70. Kto tu kogo doprowadzi do szaleństwa?
>> Rozdział jest kontynuacją poprzedniej małej akcji, dlatego standardowo aż do jego końca proszę mieć na uwadze niepoprawne zachowania bohaterów <<
Xie Lian pierwszy raz zamierzał "coś takiego" zrobić, dlatego nie do końca wiedział, jak nie spalić się ze wstydu. Jego San Lang sprawił mu przyjemność już tyle razy, że i on powinien przestać chować się za nieśmiałością i pokazać, jak jemu zależy na chłopaku. A zależało i to bardzo. Dobrze wiedział, że gdyby powiedział mu takie słowa wprost, to on prawdopodobnie odmówiłby mu, uparcie twierdząc, że robi to, bo bardzo chce i nie ma powodu, by i Xie Lian musiał odwdzięczać się tym samym, gdyż niczego takiego nie oczekuje. Rozmowa ciągnęłaby się długie godziny, dlatego profesor musiał użyć odpowiedniego tonu oraz słów, których w normalnych okolicznościach by nie wymówił, bo jego policzki zajęłyby się ogniem wstydu.
W tej chwili jednak zdusił to wszystko w sobie, oznajmiając wprost głosem mocnym, zdecydowanym i takim, któremu lepiej się nie sprzeciwiać:
– Teraz moja kolej, by cię zadowolić, mój słodki lisie.
Słyszał, jak Hua Cheng wciąga ze świstem powietrze i otwiera usta, by coś powiedzieć, ale Xie Lian od razu bez uprzedzenia włożył pomiędzy jego wargi język i zaczął bez żadnego wstrzymywania się namiętnie całować.
Sam nie wiedział, co go do tego pchnęło, ale widząc klęczącego u jego stóp chłopaka, doskonale pamiętając, co zrobił mu przed chwilą i w nocy, nagle zapragnął czegoś... czegoś tak niestosownego, że kilkukrotne zganił się za to w myślach, nazywając siebie zwyczajnym zboczeńcem. Jednak myśl, która raz wypłynęła na wierzch z głębin jego umysłu, uparcie nie chciała tam wrócić, nie pozwalając mu całkiem o niej zapomnieć.
Między pocałunkami zaczął uważniej przyglądać się klęczącemu chłopakowi. Jego oczom, jego ustom, jego uległej podstawie i przeszło mu przez myśl, że to, czego chce, z jednej strony jest niemoralne i na pewno naganne, ale osoba przed nim nie powie żadnego złego słowa. Nie odsunie się i na pewno nie nazwie obraźliwie.
Dlatego wziął głębszy oddech, starając się na pewien czas zmienić myślenie i skupić wyłącznie na tym, jak jego zaprowadzić na skraj własnych pragnień. Podejrzewał, że z tak silną psychiką, jaką miał ten chłopak i głęboko zakorzenioną troską o niego, to będzie coś, czemu się podda i pozwoli sobie na bezwiedne słuchanie jego słów. Zapewne nie pójdzie za głosem swojego ciała i nie da się mu pochłonąć jak poprzedniej nocy.
Zerknął jeszcze raz na klęczącego Hua Chenga i dostrzegł wypukłość w jego spodniach. Zastanawiał się, jak długo musi czuć ucisk w tamtym miejscu. Mając niesprawne obie dłonie i przez to ograniczonym zakres ruchu zastanawiał się, co zrobić, aby ten przebiegły student sam pozwolił mu na to, co zamierzał.
Podniósł jedną ze stóp i położył ją na udzie klęczącej osoby. Język w jego własnych ustach zwolnił, ale się nie zatrzymał, a jedynie dłonie spoczęły przy kostce jego nogi i delikatnie ściągnęły białą skarpetkę, a po niej drugą.
A więc nie masz nic przeciwko? – przeszło przez myśl profesora.
Choć zaskoczony, Hua Cheng był chętny do pomocy nauczycielowi w zrobieniu tego, co sobie zaplanował. Był chętny na wszystko. Choć w tej chwili pragnął uklęknąć jeszcze niżej u jego stóp i całować jego kostkę, którą trzymał, a potem każdy skrawek tej jasnej kończyny, która go dotykała, niespiesznie przesuwając się w górę i dół, masując cały czas napięte udo, ale sukcesywnie zbliżając się do krocza. Powstrzymywał się jednak przed zdjęciem mu spodni i zrobieniem tego, więc wyłącznie z uwagą śledził każdy ruch profesora i gest.
Sunące po czarnych spodniach palce stóp nadawały tempo ich pocałunkom, które zwolniły do flegmatycznych i tak silnie oddziałujących na wszystkie zmysły dwudziestodwulatka. Już w nocy pozwolił odkryć swojemu nauczycielowi, że jest to jego słaba strona i teraz on to wykorzystywał. Aż za dobrze.
Urwany jęk wydobył się z młodej krtani, a coś twardego znów drgnęło w jego spodniach. Profesor poczuł narastającą ekscytację i ruch pod materiałem spodni, który wskazywał, że ciało Hua Chenga tak chętnie przyjęło jego subtelny dotyk. Poza tym nic więcej nie zrobił, każąc mu z każdą mijaną chwilą doświadczać coraz większego dyskomfortu i pragnienia, by mu w końcu ulżyć.
Mimo to dłonie chłopaka cały czas tkwiły na białych spodniach na wysokości kolan ani kawałek wyżej lub niżej. Profesor szepnął, by ich nie zabierał i się nie ruszał. Wykonywanie poleceń, a raczej właśnie świadomość, że nie mógł ani pieścić drugiego ciała, ani nawet ulżyć w tym momencie sobie, powoli łamała jego samokontrolę i przyćmiewała zmysły. Marzył, by obaj znaleźli się w wannie lub na podłodze, kiedy mógłby czuć na sobie całe nagie i gorące ciało profesora oraz jego unoszącą się gwałtownie klatkę piersiową. Pragnął zagłębić się w jego ciasne wnętrze i wypełnić sobą. Tulić go, szeptać mu sprośne słowa i doprowadzać go do szaleństwa na wiele wymyślnych sposobów. Tymczasem klęczał, bezsilny i całkowicie zdany na jego łaskę, zachłannie przyjmując jego spokojny język, muskające usta i lekki dotyk, powoli wypalający drogę od jednego uda do drugiego.
– Gege... – poprosił chrapliwym głosem.
Ale profesor był nieugięty, w dalszym ciągu odważnie sobie z nim pogrywając.
Student był już o krok od zrobienie wszystkiego, co zajmowało mu myśli, od rzucenie się na półnagiego mężczyzna w bieli nie zważając na nic – ani na miejsce, ani na stan ciała i rany. Nie kontrolował oddechów, gubił się w pocałunkach, przestał już racjonalnie myśleć, a jedynie głód drugiego ciała powoli przejmował nad nim kontrolę.
Wtedy właśnie Xie Lian przyspieszył i pogłębił pocałunek. Jego stopa zatrzymała się dokładnie między nogami na pulsującej wewnątrz spodni męskości. Dotykał ją delikatnie, lecz Hua Cheng uniósł tułów, napierając na nogę. Groźne warknięcie wydobyło się spomiędzy ich złączonych ust i chłopak zacisnął palce na trzymanych udach.
Natomiast profesor uśmiechnął się i nakazał spokojnie:
– Rozepnij spodnie.
Polecenia nie trzeba było powtarzać drugi raz. Dłonie od razu powędrowały do pasa i drżącymi palcami rozpięły guzik i rozporek, ponownie grzecznie powracając na swoje miejsce na udach siedzącego na brzegu wanny mężczyzny. W nagrodę za to dostał usta profesora, które przesunęły się na jego policzek i pocałunkami dotarły do ucha. Nie przestając pieścić schowanego pod bielizną twardego członka, zębami złapał za płatek ucha, na zmianę liżąc go i szepcząc bezwstydne pytania, czy podobało mu się trzymanie go w ustach i czy chce teraz zrobić coś niestosownego.
Dobrze wiedział, jak te ledwo wydostające się z jego gardła słowa podziałają na chłopaka, bo tak samo działały na niego, ale jeśli już zaczął droczyć się z nim, to zamierzał doprowadzić to do końca, nawet nie zwracając teraz uwagi, jak bardzo będzie później zawstydzony z powodu własnego zachowania. W tej chwili pragnął jedynie podniecić go tak bardzo, jak on to robił wcześniej. A wiedział ponad wszelką wątpliwość, że nic mu nie zrobi, jeśli sam na to nie przyzwoli. Nigdy nie zrobi niczego, by go skrzywdzić. Dlatego tak bardzo go kochał i dlatego długo go drażnił, choć policzki już go piekły i był sztywny jak rzadko kiedy, a bezbarwny płyn wyciekał z niego na pewno nie mniej obficie niż z uwięzionej męskości jego studenta. On sam także się wstrzymywał, ale kontynuował tę grzeszną zabawę, bo dostarczało to takiej samej przyjemności im obu.
Ból w kroczu stał się już nie do zniesienia i Hua Cheng nic nie mógł poradzić na to, że jego ciało samo złożyło się w pół i oparł czoło o uda profesora. Oddychał szybko przez otwarte usta, zaciskając mięśnie na całym ciele. Czuł gorąc nagiej skóry i od razu przylgnął do niej spragnionymi wargami. Raz lizał, raz całował uda, prosząc o zrobienie z nim czegokolwiek, bo już nie mógł dłużej tego znieść.
– Co byś chciał, mój lisie? – Profesor pochylił się i zapytał wprost do jego ucha.
– Gege. – Zdołał tylko odpowiedzieć. Stopa znów niemal boleśnie dotknęła jego przyrodzenia i przesunęła się po materiale bokserek, doprowadzając do szaleństwa i kolejnych błagalnych próśb. – Proszę, gege.
– O co prosisz? – Xie Lian zachowywał się jak nigdy wcześniej, a zdany na jego łaskę student szalał z podniecenie. Jednak nadal się nie ugiął, gdyż nadal nic nie zrobił sam i bez przyzwolenia.
– Boli – wyszeptał w końcu. – Nie wytrzymam dłużej.
Stopa zatrzymała się i przesunęła na udo.
– O co prosisz? – powtórzył, uparcie oczekując konkretnej odpowiedzi.
– W–weź... – zaczął, zaciskając mocno zęby.
– Co mam wziąć? – Nie dawał za wygraną, choć był coraz bliżej tego, by samemu się złamać i jak najszybciej mu ulżyć.
– Weź mnie do buzi – prawie wyszeptał, nie wierząc w swoje słowa.
– Dobrze – odparł z radością w głosie profesor i pocałował go w kark. – Zsuń spodnie i bieliznę.
Dłonie, które zawsze z taką pewnością obejmowały ciało Xie Liana, teraz kiedy wkładał je pod gumkę bokserek i przesuwał na uda, uwalniając męskość, wydawały się prawie odrętwiałe i chłopak nie mógł nad nimi zapanować. Jasnobrązowe tęczówki spojrzały w dół i zobaczyły nabrzmiałego członka. Był cały mokry, klejący, łącznie z bielizną, która nadawała się już tylko do zdjęcia i wrzucenia do prania.
Teraz to Xie Lian wstał i prawie od razu uklęknął na podłodze przed chłopakiem.
– Gege, jednak to nie... – zaczął, lecz Xie Lian podniósł na niego przeszywający wzrok, każąc tym samym zamilknąć.
– Rozepnij koszulę – powiedział.
Przez długą Hua Cheng niewprawnymi ruchami próbował znaleźć na materiale guziki, a potem gorączkowo próbował je rozpiąć, jakby robił to pierwszy raz w życiu. Xie Lian patrzył na zupełnie nowego studenta. Zawsze przy nim był pewny siebie, jakby wszystko miał przemyślane, poukładane i gotowe by tylko pociągnąć za odpowiedni sznurek. Tymczasem w tym momencie wydawał się całkowicie zagubiony i niezdolny ani jasno myśleć, ani zrobić cokolwiek szybko i sprawnie.
Czekali długie minuty, zanim koszula całkowicie odsłoniła cały tors. Wtedy ciepłe usta zbliżyły się do delikatnie trzęsącego się ciała i pocałowały brzuch. Kawałek poniżej penis drgnął, ciągle twardy i stojący. Bezbarwna maź zaczęła spływać z czubka na czarne spodnie, ale profesor na razie zajął się jego klatką piersiową, całując ozdobione małymi "malinkami" oraz liczniejszymi śladami ugryzień ciało i zarysowane na nim delikatne mięśnie. Nie wyglądał na takiego, ale profesor wiedział, że jest silny. Wysoki, bardzo szczupły, ale miał dość siły, by całą noc robić z nim te wszystkie nieprzyzwoite rzeczy, by przyprzeć do go ściany i nie dać chwili wytchnienia... Tak, w pewien sposób był naprawdę wytrzymały i miał w sobie niespotykaną moc. Dlatego wiedział, że jest wyjątkowy. A w tej chwili tylko jego i na jego łasce.
Taki bystry, władczy, dominujący i sprawujący kontrolę, a jednocześnie będąc taki ufny i posłuszny.
Składając lekkie pocałunki na gorącej skórze, Xie Lian wierzchem dłoni i palców przesuwał po sztywnej męskości. Sam nie wiedział, skąd brał na to odwagę i nadal udawał takiego pewnego siebie. Tak samo dziwił się, że jego student mógł być aż do tego stopnia uległy. Zaledwie słowami wymógł na nim tak niestosowne zachowanie, każąc mu mówić takie słowa.
To było zupełnie nie w jego stylu, ale lewo zerknął w górę i natknął się na jego oczy, by w końcu do niego to dotarło. On naprawdę pragnął tego, w co się teraz bawili i naprawdę to mu się podobało. Ten zamglony, prawie nieprzytomny z pragnienia wzrok, a jednocześnie to bezgraniczne zaufanie, że cokolwiek mu powie, chłopak zrobi to bez wahania. W jego postawie nie było wątpliwości. Nawet gdy teraz cierpiało niedopieszczone ciało, czekał, aż profesor go z tego wybawi. Był pewny, że tak będzie.
Na tym świecie nie mogło być bardziej zaopatrzonych w niego oczu. Obaj o tym doskonale wiedzieli.
Wreszcie Xie Lian zbliżył usta do napiętego, stojącego w zwodzie członka. Pocałował miejsce, gdzie łączył się z podbrzuszem, wyczuwając delikatnie słony posmak oraz widząc bezbarwny preejakulat. Przesunął delikatnie językiem, kątem oka dostrzegając, jak prącie się unosi wyżej i znów powraca na swoje miejsce. Zdecydowanie mu się to podobało. Zastanowił się tylko co zrobić z rękami, bo wiedział, że jak złapie się ciała, to na pewno świeże rany znów się otworzą.
Podniósł obie dłonie i jakby na zawołanie Hua Cheng ujął jego nadgarstki i przytrzymał w miejscu na takiej wysokości, by nie przeszkadzało mu to w dalszym sprawianiu mu przyjemności wyłącznie ustami. Sam także się go złapał i choć nie była to najwygodniejsza pozycja, to w tej chwili niemal idealna. Ani nie nadwyrężał ramienia, ani dłoni, a jedne co mogło boleć, to kolana, bo oboje na nich klęczeli. Jednak nie było to teraz ważne.
Profesor chciał coś powiedzieć. Choćby kolejne słowa, które brzmiałby bardzo niegrzecznie, jak na przykład: "Jesteś taki mokry, San Lang. Czy na pewno chcesz, żebym nadal cię lizał?" Prawie zachłysnął się powietrzem, bo dobrze wiedział, że student nie powstrzymałaby się przed wypowiedzeniem głośno takich słów, za to jemu na pewno nie przejadą przez gardło. Już to, co zrobił i co powiedział wcześniej, było dostatecznie krępujące. A teraz zamierzał zrobić właśnie to, o czym pomyślał – lizać go, aby sprawić mu jeszcze większą rozkosz.
Zbliżył usta do samego różowego czubka męskości i złożył na nim delikatny i krótki pocałunek. Wymownie oblizał usta, wiedząc, że na pewno spodoba się to jego chłopakowi i uśmiechnął się. Na nadgarstkach poczuł mocniejszy ucisk i zrozumiał, że ich trzymanie się za ręce to zarówno ochrona wnętrza jego dłoni, jak i kontrola odruchów. Na przykład takich, gdzie Hua Cheng w przypływie niepohamowanej żądzy, złapie za tył głowy Xie Liana i mocno go na siebie nadzieje, aż po samo gardło. Z pewnością takie myśli przyszły mu do głowy, gdyż podobnie podpuszczał nauczyciela i... jemu nie udało się powstrzymać.
Zastanawiał się, jak Hua Cheng może być aż taki przewidujący i jak dużo myślał o nim. Był silniejszy, miał o wiele więcej samokontroli i to tylko uzmysławiało mu, jak bardzo go kochał. Nigdy nie podejrzewał, że spotka go w życiu takie szczęście.
– Gege? – Usłyszał nad sobą głos. – Coś się stało?
Profesor prawie się zaśmiał. Stało się, stało się tak wiele, że jego serce nie chciało tego znieść, a jego oczy delikatnie się zaszkliły ze szczęścia.
– En – odparł, nie spoglądając jednak w górę. – Kocham cię i ilekroć sobie to uświadamiam, zastanawia mnie, jak ty możesz kochać mnie bardziej.
Hua Cheng cicho się zaśmiał, choć trzydziestolatek nie miał pojęcia, skąd bierze tyle siły, by nagle uspokoić swoje ciało, kiedy chodziło o osobę, o której tak dużo myślał.
– Mówiłem gege, że kocham go najbardziej na świecie. – Pochylił tułów i pocałował go nad zarysowaną na plecach łopatką. – Staram się, by gege zawsze był przy mnie szczęśliwy, dlatego zrobię, cokolwiek sobie zażyczysz.
– Życzę sobie twojego szczęścia.
– Ja już jestem szczęśliwy, wiedząc, że o mnie myślisz. Cała reszta się nie liczy.
– Ale dla mnie się liczy – stwierdził i wyprostował się, patrząc mu w oczy. – Dlatego dziś bądź grzecznym liskiem i pozwól swojej łasicy odpowiednio się tobą zająć.
Hua Cheng uśmiechnął się szerzej i przysunął usta, by mogli się pocałować. Tak. Pocałunki to było coś, co obaj uwielbiali, łącznie z pewnymi częściami ich ciał, które dawały o sobie znać.
– Gege wie, jak sprawić, bym przestał logicznie myśleć.
– Nie tylko ty... – powiedział, urywając w pół zdania.
Przykładając usta coraz niżej i niżej wzdłuż ciała, po chwili znów znalazł się na wysokości szczupłych bioder. Tym razem się nie zatrzymał, kiedy ponownie całował jego najwrażliwszą część ciała ani kiedy lizał go całego. Nie przeszkadzało mu, że był taki mokry. Wprost przeciwnie. Niesamowicie go to podniecało, bo sam do tego doprowadził.
Język Xie Liana wysunął się spomiędzy warg, ledwo dotykając szczytu męskości. Prącie od razu się uniosło, a mężczyzna złapał je w końcu pewniej, odrobinę głębiej wkładając we wnętrze ust, Otaczając je językiem, zaczął delikatnie ssać. Odsunął głowę, pozwalając, by usta objęły samą główkę, a potem zaczął zsuwać się niżej.
Hua Cheng wstrzymał powietrze w płucach i zacisnął mięśnie, a profesor starał się, by jak najwięcej zmieścić go w buzi. Rozmiar wcale nie był mały, ale nauczyciel działał tak, jak nauczał – metodycznie i spokojnie. Przyzwyczajał swoje gardło do lekkiego dyskomfortu i już po paru ruchach głową, udało mu się znaleźć takie miejsce, w którym końcówka penisa się zatrzymywała i nie pozwalała mu oddychać, ale poza tym nie czuł niczego bolesnego. W międzyczasie spoglądał na twarz Hua Chenga, ale mocno zaciśnięte usta i reszta ciała, która co chwilę drżała ze wstrzymywanych emocji, była wystarczającymi dowodem, że jest mu przyjemnie.
Język profesora cały czas starał się stymulować czubek, a kiedy penis był głęboko, przejeżdżał nim po trzonie. Ruchy członka przy gardle, a nawet moment, w którym brał go niemal do końca w głąb ust, podniecały Xie Liana do tego stopnia, że musiał dawać sobie kilka chwil, podczas których lizał prącie, na zmianę z jego delikatną skórą na biodrach oraz podbrzuszem.
Student cały czas był blisko. Można powiedzieć, że powstrzymywała od tylko świadomość, że jak dojdzie, to nieziemskie uczucie się skończy. A za nic nie chciał tego przerywać. Gorąc wnętrza czyichś ust, mokry nieskrępowany język, który robił z nim, co chciał, badając pulsującą dziurkę na szczycie lub każdą jego żyłkę – wszystko to było nie do opisania. Dodając do tego osobę, która sprowadzała na niego tyle przyjemności, powodowało, że czuł się jak we śnie, z którego nie chciał się budzić.
Jednak poczynania jego gege były coraz śmielsze, coraz dłuższe, coraz gorętsze i pewne, więc wiedział, że jest na straconej pozycji i wystarczy, że jeszcze raz tak cudownie pozwoli mu całemu zamieścić się w jego buzi i zatrzymać na gładkich ściankach naciskającego się z każdej strony gardła, a niekontrolowanie wybuchnie. Nie wiedział, jak przyjmie to mężczyzna przed nim, dlatego, gdy poczuł, że jest blisko i nie da rady tym razem się powstrzymać, powiedział:
– Wyciągnij, zaraz dojdę.
I Xie Lian go posłuchał. Wyciągnął go, by od razu przyśpieszyć i w każdym kolejnym ruchu brać go do samego końca.
Hua Cheng jęknął, jeszcze raz prosząc, aby go puścił, ale usta tylko mocniej zacisnęły się na trzonie i w kilku kolejnych ruchach we wnętrzu gardła rozlało się gęste nasienie.
Nogi chłopaka od razu odmówiły posłuszeństwa i opadł na stopy. Jego skierowana ku górze twarz była cała mokra i świecąca, a usta otwarte i łapczywie łapiące powietrze.
Profesor przełknął wszystko i ustami zrobił ostatni ruch, po czym go wypuścił. Od razu dłonie, które cały czasu kurczowo go trzymały, puściły, a ramiona objęły całe pochylone nad nim plecy nauczyciela.
– Boże, gege. To było niesamowite. – Oddychał szybko. – Ale obiecaj mi – mówił, głęboko i szybko oddychając – że nie będziesz tego często robił, bo się uzależnię, a wtedy boję się, że cię do czegoś zmuszę.
– Ty mnie do czegoś zmusisz? – zapytał niewinnie, oblizując się i ostatni raz sunąc językiem delikatnie po męskości. – Pamiętaj, że to ja jestem silniejszy i nie tak łatwo byłoby ci zmusić mnie do czegokolwiek.
– Mmm, naprawdę? – zapytał w swój łobuzerskie sposób. – W takim razie trzymam cię za słowo. Iż będziesz w stanie mi odmówić.
Xie Lian dobrze wiedział, że jak przyjdzie co do czego, to ani mu nie odmówi, ani nawet się nie zawaha, żeby zrobić to ponownie. Twardy penis na tle jego białych spodni prezentował się tak okazale, jak dorodny kabaczek. Jedynie zmoczony własną wydzieliną cały przód spodni wskazywał na to, czym naprawdę był i jak bardzo teraz pragnął, by ktoś mu ulżył.
Na szczęście jego chłopakowi niewiele rzeczy umykało, zwłaszcza takich, które dotyczyły ulubionego profesora. Dlatego odczekał nie więcej niż minutę i przysuwając ich biodra do siebie, złapał w długie palce oba przyrodzenia. Kiedy ich usta się spotkały w słodkim pocałunku, ich męskości pęczniały od coraz szybszych ruchów dłoni Hua Chenga. Chwilę później doszli cicho, oddając swoje jęki tylko tej jednej ukochanej osobie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro