Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23 |Huragan|


A jeśli powiem ci, że demony naprawdę istnieją? Jedne z nich to eteryczne bestie, karmiące się mrocznymi odłamkami naszej duszy. Nie łudź się jednak, iż to one pchają cię do złego.. Inne, być może nawet bardziej zajadłe niż te pierwsze, to cielesne kreatury, z samych odmętów Piekieł. Mogą cię skrzywdzić znacznie dotkliwiej, niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić.

Być może nawet właśnie kiwasz głową, bądź mruczysz niezrozumiale do siebie pod nosem sądząc, że rozumiesz. Tego bowiem się po mnie spodziewasz, swoistych metafor, mających ubarwić odbiór tego, co napisałam. A jeśli przy okazji wyznam również, że te stworzenia, mimo, iż przeklęte mają nad tobą znacznie mniej oczywistą przewagę?

One wiedzą... a mimo to nie dostąpią zbawienia. Zobacz jak wiele potrzeba, a sama wiara to stanowczo za mało.

 - Plagg, chowaj pazury - powietrze wokół niego przez krótki, ledwie dostrzegalny moment zgęstniało, zawirowało... mimowolnie cofnął się o krok, czując jak mięśnie na jego ciele sztywnieją, zdjęte grozą. Nieco przydługie już włosy, opadły delikatnie muskając skroń chłopaka.

Wciąż mając nadzieję, iż wszystko okaże się jedynie snem,  powoli otworzył oczy. Westchnął, jednak gdy jego spojrzenie napotkało zaskoczony wzrok kwami Czarnego Kota.  Równie intensywne jak te jego, zielone tęczówki pospiesznie omiotły twarz młodego Agreste.

Nic bowiem nie jest w stanie przygotować nas na koszmar, zarówno ten w nocy jak i na jawie. Dopadają nas, gdy jesteśmy najbardziej bezbronni, odsłonięci... bezbarwni. Sieją spustoszenie, raniąc pozostawiają trwałe znamiona.

 - Ona cię zabije! - wykrzyczało w końcu stworzonko, zatrzymując się tuż przed jego twarzą. Kąciki ust chłopaka, powędrowały ku górze, układając się na kształt uśmiechu, sprawiając, iż kwami na moment wstrzymało oddech w swych drobnych płucach. Bowiem od początków stworzenia, jak tylko sięgał pamięcią, Plagg mógł przysiąc, iż nie widział nic równie smutnego, jak spojrzenie bruneta w tamtej chwili.

 - Jeśli nie spróbuję, ona umrze na pewno - wyszeptał w końcu, a cisza, która na moment zapadła pomiędzy dwójką przyjaciół, osiadła teraz między nimi, ciężka i lepka. Niczym mgła nad ranem, w samy sercu lata.

Drgnęli więc równocześnie, gdy panujący wokół kruchy spokój, niczym grom z jasnego nieba, przerwał odgłos oklasków, który z każdą kolejną chwilą, wzbierał na sile. Stawał się coraz głośniejszy, niemal siłą wdzierając się co ich umysłów. Falował i krążył aż w końcu znalazła się na tyle blisko, iż pojedynczy, leniwy podmuch wiatru był w stanie przynieść jej zapach.

Usta Hugo przez jedną, ledwie zauważalną chwilę zadrżały lekko się rozchylając, zupełnie jakby chciał coś powiedzieć. Ostatecznie jednak mięsień na jego szczęce drgnął, gdy z całej siły, zacisnął zęby.

 - W końcu cię znalazłam - odparła z dziwnym spokojem w głosie. Agreste drgnął, mocniej zaciskając w pięść obie dłonie, z całej siły walcząc z pragnieniem, które nakazywało mu podejść do ciemnowłosej dziewczyny, co nie uszło jej uwadze.

Uśmiechnęła się, w ciszy i kpiąco.

 - Biedny samotny Hugo, to musi być straszne, stanąć przed takim wyborem...

 - Kotomi...

 - Ty albo ja... czy nie takie otrzymaliśmy wytyczne, w chwili otrzymania miraculum? Eliminacja tych, którzy sieją śmiertelne spustoszenie w ludzkim świecie. A teraz to ja jestem tym spustoszeniem...

Hugo wyprostował się w plecach, nabierając olbrzymi haust powietrza jednak wbrew temu, czego się spodziewała nie ruszył się z miejsca. Po prostu stał, napięty do granic możliwości, obdarzając ją spojrzeniem, którego znaczenia nie sposób było odczytać.

 - Zabij mnie - odparła, a jej głos, cichy i melodyjny zdawał się ciąć ciszę, niczym rozgrzany nóż, zamarzniętą taflę jeziora. Był nie na miejscu, odstawał, zupełnie jak polny kwiat wetknięty w bukiet, białych róż.

 - Zabij - niemal warknęła robiąc krok w jego stronę, a jej usta wykrzywił grymas, którego nigdy dotąd u niej nie widział - Zabij!

 - Młody.. - jęknął Plagg obdarzając go pełnym niepewności spojrzeniem. Dopiero wówczas wzrok ostatniego Czarnego Kota, spoczął na jego twarzy. Po raz kolejny tego wieczora uśmiechnął się, utkwiwszy w nim spojrzenie zielonych tęczówek.

 - Przepraszam - wyszeptał i nim kwami zdążyło jakkolwiek zareagować zsunął z dłoni srebrny sygnet, po czym odetchnął naprawdę długo i przeciągle, niemal wzdychając.

 - Nie jestem bohaterem - oznajmił chrapliwym głosem, wypuszczając z płuc ciężki oddech - Gówno obchodzą mnie ci wszyscy ludzie - zmrużył oczy, powoli unosząc głowę by spojrzeć wprost w jej błękitne tęczówki - Zawsze chodziło o ciebie... Tylko o ciebie... - wyznał spuszczając swój wzrok. Zupełnie jakby znów był dzieckiem, a ona właśnie przyłapała go na gorącym uczynku.

Mówi się, iż istnieje wiele rodzajów ciszy, a każda z nich rozbrzmiewa jedynie sobie właściwą tonią dźwięku, za nic mając sobie zasady rządzące tym światem. Melodię, która rozbrzmiała tuż po jego słowach, gwałtowną i intensywną, podobną do nurtu rzeki po pierwszych wiosennych roztopach, Hugo miał zapamiętać do końca swoich dni. Nieważne jak długo by to jeszcze potrwało.

 - Hugo - niemal wyłkała jego imię, pozbawiając go tym samym tchu. Po raz kolejny zmrużył oczy dostrzegając łzy, które zaszkliły jej spojrzenie. Przez ledwie zauważalną chwilę ponownie stała się tym, kim miał jeszcze nadzieję ją ujrzeć, lecz gdy tylko ruszył w jej stronę, opadła na kolana, a krzyku, który opuścił jej usta, nie sposób porównać z czymkolwiek innym.

Nie potrzebował wiele by znaleźć się tuż przy niej, obejmując ramionami. Kotomi łkała i krzyczała, zgiąwszy się w pół, a czerwony blask, który oświetlił ciało młodej Couffaine zdradził miejsce pobytu kamienia, stanowiącego główną przyczynę zmiany jej usposobienia. Dziewczyna szarpnęła się w uścisku, wygięła w tył, zwymiotowała, by ostatecznie opaść bez sił. Wreszcie odprężona, zasnęła w ramionach być może jedynego człowieka, który przekładał jej dobro nad własne.

 - Kocham cię - szepnął, a jego łzy były ciepłe na chłodnych policzkach - Kotomi, kocham cię, kocham...

Miłość jednak to za mało.

Nikt bowiem nie mógł przewidzieć skutku działania, wzajemnie wykluczającej się energii miraculum, oraz kamienia krwi, który zawdzięczał nazwę, nie tylko swej szkarłatnej barwie.

Niewiele większy od paznokcia, czerwony przedmiot opadł na ziemię nie wydając przy tym większego dźwięku. Przetoczył się jeszcze kilka razy, ostatecznie znikając wśród traw, na sekundę przed tym nim krzyk rozpaczy, przeszył mrok tej bezgwiezdnej nocy.

***

Wiele wieków przed tym, nim człowiek zawładnął nad Ziemią, fundamenty znanego nam świata, wprawiały w drżenie olbrzymie bestie, w które większość z nas, dziś już nie wierzy. Garstka jednak tych, których wiara nie wypłowiała na porywistym wietrze czasu, wciąż żywi przekonanie, iż krew walczących wówczas z sobą istot, zraszając wypaloną ziemię, zrodziła legendarne kamienie o mocy tak potężnej, iż nawet Śmierć nie jest w stanie, stawić im czoła. Noszą różną nazwę... W kraju kwitnącej wiśni, zwykło się je nazywać "kamieniami krwi" od źródła ich pochodzenia. Ten stary, dumny naród przyjął, iż powstały z kropel krwi Kuramy, dziewięcioogoniastego lisa, na skutek jego walki z innym demonem. Ranny zaczął obficie krwawić, tym samym powołując do życia przedmioty o nieograniczonej sile.

W obrębie naszej kultury, nadano im zgoła odmienną nazwę. Budziły lęk i fascynację, zarówno w świecie magów jak i uczonych, obrastając w legendy. Każda z tych historii, miała jednak wspólny mianownik... Bez znaczenia kim był śmiałek, który sięgnął po ich moc, człowiekiem, faeries, aniołem czy też demonem... Przedmioty te miały zdolność spełnienia najskrytszego, marzenia posiadacza, obdarzając go niezwykłą, duchową mocą, cena ich użycia jest jednak nieproporcjonalnie ogromna. Nawet najdrobniejszy odprysk, szatkował ludzką duszę, wtrącając ją w niebyt.  Nie ulega bowiem wątpliwości, iż kamień filozoficzny...

 - Okrutnie ponura, ta wasza bajka - wpadła mu w słowo, skupiając na sobie ich uwagę. Spojrzenia ojca i córki, równocześnie powędrowały w jej stronę, a ona nie mogąc oprzeć się pokusie, zagryzła dolną wargę, choć obiecała sobie, nigdy więcej tego nie robić.

 - Jeszcze tylko pięć minut! - wykrzyczała z entuzjazmem, mniejsza kopia kobiety, wymachując w jej stronę otwartą dłonią. Nie mogąc nadziwić się jak szybko rośnie, Alya mimowolnie pokręciła głową. Ich córka poznała już bowiem nie tylko alfabet, ale i pierwsze, podstawowe liczby.

 - Mama ma rację - odparł Nino, posyłając w jej stronę pełen ciepła i czułości uśmiech - Jest już dość późno, pora spać - skwitował zamykając książkę, równocześnie nachylając się by złożyć na nosku córki, czułego całusa.

Policzki małej Lahiffe nadęły się, gdy skrzyżowała na piersi drobne, dziecięce rączki.

 - Jeśli będziesz grzeczna, przyrzekam, że w tym tygodniu zabiorę cię do mojej pracy - szepnęła przysiadając na brzegu jej łóżeczka.

 - Naprawdę?

 - Na mały palec - odparła z powagą w głosie, łapiąc za drobną rączkę córeczki. Dziewczynka uśmiechnęła się, drugą, wolną dłonią uroczyście przecinając ich zakład. W chwilę później leżała już, po samą szyję otulona kołdrą. Wychodząc przymknęli drzwi. Nigdy nie zamykali ich do końca, na wszelki wypadek...

 - Jak ci idzie? - spytał, gdy znaleźli się już w salonie, a dźwięki ich głosu nie mogły przeszkodzić małej, w próbie zaśnięcia.

 - Powoli, bardzo powoli - westchnęła ponownie zasiadając przed ekranem komputera.

 - Ile napisałaś?

 - Dwie strony...

 - Od wczoraj? - spytał obdarzając ją spojrzeniem, a gdy nie otrzymał odpowiedzi ostrożnie ruszył w jej stronę.

 - Chyba dlatego czułam, że nigdy nie powinnam pisać, o sprawach, które bezpośrednio mnie dotykały - szepnęła w jego klatkę piersiową, gdy ten usiadł tuż przy niej, gestem dłoni przywołując do siebie.

 - Przeczytaj mi - poprosił czym wywołał u niej ponowne westchnienie - No co?

 - Nie wiem czy to dobry pomysł.. - zaczęła niepewnie.

 - Zróbmy burzę mózgów, po za tym czasem trzeba usłyszeć na głos, to co się napisało by nabrać dystansu - odparł, lecz wciąż widząc wahanie na jej drobnej twarzy szybko dodał -  Kiedy zaczynałaś pisać, często mi czytałaś.

Prawda Pomyślała z żalem wyswobadzając się z jego uścisku, po czym sięgnęła po laptopa.

 - Mówi się, iż domu, którego ściany widziały śmierć, żywi nie mogą już nająć...

 - Z grubej rury - sapnął wpadając jej w słowo. Kobieta ostrożnie przechyliła głowę w jego stronę, posyłając mu zatroskane spojrzenie.

 - Za mocno?

 - To zależy, gdzie jesteś?

 - W starym domu Adriena - wyznała ponownie zagryzając wargę - Chwilę temu rozdzieliłam się z Hugo, pobiegłam szukać wejścia...

 - Wszystko w porządku? - spytał przykrywając jej dłoń swoją. Dopiero wówczas zauważyła, że drżała. Zarówno na  dłoniach jak i na całym ciele - Odłóż ten komputer i się prześpij, to dobrze ci zrobi.

 - Nie o to chodzi...

- Nie mogłaś ich uratować Alya, musisz się z tym w końcu pogodzić - szepnął gładząc ją po plecach.

 - Nie napiszę co się stało...

 - Być może to jeszcze za wcześnie?

 - Choć przez chwilę mnie posłuchaj! - niemal wykrzyczała odtrącając jego dłoń - Nie mogę tego zrobić, ponieważ nie pamiętam! - szepnęła z całej siły zaciskając drżące dłonie, na krawędzi urządzenia - Nie pamiętam jak wówczas wydostałam się z tego domu... Nie pamiętam powrotu do ciebie, tego jak się pogodziliśmy... Ani tego jak lekarz poinformował mnie o zatrzymaniu choroby... Nie pamiętam jak zaszłam w ciążę i narodzin naszej córeczki. Niczego nie pamiętam - wydukała łamiącym się głosem, pochylając się do przodu, jakby coś w niej samej, w jej wnętrzu sprawiało jej olbrzymi ból.

 - Oczywiście, że nie - wtrącił spokojnie, wciągając powietrze nozdrzami - Bo wciąż o tym nie napisałaś. Czy to w ogóle dla ciebie istnieje? - spytał o wiele twardszym, zmienionym głosem - Tamci ludzie, ich cierpienie i wspomnienia, byli prawdziwi, ale nie dla ciebie. Nie póki ich nie pożresz, nie przetrawisz i nie wysrasz na kartkę. Poznajesz osoby, ich życiorysy, miłość i żal i je pożerasz. Jesteś zwykłym pożeraczem Alya, a gdy w końcu to przetrawisz i wysrasz, dopiero wtedy jesteś w stanie w to uwierzyć. Zwykli ludzie są zbudowani z krwi oraz kości, ale nie ty. Ty moja droga jesteś zwykłym pasożytem, grafomanem. Nie możesz pamiętać tego jak się zeszliśmy, bo nie zabrudziłaś tego swoją prozą. Zawsze grałem w tym dramacie jedynie drugoplanową rolę, pokrywając koszty twoich marzeń, żegnając swoje, a tobie wciąż było mało. Nie istniałem dla ciebie, a teraz moja ukochana - warknął unosząc wyżej głowę - Czy jeśli na twoich oczach ja, cały ten dom oraz córeczka zamienimy się w proch, czy wtedy stracisz rozum? - zapytał na pozór niewinnie, kładąc dłoń na jej ramieniu. Podskoczyła jak oparzona, boleśnie uderzając się w bark, gdy upadła na podłogę.

Adrenalina zalała jej ciało, a ona sama zaczęła niczym oszalała, czołgać się w tył usiłując uciekać, jeszcze nim na dobre poderwała się z podłogi. Dłonie jej męża, sięgnęły w jej stronę, a on sam zaczął poruszać się niezwykle sztywno i niezgrabnie, niczym jeden z komiksowych żywych trupów. Skóra na jego ciele zszarzała, w niektórych miejscach zaczęła się przedzierać niczym stara tkanina, delikatnie kruszejąc. Ukazując zaczątki mięśni, miejscami biel kości.

Nie zdołała krzyknąć, w jej płucach nie było dość powietrza. Wydobyła z siebie jedynie zduszony, cichy jęk.

 - Alya - szepnął znajomy jej głos, a gdy odwróciła się w jego stronę, pierwszym co dostrzegła były fiołkowe oczy i zatroskany wzrok jej przyjaciółki, której dłoń spoczęła na skroni kobiety.

***

Zbudziła się chwytając głęboko powietrze. Wciąż miała jeszcze przed oczami zmienioną twarz Nino, a panujący wokół półmrok wzmagał jeszcze uczucie paniki. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, iż zwisa głową w dół, a cienkie, ostre liny boleśnie krępowały jej nogi i dłonie. Odruchowo wierzgnęła sprawdzając napięcie, trzymających ją węzłów, po czym głęboko westchnęła starając się zebrać myśli. Ten kto zafundował jej ten rodzaj rozrywki, wiedział co robi. Delikatnie obróciła głową, próbując zignorować tępe uczucie bólu, które rozbrzmiało w jej skroni bogatą katatonią odcieni.

Dopiero wówczas, gdy jej wzrok w końcu przywykł do panującej wokół ciemności Alya Lahiffe zrozumiała na co patrzy. Jej usta otwarły się szeroko. Poczuła ciepło, w miejscu, gdzie spotykały się jej uda, które teraz powoli lecz nieubłaganie spływało na jej podbrzusze.

Ocknęłam się z koszmaru - pomyślała ponuru - Jedynie po to, by stwierdzić, że rzeczywistość również nim była.


Jakimś cudem naskrobałam dzisiaj ten rozdział. Jak zawsze jest bez korekty, tak więc ogromnie przepraszam za ewentualne błędy. Nie wiem kiedy pojawi się następny. W kolejce z pewnością czeka Be Quiet - dla którego powstała, już część rozdziału, jednak z całą pewnością nie pojawi się wcześniej niż w przyszłym tygodniu. Rozumiecie, sesja i te sprawy ;) Ta część powstała przy dźwiękach kilku piosenek, o których mam ochotę wspomnieć, są to Florence + the machine - breath of life (która nota bene stanowiła inspirację, przy tworzeniu wcześniej wspomnianej książki), Ana Johnsson - We are, Alicia Keys - It's on again, a także Fleurie - Hurricane, której ten rozdział zawdzięcza swą nazwę. Postanowiłam jednak wrzucić drogą Anę, ponieważ uwielbiam jej wokal w tym utworze, a sama piosenka swego czasu promowała Spider-Man'a 2 gdzie w losy Peter'a wcielił się Tobey Maguire, jak dla mnie najlepszy spider-man ;) Cóż, pozostaje mi Was pozdrowić i życzyć miłej niedzieli, oraz spokojnego tygodnia <3

https://youtu.be/yG94KyjFlpg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro