Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4.

Pov. Lekarz.

Znowu szedłem do niego. Jego oczy, mówiły zbyt wiele. Gnębiony, bity, ponirzany. Siniaki, cięcia i inne, dają mi wiedzę, iż jest on na skraju wytrzymania.
Wiem, że oboje czekamy na ten jeden moment.

Tak naprawdę, to żal mi go.  Gdybym mógł, cofnął bym czas.

-Dzień dobry. Czym mogę służyć?-zapytał młody mężczyzna.

-Chcieli byś my zgłosić, iż nasz syn, potrzebuje pomocy. Jest mały, a się samo okalecza, a w jego plecaku znaleźliśmy tabletki nasenne. Tak bardzo się martwimy.-odparła młoda kobieta w czerwonej, opinajacej, eleganckiej sukience do kolan, z tego samego koloru portmonetką oraz szpilkami o ciemniejszym odcieniu.

-Właśnie.-poparł ja biznesmeńsko ubrany mężczyzna, na oko 36 lat.

Lekarz spojrzał na nich nie pewnie, po czym prosząc o spotkanie z synem, zajął się sprawą papierową i zaczął przeglądać kartotekę owego dziecka.

Po miesiącu spotkał się z chłopcem, który pomimo iż siedział sam kolorujac, nie miał żadnych nieprawidłowych zachowań.

Z moich wspomnień, wyrwał mnie huk.
Nie. To nie on. To tylko kolejny samobójca, z sali 142.

Jako lekarz, nie mogę nic zrobić. Szczerze? Nawet mam nadzieję i wierzę, że mój ukochany pacjent, z którym spędzam każda noc obserwując jego każdy, chociażby najmniejszy ruch. Czasem nawet chciałbym go wziąć w posiadanie, jego ciało, uśmiech, dotyk, zalety i wady, cały charakter.

Hahaha, to aż zabawne. Jak lekarz morderca, może wypowiadać się o kolejnym wyrzutku społecznym, odtrąconym przez matkę naturę. Jestem lekarzem i nie powinno mnie łączyć nic, z moimi pacjetami. Więc, czemu nie potrafię nad tym zapanować?

-Panie doktorze!-do pokoju jak tornado wpadła pielęgniarka, a mnie ogarnęło przerażenie jej wieścią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro