68. Ten samochód jest naprawdę przeklęty!
Yushi Huang dzisiejszego wieczoru przyszła do szpitala sama. Sprawa nie była nagląca, a jej partner miał dużo papierkowej roboty w biurze.
Nawet w tak późnych godzinach oni nadal pełnili służbę.
Czasami przechodziło jej przez myśl, czy przypadkiem nie wzięła ślubu z tą pracą, ale z drugiej strony lubiła pomagać ludziom i łapać kryminalistów, tępiąc przy okazji ich ostre zęby i pazury, które bardzo powoli rozrywały to miasto od środka.
Odkąd przejęli dochodzenie zaginięć powiązanych z Arenami, pracy mieli jeszcze więcej i coraz częściej się okazywało, że niektóre wcześniej nierozwiązane sprawy w pewnym stopniu łączą się z ich aktualną.
Układanka pomału zaczęła nabierać kształtów i kolorów. Będąc konkretnym, jednego koloru – zielonego. Oczywiście nic nie było proste i takie, jakie by sobie wymarzyli. Zielone Światło miało wtyki wszędzie, dlatego tak bardzo musieli uważać, z jakimi nowymi informacjami pokazują się w biurze. Od niedawna coraz częściej się zastanawiali, komu tak naprawdę mogą zaufać, bo brnąc coraz głębiej w tę sprawę, coraz częściej natrafiali na grube i wysokie mury, których nie mogli przeskoczyć. Były nimi na przykład niekompletne dokumenty, przedwczesne zamknięcia spraw, nagły brak świadków i wiele, wiele innych, które w jawny sposób zatrzymywały ich w miejscu.
Z Pei Mingiem mogli być najlepsi w tym, co robili, ale jeśli ktoś podkładał im tyle kłód pod nogi, to w swojej głównej sprawie częściej się cofali, by załatać dziury, niż szli do przodu.
Aktualnie dotarli właśnie do jednej z takich barier, gdzie jeszcze tydzień wcześniej wszystko układało się bardzo dobrze. Nowy trop, nowe osoby, które mogą mieć coś wspólnego z tą sprawą, a dziś nagle BUM! Kontakt się urywa, a dokumenty dziwnym trafem są niekompletne i nikt nie ma pojęcia dlaczego. Pół dnia wiercili dziurę w brzuchu osobie odpowiedzialnej za Archiwum, bo przecież papiery z teczek nie mogą znikać same z siebie, ale wszystko wydawało się być w najlepszym porządku.
To dlatego Yushi Huang w drodze do domu postanowiła odwiedzić Bai Wuxianga. Ten mężczyzna zawsze wiedział dużo więcej niż pozostali i o tej godzinie był w stałym miejscu. Nie trzeba było go nigdzie szukać, a nawet umawiać się na spotkanie.
Niedawno zaczął zmianę, więc jeśli jej się poszczęści, to nie będzie musiała długo czekać, aby znalazł dla niej chwilę wolnego. Mimo iż za każdym razem lawirował między odpowiedziami, to w dalszym ciągu był bardzo pomocny jeśli chodziło o statystyki i nowe informacje dotyczące ofiar pobicia lub w najgorszym przypadku zgonów. Zawdzięczał to pracy w największym publicznym szpitalu, gdzie trafiała prawie 1/3 liczba pacjentów miasta.
Poza tym pani detektyw w pewnym stopniu lubiła rozmowy z nim. Był przystojny, kulturalny i, co najważniejsze, inteligentny. Musiała przyznać, że jej imponował i nie miała tu na myśli, iż kilka lat temu sama była jego pacjentką. Cóż, po części na pewno to też pomagało jej wyrobić sobie o nim pozytywne zdanie. Jednakże już sama ilość osób, jakie uratował od śmierci lub trwałego kalectwa wzbudzała jej uznanie. To nie był zwykły lekarz, który wykonywał swoją pracę niechlujnie. Nawet jak miał pełne ręce roboty, to każdego pacjenta traktował z takim samym profesjonalizmem. W dalszym ciągu była zdumiona, co takiego stało się dziewięć lat temu, że przez jego rzekome upojenie alkoholowe jeden z pacjentów zmarł. Ilekroć czytała te dokumenty, nie mogła w to uwierzyć. Tym bardziej teraz gdy coraz lepiej go poznawała. Ale jak inaczej można by wytłumaczyć, że taka osoba jak on pracuje w miejskim szpitalu jako zwykły chirurg zarabiający przeciętne pieniądze?
Zostawiając na parkingu swój samochód, rzuciło jej się w oczy pewne czarne auto, którego by się tu nie spodziewała. Jedyne takie poruszające się w tym mieście – czarne sportowe z czarno-złotą tapicerką wewnątrz. Podeszła do niego, by się upewnić, czy to na pewno samochód Czarnego Demona, ale nie mogło być mowy o pomyłce. Obeszła go wkoło, szukając jakiegoś wgniecenia, rys, które świadczyłyby o wypadku i konieczności wizyty w szpitalu, ale lakier był nietknięty i lśniący, jakby samochód dopiero co wyjechał z salonu. Musiała to przyznać – w bieli śniegu wyróżniał się wśród innych pojazdów i prezentował naprawdę wyjątkowo. Zupełnie jak jego właściciel.
Ostatni raz obrzuciła auto wzrokiem, rozglądając się, czy przypadkiem Czarny Demon nie pojawia się na parkingu i przekroczyła próg dobrze znanego szpitalnego wejścia. W tym roku była tu już tyle razy, że niemal wszystkie pielęgniarki wiedziały, kim jest i witały ją z uśmiechem, tytułując oficjalnie panią detektyw. Po krótkiej wymianie uprzejmości skierowała się prosto do gabinetu Bai Wuxianga.
Zapukała, czekając na otwarcie drzwi, ale ku jej zdziwieniu, lekarz krzyknął kilka zupełnie niepasujących do niego słów tonem, któremu daleko było do jego zwyczajnego, uprzejmego i tak dobrze jej znanego. Jednak otworzyła drzwi, jak "poprosił".
Jedno spojrzenie wystarczyło, by objąć wzrokiem trójkę mężczyzn: znanego jej chirurga, wysokiego chłopaka z długimi czarnymi włosami o dwukolorowych tęczówkach, jednego mężczyznę prawdopodobnie w podobnym wieku do niej. Rannego.
– Dobry wieczór, doktorze – odezwała się bardzo uprzejmie. – Jak pan prosił, nacisnęłam klamkę po swojej stronie, ale chyba przychodzę w złym czasie. Czy mam w takim razie przyjść później?
Patrzyli na nią na pewno zdziwieni, lecz niezupełnie zaskoczeni, że ją tu widzą. Cała trójka. Detektyw ciągle stała w drzwiach, nie wiedząc, czy je zamknąć, czy poczekać, aż Bai Wuxiang sam każe jej to zrobić.
Nie chirurg pierwszy się do niej odezwał, ale ranny mężczyzna siedzący na kozetce w białym podkoszulku oraz spodniach, który ciepło się do niej uśmiechnął, a następnie zaproponował:
– Jeśli pani detektyw już tu jest, to zapraszamy do środka. Nie wypada, aby tak pani stała w drzwiach.
Lekarz spojrzał na mężczyznę, z powrotem na nią, a potem powiedział:
– Zapraszamy. Proszę tylko zamknąć za sobą drzwi. Na klucz.
Zawahała się, słysząc ostatnie zdanie, gdyż ewidentnie przyszła bardzo nie w porę, ale była detektywem, a jej głównym zadaniem było zdobywanie informacji i rozwiązywanie spraw. Jeśli dzięki temu mogła się czegoś dowiedzieć, to musiała podjąć ryzyko. Była widziana na szpitalnym monitoringu, więc nie powinno jej się nic stać. Do tego Bai Wuxiang był lekarzem, a nie kryminalistą, więc kimkolwiek była ta dwójka, to powinna być bezpieczna.
Weszła i zamknęła drzwi.
– Niech pani sobie usiądzie, zrobi herbatę, a ja tylko skończę i zaraz porozmawiamy – powiedział Bai Wuxiang, nie patrząc w jej stronę.
Ona za to obserwowała, jak bierze z tacki nożyczki, zbliża ich ostrze do ramienia siedzącego mężczyzny i przecina jeden z równo założonych szwów. Następnie pęsetą wyciąga żyłkę i zaczyna przeciągać nowy kawałek na igłę.
– Zna mnie pan? – zapytała, przystając przed Xie Lianem, który to pierwszy w gabinecie się do niej odezwał.
Była zainteresowana tym człowiekiem o całkowicie niegroźnym wyglądzie i zastanawiała się, skąd wzięły się rany na jego ciele. Ta głęboka na połowę ramienia i na obu dłoniach owiniętych teraz bandażem. Jasnobrązowe oczy przyjaźnie patrzyły w jej stronę, jakby nie przejmował się ani sytuacją, w jakiej go zastała, ani też przeprowadzanym na nim zabiegiem. Widziała, jak z ramienia ścieka krew, lecz podwinięty wysoko biały rękaw ciągle był śnieżnobiały. Tam, gdzie kończył się materiał koszulki, na szyi dostrzegła kilka różowych śladów. Przez chwilę zastanawiała się, skąd się wzięły i nagle dotarła do niej prawda o ich powstaniu.
Szybko przeniosła wzrok na bok, by nie wydać się wścibską i nietaktowną. Podniosła głowę, spoglądając na chłopaka, prawdopodobnie studenta, ale on z nieodgadnionym wyrazem na twarzy patrzył w stronę mężczyzny i delikatnie zaciskał usta.
– Detektyw Yushi Huang. – Rozbrzmiał głos i kobieta znów spojrzała na mężczyznę w bieli, starając się, by patrzeć mu tylko w oczy, a nie na resztę ciała. – Może jednak pani usiądzie?
Kobieta nie ruszyła się, za to wysoki chłopak minął ją bez słowa i przysunął bliżej niej krzesło.
– Dziękuję, San Lang – powiedział mężczyzna na kozetce i uśmiechnął się do młodzieńca.
– Również uważam, że to wcale nie taki zły pomysł, aby pani detektyw w końcu usłyszała całą prawdę – dodał młody chłopak i nie przejmując się zupełnie obcą osobą w ich towarzystwie, położył dłoń na barku mężczyzny w białym T-shircie. – Chyba ostatnio pani i partner trafiacie na same ściany, prawda? – zapytał, unosząc usta w uśmiechu.
– Proszę jednak usiąść – ponowił prośbę tym razem lekarz. – Skoro ma pani przed sobą Białego Demona i dzieciaka, który ostatnio zrobił z siebie głupią przynętę na oczach wszystkich na Arenie, to chyba zajmie nam dłuższą chwilę, zanim wytłumaczymy pani wszystko od początku.
Yushi Huang patrzyła na mężczyznę w bieli, który wraz z raną na ramieniu od początku wydawał jej się odrobinę znajomy i w końcu dotarło do niej, że jednak powinna ich posłuchać. Nie wyciągając z kieszeni swojego notatnika, usiadła i skupiła się na słuchaniu oraz zapamiętywaniu wszystkiego, co zaraz usłyszy.
*
Odkąd przekroczyła próg gabinetu, minęła prawie godzina. Bai Wuxiang wyszedł już po kwadransie i zostali tylko we trójkę.
Przede wszystkim mówił młody chłopak, który przedstawił się jako Hua Cheng. O drugim mężczyźnie – Xie Lianie słyszała już wcześniej, lecz tylko dlatego, że przeglądając stare i nierozwiązane sprawy, natknęła się na jego nazwisko. Rodzice tego człowieka zostali brutalnie zamordowani i żywy pozostał tylko on. Myślała, że wyjechał z miasta i nigdy już tu nie powrócił, dlatego dotąd nie szukała z nim żadnego kontaktu, aby przeprowadzić ponowną rozmowę, która mogłaby im pomóc w obecnym śledztwie.
Teraz okazało się, że ten całkowicie niepozorny profesor historii był Białym Demonem, a jednocześnie jedną z najważniejszych osób w tym trwającym już od lat przedsięwzięciu mającym na celu rozbicie Zielonego Światła.
Wszystko było tajne i nie mogli wciągnąć w to innych osób, bo nie było do końca wiadomo, komu można ufać. Nie dziwiła się, że nigdy nie trafiła na ślad Xie Liana ani żadną wzmiankę o nim poza starą nierozwiązaną sprawą.
Po wysłuchaniu większej części historii ulżyło jej, kiedy się dowiedziała, jaki był prawdziwy powód pozostania Bai Wuxianga w szpitalu. Jej intuicja rzadko ją zawodziła, dlatego nawet gdy odkryli o lekarzu utajnione informacje, to wiedziała, że coś jeszcze musi się za tym kryć.
– A więc to ty miałeś wtedy kurtkę Czarnego Demona, a profesor był tym drugim mężczyzną, który wdał się w bójkę? – zapytała, przypominając sobie uliczne spotkanie, które zakończyło się zabawną rozmową z Quan Yizhenem.
Płynęli już na jednej łodzi, dlatego postanowili mówić do siebie po imieniu, pomijając zwroty grzecznościowe.
– En – odparł Hua Cheng.
– To dlatego nie bałeś się podejść do nich, nawet jeśli była ich dziesiątka i byli uzbrojeni. – Tym razem mówiła do profesora.
Xie Lian zaśmiał się, mrużąc oczy.
– Można tak powiedzieć.
Złożyła ręce na udach, analizując i składając do kupy wszystko, czego się dotychczas dowiedziała. W tym czasie student obwiązał w końcu ramię profesora i pomógł mu założyć sweter. Mimowolnie spojrzała na tę dwójkę oraz sposób, w jaki się do siebie odnosili i patrzyli na siebie. Może dopowiadała sobie za dużo, ale nie zachowywali się jak nauczyciel i uczeń. Do tego te liczne malinki na szyi, które przed jej wzrokiem chronił teraz gruby biały golf, wydawały się jednoznaczne.
Zastanowiła się, czy dla dobra śledztwa nie będzie zbyt bezpośrednie i nietaktowne upewnienie się co do łączącej ich relacji, ale drzwi nagle się otworzyły i prawie wbiegł przez nie młody, zdyszany chłopak.
– Cześć, doktorku, czy... – Zamilkł, wstrzymując powietrze w płucach, nie widząc w gabinecie lekarza, a w zamian Yushi Huang i dwójkę przyjaciół.
– Nie mów tylko, że ty też tu jesteś, bo zobaczyłeś samochód Czarnego Demona. – Xie Lian zaczął się śmiać, spoglądając na chłopaka, a potem na Hua Chenga.
– O, a skąd wiedziałeś? – odpowiedział mu Quan Yizhen, zamykając za sobą drzwi i zastanawiając się, dlaczego mimo obecności Yushi Huang panuje tu taka luźna atmosfera.
– Och, San Lang – westchnął profesor historii – gdybyśmy wiedzieli, że ten samochód sprowadzi dziś na nas tylu gości, to chyba pojechalibyśmy do domu nawet i autobusem.
– A nie mieliście jechać taksówką? – zapytał chłopak, siadając na biurku.
– Mieliśmy, ale He Xuan poprosił nas o pewną przysługę i w zamian za nią pożyczył nam Mustanga.
– To musiała być sroga przysługa, że oddał wam swoje ulubione auto. Nawet mi nie pozwalał go prowadzić! – krzyknął z pretensjami.
– Może dlatego, że nie masz prawa jazdy? – Uprzedził słowa Xie Liana wchodzący do gabinetu Bai Wuxiang. – Złaź młody z mojego biurka. Tylko ja mogę na nim siedzieć.
– To usiądź mi dziś na kolanach – zażartował. – Nie będę obijał sobie tyłka na podłodze.
Chirurg minął go, uderzając segregatorem w głowę, ale Quan Yizhen zaśmiał się tylko głośniej i zapytał:
– A więc, o co tu chodzi? Pani detektyw w końcu do nas dołączyła?
Wszyscy popatrzyli na kobietę, a potem Xie Lian, zwracając się bezpośrednio do Yushi Huang, oznajmił:
– A to, jak już wiesz, jest nasz najmłodszy członek grupy, syn wspomnianego Yin Yu, Quan Yizhen.
* * *
Godzinę później Yushi Huang wracała do biura. Towarzyszył jej Quan Yizhen, którego obiecała odwieźć do domu. Okazało się, że po kolacji doktor zostawił go u Pei Xiu i Ban Yue, od których zabrał nareszcie ubrania Hua Chenga. Po tym w drodze do domu wypatrzył czarnego Mustanga GT i nie mógł przejść obojętnie, nie sprawdzając, dlaczego Czarny Demon przyjechał do szpitala. Nie przypuszczał, by coś mu się stało, więc tym bardziej widok auta podsycił jego ciekawość.
Teraz wprost nie posiadał się ze szczęścia ze względu na to, że jego cichy i nieco mrukliwy kolega nie jest ranny, ale, co ważniejsze, pani detektyw, którą bardzo lubił, dołączyła do ich zespołu.
Czy coś jeszcze przyjemniejszego mogło go dziś spotkać?
Pomyślał nad tym pytaniem i stwierdził, że jedynie dobre jedzenie, które mógłby zjeść w domu He Xuana. Może i cudem udało mu się wygrać ich mały konkurs w jedzeniu, ale nadal nie odmówiłby sobie rozkoszy zjedzenia czegokolwiek, co zostało przygotowane przez tego nienażartego Czarnego Demona i w jego magicznych rękach nabrało takiego smaku, że po prostu nie można było temu się oprzeć.
Co do samej wygranej, to miał niebywałe szczęście, że zwyciężył. Hua Chenga pokonał szybko, lecz dopóki He Xuan nie odstawił pałeczek, uważnie słuchając planu, jaki przygotowali, to ciągle prowadził. Jednak zaraz po tym Quan Yizhen nadrobił różnicę dwóch krążków i ostatecznie zjadł ich najwięcej.
Nie była to całkiem czysta wygrana, dlatego nagle przeszło mu przez myśl, by jeszcze raz się z nim zmierzyć, tym razem w całkowicie uczciwej walce. A jakie byłoby lepsze miejsce do pojedynku, jeśli nie u niego w domu, jedząc przyrządzone przez niego potrawy? Pomysł, by przy najbliższej okazji go odwiedzić, był zdecydowanie świetny.
Przynajmniej w jego mniemaniu.
Siedząca obok Quan Yizhena pani detektyw czuła się dziwnie, jadąc z tym zawsze wesołym i pozytywnie nastawionym do świata dwudziestolatkiem i nie mogła wyjść z podziwu, jak nawet jemu udało się wszystko zataić.
Wydawał się taki beztroski i nieodpowiedzialny, w ogóle niepodobny do Bai Wuxianga czy pozostałych mężczyzn, których dziś poznała i dowiedziała się, że planują akcję na skalę nawet nie całego miasta, ale kraju. Wieloletnia współpraca, skrzętne zbieranie informacji, powolne pozbywanie się najgroźniejszych zbrodniarzy i morderców – żaden etap akcji, której się podjęli, nie był łatwy, a chłopaka wciągnięto do tego niebezpiecznego świata, kiedy miał zaledwie 17 lat. Nastolatek, który zamiast cieszyć się szkolnym życiem i wolnością, bił się na ulicach, a jednocześnie małymi krokami zbliżał do tego, co wkrótce miało nadejść.
Każdy z tych mężczyzn, o których usłyszała dziś niezwykłe informacje, był wyjątkowy i gdyby nie to, że podzielili się z nią całą prawdą, sama nigdy by na to nie wpadała. Wyglądali za bardzo zwyczajnie, a wiele wiadomości było za dobrze ukrytych lub całkowicie usuniętych, więc prawda jeszcze długi czas mogłaby w ogóle nie zostać ujawniona.
Zredukowała biegi i zatrzymała się na światłach. Choć było już późno, niektóre sygnalizacje świetlne nadal działały, zwłaszcza na takich przejściach dla pieszych jak to. Po raz kolejny układała w umyśle cały ogrom informacji, jaki dziś uzyskała. Tyle miesięcy prawie bezowocnych poszukiwań, a wszystko było praktycznie pod ręką, zaraz obok. Pójście tropem lekarza, do którego trafiała większość pobitych na Arenach ludzi było dobrym strzałem, a w tej chwili musiała przyznać, że wprost idealnym. Zastanawiała się, jak zareaguje na to jej partner.
Uśmiechnęła się.
Będzie zabawne zobaczyć jego minę.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał, że jest już grubo po północy i rozważyła zajechanie na stację paliw. Nic tak nie pobudza umysłu, jak świeżo zaparzona kawa z dodatkiem glukozy w postaci słodkiego i wysokokalorycznego ciastka lub chociażby batonika.
– Masz ochotę coś przegryźć, Quan Yizhenie?
– O takie rzeczy nie musi mnie pani nawet pytać! Jasne! – powiedział głośno uradowany chłopak.
– Yushi Huang. Mów mi po imieniu.
– Dobra, Yushi Huang.
Uśmiechnęli się do siebie.
Jak łatwo się z nim rozmawia. Naprawdę dziwny, ale pozytywny chłopak.
Ruszyli spokojnie, nie zauważając, że światła samochodu za ich plecami zbliżają się zdecydowanie za szybko.
– Opowiedz mi – zaczęła, poprawiając lusterko w samochodzie, by pojazd za nią nie raził jej w oczy – jak poznałeś Bai Wuxianga i Xie Liana.
Nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi. Wściekły ryk silnika zagłuszył słowa dwudziestolatka, a dźwięk zgniatanego metalu w akompaniamencie pękających szyb boleśnie wypełnił ich uszy. Po chwili wystrzeliły poduszki powietrzne, a Yushi Huang uderzyła o coś mocno, tracąc przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro