Spin-off ~ Miłosna rozgrywka i batalia o szczęście
Dla tych, którzy byli ciekawi reakcji pewnej osoby na pewną sytuację...
(◠‿・)—☆
Nie będę ukrywać, że to był jeden z trudniejszych rozdziałów, więc pragnę szczególnie podziękować MeryRenarde oraz PatriarchaYiling za wytrwałość w podwójnym czytaniu, doradzaniu oraz jeszcze jednej osobie, której nie mogę ujawnić, za podpowiedź, gdyż jeszcze nie skończyła czytać całości ^.^ zapewne będzie wiedziała, o kogo chodzi, kiedy tu dobrnie xD
Dziękuję za cierpliwość w oczekiwaniu na dodatkowe rozdziały i życzę udanego dnia!
* * * * * * *
Zakochany student niemal promieniał ze szczęścia, kiedy następnego dnia wrócił do akademika i rzucił się na swoje łóżko, które było dla niego zarówno miejscem do spania jak i rozmyślania. Przytulił poduszkę, w którą schował głowę i pisnął radośnie. Pomachał nogami, kopiąc materac i przekręcił się na plecy, nadal ściskając miękki puch i patrząc dla odmiany w sufit.
Na całym ciele czuł dotyk swojego chłopaka. Kochanego chłopaka! I przystojnego jak sam diabeł lub demon! Nie mógł przestać się uśmiechać, nawet gdy do pokoju wszedł jego brat i bezceremonialnie palnął go w łeb, pytając:
– Co się tak głupkowato szczerzysz, jakbyś wygrał jakąś nagrodę?
Shi QingXuan poprawił sobie włosy, jednocześnie próbując przestać się tak szeroko uśmiechać, bo niby co miał mu odpowiedzieć? Że miał cudowną randkę? Że inny mężczyzna tak bardzo go kocha, że gotuje dla niego ulubione potrawy, dostał śniadanie do łóżka i jeszcze buziaka? I to nie jednego! Prędzej sczeźnie i sam wykopie sobie grób niż powie o swoim związku z innym mężczyzną!
Shi WuDu może i bardzo kochał młodszego braciszka, ale raczej nie będzie patrzył przychylnym wzrokiem na jego umawianie się z He Xuanem. Dotąd cały czas tylko mówił o dziewczynach, więc licho wie, jaką wojnę mógłby mu zrobić, gdyby dowiedział się prawdy.
Domyślając się jego reakcji i znając chyba niezbyt przychylne zdanie o całej społeczności LGBT, szybko przywołał się do porządku i powiedział pierwsze lepsze z brzegu kłamstwo:
– Byłem z He Xuanem na piwie i aż do rana bawiliśmy się na dyskotece.
– Ty na dyskotece? – zapytał podejrzliwie, patrząc na niego z góry.
– No co? – Rzucił w brata trzymaną poduszką. – I ja czasami mam ochotę potańczyć.
Shi WuDu odsunął się w bok, pozwalając poduszce uderzyć w ścianę i upaść, zmierzył Shi QingXuana wzrokiem i prychnął.
– Za grosz w tobie gustu, by tak się ubierać do klubu. Ta zielona szmata ma już chyba z pięć lat. Powinieneś wymienić garderobę i założyć coś porządnego – stwierdził. – Nawet twój znajomy wie, jak dobrze wyglądać. Aż mi wstyd za ciebie, że poszedłeś tak ubrany. – Po tych słowach wycofał się do kuchni.
Shi QingXuan wiedział, że po nocy spędzonej z He Xuanem jego koszula nie wyglądała tak dobrze jak poprzedniego dnia, ale nie mógł pozwolić tak siebie obrażać!
Wstał z łóżka, szybko pobiegł do drzwi i rzucił przez nie urażony:
– To wcale nie jest szmata! Sam nie ubierasz się lepiej, a czepiasz się moich ciuchów!
Cóż, to było kłamstwo, bo starszy z braci zawsze wyglądał modnie i miał aż dwie szafy wypełnione stylowymi ubraniami. Ale co z tego, skoro teraz obrażał ulubiony ciuch swojego współlokatora, który przesączony był zapachem pewnego wysokiego czarnowłosego mężczyzny i przywodził wyłącznie te bardzo miłe wspomnienia!
– Zajrzyj do mnie i sam się przekonaj – powiedział, jawnie kpiąc z jego poprzedniej uwagi. – Jeśli znajdziesz tam coś dla siebie, nie krępuj się i po prostu to sobie weź. Na pewno będzie lepsze niż cokolwiek, co ja znajdę u ciebie.
Shi QingXuan miał naprawdę dobry humor, przynajmniej jak wrócił do akademika i nie chciał tego psuć głupią kłótnią, dlatego zacisnął pięści, obrócił się i ze słowami "idę się uczyć" zniknął za drzwiami swojego pokoju.
*
Milcząca kłótnia braci trwała do wieczora, kiedy młodszy z ich dwójki wyszedł ze swojego pokoju, z oczami zmęczonymi od ciągłego wpatrywania się w małą czcionkę w podręcznikach i wyciągnął w górę ramiona, ziewając.
– Co na kolację? – zapytał, siadając przy kuchennym stole.
– Kanapki – odpowiedział Shi WuDu i postawił talerz zapełniony chlebem posmarowanym masłem z różnymi warzywami, serem białym, żółtym i wędliną na wierzchu.
– Co tak duszooo? – zapytał, przeżuwając już pierwszą połówkę z pomidorem, sałatą i serem żółtym.
– Ling Wen przyjdzie.
Ling Wen, znowu Ling Wen... Nie umiesz bez niej żyć, bracie – pomyślał, ale nie powiedział tego na głos, bo i tak nic by to nie dało.
Dobrze wiedział, że Shi WuDu bardziej by się cieszył, gdyby miał taką siostrę, a nie markotnego braciszka. Ta dwójka najchętniej nie odstępowałaby siebie na krok, o ile byłoby to możliwe. Jak syjamskie bliźniaki.
Wkrótce dołączyła do nich wspomniana dziewczyna i wspólnie zaczęli rozmawiać o nadchodzącym kolokwium.
– Byłeś u profesora Xie Liana? – zapytała, gdyż była ciekawa, czy zgodził się na pomoc.
Pytany chłopak poczuł, jak sałata staje mu w gardle i zaczął się krztusić. Dwie dłonie od razu zaczęły go lekko klepać po plecach, aż odzyskał oddech. Z kilkoma łzami w oczach odpowiedział, że nie udało mu się porozmawiać, bo był zajęty.
Bardzo zajęty – dodał tylko we własnym umyśle, przypominając sobie odgłosy zza drzwi sali wykładowej.
– Nie udało mi się go złapać – wychrypiał jeszcze, kiedy przełknął nieszczęsną sałatę.
– Cała nasza nadzieja w Hua Chengu – powiedziała Ling Wen, sięgając po chleb z pomidorem i serkiem topionym. – Oby znalazł dla nas trochę czasu. W przeciwnym razie czeka nas samodzielna nauka, a wolałabym posłuchać jego niż tkwić w książkach.
– En – przytaknął jej Shi WuDu, a po chwili dodał: – Nie widziałem go ostatnio w akademiku. Wiecie, czy może dorabia sobie gdzieś albo zapisał się w końcu do klubu sportowego? – Odpowiedziało mu tylko wzruszenie ramion, więc kontynuował swoje domysły: – Kiedyś zawsze przesiadywał w pokoju, ale od początku roku widziałem go tylko raz. Podobno nie zaniedbuje nauki i nadal jest najlepszy, ale może... – Zamyślił się. – Sam nie wiem...
– Może znalazł sobie dziewczynę? – dokończyła za niego Ling Wen, a Shi QingXuan aż opluł się herbatą, którą szybko zaczął ścierać ze stołu i modlił się, by jego nie zaczęli o to wypytywać lub żeby nie odkryli prawdy, bo to byłaby katastrofa.
– Co się z tobą dzieje? – zapytał Shi WuDu, krzywiąc się. – Dziwnie się zachowujesz.
– Może wiesz, z kim spotyka się Hua Cheng?
Młodszy z braci nie zdążył nic powiedzieć, kiedy starszy także wtrącił swoje pytanie:
– To ktoś od nas z działu albo z uczelni?
Teraz oboje z Ling Wen patrzyli na niego i nawet jeśli nic nie powiedział, oni na zmianę nadal dociekali:
– Młodsza od niego, starsza?
– Ładna?
– Shi QingXuan, widzę, że coś wiesz na ten temat. Opowiadaj wszystko.
– Pewnie to jakaś kujonka, jak on – szybko wydedukował Shi WuDu. – Głupiej by sobie nie wziął.
– I na bank cały czas z nią przesiaduje.
– En. Dlatego go nie widujemy. Musi być niezła w łóżku, że udało jej się go usidlić.
– No coś ty! – obruszyła się dziewczyna. – Na pewno poleciał na jej umysł, a nie ciało.
– Więc może na jedno i drugie?
Oboje spojrzeli na jedyną osobę, która się nie odzywała, a znała prawdę o "jej" tożsamości, jednak nie zamierzała się nią dzielić.
– Wynajmuje mieszkanie gdzieś niedaleko? – zgadywała dalej Ling Wen.
– Bracie – rzekł ostro Shi WuDu – twoja mina mi mówi, że wiesz. Nie oszukasz mnie. Znamy się dwadzieścia jeden lat, więc gadaj. Nie jest w porządku, aby zatajać prawdę przed najbliższymi.
Shi QingXuan został postawiony pod ścianą i nie miał drogi ucieczki. Patrzyły na niego dwie pary przeszywających na wylot oczu i wiedział, że jak nic nie powie, to nie dadzą mu spokoju, aż go zamęczą jak hieny bawiące się na wpół żywą antylopą i pęknie. Dlatego wyprzedzając fakty i oszczędzając sobie cierpienia, kiwnął twierdząco głową.
– En. Ma kogoś.
– Ha! Wiedziałam! – krzyknęła uradowana Ling Wen. – No to jaka jest?
Nie miał wyjścia. Postanowił przynajmniej po części odpowiedzieć na ich pytania.
– Nie wiem, jak się nazywa, ale jest ładna i mądra.
Oczy dziewczyny się zaświeciły.
– Ma własne mieszkanie?
– Chyba tak. Na pewno nie mieszka z nami w kampusie.
– Wiedziałam, normalnie wiedziałam!
– Na jakim jest kierunku? – dopytywał starszy z braci. – Młodsza od niego?
– Starsza, ale nie wiem dokładnie gdzie...
Ling Wen chwilę siedziała cicho, a teraz nagle wypaliła:
– Ma długie włosy?
– Dość krótkie, ale je związuje.
Dwójka "prawie syjamskich bliźniaków" popatrzyła na siebie i zgodnie kiwnęli głowami, jakby myśleli o tym samym. Shi QingXuan przestraszył się nie na żarty, że tak szybko odkryli, o kim cały czas mówił.
Chciał jak najprędzej nakierować ich na inny trop, gdy Shi WuDu powiedział poważnie:
– Musimy przejrzeć listę najlepszych uczniów i metodą wykluczenia dowiedzieć się, jak ma na imię i co studiuje.
Ling Wen kiwnęła głową na zgodę.
– En. Musimy zobaczyć, czy naprawdę jest taka niezwykła.
Shi QingXuan odetchnął nieco uspokojony, że profesor i Hua Cheng są z ich sekretem nadal bezpieczni. Musiał tylko spotkać się z nimi i ostrzec przed wścibską naturą swoich przyjaciół.
*
Po kolacji temat życia miłosnego Hua Chenga nadal był jak najbardziej żywy i Ling Wen z Shi WuDu cały czas nad tym debatowali, więc Shi QingXuan wykorzystał ten czas i poszedł pod prysznic. W międzyczasie wymienił kilka wiadomości z He Xuanem i zrobił sobie rumianek. Tak się stresował podczas rozmowy o starszym koledze, że aż rozbolał go żołądek.
Usiadł przy stole i w luźnej piżamie oraz kapciach, popijając ciepły kojący napar, odpoczywał psychicznie. Ling Wen wstała z kanapy i podeszła do lodówki.
Wyjęła z niej piwo, które otworzyła końcówką łyżki, dosiadła się do chłopaka i zapytała:
– Brat mówił, że balowałeś w nocy.
– En, byłem na dyskotece – potwierdził, wiedząc, że jak już zaczął kłamać, to musi grać do końca.
– I wróciłeś dopiero po południu?
– Znajomy mnie przenocował. Trochę za dużo wypiłem, a jego mieszkanie było bliżej, więc zaoferował mi nocleg.
To akurat prawie wcale nie jest kłamstwem. Liczy się przecież efekt końcowy – naprawdę u niego spałem.
– Masz dobrego kumpla – zauważyła. – Podobno na święta też ci pomógł.
– En.
– I nawet był tu z Hua Chengiem, aby się z tobą pożegnać, jak gdzieś jechali. – Westchnęła i uniosła kąciki ust w uśmiechu. – Dobrze mieć obok siebie ludzi, którzy ci pomogą i zaopiekują się tobą w potrzebie. Ja i twój brat mamy tylko ciebie.
Shi QingXuan poczuł, jak mała szpilka o nazwie "wyrzuty sumienia" wbija się w jego serce. Okłamywał ich, ale naprawdę o pewnych rzeczach za nic nie mógł powiedzieć głośno i otwarcie. Nie, żeby robił coś złego. Po prostu Shi WuDu go nie zrozumie, a nawet nie będzie chciał zrozumieć. Wyleci z tego pokoju na kopach, zwyzywany od gejów lub homosiów i... Nawet nie chciał sobie wyobrażać, jakimi epitetami jeszcze go obrzuci, mieszając z błotem. Na pewno wyprze się wszelkich kontaktów z nim, a na wspomnienie "brat" zrobi minę, jakby zjadł coś obrzydliwego, co zaraz opuści jego usta. Znał go dość dobrze i akurat tego mógł się po nim spodziewać.
Dlatego w tej chwili odpowiedział koleżance tylko:
– Wiem, ja też mam was i zawsze mogę liczyć na waszą pomoc.
Ling Wen uśmiechnęła się pod nosem i poprosiła:
– OK, więc opowiedz, gdzie balowałeś i ile lasek poderwałeś.
– Ha, ha. – Zaśmiał się minimalnie nerwowo, ale uniesiona do ust szklanka z wywarem skutecznie kryła jego niepokój. – Nikogo nie podrywałem, tylko trochę tańczyłem i piłem.
– Nikogo nie wyrwałeś? To co to była za impreza? Nikt nie wpadł ci w oko?
– Nooo... Były fajne dziewczyny, ale żadna jakoś szczególnie mi nie podpasowała. – Podrapał się po głowie.
– Musisz częściej wychodzić z domu, bo zostaniesz starym kawalerem – zażartowała, ale chłopak pomyślał, że wcale nie była daleka od prawdy. Miał chłopaka, więc nie mogli być legalnie razem. – Poza tym służą ci takie wyjścia. Dziś jesteś bardziej uśmiechnięty niż zawsze.
– Kaca powinien mieć i leżeć w łóżku, a on odkąd wrócił, był radosny, jakby w nocy wcale nie próżnował – wtrącił się do rozmowy starszy brat. – Przyznaj się w końcu, co takiego zmajstrowałeś, że cieszyłeś się jak szczerbaty na suchary. Może jednak obaj z He Xuanem poderwaliście jakieś fajne studentki?
– Nie – szybko zaprzeczył, rumieniąc się aż po czubki uszu. – Już mówiłem, że nie. Wypiliśmy, potańczyliśmy i poszedłem spać.
– Yhm – mruknęła zupełnie nieprzekonana Ling Wen. – Właśnie widzę, że poszedłeś grzecznie spać.
Shi QingXuan zamarł, choć przewidywał, że w końcu coś pójdzie nie tak, jednak nie zdążył w porę wstać i wycofać się do swojego pokoju. Dziewczyna wyciągnęła w jego stronę dłoń i złapała za górę luźnej koszulki, którą ubrał po kąpieli. Naciągnęła ją, odsłaniając obojczyk i górną część piersi, gdzie tkwiło kilka czerwonych śladów.
– A to niby co jest? – zapytała, śmiejąc się. – Coś cię ugryzło? – Pociągnęła kolejny solidny łyk z butelki, dodając: – Pewnie ktoś, a nie coś. Przyznaj się, Shi QingXuan, z jakimi ostrymi dziewczynami balowaliście?
Po tych słowach przy boku chłopaka znalazł się jego brat i zimnym wzrokiem z odrobiną pogardy wpatrywał się w malinki.
Shi QingXuan szybko wyrwał materiał i zakrył się pod samą szyję, ale było już za późno. Wiedział, że spieprzył to po mistrzowsku, zapominając o ubraniu odpowiedniej piżamy, która zakryłaby wszystko dokładnie.
– Okłamałeś mnie – powiedział lodowato, nie spuszczając z niego wzroku. – Dlaczego, Shi QingXuan?
Chłopak czuł, jak jego ciało sztywnieje i oblewają go zimne poty. Nie lubił kłamać, bo wiedział, że kłamstwo ma krótkie nogi i brat był niezwykle wrażliwy na tym punkcie, ale w tym konkretnym przypadku musiał zataić prawdę.
– T-to moja sprawa... – zaczął, odsuwając się, ale Shi WuDu zagrodził mu drogę ucieczki własnym ciałem.
– Czyli się przyznajesz, że mnie oszukałeś?
Cholera!!!
– Gadaj, gdzie byłeś w nocy i z kim. – Tym razem to on złapał za bluzkę i odsłonił zawstydzający kawałek ciała, zanim jego właściciel ponownie się wyrwał i zakrył.
– Kogo to obchodzi...?
– No na przykład mnie – odpowiedział mu. – Pamiętasz, co obiecałeś rodzicom? Ja jestem starszy i za ciebie odpowiadam. Dopóki się uczysz, możesz mieć nawet i 25 lat, ale nadal traktujesz mnie jako opiekuna. Zapomniałeś? – Jego głos stał się jeszcze głośniejszy i ostrzejszy. – Nie okłamuj mnie. Natychmiast mów, co i z kim robiłeś w nocy. Która wywłoka tak cię urządziła? Zabezpieczyłeś się chociaż? Wiesz w ogóle, jak zakłada się gumkę i do czego ona służy?
Shi QingXuan był pod ostrzałem, nie mając nawet szansy cokolwiek powiedzieć, narażony na coraz bardziej obraźliwe słowa skierowane w swoją stronę. Jego ciało się spięło, głowa go bolała, a dłonie kurczowo zaciskał na koszulce. Chciał stąd uciec, jak najszybciej i jak najdalej.
Nawet Ling Wen, widząc zbliżającą się huraganową kłótnię, położyła dłoń na ramieniu Shi WuDu, by się trochę uspokoił, ale tym razem nie była w stanie go powstrzymać.
– A może poszliście zabawić się w jakimś burdelu? Co? No przyznaj się. Twój wspaniały kolega ci to zaproponował? Pewnie tak, bo sam nawet nie wpadłbyś na taki kreatywny pomysł. Tak? No powiedz coś. To on to wymyślił? Myślał, że będzie wesoło popukać sobie laski bez zobowiązań? Ej, Shi QingXuan. Mówię do ciebie. Popatrz na mnie i wyśpiewaj mi, skąd te cholerne malinki wzięły się na twoim ciele!
Shi QingXuan nie chciał tego dalej słuchać. Wkurzony Shi WuDu nie miał umiaru w obrażaniu go. Z każdym zdaniem nakręcał się jeszcze bardziej i tym razem każde jego słowo bolało jak nigdy wcześniej. Bo nie tylko obrażał jego, ale i He Xuana, który nie zasłużył sobie na żadną z tych obelg skierowaną pod jego imieniem.
Dlatego zacisnął mocno powieki, czując, jak przed oczami pojawiają mu się mroczki, a każda kolejna zniewaga jest jak kolec, który boleśnie wbija się w jego serce. Cały się już trząsł. Miał dość, miał tego serdecznie dość. Musiał to natychmiast przerwać, bo zwariuje do reszty.
– Ej, Shi WuDu, już wystarczy. – Ling Wen ponownie spróbowała przerwać ten niekończący się potok, ale nie zdążyła zapobiec reszcie kłótni i wypowiedzianych w przypływie emocji bolesnych słów.
– Dość!!! – wydarł się Shi QingXuan, wstając i przewracając krzesło, na którym siedział. – Dość, dość, dość! Nie mów już ani słowa więcej o He Xuanie!
Podniósł czerwoną od emocji twarz na swojego brata, który prezentował się podobnie i nie lepiej od niego, ale w przypływie niekontrolowanego szału. Przez chwilę panowała cisza, podczas której obaj wpatrywali się w siebie z zaciśniętymi szczękami, szybko oddychając.
Shi WuDu otworzył usta, by wykrzyczeć kolejną porcję obraźliwych epitetów, ale tym razem ubiegł go młodszy brat.
– Przestań! Jak masz kogoś obrażać to mnie! – mówił głośno roztrzęsionym głosem, któremu już coraz bliżej było do płaczu. – Okłamałem cię! I co z tego?! Nie byłem na żadnej dyskotece! – wyrzucił z siebie. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, ale po wyjawieniu tego skrawka prawdy, niespodziewanie poczuł się lepiej. – Nie byłem w żadnym burdelu i nie pieprzyłem się z żadną kobietą! – Dodał szybko, żeby Shi WuDu nie mógł mu przerwać, a po tym już wszystko popłynęło jak ogromna fala tsunami, która z hukiem uderzyła w starszego z braci. – Chcesz tak bardzo znać prawdę, to ci powiem! Zawsze wtykasz nos w nie swoje sprawy, więc to będzie twój ostatni raz. Ja...ja jestem gejem!
Powiedziałem to! W końcu powiedziałem to głośno!
Twarz Shi WuDu zrobiła aż purpurowa, ale słuchając kolejnych słów brata, stawała się coraz bardziej szara.
– Tak, ja kocham innego mężczyznę! I co z tego? Przecież to nie twoja sprawa! Tak bardzo chciałeś wiedzieć, co robiłem, a więc byłem u niego, u mojego chłopaka i się całowaliśmy i robiliśmy inne miłe rzeczy, jakie robią zakochane pary. Tak, to właśnie on mi zrobił te malinki i ja mu też zrobiłem. To dlatego dziś byłem taki szczęśliwy, bo całą noc byłem z nim, z osobą, która nie kpi ze mnie, która traktuje mnie wyjątkowo, która nie śmieje się z mojej nieśmiałości, nie dogryza mi, nie jest taka bezduszna i bezuczuciowa, ograniczona umysłowo, zadufana w sobie, do przesady chora na punkcie kontrolowania drugiej osoby jak mój własny brat!
Ostatnie słowa wykrzyczał ze łzami w oczach, łamiącym się głosem i już w ogóle nie kontrolując własnych emocji
Zostawił patrzących na niego w szoku Ling Wen i brata, po czym pobiegł do pokoju. Ze łzami spływającymi ciurkiem po policzkach wyciągnął z szafy pierwszą z brzegu bluzę, spodnie i narzucił na siebie kurtkę. Wsunął do kieszeni leżący na biurku telefonu i, nie patrząc na osoby w kuchni, wybiegł na korytarz.
– Shi QingXuan! – Usłyszał krzyk Ling Wen, ale się nie zatrzymywał. Nawet się nie obrócił. Po chwili jednak krzyk się powtórzył, tym razem głośniejszy i bardziej rozpaczliwy. – Shi QingXuan! Stój! Twój brat... Twój brat... Shi WuDu zemdlał!
Student stanął dopiero przy schodach prowadzących na dół, z dłonią mocno zaciśniętą na poręczy i jęknął, jakby nie umiał wydobyć z siebie innego dźwięku, po czym zawrócił.
Dlaczego... Dlaczego ten dzień zaczął się tak wspaniale, a kończy, jakbym utknął w najgorszym koszmarze?!
* * *
Dokładnie to samo pytanie zadawał sobie Bai Wuxiang, którego nagle przedwcześnie wezwali do pracy i już od kilku godzin babrał się w ludzkiej krwi, otoczony zapachem benzyny, potu i płaczu dzieci.
Późnym popołudniem na obrzeżach miasta miał miejsce poważny wypadek: karambol dwóch autobusów z dzieciakami z podstawówki w środku, które jechały na zimowe kolonie. Zderzyła się z nimi cysterna z benzyną, a po tym jeszcze kilkanaście samochodów nie wyhamowało i zatrzymało na przewróconych pojazdach. Rannych rozmieszczono w szpitalach w okolicy i ściągnięto do pracy wszystkich lekarzy, pielęgniarki, a nawet stażystów i praktykantów. Każda para rąk była na wagę złota, bo mogła szybciej pomóc poszkodowanym, a niektórym nawet uratować życie.
Chirurg miał właśnie swoje kilka minut przerwy. Najgorsze przypadki trafiły się nikomu innemu, a właśnie jemu, ale od początku nie podejrzewał, aby miało być inaczej. Siedział w swoim gabinecie i palił papierosa, by pozbyć się z nozdrzy zapachu cierpienia, a przesiąknąć dymem, który właśnie wypuścił w górę pod sufit i zamknął oczy. Potrzebował tej chwili przerwy i łagodzącej jego nadchodzący ból głowy nikotyny. Oczywiście wiedział, że to wszystko tylko efekt placebo, a za jego rzekomą poprawę humoru czy też lepsze samopoczucie odpowiada umysł, któremu niby wydaje się, że tytoń jest jak jakieś panaceum.
Pierdolone bzdury.
Mimo to palił dalej, zaciągając się głęboko i wypełniając płuca, a potem gabinet gryzącym i gęstym dymem. Zgasił niedopałek w popielniczce i włożył do ust kolejnego papierosa.
Nie zdążył go odpalić, gdy drzwi otworzyły się szeroko i dosłownie wbiegł przez nie Quan Yizhen, od razu bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, że mu przeszkadza, kiedy pierwszy raz od trzech godzin ma krótką chwilę dla siebie. Okrążył biurko i kucnął przed nim, łapiąc za obie dłonie i patrząc głęboko w oczy, jakby chciał mu się oświadczyć.
Jednak nie po to tu przyszedł, czego lekarz dowiedział się, kiedy usłyszał jego pierwsze słowa:
– Doktorku, coś się stało i tylko ktoś tak mądry jak ty może pomóc.
Chirurg w pierwszej chwili pomyślał, że albo był zmęczony, przez co umknął mu jakiś istotny fakt i się przesłyszał, albo naprawdę stało się coś poważnego. Chciał zapalić papierosa i dopiero wtedy posłuchać co ten chart afgański ma do powiedzenia, ale nie było mu dane rozkoszować się ani chwilowym spokojem, ani kolejną fajką. Chłopak wyciągnął mu zwinięty tytoń z ust i odstawił go na brzeg popielniczki. Uchwycił go mocniej za nadgarstek i wstał, ciągnąc za sobą.
– Gdzie mnie prowadzisz, szczurze? – Próbował mu się wyrwać, ale tym razem wyjątkowo bezskutecznie.
– Nie ma czasu na tłumaczenia, sam musisz to zobaczyć, bo tylko ty będziesz w stanie coś zrobić!
Szli korytarzem, a Bai Wuxiang nie miał siły, by się z nim wykłócać, więc przyspieszył, by mieli to już za sobą.
– Kogo tak pobiłeś, że nikt oprócz mnie nie złoży go w jedną cholerną całość? – zapytał, mając przeczucie, że właśnie z tego powodu chłopak tak się spieszy.
– Nie, nie – od razu zaprzeczył. – Tym razem nic nikomu nie zrobiłem.
Tym razem... – powtórzył, jednak trochę odetchnął, bo to by znaczyło, że ich niedawna rozmowa o rzadszych bijatykach może na coś się przydała.
– To o co chodzi? – dopytywał.
Stanęli przy zamkniętych drzwiach, a Quan Yizhen z dłonią na klamce odpowiedział:
– Tylko ty, doktorku, możesz coś wykminić. To nadzwyczajna sytuacja.
Wykminić? – Miał na końcu języka, ale drzwi się otworzyły i szybko jak w środek trąby powietrznej został wciągnięty do wnętrza.
Chłopak zamknął za nimi drzwi i podszedł do leżącej w głębi pomieszczenia w łóżku osoby. Bai Wuxiang przystanął, rozglądając się i próbując zorientować się w całej sytuacji. Pośpiech Quan Yizhena i jego dość poważny ton świadczyły, że znajdzie się teraz w chaosie, natłoku krzyku, płaczu, zawodzenie, lejącej się litrami krwi lub przynajmniej czegoś podobnego. Tymczasem znaleźli się w zupełnie zwyczajnej szpitalnej salce, czystej, cichej i pachnącej lekko środkami dezynfekcyjnymi.
Zanim Bai Wuxiang spojrzał na pacjenta leżącego w białej pościeli w łóżku, dostrzegł siedzącą obok na krześle dziewczynę. Na oko miała dwadzieścia kilka lat z prostymi włosami i spokojnym wyrazem twarzy, trzymająca wyciągniętą spod kołdry rękę leżącego człowieka, prawdopodobnie pacjenta, do którego przyprowadził lekarza jego "chłopak". Choć byli ze sobą dopiero od kilkunastu godzin, już wykorzystał fakt, że traktował go lepiej niż wcześniej i dlatego dał mu się tu sprowadzić. Wcześniej dostałby w potylicę i wylądował na ścianie, a teraz lekarz podążył za nim, prawie jakby sam był ranny. Ale Quan Yizhenowi na szczęście nic nie było. Cóż... Młodemu mężczyźnie leżącemu w łóżku chyba też nie, a wystarczył tylko rzut okiem na niego, by stwierdzić to niemal ze stu procentową pewnością i jego ponad dwudziestoletnim doświadczeniem lekarskim. Można powiedzieć "lekarski szósty zmysł" lub po prostu wygląd sali, w której byli. Przy łóżku nie było żadnej elektroniki, żadnych specjalistycznych urządzeń, żadnych kroplówek, a pacjent wyglądał, jakby po prostu smacznie spał.
Dlatego nie poświęcił mu nawet dwóch sekund, jednak skupiając się bardziej na jeszcze innej zajmującej tę pokojową przestrzeń płaczącej i co chwilę irytująco pociągającej nosem postaci, którą obejmował i trzymał przy piersi najbardziej nieczuły i beznamiętny człowiek, jakiego znał: Czarny Demon.
Nie spuszczając z nich wzroku, podszedł do łóżka i zdjął z niego kartę pacjenta. Wszystkiego mógł się dowiedzieć drogą elektroniczną z tabletu, ale przez pośpiech zostawił go w swoim gabinecie.
Przeczytał najważniejsze informacje i zmierzył swojego w gorącej wodzie kąpanego przyjaciela morderczym spojrzeniem, na co on nadal z poważną miną podszedł do niego i kładąc mu dość oficjalnie dłoń na barku, tak samo bez wesołości powiedział:
– Tylko ty, doktorku, możesz mu pomóc.
Bai Wuxiang jeszcze raz spojrzał na kartę, obawiając się o swój wzrok, że może nie doczytał tam informacji o poważnych złamaniach, ranach wewnętrznych, zewnętrznych lub czegokolwiek świadczącemu o tym, że już jedną nogą jest na tamtym świecie, ale nie... Jednak nie był ślepy, choć może był głupi, że nadal tu stał i starał się zrozumieć sytuację, w jakiej go postawiono.
Karta przedstawiała dwudziestodwuletniego pacjenta o imieniu Shi WuDu, który znalazł się w szpitalu z powodu, uwaga: Zasłabnięcia spowodowanego szokiem psychicznym i silnymi emocjami.
Jeszcze raz przebiegł wzrokiem po wszystkich osobach w pomieszczeniu i zasugerował, siląc się na spokój, którego obecnie zaczynało mu brakować:
– Chyba pomyliliście specjalistów, ja jestem chirurgiem i nastawiam kości, operuję i zszywam rany na skórze, ale nie mózgu.
– Nie, nie – od razu wtrącił się dwudziestolatek w gęstej kitce na głowie – właśnie dlatego ciebie tu przyprowadziłem.
Lekarz pytająco uniósł brwi, więc chłopak kontynuował:
– Ten młody, co płacze, to brat tego co leży, a ta dziewczyna, to ich przyjaciółka. – Mówiąc to, patrzył na nadal cierpliwego starszego przyjaciela, po czym dodał: – I ten młody, to chłopak Czarnego Demona. – Brwi Bai Wuxiang uniosły się jeszcze wyżej, prawie w niedowierzaniu, ale wystarczyło kolejne spojrzenie na obściskującą się dwójkę, by jednak w to uwierzyć.
Przełknął tę nowość dość spokojnie, jedynie nie mogąc uwierzyć, że naprawdę He Xuan może tworzyć z kimś związek, zwłaszcza z jakimś marzącym się dzieciakiem. Czekał też na dalsze wyjaśnienia i tym razem do rozmowy przyłączył się Czarny Demon, na którym Bai Wuxiang zatrzymał swój nieco jeszcze zdziwiony wzrok.
– Quan Yizhen powiedział, że najlepiej będzie porozmawiać z tobą.
– Ze mną? – zapytał lekarz.
– En. Bo jesteś starszy i doświadczony.
– W czym niby jestem doświadczony, jeśli mogę wiedzieć, ponieważ chyba nadal za bardzo nie orientuję się w temacie.
– W sprawach związków. Zwłaszcza męsko-męskich.
Chirurgowi na chwilę odjęło mowę, dlatego He Xuan spokojnie kontynuował:
– Gdyby nie ty, to Quan Yizhen też nie wiedziałby, że jest zakochany w innym mężczyźnie. – Bai Wuxiang obawiał się zapytać, co pod jego nieobecność naopowiadał dwudziestolatek, ale palce zaczynały go świerzbieć, dlatego wolał tego nie wiedzieć. Jednak He Xuan wcale przed nim tego nie krył, kontynuując: – Do tego nie miał pojęcia, że może czuć pociąg seksualny do starszego, ale nie ma w tym nic złego, a nawet jest to naturalne. – Tu zrobił kilkusekundową przerwę, by rękawem koszuli delikatnie zetrzeć łzy z twarzy ciągle wciągającego gile nosem chłopaka, po czym dokończył: – Nikt przecież nie zna męskich potrzeb tak dobrze jak drugi mężczyzna.
Tym razem lekarz kątem oka spojrzał na Quan Yizhena i zapytał niskim głosem:
– On tak powiedział?
Młody chłopak podrapał się po szyi i uśmiechnął szeroko, lecz odrobinę uciekł wzrokiem, jakby się właśnie zawstydził.
– Doktorek jest najlepszy! – wypalił radośnie, a He Xuan kiwnął głową.
Następnie Quan Yizhen podszedł do Czarnego Demona i klepnął po przyjacielsku w ramię.
– Dlatego musisz im pomóc! – nalegał Quan Yizhen, patrząc na chirurga. – Shi WuDu zemdlał, kiedy dowiedział się, że jego brat leci na facetów, a nie na babki. Podobno nie lubi pedałów... yyy, to znaczy no tych, którzy nie są tacy jak wszyscy wkoło, czyli jak my. Ale przecież ja wiem, że nie ma w tym nic złego, a raczej jest wiele przyjemnego. No i Czarny Demon całkowicie się ze mną zgadza, prawda?
– En – odparł, choć w tej chwili równie chętnie oddałby mu klepnięcie w ramię, tylko kilka razy mocniej. Jednak nie to było teraz najważniejsze. Shi QingXuan był smutny i zraniony, a on sam nic nie mógł zrobić. Przywiózł ich do szpitala, jak tylko dostał od niego telefon, a po drodze spotkali Quan Yizhena, który zaoferował pomoc w postaci kogoś "kto na pewno będzie znał rozwiązanie".
Patrzył teraz na lekarza, powoli się domyślając, w kim mógł być zakochany Quan Yizhen i dlaczego wybrał akurat lekarza-chirurga jako pomocnika w rozwiązaniu ich sercowego problemu. Sam nie miał pojęcia, jak można namówić kogoś grzecznie i bez użycia perswazji w formie sprania na kwaśne jabłko do zmiany czyichś przekonań, ale lekarz, który rozbudził w takim chłopaku jak Quan Yizhen, mającego w głowie jedynie walki, coś na kształt romantycznych uczuć, powinien sobie poradzić i w ich przypadku znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Dlatego teraz obaj z Quan Yizhenem patrzyli na przystojną twarz czterdziestolatka, który może się nie uśmiechał, ale nie wyglądał też na wściekłego, że go o to poproszono.
– Rozumiem, jak doszło do tego omdlenia, ale czy w końcu wytłumaczycie mi jak krowie na rowie, co ja tutaj robię? Co mam niby zrobić? Czy to jakaś telenowela brazylijska, odmóżdżacz jak Zerwane więzi czy Trudne sprawy, a ja mam być tu... właśnie: kim? – Patrzył po wszystkich zebranych, poza nadal nieprzytomnym chłopakiem, czekając na słowa wyjaśnienia.
– No jesteś dorosły, mądry, znasz się na rzeczy no i dobrze gadasz, doktorku, to na pewno przemówisz mu do rozsądku...
– Quan Yizhen – przerwał mu, siląc się na spokój. – Czy ty oczekujesz, że będę jakimś rozjemcą czy mediatorem? Czy naprawdę uważasz, że mam czas i chęci na zabawę w psychologa? Tu potrzeba osoby cierpliwej, która umie rozmawiać z ludźmi, a nie chirurga. Ja nie leczę złamanych serc i dolegliwości psychicznych i nie naprawiam relacji międzyludzkich!
– Ale przecież ty umiesz ze mną rozmawiać i jesteś dla mnie cierpli... – Nawet nie dokończył, gdyż doktor w sekundę znalazł się przy nim i jedną ręką złapał za policzki, uciszając go.
– Dla ciebie, nie dla wszystkich – oznajmił.
Patrzyli w swoje oczy, próbując bez słów wykłócić się, który powinien ustąpić. Choć Quan Yizhen wiedział, że w tej konfrontacji nie wygra, uparcie trwał przy swoim, nie odsuwając się i nawet nie mrugając.
– Obaj są studentami Xie Liana. Może pomożesz ze względu na niego? – Wyciągnął asa z rękawa.
Nie było mowy, by kiedykolwiek jemu odmówił pomocy, a w tym szczególnym przypadku temat nieporozumienia między braćmi bezpośrednio dotyczył także i profesora. Quan Yizhen mógł być nazywany nadpobudliwym i durnym dzieciakiem, ale na pewno w chwilach, kiedy było to konieczne, miał głowę na karku i potrafił jej używać.
Bai Wuxiang zwolnił uścisk i podsunął kciuk do ucha, obejmując jego policzek z wyraźnym śladem odbitego palca.
– Policzymy się później – powiedział groźnie i dopiero, jak chłopak się uśmiechnął, przeniósł wzrok na Shi QingXuana, który nadal nie odezwał się słowem, i Czarnego Demona, uparcie na nich patrzącego i nareszcie pewnego, jaka relacja ich łączy. Dwójkę dzieliła ogromna przepaść nie tylko wiekiem, a jednak potrafili ze sobą współdziałać, a nawet więcej: poczuć coś ponad zwykłą przyjaźń, której już kilka razy był świadkiem. Jeśli ktoś taki miał pomóc im teraz, to była szansa, że Shi WuDu przejrzy na oczy i zaakceptuje jego jako partnera młodszego brata. Z Bai Wuxiangiem wszystko mogło się udać. W końcu był dorosłym człowiekiem, który na pewno niejedno widział i słyszał, więc wpadnie na jakiś pomysł.
Sam lekarz starał się uspokoić na tyle, by wszystkich w tym pokoju łącznie z przyjacielem nie pobić do nieprzytomności za przeszkadzanie mu w przerwie i wciągnięcie go w tę szopkę.
Był tak sfrustrowany, że otrzeźwił go dopiero cichy głos Ling Wen:
– Naprawdę może nam pan pomóc? – zapytała z nadzieją. – Będzie pan w stanie z nim porozmawiać i nie wiem... Przekonać jego albo Shi QingXuana, żeby...
– Nie. – He Xuan ostro uciął jej dalszy wywód, który podejrzewał, że prowadziły do próby ich rozdzielenia. – Nie zostawię go i nie oddam.
– Nie możesz być takim egoistą! – warknęła na niego. – Ich łączą silne więzy krwi, a was co? Jakaś przelotna miłostka i ciekawość, jak to jest być z facetem!
– Odszczekaj to. – He Xuan puścił Shi QingXuana i zaczął podchodzić do łóżka, gdzie nadal siedziała Ling Wen.
– Poczekaj! – Pierwszy raz odezwał się młody student i złapał swojego chłopaka za ramię. – Proszę, zostaw...
– Tak, właśnie tak – rzuciła, uśmiechając się sztucznie. – Zostaw nas w spokoju.
– Nie będziesz mi mówiła, co mam robić.
– Wracaj, skąd przyszedłeś i...
– Dość. – W małej salce rozbrzmiał lodowaty głos Bai Wuxianga, którego jeszcze bardziej rozbolała głowa. – Zamknijcie się wszyscy albo sam was stąd powywalam na zbity pysk. – W jego słowach nie było żartu, dlatego nagle zapadła cisza.
Doktor wciągnął i wypuścił powietrze, po czym położył dłoń na ramieniu Quan Yizhena i powiedział odrobinę cieplej:
– Dzwoń po Xie Liana. Ta opera mydlana jest nie na moje nerwy. Poza tym, skoro to jego uczniowie, to nic mu się nie stanie, jak jedną noc nie będzie się obściskiwał ze swoim studenciakiem.
Ling Wen patrzyła na niego, nie rozumiejąc, o czym mówią, ale nie miała odwagi zapytać. Po wyjściu Quan Yizhena lekarz wyprosił jeszcze He Xuana oraz Ling Wen i podkreślił, że to sprawa rodzinna i kochankowie czy przyjaciele powinni pozwolić braciom na rozmowę w cztery oczy.
Tak powiedział, lecz sam został.
Shi WuDu jeszcze spał, więc podsunął krzesło zapłakanemu chłopakowi, a kiedy uspokoił się na tyle, by odbyć z nim w miarę sensowną i składną rozmowę, zapytał:
– Kto jest dla ciebie ważniejszy? Twój chłopak czy brat?
– Obaj są ważni – przyznał natychmiast, pochlipując pod nosem. – Nie chciałbym stracić żadnego.
Bai Wuxiang kiwnął głową i przez chwilę milczeli. W tym czasie wyciągnął papierosa i zaczął się nim bawić, chowając go w dłoni i wyciągając, jakby robił magiczną sztuczkę. Shi QingXuan przyglądał się temu i z każdym kolejnym ruchem długich wyćwiczonych latami palców, uspokajał się, więc czterdziestolatek zaczął go wypytywać o He Xuana: jak się poznali i jak to się stało, że się polubili – on taki wrażliwy dzieciak i będący postrachem miasta Czarny Demon.
Mijały minuty, a student wyrzucał z siebie kolejne słowa, nawet nie myśląc, że właśnie zwierza się nieznanej osobie i jak może to w jego oczach wyglądać. Powiedział wszystko, łącznie z tym że przykro mu, iż brat nie rozumie jego uczuć, bo jest dla niego bardzo ważny i zawsze mimo kłótni byli sobie najbliżsi. Nie chciałby tego zmieniać, ale nie wie, co zrobić. Nie mówił mu nic wcześniej, bo bał się, że go nie zaakceptuje, a teraz, kiedy dowiedział się prawdy, to zemdlał z szoku.
Po zakończeniu opowieści znów nastała chwila ciszy. Doktor w końcu chwycił pewnie w palce papierosa i włożył go sobie pomiędzy usta.
– Idź do swojego chłopaka – polecił mu.
Shi QingXuan pierwszy raz podczas tej rozmowy podniósł głowę znad dłoni doktora i popatrzył na twarz. Oczy nadal się mu szkliły od łez, a białka przybrały czerwony odcień, lecz dzięki wygadaniu się, wewnętrznie czuł się lżejszy.
– No, leć – ponaglił go i machnął dłonią, by się stąd w końcu ulotnił.
– Dobrze – bąknął. Wstał z krzesła i już bardziej uspokojony wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Bai Wuxiang wyciągnął zapalniczkę i przysunął ogień pod wystającą końcówkę. Zaciągnął się mocno i w końcu uśmiechnął pod nosem.
Nikotyna to najlepsze, co wymyśliła ludzkość.
– Wiem, że nie śpisz, dzieciaku – odezwał się, nie obracając głowy w stronę łóżka.
Nikt mu nie odpowiedział, ale usłyszał szelest kołdry.
Zastanawiał się, jak ma rozmawiać z ledwo przekraczającym dwudziestkę chłopakiem. Nie był tak dobry w gadce jak Xie Lian, za to całkiem niezły w zastraszaniu. Jednak tym razem nie o to chodziło, by mu coś wbić na siłę do głowy lub przemówić do rozsądku, jak zrobił z Qi Rongiem, ale aby sam zrozumiał, że związki dwójki osób wcale nie muszą być tylko między mężczyzną a kobietą. Według słów Shi QingXuana nie przepadał za osobami homoseksualnymi, więc czekało go trochę gadania.
– Słyszałeś wszystko, co powiedział? – zapytał, choć domyślał się, że na pewno większość.
Wstał i podszedł do Shi WuDu, wypuszczając dym przed siebie i patrząc na niego bez emocji. Po dowiedzeniu się całej prawdy bezpośrednio z ust Shi QingXuana twarz chłopaka przepełniało niedowierzanie. Był w szoku z tak wielu powodów, że nawet nie wiedział, jak je sobie poukładać.
Po pierwsze jego brat się z kimś spotykał. To był pierwszy raz, gdy kogoś miał, do którego coś czuł i tak otwarcie mu się postawił, a nawet na niego nakrzyczał.
Po drugie, ważniejsze – tym kimś nie była dziewczyna a chłopak! Ściślej mówiąc dorosły mężczyzna. Nigdy mu nawet przez myśl nie przeszło, że Shi QingXuan mógłby być gejem. W przeszłości ani razu nie wykazywał zainteresowania tą samą płcią, więc jak mógł nagle stwierdzić, że jego pierwsza miłość to akurat jakiś mężczyzna? W ogóle nie był przekonany do jego wyboru i nie mógł się z tym pogodzić.
Kolejne to kłamstwo. Dawno obiecali sobie nie mieć przed sobą tajemnic, więc dlaczego nic mu dotąd nie powiedział? Zamierzał zatajać to przed nim, oszukiwać go, bo bał się jego reakcji? Brnąc w tę bujdę, podczas gdy na boku spotykał się z tym całym He Xuanem? Przecież ten facet nawet był u nich w akademiku! Tylko że wtedy nie zwrócił uwagi na choćby cień podejrzeń, że mogłoby ich coś łączyć. Przez myśl mu to nie przeszło, bo jakże by mogło. Cieszył się, że Shi QingXuan ma osobę, z którą może normalnie porozmawiać, a nawet powiedzieć głośno swoje zdanie, lecz żeby od razu spotykać się z nim i tworzyć romantyczną relację? To nie było normalne i do zaakceptowania, a na pewno nie przez niego.
Starał się oddychać spokojnie, żeby znowu nie zdenerwować się jak wcześniej. Po usłyszeniu większej części rozmowy i kiedy odrobinę się uspokoił, miał czas na rozmyślanie. Podejrzewałby brata o chwilowe zauroczenie, ale emocje, jakie mu pokazał tego wieczoru, były silne, jakich jeszcze nigdy u niego nie widział. Nie słyszał od początku, o czym rozmawiał z dziwnym lekarzem, który stał w tej chwili nad nim, paląc papierosa, ale dostatecznie dużo, by stwierdzić, że Shi QingXuan myśli o związku poważnie. Całkowicie poważnie. Myśląc jednak o He Xuanie, nie potrafił zrozumieć, co w nim widział, bo chociaż był przystojny, wyglądał na takiego, któremu lepiej nie wchodzić w drogę.
Ponownie szybko przeanalizował charakter brata i doszedł do wniosku, że Shi QingXuan mógł uznać ich relację za miłość, bo He Xuan okazał mu dobroć, a że był miękkim i jak gąbka chłonącym każde miłe słowo chłopakiem, dał się po prostu omamić. To było całkiem prawdopodobne i skłaniał się bardziej ku tej wersji. W końcu to Shi QingXuan.
Nie dopuszczę, by cierpiał z powodu swoich młodzieńczych fanaberii i naiwności – pomyślał. – Wybiję mu to z głowy i jeszcze mi podziękuje.
– En, słyszałem, o czym rozmawialiście – odparł po dłuższej chwili, po czym dodał: – I uważam, że jest strasznie głupi i łatwowierny. Nigdy nie interesowali go chłopcy i jeśli już się za kimś oglądał, to tylko za dziewczynami. To jest niemożliwe, by mógł być z facetem. Poza tym jak takie uczucie może być prawdziwe? Nie można stać się gejem z dnia na dzień i zakochać się w osobie tej samej płci.
Bai Wuxiang uśmiechnął się lekko i wypuścił dym pod sufit.
Zakochać się... – powtórzył w głowie słowo do niedawna dla niego nieznane. – Też byłem pewny, że mnie nigdy to nie dosięgnie. Zwłaszcza do chłopaka dwukrotnie ode mnie młodszego.
Wolną ręką złapał Shi WuDu za nadgarstek i zmierzył puls. Był mocny, odrobinę przyspieszony, ale chłopak wydawał się całkiem przytomny i bez żadnych skutków ubocznych omdlenia.
– Czy mężczyzna, czy kobieta wszyscy potrafią kochać jednakowo – powiedział chirurg, patrząc w oczy Shi WuDu. – Twój brat wcale nie musiał stać się gejem, by się w kimś zakochać. A jednak padło akurat na mężczyznę. To dzięki niemu pierwszy raz poczuł emocje towarzyszące zakochaniu się. Ja też nie jestem homoseksualny i nie podobają mi się mężczyźni, ale jeśli chodzi o osobę, która ma szczególne miejsce w moim sercu, to także jest tej samej płci. – Puścił jego przegub, usiadł na łóżku i spojrzał w ciemne okno. – To nie znaczy, że nie mogę go kochać i że on nie może kochać mnie, choć sam nawet dokładnie nie wiem, czy można to nazwać miłością, czy po prostu przywiązaniem – powiedział z lekkim śmiechem i złączył ze sobą palce, patrząc na wydobywający się z końcówki papierosa dym. – To mój wieloletni przyjaciel i osoba, na którą mogę liczyć, a on na mnie. Polegamy na sobie, wspieramy się i choć jest moim całkowitym przeciwieństwem i mógłby być nawet moim synem, to ani mi, ani jemu to nie przeszkadza. Nawet nie wiem, dlaczego akurat tobie o tym mówię. – Zaśmiał się sucho, czekając na złośliwą reakcję ze strony Shi WuDu, ale nie doczekał się niczego. Dlatego postanowił dokończyć: – Jest energiczny, rozbiegany, szybciej robi niż myśli, ale nie ma nikogo, kogo lubiłbym bardziej od niego i chyba podobnie jest z twoim bratem i He Xuanem. Obaj znaleźli nić porozumienia i coś, co ich łączy. Jako jego starszy brat może spróbujesz z nim porozmawiać sam na sam i zrozumieć go. Nie oceniaj tego chłopaka tylko po tym, że ukrywał przed tobą związek, który ty z góry uznałeś za zły. Sam mówiłeś, że dobrze się znacie, więc na pewno miał świadomość, co będziesz o tym myślał, a może właśnie chciał oszczędzić niepotrzebnej kłótni i ujawnić go, jak lepiej się wszyscy poznacie.
– Gdyby mój brat martwił się o mnie i o to, co myślę, to by mnie nie okłamywał, tylko przyszedł od razu i powiedział prawdę.
– Może się bał? – zgadywał lekarz, spoglądając na pacjenta.
– To nie... – "możliwe", chciał powiedzieć, ale nagle dotarło do niego, że chyba wcale takie nie było. Przecież wydarł się na niego i puściły mu nerwy, jak tylko uświadomił sobie, że został oszukany.
Jak pomyślał sobie, że miałbym nie wiedzieć, co i z kim naprawdę robiłeś... Że miałeś przede mną tajemnice...
Zabolało go to, jak mało co, ale jeśli teraz znał powód, to nie do końca był przekonany, że to niemożliwe.
Jego rozmyślania przerwało otwarcie drzwi, przez które wszedł uśmiechnięty chłopak w związanej wysoko na głowie kicie gęstych włosów, a jego widok przywodził na myśl pojawienie się wichury. Wpadł, idąc żwawym krokiem od razu do łóżka i opierając się o metalowy stelaż, nachylił się nad leżącą osobą i radośnie krzyknął:
– Przybywamy z pomocą! Doktorek cię chyba nie napastował za bardzo? – zapytał i spojrzał krótko na Shi WuDu, odsuwając się od razu od długich ramion chirurga na odpowiednią odległość, by nie zostać złapanym i uwięzionym w jego niszczycielskim uścisku. – Nawet tu nakopciłeś, stary zgredzie, że nie można oddychać. Nie dość ci, że u siebie masz komorę gazową, jakbyś był ze szwabami za pan brat? Dobrze, że chociaż tu mamy okno, to się nie podusimy. – To powiedziawszy, szybko podszedł do niego i otworzył na oścież.
Bai Wuxian nie ruszył się z miejsca, próbując powstrzymać się przed złapaniem chłopaka i utarciem mu nosa, ale do szpitalnego pokoju oprócz zimnego powietrza wdzierającego się z jednej strony, z drugiej właśnie wkroczył Xie Lian w białej puchowej kurtce, w asyście Hua Chenga ubranego w czerwony płaszcz, Ling Wen, a zaraz za nimi Shi QingXuan i He Xuan zamykający ten mały pochód i drzwi, niwelując chwilowy przeciąg w pokoju.
– Nikt tu chyba nie potrzebuje pomocy, skoro najlepszy chirurg w kraju jest na straży – zażartował Hua Cheng, nie mogąc powstrzymać dobrze wyczuwalnego w głosie sarkazmu.
– Cześć, młody – przywitał się ze sztucznym uśmieszkiem Bai Wuxiang. Następnie wstał z łóżka i podszedł do Xie Liana, mówiąc tym razem z prawdziwym uśmiechem: – Witaj, Xie Lianie.
– Witaj, Bai Wuxiang – odwdzięczył się profesor, również posyłając mu uśmiech.
– Przepraszam, że zabieram ci czas, ale pomyślałem, że ty może będziesz w stanie zaradzić coś na tę sytuację. Ja rozkładam ręce. Nie znam się na pięknym gadaniu, zwłaszcza na delikatne tematy.
– Doktorek jak chce, to potrafi być bardzo delikatny. – Quan Yizhen prawie doskoczył do niego i szturchnął łokciem. – Co nie?
Chirurg pokiwał głową zrezygnowany i palcami zmierzwił mu włosy, tym razem darując mu poprzednią uwagę.
– Z tobą się dopiero policzę, dzieciaku. Całą przerwę przez ciebie straciłem na głupoty.
Quan Yizhen roześmiał się głośno.
– Popatrz na niego – powiedział i wskazał palcem na Shi QingXuana. – Wcale nie były to głupoty, jeśli jego potrafiłeś uspokoić. – Oczy młodego studenta i policzki były całe czerwone, ale już nie płakał, a nawet uśmiechał się lekko zawstydzony. Tylko w dalszym ciągu nie potrafił spojrzeć ani na Ling Wen, ani tym bardziej na brata, skrywając się za postawnym ciałem He Xuana, który służył mu za tarczę.
Bai Wuxiang podążył wzrokiem za wskazaniem i potarł nadgarstkiem czoło.
– Istne utrapienie z tobą, Quan Yizhen. – Co prawda wypowiedział takie słowa, ale wewnętrznie odrobinę się ucieszył.
– Także uważam, że nasz Bai Wuxiang to wspaniała osoba i nawet jak tego nie pokazuje na co dzień, to jest bardzo ciepłym człowiekiem i na swój wyjątkowy sposób potrafi każdego pocieszyć – dodał od siebie Xie Lian. – Ale wracając do powodu, dla którego tu jestem – spojrzał na leżącego w łóżku Shi WuDu, którego dłoń trzymała już Ling Wen, dokończył: – Quan Yizhen powiedział mi, jak to się stało, że jesteś w szpitalu, więc przyjechałem porozmawiać.
Shi WuDu, który dotąd się nie odzywał, obserwując istny tłok, jaki tu powstał, najbardziej był zdziwiony widokiem Hua Chenga. Wywnioskował, że chłopak, którego widział pierwszy raz w życiu, a mówili na niego Quan Yizhen to prawdopodobnie osoba, o której wspominał lekarz. "Ten", którego lubił. Patrząc na nich, na ogień i wodę, trudno byłoby się domyślić, że łączy ich coś więcej poza zwykłą znajomością, ale gdy poznał prawdę, mógł zauważyć zmianę w oczach starszego mężczyzny. To tak, jakby nawet one cieszyły się, kiedy na niego patrzyły. Jego brat z kolei chował się za He Xuanem i jeszcze nie potrafił spokojnie spojrzeć ani na jednego, ani drugiego, za to Hua Cheng, który przyszedł tu późnym wieczorem razem z profesorem historii bardzo go zainteresował.
Czy mogli spotykać się z profesorem po szkole i uczyć?
Wiedział, że razem bywali na seminariach z historii i Hua Cheng był najlepszym uczniem w szkole, który też idealnie zaliczył najtrudniejszy test przygotowany przez tego profesora o łagodnym obliczu. Więc czy to dlatego, że przygotowywali się do konkursu historycznego, przyjechali teraz razem?
Niemożliwe – zaprzeczył sobie natychmiast. – Kto normalny uczyłby się późnym wieczorem w niedziele, mając wszystkie popołudnia w tygodniu wolne? Bo to chyba z tego powodu Hua Cheng ostatnio był nieobecny w akademiku...
Xie Lian jako szkolny opiekun młodzieży i pedagog nieraz prowadził poważne rozmowy ze swoimi uczniami. Lubili go niemal wszyscy, gdyż był bardzo otwartą osobą, a do tego empatyczną. Większość wykładowców skupiała się tylko na nauce, często zapominając, że zadaniem pedagoga jest nie tylko przekazywanie wiedzy, ale i doradztwo, kiedy młodzi ludzie mieli z czymś problem i potrzebowali pomocy osób doświadczonych. Na zajęciach mógł być wymagający, lecz prywatnie zachowywał się jak prawdziwy przyjaciel, gotowy w każdej chwili podać rękę drugiej osobie.
Jednak tym razem sprawa dotyczyła kłótni, do której po części doprowadził związek jednego z braci. Próbą rozwiązania takiego tematu jeszcze się nie zajmował. I niby z perspektywy osoby trzeciej, która go dobrze nie znała, nie powinien w tym przypadku być w stanie pomóc, gdyż ten związek dotyczył osób tej samej płci, jednak... właśnie on był prawdopodobnie najlepszą osobą, z którą młody Shi WuDu mógł porozmawiać.
Profesor przysunął sobie krzesło do łóżka i na wstępie zapytał:
– Nie jestem dziś tu oficjalnie jako przedstawiciel szkoły, więc cokolwiek mi dziś powiesz, nie wyjdzie to poza ten pokój. Mam także nadzieję, że będzie to działało w obie strony. – Popatrzył pytająco na chłopaka.
– En – odparł i dodatkowo kiwnął głową, choć nie wiedział, czego ma się spodziewać po tej uwadze.
– Jako że rozmawiamy prywatnie, to chciałbym cię zapytać, czy tak bardzo zdenerwowałeś się na brata, ponieważ ma partnera, a nie partnerkę?
Shi WuDu zacisnął zęby i spróbował nie wybuchnąć jak poprzednio, tylko tym razem powrócić do tego na chłodno. Co tak bardzo nim wstrząsnęło w tamtej chwili? Pamiętał, że był wściekły jak nigdy wcześniej i wyrzucał z siebie każde słowo, jakie przychodziło mu do głowy. Także te najgorsze.
I niektóre może niepotrzebne. – Uświadomił sobie.
Spojrzał na brata wpół ukrytego za wysokim, na czarno ubranym He Xuanem, potem na Bai Wuxianga, Ling Wen, która wpatrywała się w niego z troską, aż w końcu wrócił do Xie Liana, odpowiadając:
– Nie do końca. – Utkwił wzrok w pościeli na wysokości własnych kolan, mówiąc dalej: – Zdenerwowałem się, bo kłamał mi prosto w oczy, że był na dyskotece, a potem, kiedy Ling Wen odkryła te malinki, to pod naporem moich słów, musiał powiedzieć prawdę. Przyznał się, że nie był w nocy z żadną kobietą, ale mężczyzną. To wszystko było dla mnie zbyt nagłe i całkowicie niespodziewane. W życiu bym nie przypuszczał, że tak mnie oszuka, a potem mi się postawi i sam zacznie na mnie krzyczeć.
Młody chłopak, o którym mówiono, skulił się jeszcze bardziej.
– Ale zrobił to, bo bronił czyjegoś wizerunku – dokończył, po czym ścisnął mocniej dłoń przyjaciółki. – Naskoczyłem na ich dwójkę, ale Shi QingXuan postawił się mi, ponieważ zacząłem obrażać He Xuana. To pierwszy raz, kiedy widziałem go tak zdenerwowanego, a jednocześnie zdeterminowanego, by nawet nakrzyczeć na mnie, mówiąc co o mnie naprawdę myśli i wyjść.
– Czyli bardziej zabolało cię jego kłamstwo?
– Nie powiem, że podoba mi się, że jest zainteresowany jakimś facetem. – Obrzucił spojrzeniem dwójkę, która obejmowała się, a ściślej mówiąc ramiona He Xuana robiły za bezpieczne schronienie przed wkurzonym bratem. – Do tego widzę, że ze wzajemnością, ale tak, zabolało mnie to. – Nie chciał przyznać i obiecywał sobie, że wybije Shi QingXuanowi z głowy tego typu romans, ale patrząc teraz na nich, zdał sobie sprawę, że nie wyglądali, jakby tylko się bawili w związek. He Xuan mimo chłodnej i nieprzyjemnej aury, jaką wokół siebie roztaczał, wydawał się być szczerze przejęty stanem psychicznym młodszego z ich dwójki, z kolei Shi QingXuan lgnął do jego ciała, jakby całkowicie mu ufał i wierzył, że go ochroni. To dziecinne zachowanie nie raz wkurzało Shi WuDu, ale co dziwne, dla wysokiego mężczyzny nie było kłopotliwe czy nawet wyglądające na niewłaściwe.
Jak w obliczu tego obrazu miał zareagować?
– He Xuan to bardzo fajny facet – powiedział Quan Yizhen po zamknięciu okna i stanięciu przy łóżku obok Ling Wen.
– Do tego odpowiedzialny i przykładający się do wszystkiego, co robi – rzekł również profesor.
– Myśli o twoim bracie poważnie – uzupełnił Hua Cheng, choć kącik jego ust lekko drgnął, przypominając sobie ich rozmowę w przeszłości i pomyśle "porwania", a potem o malinkach i ugryzieniach.
– Chyba wszyscy macie o nim dobre zdanie – odezwała się milcząca dotąd Ling Wen. – Ale nic by się nie stało, gdyby miał odwagę wcześniej przyjść i poinformować...
– A co niby miał wam powiedzieć? – Niespodziewanie wszedł w słowo koleżance Shi QingXuan, po czym wyswobodził się z uścisku i zrobił krok w ich stronę. – Przecież to nie wasza sprawa, by mieszać się w moje życie. Oboje jesteście wścibscy i... – Dalsza część wypowiedzi była tylko niezrozumiałym bełkotem, do którego doprowadziła dłoń He Xuana przesłaniająca mu usta.
– Shi QingXuan nie miał tego na myśli – rzekł spokojnie i pewnie He Xuan. – Zawsze mi powtarzał, że kocha brata, ale za dużo się o niego martwi, bo jest starszy, a on sam czasami nie zachowuje się jak dorosły. – Shi WuDu popatrzył na He Xuana, a potem niżej na brata, którego usta już nie były zasłonięte, ale teraz dla odmiany ściśle zamknięte.
– Może i mnie kochasz – Shi QingXuan zwrócił się do niego – ale na pewno nigdy nie spróbowałeś mnie zrozumieć.
Nic więcej nie powiedział, mając jednak na tyle śmiałości i odwagi, by wziąć He Xuana za rękę i pocałować w policzek.
– He Xuan uratował mi życie – zaczął, mówiąc głośno, by brat go słyszał, lecz i tak jego głos lekko drżał. – Przez to później prawie zginął. Pomógł, kiedy napadli na sklep, zaopiekował się mną, choć w ogóle się nie znaliśmy i zawsze, ale to zawsze jest dla mnie miły, a co najważniejsze wyrozumiały. Więcej myśli o takim głupim dzieciaku jak ja niż o sobie, a mojego starszego brata interesuje tylko tyle, czy nie przysporzę mu wstydu moim zachowaniem, a teraz jeszcze tym, że okazałem się... homoseksualistą.
Bracia patrzyli teraz na siebie, ciskając gromy. Bai Wuxiang i Quan Yizhen stali z boku, obserwując Xie Liana, który odchrząknął cicho i uśmiechając się łagodnie, zapytał:
– Shi WuDu, martwisz się, że Shi QingXuan nie wytrzyma presji i będzie wytykany palcami albo czuł się jak wyrzutek i ten odmienny? – Pytany student oderwał wzrok od brata i skinął głową. Shi QingXuan wypuścił powietrze, a jego dotąd zawzięty wyraz twarzy i napięte mięśnie rozluźniły się. – Tym nie musisz się martwić. He Xuan na pewno na to nie pozwoli, a twój brat nie jest taki słaby i wrażliwy, jak myślisz.
Hua Cheng również miał na ten temat własne zdanie, dlatego powiedział:
– Shi QingXuan to przebiegły chłopak. Myślisz, że tak łatwo jest sprawić, że taka osoba jak He Xuan jest na każde jego zawołanie? Jest od was starszy, bardziej dorosły niż wy, przeszedł w swoim życiu o wiele więcej i właśnie jego serce zostało zdobyte. – Wyciągnął telefon i wyszukał interesujący go artykuł, po czym podał urządzenie Shi WuDu. – Mężczyzna, który może mieć każdą kobietę, wybrał sobie za partnera twojego brata. To chyba oznacza, że naprawdę coś do siebie czują. Nie sądzisz?
Na wyświetlaczu było zdjęcia He Xuana z jednej z ostatnich sesji fotograficznych do znanego magazynu modowego, a pod nim krótki wywiad.
– Ming Yi – przeczytał na głos Shi WuDu. – Czyli naprawdę nazywasz się Ming Yi?
– Nie – zaprzeczył pytany mężczyzna. – Moje prawdziwe imię brzmi He Xuan, ale w świecie za kamerami mało kto o tym wie.
Student powrócił do czytania, a Hua Cheng położył dłoń na barku profesora i delikatnie go ścisnął, jakby odgadując, o czym myślał. Niełatwo jest zdobyć posłuch u osób, które nastawione są do kogoś negatywnie, a w tym wypadku nie wiedział, ile mógł wyjawić o jego własnej sytuacji.
Poza tą dwójką studentów, których miał przed sobą, wszyscy wiedzieli o jego romansie z uczniem, więc wziął tylko głębszy oddech i nadal głosem przepełnionym spokojem oznajmił:
– He Xuan jest osobą publiczną i jego twarz jest powszechnie znana, jednak jak sądzę, z tego powodu nie miał wątpliwości co do związania się z Shi QingXuanem, nawet jeśli miałoby to przekreślić jego karierę i narazić na homofobiczne komentarze.
– En – zgodził się od razu. – Shi QingXuan jest dla mnie ważniejszy niż praca i opinie innych ludzi.
Xie Lian uśmiechnął się i poczekał, aż Shi WuDu skończy czytać i popatrzy na niego.
– Cóż, prędzej czy później i tak byś się o tym dowiedział, więc nie ma sensu trzymać tego w tajemnicy. Ja i San Lang też jesteśmy razem – oznajmił.
Ling Wen i Shi WuDu patrzyli to na profesora to na Hua Chenga, którego oczy po tych słowach z nową siłą i zaciętością wpatrywały się w dwójkę studentów, jakby mówiąc im "no dalej, spróbujcie tylko coś powiedzieć, a zgniotę was jak pchły".
– Gege jest najlepszym człowiekiem na ziemi, więc zakochanie się w nim było nieuniknione – poinformował dumnie, jakby była to największa nagroda, którą mógł otrzymać. Dla niego w istocie tak było i miał gdzieś, co sądzą o nich inni. – Jesteśmy mężczyznami i jesteśmy razem. Do tego nauczycielem i uczniem. Nawet nasza różnica wieku ośmiu lat zaciera się, kiedy jesteśmy razem i gege zawsze traktował mnie jak równego sobie. Przy nim nigdy nie czułem się jak dziecko.
– Żaden z nas nie widzi w naszym związku nic złego, niestosownego czy gorszącego – powiedział Xie Lian.
– Nawet my, jako jego przyjaciele, zawsze pragnęliśmy, by był szczęśliwy – dodał Bai Wuxiang, więc i Quan Yizhen nie mógł usiedzieć cicho, mówiąc:
– Więc jeśli to Hua Cheng jest dla niego ważny i czuje się przy nim najlepiej, to dlaczego mieliby nie być razem? To przecież żadna różnica czy są facetami, czy kobietami. W obu przypadkach może być przyjemnie!
Lekarz zakrył dłonią twarz, po raz kolejny zastanawiając się, jak ten dzieciak może nie mieć umiaru w gadaniu prosto z mostu o zawstydzających intymnych sprawach zupełnie obcym ludziom. Sam przyznał się do związku z nim, ale nie znał Shi WuDu, nic go z nim nie łączyło, więc takie wyznanie nie miałoby wpływu na jego reputację czy pracę. Jednak Xie Lian jako szanowany nauczyciel i osoba kształtująca młode pokolenie ryzykowała, ujawniając się. Zerknął na lekko zarumienione policzki przyjaciela i uświadomił sobie, że przez większość życia robił gorsze rzeczy, za które mógłby nawet stracić pracę, nie wspominając o dawaniu przykładu innym uczniom, dlatego jego obecny związek, to kropla w morzu, a ujawnienie go martwiłoby go tylko z powodu Hua Changa i problemu, jaki jemu mógłby on sprawić.
Tymczasem jedyna całkowicie normalna para w tym pokoju została jeszcze na etapie przyswajania sobie, że tą "dziewczyną" Hua Chenga, która miała krótkie włosy, była starsza, mieszkała poza kampusem i studiowała na innym kierunku, był nikt inny, a profesor Xie Lian. Mężczyzna. Chyba jedynie większe zdziwienie mogłoby im sprawić informacja, że któreś z nich – niemal syjamskich bliźniaków – urodził się, mając inną płeć niż obecnie. Shi WuDu na wspomnienie, że "dziewczyna" najlepszego studenta miałaby być dobra w łóżku, niemal zaklął głośno nad swoimi głupimi sugestiami mówionymi głośno. Jednak to wszystko znaczyłoby, że Shi QingXuan dobrze o nich wiedział. Tym razem jednak zreflektował się na czas, by znowu na niego nie naskoczyć, bo zdawał sobie sprawę, dlaczego musiał to ukrywać.
Zapytał jednak, będąc ciekawy ich zdania:
– A co ze społeczeństwem? Związki między dwiema kobietami lub mężczyznami nie są pozytywnie odbierane.
– Nie zmienimy myślenia ludzi, ale przecież najważniejsze jest, jak my się ze sobą czujemy – odpowiedział profesor. – Nie raz będą nas osądzać lub z nas szydzić, ale nie robimy nic złego. Chcemy po prostu żyć szczęśliwie u boku osoby, którą kochamy. Sprawa płci jest tutaj drugorzędna. Ani ja, ani San Lang nie jesteśmy homoseksualni. Nie podobają nam się inni mężczyźni, lecz jednocześnie nie potrafiliśmy przez lata zakochać się w żadnej kobiecie. W zamian znaleźliśmy siebie – jedyną osobę, z którą chcemy być. Żaden z nas nie myślał o niczym innym. Od początku dobrze nam się rozmawiało, choćby były to najbardziej błahe tematy. Powoli się poznawaliśmy, zaprzyjaźniliśmy i nie ukrywam, że wiele pomogły nam tutaj wykłady, przepytywania na każdych zajęciach lub wspólne zainteresowanie historią, ale ostatecznie nie dlatego ludzie związują się ze sobą. Odkryliśmy, że spędzanie ze sobą czasu, a nawet ujrzenie drugiej osoby wywołuje u nas radość i jeszcze wiele innych uczuć, z których wcześniej nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy.
– Chcemy wywoływać uśmiech na swoich twarzach, pomagać sobie i dbać, jak robią to inni – uzupełnił Hua Cheng, a Xie Lian w końcu sięgnął ręką w górę i nakrył trzymaną na ramieniu dłoń swoją.
– Dokładnie. Tak ja ty, Shi WuDu, i Ling Wen, jak He Xuan i twój brat, jak miliony par na świecie. Społeczeństwo może myśleć, co chce. Nie będziemy ich specjalnie podjudzać publicznym okazywaniem sobie uczuć, ale jeśli ja czy San Lang mamy ku temu okazję, złapiemy się za rękę czy pocałujemy. Nie obnosimy się z naszym związkiem, zwłaszcza że San Lang nadal się uczy, ale poza uczelnią wcale się nie ukrywamy. – Hua Cheng uśmiechnął się i uścisnął mocniej palce profesora. – Szkoła, ciekawscy uczniowie mogą to nagłośnić i zrobić z nas wielkie show na dużą skalę, intrygę i dlatego chcemy uniknąć niepotrzebnych skandali, bo do tego to finalnie doprowadzi. Ale nawet jeśli do tego dojdzie, to żaden z nas się nie odsunie.
– Zdążę skończyć szkołę w miesiąc lub po prostu pozaliczam wszystkie przedmioty w ciągu tygodnia – rzucił leniwie. Osoby, które go znały, były pewne, że to zrobi i to bez najmniejszego problemu. Niewypowiedziane pytanie jednak brzmiało "Skoro tak, to dlaczego tego jeszcze nie zrobił? Co go trzyma na uczelni?" Odpowiedź okazała się bardzo prosta. – Jeśli ktokolwiek wmiesza się w życie gege, to zniszczę każdego, kto spróbuje go skrzywdzić lub choćby powiedzieć o nim złe słowo. Inni co najwyżej mogą pozazdrościć, że mam obok siebie taką osobę jak profesor Xie Lian, dlatego nie zamierzam opuścić żadnego dnia szkoły, by tego osobiście dopilnować.
Stojący kilka metrów dalej Quan Yizhen zaczął się głośno śmiać i zaraz dołączył do niego Bai Wuxiang.
– Kto by pomyślał, że akurat ty ze wszystkich znanych mi osób będziesz miał osobę, która będzie chciała cię "obronić", Xie Lianie – powiedział lekarz, zwisając ramieniem na barku Quan Yizhena, w dalszym ciągu nie przestając się śmiać.
Wykładowca potarł twarz, na której pojawiło się zakłopotanie i próbując zamaskować je niewyraźnym uśmiechem, zawył cicho:
– Och, San Lang...
– Biały D... – zaczął mówić He Xuan, ale w porę zorientował się, że tylko część z obecnych tu osób znała drugą tożsamość niepozornego profesora historii. – Xie Lian na pewno sam sobie ze wszystkim poradzi, ale ja mogę zapewnić, że nie dopuszczę, by Shi QingXuanowi kiedykolwiek stała się krzywda oraz by ktoś go obrażał.
Chłopak, o którym mówił, nieco spokojniej wpatrywał się w Shi WuDu i w pewnej chwili się odezwał:
– Przepraszam bracie, ale naprawdę zakochałem się w He Xuanie i uważam, że to wspaniały człowiek. Zawsze o mnie dba, nawet lepiej niż ja sam. Jak jesteśmy razem, to daje mi ubrania, żebym nie zmarzł i szykuje dla mnie jedzenie. Pozwala mi robić, co chcę, zawsze uważnie mnie słucha, więc chyba też... musi mnie lubić. W przeciwnym razie, co by we mnie widział? Nie ma przecież ze mnie żadnego pożytku!
Po długiej chwili ze wzrokiem utkwionym w młodszym chłopaku, Shi WuDu oznajmił:
– Sam powiesz matce. Zobaczymy czy wtedy będziesz taki pewny siebie.
Shi QingXuan drgnął i zapytał niepewnie:
– Nie... n-nie mówisz poważnie... Przecież obiecałeś, że będziesz się mną opiekował!
Na twarzy Shi WuDu zagościł niewielki, lecz jakże dobrze widoczny złośliwy uśmiech.
– Sam właśnie udowodniłeś, że jesteś dorosły, braciszku.
Oczywiście kochał Shi QingXuana jak nikogo innego. Był dla niego bardzo ważny i cokolwiek nie zdecyduje, to zawsze taki będzie. W dalszym ciągu nie mógł uwierzyć, że chce związać się z mężczyzną, ale w tej chwili He Xuan wydawał się zwracać uwagę tylko na niego. Nawet jego twarz, cały czas nieruchoma, łagodniała, gdy patrzył na Shi QingXuana. Drobne gesty jak dotyk jego ramienia, poprawienie włosów, cierpliwe przemawianie jasno ukazywały uczucia. Nadal nie rozumiał, jak dwójka mężczyzn może coś do siebie czuć, ale szczęście wymalowane na twarzach wszystkich mężczyzn w tym pokoju nie było doskonałym aktorstwem, a autentyczne.
Dlatego postanowił zobaczyć, co z tego wyjdzie. Postara się nie wtrącać w ich relację i wspomagać brata jak dotychczas. Jednak na pewne sprawy nie mógł dopuścić.
– Shi QingXuan – zaczął, poważniejąc – nie jestem przekonany co do twojego związku – widząc, że chłopak chce coś powiedzieć, natychmiast dodał: – jeszcze. Ale jeśli nie będziecie w mojej obecności się obściskiwać, robić nic nieprzyzwoitego, zabawiać się w łóżku w akademiku, gdzie ja lub Ling Wen będziemy za ścianą i będziecie uważać... – Chciał powiedzieć "w seksie", lecz przecież związek dwóch facetów nie doprowadzi do niechcianej ciąży, więc zakończył to zdanie głośniejszym chrząknięciem, a po nim uzupełnił: – I He Xuan ma być delikatny i uważać na tego głupka, który zapomina o porządnych śniadaniach, jest bałaganiarzem, który potrafi skarpetki wciskać pod łóżko, aż sztywnieją od zalegającego na nich kurzu, ubiera się byle jak, ma gacie i piżamę we wzorki dla małych dzieci...
– Bracie! – krzyknął cały czerwony na twarzy z zażenowania student. – P-proszę, nie mów już nic więcej.
– Będę dbał o Shi QingXuana lepiej niż on sam – obiecał oficjalnym tonem He Xuan.
– En – potwierdził Shi WuDu, kiwając głową. – Mam nadzieję. Jako starszy brat będę miał na was oko.
Czuł, że trochę został przez to wszystko przyparty do muru i zmuszony do takiej decyzji. Miał w końcu przeciw sobie trzy pary męsko-męskie, więc jak mógł nie ulec? Na zewnątrz jego twarz była trudna do odczytania, ale wewnętrznie odrobinę się cieszył. Jakby nie patrzeć jego brat pierwszy raz wstawił się za kimś, bronił czyjegoś imienia swoim kosztem i postawieniem się jemu. Poza tym widział jego obecny uśmiech i nie mógł się powstrzymać przed myśleniem, że naprawdę wygląda na wyjątkowo szczęśliwego.
Wydoroślałeś, braciszku.
Quan Yizhen, który przez chwilę milczał, intensywnie o czymś rozmyślając, ni stąd, ni zowąd wypalił:
– Jeśli miłość między facetami nazywana jest taką niezwyczajną lub zakazaną, to chyba tylko znaczy, że jest mocniejsza. Prawda? – Zerknął automatycznie w kierunku doktora, a potem Shi QingXuana i Shi WuDu. – Bo wtedy nie zdecydowaliby się być ze sobą mimo opinii znajomych, rodziny czy obcych ludzi, więc coś musi być na rzeczy.
Wszyscy patrzyli na niego w osłupieniu, aż Hua Cheng pierwszy się przełamał i parsknął śmiechem, lecz całkiem szczerze powiedział:
– Masz rację.
Chwilę później zawtórował mu Xie Lian.
– Prawda.
He Xuan kiwnął głową, a Shi QingXuan zarumienił się, Bai Wuxiang ucieszył się i poczochrał uśmiechniętemu chłopakowi włosy, uzupełniając słowa profesora i studenta swoimi:
– W końcu powiedziałeś coś mądrego, dzieciaku.
Quan Yizhen roześmiał się i dodał jeszcze, tym razem wprost do Shi WuDu:
– Żałuj, że nie jesteś z mężczyzną. – Wszyscy znów patrzyli na niego z zainteresowaniem. – Nikt tak dobrze nie całuje jak drugi facet! – Ledwo skończył, a dłoń, zamiast poczochrać go jak poprzednio, uderzyła go w tył głowy. Chłopak skulił się, ale zaczął się śmiać.
– A skąd ty niby możesz to wiedzieć? – zapytał chirurg.
– Jak byłem w podstawówce, to pocałowała mnie jakaś dziewczyna i wcale nie było przyjemnie, czuć od niej było kanapkę z pastą rybną, jaką podawali na śniadanie na stołówce.
Bai Wuxiang wziął głęboki oddech, starając się nie przewrócić oczami. Pozostałe osoby starały się nie roześmiać. Chłopak jednak nie przestał mówić:
– No, ale jak ty, doktorku, mnie pocałowałeś, to był totalny odjazd! Tak byłem tym pochłonięty, jakbym znalazł się w środku niezłej bójki!
– Ale ze strony doktora to chyba nie był jego pierwszy pocałunek? – zauważył Shi WuDu, na co wszyscy spojrzeli teraz na doktora.
– Nie – odpowiedział, chowając jedną dłoń do kieszeni fartucha.
– I nie przeszkadza ci to? – Tym razem starszy z braci zapytał Quan Yizhena, który obrócił głowę w stronę lekarza, machając kitą i odpowiadając:
– Wcale! Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? – Wszyscy czekali na jego dalsze słowa i nie pozwolił im długo czekać, kontynuując ze swoim radosnym i całkowicie niewinnym uśmiechem: – Przecież jakby nie nauczył się całować i robić inne rzeczy tak dobrze, to pewnie byłby taki jak ta koleżanka z równoległej klasy i przeszkadzałoby mi cokolwiek, co wcześniej jadł lub to, że palił te gorzkie faje. A tak to nawet nie miałem czasu o tym myśleć. Z drugiej strony odkąd go znam, nie ma czasu na randki, bo ciągle jest w pracy lub na wyjazdach, więc pewnie uczył się całować, jak ja byłem dopiero w planach lub miałem pasowanie na pierwszaka. Jak mogę być o coś takiego zazdrosny?
Bai Wuxiang przez chwilę się zastanawiał, co myśli o tym Quan Yizhen, ale słysząc jego odpowiedź, nie mógł się powstrzymać przed uśmiechem i pomyśleniem, jak prosto myślący może być ten chłopak. Jego pozytywna energia i czysty umysł, który zatracał się jedynie w walkach, gdziekolwiek się znalazł, ogrzewał atmosferę, a także jego zimne od lat serce. Był jak słońce i poranna odświeżająca rosa, która zalegała na roślinach.
Jednak jeśli pozwoli mu na dalsze gadanie, to nie miał pojęcia, co jeszcze durnego powie.
Z tego też powodu złapał go ramieniem za szyję i zaczął ciągnąć do wyjścia, wyjaśniając:
– Dość straciłem na was czasu, a ranni sami się nie wyleczą. – Spojrzał na Xie Liana, z którym wymienili się krótkimi skinieniami, po czym Quan Yizhenowi oznajmił: – Ty mnie w to wciągnąłeś, więc ty mi dziś pomożesz, zrozumiano?
– Jasne, jasne – zgodził się szybko, nawet nie próbując mu się sprzeciwić.
Stanęli jeszcze na chwilę przy otwartych drzwiach i doktor, patrząc na pacjenta, zastrzegł:
– Ty, zostajesz do jutra na obserwacji. Spróbuj się tylko stąd ruszyć, a znajdę cię i zaciągnę tu siłą – pogroził, po czym wyszli.
Hua Cheng położył dłoń na ciepłej szyli profesora i pogładził ją kciukiem, sugerując:
– My też gege powinniśmy wracać. Jutro rozpoczynają się kolokwia, więc potrzeba ci dużo snu. – Xie Lian wstał, pozwalając, by dłoń z jego szyi zsunęła się na plecy. – Zrobię ci mleko z miodem, abyś szybciej zasnął.
– Dziękuję, San Lang – odparł miękko, uśmiechając się do niego, po czym zwrócił się jeszcze do Shi WuDu, przemawiając jak najbardziej przyjaźnie: – Jeśli będziesz chciał o czymś porozmawiać, wyżalić się lub potrzebował jakiejkolwiek rady, to zawsze służę pomocą. – Jego chłopak w przeciwieństwie do niego zmierzył leżącego chłodnym wzrokiem, który nie zachęciłby nikogo do zwierzeń. Tak, jakby mówił "nie waż się tego robić, insekcie". Profesor jednak spokojnie kontynuował: – Zawsze jestem w swoim gabinecie i znajdę czas dla każdego ucznia, dlatego się nie krępuj. Mam także kolekcję wielu książek, więc mógłbyś po prostu przyjść coś pożyczyć do poczytania lub zwyczajnie porozmawiać o starożytnej historii. To naprawdę temat, o którym moglibyśmy rozmawiać bez końca, bo nawet jeśli to przeszłość, to...
Hua Cheng słuchał, tym razem coraz szerzej się uśmiechając, gdyż uwielbiał pasję, z jaką wykładowca mówił o interesującym go temacie. Jednocześnie dłońmi schodził coraz niżej po jego plecach, aż dotarł do szczytu pośladków. Xie Lian na sekundę zamilkł, po czym nadal utrzymując swój swobodny ton, pożegnał się, mówiąc, że z samego rana poinformuje jego dziekanat o nieobecności, więc nie musi się niczym martwić i co najważniejsze – ma odpoczywać. Obiecał mu także, że porozmawia z profesorami, u których miał mieć w tym tygodniu zaliczenia i przeniosą je na przyszły, byleby tylko w kolejnych dniach nie miał żadnych zmartwień i mógł spędzić ten czas na tak ważnym w jego wieku śnie oraz zdrowym odżywianiu się. Ling Wen zapewniła, że tego osobiście dopilnuje, więc Xie Lian, z nieodłącznym Hua Chengiem obok, którego dłoń spoczywała już na profesorskim biodrze, wyszli.
Pozostały już tylko osoby bezpośrednio związane z pobytem studenta w szpitalu. Shi QingXuan bawił się swoimi palcami, patrząc w podłogę. Miał obok siebie He Xuana, który teraz delikatnie rozłączył mu dłonie i nie zważając na patrzących w ich stronę Ling Wen i Shi WuDu, przyciągnął obie do własny ust, całując jedną i drugą. Shi QingXuan nie nawykł do tak publicznego okazywania sobie uczuć, dlatego unikał jego wzroku, spuszczając głowę w dół i zaciskając mocno powieki, żeby nie spalić się ze wstydu, całkowicie zapominając, że jeszcze nie tak dawno temu sam pocałował go w policzek.
Ich romantyczną chwilę jednak przerwało kaszlnięcie, tak nieprawdziwe, że Shi QingXuan od razu zabrał ręce i schował je za plecy.
– Prosiłem, żebyście nie... – Usłyszał głos brata przerwany mocnym i zimnym tonem, który nie raz na początku ich znajomości mroził krew młodemu studentowi:
– Kocham twojego brata, więc nie musisz się martwić, że kiedykolwiek coś mu się stanie – powiedział He Xuan, zwracając się do Shi WuDu. Ponownie sięgnął po chłopięce dłonie i przyłożył sobie do piersi. – Shi QingXuan jest dla mnie najważniejszy i jego szczęście jest moim szczęściem, dlatego ty, jako jego jedyny brat, też o tym pamiętaj i spraw, by w rodzinie, która jest dla niego tak ważna, nie było nieporozumień.
Wszyscy teraz z szeroko otwartymi oczami patrzyli na przystojną twarz, której chłód i brak widzianych emocji, tak mocno kontrastował ze znaczeniem słów, jakie wypowiedział.
– W końcu jesteś starszym bratem, Shi Wudu, więc na tobie spoczywa obowiązek, by opiekować się młodszymi.
Zakończył, podchodząc do niego i wyciągając przed siebie dłoń.
– Umowa stoi? – zapytał.
Złote połyskujące marznącą polarną zamiecią oczy nie zachęcały do negocjacji lub jakiegokolwiek sprzeciwu. Shi WuDu pochwycił dłoń i potrząsnął nią. Choć sam starał się uścisnąć ją mocno, He Xuan prawie zmiażdżył mu palce. Oboje z Ling Wen widzieli w jego całej postawie, że nie żartuje, a swoją część "umowy" wypełni ze stu procentową dokładnością i starannością.
Shi QingXuan przez chwilę nie wiedział, co ze sobą zrobić, ale ostatecznie nachylił się nad członkiem rodziny i objął go.
– Dziękuję bracie i przepraszam – powiedział.
Obaj nigdy nie byli dobrzy w okazywaniu uczuć, zwłaszcza sobie, ale Shi WuDu tym razem nie odepchnął go i również oddał uścisk.
– Obyś tego nie żałował. – Mówiąc to, kilkukrotnie poklepał go po plecach, a potem szeptem dodał: – Jak cię skrzywdzi lub zdradzi, od razu mi o tym powiedz.
Młodszy z braci zaśmiał się i rękawem otarł kilka łez – tym razem łez szczęścia.
– No już, glucie, odsuń się ode mnie. Obaj jesteśmy facetami i nie przystoi, żeby mazać się przy gapiach. – Mimo wypowiedzenia tych słów, jeszcze przez moment nie wypuszczał go z uścisku, a potem złapał za mokrą i czerwoną od płaczu twarz i siłą odepchnął.
He Xuan znów chwycił Shi QingXuana za dłoń, jakby chciał się upewnić, że na pewno nic mu się nie stanie, a tylko będąc blisko niego, mógł tego dopilnować, a potem zaczęli wychodzić.
Przed drzwiami Shi QingXuan obrócił się i z pogodniejszym obliczem krzyknął:
– Jutro odwiedzimy cię z obiadem. He Xuan naprawdę świetnie gotuje.
– Jutro to ja na pewno wyjdę, a ty masz zajęcia.
– Tylko jedno kolokwium, więc przyjdę zaraz po nim.
– Zabiorę dziś Shi QingXuana do siebie, a jutro zawiozę na zaliczenie i przywiozę tutaj – powiedział He Xuan, a kiedy spojrzał na Ling Wen, dodał: – Ciebie też zabiorę do szpitala.
Dziewczyna zastanawiała się, czy ją o to zapytał, czy najzwyczajniej w świecie poinformował, więc jedynie skinęła głową. Mężczyźni wyszli, a w szpitalnej sali zapanowała kompletna cisza. Ani Shi WuDu, ani nawet Ling Wen przez niemal pięć minut słowem się nie odezwali. Student nadal przetrawiał wszystko, co usłyszał, a jego przyjaciółka siedząca zaraz obok nie do końca wierzyła, że była właśnie świadkiem najdziwniejszej rozmowy, jaką usłyszała w swoim życiu.
– To nie jest jakiś sen? – Shi WuDu pierwszy z ich dwójki otrząsnął się z szoku.
– Nie sądzę... – Zaryzykowała odpowiedź Ling Wen.
– Co za komedia... – bąknął nieprzytomnie. – Nie, to nie komedia, to science-fiction.
Chłopak opadł głębiej w poduszki i spojrzał na zamknięte drzwi.
– Jak to możliwe, że faceci wyglądający jak stuprocentowi hetero są gejami? – zapytał na głos, nie zastanawiając się, jak jego koleżanka mogłaby to odebrać. Ba, był praktycznie pewny, że ona myśli o tym samym. Nie na darmo znali się tyle lat i myśleli prawie jak jeden zgodny organizm. – Nawet Hua Cheng, który mógłby mieć każdą dziewczynę... Widać jak na dłoni, że leci na profesora Xie Liana i to wszystko, co powiedzieli... to wszystko... – Nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
Przełknął uciążliwą gulę w gardle i przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę.
– Czy jestem w jakimś ukrytym programie telewizyjnym, a może naprawdę jeszcze się nie obudziłem? Albo nagle transmigrowałem do taniej gejowskiej powieści, gdzie na każdym kroku otaczają mnie same... – chciał powiedzieć "pedały", ale zmusił się, by dokończyć najbardziej przyjaznym terminem, jaki znał: – nieheteronormatywne osoby. Najpierw mój brat, potem ten lekarz, a na końcu profesor Xie Lian i gwiazda całej uczelni Hua Cheng. Ling Wen – tym razem zwrócił się wprost do koleżanki – powiedz, że ja jestem normalny, bo przez nich czuję się jak afrykański Masaj w centrum Pekinu!
Dziewczyna chwyciła jego palce w obie dłonie i mocno je ścisnęła.
– Jesteś normalny, Shi WuDu. Nie martw się. Ty i ja jesteśmy normalni.
Po prostu nie gramy w ich drużynie, ale my jesteśmy najbardziej normalni!
* * *
Za kwadrans szósta rano Bai Wuxiang i Quan Yizhen przekroczyli drzwi gabinetu i jakby stoczyli najkrwawszą batalię, legli: lekarz usiadł ciężko w swoim fotelu, a dwudziestolatek położył się bez sił na biurku.
– Co za upiorna noc – rzucił chirurg, patrząc tępo w sufit. Nie miał siły wyciągnąć papierosa i go odpalić. Nawet gdyby mu się to udało, kto zaciągałby się za niego? Nie miał siły nawet o tym myśleć.
– Zwariowana – dopowiedział Quan Yizhen z zamkniętymi oczami i kończynami rozłożonymi na boki, które luźno zwisały zza małego dla niego biurka.
Milczeli przez kolejne kilka minut, wsłuchując się jedynie w kroki za drzwiami oraz własny oddech. Żaden z nich nie obijał się ani minuty, odkąd opuścili salę Shi WuDu i cały czas byli na pełnych obrotach. Bai Wuxiang mógł sobie przysiąść co kwadrans lub dwa podczas badań, ale Quan Yizhen latał tam i z powrotem, jak na prawdziwego pomocnika chirurga przystało. Nie był wykwalifikowany, ale w tym ferworze i istnej gorączce, jaka panowała na izbie przyjęć, nikomu to nie przeszkadzało, o ile się na coś przydawał. A dwudziestolatek posiadał niemal niewyczerpany zasób energii i wszędzie go było pełno. Jak nie pomagał Bai Wuxianowi, to już był wołany przez innych lekarzy lub pielęgniarki. Dwoił się i troił, ciągle z uśmiechem, który nie schodził z jego ust i nawet gdy jakieś dziecko płakało za rodzicem, który nie zdążył jeszcze dotrzeć do szpitala, to potrafił je uspokoić i pocieszyć. Na koniec nocnej zmiany wszyscy mogli powiedzieć o nim tylko jedno: bez niego, szpitalnego anioła, nie wyrobiliby się nawet do dziewiątej rano, a "przyjaciel" Bai Wuxianga był przyjacielem całego szpitala!
Teraz jednak ten cały "anioł" padł pokonany, jakby kilka godzin wypełniał wolę niebios skumulowaną z całego roku albo odwalał brudną robotę za inne leniwe niebiańskie istoty, które nie kwapiły się do należytego wykonywania przydzielonych im obowiązków.
– Dobra robota, młody – powiedział niezbyt głośne słowa Bai Wuxiang. – Świetnie się dziś spisałeś. Dziękuję.
Choć chłopak nadal nie otwierał oczu, jego twarz natychmiast się rozjaśniła i przyozdobił ją autentyczny uśmiech.
– Doktorek wie, jak namówić mnie do pomocy.
Chirurg analizował, czy przypadkiem nie strzelić go teraz w ucho, ale jego palce nadal bez ruchu spoczywały na długich i miękkich podłokietnikach.
– To przez tę twoją "ważną sprawę", jaką niby tylko ja potrafiłem rozwiązać. Głupi szczeniak.
Quan Yizhen roześmiał się głośno i powiedział niby urażony:
– Ale przecież udało ci się samą gadką pomóc Shi QingXuanowi. Widzisz? Miałem rację, że od razu przybiegłem do ciebie.
– Raczej miałeś szczęście, że w tamtej chwili nie wykopałem cię z gabinetu, a potem dotkliwie nie ukarałem za zabranie mi jedynej przerwy.
– A tam, przecież też dzięki tobie wszystko się dobrze skończyło – rzekł i zapytał, nagle sobie o czymś przypominając: – Co im powiedziałeś, doktorku? Jak uspokoiłeś Shi QingXuana, a później Shi WuDu?
Dłoń mężczyzny w końcu się poruszyła i od razu sięgnęła do kieszeni po paczkę papierosów. Zamiast jednak wyciągnąć zwinięty w cienką bibułkę rulon mieszanki tytoniowej, on jedynie okręcał między palcami opakowanie.
– Shi QingXuan tylko mi się wygadał, a jego brat... Cóż, to mój mały sekret – odpowiedział wymijająco, zatrzymując w ręku paczkę i ostrożnie ją ściskając, aby nie połamać papierosów. – A tak poza tym – zaczął, zmieniając szybko temat – ojciec cię chyba dawno nie widział. Odwieźć cię po drodze do domu?
Chłopak otworzył oczy i przekręcił głowę, by spojrzeć na doktora. Obaj się nie uśmiechali, natomiast intensywnie w siebie wpatrywali.
Milczenie się przedłużało, aż Bai Wuxiang delikatnie ujął czubki palców Quan Yizhena i zapytał niezbyt głośno:
– Chyba że znów chcesz wpaść do mnie na śniadanie. – W drugiej dłoni mocno ściskał paczkę papierosów, nie zważając na to, że większość z nich nie będzie zdatna do użytku.
– Żartujesz doktorku? No jasne! – powiedział, pokazując szeroki od ucha do ucha uśmiech. – To jak, jedziemy? – zapytał, po czym jednym płynnym ruchem zeskoczył z biurka. – Po tej robocie jestem skonany jak dziki osioł i głody jak diabeł tasmański! – Złapał za swoją rzuconą na drugi fotel kurtkę i zarzucił ją na ramiona. Wydawał się rześki, jakby dopiero co podniósł się z łóżka, a obudził go śpiew ptaków, który od razu wywoływał radość i uśmiech.
Bai Wuxiang podniósł się ze swojego miejsca i wziął od chłopaka kurtkę, którą ten mu podał, idąc już do drzwi i je przed nim otwierając. Zerknął na niego, rozpogadzając się i czując, jak całe zmęczenie powoli opuszcza jego ciało, a zastępuje je lekka ekscytacja.
Jak to dobrze mieć przy sobie takiego nieskomplikowanego dzieciaka. – Minął go i ruszył do wyjścia. – Jeśli to nie miłość, to nie jestem cholernym chirurgiem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro