Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Samolot.

Siedzieliśmy już na lotnisku. Ja i Wiktoria poszliśmy sobie do maczka. Większość i tak zjadłem ja, a to co nie zmieściliśmy stwierdziliśmy, że zjemy w samolocie.

- Gdzie teraz idziemy? Mamy jeszcze godzinę do lotu.

- Starbucks?

- Spoko, możemy iść, ja stawiam.

- Weź przestań Bartuś.

- No tak, stawiam.

- No dobrze ale następnym razem będę stawiała ja.

- Tak tak, mhm. - złapałem ją za rękę i poszliśmy do starbucks'a. Wzięliśmy sobie po kawce i poszliśmy razem na obchód lotniska.

- O patrz! Samolot startuje! - Wiktoria podbiegła do okien a ja chwilę potem do niej podszedłem i stanąłem obok. - Zachód słońca, samoloty i my, no i czego chcieć więcej. - spojrzała mi w oczy.

- Nic innego nam nie potrzeba. - spojrzałem w jej oczy.

- Chciałabym z tobą być Bartuś.

- Słuchaj zrobimy tak.. (...)

- Okej, wchodzę w to.

- No i świetnie. - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w usta a ona odwzajemniła.

Pov: Przemek
Zrozumiałem, że Wiktoria już nic do mnie nie czuje a podoba jej się Bartek. Poszedłem do Faustyny aby o coś zapytać.

- Ty siedzisz w samolocie obok kogo?

- Bartka, a co?

- Zamieniamy się, ja usiądę z tobą a Bartek usiądzie z Wiką.

- A czemu to tak. - zapytała blondynka z zaciekawieniem.

- Zrozumiałem, że oni się kochają, jak Wiktoria ma być z nim szczęśliwa, wolę aby to oni byli w związku.

- Rozumiem, a więc siedzimy razem, świetnie, szach przy oknie!

- Możesz siedzieć.

- Dziękuję. - przytuliła mnie.

***

Pov: Bartek
Właśnie wchodziliśmy do samolotu, jednak gdy miałem już siadać na swoje miejce, ktoś położył rękę na moje ramię. Był to Przemek.

- Co jest?

- Chcesz siedzieć z Wiktorią?

- No tak, chciałbym.

- Siadaj z nią a ja usiądę z Faustyną.

- Naprawdę?

- Tak Bartek.

- Dziękuję! - przytuliłem go.

- Nie ma za co Bartek, jesteś moim przyjacielem.. - odwzajemniłem przytulasa.

- Chłopaki nie blokujcie przejścia! - wtrąciła się Faustyna.

- A tak, racja. - oderwałem się z uścisku i usiadłem obok Wiktori. - Hejka.

- Bartuś? Co tu robisz?

- Siedzę z tobą, nie widać?

- Ale jak?

- Przemek powiedział, że mogę z tobą siedzieć.

- Serio?

- Noo, też na początku byłem w szoku ale spoko, mi to pasuje.

- Mi też. - czerwonowłosa przytuliła się do mnie a ja odwzajemniłem przytulasa.

- Kocham cię.. - szepnąłem jej do ucha.

- Ja ciebie też.. - odszeptała.

Wiktoria wtuliła się we mnie a ja pocałowałem ją w głowę. Zasnęliśmy wtuleni w siebie. Raczej ona zasnęła pierwsza, a ja po jakimś czasie.

Lot minął nam szybciutko, te jedenaście godzin zleciało bardzo szybko. W domu genzie mamy wziąć Przemka na rozmowę, ja i Wika mamy już obmyślony plan.

No i wylądowaliśmy, wzięliśmy swoje rzeczy i opuściliśmy samolot, weszliśmy na lotnisko i poszliśmy odebrać nasze bagaże.

- To co, znów czekamy na nie godzinę? - zażartowałem.

- Niee, będą szybciej. - powiedziała Wika.

- A ja uważam, że tym razem będziemy czekać dłużej. - stwierdziła Faustyna.

- Niee, napewno nie.

No i racje miała Wiktoria, nasze walizki pojawiły się jako jedne z pierwszych. Odebraliśmy je i udaliśmy się do naszego busa. Schowaliśmy je do bagażnika a następnie przyszła pora na zajęcie miejsc. Przemek prowadził, na miejscu obok usiedli Patryk i Julita. Ja i Wiktoria siedzieliśmy obok siebie a koło nas jeszcze Faustyna. No i takim składem pojechaliśmy do Krakowa do domu genzie.

__________________________________
Już jesteśmy coraz bliżej końca tej książki, jutro lub dzisiaj wieczorem wlatuje ostatni rozdział.

Dajcie znać kiedy go wolicie. Dziś czy jutro.

A jeśli ten rozdział wam się spodobał zachęcam do zostawienia gwiazdki. ⭐️

- autorka książki, Emilka 🐜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro