Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16 |Tchnienie|

Czytasz? Zostaw po sobie ślad. Autor też człowiek i czasem musi wiedzieć, że to co tworzy, przypadło komuś do gustu ;)


Był kwadrans po trzeciej w nocy.

Kotomi ta chwila zdawała się najdłuższą w jej życiu, gdy wózek mający wywieźć zwłoki z oddziału minął dzielący ich zakręt. Choć nigdy wcześniej nie widziała jak wygląda, to widok, którego nie można pomylić z niczym innym. Duży, wykonany z stali nierdzewnej pojazd, z nakładaną od góry klapą, ciosaną na kształt jaki stereotypowo posiadają trumny. Poczuła się słabo, a jej serce, ciało i mięśnie stały się nieznośnie lekkie. Drżały niczym uwięziony w klatce mały ptaszek, któremu nagle odebrano wolność.

Godzina trzecia. Czas, gdy świat ludzi i demonów niebezpiecznie mają się ku sobie.

Drzwi prowadzące na intensywną terapię, odskoczyły z cichym mlaśnięciem automatycznego zamka, reagując na białą, magnetyczną kartę wsuniętą za identyfikator pielęgniarki. Właśnie ta drobna rzecz, granatowy identyfikator z doczepianym na jej szczycie plastikowym, ozdobnym czarnym kotkiem na lince, pozwolił wyjść jej z odrętwienia.

Wzięła głęboki wdech, czując jak ten pali ją w płuca. Kotek był animowany i pochodził z kreskówki, którą oglądała będąc dzieckiem. Uśmiechał się ukazując dwa identyczne kły, po obu stronach.

Usłyszała za sobą krzyk jednej z kobiet, który kazał jej się zatrzymać, jednak nie posłuchała. Podjęła już decyzję. Przystanęła tylko na chwilę, by wybrać odpowiedni przycisk, który otwierał następne drzwi. Wejście na intensywną terapię, jak i pozostałe oddziały ścisłego nadzoru medycznego posiadało podwójne zabezpieczenie. Do tej pory w tym osobliwym przedsionku, oddzielającym oddział od reszty szpitala, posłusznie wykonywała wydawane jej polecenia. Spinała włosy, dezynfekowała dłonie oraz zakładała wiązany na plecach fartuch. Tym razem było inaczej.

Dłoń dziewczyny bezbłędnie odnalazła drogę, spoczywając na pierwszym od lewej przycisku. Choć wszystkie były identyczne i ustawione w jednej linii, nie miała pojęcia co robiły pozostałe. Ten jeden konkretny, biały i równie plastikowy jak reszta sprawił, iż zalała ją fala ostrego światła. Kotomi zmrużyła oczy, stawiając pierwszy krok. Choć sama nie wiedziała do końca dlaczego, była pewna, iż nie mogła inaczej.

***

Była trzecia piętnaście. Czas martwoty.

To godzina, o której tamtej nocy przypadł moment odpływu. Chwila, gdy ocean się cofa, pozostawiając na plaży splątane kłęby wodorostów, mętne bajorka oraz połacie śmieci, wrzucone dzień wcześniej do wody.

Alya drgnęła, a po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przez otwarte na oścież, wysokie okno na korytarzu wpadł ciepły podmuch wiatru. Drzewa na zewnątrz trzeszczały i pocierały nawzajem  o swoje gałęzie. Wichura wzbierała na sile, wyjąc jak stado wściekłych kojotów. Gdzieś w oddali, poniósł się dźwięk zbłąkanego grzmotu.

Trzecia piętnaście, czas martwoty. Nadciągała burza.

 - Znaleźliśmy coś - odparł przyjemny dla ucha kobiecy głos. Lahiffe mechanicznie odwróciła głowę w jej stronę. Milczała, wiedząc, że tak czy inaczej ta druga i tak podejmie temat. Ta druga.

Alya zmrużyła oczy, obdarzając kobietę przeciągłym spojrzeniem zza długich, ciemnych rzęs. Były sobie równe, przynajmniej jeśli chodzi o wzrost. Tutaj jednak podobieństwa się kończyły. Określiła ją jako szczupłą, lecz w zdrowy, przyjemny dla oka sposób. Miała krótkie, nieprzyzwoicie jasne włosy, które wyglądały na naturalne, oraz błękitno-szare oczy. Strojem przypominała tajniaków, z wszystkich stereotypowych filmów o funkcjonariuszach jakie w tej krótkiej chwili Alya, była w stanie sobie przypomnieć. Nie wiedziała czy czuła większą złość czy ulgę, mimo wszystko gdzieś w głębi serca cieszyła się, że gdy to wszystko w końcu się skończy, nie zostanie sam.

 - Miałaś zainstalowaną aplikację śledzącą - wyjaśniła oddając jej telefon. Pokonując niechęć, którą wywoływała w niej pani inspektor, mulatka wbrew sobie wyciągnęła dłoń. Musiała zagryźć od wewnętrznej strony oba policzki, by nie wybuchnąć, gdy dostrzegła jak ta unika spojrzenia jej w oczy. Bezsprzecznie czuła się winna. Czy to znaczy, że już z sobą sypiali? Chciała ją o to zapytać. Właśnie tu i teraz. Wprost, wykorzystując przewagę jaką dawał jej element zaskoczenia. Zamiast tego jednak powoli, wypuściła nosem zalegające w płucach powietrze. Przekręciwszy na palcu obrączkę, poczuła dziką satysfakcję orientując się, iż wzrok blondynki mimowolnie spoczął na biżuterii.

 - Co to znaczy? - zapytała domyślając się odpowiedzi.

 - Można go zdalnie używać, sprawdzać wiadomości, pliki...

 - Wysyłać smsy?

 - Tak.

Istnieje nieskończenie wiele, rodzajów ciszy. Mówi się, iż najprzyjemniejszą z nich jest ta, która zapada z naszego wyboru. Tamtej nocy, choć ciepłej i letniej Alya szczelniej owinęła się, narzuconym przezornie sweterkiem.

 - Czy wiesz...

 - Kto to? Nie da się sprawdzić, ale najprawdopodobniej osoba z twojego otoczenia. Ktoś kto miał łatwy dostęp do telefonu.

Mimo, iż była to jej druga nocka z rzędu, a lampy na szpitalnym korytarzu, dawały zimny, brzydki odcień, inspektor bez trudu dała radę dostrzec jak źrenice oczu kobiety, niebezpiecznie się zwężają. Widziała jak o czymś myśli, rozważa, a powstała idea pokonuje w jej głowie kolejne okrążenie. Dała jej chwilę, pozwalając przetrawić informacje, jednak gdy nieznośna cisza się przedłużała, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

 - Miał sporo szczęścia... - zaczęła mówić, nie przerwała nawet wtedy, gdy napotkała zimne, karcące spojrzenie ciemnoskórej kobiety - gdyby nie zdążył w porę załączyć alarmu w samochodzie, gdyby w barze tuż obok nie zostało jeszcze kilku maruderów...

Zawiesiła głos. Zrobiła to celowo, mając nadzieję, iż wypowiedziane przez nią słowa, zrobią swoją robotę. Stały tak przez chwilę, mierząc się wzrokiem, lecz tylko jedna z nich była naprawdę świadoma, jak wielki stanowiły dla siebie kontrast. Jak światło i ciemność, dobro i zło, życie i śmierć.

 - Czy domyślasz się..?

 - Nie - odparła stanowczo Lahiffe zaciskając usta w wąską, drżącą linię. Inspektor nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż kłamie.

***

Biegła nie mając pojęcia, skąd wzięła w sobie siłę by stawić każdy, kolejny krok. Czuła jakby stąpała po bardzo cienkim lodzie, a za chwilę sama miała się rozpaść. Pędem minęła znajdujące się przy wejściu dwie izolatki, oraz dyżurkę pielęgniarek.

Wpadła na główną salę oddychając ciężko i nierówno, jakby przebiegła naprawdę długi maraton. Minęła kolejno każde z stanowisk, ktoś zaczął coś mówić, lecz nie była w stanie sprecyzować kto i co. A może nie mogła? Czuła się jak w śnie, strasznym i koszmarnym. Nie mogła się obudzić.

Zdawało się, że nogi niosły ją same. Pozwoliła im na to, choć każdy kolejny centymetr, który przybliżał ją do celu groził, iż jej serce również przestanie bić. Musiała go zobaczyć, po prostu musiała. Wciąż ciepłego,  w łóżku i piżamie.

Wahała się tylko przez chwilę. Jednym, sprawnym ruchem odsunęła białą kotarę, okalającą stanowisko, gdzie leżał Hugo. Miał rozpiętą koszulę, a tuż przy nim wciąż był lekarz, któremu towarzyszyła pielęgniarka. Dłoń mężczyzny zatrzymała się w połowie gestu, a palce mocniej zacisnęły na głowicy stetoskopu.

Zamarła niewiele pojmując z sceny, którą właśnie zastała. Dopiero wtedy to do niej dotarło. Rozejrzała się gorączkowo w poszukiwaniu wózka, który tak bardzo chciała wyprzedzić. Jakby sam ten fakt, miał sprawić, iż cofnie się czas, pryśnie zły urok. Zamiast tego dostrzegła zmartwione spojrzenie jednej z pielęgniarek. Kobieta stała spokojnie, jakieś trzy, może cztery metry od niej, bacznie ją obserwując jednak nie zrobiła nic więcej. Gdyby nie zmęczenie i szok, który dopiero teraz zaczął odpuszczać, zapewne bez problemu dostrzegła by uśmiech, który czaił się na jej ustach.

Miała wrażenie, że czas się zatrzymał, gdy w końcu dostrzegła spojrzenie intensywnie zielonych oczu, utkwionych w jej twarzy. Poczuła jak po jej policzkach zaczynają płynąć łzy, nie otarła ich jednak, a jedynie uśmiechnęła szeroko, czując ulgę której nie w sposób opisać. Kotomi już nigdy więcej, się nie zawahała.


Rozdział powstał, przy dźwiękach tej piosenki.

https://youtu.be/GX7f1Btk1yM


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro