Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV

— Michael —
[Do Wydania Albumu: miesiąc, 15 dni]
[11.10.1991]

Szykowałem się do wydania albumu... Gdy wchodziłem do studia zaczepiła mnie Grace

– Michael, ta dziewczyna z którą śpiewałeś, ta...

– Iman? – powiedziałem pierwsze imię jakie przyszło mi do głowy

– Tak. Była tą "królową Egiptu"?

– Tak... O co chodzi?

– Kazała mi przekazać to tobie – podała mi list

Otworzyłem.
"Mike, domyślam się, że gdy to czytasz, to ja zapewne umieram. Musisz mi wybaczyć, ale postanowiłam ze sobą skończyć. Tu masz adres: (*adres*). Mam jedną prośbę. Pochowaj mnie na terenie Neverland. Zanim zaczniesz się zastanawiać czemu akurat do ciebie się zwracam, musisz zrozumieć, że ten pocałunek na planie... Dla mnie, to było coś więcej. Ja cię naprawdę kocham, ale chcę się zabić, tylko po to, by ci nie wadzić w życiu. Kocham cię, ale chcę się zabić, żeby Ci do głowy nie strzeliło zostawienie żony.

Iman"

Łza ściekła mi z policzka. Przecież nie pozwolę jej umrzeć.

Kilka minut później byłem pod podanym adresem. Zobaczyłem Iman. Stała na stołku. Powiedziała tylko:
– Z miłości. Nie będziesz niszczył swojej rodziny dla mnie – i się powiesiła.

Wolałem ją ratować.

Kiedy tylko zaczęła normalnie oddychać i odzyskała przytomność, przyciągnęła moją twarz i wpiła się w moje usta. Usłyszałem dźwięk robionego zdjęcia. Oderwałem się od Iman... Zobaczyłem jej menagera z aparatem....

Kilka minut później dostałem wiadomość od Evy...
Od: Eva
"Nie chcę cię znać. Jak mogłeś zdradzić swoją żonę?! Całe życie, jako duch byłam przy tobie, a ty właśnie to wszystko zniszczyłeś! Zdeptałeś całe moje dzieciństwo! Wyprowadzam się do rodziców Loretty!"

Kiedy wpadłem do domu...
– Nie zobaczysz mnie więcej! – krzyknęła, dała mi w twarz i ruszyła w kierunku drzwi.

– Eva! – krzyknąłem – Czekaj! – dogoniłem ją i złapałem za nadgarstek

– Nie! Ty już nie jesteś moim ojcem! – wyrwała mi się i uciekła.

Jej słowa mnie dobiły. Opadłem na kolana i zalałem się łzami. Teraz Agatha się dowie o czymś, co nie jest nawet prawdą... Potem zapewne odbierze mi prawo do dzieci... Zostanę tu sam. Zupełnie sam. Skuliłem się na ziemii

– Zostanę tu sam. Zupełnie sam. Tylko ja i ten wielki pusty teren... – wyszeptałem przez łzy – Boże... Boże błagam... Zabierz mi wszystko, co tylko zechcesz, ale pozwól mi znów mieć córkę, żonę... Dzieci... Moje dzieci. Moją Evę, moją Kaillie, mojego Brandona, moją Janet... Mojego Adama... Mogę zamieszkać nawet na ulicy. Ja tylko chcę odzyskać córkę i żonę...

– Tato... Czemu płaczesz? – usłyszałem nagle głos Kaillie

– Nic takiego, córciu – usiadłem i zmusiłem się do uśmiechu

– Czemu płaczesz? – zapytała znowu i usiadła mi na kolanach – Czemu prosiłeś Pana Boga o to wszystko, co powiedziałeś?

– Nic takiego. Małe nieporumienie...

Kilka minut później pognałem do Agi, do szpitala. Teraz zależało mi tylko, by Aga znała prawdę.

Kiedy wszedłem do jej sali, siedziała skulona na łóżku i płakała

– Agatha? – powiedziałem niepewnie, jakbym nie miał pewności, czy to dobry moment

– Co?! Teraz przyszedłeś całować mnie?!

– Kochanie...

– Nie mów tak do mnie! – przerwała mi – Jeśli Ci się znudziłam, mogłeś powiedzieć!

– Nigdy mi się nie znudziłaś – usiadłem obok niej i ją objąłem

– Weź te ręce! – odepchnęła mnie – przysięgałeś, że mnie nie zostawisz! Że mnie nie zradzisz!

– Kochanie... – klęknąłem przy jej łóżku i wziąłem jej dłonie w swoje. Zacząłem je całować z płaczem powtarzając – Ja cię kocham... Ja cię nigdy niezdradziłem i niezdrzadzę... Kocham cię na życie.... Błagam... Błagam uwierz mi... Błagam... Ja bym cię nigdy nie zdradził

– Całowałeś ją?!

– A całowałem LV? Iman zbyt sprytnie to rozegrała. Przecież ty wiesz, że ja bym cię nigdy nie zdradził.

– Masz chociaż dowody?

– Mam... Błagam uwierz... – płakałem – uwierz mi kochanie. Ja cię nigdy w życie nie zdradziłem... Uwierz...

– Dobra, dobra wierzę. Tylko mi już nie płacz w ręce

– Eva uciekła...

– Czemu?

– Najwyraźniej manager Iman wysłał Evie zdjęcie, jak Iman z zaskoczenia mnie pocałowała. W usta. Eva wyszła wrzeszcząc, że jej więcej nie zobaczę, że wyprowadza się do rodziców Loretty... I... Że... Że już nie jestem... Jej ojcem

– Narazie ci wierzę, ale jeśli jeszcze raz usłyszę coś podobnego, to jak Boga kocham: weźmiemy rozwód.

– Ja cię w życiu nie zdradziłem i nie zdradzę – nadal całowałen jej dłonie

– Znajdź Evę. Dopóki jej nie znajdziesz, nie wrócę do domu.

– Jasne

Wybiegłem z sali i rozpocząłem poszukiwanie córki. Niemusiała by nawet wracać. Ważne, żeby dała chociaż znak życia

Nagle zadzwonił mi telefon. Eva
[E-Eva; J-jakiś głos]
E: Piękny las... Jaka to miejscowość?
J: Najbliżej jest Los Alamos
E: Tacie by się tu podobało. Lubi takie miejsca
J: Kim jest z zawodu twój ojciec?
E: Nie ważne.
J: Doprawdy, Eva?
E: Skąd wiesz, jak mam na imię?
J: Jesteś córką Jacksona. Byłaś. Teraz jesteś moja!
E: Zostaw mnie! Pomocy!

Zlokalizowałem jej telefon i pojechałem tam łamiąc wszystkie istniejące przepisy ruchu drogowego. Jakiś kilometr w głąb lasu od wjazdu do niego stał samochód. Zostawiłem motor przy samym wjeździe, żeby być mniej zauważalnym. Widząc jak otwierają się drzwi kierowcy,  schowałem się w krzakach. Obszedł samochód, z bagażnika wyciągnął jakąś torbę, a z miejsca pasażera z przodu moją półprzytomną córkę. Posadził ją pod drzewem, z torby wyciągnął palik, wbił go w ziemię, przywiązał do niego Evę na stojąco, z torby wyciągnął nożyczki.

Bezszeletnie przemieściłem się jak najbliżej

Wziął do lewej ręki pasemko jej włosów i odciął je na wysokości ramion
– Zostaw mnie, błagam... – wymamrotała Eva – nie ścinaj włosów...nie krzywdź mnie... Błagam... Wolę być zamknięta i czekać aż mój ojciec zapłaci okup...

– Niestety skarbie... Ja mam cię tylko przygotować na handel. Nie martw się... Twoje śliczne włosy pójdą na perułkę... Wyślemy ją temu twojemu ojcu. Jak zapłaci, to cię odzyska.

– Proszę... Nie... – wymamrotała znowu.

Mężczyzna odciął kolejne pasemko. I kolejne. Każde kolejne chował do woreczka strunowego. Gdy prawie wszystkie ściął jej włosy do ramion, ja wyciągnąłem swoją broń i wystrzeliłem w powietrze. Huk zdezoriętował mężczyznę. Wyszedłem z kryjówki, celując w niego ze słowami:
– Waż się jeszcze jeden włos wyrwać, to cię rozstrzelam

– Serio? – odciął jeszcze jedno pasmo włosów Evy

– Tak – wystrzeliłem. Przestrzeliłem mu dłoń na wylot. Uciekł.

Uwolniłem Evę.
– Tato... – płakała  – Zobacz co ze mnie zrobił...

– Ej, nie jest źle. Choć do domu. Naprawię to

– Mama ci nie wybaczy zdrady

– Nigdy jej niezradziłem... Choć. Zabiorę cię do domu – przytuliłem ją do siebie – nie martw się kochanie... Wszystko naprawię...

Usiedliśmy na ziemi... Nagle Eva zrobiła coś, czego w życiu bym się po niej niespodziewał w tej sytuacji... Złapała nożyczki i... Odcięła ostatnie pasmo włosów.

– No nie płacz... – przytuliłem ją do siebie

– Ale patrz na mnie! – krzyknęła i wskazała trzymane w ręku pasmo ściętych włosów

– Odrosną. Niepłacz kochanie...

***

Wróciliśmy do domu.
Eva usiadła przed lustrem...

– Zobacz – zacząłem – to nic – rozpóściłem włosy – widzisz? Jesteś tylko bardziej podobna do mnie.

– W tym problem, że do mamy też chcę być podobna

– Mówiąc "mama", masz na myśli Agę, czy Lorettę?

– Agathę. Loretty nigdy nie nazwę matką

– Nie po to masz mnie za ojca. Coś się wymyśli. Zabiorę cię fryzjera. On napewno coś wymyśli.

– No ale zobacz... – odparła i wzięła do ręki  jedno z pasemek – jak ja wyglądam?

– Pokaż – wziąłem od niej pasemko i przyłożyłem sobie pod nos imitując wąsy – jak wyglądam?

– Nie no, tato, świetnie – zaczęła się śmiać

– No i ten uśmiech chciałem zobaczyć.  A o włosy się nie martw. Coś się wymyśli

– Tato, mogę z tobą jechać w trasę?

– Tak, czemu pytasz?

– Bo na poprzednią pojechałam z tobą bez pytania

– Co?

– A myślisz, że Loretta to przypadek?

– Chcesz powiedzieć, że to ty ją podjudziłaś do tego co odwaliła na trasie?

– Musiałam ci jakoś przypomnieć o sobie

– Nie mogłaś... Niewiem. Obudzić mnie w środku nocy?

– Nie. Porzucenie Lorettcie pomysłu przypomnienia ci o Vicky i o mnie było najlepszą opcją.

– Czemu ja znów musiałem ją oglądać? Czy naprawdę nie mogłaś... Na już sam niewiem. Podrzucić Adze pomysłu zapytania mnie o to?

– Jesteś zły?

– Trochę tak, bo chciałem zapomnieć. Miałem już żonę, czwórkę dzieci...

– Tato! Czemu?! – krzyknęła ze łzami w oczach

– Nie żyłaś. Cały czas cię kochałem, pamiętałem. Zawsze będę. Chciałem zapomnieć o LV i o tym, że Cię zabiła

[12.10.1991]
[Godz.: 00.30]

Usłyszałem ciche szelesty w pokoju Evy. Zajrzałem tam. W odbiciu w lustrze zobaczyłem ducha LV... Czaiła się z nożem nad śpiącą Evą.

– Vicky, nie! – odciągnąłem ją – Czemu ty chcesz ją zabić?

– Nie zrozumiesz.

– Zrozumiem. Choć, pogadamy – zaprawadziłem ją do kuchni... – A teraz mi to wyjaśnij

– Obiecałeś! Obiecałeś, że się ze mną ożenisz! – wykrzyczała

– Od kiedy próbowałaś się zabić, nie odezwałaś się ani razu

– Eva nie jest twoim dzieckiem! Ona naprawdę... Nie jesteś jej ojcem i nigdy nim nie byłeś!

–  Chcesz powiedzieć, że to tamten facet, który cię... Że on jest jej ojcem?

– Tak! Byłeś na tyle naiwny, że uwierzyłeś! Wierzyłeś, że to twoje dziecko i tylko dlatego mnie kochałeś!

– Nie. Kłamiesz! Eva jest moim dzieckiem! Zawsze nim była!

— Eva —

Obudziłam się słysząc rozmowę. Rozmowę o mnie. Zeszłam do kuchni. Tata kłucił się z... Duchem. Kłucił się z duchem Loretty.

– Tak! Byłeś na tyle naiwny, że uwierzyłeś! Wierzyłeś, że to twoje dziecko i tylko dlatego mnie kochałeś! – krzyknąła Duch LV

– Nie. Kłamiesz! Eva jest moim dzieckiem! Zawsze nim była! – odparł

– Nigdy nie była! – krzyknęła

— Michael —

– Tato, to prawda? – usłyszałem pytanie Evy

– Najprawdziwsza, córko mordercy! – krzyknęła LV

– Kłamiesz! – krzyknąłem

LV zmieniła się w węża, zachowując tylko swoją twarz. Oplotła się dookoła mnie i syknęła:
– No przyznaj, że to nie twoje dziecko!

– Nie. Eva była, jest i zawsze będzie moim dzieckiem!

– Przyznaj! – syknęła LV i zacisnęła się

– Nie!

– No przyznaj! – zaczęła mnie dusić

– Nie – zacząłem tracić oddech

– Ostatnia szansa. Przyznaj!

– Nie

– Pożałujesz! – zacisnęła się na mojej szyi – dołączysz do mnie!!!

– Nie – zaprotestowała Eva

– Co tam kaszlesz? – zapytała LV

— Eva —

– Nie. Nie zabijesz go – odparłam. Chciałam tylko dać tacie czas. Żeby chociaż te kilka sekund jeszcze żył....

– A może to ty? – wróciła do ludzkiego krztałtu – może to ty kazałać mu mnie zabić? Co? Córko mordercy?

– Ja. I tak, jestem jego córką i ciebie! Morderczyni!

– On jest mordercą! – krzyknęła i znów zaczęła go dusić – Umrzesz! Dołączysz do mnie!

– Zostaw go! – krzyknęłam widząc jak tata traci przytomność

– A proszę! – zostawiła go. Upadł bezwładnie na podłogę. Ona posłała mi psychopatyczny uśmiech i rozpłynęła się w powietrzu

– Tato? – klęknęłam przy nim – Tato?

Zaczął kaszleć... Kamień spadł mi z serca. Żył.

– Tato? Tato ocknij się

– Eva... To ty? – zapytał siadając

– Ja... – odparłam i przytuliłam się do niego – Ja jestem twoją córką, prawda?

– Zawsze będziesz, kochanie... – objął mnie i pocałował w czoło – zawsze...

– Tato, możemy sprawdzić?

– Zawsze... I nieważne co się okaże. Zawsze będziesz moją córką

– Tato, a jeśli ja nie jestem twoja?

– Nic skarbie... Zapomnimy. Zawsze będziesz moją córką...

— Agatha —

Słyszałam ich rozmowę... Sama się rozpłakałam.

– Aga? – usłyszałam nagle Michaela. Przez kolejne kilka minut tkwiliśmy przyleni do siebie

[Do Wydania Albumu: 7 dni]
[20.10.1991]
[Godz.: 15.30]

Michaela ani Evy niebyło w domu, gdy przyszły wyniki... Otworzyłam kopertę... Chciałam... Sama niewiem... Przygotować się? Gdy Eva wróciła z zakupów, musiałam jej to powiedzieć...

– Eva... Muszę ci coś powiedzieć... – zaczęłam

– No, co jest? – odstawiła torbę z odzieżówki na ziemię

– Przyszły wyniki...

– I co? – zapytała z nadzieją w głosie i oczach

– Nie... – druga część wiadomości ugrzązła mi w gardle

Eva porwała wyniki z moich rąk

– Nie... – jęknęła – Nie... – rozpłakała się, pobiegła do swojego pokoju i się tam zamknęła

***

Kilka godzin później wrócił Michael...

– Aga, Eva już wróciła?

– Zamknęła się w pokoju i płacze

– Czemu? Co się stało?

– Nie jest... – powiedziałam

— Michael —

Pobiegłem na górę. Eva już na samą wiadomość, że może nie być moim dzieckiem się załamała...

– Eva? – zapukałem do jej drzwi

Brak odpowiedzi.

– Eva, ty zawsze będziesz moim dzieckiem – powiedziałem – proszę, wpóść mnie...

Pobiegłem do swojej sypialni. Wziąłem klucz od pokoju Evy. Otworzyłem drzwi jej pokoju. Leżała na podłodze z podciętymi żyłami. Modliłem się, żeby niebyło zapóźno. Niechciałem jej stracić. Dla mnie zawsze będzie moim dzieckiem i żadne badania tego nie zmienią. Nic tego nie zmieni.

– Eva błagam... – wyszłochałem klepiąc ją po policzku – Eva, córciu, błagam...

Niewiem jak zebrałem się, żeby zadzwonić po karetkę... Kilka minut później jechałem z Evą do szpitala.

Nawet gdy lekarze w szpitalu zaszywali jej żyły, nie zwracałem uwagi na wszystkich ludzi w szpitalu. W tamtej chwili liczyła się tylko moja Eva.

***

Minęły dwie godziny. Eva się nieobudziła, ale przynajmniej jej życiu nic nie zgrażało. Siedziałem przy niej i płakałem...

W końcu klęknąłem na ziemi i dalej płacząc w dłoń Evy zacząłem się modlić... To było jedyne co mi do głowy przyszło
– Boże błagam... – wyszeptałem – boże błagam... Ja niemogę stracić mojej Evuni... Proszę... Weź wszystko co moje... Ja chcę tylko mieć szczęśliwą rodzinę... Błagam... Odbierz mi wszystko... Dom... Karierę... Ja tylko chcę mieć szczęśliwą rodzinę... Zabierz mi nawet pieniądze... Talent... Głos... Błagam... Ja chcę mieć szczęśliwą rodzinę...

– Boga nie przekupisz – usłyszałem nagle

– Ja tylko chcę...

– Jeśli nic nie zdziałasz – dopiero poznałem ten głos – To pamiętaj, że masz mnie. Mi możesz wszystko powiedzieć wszystko

– Dzięki... – usiadłem spowrotem na krześle – Dzięki, że przyszłaś... –  wymuszonym uśmiechem uśmiechnąłem się do Iman

– Nie ma sprawy. Pół świata wie, że tu jesteś...media dudnią. Tylko nie wiedzą jednego: Czemu Eva to zrobiła?

– To moja wina... A raczej jej brak

– Czemu?

– Okazało się, że niejestem jej ojcem.

– Mike, kiedy Eva się obudzi, może nie pamiętać dnia próby samobójczej. Powiedz jej, że jesteś jej ojcem... Że zrobili błąd i na powtórce wyszła prawda...

– Nie chcę jej okłamywać... Iman, Eva zawsze będzie moim dzieckiem.

– Ty weź, spójrz na siebie, co?

– Czemu?

– Sam zobacz – podała mi lusterko.

Miała rację. Gdybym siebie w nocy zobaczył, to bym zszedł na zawał... Miałem oczy czerwone i spuchnięte od płaczu, razem z łzami na moich policzkach zaschnęła kredka do oczu, nie wspominając nawet o tym, że ogólnie całą twarz miałem czerwoną.

– Po co tu przyszłaś? – zapytałem

– Media trąbią o tym co się stało Evie. Chciałam cię pocieszyć i podziękować.

– Niby za co?

– Uratowałeś mi życie. On mnie zmusił tego wszystkiego. Drzwi specjalnie były otwarte... Nie miałam wyboru. Miałam albo się powiesić na twoich oczach, albo... On groził, że zabije mnie, ciebie, a Agę... Michael błagam wybacz mi... – wybuchła płaczem

– Nie rycz mi tu, tylko biegnij do niego i pilnuj, żeby się zbliżał do Agi i moich dzieci. Ja Ci wybaczam, tylko leć go pilnuj

– Jasne. Nie martw się. Będzie dobrze – pocałowała mnie w policzek i pobiegła spowrotem do domu

– Evuś błagam... – wyszeptałem gdy znów zostałem z nią sam – córciu proszę... Kupię ci co zechcesz... Błagam... Kochanie, jeśli się obudzisz to słowo daję, że dostaniesz wszystko co zechcesz...

[Godz.: 22.54]

– Michael... – usłyszałem głos Agi

– Co..? – podniosłem głowę. Musiałem zasnąć. Za oknem było ciemno, a w budynku cicho o jak na cmentarzu.

– Mike, dochodzi 23:00. Wróć do domu. Ja z nią posiedzę

– Aga, Eva próbowała się zabić, bo okazało się, że niejestem jej ojcem. Ale dla mnie zawsze będzie moją córką. Jeśli się obudzi i zobaczy, że siedzisz przy niej ty, a nie ja, to uzna, że przez te wyniki już jej nie kocham. Ja tu muszę być.

– To posiedzę z tobą. Michael, ty się naprawdę wykończysz. Proszę, wróć do domu. Jeśli gdy ja tu będę, Eva się obudzi, to do ciebie zadzwonię

– Przecież nie zasnę

– Idź do domu, odśwież się, zjedz coś...

– Eh... Już dobra...

***

Posłuchałem Agi i wróciłem. Idąc do swojej sypialni minąłem pokój Kaillie i Janet.

– Myślisz, że Evie nic się nie stało? – usłyszałem Janet

– W cuda wierzysz? Przecież widziałaś ile krwi jest u niej w pokoju na podłodze – odparła Kaillie

– Tata ją kocha i zrobi wszystko, żeby wróciła

Wszedłem do ich pokoju

– Tato, czemu masz te czarne kreski na twarzy? – zapytała Janet

– Płakałem... Ta czarna ramka którą mam na oczach, się lekko rozmyła i tyle... Gdzie chłopcy?

– Śpią. Pani Grace siedzi u nich

– Aha, ok. Ja się idę ogarnąć i muszę jeszcze wyjść

– Gdzie? – zapytała Janet – Mogę iść z tobą?

– Janet nie. Nie możesz, ale tylko dlatego, że muszę chwilę pobyć sam

***

Ogarnąłem się i poszedłem w jedyne miejsce (po za szpitalem) w jakie mogłem iść w tej sytuacji. Kościół. Nic innego nie przychodziło mi do głowy.

Zaszyłem się w najciemniejszym kącie i zacząłem się modlić...
– Boże błagam... Ratuj moją Evę... Ja niemogę jej znów stracić... Błagam... Weź sobie wszystko... Nawet i moje życie... Dla niej... Proszę...

Niewiem ile czasu tak płakałem i błagałem, ale nagle poczułem na ramieniu czyjąś dłoń
– W porządku? – zapytał (z głosu) młody mężczyzna

– Nie... Nic nie jet w porządku. Moja córka może umrzeć.

– Czemu?

– Podcięła sobie żyły, bo okazało się, że niejestem jej biologicznym ojcem. Ja niemogę jej stracić

– Mogę odprawić najbliższą mszę w intencji jej powrotu do zdrowia.

– Będę wdzięczny... – podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Jego mina była bezcenna – Co ma ksiądz taką minę, jakby ducha zobaczył? – zapytałem

– Nic... Słyszałem już co się stało pańskiej córce

– Na litość boską, niech wszyscy przestaną mi mówić "pan"

– Podziwiam twoją odporność psychiczną. Po tym, co przy swojej żonie przeżyłeś. I to porwanie...

– To też media wygadały? – zdziwiłem się

– Nie. Wiem od swojej siostry. Olga, ta operatorka, która was uratowała, to moja siostra

– Błagam. Ja zapłacę każdą kwotę, byle by ta intencją poskutkowała.

– Że tak to określę, "spełnialność" intencji, nie zależy od jej ceny

– Ja naprawdę jestem w stanie zrobić dla swojej córki wszystko

[21.10.1991]
[Godz.: 6.00]

Wróciłem do Evy, do szpitala. Aga spała na krześle.
– Aguś... – pocałowałem ją delikatnie w usta

– Co...?

– Wracaj do domu, ja tu posiedzę.

– Nie spałeś, prawda?

– Nie. Całą noc przepłakałem w kościele, bo to było jedyne miejsce jakie mi do głowy przyszło.

– Jak dzieci?

– Wychodziłem, to chłopcy spali, a Kaillie i Janet sobie rozmawiały. Grace z nimi siedzi, spoko.

– Pójdę już, żeby sobie odespała... Pa

– Pa skarbie – cmoknąłem ją w usta na pożegnanie. Kiedy znów zostałem sam z Evą, szarpnęły mną tak silne emocje, że niemal odrazu wybuchłem płaczem – Boże błagam... Nieodbieraj mi Evy... Błagam... Zabierz co chcesz. Ja tylko chcę mieć szczęśliwą rodzinę... Błagam... Ja tylko tego chcę...

[Godz.: 17.30]

Trzymałem dłoń Evy w swojej... Nagle poczułem delikatny ruch... Przysunąłem się do niej bliżej i wolną ręką zacząłem gładzić jej policzek

Eva otworzyła oczy, ale po chwili je zamknęła. Zasłoniłem okno, przez które promienie zachodzącego słońca wpadły na twarz Evy...

– Zasłoniłem okno – powiedziałem do niej

Eva otworzyła oczy... To był jeden z najwspanialszych dni w moim życiu...

– Jestem tu córeczko... – uśmiechnąłem się

– Przecież nie jesteś moim ojcem

– Eva, genetyki się nieda oszukać, ale ty zawsze będziesz moim dzieckiem. Zrobimy te badania jeszcze raz. I nie ważne co wyjdzie. Jesteś moim dzieckiem – powiedziałem ze łzami w oczach

– Płakałeś?

– Tak. Bałem się o ciebie, a moja bezsilność w tej sprawie sprawiła, że nerwy mi póściły. Od dwóch dni płaczę.

– Ile czasu byłam nieprzytomna?

– Skarbie, to było wczoraj...

– Kochasz mnie?

– Zawsze, córeczko. Nic tego nie zmieni

– Tato, kiedy mnie wypuszczą?

– Niewiem skarbie, ale postaram się, żeby to było ja najszybciej

– Nie oddasz mnie, prawda?

– Niby gdzie?

– Do domu dziecka

– W życiu. Zawsze będziesz moim dzieckiem. Po za tym, zobacz, że jesteś do mnie podobna, więc możesz być moim dzieckiem. Jesteś. Na 100%

– Tato... Przepraszam... – zaczęła płakać

– Za co, skarbie?

– Że chciałam się zabić.

– Na geny nic nie poradzisz. LV próbowała się zabić... Ja zresztą też. Jak miałem niecałe 18 lat wynająłem kawalerkę tylko po to, żeby na pewno nikt mnie nie odratował, ale wtedy wpadła na mnie Aga. Później raz.. Może dwa razy próbowałem... Też sobie podciąłem żyły... Liam mnie zmusił... Miałem się pociąć i podciąciąć sobie żyły, bo inaczej zabiłby Agę, która wtedy była w ciąży... Eva obiecaj mi, że więcej mi tego nie robisz.

– Nie... Nie robię... A jeśli LV będzie mnie próbowała zabić?

– Nie dam cię skrzywdzić. Jesteś moją córką.

– Przecież nie jestem

– To tak, jakbym cię adoptował. I tak jesteś moim dzieckiem. Pamiętasz te plamki na twarzy? Jak to wyjaśnisz? Jestem twoim ojcem

– A jeśli nie ty, a Jermaine?

– Własny brat by mi tego nie zrobił

– Miałeś niecałe 16 lat. On by bez powodu się nie zgodził na to wino. Uważał, że... A może inaczej! A co jeśli LV chodziła z tobą, żeby nie było, a tak naprawdę była z Jermaine'm?

– Nie... Jermaine by mi tego nie zrobił – zaprzeczałem, chociaż sam zaczynałem się bać, że tak jest... – Jesteś i zawsze będziesz moją córką.

– A jeśli nie?

– Co znaczy "a jeśli nie"?

– Co jeśli jestem nie twoją córką, a bratanicą?

– Nawet jeśli, to i tak kocham cię jak własne dziecko. Miałem 16 lat gdy przy rodzicach swoich i LV obiecałem jej, że się z nią ożenię, a dziecko, czyli ciebie, wychowam jak swoje. I dotrzymam drugiej części. Nie ważne czy jestem twoim ojcem, czy nie, wychowam cię jak swoje dziecko.

– A jeśli ten, kto jest moim ojcem, odbierze ci prawa do mnie?

– Zapłacę mu. Ktokolwiek to jest, zapłacę mu, żeby tego niezrobił

– Tato, ja... Ten chłopak o którym Ci mówiłam... Ja... Z nim chodzę...

– Aha... Spoko... Myślisz, że tu przyjdzie?

– Nie wiem. Tato, a jeśli ten facet który mnie porwał... To mój ojciec?

– Nic córciu. Zawsze będziesz moim dzieckiem.

[Wydanie Albumu]
[27.10.1991]

Po tygodniu w szpitalu Eva wyszła...  Powtórzyliśmy te badania...

– Mike, wyniki przyszły – powiedziała Aga podchodząc z listem

– I co? – zapytałem

– Zobacz – podała mi list

– Tak! – krzyknąłem i pobiegłem z listem do pokoju Evy

***

– Tak! – krzyknąłem wbiegając do niej do pokoju – Jednak tak!

– Jestem?

– Tak – przytuliłem ją do siebie i rozpłakałem się ze szczęścia

– Nikt ci odbierze praw do mnie?

– Nikt. Jesteś moją córeczką.

– Czyli Loretta kałamała?

– Kłamała. Już nikt mi cię nie odbierze

– Tato, co z albumem?

– Wydany

– Tato... Idę na randkę z tym chłopakiem.

– Tylko nie idź w ślady matki... Proszę, bo ja nikogo więcej nie będę zabijał. Starczy Vicky

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro