86. Nowy rok, ale uczucie między profesorem a uczniem tak samo ciepłe
Tak jak przewidział He Xuan, profesor historii i jego uczeń niepostrzeżenie prześlizgnęli się przez kilkusetosobowy tłum ludzi i pojechali taksówką prosto do domu.
Xie Lian od wielu godzin odczuwał niepokój. Martwił się o powodzenie ich planu, gdyż ludzie, ze wszystkich czynników mogących wpłynąć na rezultat przeprowadzanej akcji, bywają najbardziej nieprzewidywalni. Choć starali się rozplanować wszystko dokładnie, zawsze istniał margines błędu, którego nie dało się uniknąć. Obawiał się też o Hua Chenga, He Xuana oraz agentów w ratuszu, bo nigdy nie wiadomo, co pomylonemu Qi Rongowi mogłoby strzelić do głowy.
Na szczęście ich wrogiem był jego kuzyn, ta sama osoba, którą znał od małego i dzięki temu, przewidzieli wszystko niemal bezbłędnie. Niemal, gdyż obecność Quan Yizhena oraz Bai Wuxianga była całkowitym zaskoczeniem.
Jednak czytane w przeszłości "Sztuki Wojny" Sun Tzu i płynące stamtąd wnioski jednoznacznie potwierdziły, że w takich wojnach, jak ta, ludzie nie zawsze wygrywali przewagą liczebną, pieniędzmi, czy szeroką władzą.
"Mówi się, że jeśli znasz swoich wrogów i znasz siebie, nie będziesz narażony na niebezpieczeństwo w setkach bitew. Jeśli nie znasz swoich wrogów, ale znasz siebie, wygrasz co drugą bitwę. Jeśli nie znasz ani siebie, ani wroga, poniesiesz klęskę w każdej z bitew".
"Wszystkie działania wojenne oparte są na podstępie".
"Wygranie stu bitew nie jest szczytem umiejętności, ale pokonanie wroga bez walki już tak".
"Kiedy jesteśmy w stanie zaatakować, musimy wydawać się do ataku niezdolni. Używając pełni naszych sił, musimy wydawać się nieaktywni. Kiedy jesteśmy blisko, musimy sprawić, by wróg myślał, że jesteśmy daleko. Kiedy jesteśmy daleko, musimy sprawić, by uwierzył, że jesteśmy blisko".
Lub nawet:
"Pośród chaosu jest szansa".
Te, jak i inne traktaty bitewne były ponadczasowe. Ci, którzy o tym nie wiedzieli, nie znali ich, mogli mieć pretensje tylko do siebie i tego, że nie potraktowali swojego wroga poważnie i z należytym szacunkiem. Zbytnia pewność siebie, arogancja i wiara w przytłaczającą siłę nigdy na dłuższą metę nie były dobrym wyborem i mądrym posunięciem, zwłaszcza w obliczu ludzi, którzy do walki podchodzili z głową i wkładając w nią całe serce.
Dzięki latom przygotowań i nauce schematów działania Zielonego Światła i ich szefa udało się. Xie Lian miał świadomość, że było już po wszystkim, a mimo to jego dłonie nadal się trzęsły, jakby dopiero siedząc w kojącym ciepłe na miękkiej tylnej kanapie samochodu, mając obok osobę, którą kochał, to do niego docierało.
Nareszcie mógł się rozluźnić.
Dojechali szybko i bez żadnych przeszkód. Zapłacili za kurs i poszli od razu do domu. Przywitało ich znajome ciepło i delikatny zapach antycznych mebli z odrobiną kurzu. Pachniało też praniem i palącym się drewnem w kominku. Wszystko to i znajome miejsce spowodowało, że oczy Białego Demona, który tyle lat walczył o wsadzenie do więzienia mordercy rodziców, niemal się zamknęły, jak tylko postawił pierwszy krok na drewnianych schodach.
Hua Cheng obserwował go, ale nie popędzał. Nie komentował ani nie żartował, że poniesie go na rękach i profesor był mu wdzięczny za zrozumienie, że po prostu jest przy nim i może na niego liczyć.
W salonie pomógł jedynie ściągnąć profesorowi płaszcz oraz marynarkę od garnituru i dopiero wtedy zapytał:
- Kąpiel?
Mężczyzna pokiwał głową na boki. Jego ciało było za bardzo ociężałe, aby zdołał nawet dojść do łazienki. Prawie tak, jakby stoczył najgorszą i najcięższą ze swoich walk. Nie miał nawet siły się uśmiechnąć i zażartować.
Student zdjął białe spodnie na kant, a białą koszulę zastąpił wygodnym bawełnianym T-shirtem. Jego prezent połyskiwały na mostku i wywołał przyjemne ciepło w piersi. Profesor już ledwo stał na nogach, więc pomógł mu się położyć i okrył kołdrą. Zasnął, jak tylko przytknął głowę do poduszki.
Jedyne, co Xie Lian był w stanie robić, nawet teraz, gdy spał mocnym snem, to nadal nie wypuszczał dłoni swojego chłopaka. Jakby nawet jego podświadomość nie chciała tego zrobić i usilnie trzymała źródło ciepłego blasku, które dawało mu poczucie bezpieczeństwa i zapewnienie, że wszystko będzie dobrze, dopóki ta dłoń jest przy nim.
Hua Cheng siedział tak kwadrans, aż kominek prawie zgasł. Dopiero wtedy wstał, zdjął własny garnitur i przebrał się w wygodne ubrania, a potem dorzucił drewno do żaru. Wziął szybki prysznic i wrócił do pokoju. Profesor spał w takiej samej pozycji, jak go zostawił.
Coś na stole przykuło jego uwagę i dopiero teraz zobaczył nóż - ten sam, który trzymał Bai Wuxiang, kiedy wychodził z gabinetu burmistrza miasta. Byłego burmistrza miasta od byłego szefa Zielonego Światła - poprawił się w myślach. Przyjrzał się mu uważniej, biorąc go w dłoń i dopiero uświadamiając sobie, dlaczego mógł przejść przez wykrywacz metalu. Narzędzie to było ceramiczne albo z innego niemetalowego materiału, więc urządzenie na nie nie reagowało. Mimo to było bardzo ostre. Na jego niewprawne oko bardziej przypominało jakiś relikt z przeszłości, może ceremonialny sztylety niż narzędzie powszechnego użytku. Obok niego leżała prawdziwa maska Białego Demona przywdziewana podczas walk na Arenie. Tę widział tylko raz, ale nie mógłby jej pomylić z żadną inną. Była czysta, bez śladów krwi, ale dobrze wiedział, że jedyne miejsce, które nie zostało przez nią splamione, to wewnętrzna część. Tam, gdzie jego profesor miał własną twarz.
Teraz, biorąc ją do ręki, zastanawiał się, czy naprawdę należała do chirurga, że miał ją dzisiejszej nocy.
- San Lan...
Odłożył przedmioty z powrotem na stół i odwrócił się do śpiącego mężczyzny.
- Jestem, gege.
Xie Lian spał, mamrocząc przez sen i nieświadomie wypowiadając imię chłopaka. Długie palce odsunęły włosy jego z twarzy, ale śpiąca osoba od razu je złapała, przyciągając bliżej. Student uśmiechnął się. Wsunął się pod kołdrę i przyciągnął bezwładne ciało na siebie.
Dopiero gdy osoba, którą kochał spała, na jego klatce piersiowej, odezwał się cicho:
- Dobra robota, gege. - Umieścił palce na głowie z brązowymi włosami przy delikatnej skórze za uchem i wyszeptał: - Nikt nie zrobiłby tego lepiej od ciebie. Naprawdę jesteś niezwykły. Xie Lian. Książę Koronny... To podobieństwo jest zbyt duże, by mogło być przypadkiem.
Dotknął jego prawego ramienia, gdzie Ruoye ciasno je owijał i zdjął materiał, pozwalając ranie odpocząć.
Zasnął dopiero nad ranem, rozmyślając trochę o przeszłości, a trochę o przyszłości: o nauce, rodzicach i ciepłej relacji ze swoim nauczycielem.
*
Niezidentyfikowany zapach rozchodził się po całym domu, kiedy słońce było już wysoko na niebie, zwiastując kolejny ładny, aczkolwiek mroźny dzień. Hua Cheng przekręcił się na łóżku, zastanawiając się, co "tak" pachnie. Nie były to ogórki, bo przecież nikt by ich nie gotował, ale woń była lekko odświeżająca, delikatna i pochodziła na pewno od jakiegoś ciepłego dania. Spojrzał na miejsce obok, ale było puste. W domu pozostała tylko ich dwójka, więc dobrze wiedział, gdzie w tej chwili jest jego profesor i co tam robi.
Wstał i udał się prosto do kuchni. Xie Lian w tej samej koszulce, w której położyć się spać, z Ruoye na swoim standardowym miejscu i w jasnych spodniach jeansowych stał przy kuchence i mieszał drewnianą łyżką coś na patelni. Choć w domu rozchodził się zapach ogórków, to w kuchni pachniało kalarepą i suszonymi daktylami. Było to zaskakujące połączenie, gdyż, kiedy chłopak objął mężczyznę w pasie i spojrzał ponad jego ramieniem w dół, zobaczył jajecznicę, która właśnie zaczynała się ścinać, więc została zamieszana, a palnik wyłączony. Potrawę przykryto natychmiast szklaną pokrywką, a Xie Lian obrócił twarz w bok i pocałował studenta w policzek.
- Dzień dobry, San Lang, dobrze spałeś?
- Bardzo dobrze, ale obudziłem się, bo spanie samemu w ogóle nie pomaga mi odpocząć.
- Sugerujesz, że powinieneś wziąć na wychowanie jakiegoś kociaka albo szczeniaka?
- Łasicę - powiedział wesoło. - Robisz śniadanie dla nowożeńców?
Xie Lian przez chwilę stał bez ruchu, po czym sięgnął po przyprawy i wsypał po trochę do dania, które nagle nabrało całkiem innego koloru - lekko błękitnego.
- To tylko jajecznica - odpowiedział po chwili, ale nie zaprzeczył, co nie uszło uwadze coraz bardziej szczęśliwego chłopaka. - Dawno nic nie gotowałem, bo ostatnio ty i He Xuan mi na nic nie pozwalaliście. Moje dłonie już są prawie całkiem sprawne, więc chciałem ci zrobić niespodziankę.
- I zrobiłeś! Cieszę się, że zjem coś przygotowanego przez te dłonie. - Przytknął sobie jego prawy kciuk do ust i pocałował.
Xie Lian kaszlnął i powiedział niepewnie:
- Nie wiem, czy będzie ci smakowało...
- Żartujesz? Na pewno!
Uścisnął go mocniej i w następnej chwili już przygotował talerze, które postawił na stole.
W tym czasie profesor tłumaczył:
- Moja mama zawsze przyrządzała w Nowy Rok rodzinne śniadanie. To była taka nasza mała tradycja i jak dziś się zbudziłem, to pomyślałem, że w małej mierze mógłbym ją zastąpić.
Hua Cheng usiadł na krześle i z uśmiechem obserwował, jak niecodziennie wyglądająca porcja mieszanki "czegoś niemożliwego do zidentyfikowania za pomocą wszystkich znanych ludzkości zmysłów" ląduje na jego talerzu. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien jeść łyżką, czy widelcem, ale widząc w dłoni mężczyzny siedzącego naprzeciw widelec, także za niego chwycił.
- Jeszcze nie jadłem takiej potrawy.
- Och, naprawdę? - Xie Lian wyprostował się, przybierając bardziej dostojną postawę i rzekł: - Szczerze mówiąc, było tu trochę mojej inwencji twórczej. Nie przygotowałem tego według ścisłych zaleceń mamy.
- Nic nie szkodzi. Prawdopodobnie dzięki temu wyszło ci o wiele lepsze. - Uśmiechnął się ciepło.
- Nazwałem to: Noworoczną wolnością i zerwaniem z więzów z przeszłością poprzez niedorobione kurczaki, ale jeśli nie będzie ci smakowało, powiedz wprost i nie zmuszaj się do jedzenia. Wiem, że moje umiejętności kulinarne nie są na najwyższym poziomie jak twoje czy He Xuana.
Chłopak pokiwał głową i nabrał na widelec podejrzaną substancję nijak nieprzypominającej żadnej jajecznicy, którą jadł w przeszłości. Mimo to widział, jak Xie Lian wkłada porcję do ust i przeżuwa z uśmiechem. Zrobił więc to samo. Jego kubki smakowe zaatakował cały zestaw przypraw i najrozmaitszych smaków, których nie spodziewałby się w żadnej pospolitej "jajecznicy", dlatego powiedział:
- Nadzwyczajna, gege. Jeszcze nigdy nie jadłem czegoś tak... - szukał najlepiej pasującego tu słowa - ...osobliwego i idealnie pasującego do dzisiejszego dnia, który zwiastuje resztę życia Qi Ronga za kratkami, a nasze szczęście. Myślę, że to śniadanie będzie niezapomnianą ucztą.
Przez prawie minutę kucharz nie poruszał ustami, nie wierząc, że taki dzień, gdzie ktoś pochwali jego gotowanie, będzie możliwy, dlatego wzruszył się i aż zarumienił. Podziękował cicho i ze ściśniętym gardłem kontynuował śniadanie.
*
Po jedynym w swoim rodzaju posiłku żaden z nich nie włączył telewizji, radia czy nawet Internetu, by się dowiedzieć, jak przebiegła cała akcja powolnego rozbierania Zielonego Światła na czynniki pierwsze. Żaden z nich nie miał na to ochoty, ponieważ i tak dostaną najistotniejsze informacje od Yin Yu, a myślenie o Qi Rongu było dziś ostatnią rzeczą, jaką by sobie życzyli.
Za to Hua Cheng był ciekawy innej osoby - Bai Wuxianga.
Umyli wspólnie naczynia i rozsiedli się wygodnie na sofie. Obaj jednocześnie spojrzeli na stół i bez pytania Xie Lian zaczął mówić:
- Bai Wuxiang to naprawdę niezwykły człowiek, ale nawet ja nie przewidziałem, że sam podejmie jakiekolwiek działania. - Wziął do jednej ręki maskę, a do drugiej biały sztylet. - To komplet przekazywany przez pokolenia w jego rodzinie. Kiedyś trochę mi o tym opowiedział, ale bez zbytniego entuzjazmu. Traktował to jak historyjkę z zamierzchłych czasów, którą jakiś jego pra-pra-pra dziad wymyślił po pijaku. Dlatego nie spodziewałem się, że użyje tego kompletu z...
- Kompletu z czym?
- Z szatą pogrzebową - dokończył, zakładając na twarz białą maskę z jedną połową uśmiechniętą, a drugą smutną. - Legenda mówiła o pewnym silnym wojowniku i jego pogrzebie. Mężczyzna ten za życia był brutalnym tyranem, który doszczętnie przesiąkł złem, okrucieństwem i niegodziwością. Mordował bez żadnego sumienia lub jakiegokolwiek zawahania i dopuścił nie wielu haniebnych i strasznych czynów, więc aby zrównoważyć stworzony za życia chaos, pochowano go w śnieżnobiałej trumnie w płatkach świeżych białych kwiatów i alabastrowej szacie. W dłoń włożono mu sztylet, gdyż jego osoba przyczyniła się do odejścia tylu osób, iż będąc w piekle, podejrzewano, że od razu rzucą się mu do gardła dawni wrogowie i niezliczeni, którzy zginęli z jego ręki. Człowiek, który go chował, miał dobre serce i nawet w obliczu jego szaleńczej i bestialskiej natury za życia, nie mógł zostawić go całkiem bezbronnego po śmierci. To było jak Yin i Yang, a czerń, która zawsze przesączała się przez nieczułe serce, miała być niwelowana przez nieskalaną i czystą biel. Jedynie ta maska - zdjął ją z twarzy i spojrzał na kształt - ukazywała jego dwulicowe, choć trudne do określenia oblicze. Bo czy uśmiechał się na zewnątrz, w głębi duszy cierpiąc i odczuwając dogłębny smutek swoimi czynami, czy może udawał żal, a tak naprawdę cieszył się po wyrwaniu z czyjegoś ciała życia? Nie wiadomo. Dlatego ten dobry człowiek nie pozostawił go całkowicie bezbronnego. Może cierpiał przez całe swoje życie i nikt nie był w stanie go zrozumieć, osądzając go za jego czyny? A może naprawdę był owładnięty szałem, bezwzględnością i cieszyło go każde odcięcie głowy i wypatroszenie ofiary? Nikt tego nie wiedział. Dlatego osoba chowająca jego ciało nie chciała jednoznacznie stawiać go po stronie tych najgorszych.
Hua Cheng słuchał z uwagą i na końcu zapytał:
- Może ta maska to symbol każdego człowieka? - Zastanawiał się głośno. - Każdy z nas przywdziewa maski na różne okazje, przed różnymi ludźmi i nic na to nie poradzimy. Taka jest nasza natura.
- Masz rację. Powiedziałem Bai Wuxiangowi coś podobnego, a on wtedy zapalił papierosa i powiedział, że ta historyjka jest wyssana z palca i żebym nie brał jej sobie do serca i nie zastanawiał się nad nią. Jednak po tym wszystkim myślę, że może była tam odrobina prawdy? Jak uważasz, San Lang?
- W każdej legendzie i każdej historii jest ziarnko prawdy. Kto wie, ile jej jest w jego opowieści? - Uśmiechnął się, przesuwając palcem po strukturze maski. - Myślę, że Bai Wuxiang jest wspaniałym przyjacielem i zarówno ty jak i Quan Yizhen możecie być szczęściarzami, że macie go po swojej stronie.
- Tak, też tak myślę. Będę musiał mu odpowiednio za wszystko podziękować.
- I pomodlić się za marny los jego wrogów - dodał wesoło.
- Zdecydowanie bycie teraz w skórze Qi Ronga to nic przyjemnego.
Odłożyli na stół trzymane przedmioty i położyli się jeden przy drugim. Xie Lian podniósł do oczu podarowany mu pierścień i z uśmiechem obracał nim na łańcuszki.
- Mówiłeś, że to prezent, który chciałeś mi dać na Boże Narodzenie? - Upewniał się.
- En.
- Czyli już wtedy... byłem dla ciebie tak ważny, że mógłbyś mi go oddać bez żalu?
- Oczywiście. Od dawna ci mówiłem, że cię kocham i nic nie mogło tego zmienić. Sam dobrze o tym wiesz.
Profesor przekręcił się na bok, by położyć jedno ramię i nogę na leżącym na wznak studencie. Sam leżał u szczytu jego ramienia, a jego usta nie przestawały się uśmiechać.
- Ja także miałem przygotowany dla ciebie prezent.
- Naprawdę? - Oczy chłopaka się zaświeciły.
- Wspominałem o tym chyba jeszcze przez telefon, jak leciałeś do domu. Tylko ja też nie miałem, kiedy ci go dać, ponieważ jest u mnie w mieszkaniu.
- Czyli... moglibyśmy po niego pojechać? - zapytał nagle, nie mogąc przestać się zastanawiać, co to może być.
- A chciałbyś go dziś dostać? - Podniósł się i opierając na łokciach, patrzył raz w czarne oko, raz w szkarłatne. - Od jutra zaczynają się zajęcia na uczelni, może wolałbyś odpocząć, przygotować się, porozmawiać ze znajomymi z akademika...
- Gege - przerwał mu - dobrze wiesz, że jedyna rozmowa, jaka sprawia mi przyjemność, to z tobą i nie mam ochoty być przy kimś innym niż przy tobie. Zwłaszcza że jutro kończy się nasze małe tygodniowe rendez-vous.
Profesor ponownie położył się na jego ciele i westchnął:
- Tak szybko minęło.
- I tyle się działo.
- Dowiedziałeś się, że jestem Białym Demonem - przyznał trzydziestolatek.
- Powiedziałeś mi, że mnie kochasz - zawtórował mu chłopak.
- Wciągnąłem cię w walkę z Zielonym Światłem, a potem jeszcze He Xuana i Yushi Huang.
- Udało nam się opracować genialny plan.
- Quan Yizhen i Yushi Huang zostali zaatakowani przez ludzi Qi Ronga.
- W łóżku ja zaatakowałem gege, a gege mnie - dodał spokojnie, niemal jakby wspominał wypad na piknik nad leśny strumień w letnie i słoneczne popołudnie.
- Wszystko nam się udało. - Starał się mówić zwyczajnie i nie reagować na podteksty młodszego partnera, uparcie zmierzające w jednym kierunku.
- Wszystko - zawtórował mu - poza powtórzeniem "tamtej" nocy.
Usta Xie Lian otworzyły się, by mu szybko odpowiedzieć, ale zamknęły się, by ostatecznie zastanowić się nad "tym" aspektem ich relacji. W tym czasie dłoń Hua Chenga powoli przesuwała się po plecach, a u dołu talii wsunęła pod koszulkę i zaczęła gładzić skórę.
- Jutro mam zajęcia od rana do wieczora - poinformował szybko profesor.
- Wystarczy mi tylko raz.
- Szczerze w to wątpię - powiedział ze śmiechem i dodał: - Pozwól nam poczekać do czasu, aż moje dłonie nie będą krwawić przy każdej próbie dotknięcia ciebie, a ty nie będziesz musiał o nich tyle myśleć i się martwić.
- Będę bardzo delikatny i nic nie będziesz musiał robić. - Nadal się upierał, sunąc palcami po piersi. - Zajmę się tobą z najwyższą starannością, więc tylko się zgódź, a na pewno nie będziesz żałował. - Z każdym kolejnym zdaniem jego głos stawał się coraz niższy i bardziej uwodzicielski, dlatego Xie Lian musiał zastosować lepiej przemyślane środki zaradcze.
- Dziś jedźmy po twój prezent. To przecież niesprawiedliwe, że tylko ja coś dostałem, a ty nadal nie. - Widział, że chłopak chce coś dodać, więc nie przestawał mówić: - I ja również chciałbym podarować ci dużo przyjemności, dlatego odłóżmy to na przyszły piątek lub sobotę, gdzie kolejny dzień będziemy mogli spędzić razem.
Hua Cheng zastanowił się nad tym, gdyż już miał ochotę nie puszczać coraz cieplejszego ciała drugiego mężczyzny. Jednak wizja spędzenia z tym człowiekiem całego weekendu w większości w łóżku, kiedy nie musieliby się w końcu wstrzymywać... była zaskakująco kusząca.
- Może dostanę chociaż buziaka? - zapytał niewinnie, nadal się nie poddając.
Jednak ku jego zdziwieniu profesor był tym razem nieprzejednany i oznajmił:
- Obiecuję, że dostaniesz go wraz z prezentem. Nie będziesz musiał o niego prosić.
Kiedy Hua Cheng chwycił ciało profesora i mocno do siebie przytulił, jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
- Jedźmy już gege do ciebie. Nie mogę się doczekać tego prezentu.
* * * * * * *
Dzięki jednej z czytelniczek Narilaly
dzięki temu oto zdjęciu nie musimy już wyobrażać sobie dania Xie Liana, gdyż świetnie go odzwierciedliła ❤️
Bardzo dziękuję 💙
Oto jajecznica Xie Liana i jest jak najbardziej jadalna!
(◍•ᴗ•◍)❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro