Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

2500 lat wcześniej

*Lilith*

-Jeszcze raz!- krzyknął w moją stronę. Nie zdążyłam się przygotować, gdy nagle salwa uderzeń trenera spadła na moje zmęczone już ręce. Nie wytrzymałam i opuściłam gardę, przez co otrzymałam kilka silniejszych ciosów, które trafiły w mój brzuch i ramiona. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam zrezygnowany wzrok atakującego.

-Jesteś zbyt słaba. Nie nadajesz się do walki, w końcu jesteś tylko dziewczynką. - zaśmiał się. Arogancki, głupi i zadufany w sobie idiota. Mimo to, jego słowa raniły moją dumę i jednocześnie podnosiły poziom gniewu w moim organizmie.- Koniec na dziś, następnym razem radzę ci się bardziej postarać.

   Gdy tylko się odwrócił, zebrałam w sobie wszystkie pozostałe w moim ciele siły i ruszyłam z mieczem w ręce do walki. Nim spostrzegł, że szarżuję, było już za późno. Cios za ciosem, oślepiona furią zadawałam cios za ciosem, pchnięcie za pchnięciem, byle tylko zadać jak najwięcej bólu arogantowi. Już miałam zadać ostatni cios, który miał ogłuszyć przeciwnika, jednak tą czynność przerwało mi wejście do sali mego ojca. Nim zdołałam stanąć prosto, byłam już przytrzymywana za rękę trzymającą mój ćwiczebny oręż.

-Zapędziłaś się droga panno. Żaden z twoich braci nigdy by czegoś takiego nie zrobił, nie sądzisz?

*Teraźniejszość*

   Wspomnienie dawnych lat utknęło w mojej głowie. Za nic nie mogłam się go pozbyć, mimo mych starań. Spojrzałam w kierunku brata. Ojciec zawsze go faworyzował. Nieważne co robiliśmy, on zawsze był lepszy, ważniejszy. Nie mam mu tego za złe, nic nie zrobił, a nawet starał się mnie bronić przed gniewem Hadesa. Jednak czasami zazdrość brała górę...

*1987 lat temu*

-Zawsze tylko ty! Tylko ty się dla niego liczysz! - wykrzyczałam przez łzy. Kolejna kłótnia o to samo. Jak zawsze, obdarzał swoją miłością tylko Siwanga. W końcu ja się nie liczyłam.

-Nie prawda. Przecież wiesz, że kocha także ciebie tak samo jak mnie! Po prostu się o cie...

-NIE! Nigdy się o mnie martwił! Wymaga ode mnie tylko tego, bym zawsze była posłuszna! Nigdy nie zrozumiesz tego bólu, który czuję, gdy patrzę na ciebie spędzającego czas z naszym ojcem.

Spojrzałam w bok i zobaczyłam Malifera i Eddiego.

-Was też to dotyczy.

*Teraźniejszość*

   Nikt nigdy mnie nie zrozumie. Wszyscy sądzą, że bycie córką boga śmierci jest proste. Takie banalne. Nie mają pojęcia jak się mylą.

-Co robimy? Nudzi mi się. - stwierdził rzucający się po moim łóżku jak węgorz brat.

-Nie wiem co moglibyśmy tu robić, gdyż jak zauważyłeś większość czasu spędzam w swojej komnacie.

-Albo z tym podejrzanym typkiem. - już miałam mu przerwać, gdy uciszył mnie ruchem dłoni. - Idziemy strzelać z łuku.

-Dokąd, przecież tu nie ma żadnych...

-Jest, Thor pokazał mi strzelnicę, zbrojownię i jeszcze kilka innych fajnych miejsc. - stwierdził, po czym wstał pociągnął mnie za ramię i ruchem ręki pokazał, bym podążała za nim. Nie byłam zbytnio zdziwiona dobrą znajomością tego miejsca przez Siwanga. Zawsze był tą popularniejszą częścią rodzeństwa i wszyscy lgnęli do niego.

***

-Tak właściwie, wiesz jak strzelać z łuku drogi braciszku? - spytałam, śmiejąc się z usilnych prób nałożenia strzały na cięciwę przez mojego brata. - Pomóc ci może?

-Poradzę sobie. Lepiej sama spróbuj, mądralo.

   Bez słowa, z uśmiechem na twarzy podnoszę swój łuk, naciągam strzałę i wypuszczam ją w powietrze. Wbiła się w pole obok centrum tarczy. Byłam całkiem dobra w zabawie w łucznika, jednak zawsze bardziej parałam się magią. Mimo słabego wyniku strzału, pan "poradzę sobie sam" stał oniemiały.

-Nie wiedziałem, że umiesz strzelać tak dobrze!

-Bo nigdy nie pytałeś. To jest bardzo słaby wynik, gdybyś widział co wyrabiała Elezara z łukiem! Ona to dopiero jest prawdziwą mistrzynią łucznictwa. Ja przy niej jestem jedynie przeciętniakiem. - stwierdziłam. Siwang wciąż próbował nałożyć tę samą strzałę na tą biedną cięciwę.

-Ach, tu jesteście drodzy goście! Szukałem was wszędzie. - usłyszałam. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam zmierzającego w naszą stronę Thora. Jak zawsze uśmiechnięty, sprężysty krok, czyli ogólna wesołość panowała nad tym bogiem.

-Jak widzę zabraliście się za łucznictwo? Nigdy nie radziłem sobie zbyt dobrze z łukiem, mimo moich usilnych starań. - zaśmiał się głośno, po czym skończył swoją myśl - Jak widzę, Siwang także ma z tym problemy, tak jak ja. Nie to co ty Lilith.

Mimo moich niechęci do blondyna, zrobiło mi się miło po usłyszeniu tego komplementu.

-Może nauczysz nas strzelać tak celnie jak ty? - spytał mój bliźniak. Bóg piorunów tylko mu zawtórował. Chyba nie mam wyboru.

-Niech wam będzie. Może zaczniemy jednak od nałożenia strzały na cięciwę?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro