Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

76. Wyjątkowy prezent dla wyjątkowej osoby

Po wieczornym spotkaniu Xie Lian, choć zmęczony, długo jeszcze nie mógł zasnąć. Nawet ramiona, które zawsze tak szybko go usypiały oraz jednostajny oddech tego, którego kochał, dziś nie sprowadzały tak potrzebnego dla umysłu odpoczynku. Pozostała dwójka domowników już widziała ich dwójkę bez koszulki, więc po namowie Hua Chenga poszli spać także bez nich, nakrywając swoje ciała jedynie kołdrą.

Za 24 godziny będzie prawdopodobnie po wszystkim – myślał Xie Lian, wpatrując się w pomarańczowy poblask małego ognia na ścianach.

Okaże się, czy lata starannych przygotowań przydały się na cokolwiek. Nie wątpił, że im się uda. Nie, mając ze sobą takich ludzi.

Głęboko do nozdrzy wciągnął uspokajający zapach ciała Hua Chenga i przytknął do niego czoło. Już się nie łudził, że mógłby zasypiać i budzić się bez niego. Był jedyną osobą, przed którą całkowicie ściągnął maskę, mógł odsłonić swoje serce i pokazać słabości, a i tak wiedział, że ten wysoki student o dwukolorowych oczach nigdy go nie opuści, zawsze będąc po jego stronie. Nawet naznaczone ciało, które teraz dotykał, Hua Cheng uważał za coś, czym można się pochwalić, co bez żadnego wstrzymywania się można pokazać zupełnie obcym osobom.

To było głupie. I to bardzo.

Więc skąd brało się to ciepłe uczucie wewnątrz piersi? A ta zazdrość? Dlaczego ją czuł, gdy Hua Cheng patrzył na kogoś, a ktoś na niego? Czy miłość naprawdę mogła aż tak mieszać w głowie? Miłość i ten chłopak obok. Połączenie "tej dwójki" tworzyło wybuchową, lecz bardzo pociągającą mieszankę.

Uniósł się z ramienia Hua Chenga, które służyło mu za poduszkę i tym razem to on objął jego głowę i przytulił do piersi. Jedna ręka natychmiast wsunęła się pod jego bok, a druga objęła z góry. Xie Lian uśmiechnął się i złożył pocałunek na czarnych włosach.

– Dobranoc, San Lang – powiedział cicho i nareszcie po kilku kolejnych uderzeniach serca usnął.

*

Nie wiedział, czy coś mu się śniło, ale spał na tyle długo, że obudziło go jednostajne tykanie zegara. W domu było bardzo cicho, jakby jeszcze nikt nie ruszył się ze swojego łóżka. Wiedział, że to nieprawda, bo nie czuł charakterystycznego ciepła drugiej osoby.

Otworzył oczy, przekonując się, że jest sam. Był przykryty po uszy, choć w kominku trzaskał ogień, jakby ktoś niedawno dołożył nowe polana. Na zewnątrz było już jasno, więc przekręcił się na plecy i spojrzał w sufit, rozmyślając.

Mijały minuty, a dom nadal wypełniała tylko cisza. Poprzedniego dnia ich czwórka niemal cały czas chodziła z miejsca na miejsce, rozmawiała, głośno analizowała i ustalała optymalne ramy czasowe do rozpoczęcia operacji. Kiedy spotkali się w całej grupie, było głośno i niemal tłoczno.

A teraz? Miał wrażenie, jakby dom wymarł. Dawno nie doświadczył takiego spokoju i pewnego rodzaju samotności. Kiedyś nazwałby to "przyjemnym relaksem dla umysłu", ale obecnie brakowało mu czegoś. Kogoś. Choć było mu ciepło, to tęsknił do innego ciepła. Choć otulała go kołdra, pragnął dotyku dłoni, ust na szyi, cichego szeptu i oddechu docierającego do jego odkrytej skóry. Chciał kogoś dotknąć, kto zazwyczaj był obok o każdej porze dnia i nocy tylko po to, by uśmiechnąć się do niego, by wiedział, że nie jest sam.

W taki poranek jak ten, w taki dzień jak dziś nie chciał być sam i ta świadomość uderzyła w niego, powodując, że jeszcze bardziej zatęsknił za swoim chłopakiem. Nie musiał nic mówić, wystarczyłaby tylko jego obecność. Będąc przy nim, cokolwiek by się nie działo, miał pewność, że wszystko będzie dobrze. W życiu radził sobie świetnie sam, lecz dopiero z nim zaczął cieszyć się tym życiem.

Chciał patrzeć na osobę, którą kochał, korzystać z każdej minuty, którą podarował mu los i za którą oddali życie jego rodzice, a sprawność ramienia Bai Wuxiang wywalczył swoimi umiejętnościami i rehabilitacją. Nawet Quan Yizhen zrobił dla niego więcej, niż powinien, więc wielu ludziom zawdzięczał swoje szczęście, które w pełni odczuł dopiero po spotkaniu na drodze pewnego studenta. Jeśli jeszcze wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pozostanie mu cieszyć się ze spokoju i życia bez obracania się za siebie, zamartwiania się kolejnym dniem i bezpieczeństwem przyjaciół.

Jeśli tylko tak się stanie, to jutro o tej godzinie pierwszy raz od dziewięciu lat będzie mógł naprawdę odetchnąć i zapaść w głęboki sen, z którego, miał nadzieję, obudzi go pewien psotny lis.

Obecnie tego chytrego i przebiegłego stworzenia nie było przy nim i zupełnie nie miał pojęcia, gdzie mógł być.

Minęło za dużo czasu, by sprawdzał piec lub nabierał drewna do wiader. Woda w łazience uparcie nadal nie leciała, a kuchnię wypełniało miarowe brzęczenie włączonej lodówki.

Nagle pojawił się nowy dźwięk. Piętro niżej ktoś otworzył drzwi i na schodach rozbrzmiały kroki wchodzącej osoby.

Yushi Huang – poznał po lekkości, z jaką się poruszała. Usiadł, okrywając się kołdrą, gdyż pomimo wczorajszego jednego razu, gdzie zarówno ona jak i He Xuan widzieli połowę jego nagiego ciała, nie chciał ponownie się tak pokazywać. Zerknął jeszcze na stół, gdzie leżał jego telefon i Ruoye, po czym popatrzył na schody i wyłaniającą się głowę kobiety. Poczekał, aż wejdzie na ostatni stopień i się przywitał:

– Dzień dobry, Yushi Huang.

– Dzień dobry – odpowiedziała. – Dobrze spałeś?

– Dziękuję, dobrze. A ty? Jak twoja głowa? Nie czujesz zawrotów?

– Wszystko dobrze. Poza tym masz bardzo przyjemny dom. Dawno nie spałam w takiej ciszy.

Xie Lian uniósł kąciki ust.

– Cieszę się, chociaż dobrze wiem, że nie ma to jak własne łóżko.

– Tutaj również niczego mi nie brakuje, może poza moimi ubraniami, więc nie musisz się niczym martwić. I dziękuję za opiekę. – Popatrzyła na niego, lecz bez natarczywości, domyślając się, że nie jest w pełni ubrany. – Przepraszam jednak za sprawienie wam kłopotu, bo na pewno wolelibyście spędzić ten czas tylko ze sobą.

– Wcale nie – powiedział szybko profesor. – Wasza obecność w niczym nie przeszkadza. Przecież dzięki temu możemy rozmawiać o wszystkich naszych wątpliwościach. – Yushi Huang się uśmiechnęła. – Ty dostałaś więcej szczegółów dotyczących sprawy, He Xuan oraz my lepiej się poznaliśmy i łatwiej nam będzie współpracować. Myślę, że akurat ten aspekt był w pewien sposób nam na rękę, ponieważ Czarny Demon ma specyficzny charakter, a dzięki temu, że od wczoraj przebywamy razem, to mogliśmy lepiej się poznać.

– Dwóch współpracujących ze sobą demonów nie można lekceważyć.

– Prawda? Ja też tak myślę. – Również się uśmiechnął. – Brakuje nam tylko Quan Yizhena, ale na to już nic nie poradzimy.

– Był bardzo zły?

– Bai Wuxiang mówił, że nie jest głupi i zrozumiał.

– Nigdy nie pomyślałam, że jest głupi. Po prostu to bardzo wesoła i żywiołowa osoba. Przeciwieństwo He Xuana.

– A właśnie, widziałaś może San Langa?

– En. Słyszałam, jak razem wychodzili.

– Razem z He Xuanem?

Kobieta kiwnęła głową i dodała:

– Jakieś pół godziny temu.

Chwilę przed tym jak się obudziłem?

Zazwyczaj z Hua Chengiem mówili sobie, gdzie idą lub szli razem, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy mieli opuścić mieszkanie. Dlaczego tym razem nic mu nie powiedział?

Yushi Huang poszła do kuchni wstawić wodę na herbatę, tymczasem Xie Lian postanowił wziąć szybki prysznic i dołączyć do niej na śniadaniu. Podnosząc się z łóżka, w pośpiechu chwycił mały stosik przygotowanych poprzedniego dnia ubrań. Coś mignęło mu przed oczami i stanął w miejscu, spoglądając w dół. Nie zauważył ani nie wyczuł tego wcześniej, ale na jego szyi wisiał srebrny łańcuszek z błyszczącą zawieszką.

Wziął ją w dłoń i przyjrzał się z zaciekawieniem. Była to obrączka, bezbarwna, przypominająca kryształ. Gdy podniósł ją na wysokość oczu, wpadające z zewnątrz światło odbijało się i załamywało na niezliczonej ilości malutkich ścianek, które pokrywały całą powierzchnię. Ścięcia wyglądały idealne, zupełnie jak brylantowe szlify, które były najwyższym osiągnięciem mistrzów jubilerstwa.

Xie Lian zostawił ubrania na łóżku i ciągle wpatrzony w ten niezwykły przedmiot podszedł z nim do okna, by wyciągnąć dłoń w górę i sięgnąć porannych promieni słońca. Jego twarz i ściany pokoju natychmiast pokryły się setkami kolorowych refleksów. Obracał pierścień w dłoni, a wszystkie ściany migotały w tęczowym blasku.

Dopiero po kilku minutach otrząsnął się z szoku i zdołał zamknąć pierścień w dłoni. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jedynej osoby, która mogłaby mu to podarować. Widział nie raz oszlifowane diamenty, ale nigdy stworzonego z jednego kamienia całego elementu biżuterii. Nie miał pojęcia, skąd Hua Cheng go ma, ani co oznacza, ale był pewny, że dla właściciela jest bardzo ważny i na pewno bezcenny.

Yushi Huang zwabiona kolorami na ścianach wyjrzała z kuchni. Dostrzegła półnagiego mężczyznę stojącego w oknie i szybko się wycofała.

Profesor Xie Lian na pewno poczuje się zawstydzony, jeśli po raz kolejny zobaczę go w takim stanie – pomyślała z delikatnym uśmiechem i powróciła do szykowania herbaty.

Zajrzała do lodówki i odnalazła zawinięte w folię aluminiową dwa talerze. Uniosła srebrną osłonkę i zastanowiła się, czy ta dwójka młodych chłopaków kiedyś przestanie ją zadziwiać. Nie podejrzewała nawet, że tak szybko uda im się dogadać. Oglądając Czarnego Demona na Arenie, a gotującego dla nich potrawy, to jak obserwowanie dwóch różnych osób. Bezlitosny i brutalny kontra spokojny i kreatywny kucharz, który niewiele mówił, ale na pewno nie był złym człowiekiem.

* * *

– Ten samochód wczoraj sprowadził na nas tylu niespodziewanych gości, że nie mam pojęcia, czy dziś nie spotka nas to samo – zażartował Hua Cheng, kiedy wsiadał do czarnego Mustanga.

– Jeśli ktoś siądzie nam na ogonie, to go zgubię – odparł spokojnie He Xuan, jakby była to najprostsza rzecz pod słońcem.

Chłopak zaśmiał się, a potem nie mówiąc nic więcej, zapiął pas. Kierowca zrobił to samo i po chwili wyjechali z parkingu. Jak na ostatni dzień grudnia pogoda była bardzo ładna. Biel po obfitych opadach śniegu w nocy doskonale utrzymywała się przez panujący na dworze mróz. Hua Cheng popatrzył przez okno, martwiąc się odrobinę, czy dobrze zrobił, nie zostawiając profesorowi żadnej informacji poza prezentem, który już od Bożego Narodzenia nosił w kieszeni w spodniach.

Tyle razy chciał mu go dać i zobaczyć jego reakcję. Za każdym razem zastanawiał się, co powie, czy mu się spodoba, czy będzie chciał go przyjąć, a może swoim zwyczajem oznajmi, że jest zbyt cenny i odda mu go? Dlatego wahał się aż po dziś dzień, ale jeśli nie teraz, to kiedy? Nie było lepszego momentu. Dziś przynajmniej mógł przez kilka długich minut patrzeć, jak pierścień połyskuje na nagiej piersi, pasując tam idealnie. Tak doskonale, jakby tworzyli jedność i jakby od zawsze miał należeć do niego.

Gege... – powtórzył kilkukrotnie w myślach i zamknął oczy. Założył przedramiona na piersi i uniósł kąciki ust.

He Xuan patrzył na niego z boku i zastanawiał się, dlaczego chciał pojechać akurat z nim, a nie ze swoim profesorem. Dotąd byli nierozłączni, ale widocznie były rzeczy, które nawet on chciał zrobić sam.

Może obawiał się o jego zdrowie?

Nie.

Biały Demon nie jest kimś, o kogo bezpieczeństwo trzeba by się martwić. Prędzej to inni powinni obawiać się jego.

Zaparkowali, starając się znaleźć nierzucające się z głównej ulicy miejsce i wyszli jednocześnie z pojazdu. Hua Cheng szedł pierwszy, a za nim He Xuan w swoich ubraniach, których nie chciał zmienić na pożyczone. Po pierwsze były za małe, co skutecznie go zniechęcało, a po drugie nie znaleziono dla niego nic czarnego. Granatowe dresy i czerwona koszula w kratę nie wchodziły w grę. Jedynie do spania ubrał pożyczony szary T-shirt, ale rano z powrotem ubrał się w swoją czerń.

Jeden za drugim przeszli znaną im drogą i weszli do dużego budynku. He Xuan cały czas podążał pół kroku za chłopakiem i choć wiedział, gdzie zmierzają, zdziwił się, kiedy przystanęli niezupełnie tam, gdzie powinni.

Hua Cheng uśmiechnął się, pocierając kark i niespodziewanie puszczając oczko He Xuanowi, po czym trzykrotnie zapukał do drzwi.

Po chwili w progu pojawiła się osoba, która zapytała:

– Hua Cheng? Co tutaj robisz?

– Cześć, Shi WuDu – odparł swobodnie z uśmiechem. – Dotąd się nie poznaliście, ale chciałem ci przedstawić przyjaciela Shi QingXuana, który opiekował się nim na Boże Narodzenie i przenocował go wtedy u siebie.

He Xuan był zaskoczony gestem studenta, który go tu przyprowadził, ale nie dał po sobie nic poznać. Jego nieruchoma twarz i oczy wpatrujące się w minimalnie niższego chłopaka w białym swetrze nie poruszyły się nawet na chwilę. Za to jego dłoń spokojnie wysunęła się do przodu, a spomiędzy ust wydobyły się tylko dwa mroźne jak dzisiejszy poranek słowa:

– He Xuan.

Student o przystojnej twarzy, nieco podobnej do Shi QingXuana, choć oczach zupełnie innych, bo obojętnych przypatrywał się mu podejrzliwie. Na pierwszy rzut oka wydawał się być osobą dumną, która potrafiła jak on patrzeć komuś prosto w oczy, nie czując żadnej presji. To on lubił wywoływać takie uczucia u innych.

He Xuan nie pomylił się w swoim osądzie. Była to prawda. Shi WuDu był władczy, nie lubił sprzeciwów, ale jeśli chodziło o jego młodszego brata, to potrafiły go ponieść emocje – co Czarny Demon już zdołał poznać, słysząc jego wiązankę przez telefon oraz wiedząc, że to właśnie ta osoba "uziemiła" jego małego, wesołego i nieporadnego kolegę o zielonych oczach. Nie mógł powiedzieć, że go lubił, ale skoro Hua Cheng go tu przyprowadził i doprowadził do tej konfrontacji, to nie zamierzał się z tego wycofać.

– Shi WuDu – odparł dopiero po kilku sekundach ciszy chłopak, w ogóle nie pesząc się zimną i beznamiętną postawą mężczyzny stojącego na korytarzu. – Dziękuję za opiekę nad moim bratem.

Złapali się i nawet Hua Cheng ze swojego miejsca widział jak obu bieleją kostki, ale wyraz twarzy żadnego z nich się nie zmienił.

– Nie ma za co – rzekł He Xuan, kiedy się puścili.

– Co was tu sprowadza? – zapytał Shi WuDu, stojąc ciągle w drzwiach i zwracając się do kolegi ze starszego roku.

– Przyprowadziłem dziś He Xuana, ponieważ wybieramy się gdzieś i nie wiemy, jak dużo czasu będziemy niedostępni, więc chciałem, aby ze sobą porozmawiali. – Shi WuDu patrzył raz na niego, raz na drugiego mężczyznę. – Wiem, że po tej nieszczęsnej akcji, kiedy Shi QingXuan zniknął na całą noc, ma szlaban domowy i zakaz korzystania z telefonu, dlatego nie było innej opcji, aby się pożegnali.

– Po co niby mieliby się żegnać? – zapytał podejrzliwie student.

– Bo są dobrymi znajomymi – odparł Hua Cheng z uśmiechem. – Sam chciałbyś się osobiście pożegnać, gdybyś miał się nie widzieć z Ling Wen.

Obaj wiedzieli, że przyjaźń z jego koleżanką z roku była bardzo mocna i trwała już wiele lat, dlatego Hua Cheng był pewny, że to złamie tego twardego i surowego faceta. Miał rację. Ledwo wspomnienie o niej stworzyło delikatną rysę na idealnej twarzy i niemal od razu odsunął się z przejścia, wpuszczając gości.

– Pewnie śpi, więc musisz go obudzić – powiedział, podchodząc do małego aneksu kuchennego i nastawił czajnik z wodą do zagotowania. – Opowiesz mi, gdzie jedziecie? – zapytał nagle zaciekawiony. – Zdążycie wrócić do początku roku szkolnego?

Hua Cheng rozsiadł się na krześle przy stole, natomiast He Xuan podszedł do wskazanych drzwi. Uczniowie zaczęli ze sobą żywo rozmawiać na jakiś temat, ale mężczyzna o długich czarnych włosach już ich nie słyszał. Po wejściu do sypialni Shi QingXuana mógł już tylko skupić się na osobie smacznie śpiącej w łóżku i zupełnie nieświadomej gościa. 

* * * * * * * 

Króciutko od Autorki: Chciałam tylko pocieszyć tych, którzy mieli siłę, by dobrnąć z HuaLianami do tak wysokiego rozdziału, iż już nie będę Wam zbyt dużo zajmować czasu, gdyż do końca historii pozostało 12 rozdziałów xD 

Czy całość będzie warta Waszej uwagi? Nie mam pojęcia, lecz i tak do tej chwili bardzo dziękuję wszystkim za wspieranie mnie, doradzanie, poprawianie, komentowanie, rozśmieszanie, za Waszą obecność i czytanie historii o tak cudnych postaciach, które stworzyła MXTX, a ja miałam przyjemność pożyczyć je do tego fanfika ^_^

Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie na końcówce i może uda mi się Was zaskoczyć :)

Pozdrawiam,

Asimarek -_^

PS: Mileyzo – Wszystkiego najlepszego xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro