jak Matteo gorączkowo i z prawdziwym zdeterminowaniem usiłuje sobie przypomnieć tamtejszy wieczór.

– Czego chcesz? – Warknął surowo, zniżając brwi na dół i patrząc na kobietę nienawistnie.

– Skąd teraz aż tyle złości? – Zadrwiła. – Wtedy w sypialni jakoś nie narzekałeś. – Szyderczy uśmiech nie schodził z jej twarzy.

Matteo nie mógł dłużej tego znosić, gniew, zdruzgotanie i frustracja znacznie się w nim nasiliły, a wręcz przejęły ster nad całym ciałem. Zanim jej bordowe usta zdołały opuścić następne, równie nic nie wnoszące słowa, szarpnął ją kurczowo za ramię.

Ten gest zasiał niepokój wśród gości kawiarni, ale jednocześnie wzbudził ich ludzką fascynację przełomowymi momentami.

– Może to ty podrzuciłaś tę kartkę, co? – Zapytał.

Jej pewna siebie i pełna drwiny postawa przekształciła się w oblicze, na którym spoczywa niezrozumienie.

– Jaką kartkę? O czym ty mówisz? – Skrzywiła się.

– Nie uda się pani wprowadzić mnie w błąd. Jestem już wystarczająco wyczulony na zagrywki zakłamanych intrygantek, żeby dać się wrobić i to w dodatku w zdradę ukochanej! Niedorzeczne! – Syknął, wściekły. – Pani zachowanie naprawdę nie jest poważne, a co najwyżej na poziomie gimnazjum. Nie rozumiem tylko co zamierza pani tym osiągnąć na dłuższą metę. Ale nie zamierzam się już denerwować i dyskutować z podludźmi.

Zlekceważyła jego słowa i wyciągnęła z kieszeni błyskawicznie swój smartfon.

– Moment, moment... – Zatrzymała ich i zaczęła energicznie przesuwać i stukać palcem po ekranie telefonu.

– Cha, cha, cha... fałszywy dowód? Jasne, jakby takie numery nie były znane. – Nerwowy śmiech począł go ogarniać, całe jego ciało zaniosło się nim. – Aż tak żenującej zagrywki się nie spodziewałem, muszę przyznać, nawet po pani. – Wciąż się śmiał, kiedy ona próbowała czegoś wyszukać.

Wbrew temu, iż był... niemal stuprocentowo pewny swojego stanowiska, brak wyraźnych wspomnień sprzed trzech dni, powodowało, że nieproszony niepokój wdzierał się w szpary jego umysłu.

– Udowodnić ci, że nie jesteś najważniejsza? – Nawiązała kontakt wzrokowy z blondynką, stojącą przy ukochanym.

– Twoje "dowody" nie są mi do niczego potrzebne. Wiem, że grubo się mylisz walnięta desperatko. Kto zlecił Ci to aktorstwo? Starałaś się, jednak musisz jeszcze poćwiczyć, bo twoja gra mnie nie przekonała. – Odgryzła jej.

– Spójrz, kogoś ci to przypomina? –- Podłożyła kobiecie telefon pod sam nos.

To, co ujrzała Chloè przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Na małym ekranie smartfonu jawiła się szeroka miodowa pościel na okazałym łożu małżeńskim. Pierwsze, co ostro rzuciło się w jej oczy, to jej narzeczony z nieprzytomnym, odpływającym wręcz obliczem. Przerażające było to, że lewą ręką obejmował do siebie obcą kobietę, w której Chloè niemal natychmiast rozpoznała kelnerkę. Dłoń Mattea spoczywała na jej nagim ramieniu. Włosy obojgu mieszały się na słonecznej poduszce, błogi uśmiech kobiety spotykał się z zagłębieniem szyi partnera Chloè.

– To... niemożliwe. – Odezwała się jak w transie.

– To fałsz! Nie byłbym w stanie zrobić tego Chloè! – w głosie Mattea słychać było silne drżenie. Dygotał przerażony zdjęciem na całym ciele.

– Udowodnij. – Zaśmiała się. – Tamtej nocy spiłeś się tak, że aż byłeś w stanie zdradzić ukochaną. No chyba już nie taką znowu kochaną... – Zaniosła się szyderczym krótkim śmiechem.

– Nie zrobiłeś tego... – głos Chloè przepełniało drżenie, był podszyty lękiem przed najgorszym. Przed najgorszym doświadczeniem w życiu i najogromniejszym bólem. Patrzyła w stronę Mattea, a w jej oczach stanęły łzy. - Powiedz, że tego nie zrobiłeś...

– Nie zrobiłem. – Odrzekł słabo.

W oczach Chloè tlił się jeszcze drobny płomyk nadziei, starała się go pielęgnować, lecz było jej bardzo ciężko to osiągnąć, widząc tak naturalne zdjęcie, połączywszy wydarzenia z tamtej nocy, to w jakim stanie jej ukochany wrócił do domu. Ponadto nieprzekonanie włożone w jego wypowiedź brzmiało tak, jakby sam nie był pewny, czy ją zdradził. Ogromnie w nią to uderzyło. Poczuła się tak, jak gdyby ktoś wbił jej prosto w serce grube ostrze.

– Sorki, kochana, ale twój facet chyba nie traktuje cię na poważnie. Pamiętaj, że lepiej wiedzieć jak najszybciej.

– Zamknij się, zamknij! – Wykrzyczał. – Nigdy nie zdradziłbym mojej najcudowniejszej kobiety! NIGDY! Za tym się musi coś kryć! Nie wierzę Ci! –- Włożył w te słowa mnóstwo energii i potęgi. – Pokaż mi co nagrały kamery! Nie mogłem nigdzie pójść z taką tępą babą!

– Nie ma sprawy, zapraszam za mną, uruchomimy sprzęt.

Chloè ze strachem odczuła jak wlewają się w nią nowe fale wątpliwości. Skąd aż taka pewność tej kobiety, skoro Matteo jest niewinny? Ale jedno wiedziała. Ufała narzeczonemu jak nikomu innemu. I do ostatnich danych będzie szukać dowodów na to, że jednak jest niewinny. Choćby nie wiadomo jak bardzo wiarygodne byłyby te dowody, wszelkie ślady, do ostatniego śladu zdrady pozostanie w niej nadzieja, iż to wszystko to jedno wielkie kłamstwo, a Matteo absolutnie zawsze był jej wierny.

Mimo tego śmiertelnie bała się podejść do monitora, żeby zobaczyć co jest na nagraniu. Diametralne i nieprzebite przekonanie kelnerki o swojej racji, bez ani krztyny zawahania, zapewne nie wróżyły nic pozytywnego.

Scena pierwsza: Grupa paru mężczyzn wchodzi do baru, jednego z tych męskich na wybrzeżu Biarritz. Rozmawiają, jest też paru innych gości w pomieszczeniu, rozmawiają, od czasu do czasu śmieją się, nic poza tym.

– Może trochę przesuniemy... – Zaproponowała rudowłosa.

– Tylko nie za dużo. Chcę mieć każdy szczegół na uwadze. – odpowiedział ze złością.

– Spokojnie, załatwione. –  Przesunęła tylko o parę małych minut. – Nie muszę przewijać nawet w ogóle, ale chyba musiałabym wam wtedy donieść popcorn, bo trochę tego by było. – rzekła sarkastycznie.

– Dalej. – Syknął Matteo, kiedy nic konkretnego nie zadziało się w dalszym ciągu na średnich rozmiarów ekranie.

– Bardzo proszę. – Nie opierała się jego prośbie.

Następna scena przedstawiała wymieniających się ludzi, jedni wychodzili, drudzy wchodzili nowo do baru. Chloè przyjrzała się sylwetce Mattea, który podszedł po następnego drinka wraz ze swoim znajomym. Obsługiwała ich rudowłosa, z tego co Chloè widziała, jak na ten moment, nie posyłała żadnych prowokujących gestów ani też nie zaczepiała jakimiś flirciarskimi gadkami.

Gdy nagranie zostało przewinięte ponownie Matteo dopijał już kolejnego drinka. Nie żeby jego koledzy zachowywali jakieś większe hamulce, również "korzystali" z wieczoru.

Serce Chloè podeszło jej do gardła, kiedy ujrzała jak Matteo dobrowolnie podchodzi po raz następny po alkoholowy napój, przy okazji jednak wesołym i swobodnym tonem odzywając się do rudowłosej kobiety i zadając jej jakieś podstawowe flirciarskie pytania.

Gdy "film" został ustanowiony na kresce ponad dwie godziny od wstąpienia Mattea do baru, ukazała się przełomowa, ogromnie dotkliwa dla Chloè scena, której najbardziej obawiała się zobaczyć. Poczuła jak cała boleśnie rozpada się od środka. To koniec. To koniec wszystkiego.

Matteo wraz z barmanką, rudowłosą kobietą, wyszli obydwoje z tłocznego pomieszczenia, w którym roznosił się zapach alkoholu i, w którym dudniło od głośnej imprezowej muzyki.

Wyszedł z inną. Jego znajomi rozeszli się, a on wyszedł z inną.

Ta myśl tak ciężko przechodziła przez umysł Chloè. Tak trudno do niej docierała. Kobieta całą sobą czuła, że nie chciała dopuszczać myśli o zdradzie do świadomości.

– Jak mogłeś! Nienawidzę cię! – Wykrzyczała, jednocześnie szlochając. Czuła się dogłębnie zraniona.

Matteo wpatrywał się w ekran monitora jak zahipnotyzowany, starając się za wszelką cenę, z niesłychaną determinacją doszukać jakiegoś przekrętu.

Mimo że na zewnątrz znieruchomiał jak pod zaklęciem, a jego oblicze znacznie wyblakło i zesztywniało, w środku krzyczały w nim mieszane emocje. Zdezorientowanie, strach, niepewność, a jednocześnie pokłady pełnej pewności i gotowości do sprzeciwu to szereg odczuć, które kotłowały się w jego umyśle.

Chloè z siłą uderzyła w niego, lecz on stał jak posąg i bacznie oglądał dalszą część nagrania. Jednak on już tam nie wystąpił. Jego ani rudowłosej nie było już w barze od kilku długich minut. Czekał jeszcze dobre kilka rzeczywistych minut, stojąc przed nagraniem, czekając na jakiś właściwy moment, kiedy udowodni swoją niewinność.

Z każdą kolejną chwilą tracił wiarę, że znajdzie dla samego siebie usprawiedliwienie. Rozczarowany poruszył się niespokojnie. Zanim odszedł, zerknął jeszcze ostatni raz przez ramię na ekran, jakby kierowany ostatnią iskrą nadziei.

Nie, on już nie pojawił się na nagraniu. Barmanka także nie.

Cały czas, nawet obecnie, kiedy wina została mu wręcz niepodważalnie dowiedziona, nie mógł pozbyć się niezbitego przekonania, że po prostu nie mógłby tak brutalnie skrzywdzić Chloè, niezależnie od tego jak dużą ilością alkoholu nakarmiłby się.

Jakiś fragment jego jestestwa kompletnie nie zgadzał się z przedstawionymi zarzutami, nawet jeżeli zostały przed nim wyłożone jak otwarte karty, srogie dowody. Właściwie czy były dostatecznym argumentem na wszystko? Na całą zdradę? Nie rozumiał dlaczego zaczął zagadywać do tej barmanki, ale najbardziej nie pasowało mu to, że miał puste luki w umyśle jeśli rzucono mu hasło "wieczór trzy dni temu". Białe plamy świadomości, która w którejś szufladzie powinna jednak zachować jakiekolwiek obrazy z wówczas, przerażały go.

– Nie wiem jak mogłeś mi to zrobić. – Usłyszał rozpaczliwy szloch Chloè, który sprawił, że jego serce rozpękło się natychmiast na milion kawałków.

Zrozumiał, że coś właśnie się skończyło. Nie wiedział tylko czy aby na pewno istniała ku temu prawdziwa przyczyna.

____________________________________________________________________________________________________

Rozdział pełen emocji za nami 😅
Zachęcam do pozostawienia śladu po sobie, to bardzo motywuje do pracy nad dalszymi rozdziałami, każdą gwiazdkę i komentarz doceniam❣️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro