Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 Zdobyć ulotkę

Chloe

Nie miałam już żadnego innego wyjścia jak użyć super mocy. Nawet ruszyć się stąd nie mogę. Piekąca i obolała noga nie pozwala na zrobienie kroku. Znajdowałam się wciąż przy drzwiach bloku mieszkalnego.

- Szczęśliwy traf! - wykrzyknęłam nieco zawiedziona a jednak z nadzieją i chwilę potem na moją rękę spadł mały i lekki przedmiot. Przyglądałam się mu z lekką goryczą i zdziwieniem.

- Krem? - zapytałam na głos zaskoczona. - Co to za okrągłe, plastikowe pudełeczko? - przyglądałam się trzymanemu w obu dłoniach przedmiocie. Wzięłam go w prawą dłoń, podniosłam w górę i przyjrzałam się bardziej jego spodowi. Zauważyłam, że wzdłuż pudełeczka małymi literkami napisane było "Użyj rozsądnie". Było w odcieni ciemnej zieleni, zaś napis na nim koloru białego.

W końcu zdecydowałam się odkręcić pokrywkę i sprawdzić co znajduje się w środku. Z łatwością je otworzyłam. To w środku, według mnie, wyglądało na... maść. Patrzyłam na nią zastanawiając się w jaki sposób zwykła maść może się przydać w pokonaniu tego małego złoczyńcy.

Nagle ból znowu wyrwał mnie z myśli. Spojrzałam w dół na nogę, która stale krwawiła. Wiedziałam, że z nią nie uda mi się walczyć...

Zaraz... no tak! Maść przyda się właśnie do tego! Może zagoić ranę! To w końcu magiczne, więc... powinno pomóc.

Mam nadzieję, że się nie mylę. Nabrałam trochę maści na palec. Moja dłoń powoli i niepewnie zaczęła zbliżać się do zranionego miejsca. Delikatnie wcierałam maść. Czekałam aż ból ustąpi, aż coś zacznie się dziać, jednak na razie nie ustępował... ale również nie nasilał się. Spostrzegłam jak jasnego koloru maść staje się coraz mniej widoczna skórze. Wtem poczułam jak ból znacznie ustępuje. W jednej chwili cała rana oraz krew znikła, a mój strój w kropki wyglądał jak dawniej. Nie było już porwanego miejsca na czerwonym stroju Biedronki, ani żadnej bolesnej rany.

Mogłam iść dalej. Ruszyłam kilka kroków do przodu. Pozostało mi przechwycić od małej tą karteczkę. Szczęśliwy Traf pomógł mi, więc teraz ja pomogę ludziom. Moja kolej aby pomóc. Zaczęłam biec przed siebie najszybciej jak potrafiłam wzdłuż ulicy jednocześnie rozglądając się za małym przeciwnikiem. Przebiegłam zaledwie parę chodników i uliczek, szukałam jej, jednak wciąż nie miałam na polu widzenia Akumantki. Zdyszana rozglądałam się wokół ze zdenerwowaniem i szybko bijącym sercem.

- Powiedz, kogo tak szukasz? - usłyszałam dziecięcy głosik za sobą i natychmiast się obróciłam w tą stronę, skąd pochodził. Moje serce znów się ożywiło, musiałam się skupić, musiałam coś zrobić, bo inaczej ona zrzuci coś na mnie, a wtedy naprawdę może być już po mnie. I po wszystkich...

Rozglądając się zdenerwowana i sfrustrowana sytuacją postanowiłam, że się odezwę.

- Wyjdź! Posłuchaj, nie jesteś sobą! Ten okrutny człowiek cię okłamuje! - krzyczałam - On wcale ci nie pomoże! Daj mi tą karteczkę, tą ulotkę, a wszystko będzie dobrze! - wołałam w przestrzeń.

Wrzeszczałam na ślepo nadal nie wypatrując swojego przeciwnika. Odpowiedział mi tylko szum wiatru i wraz z nim ujrzałam wirujące w powietrzu kolorowe jesienne liście. Zrobiło się zimniej. Kiedy spojrzałam w górę zobaczyłam jak spada w dół jedna z paryskich lamp, lecz tym razem uniknęłam kłopotów. Zaczepiłam jojo o wysoki budynek stojący obok i wybiłam się w górę. Miałam na celu zlokalizować miejsce pobytu wroga z wysoka tak jak nie raz robiła to prawdziwa Biedronka. I zaparło mi dech w piersiach, gdy chwilę później ją ujrzałam.

Stała przy autostradzie i przyglądała się czemuś w głębokim zamyśleniu. - Nie ma czasu.- pomyślałam gdy moje kolczyki po użyciu Szczęśliwego Trafu znowu zapiszczały. Piszczały już trzy razy, toteż zostały jedynie dwie kropki. Dwie minuty na działanie. Zarzuciłam jojo o wystające pręty i rury na szczycie tego wieżowca i błyskawicznie opadłam na dół. Chciałam spaść prosto na nią i szybkim ruchem ręki zabrać ulotkę, którą miała przy sobie.

Właśnie tak postąpiłam. Dziewczynka upadła z jękiem, ja natomiast leżałam tuż przy niej. Szukałam wzrokiem na jej kurtce kieszeni. Udało mi się wyciągnąć wystający już nawet poza kieszeń papierek. Szybko podniosłam się i rozdarłam papier na dwie części, zanim zdążyła podbiec do mnie z agresją. Akuma wyleciała, a ja oczywiście złapałam ją i oczyściłam, po czym stała się białym motylkiem.

* * *

Wykończona, zmierzałam bardzo ociężałym i powolnym krokiem w kierunku swojego mieszkania. Nie miałam na nic siły. Miałam ochotę jedynie położyć się do łóżka i odpocząć, nabrać trochę sił. I kiedy nareszcie dotarłam do domu tak właśnie zrobiłam. Leżałam z przymkniętymi oczyma rozmyślając o dzisiejszej walce. Pierwsza była ciężka. Druga była znacznie cięższa i trudniejsza od pierwszej. Pytanie teraz co dopiszę do trzeciej...

Nie wykluczone, że czeka mnie jeszcze trzecia. Marinette... z tego co mówi mi od niej Alya, na razie nie ma poprawy, ale obie w nią wierzymy...

Och, jak bardzo chciałabym nagadać tej Lili! To w końcu przez nią jest tak ciężko, przez nią muszę staczać trudną walkę. I za co ona wyrządziła to Mari? Nie sądzę by ciemnowłosa ją zraniła. Nie, wykluczone. Poważnie musi być niespełna rozumu. Więcej się jej nie dam. Dobrze, że Adrien doniósł na nią nauczycielom, niech mają ją i jej wybryki na oku. Nie cierpię jej.

Marinette

Ćwiczenia. Znowu ćwiczę. Naprawdę staram się, próbuję nie poddawać. W sali gdzie ćwiczyłam stały na ziemi takie poręcze, których trzymając się trzeba było próbować stanąć. Próbowałam, starałam się iść... Nie wyszło. Przewróciłam się i pani pomogła mi wstać. Tłumaczyła mi zawsze, że muszę być cierpliwa, bo to może potrwać...

Cały czas, każdego dnia, stale o każdej porze myślałam o Adrienie, martwiłam się o niego, tęskniłam. Tak bardzo już tęskniłam! Tęskniłam za jego wspaniałymi, pełnymi ciepła oczami, za jego zapachem, za jego spojrzeniem, za jego uroczym uśmiechem, za jego głosem, za jego złotymi i gładkimi włosami... za nim całym!...

Skończyłam już wszystkie zajęcia. Siedziałam w tej chwili przy swoim różowo-kremowym biurku i szkicowałam kolejną sukienkę. Tak bardzo lubiłam projektować! Było to takie moje hobby, które mnie zadowalało. Bardzo to lubiłam, Adrien i Alya mówili, że mam do tego talent.

* * *

Znajdywałam się na łące pełnej kwiatów w kolorach żółci, fioletu i bieli. Łąka ta rozciągała się aż do rzeki, którą z dala widziałam. Dostrzegłam również mały mostek przez który można było przez rzekę przejść. Ale to w oddali. Ja natomiast stałam gdzieś po środku łąki pośród wielu kwiatów. Poczęłam rozglądać się za Adrienem. Wokół sama soczysta, zielona łąka.

I w pewnej chwili serce moje zabiło mocniej, gdyż ujrzałam w oddali Adriena... Zaczęłam pewna siebie i wielce szczęśliwa biec do niego. Chwilę później on też zaczął śmiało biec w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Adrien! - zawołałam do niego pełna radości. Widząc go zalała mnie fala szczęścia. - Wróciłeś! - cieszyłam się tak bardzo. Lecz wyraz jego twarzy nieco mnie przygnębił... Stał się nagle taki srogi, zimny i bez uczuć. Patrzał na mnie z odrzuceniem i obojętnością, za to ja nie chciałam w to wierzyć, byłam przy nim prawdziwie szczęśliwa, mimo to na mojej twarzy malowało się trochę smutku. On, mój kochany blondyn milczał...

- Adrien! - zawołałam w jego stronę ponownie i położyłam dłonie na jego ramionach. - Gdzie byłeś? Tak bardzo się martwiłam i tęskniłam! - mówiłam do niego ciesząc się na sam jego widok, a on nadal patrzył na mnie chłodno i obojętnie nie odzywając się ani słowem. Zdało mi się nawet, że przenika mnie wzrokiem... jakby wcale nie było tu żadnej Marinette...

I niespodziewanie zobaczyłam stojącą obok niego Lilę. Złapali się za ręce i patrzyli na mnie zimno jakbym zrobiła coś złego...była czemuś winna...

Spojrzałam na niego pytająco, mając ogromną nadzieję, że zaraz wszystko się wyjaśni i będzie dobrze. Oni dwoje gapili się na mnie jak nieprzyjaciela i milczeli.

- Adrien! Odezwij się! Proszę! Wytłumacz mi, wytłumacz! - w moich oczach zbierały się łzy. Mój kochany Adrien stał nadal z ponurym i całkowicie obojętnym wyrazem twarzy patrząc na mnie srogo. Buzia nawet mu się nie otwierała. Trzymał tylko Lilę i tym zadawał mi ból. Nie mogłam znieść tego widoku. Łzy zaczęły jedna po drugiej skapywać z mojej twarzy, bardzo smutna i zrozpaczona spuściłam głowę w dół, a wtedy usłyszałam głośny śmiech Lili.

- A nie mówiłam? Nie ostrzegałam? Ten list, myślisz, że nie wiem kto go napisał? - śmiała się. - Zrozum wreszcie, że on był z tobą z litości! Z litości! Jeśli go kochasz to pozwól, aby był szczęśliwy! - to krzyknęła mi prosto w twarz, a ja z łzami w oczach słuchałam jej ze spuszczoną głową patrząc tępo w ziemię. Nieoczekiwanie wydobyłam z siebie krzyk.

- Nie! Nie! Nie! Nieee!!! Nie mógł tego zrobić! On nie mógł! - krzycząc, rozpaczałam.

- Ha! A właśnie, że zrobił! - rzuciła na koniec, po czym odeszła razem z Adrienem. A ja upadłam. I rzewnie płakałam...

- Niee! - tym razem krzyknęłam na głos naprawdę i siedząc na moim miękkim łóżku zdałam sobie sprawę, że to sen. Straszny sen, okropny sen, koszmar! Ponieważ w pokoju było ciemno, zapaliłam lampkę i spojrzałam na zegar. Dochodziła piąta rano. Ułożyłam głowę na poduszce ponownie, bojąc się, że koszmar się powtórzy. Nie chciałam znów zasnąć dlatego leżałam z otwartymi oczyma. Zasnęłam dopiero później gdy było już po godzinie siódmej. Kiedy się przebudziłam było jasno. Przeciągnęłam się i tym razem zegar wskazywał dziewiątą czterdzieści dwa. Usiadłam na łóżku, następnie jak zawsze z niemałym wysiłkiem wsiadłam na wózek i pojechałam nim do łazienki. Gdy znalazłam się znów w pokoju ujrzałam przyszykowane na komodzie ubranie. Dziś był dzień wyjątkowy - wigilia, jednak ja wiedziałam, że te święta nie będą już takie radosne jak poprzednie... To moje pierwsze święta na wózku inwalidzkim i w dodatku bez Adriena... To jest dopiero koszmar.

* * *

Tego dnia miałam na sobie czerwoną suknię sięgającą do kolan na ramiączkach. Była cała w cekiny, dlatego ślicznie odbijała się w świetle. Nałożyłam na siebie również czerwonej barwy sweterek jaki miałam do kompletu. Włosy dziś rozpuściłam, urosły mi już dłuższe, ale nie zamierzałam ich ścinać. Były lekko podkręcone. Stwierdziłam patrząc w lustro, że całkiem ładnie dzisiaj wyglądam w podkręconych ciemnych włosach i ładnej sukience z cekinami. Przeglądałam się w lustrze próbując zająć czymś myśli, żeby tylko znów się nie smucić i nie wspominać listu. Bo to stało się już męczące.

Czerwona suknia. Czerwony... ten kolor kojarzył mi się z miłością... z Adrienem... a także z Biedronką, którą już nie jestem... Pojawił mi się w głowie obraz mojego czerwonego stroju w kropki. Wszystko dosłownie wszystko przypominało mi Adriena, toteż jak mogłam o nim nie myśleć...

Ubrałam się elegancko, ponieważ dziś była wigilia.

__________________________________________________________

___________________________________________

Hej, hej wszystkim  😎

W sumie nie mam za dużo do powiedzenia🤣

Gwiazdka?⭐ Komentarz?🗨 Na zachętę❤😋 poza tym, jestem ciekawa kto czyta, wiadomo nie 😁

Widzimy się w kolejnym 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro