Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Obudziłam się w jakimś w obcym miejscu, jeszcze na fotelu? Zaczęłam się rozglądać i po chwili zdałam sobie sprawę że jestem w szpitalu.
Odrazu spojrzałam na łóżko gdzie leżał mój mąż. Zobaczyłam że już nie śpi, uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
- Dzień dobry Kochanie - uśmiech mi nie schodził z twarzy
- Dzień dobry, gdzie jest Prince? - zapytał
- Pilnują go nasi rodzice - odpowiedziałam mu - jak się czujesz?
- Dobrze - Uśmiechnął się delikatnie - Diano, przepraszam
- Za co mnie przepraszasz? - zapytałam
- Za ten wypadek - odpowiedział
- Przecież to nie twoja wina - powiedziałam spokojnie
Zaczęłam się patrzeć na jego dłonie i zauważyłam że nie ma najważniejszej rzeczy.
- Gdzie masz pierścionek? - Zapytałam
- Na tej malutkiej półce powinien być
Faktycznie tam leżał. Do sali ktoś wszedł, odwróciłem się był to John.
- Przewodzimy Michaela do innej sali - powiedział
- Ile będzie Michael musiał zostać w szpitalu? - zapytałam
- Z jakieś dwa tygodnie albo dłużej - odpowiedział John
Wzięłam pierścionek z półki, jeszcze się rozejrzałam czy nie ma w sali żadnej rzeczy Michaela.
- Możemy już iść - powiedziałam
John i pielęgniarki wzięły Michaela do innej sali. Kiedy byliśmy już w sali John zadał Michaelowi kilka pytań i zostawił nas samych.
- Będę musiała pójść do John'a - odezwałam się
- Po co? - zapytał
- Bo pewnie mi nie powiesz mi prawdy co tobie jest - byłam lekko zła
- Ale nie jest zemną tak źle - powiedział
- Michael... - przerwało mi pukanie do drzwi
Drzwi się otworzyły.
- Czy tu jest mama i tata Prince'a? - powiedziała moja mama
Podeszłam do mojej mamy.
- Mamo daj mi go - powiedziałam
- Przestań on jest leciutki jak piórko - uśmiechnęła się w stronę Prince'a
Mama położyła nosidełko z Princem na podłogę. Wyjęłam Prince'a z nosidełka i poszłam z nim do Michaela.
- Prince, zobacz kto to jest - Wskazywałam palcem na Michaela - Twój tata
- Mogę go wziąć na ręce? - zapytał Michael
- Może lepiej nie kochanie - powiedziałam niepewnie
- Teraz powinniśmy być w domu, a nie w szpitalu - powiedział wściekły - To wszystko moja wina
- Nie prawda - powiedziałam odrazu - To jest wina kierowcy autobusu, nie twoja
- Jestem chujowym mężem i ojcem. Zamiast wami się opiekować, to ty będziesz się mną opiekować - podniósł głos
Pękło mi serce jak to usłyszałam. Jak on mógł tak powiedzieć? Rozumiem że on chciał się mną i Princem zająć, ale życie miało inne plany.
- Jesteś wspaniałym mężem i ojcem. Jesteś przecież moim mężem i będę się tobą opiekowała teraz po wypadku i nawet wtedy jakbyś był przeziębiony - poleciała mi łza
- Dasz sobie z nim radę przez ten czas? - zapytał
- Twoja mama i Susan będzie - odpowiedziałam
Prince zaczął płakać.
- Pewnie głodny jest - Powiedziałam
Michael zrobił trochę miejsca na łóżku, słyszałam jak cicho zajęczał z bólu, ale udawał że wszystko jest w porządku.
- Nakarm go tutaj - pokazał na kawałek wolnego łóżka
Usiadłam na łóżku i zaczęłam karmić Prince'a.
- Boli ciebie jak go karmisz? - zapytał
- Trochę boli - odpowiedziałam
Skończyłam karmić Prince'a i zaczęłam go delikatnie klepać po plecach.
- Mleko mu z buzi leci - powiedział Michael
Tata podał Michaelowi pieluchę tetrową i Michael wytarł mleko z buzi.
- Proszę daj mi go - powiedział błagalnym głosem
Wstałam z łóżka i podałam Michaelowi Prince'a. Michael zaczął patrzeć na Prince'a jak na najdroższy skarb.
- Ale on jest do ciebie podobny - powiedział cicho
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ma twoje oczy - powiedziałam
Uśmiechnął się.
- Cały jest podobny do ciebie - cały czas patrzył na Prince'a
- Tatuś dał tylko oczy - odezwała się moja mama
- Może drugie dziecko będzie do mnie podobne - powiedział i uśmiechnął się delikatnie
- Spokojnie, córki są zawsze podobne do ojców - puściłam mu oczko
- Planujecie drugie dziecko? - zapytał mój tata
- Jak Michael wyzdrowieje to tak
Spojrzałam na Michaela który trzymał Prince'a, przybliżył się do niego i pocałował Prince'a w policzek.

Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Popilnujcie moich chłopaków, a ja pójdę poszukać lekarza i porozmawiam z nim - powiedziałam
Wyszłam z sali i zaczęłam szukać John'a. Po chwili zauważyłam jak wychodzi z jakieś sali.
- John! - Krzyknęłam
Odwrócił się i spojrzał na mnie.
Odrazu do niego podeszłam.
- Co się stało Diano? - zapytał
- Chciałabym się dowiedzieć co jest Michaelowi, bo on nic nie chce mówić - powiedziałam
- Choć do mojego gabinetu - powiedział
Poszłam za nim i po chwili byliśmy malutkim gabinecie.
- Usiądź - wskazał na miejsce
Usiadłam na wskazanym miejscu.
- Co jest jemu? On mi nic nie chce mówić - powiedziałam
- Michael ma delikatnie trzęsenie mózgu, cztery połamane żebra, miał otwarte złamanie na prawej nodze i zwichnięte ramię - powiedział
- Boże, szybko nie wyjdzie z szpitala? - zapytałam
- Przez złamane żebra szybko nie wyjdzie - odpowiedział
- Czyli musi zostać dwa tygodnie - znowu zapytałam
- Może będzie mógł zostać krócej, ale nie obiecuje - powiedział
- Dobrze, będę już wracała do chłopaków - powiedziałam
- Nie bądź u niego długo - powiedział
- Zaraz będzimy jechać - powiedziałam
- Idź już do niego - powiedział
Wyszłam z gabinetu i skierowałam się w stronę sali Michaela. Po chwili byłam już przed drzwiami i usłyszałam śmiech, postanowiłam że wejdę.
Rozejrzałam się i zobaczyłam że Michael nadal trzyma Prince'a i rozmawia z moim tatą.
- Michael oddaj mi go - powiedziałam
Podeszłam do niego i wzięłam od niego Prince'a.
- Mam ci coś jutro przynieść z domu? - zapytałam
- Notes, jakieś trzy książki i słuchawki - odpowiedział
- To jutro ci przywiozę - powiedziałam
- Przyjedziesz jutro z Princem? - zapytał
- Lepiej żeby został w domu - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem
- Będę czekał na ciebie - uśmiechnął się
- No chyba nigdzie nie pójdziesz - zaśmiałam się
Podeszłam z Princem do nosidełka i go tam włożyłam, zapiełam mu pasy i położyłam nosidełko na podłogę. Podeszłam do Michaela i delikatnie pocałowałam go w policzek.
- Pa Michael - powiedziałam
- Pa, kocham was i to bardzo - powiedział
Tata wziął nosidełko z Princem i wyszliśmy z sali.
- Pójdziecie tylnim wyjściem i przyjedziemy po was - powiedziałam
Rodzice z Princem poszli inną stronę, a ja inną. Byłam przed drzwiami, widziałam że auto już na mnie czeka i zauważyłam jeszcze ochroniarzy.
Założyłam przeciwsłoneczne okulary i wyszłam ze szpitala, poczułam blask aparatów na mnie i słyszałam pytania na mój temat i mojego męża.
Szybko pobiegłam do auta i do niego wsiadłam. Pojechaliśmy po moich rodziców. Rodzice wsiedli i ruszyliśmy w stronę Neverlandu.
- Wiedziałem że z tego dziecka i z ślubu będą same kłopoty - powiedział mój tata
- Możesz przestać - podnosiłam głos
- Co mam przestać? Zachciało ci się Michaela Jacksona - też podniósł głos
- Wyjdź z tego auta! Nie chce tego słyszeć - krzyknęłam
- Jestem twoim ojcem - krzyknął
- Zatrzymaj się! - krzyknęłam do kierowcy
Kierowca gwałtownie zahamował.
- Wynocha! - krzyknęłam
- Nie wyjdę - powiedział spokojnie
- Sam pójdziesz czy ochroniarze mają ci pomóc? - zapytałam
Spojrzał na mnie i wysiadł z auta.
- Możesz już jechać - powiedziałam do kierowcy
Kierowca ruszył i jechaliśmy już do domu. Byłam na niego wściekła, zawsze moje decyzję mu się nie podobają. Najlepiej by było gdybym zakonnicą została, wtedy by był zadowolony. Myślałam że po moim ślubie się wszystko zmieniło, ale jednak nie.
Poczułam że ktoś kładzie dłoń na moją.
Spojrzałam na moją mamę która się delikatnie uśmiechnęła.
- Myślałam że mu przeszło - mruknęłam
- Daj mu czas - powiedziała spokojnie moja mama
Nie odpowiedziałam. Może powinnam dać mu czas, może dla niego to za szybko się dzieje. Pierw moja ciąża, ślub i niedawno urodziłam.
Pamiętam jak mówił do Michaela że ma wszystko robić żebym była szczęśliwa i jestem szczęśliwa. Dlaczego on tego nie rozumie? Mój mąż i syn są moim całym światem i przez nich jestem szczęśliwa. Dlaczego on tego nie rozumie?
Może kiedyś przejrzy na oczy i zobaczy że nie ma racji. Moje rozmyślenia przerwał kierowca.
- Jesteśmy na miejscu pani Jackson - odezwał się kierowca
- Dziękuję
Wyszłam z auta i wzięłam nosidełko i skierowałam w stronę drzwi wejściowych. Weszłam do domu i w środku był mój tata.
- Diano - odezwał się pierwszy
Spojrzałam na niego i poszłam z nosidełkiem na górę. Weszłam do pokoju Prince'a, położyłam nosidełko na fotel i wyciągnęłam Prince'a.
- Idziemy spać - powiedziałam cicho
Położyłam go do łóżeczka i zaczęłam do niego mówić.
- Co robiłeś z tatą? - zaśmiałam się
Prince zainteresował się nie tym co do niego mówię, ale moimi włosami.
- Zawołam Susan
Podeszłam do drzwi i wyszłam na korytarz.
- Susan choć na chwilę - krzyknęłam
I odrazu weszłam do pokoju Prince'a. Podeszłam do niego, zauważyłam że robi się śpiący. Przykryłam go delikatnie kocem i patrzyłam jak powoli zasypia. Jak zasnął pocałowałam go w czoło i wyszłam z pokoju.
- Wolałaś mnie? - zapytała Susan
- Tak, czy możesz podać mi jakąś małą torbę bo chce spakować rzeczy Michaela
- Zaraz ci dam
- Będę w sypialni
Ominęłam Susan i skierowałam się w stronę sypialni. Weszłam do sypialni i się rozejrzałam podeszłam do szafki nocnej i wyjęłam notatnik, jedną książkę i słuchawki. Położyłam te rzeczy na łóżku, poszłam jeszcze do garderoby wyjęłam dwie koszulę nocne i dwie pary spodni. Wyszłam z garderoby i położyłam ubrania na łóżko. Usłyszałam że ktoś wchodzi do sypialni.
- Przyniosłam ci torbę
- Połóż na łóżku
Poszłam w stronę drzwi
- Gdzie idziesz?
- Do biblioteki
Wyszłam z sypialni i odrazu zeszłam na dół. Każdy się na mnie spojrzał, ale nie zwróciłam na to uwagi. Po chwili byłam już w bibliotece. Wybrałam dla Michaela jakieś romance. Wzięłam te dwie książki i wyszłam.
- Pani Jackson - krzyknął jakiś starszy mężczyzna
- Coś się stało? - zapytałam dziwiona
- Właśnie coś się stało z tą lwicą co niedawno urodziła - był zaniepokojony
- A gdzie jest opiekun od zwierząt? - zapytałam
- Pojechał gdzieś dwie godziny temu
- Zadzwoń do weterynarza który tutaj przyjeżdża. Jak przyjdzie przyjdź odrazu do mnie - powiedziałam spokojnie
- Dobrze
Poszedł. Postanowiłam że pójdę do salonu i będę czekać aż przyjdzie.
Byłam już w salonie, odłożyłam książki na stolik i usiadłam na sofie.
- Susan podasz mi telefon muszę zadzwonić do Michaela
- Tak
Wyszła z salonu i po chwili wróciła z moim telefonem.
- Proszę - podała mi telefon
- Dziękuję
Wybrałam numer Michaela i zadzwoniłam. Pierwszy sygnał... Drugi sygnał... Trzeci sygnał... Czwarty sygnał... Piąty sygnał. Odebrał.
- Halo? - powiedział spokojnym głosem
- Michael to ja Diana
- Diana coś się stało?
- Przyszedł do mnie przed chwilą pracownik. Mówił że coś się stało z lwicą która niedawno urodziła. Kazałam mu odrazu dzwonić po weterynarza.
Co ja mam zrobić jeśli będzie decyzja o uśpieniu?
- Powiedz że ma robić co się da żeby się lepiej poczuła, a jak niestety będzie decyzja o uśpieniu to musisz się zgodzić
- Dobrze
- Zadzwoń do mnie jak weterynarz pojedzie. Bądź przy niej, weź moją koszulę i pójdź do niej
Zauważyłam że znowu ten sam mężczyzna wchodzi do domu.
- Michael muszę kończyć. Pa
- Pa
Rozłączyłam się. Wstałam z kanapy i podeszłam do mężczyzny.
- Jest już? - zapytałam niepewnie
- Tak
- Zaczekaj tu na mnie
Wstałam i szybko pobiegłam na górę do naszej sypialni. Kiedy byłam już w sypialni, odrazu poszłam do garderoby i wzięłam jedną koszulę Michaela. Wybiegłam z sypialni i szybko zeszłam na dół i po chwili byłam już obok mężczyzny.
- Jestem już
- To idziemy
Wyszliśmy i skierowaliśmy się w stronę zwierząt.
- Czym się tutaj zajmujesz?
- Jestem tutaj ogrodnikiem
- Czyli pan się tutaj wszystkim zajmuje?
- Tak
Skończyliśmy rozmawiać i po chwili byliśmy już przy różnych zwierzętach.
Podeszłam do weterynarza.
- Dzień dobry, Diana Jackson - podałam mu rękę
- Dzień dobry, William Jones - uśmiechnął się
- Wiadomo co z nią?
- Niestety w trakcie porodu miała komplikacje, ale jak podałem jej leki to było już wszystko dobrze
- Czy będzie żyła? - myślałam ciągle że da się ją uratować
- Niestety będę musiał ją uśpić
- A co z młodymi? Dadzą radę bez matki? - trochę się nie zapokoiłam
- Jest tutaj opiekun i będzie się nimi opiekował więc powinny dać radę
- Dobrze
Poszłam z weterynarzem do leżącej lwicy. Usiadłam obok jej i zaczęłam ją głaskać, przybliżyłam koszulę blisko jej mordki. Jej wzrok skierował sie na mnie, w jej oczach było widać ból.
- Będzie dobrze - cicho szepnęłam do lwicy - tam gdzie trafisz poczujesz się lepiej
Spojrzałam na weterynarza który już był gotowy żeby ją uśpić, spojrzał na mnie i kwinełam głową że jestem gotowa w moich oczach pojawiały się łzy, przytuliłam się do lwicy i zaczęłam płakać. Nie chciałam na to patrzeć co jej robi więc patrzyłam w inną stronę.
- Musimy tylko teraz zaczekać aż zaśnie - spojrzał na mnie
Jak usłyszałam te słowa jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Będę musiał ją zabrać
Oddaliłam się od lwicy i się odwróciłam do weterynarza, kwinełam głową że rozumiem. Spojrzałam na lwice, jej oczy powoli się zamykały, a mi jeszcze bardziej pękło serce. Nie obchodziło mniej to że nie byłam bardzo związana z tą lwicą, mi było szkoda każdego zwierzaka. Kiedy lwica zasnęła, przytuliłam się do niej i się z nią pożegnałam.
- Ja już pójdę, dowidzenia
- Dowidzenia
Wstałam i szłam w kierunku domu. Jeszcze bardziej się rozpłakałam.
Kiedy weszłam do domu każdy się na mnie patrzył, podeszłam do stolika kawowego i wzięłam telefon. Uspokoiłam się trochę i postanowiłam że już zadzwonie do niego.
Wybrałam numer do Michaela. Za drugim sygnałem odebrał.
- Michael - powiedziałam załamanym głosem
- I co?
- Musiałam się zgodzić na uśpienie - wybuchłam płaczem - Jestem potworem.
- Nie jesteś
- Jestem! - krzyknęłam
- Kochanie nie było już dla niej pomocy
- Ale ona miała dzieci
- Opiekun się nimi zaopiekuje
- Ale one potrzebują matki
- Pogadamy jutro, będę miał teraz badania
- Pa
- Pa kochanie
Rozłączył się. Wstałam i postanowiłam że pójdę do sypialni. Wzięłam dwie książki z stolika i poszłam na górę.
Kiedy byłam w sypialni, wszystkie rzeczy Michaela spakowałam do torby.
Odłożyłam torbę na podłogę.
Już miałam dość tego dnia. Poszłam do garderoby i wyjęłam koszulę nocną. Przebrałam się i wyszłam z garderoby. Podeszłam do łóżka i się położyłam, nie wiem ile tak leżałam ale po jakieś dłuższej chwili zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro