8. Nigdy z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze jak z tobą
Dwójka mężczyzn szła niespiesznie przez park, trzymając się za ręce i żartując.
– Kto by przypuszczał, że sławny na całą szkołę Hua Cheng potrafi opiekować się innymi – rzekł żartobliwie Xie Lian.
– Czy to coś dziwnego?
– Hmm, niezwykłego? Zaskakującego? Intrygującego? – zgadywał.
– Nie wszyscy muszą wiedzieć o moim "fetyszu". – W jego głosie pobrzmiewała wesołość.
– Nazywasz to fetyszem? Ha, ha! – Zaczął się śmiać. – San Lang...
– Niektórzy lubią starożytne Chiny, a ja najwidoczniej lubię dbać o starszych facetów – przerwał mężczyźnie napad śmiechu.
Xie Lian otarł kciukiem oczy i zapytał:
– Facetów? Widzisz tu jakiegoś?
Student wiedział, że to słowo nie zostanie pominięte, dlatego specjalnie go użył.
– "Starszych panów" też nie brzmi za dobrze. Prawie tak, jakbyśmy mówili o dziadku co najmniej po siedemdziesiątce.
– Tak. Starszy pan to przesada, ale w dalszym ciągu nalegam, aby zmienić tego "faceta". – Nie dawał za wygraną.
– A więc może... – Poprawił w kieszeni nieco chwyt na dłoni Xie Liana. – Lubię starszych mężczyzn albo raczej tylko jednego i właśnie się przez przypadek dowiedziałem, że mam fetysz na punkcie dbania o niego i o to, żeby nie było mu zimno. Lepiej brzmi?
– Lepiej – pokiwał głową – ale dodaj jeszcze, że co gorsze ten mężczyzna jest twoim wykładowcą. Fetysze z natury powinny być czymś negatywnym.
Hua Cheng popatrzył ostro.
– To w takim wypadku muszę odwołać moje słowa, bo w lubieniu mojego nauczyciela nie ma ani krzty czegoś złego i niegodnego.
– Jesteś tego pewien? – Przekręcił głowę w stronę chłopaka.
Dookoła nich panowała ciemność, ale co kilka metrów światło księżyca przebijało się przez gałęzie i docierało do ich twarzy.
– Jak najbardziej – zapewnił szczerze, a jego usta uniosły się w uśmiechu.
– A w przypadku jakby on też cię lubił?
Udał, że się dokładnie na tym zastanawia.
– Cóż, musiałbym przyjąć jego uczucia i wziąć za nie odpowiedzialność – odparł jak prawdziwy dorosły.
– Masz złote serce.
– Tylko dla jednej osoby, dla innych jest z kamienia.
– Szlachetnego przynajmniej? – Ciągle nie mógł odpuścić próby podroczenia się z chłopakiem.
– Rubinu.
– Akurat on do ciebie idealnie pasuje. Ten nauczyciel, którego lubisz, musi być szczęśliwcem.
– Mam nadzieję, że on też tak myśli.
– Dlaczego wątpisz?
– Może dlatego, że niewiele mi mówi? A może to przez naszą krótką znajomość. W końcu znamy się niezbyt długo i dopiero poznajemy.
– A jeśli ten belfer okaże się nie być tak dobry, jak początkowo myślałeś?
– To polubię go na nowo – odpowiedział natychmiast.
– Nawet jak będzie miał kilka twarzy?
– To nawet lepiej. – Zaśmiał się. – Będę mógł polubić każdą jego twarz. Na razie znam dwie i obie już zdążyły wywrzeć na mnie bardzo dobre wrażenie. Jeśli pokaże mi kolejne, to moje uczucia wzrosną wprost proporcjonalnie.
– Ha, ha! A jest coś, co cię do niego zniechęci? – Nie przestawał dopytywać Xie Lian, brnąc coraz dalej w tę rozmowę, która bez pytań zadanych wprost dawała odpowiedzi na wszystkie niewiadome i domysły.
– Hm. – Myślał przez kilkanaście sekund. – Raczej nie.
– Jesteś tego pewien?
– Nigdy się nie poddam w walce o niego. Będę próbował aż do skutku, aż będzie miał mnie dość i sam mi się podda.
Starszy mężczyzna nie mógł się powstrzymać i cicho zachichotał.
– Lubisz mierzyć wysoko i zdobywać?
– Tu nie chodzi o zdobywanie, ale zaoferowanie komuś części... nie, nie części – zaprzeczył i poprawił się: – Całego siebie.
Tym razem Xie Lian się zamyślił.
Kto by się spodziewał, że usłyszę od ciebie takie słowa?
Popatrzył przed siebie w całkowity mrok. Szli ramię przy ramieniu, wśród prawie bezlistnych drzew w tę listopadową noc. Ich oddechy opuszczały usta, skraplając się i tworząc szare kłęby. Nie było wiatru, ale i tak wkoło panował przejmujący chłód. Poza swoimi ubraniami jedyne ciepło dawała im bliskość drugiej osoby i dotyk skrawka jej skóry.
Kiedy byli już w pobliżu miejsca, które obrał sobie za cel starszy mężczyzna, nawiązując do poprzedniej wypowiedzi zapytał:
– A czego oczekujesz w zamian?
– Czego oczekuję? – powtórzył, ważąc znaczenie tych słów. – Uczucia, najlepiej całych połaci uczuć.
– A jak ten ktoś nie będzie potrafił tego zaoferować, a powiedzmy co najwyżej będzie to tylko mała "rabatka" uczuć?
– Jeśli to od TEJ osoby, to przyjmę nawet jeden kwiat z jakimkolwiek uczuciem do mnie i będę go pielęgnował. Podobno mam rękę do hazardu i roślin, to z jednego pąka stworzę dwa, z dwóch cztery, potem cały ogród, aż w końcu całą łąkę. Niezmierzoną łąkę kwiatów.
– Po twoich słowach naprawdę czuję, jakbyś to ty był starszy i miał się mną opiekować. Jesteś niezwykły, San Lang.
– Tylko od gege słyszę tak miłe słowa, a to chyba znaczy, że "ten mężczyzna" też musi mnie lubić.
– Zdecydowanie.
– Choćby dlatego, że pozwala mi się trzymać za rękę – dodał radośnie.
– A... – zaczął Xie Lian i czekał, aby Hua Cheng dokończył jego myśl.
– A... – zamyślił się, po czym zakończył wypowiedź starszego mężczyzny. – A nikomu nie pozwala się dotykać. Prawie nikomu.
– Ha, ha, naprawdę siedzisz w mojej głowie. Jak możesz to wszystko zauważać, znając mnie ledwie półtora miesiąca? I do tego tylko z wykładów.
– Uważnie gege obserwuję – przyznał się, choć obaj już o tym dobrze wiedzieli.
– Dobry stalker zawsze korzysta z notatek, a ty nigdy nie przyniosłeś na zajęcia nawet skrawka kartki.
– Ooo, czyżby gege także zwracał na mnie uwagę? – zapytał z zadziorną nutą.
– Zadaniem nauczyciela jest obserwowanie swoich uczniów.
– A uczniów być uważnym i śledzić każde wypowiadane przez nich słowo.
– Nie przegadam cię w niczym, San Lang – powiedział i udał, że się poddaje. – Na wszystko masz odpowiedź.
– Myślę, że obaj mamy i moglibyśmy tak rozmawiać aż do białego rana.
Zaśmiali się, a ich dłonie w kieszeni kurtki jeszcze mocniej się na sobie zacisnęły.
– Jesteśmy prawie na miejscu – powiedział profesor od starożytnej historii.
– Czyli gdzie dokładnie?
– Zaraz sam zobaczysz – odparł tajemniczo.
Wyciągnął rękę z kieszeni, ale nie puścił dłoni chłopaka i poprosił:
– Zamknij oczy. Dzięki temu ta mała niespodzianka będzie jeszcze lepsza.
– Cokolwiek gege rozkaże – rzekł ze radośnie i posłusznie opuścił powieki.
Świat stał się jeszcze bardziej czarny, a pozbawiony jednego ze zmysłów chłopak starał się zastąpić go innymi. Wdychał wilgoć, a do jego nozdrzy dolatywał zapach opadłych liści i kory drzew. Czuł na twarzy chłód nocy i ledwo wyczuwalny powiew wiatru, który podejrzewał, że sam tworzył, idąc przed siebie. Za przewodnika miał dłoń człowieka idącego o krok przed nim i prowadzącego go powoli, ale pewnie. Ufał mu i choć wiele słyszał opowieści o porwaniach dzieci bogatych ludzi dla próby wyłudzenia pieniędzy, nakazania zrobienia czegoś lub po prostu zranienia, zabijając członka jego rodziny, to jemu ani przez chwilę nie przeszło przez myśl, żeby zwątpić w Xie Liana.
Wiedział, że skoro zaufał mu raz, to cokolwiek tamten nie będzie chciał z nim zrobić, to jego uczuć nie będzie można zmienić.
– Jeszcze kawałeczek – poinformował go znajomy głos.
– Gege, zaczynam być naprawdę ciekawy, co dla mnie wymyśliłeś.
– To nic takiego, San Lang. Nie oczekuj fajerwerków, ot zwyczajne i spokojne miejsce, które myślę, że pasuje do restauracyjki, którą odwiedziliśmy.
– Dobrze. Powiedz, kiedy będę mógł otworzyć oczy.
– Jeszcze kilka kroków... Trzy, dwa, ostatni krooook i już możesz patrzeć.
Nie miał pojęcia, czego się spodziewać w lesie o tej porze, dlatego nie był przygotowany na widok, który całkowicie go zauroczył.
Prawie pod jego stopami był niewielki uskok i zaczynało się jezioro. Nie było duże, ale zewsząd otaczały go drzewa, a w prostej, niezmąconej falami tafli odbijało się całe granatowe niebo ze srebrnymi jarzącymi się punktami i większym rogalem.
– I jak ci się podoba?
Noc, to miejsce, tylko oni trzymający się za ręce.
– Gege. – Serce Hua Chenga biło szybko i niespokojnie. – Nie chciałem mówić tego wcześniej głośno, ale w tej chwili naprawdę czuję, jakbym był na randce. I to nie byle jakiej, ale najlepszej z najlepszych.
Xie Lian uśmiechnął się, stojąc obok wyższego chłopaka i razem z nim wpatrywał się w spokojną wodę.
– Teraz mamy końcówkę jesieni i drzewa są prawie gołe, ale na wiosnę, w dzień jest tu pięknie – zaczął opowiadać. – Wszystko jest zielone i takie żywe. Woda w jeziorze jest czysta i nawet z naszego miejsca można dostrzec pływające w nim ryby. W cieplejsze dni woda jest przyjemnie chłodna, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przejść się brzegiem, który jest dość płytki i dać odpocząć zmęczonym spacerem stopom.
– Mój profesor od starożytnej historii jest bardzo romantyczną osobą, wiedziałeś o tym, gege?
– Pierwsze słyszę, ale może chciałbyś zostać tu jeszcze chwilę? Gdzieś powinna był ławka. Kiedyś na niej siedziałem.
Zaczął się rozglądać, a kiedy odnalazł ją wzrokiem, spojrzał na chłopaka, czekając na jego odpowiedź.
– Z gege zawsze. Poza tym mam wolny czas aż do poniedziałkowych zajęć.
– To tak jak ja – powiedział to, ale obaj zdawali sobie sprawę, że wkrótce będą musieli wrócić.
Podeszli do drewnianej ławki i usiedli obok siebie.
Hua Cheng nie mógł pozbyć się myśli, że to, co się dzieje, musi być tylko snem, bardzo przyjemnym, ale zaledwie snem, bo to nie było możliwe, żeby ten mężczyzna mógł tu z nim być. Z własnej woli. Do tego rozmawiali tak swobodnie i tak dobrze się przy nim czuł, że było to nierzeczywiste.
Rozmowy z ludźmi zawsze go męczyły.
Nie lubił się odzywać, słuchać opowieści innych, młodzieżowych tematów o sporcie, modzie, innych chłopakach, innych dziewczynach, o grach komputerowych. Nie lubił odpowiadać na osobiste pytania albo dlaczego ma takie dobre oceny. To było męczące.
Ale przebywanie w towarzystwie Xie Liana ładowało go pozytywną energią, którą ten wokół siebie roztaczał. Zwyczajne wymienianie się z nim spostrzeżeniami lub taka bardzo luźna rozmowa pozwalały zapomnieć o szarej rzeczywistości i zobaczyć coś innego: nowe uczucia, nowe ciepło, doświadczyć nowych emocji. Poznać na własnej skórze słowa dotąd widziane tylko w książkach jak: dotyk, czyjąś ciepłą dłoń, radosny uśmiech, motyle w brzuchu, uczucia ukryte w oczach drugiej osoby lub niewidzialny magnes przyciągający nas do kogoś. Czym była radość, jeśli nie właśnie spędzaniem czasu z osobą, którą się darzyło uczuciami? Tak samo szczęście, które czuł pierwszy raz w swoim dwudziestodwuletnim życiu.
Chłopak miał tak blisko osobę, która była dla niego ważna, że zapragnął być jeszcze bliżej, dać jej jeszcze więcej ciepła w tę chłodną noc. Dlatego przysunął się, puścił jego dłoń, którą trzymał od wielu minut i objął ramieniem. Ich stopy się stykały, tak samo ich kolana, uda i biodra. Bok mężczyzny i jego ramię opierało się o pierś młodszego chłopaka, a potem jego dłonie zostały wciągnięte pod poły kurtki i otoczone ciepłem ciała.
– Przepraszam, gege, ale mój fetysz jest silniejszy ode mnie. Nie mogę znieść myśli, że mógłbyś marznąć.
Xie Lian oparł głowę o młodzieńczy bark i zaśmiał się cicho.
– Nie przepraszaj mnie za to. – Zamknął oczy. – W zamian pozwól mi tak trochę posiedzieć i ukraść odrobinę tego twojego ciepła, którym tak hojnie chcesz się podzielić ze starszym mężczyzną.
– Nie facetem?
– Mężczyzną – podkreślił. – Choć przy tobie czuję się czasami jak dzieciak... – To mówiąc, wziął jeszcze jeden głębszy oddech i po zaledwie kilkunastu sekundach usnął.
Hua Cheng wyczuł na piersi jednostajny i powolny oddech i prawie się zaśmiał.
Jesteś nawet bardziej jak noworodek niż dzieciak, gege. Tak ufny i beztroski, że nie potrafię się przy tobie kontrolować. Moje głupie myśli i to, jak twój uśmiech na nie wpływa, jest nie do zaakceptowania. W życiu bym nie pomyślał, że mogę się tak czuć. Przy kimś starszym, przy mężczyźnie, osobie fizycznie takiej samej jak ja.
Przełknął coś w gardle, co pojawiło się tam na myśl o Xie Lianie bez koszulki. Mężczyźni bardzo często bez niej chodzą i nie powinno być to nic niewłaściwego czy nawet seksualnego, a jednak w wyobraźni Hua Chenga nie wydawało się to takie zwyczajne i niewinne. Oj, zwłaszcza to ostatnie stwierdzenie było bardzo dalekie od tego.
Profesor miał teraz na sobie biały bawełniany T-shirt, a na to narzuconą czarną skórzaną kurtkę, w której nawet nie zapiął zamka, więc siedzący obok chłopak pozwolił sobie na krótkie zerknięcie w kierunku odkrytej szyi i bieli jego skóry. Niestety, księżyc i gwiazdy nie wystarczyły, żeby przebić się całkowicie przez czerń nocy i Hua Cheng mógł tylko zaśmiać się pod nosem i mocniej przytulić do siebie śpiącego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro