Rozdział 3.
Lekarz cicho westchnął i udał się do pokoju chłopaka który "rzekomo" miał być niemowa.
Znów zastał go przy oknie, które nigdy nie było otwierane, podszedł do niego i chwycił za ramię, a on ani drgnął.
-Chłopcze, od dzisiaj, będzie tu nowy chłopak, nie mamy gdzie go dać, więc będzie u Ciebie. Nie martw sie,nie zrobi ci krzywdy.-uśmiechnął się przebiegle-raczej.
Opuścił salę chłopca, a on przymruzył oczy i zaczął rozmyślać.
Pov.Miłosz.
Lekarz wyszedł zostawiając mnie samego.
W ciszy pośród czterech ścian, co chwilę zdawało mi się że bardziej wariuje. Trafiłem tu gdy miałem kilka lat. Nie jestem chory, moi rodzice mnie nie chcieli, pocieli mi skórę, podpalali papierosami, zakraplali rany wódką czy innymi substancjami. Moja mama nie pozwalała mi jeść, przez co popadłem w anoreksje.
Kiedy, przyjechaliśmy do lekarza, okazało się, że zwykła łapówka by wystarczyła, ale oni woleli mnie upokorzyć. Do teraz mam ślady po cięciu przez nich.
Nie mówię, bo nie chce i się boję, oni to wiedzą, do osiemnastki zostały mi tylko dwa lata.
Ale co ja mogę? Nic. Cieszę się ze mam izolację i to okno. Przypomina mi ono ze tam jest świat, w którym nie chce być. Ono, jako jedyne,daje mi ukojenie, bo wiem, że nie mam kontaktu z rzeczywistością, a jestem w wiecznym zamknięciu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro