Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

65. Może nie na parkingu, ale siedzenia i tak wydają się dostatecznie wygodne

Xie Lian i Hua Cheng siedzieli w sportowym zaledwie rocznym Mustangu Shelby GT500. Rzut okiem na pojazd na zewnątrz jak i wnętrze ewidentnie wskazywał, że należał do tych z najwyższej półki.

Czy dzięki byciu modelem i braniu udziału w ulicznych walkach można było zarobić tyle pieniędzy, by pozwolić sobie na taką "brykę"? Zdecydowanie tak. Gdyby policzyć ile pieniędzy profesor historii wydawał rocznie na książki i ile obecnie warta była jego kolekcja, to cóż... byłoby go stać na kilka takich samochodów. On jednak nigdy nie przykładał większej wagi do tego, czym jeździł. Ważne, żeby samochód był sprawny i poruszanie się nim po ulicach nie wymagało od niego większej uwagi. Jego Subaru było zwrotne, miało odpowiednie przyspieszenie i do tego nie paliło tyle, ile ten pięciolitrowy i ponad siedmiusetkonny silnik. Dlatego nawet nie myślał o kupnie tak ekskluzywnego auta jak to.

Zarówno Hua Chengowi jak i Xie Lianowi było obojętne, który z nich będzie prowadził, ale z rozpędu to Xie Lian usiadł za kierownicą, a Hua Cheng na miejscu pasażera. Kierowca włożył kluczyk do stacyjki i przekręcił go. Silnik natychmiast ożył mrucząc miło i równomiernie. Ze swojego miejsca obserwowali pokój na najwyższym piętrze akademika, w którym paliło się światło – pokój należący do Hua Chenga.

Popatrzyli na siebie, zastanawiając się, czy właśnie nie zgodzili się na coś głupiego, ale He Xuan nie wyglądał na nieodpowiedzialnego faceta, więc z góry założyli, że będzie dobrze.

Ruszyli pomału, gdyż samochód miał napęd na tylne koła i, nawet jeśli posiadał szereg wspomagających jazdę i dbających o bezpieczeństwo systemów, to poruszanie po ośnieżonych śliskich drogach takim rwącym się do przodu kolosem nie była łatwa. Sprzęgło chodziło niesamowicie ciężko, ale za to gaz... Xie Lian modlił się, aby jego noga była lekka jak piórko, bo w przeciwnym razie z pewnością nie minie wiele czasu, nim wylądują na pierwszej lepszej latarni. Nie ma się co dziwić, że odczuwał odrobinę lęk. W końcu ten samochód przeznaczony był na tor wyścigowy i "setkę" osiągał w niecałe cztery sekundy.

Przemierzając kilometry nocnych ulic miasta, czuł się szczęśliwy, że posiadał starsze Subaru z napędem na cztery koła. W nim nawet po śniegu sunęło się jak po zwyczajnej drodze.

– San Lang – odezwał się profesor, wypowiadając myśli, które krążyły od jakiegoś czasu w jego głowie – myślisz, że to był dobry pomysł zostawiać ich samych?

– Cóż – zaczął, spoglądając na skupioną na drodze twarz Xie Liana – wytłumaczyłem mu, że jeśli zrobi coś głupiego, to narazi na nieprzyjemności Shi QingXuana i mnie. Dlatego stawiałbym, że posiedzą razem, może pogadają i się zmyje.

– Pogadają – powtórzył – czyli nawet taka osoba jak on może lubić kogoś na tyle, by chcieć spędzić z kimś czas i poprosić nas o pomoc w spotkaniu.

– Porwaniu. – Poprawił ze śmiechem swojego nauczyciela Hua Cheng.

– Kierunek, w jaki szły jego myśli, był naprawdę zaskakujący.

– En. Jednak, mimo doboru takich słów, nie miał nic złego na myśli. W pewnym sensie nawet mi się podobało, w jaki sposób chciał uratować Shi QingXuana.

– Mógł od razu powiedzieć, że chce mu pomóc.

– Obaj wiemy, że Czarny Demon kieruje się swoim demonicznym nazewnictwem.

– Coś sugerujesz? – spytał, zastanawiając się, do czego zmierza jego uczeń.

Odpowiedział mu krótki śmiech. Hua Cheng dotknął palcami dłoni Xie Liana i odparł:

– To tak jak Quan Yizhen i Bai Wuxiang lub ogólnie wasza trójka. Co to dla was jakieś uliczne bójki, częste wizyty w szpitalu i próba pokonania największej mafii w naszym mieście.

– Nie zapominaj, że ty już także w tym siedzisz.

– En. Tylko jeszcze nie przyzwyczaiłem się całkowicie do tego, z jaką lekkością mówicie o niektórych sprawach.

– To chyba podobnie jak ty mówisz, używając terminologii informatycznej. Mało co rozumiem z tego jak działają twoje programy szpiegowskie, będące w stanie z taką łatwością przedostać się nawet do baz danych policji czy innych instytucji państwowych.

– Najważniejsze, że są skuteczne i nawet Zielone Światło nie było w stanie mnie wyśledzić.

– Muszę przyznać, że zadziwiasz mnie na każdym kroku – stwierdził, a wypowiadając kolejne słowa, czuć było w jego głosie jeszcze więcej ciepła: – I chyba właśnie o to chodzi, San Lang. Bo wzajemnie idealnie się uzupełniamy.

– Jak Yin i Yang, gege.

Popatrzył na kierowcę i pomyślał, że naprawdę poznanie Xie Liana było jak niesamowity sen, który, będąc tak wspaniałym, powinien być tylko snem, a tymczasem okazał się rzeczywistością. Jeśli uda im się osiągnąć, co zamierzali, jak będzie mógł powrócić do rzeczywistości? Do zajęć na uczelni i niespędzaniu z profesorem każdej chwili? Już teraz wiedział, że będzie to bardzo trudne, a potem, kiedy już obecność profesora obok będzie dla niego tak naturalna jak oddychanie, zapewne udusi się z braku jego dłoni, jego głosu i patrzącego na niego z miłością wzroku.

Obracając twarz w stronę swojego okna, parsknął cicho śmiechem, zastanawiając się, czy kiedykolwiek przeszło mu przez myśl, że do tego stopnia można uzależnić się od obecności drugiego człowieka.

– Coś wesołego przyszło ci do głowy, mój lisie? – zapytał radośnie profesor.

– Niezupełnie wesołego, moja łasico. Bardziej jest to smutne i nie wiem jak będę mógł żyć dalej z tą świadomością – odparł tajemniczo.

– Czy to ma coś wspólnego ze szkołą? – zgadywał.

– Po części.

– Z jakąś osobą?

– Zdecydowanie tak.

Xie Lian się zamyślił.

– Z przyszłością?

– En.

– Obawiasz się, że ojciec zmusi cię jednak do przerwania nauki?

Student zastanowił się nad tym pytaniem, gdyż już prawie całkowicie zapomniał o tym problemie, który przecież nadal był jak najbardziej realny.

– Wcześniej byłbym pewny, że tak, ale podczas naszej rozmowy... sam nie wiem. Po twoim wyjściu z gabinetu wydawał się całkowicie odmieniony, jakby nagle stał się innym człowiekiem.

Z boku rozbrzmiało krótkie kaszlnięcie.

– To – zaczął profesor – prawdopodobnie powiedziałem o kilka zdań za dużo.

– Po alkoholu gege jest aż zbyt szczery.

– Też, ale prawda jest taka, że przypomniałem mu o czymś, o czym zapomniał, ale – zawahał się na kilka sekund – sam nie wiem, czy dobrze postąpiłem, wywierając na nim presję.

Jechali prostą drogą bez skrzyżowań ze światłami, dlatego Hua Cheng pozwolił sobie zabrać dłoń profesora z kierownicy i postawić na swoim udzie, przykrywając ją swoją i rzekł spokojnie:

– Cokolwiek gege powiedział, to na pewno zrobił to dla mnie. Nie to, żebym sobie schlebiał – dodał ze śmiechem, a potem już nieco poważniej oznajmił: – Po prostu wiem, że jeśli chodzi o mnie, nigdy się gege nie wstrzymuje. To znaczy... Gege zawsze o mnie myśli...

– Tak jest, San Lang.

– Dlatego ufam ci i nie musisz mi się tłumaczyć. Po prostu cieszę się, że udało ci się trafić w jego serce. Dawno nie prowadziłem z nim tak przyjemnej i spokojnej rozmowy jak tamtego wieczoru. Dziękuję, gege. – Po tych słowach zaśmiał się głośno, jakby nagle naszła go pewna myśl i ścisnął mocniej jego dłoń. – Zresztą, pewnie jakbym ładnie poprosił, to gege zdradziłby mi wszystkie tajemnice.

– Nie ma takiej opcji, San Lang. Nie wiesz, że niektóre tajemnice nie powinny być nigdy mówione na głos? To tak jak z życzeniami wypowiadanymi do spadających gwiazd.

– Oj, gege. – Jego głos od słowa do słowa stawał się coraz niższy. – Przypadkiem dowiedziałem się dziś w nocy – opuszkiem palca powoli kreślił coś na skórze Xie Liana – że jak odpowiednio zmotywuję mojego profesora do zwierzeń, to jest bardzo, ale to bardzo szczery.

Dłoń nauczyciela drgnęła, gdy dotarł do niego sens usłyszanych słów i tylko otworzył i zacisnął usta, by jednak nie odpowiadać na tę słowną zaczepkę.

– Zrobimy jeszcze małe zakupy na jutro? – Xie Lian zmienił szybko temat.

Studentowi podobała się zawstydzona twarz profesora bardziej niż cokolwiek innego, ale tym razem odpuścił. Jechali ośnieżoną drogą, pożyczonym, drogim samochodem, więc byłoby bardzo nierozsądnie i nieodpowiedzialnie rozpraszać kierowcę.

– Pewnie, też o tym pomyślałem – odparł, przenosząc wzrok na drogę. – Kupimy coś na śniadanie i może jakieś kosmetyki.

– Kosmetyki? – zapytał Xie Lian. – Masz na myśli żel pod prysznic? Jeśli już ci się skończył, to możesz korzystać z mojego.

– Bardziej myślałem o jakimś specyfiku na rozluźnienie lub... nawilżenie – rzekł lekko, a osoba obok wstrzymała powietrze.

– Nigdy nie przestaniesz się ze mną droczyć.

– Przepraszam, gege – śmiał się głośno – ale to jest silniejsze ode mnie. Jesteś taki uroczy, kiedy się rumienisz. Poza tym naprawdę pomyślałem o jakiejś oliwce do ciała. Jesteś cały w malinkach, a ja w siniakach, więc może delikatny masaż pomoże się temu wchłonąć.

– Oliwka w niczym nie pomoże – rzekł tonem znawcy. – Mam przy sobie maść na takie rzeczy od Bai Wuxianga. Dał mi po kolacji – poinformował. – I tym razem jest dla nas obu, a nie tylko dla mnie...

– Ha, ha! Niewątpliwie doktor zdenerwował się dziś rano i dlatego chciał na swój sposób podroczyć się z tobą. – Zauważył chłopak. – Ale na pewno nie miał złych intencji. Twoi przyjaciele myślą o tobie tak samo często i traktując cię z taką samą troską jak ty ich.

Xie Lian wiedział, że to prawda, dlatego nie wypominał nawet tej małej tubki z preparatem uśmierzającym ból – "tylko dla niego". Westchnął zrezygnowany.

Nagle zwolnił, dostrzegając sklep. Zredukował bieg i skręcił, wjeżdżając na parking. Wyłączył silnik i odpiął pas.

– Wiesz, gege... – odezwał się Hua Cheng, zanim którykolwiek z nich sięgnął do klamki – jesteś dla mnie najważniejszy. Jeśli kiedykolwiek bym się z czymś zapędził, to po prostu mi o tym powiedz wprost lub stanowczo mnie zatrzymaj. Nigdy nie chciałbym zrobić czegoś przeciwko twoim własnym pragnieniom.

Moim własnym pragnieniom...

– Dobrze, San Lang. Od dawna tym właśnie się kieruję, ale jak na razie nie zrobiłeś nic, czego sam bym nie chciał. – Wyciągnął rękę w jego stronę i położył ją na policzku, głaskając. – Przyznaj, że takie cwane lisy jak ty czytają w myślach i po prostu ten tekst to kolejny sposób na podroczenie się ze mną i sprawdzenie, jak daleko sięga moja samokontrola.

Ciepłe usta chłopaka zatrzymały się na chwilę na dotykającym go nadgarstku, a potem uśmiechnął się, patrząc w oczy profesora.

– Zapewniam cię, że nie umiem czytać w myślach. Niestety. A co do samokontroli...

Przysunął głowę bliżej środka pojazdu i Xie Lian zrobił dokładnie to samo.

– Czuję, że przy tobie ciągle mi jej brakuje – wyszeptał profesor i złączył ich usta. – Na pewno...

Całowali się delikatnie, muskając co chwilę swoje usta i uśmiechając do siebie. Ich wargi nadal były lekko spuchnięte i obolałe, przez co bardzo wrażliwe. Jednak dolatujące do ich uszu coraz szybsze oddechy, które coraz częściej połykali wraz z odgłosami rozłączających się ust, spowodowały, że ich dłonie znalazły się na szyi, a chwilę potem pod materiałem na karku i plecach. Wystarczyło zderzenie się języków, by nagle boleśnie pogłębili pocałunek, zapominając, gdzie są i że osoby robiące zakupy mogą ich zobaczyć. W końcu siedzieli w jedynym takim pojeździe w całym mieście, więc tym bardziej rzucali się w oczy.

Dyszeli, obejmując się i czując pod palcami coraz gorętszą skórę. Cicho jęczeli, gdy ból stawał się większy, a ucisk w spodniach nie do zniesienia. Ich ciała dobrze pamiętały noc i to wypełniające podbrzusze uczucie, któremu nie mogli się oprzeć.

– Kupmy tę oliwkę – powiedział między pocałunkami profesor, lecz kierując się zupełnie odmiennym jej przeznaczeniem niż masaż pleców. Choć... musiał przyznać, że nawet i plecy lub inne partie ciała w sprawnych dłoniach byłyby bardzo zadowolone.

– I prezerwatywy – dodał Hua Cheng, już prawie przechodząc na jego siedzenie i przyciskając głowę z brązowymi włosami do zagłówka. – Bo znów nie będę mógł przerwać, kiedy... – Profesor nie pozwolił mu skończyć, kiedy wspomnienie ich wspólnego prysznica zalało mu umysł, a dotykające go palce przypomniały o zawstydzeniu zajmującym mu całe ciało. Jedynym dla niego pocieszeniem było, że naprawdę tej nocy był wykończony i bez pomocy nie dałby sobie sam z tym rady.

Jeszcze przez chwilę oddawali się tej słodkiej przyjemności, aż w końcu Xie Lian przyłożył kciuk do ust Hua Chenga i przerwał.

– Musimy najpierw wyleczyć tę ranę. – Zauważył, głaszcząc miejsce kilka centymetrów od lekko znowu krwawiącego rozcięcia.

– Do Nowego Roku na pewno się zagoi – powiedział, zabierając dłoń z twarzy i całując ją. – A jeśli ktoś mnie zapyta, skąd ją mam, to odpowiem, że po zaciętym pojedynku.

– Pojedynku? Och! – Zaśmiał się, bardzo delikatnie przytykając ust do rany. – I kto zwyciężył?

– Ja – odparł natychmiast – i nie ja. Nie było ani zwycięzcy, ani przegranego.

– To co to była za walka, jeśli nikt nie wygrał? – dopytywał profesor. – Opłacało się ją toczyć?

– Zdecydowanie tak. – Odchylił krawędź białego golfu i pocałował jeden z czerwonych śladów na szyi Xie Liana. – Obaj walczyliśmy z pragnieniami i żądzami. I ten pojedynek przegraliśmy, choć wygraliśmy coś ważniejszego. – Przeciągnął językiem od jednej plamki do drugiej, a potem każdą z nich pocałował. – Siebie.

Profesor zaczął się śmiać i przytulił mocno głowę z otoczoną czarnymi jak noc włosami do swojej piersi.

– Och, San Lang – zaczął mówić z wesołością w głosie – raz mówisz, że nikt nie wygrał, a potem, że przegraliśmy, wygraliśmy. Zdecyduj się.

Długie palce wsunęły się pod materiał koszulki i objęły nagie plecy, a Hua Cheng po chwili zastanowienia w końcu odpowiedział:

– To w takim razie wygraliśmy.

– I to mi się podoba. – Zgodził się chętnie. – Jeśli obie strony mają korzyści i są zwycięzcami, oznacza tylko, że cały trud się opłacił.

– Gege nazwał to trudem, ale najtrudniejsze w tym wszystkim było wytrzymać tyle czasu. – Patrzył na twarz nauczyciela, nie mogąc oprzeć się temu widokowi. – Z uroczą łasicą, która tyle razy mnie kusiła do zerwania moich kajdan samokontroli, wcale nie było to takie łatwe.

– Ale dotrzymałeś obietnicy.

– Dla gege zrobię wszystko. – Objął jeszcze mocniej ciało, które trzymał, jednocześnie słysząc coraz głośniej bijące serce profesora historii.

– I ja dla ciebie też, San Lang. Wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro