Rozdział 6 Odkrywam tajemnicę
Marinette
Już dziś wykreśliłam z kalendarza datę 1 grudnia. Lada chwila i przyjdą święta.
Dzisiejszego dnia przystrajałam z mamą i tatą dom ślicznymi świątecznymi ozdobami. Starałam się uśmiechać, lecz w środku byłam bardzo mocno rozczarowana. I wózkiem inwalidzkim i Adrienem.
Zaczęłam od kilku dni chodzić na ćwiczenia, które mogły przywrócić mi czucie, a również chodziłam już do innej szkoły, tam gdzie uczą niepełnosprawnych. Nauczyciele, którzy mnie uczyli byli nawet sympatyczni. Mieli zawsze poczucie humoru, no cóż ucząc takich właśnie o to chodzi, aby dać im nadzieję i motywację. Zajęcia lekcyjne odbywały się w parach, ze mną uczyła się taka rudowłosa dziewczyna. Każda para miała inną lekcje w określonym czasie. Zadania, które nam dawali wydawały się proste, nie sprawiały mi trudności. Powoli przyzwyczajałam się do nowej dla mnie szkoły...
Co prawda jeśli chodzi o ćwiczenia, czucie w nogach nie przychodziło tak szybko i łatwo jak się podświadomie z nadzieją łudziłam. Moja czerwona kwami ciągle powtarzała i nadal powtarza, że dopiero zaczynam. Robiłam przeróżnego typu ćwiczenia. Przynajmniej starałam się je wykonywać z gigantyczną nadzieją, że w końcu wstanę z wózka.
W wykonywaniu ćwiczeń pomagała mi całkiem młoda pani. Ona właśnie pomagała mi dążyć do celu; przywrócić czucie. Każdy pragnie z tego wyjść, każdy pragnie, aby mu się udało, każdy ma nadzieję, niestety nie wszystkim udaje się to osiągnąć.
Ćwiczenia odbywały się codziennie w dni szkoły, sobota i niedziela były to dni wolne od tego. I okazało się, z czego się cieszę, że odbywają się akurat w tym samym ośrodku gdzie się uczę.
Chloe
Władca Ciem dosyć dawno nie atakował. Ostatnim razem walczyłam przeciwko niemu miesiąc temu. Trochę się obawiam, że on szykuje coś nie dobrego... Skoro jestem tylko jedna, to może szykuje tym razem coś potężniejszego, aby jak najlepiej wykorzystać brak drugiego bohatera? A może zbyt bardzo się przejmuję...
Zaskakuje mnie jeszcze to, że Czarny Kot gdzieś przepadł. No rozumiem, smutno mu bez prawdziwej Biedronki, ale chyba powinien mi był pomóc.
Najpierw zniknął Adrien, do tej pory się nie pojawił. Później Kota też podczas walki już nie było. Obaj tak nagle, bez żadnego ostrzeżenia, przepadli... Choć to śmieszne, zawsze sądziłam, że między Adrienem a Czarnym Kotem jest jakieś takie podobieństwo... W sumie oboje są przystojni, uzdolnieni i lubiani.
Być może jakiś porywacz krąży po mieście...
Był ranek, siedziałam w swoim pokoju na mojej dużej kanapie rozmyślając. Miałam ochotę na coś słodkiego i chciałam się przejść. Pomyślałam, że przejdę się kupić jakiegoś rogalika w piekarni Tom & Sabine.
Ubrałam się ciepło w ciemnej barwy kurtkę, jasno różowy szalik i założyłam o srebrnym odcieniu czapkę. Nałożyłam na końcu wysokie buty i wyszłam z domu. Idąc w kierunku mieszkania Mari, myślałam o tym jak jej mocno współczuję. Och, dziewczyna, którą tak dobijałam do sedna, musiała tak skończyć... i jakby tego było jeszcze chyba porwali jej ukochanego! To nie jest sprawiedliwe! Czemu kara dosięga tych, którzy zasłużyli na nagrodę? No spójrzmy tylko na proste przykłady: Biedronce coś się stało, Marinette również się coś stało... bardzo przykrego... Adriena nigdzie nie ma, po Czarnym Kocie ani śladu... - zastanawiałam się nad tym wszystkim.
Zaraz.Chwila. Coś tu... Mam przeczucie, że coś tu się kryje... Coś tu się zgadza i nie zgadza... Biedronka... dwie czarne kitki z tyłu spięte czerwonymi gumkami, Marinette... tak samo... Obie mają takie fiołkowe oczy... Zdaje się, że nawet i podobny charakterek... coś tu się ukrywa. Tylko co?
Tikki przyleciała do mnie, bo Biedronka , sama nie wiem z jakiego powodu, nie może już walczyć... Kwami mówiła "To może potrwać kilka lat"- próbowałam dojść do finału zagadki. Chwila. Adrien nie kontaktuje się z nikim, podobnie Kot, media nie mają pojęcia co się z nim dzieje.
Czarny Kot jest zakochany w Biedronce... a teraz nagle przepadł jak kamień w wodę. Dokładnie jak Adrien. No tak! Tak! Kot kocha Biedronkę! Marinnete! Adrien! Jak ja mogłam się wcześniej nie domyślić! Biedronka i Czarny Kot to Marinette i Adrien! To muszą być oni! Jejku... to oznacza, że kiedy upokarzałam Marinette, robiłam to również Biedronce, którą tak bardzo uwielbiałam! No to już wszystko jasne... Pomocnika w walce nie mam, bo został prawdopodobnie porwany, wprawdzie martwię się o kolegę. A skoro to naprawdę Marinette jest Biedronką, to moja rola jeszcze trochę potrwa... no ale muszę uzbroić się w cierpliwość. Jeżeli Mari z tego nie wyjdzie to chyba zostanę bohaterką na stałe.
* * *
Kończyłam właśnie jeść słodkiego rogalika przed piekarnią. Usiadłam na pobliskiej ławce i rozmyślając, oglądałam krajobraz przede mną. Było szarawo i bezwietrznie, zimowy nastrój, mróz szczypał w policzki
Zerknęłam na stojące nie daleko o bladych barwach budynki. Następnie spojrzałam na stojącą o kilka metrów dalej ode mnie ławkę i coś przykuło moją uwagę. Patrzyłam ciekawie na małą dziewczynkę stojącą tuż obok ławki. Wyglądała na złą i smutną. W jej oczach dostrzegłam łzy. Miała na sobie ciemno różowe spodnie i jasnoróżową do koloru kurtkę, na głowie natomiast czapeczkę w odcieniu liliowym. Kręciła się rozzłoszczona nie pewnie wokół ławki. Z przodu zwisały jej dwa ciemno-brązowe warkoczyki, dzięki czemu wyglądała bardzo słodko. Odwróciłam na chwilę od niej wzrok i spojrzałam gdzieś w dal. Ujrzałam tam biegnącą w tą stronę kobietę w czarnej kurtce i na wysokich obcasach butach zimowych. Pomyślałam, że to jej mama. Ponownie zwróciłam głowę w stronę dziecka. Zauważyłam coś niezwykle dziwnego...
Tuż obok przelatywał jakiś czarny motyl. Zdumiałam się; motyl w zimę? Cóż nie ma śniegu, ale...
Chwila... czyżby to przypadkiem była...
- Chloe! To Akuma! Musisz się przemienić! - krzyknęła mi nagle tuż przed twarzą Tikki odpowiadając również na moje pytanie, tak jakby czytała mi w myślach. Oj chyba dobrze się złożyło, że wzięłam małą przyjaciółkę ze sobą na spacer. Od razu ścisnęło mnie w brzuchu.
Boję się tej walki. Ostatnio było naprawdę trudno.
- Poradzisz sobie, uwierz w siebie! - próbowała mnie motywować, widząc moją wystraszoną minę. Wzięłam głęboki oddech, po czym wypowiedziałam słowa do przemiany.
Już jako zastępczyni Biedronki biegłam w miarę śmiało w kierunku mojej przeciwniczki. Dłonie delikatnie mi drżały, denerwowałam się, jak z resztą każdy na moim miejscu. Gdy Akuma wstąpiła w dziewczynkę, wygląd nie zmienił się za wiele. Jedynie barwy ubrań stały się ciemniejsze, a średniej długości warkoczyki były jeszcze dłuższe. Od razu poczęłam się zastanawiać gdzie schował się ciemny motyl. Mała stała niedaleko mnie patrząc złowrogo, a ja przyglądałam się jej całej, wzrokiem próbując wyszukać miejsce ukrycia Akumy. Przyglądając się małej dostrzegłam, iż trzyma ona w ręce jakiś papier... Wtem usłyszałam jej wrzask.
- Należy mi się piesek! - krzyczała w łzach złości.
Podbiegłam trochę bliżej i przyjrzałam się karteczce. Wydaję mi się, że to chyba jakiś ... urywek z gazety. Cóż nie pozostało nic innego jak odebrać jej go; daję głowę, że właśnie w nim ukrył się motyl. Zdołałam już poczuć na własnej skórze, że mała miała moc przyciągania przedmiotów, dlatego żelazna ciężka ławka uderzyła o mój bok. Poczułam mocny ból, metal walnął we mnie z dużą siłą. Stojąc w tym samym miejscu zgięłam się na wpół na bok. Bolała mnie lewa strona brzucha, że też nie zdążyłam zrobić uniku... Pomasowałam obolałe miejsce i starałam się unikać kolejnych uderzeń. Rzucała we mnie wszystkim co miała pod ręką; ławkami, lampami, ogrodzeniami, drzewami i nawet pojazdami. Musiałam się szybko przemieszczać z jednej na drugą stronę. Próbowałam, omijając te przedmioty jednocześnie dostać się do dziewczynki i zabrać jej wycinek z gazety czy co to tam było. Gdy udało mi się podejść na tyle blisko by zobaczyć czym jest papierek okazało się, że to ulotka ze schroniska.
Dziewczynka tym razem wepchała ją do swojej kieszeni w kurtce, następnie za pomocą swojej nowej mocy pchnęła w moją stronę dwa autobusy. Wybijając się wysoko w górę na śmiesznym ale przydatnym krążku, uniknęłam obydwu pojazdów. Wykonując sprytnie unik zamknęłam na chwilę oczy, otworzyłam je gdy już zaczęłam opadać.
Znalazłam się na jakimś niższym budynku. Pomagając sobie jojem opadłam znów na ziemię, lecz nie ujrzałam jak na razie swojej przeciwniczki.
Zdenerwowana rozglądałam się wszędzie wokół, jednak nigdzie jej nie zauważyłam. Wszystko dookoła mnie ucichło, a ja nadal stałam w tym samym miejscu się rozglądając. Zawiał jesienny wiatr. Patrzyłam na liście, które to w górę, to w dół kołysał w powietrzu. Czasem przypominać mogły płynące szybko ryby.
Zerknęłam na ziemię. Niepewnie postawiłam jeden krok do przodu, potem drugi... znowu rozejrzałam się wokół. Ludzie pouciekali do swoich mieszkań, stąd ta mroczna cisza. Trzeba było odnaleźć przeciwnika, toteż szłam powoli z niepewnością przed siebie wciąż rozglądając się z przestrachem. Idąc wzdłuż szarego chodnika doszłam do jakiejś uliczki. Nie wiem dlaczego i po co, ale zerknęłam w górę na niebo. Chmury wyglądały tak jakby zaraz miało zbierać się na deszcz. No kurczę, gdzie ona jest?! - mówiłam do siebie w myślach, właściwie pytałam. Rozglądałam się w przeróżne strony, lecz nadal ani śladu dziewczynki. Tylko wiatr i cisza...
Zanim się w ogóle zorientowałam, ujrzałam lecące w moją stronę z góry trzy autobusy oraz dwa samochody. Wszystkie spadały prosto na mnie... O moim życiu zadecyduje kilka sekund... są coraz bliżej...
To już koniec... zawiodłam... - przyszło mi na myśl, kiedy jeszcze w ostatniej sekundzie wykonałam salto w tył, dzięki czemu nie dostałam w głowę.
Myślałam, że wszystko w porządku do czasu, aż nie dostrzegłam przygniatającego mojej nogi długiego pojazdu. Utknęłam w szczelinie między autobusem, a samochodem... Pojazdy ułożyły się tak, że ledwie mogłam dotykać ziemi drugą nogą. Ale jednak stałam. Stałam z nogą wsadzoną w szparę. Dwa pojazdy ścisnęły ją, utknęła na dobre... Próbowałam za wszelką cenę ją wydostać, szarpałam się wręcz jak najmocniej tylko potrafiłam. Ciągnęłam, starałam się wyciągnąć utkniętą nogę. Zaczęłam się poważnie denerwować i rozpaczać, bo lewa noga zaciśnięta dwoma pojazdami wciąż ani drgnęła. Co gorsza poczęła mnie mocno ubolewać. Łzy popłynęły mi z oczu po policzkach.
Ale nie. Nie mogę się poddać! Przecież nie mogę! Nie mogę zawieść tych wszystkich nie winnych ludzi, którzy tak wielce na mnie liczą!
Stałam jeszcze chwilę szarpiąc się bez skutków. I nagle przerażona i mocno zdenerwowana, usłyszałam głośny huk. Przestraszyłam się i poczęłam nerwowo i niepewnie rozglądać się wokół. Mając wciśniętą nogę zaczęłam się oglądać za siebie i we wszystkie z strony. Zerkałam na każdy budynek jaki miałam w zasięgu wzroku z przestrachem. Nie wiedziałam co robić. Dłonie mi się trzęsły, serce biło mocniej, a ja wciąż rozglądałam się tu i tam. Ciągła cisza jeszcze bardziej dodawała mi strachu. Przerażała mnie. Moje serce ożywiło się gdy wtem zobaczyłam gdzieś wyżej lecącą w moją stronę karuzelę dla dzieci. Cóż wyglądało na to, że miała spaść prosto na mnie...
Przyszło mi do głowy, że mogłam przecież użyć Szczęśliwego Trafu, ta moc zawsze dobrze przydawała się Biedronce. Ale na to było już za późno... Karuzela była coraz bliżej i bliżej...
W tym ostatnim momencie jak nigdy szarpnęłam całą swoją siłą nogę, którą pragnęłam wreszcie wydostać. Udało się. Wydostałam ją i stałam nadal w tym samym miejscu, ponieważ uciec dalej, zrobić jakiegokolwiek kroku już nie zdążyłam. Na moje ogromne szczęście duża i kolorowa karuzela wylądowała tuż obok. Parę centymetrów ode mnie. Odetchnęłam z ulgą.
Odeszłam trochę na bok, przystałam przy jakichś drzwiach od bloku mieszkalnego. Odsapnęłam, po czym spojrzałam na lewą nogę. Zobaczyłam krew, była bardzo zraniona... ujrzałam spływającą po niej czerwoną ciecz. Noga była przecięta pod kolanem. Dopiero teraz poczułam mocne pieczenie i ból pod kolanem. Jednak najbardziej zdziwiło mnie to, że mój strój dał się przeciąć... bo podobno strój bohaterki Biedronki był niezniszczalny, więc dziwne żeby tak się stało... Myślę, że uchronił mnie znacznie od większej rany, lecz porwał się i przez to wyszarpując nogę zadałam sobie ranę.
Krew nadal ciekła, stękałam z bólu. Jak ja teraz uratuję to miasto?... Próbowałam postawić krok, jednak noga mi na to nie pozwala. Zbyt mocno pulsowała i piekła. Nie miałam przy sobie nic, chociażby żadnej chusteczki, żeby ją przetrzeć. Chyba pozostało mi jedynie użyć swojej mocy... zostałam sama. Nikt mi w walce nie pomoże, muszę sama dać sobie radę. Sama, samiuteńka ze zranioną nogą i zmęczeniem, muszę pokonać tą małą, lecz naprawdę silną i trudną przeciwniczkę...
_____________________________________________________
________________________________________________
Kolejny dłuugi rozdział ^^
Zawiera prawie 2000 słów :]
Czekasz na kolejny? Daj mi znać gwiazdką lub komentarzem! ;p c;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro