64. He Xuan - czy na pewno demon bez serca?
Na prośbę Nika-chan_323 i pewnie ku uciesze Sabrin1036 oto nieplanowany rozdział o przeciwieństwach, które się przyciągają xD Nie powstałby, gdyby nie subtelna prośba o "więcej Mistrza Wiatru" <3.
* * * * * * *
Od czasu pamiętnej gonitwy na akademickich korytarzach minęły trzy dni. Trzy długie dni, podczas których młody student miał areszt domowy i zakaz opuszczania swojego pokoju, aby przemyślał "durne" zachowanie. Nie opowiedział bratu, co dokładnie się stało, mówiąc oględnie, iż spotkał znajomego, poszli razem na piwo, a potem przenocował w jego mieszkaniu, bo nie miał siły wrócić. Było to oczywiście prawdą, dlatego nie miał do siebie żadnych pretensji, że nie powiedział wszystkiego. Dobrze znał brata, dlatego wiedział też, z czym te szczegóły by się wiązały, więc najzwyczajniej w świecie sporą część zatrzymał tylko dla siebie.
Jadł, co brat mu naszykował, czytał, robił projekty, które miał zadane, starał się uczyć, ale niewiele to pomagało, by jego umysł prawie bezustannie nie powracał do przystojnego He Xuana. Bo najgorsze w tym wszystkim było to, iż zabrano mu telefon – w ramach kary oczywiście. Zdążył tylko wysłać wiadomość z podziękowaniami, a potem kolejną, że jego brat jest zły i przez tydzień będzie uziemiony. Na tym kontakt się urwał. Shi WuDu dał telefon na przetrzymanie Ling Wen i obiecał oddać dopiero na Sylwestra.
Niespodziewanie, kiedy wykapany i ubrany w piżamę Shi QingXuan wieczorem nic nie robiąc pożytecznego, leżał po prostu z rozłożonymi na boki ramionami, ktoś zapukał do drzwi. Policzył już kilkadziesiąt razy, ile na suficie było pęknięć i czarnych małych kropek po zabijanych w okresie letnim owadach, więc zamknął w końcu oczy i zaczął nucić jakąś usłyszaną w radiu piosenkę. Następstwem pukania były ciche kroki, a potem równie cicha rozmowa dwóch osób. Zastanawiał się kto mógł przyjść o tej porze, bo tylko Ling Wen odwiedzała ich regularnie, a słyszany głos był na 100% męski. Po chwili drzwi do jego pokoju się otworzyły i stanął w nich Shi WuDu, z progu mówiąc ostro:
– Ubieraj na ten swój bezużyteczny tyłek jakieś spodnie, bluzę i mykaj.
Shi QingXuan patrzył na niego w lekkim oszołomieniu, słuchając co on do niego mówi i czego chce. Jednak nim choćby otworzył usta, by o to zapytać, zza jego pleców wyłoniła się wysoka postać o długich czarnych włosach i w czerwonej koszuli. Młody student z niepodobną do niego prędkością startującej rakiety zeskoczył z łóżka, zatrzymując się dopiero przed swoją szafą i szukając w niej ubrań. Wziął pierwszy lepszy zestaw spodni dresowych i bluzy, po czym nałożył na siebie.
Tak gotowy, podszedł do progu pokoju i oznajmił:
– Już.
Lekko się uśmiechnął, choć sam nie wiedział, co było powodem odwiedzin oraz słów brata. Hua Cheng był gościem, którego w ogóle się nie spodziewał, no może bardziej nie spodziewałby się zobaczyć uśmiechającego się He Xuana, ale i tak w tej chwili był bardzo zaskoczony.
– A ty gdzie? – zapytał Shi WuDu, stając na jego drodze.
Młodszy z braci zastanowił się, co zrobił źle, ale Hua Cheng szybko mu pomógł:
– Weź tylko swoje zeszyty. Książki mam u siebie.
Chłopak obrócił się, chwytając w dłoń pierwsze lepsze notatniki i z obładowanymi materiałami ramionami szybko stanął przy wieczornym gościu, widząc niepowtarzalną okazję, by choć na chwilę wyrwać się ze swojego "więzienia".
– Jakbyś mi powiedział wcześniej, że umówiliście się dziś na wspólną naukę, to Hua Cheng nie musiałby specjalnie fatygować się po ciebie. – Niezadowolony Shi WuDu pokręcił głową. – Ucz się i nawet nie myśl, żeby się wymigać.
– Dobrze – odparł poważnie.
– Pewnie wrócisz w nocy, dlatego nie hałasuj. Nie wszyscy wylegują się całymi dniami w łóżku jak ty. – Nadal strofował brata.
– En.
– Chodźmy – powiedział Hua Cheng i wyszedł za drzwi, czekając, aż student za nim pójdzie.
Wchodzili po schodach w milczeniu, gdyż Shi QingXuan tak głęboko zastanawiał się, skąd wziął się Hua Cheng i dlaczego akurat teraz, iż nawet nie zauważył, kiedy znaleźli się przed jego pokojem.
Czy naprawdę się umówiliśmy? – ciągle zastanawiał się Shi QingXuan. – Jeśli tak to... kiedy?
Weszli do środka, a on z głową utkwioną w podłogę poszedł od razu w stronę biurka ustawionego pod oknem. Położył na nim przyniesione materiały i w końcu spojrzał pytająco na starszego kolegę.
– Ja nic nie wiem – powiedział, zanim jakiekolwiek słowo opuściło usta Shi QingXuana. – Robię tylko za twoje alibi, dlatego musisz poudawać, że się uczysz. Tam – wskazał na biurko za jego plecami, gdzie leżały zeszyty – są jakieś książki, a obok ksera. Weź, co potrzebujesz, i baw się dobrze, tylko nie wróć za późno do siebie, bo Shi WuDu będzie coś podejrzewał.
Brwi studenta podniosły się tak wysoko, że prawie sięgnęły jego włosów.
– A-ale ja nie rozumiem! Co ja tutaj robię?
– Mnie nie pytaj, tylko jego – powiedział i popatrzył w bok na swoje łóżko. Wzrok Shi QingXuana także się tam przeniósł i nagle zastygł. Oczy rozszerzyły się w szoku i aż wstrzymał powietrze. Prawdopodobnie miał omamy wzrokowe, bo za dużo ostatnio myślał o tym mężczyźnie... W przeciwnym razie, co on by TUTAJ robił?!
Bicie serca chyba wznowił mu dopiero trzask zamykanych drzwi, lecz nadal jego krtań była ściśnięta i żaden dźwięk nie chciał przez nią przejść. Wyjątkowo jak na tę parę ludzi to siedzący na łóżku i podpierający się z dwóch stron na boki mężczyzna przemówił pierwszy:
– Cześć.
Było to krótkie, treściwe oraz bardzo beznamiętne przywitanie i serce Shi QingXuana nie powinno tak szaleć na dźwięk tego głosu, który odbijał się od ścian. Ale biło coraz mocniej, powodując głośne pulsowanie w skroniach. Podniósł niepewną dłoń do twarzy i z charakterystycznym "plaskiem" uderzył się w policzek, aż głośno jęknął.
Nie wiadomo czy He Xuan był poirytowany tym, czy rozbawiony, ale jego usta mocniej się zacisnęły.
Shi QingXuan poczuł ból na twarzy i w końcu otrzeźwiał na tyle, by ruszyć się z miejsca. Zrobił dwa kroki w kierunku mężczyzny w czarnej skórzanej kurtce, spod której widać było zapinaną na guziki elegancką, równie czarną koszulę i takie same spodnie, po czym przystanął w odpowiedniej od niego odległości: nie za blisko, nie za daleko i wyciągnął przed siebie ramię. Wyprostował palec wskazujący i zaczął zbliżać go dokładnie do lewego policzka mężczyzny. Kiedy palec wbił się w miękką skórę, obaj trwali w całkowitym bezruchu.
– Dotknąłeś mnie jak dzieciak patykiem zdechłą żabę.
Palec wbrew ostrym i niemiłym słowom pozostał na swoim miejscu. Intensywna zieleń oczu ani na chwilę nie uciekła od zimnego złota – od koloru, który wbrew temu całemu mężczyźnie powinien być ciepły, wręcz gorący. Lecz na twarzy He Xuana był jak góra lodowa – dla wszystkich, którzy nie mieli odwagi, by spojrzeć w jej głębię, by dostrzec to, co jest ukryte na jej dnie i co poznał już Shi QingXuan. Dlatego on już się nie bał, będąc jedynie w szoku, że He Xuan tu jest i najwidoczniej przyszedł się z nim spotkać.
Z NIM!
Zabrał w końcu palec z policzka, zostawiając tam mały różowy ślad i zaśmiał się, mówiąc:
– To naprawdę ty!
– No przecież nie zdechła żaba.
– Ha, ha! Nie! Na pewno nie wyglądasz jak żaden znany mi gatunek ropuchy.
Ubrany w dres, spod którego wystawała mu piżama z motywem jasnozielonych liści oraz kapcie w różowe króliczki, nie nadawały mu wizerunku osoby, z którą można by w tej chwili przeprowadzić poważną rozmowę. Jednak wbrew temu, He Xuan jednym spojrzeniem objął chłopaka od stóp po czubek głowy, gdzie w przydługie włosy wplecioną miał nawet zieloną jak jego oczy spinkę i zapytał całkiem poważnie:
– Dlaczego jesteś taki zaskoczony?
Student jeszcze przez chwilę się śmiał, czując jak nagromadzone przez ostatnie kilka dni nerwy i bezsilność spływają z niego, po czym kopnął kapcie na bok i wskoczył na środek łóżka, siadając na nim po turecku. Czarny Demon musiał się obrócić, by na niego spojrzeć. Odsunął się trochę i oparł zgiętą w kolanie nogę o czerwoną pościel. Na piszczelu, który także bokiem przytykał do materaca, ułożył swobodnie jedną dłoń i, czekając na odpowiedź, patrzył na uniesione w uśmiechu usta chłopaka.
Sam nie wiedział, kiedy stęsknił się za nim i od kiedy patrzenie na tę uśmiechniętą twarz sprawiało mu tyle przyjemności. Wiedział dokładnie, że nawet obecność takiej osoby jak on – Czarnego Demona, a nawet jego nieprzyjemne słowa bez emocji nie denerwowały chłopaka o zielonych oczach. Nie bał się go i co ważniejsze – nie był na niego obojętny. Wprost przeciwnie. Bo porównując obecną twarz Shi QingXuana z tą, którą pokazał wchodząc do pokoju, w końcu wyglądał na szczęśliwego.
Dlaczego tak bardzo cieszyło to He Xuana? Ten człowiek przed nim i ta radość na jego twarzy.
Przypominając sobie dzisiejszą kolację, porównał profesora i jego ucznia z nimi. Nie, to było zupełnie coś innego. Tamci patrzyli sobie w oczy, uśmiechając się radośnie. On tak nie potrafił i było to silniejsze od chęci czy postanowień. Po prostu nie był w stanie się uśmiechać.
Jednakże teraz, nie zważając na brak emocji na jego twarzy, Shi QingXuan uśmiechał się tak szeroko, jakby cieszył się za siebie i za niego jednocześnie. Tak, jakby wiedział, że i on się cieszy z tego spotkania, że go widzi, ma go na wyciągnięcie ręki, że czuje zapach jego szamponu na niedosuszonych i jeszcze lekko wilgotnych włosach. Sama obecność tego dzieciaka odprężała go. Aż za bardzo. Przez niego za dużo myślał i za dużo czuł. Nawet jeśli się wzbraniał, to nie potrafił wyrzucić go z umysłu. Nie potrafił nie porównać ich znajomości do tej widzianej godzinę, czy dwie godziny temu przy kolacji. Zwłaszcza teraz, kiedy byli sami w jednym pomieszczeniu, oddzieleni tylko powietrzem i ich własnymi umysłami.
A gdyby tak usiąść obok niego, gdyby tak zetknąć się ramionami jak tamta zakochana para, czy on, Czarny Demon, potrafiłby beztrosko się uśmiechnąć? Nie. To tak nie działało, nawet jeśli bardzo by tego pragnął.
Przeniósł wzrok na biurko z małą schludną stertą książek Hua Chenga i większą "wieżą" krzywo ustawionych zeszytów przyniesionych przez Shi QingXuana i wtedy usłyszał odpowiedź na swoje pytanie.
– Nie miałem pojęcia, że spotkam cię na terenie szkoły! Jak przeszedłeś przez ochronę?
– Przez mur.
– Przez mur? Czyli... nikt nie wie, że tu jesteś? – zapytał, jeszcze szerzej otwierając oczy.
– Tylko Hua Cheng i jego profesor.
– Profesor Xie Lian się na to zgodził?
Nie mógł w to uwierzyć. Który normalny wykładowca pomógłby w czymś tak nielegalnym? Przecież to było pogwałcenie szkolnego regulaminu!
– Zawarliśmy układ – rzekł spokojnie.
– Ja nic z tego nie rozumiem!... Czekaj... ty naprawdę chciałeś się ze mną zobaczyć, to nie jest sen albo jakiś żart?
– Dlaczego miałby być? To źle, że przyszedłem?
– No właśnie nie! To bardzo, ale to bardzo dobrze! – powiedział uradowany. – Ja też chciałem zobaczyć się z tobą, ale brat mnie uziemił i nawet nie mogłem napisać, bo zabrali mi telefon, ale myślałem o tobie, co jesz albo co robisz, czy się nudzisz lub śpisz i po prostu nie miałem pojęcia, że cię zobaczę. – Mówił coraz szybciej, rozpędzając się z każdym wypowiedzianym słowem i ułożonym naprędce zdaniem. – Cieszę się, bo nie spodziewałem się, że ty też chciałeś się ze mną zobaczyć. I do tego przyszedłeś do mnie, i wkręciłeś w to Hua Chenga, i jesteśmy teraz w jego pokoju, i o naszym spotkaniu nikt nie wie i nie może wiedzieć, oczywiście poza profesorem i Hua Chengiem, i to jest... jakby to powiedzieć... – zamyślił się, lecz już po chwili powiedział głośno – jak potajemna schadzka kochanków! Zupełnie jak w tych filmach, jak Romeo i Julia, którzy byli z różnych nacji i toczyli wojny, ale oni się i tak spotykali, choć nie mogli, a potem umarli, ale my nie umrzemy prawda? Ha, ha...
Schadzka kochanków... Romeo i Julia... różne "nacje"... Co on bredzi? Nie ma kompletnie żadnych hamulców w gadaniu głupot!
Ale co He Xuan musiał przyznać – każde słowo opuszczające usta tego lekko szurniętego dzieciaka wywoływało w nim jakąś wewnętrzną radość i, tak jak podejrzewał, Shi QingXuan także potrafił się ciepło uśmiechać, patrząc tylko na niego. Jego swoboda, zmienność, wesołość, lekko postrzelony umysł i ten niepohamowany stek bzdur, który jak świergot ptaków opuszczał gardło, były w pewien sposób... urocze? Ta beztroska w jego obecności bardzo mu się podobała.
Z drugiej strony, przecież prosił go, aby był szczery, kiedy są razem i kilkakrotnie zapewniał, że nic mu złego nie zrobi, cokolwiek od niego usłyszy.
Więc może "lubienie" tego zielonookiego uczniaka, mimo że tak niedorzecznie to brzmiało, może było prawdziwe?
Ta radość na twarzy, trzymanie za ręce i spanie w swoich ramionach – czy to było tym właśnie "lubieniem", które zaistniało między Hua Chengiem i Xie Lianem? Czy ten czerwony ślad na karku profesora historii mógł zrobić nikt inny, a ten bystry student? I czy naprawdę relacja między mężczyznami może być tak naturalna jak między kobietą a mężczyzną, czy dwóch facetów razem nie powinno być bardziej...? Sam nie wiedział, ale jego umysł podpowiadał mu, że związek dwóch mężczyzn nie może być romantyczny. Nie może być tak bardzo cielesny, przyjemny i "pełny". Bo to w końcu mężczyzna powinien być męski, a kobieta krucha i wymagająca opieki. Każdy mąż powinien dbać o rodzinę i zapewnić jej bezpieczeństwo, a kobieta powodować, by mężczyzna czuł się rozluźniony po całym dniu pracy. Jej dłonie powinny dawać ukojenie, jej głos wywoływać radość, jej widok...
Spojrzał na Shi QingXuana.
JEGO widok powoduje, że chciałbym, aby był mój. JEGO uśmiech, bym tylko ja mógł go oglądać. JEGO dotyk już wcześniej pozwolił mi przespać spokojnie noc.
On jest mężczyzną, ja jestem mężczyzną.
Zapadka w sercu He Xuana przesunęła się, a trybiki wskoczyły na swoje miejsce. Jakaś nieznana ciepła substancja zaczęła wpływać do jego ciała, napełniając je delikatnym drżeniem. Każdy ruch chłopaka siedzącego przed nim wywoływał tylko dodatkowy ucisk w żołądku. Jego opadające powieki, na których delikatnie trzepotały długie rzęsy, rumiane policzki unoszące się wraz z każdym podniesieniem kącików ust w górę, każde ukradkowe spojrzenie, które niby przypadkiem rzucał w kierunku He Xuana, jego zaróżowione czubki uszu, jasna skóra na szyi, dłonie, którymi bezustannie ruszał, a nawet ta piżama, która tak niedbale wystawała ponad bluzę oraz u dołu. To wszystko powodowało, że mężczyzna zwany Czarnym Demonem bez serca w końcu poczuł, że jego serce jest w lewej piersi pod żebrami i bije teraz niesłychanie mocno.
I nagle dotarło coś do niego. Fakt, że nieważne, czy ich dwójka była tej samej płci, bo to nie miało żadnego znaczenia, bo ich emocje były tak samo mocne i prawdziwe jak u zwyczajnej pary.
To zupełnie w niczym nie przeszkadza, abym cię lubił.
Shi QingXuan w dalszym ciągu coś mówił i He Xuan wyrwał się z głębokiego zamyślenia, podnosząc w górę dłoń, by na chwilę przerwał. Chciał się upewnić, że wnioski, do jakich doszedł, były poprawne.
Nim cokolwiek zrobił, ciepła dłoń przylgnęła do jego dłoni. Shi QingXuan zamilkł i krytycznie patrzył, przyrównywał, mierzył, analizując coś i wzdychając jednocześnie.
– Jest tak jak podejrzewałem – stwierdził z powagą w głosie, choć He Xuan nie miał pojęcia, o czym on mówi i co znowu strzeliło mu do głowy. – Masz duże dłonie, większe od moich i smukłe palce, więc to musi być prawdą. – Dumał przez chwilę, łapiąc się palcami drugiej ręki za podbródek, by dokończyć swój wywód słowami: – Ostatnio przeczytałem w jakiejś książce, że mężczyźni z takimi dłońmi, jakie ty masz, są, cytuję: "obdarzeni niezwykłą wyobraźnią i wewnętrznym głosem, a wszystkie chwile z nimi spędzone będą na pewno niesamowite". Niesamowite – powtórzył – to by się zgadzało. Coś potem pisali o tym, że można się o tym przekonać za zamkniętymi drzwiami i w sypialni czy kuchni, ale to chyba wszystko jedno, gdzie jesteśmy i rozmawiamy, prawda? No...może jedynie nie w łazience.
– Dlaczego nie w łazience? – zapytał niespodziewanie He Xuan, brnąc w ten pokrętny umysł studenta i dając się mu na chwilę porwać.
– No, bo... – zaczął, zastanawiając się na głos – sam nie wiem. Może dlatego, że zazwyczaj do łazienki chodzimy sami?
– Sprawdźmy – rzekł, patrząc w zielone oczy.
Chwycił jego dłoń i pomógł wstać z łóżka. Twarz Shi QingXuana wyrażała dokładnie takie emocje, jakie odczuwał – totalne zdziwienie i niezrozumienie. Jednak dał się poprowadzić do jedynych drzwi, prócz wejściowych, które znajdowały się w tym pokoju. Musiały być niczym innym, a wejściem do łazienki.
Idący pierwszy mężczyzna w czerni zapalił światło i wszedł z chłopakiem na jasne płytki, a potem zamknął za nimi drzwi i się rozejrzał. Prysznic, brak wanny, zlew, toaleta, ręczniki, kosmetyki na małej półce. Łazienka była dość mała, ale czysta. Jedynie będący w samych białych skarpetkach student mógł odczuwać delikatny chłód w stopy, dlatego też stanął na małym okrągłym dywaniku.
– I jak? – zapytał He Xuan.
Chłopak trwał w bezruchu przed mężczyzną i zadzierał lekko głowę, by móc patrzeć mu w oczy. Nadal trzymali się za ręce, dlatego nie był pewny, co powinien powiedzieć.
Rzekł więc:
– Ta łazienka jest taka sama jak moja, ale z jakichś powodów ta wygląda ładniej. – Zastanowił się nad tym i ponownie rozejrzał. – Chyba dlatego, że tu jest porządek, a u mnie nie.
– A u mnie? – spytał się, choć już wiedział, że umysł chłopaka biegnie innym torem niż ich wcześniejsza rozmowa na łóżku.
Wzrok studenta z powrotem przeniósł się na He Xuana.
– U ciebie jest czysto i masz bardzo ładne płytki. Ostatnio zapomniałem ci o tym wspomnieć. Wyglądają trochę jak nocne niebo, tylko gwiazd ci tam brakuje.
Gwiazd, powiadasz...
– Możesz domalować – rzucił, będąc ciekawym, jak zareaguje chłopak.
– Naprawdę? Mogę? – Wyraźnie się ucieszył. – Cóż, nie jestem może w tym najlepszy, ale jak prosisz, to nie mogę odmówić, prawda?
Zaczął się śmiać.
– Kupię farbę – dodał He Xuan.
– Och! To by było świetne! Koniecznie musisz wybrać jakiś świecący kolor. Hmm – zaczął się zastanawiać – ciekawe czy gdzieś sprzedają gwiezdną farbę, taką tylko do gwiazd... to chyba będzie pomieszane białego i srebrnego, ale musi być też świecące.
Kiedy Shi QingXuan znów mówił i mówił, zapominając, po co w ogóle tu przyszli i nie przejmując się swoim milczącym towarzyszem, puścił dłoń i podszedł do jednej z półek, zmieniając nagle temat:
– Tak się zastanawiałem, że skoro już jesteśmy w łazience Hua Chenga, to możemy sprawdzić jakich perfum używa. Zawsze ładnie pachnie, ale nigdzie jeszcze nie znalazłem tej mieszanki. Nawet nie wiem, co ona zawiera, ale jest bardzo ładna. Choć nie powiem, profesor Xie Lian pachnie też dobrze, tylko delikatniej i trzeba stanąć blisko niego, żeby poczuć... – Dalsze słowa ugrzęzły mu w gardle, bo klatkę piersiową objęły dwa długie silne ramiona i przyciągnęły do siebie. – He... He Xuan...
– Nie gadaj o innych facetach.
– Nie podobają ci się ich perfumy? – zaryzykował. – Przecież ładnie pachną.
He Xuan dotyknął czubkiem nosa ułożonych każdy w inną stronę włosów.
– Pachniesz naturalnie i ładniej od nich. – Po tych słowach obniżył głowę, aż zatrzymał się przy jego szyi. – Zdecydowanie.
Shi QingXuan przełknął głośno i zamknął usta. Coś właśnie działo się dziwnego. Z He Xuanem, ale jeszcze bardziej z jego własnym ciałem, które niekontrolowanie drżało. Otaczały go ramiona mężczyzny, jego lekki tak dobrze mu znany "hexuanowy" zapach, a nos łaskotał mu skórę.
– O mnie nic nie powiesz? – dopytywał zimnym głosem wyższy mężczyzna, choć oddech na gorącej szyi był niezwykle ciepły.
– T–też lubię twój zapach...
– Też?
Nie było wiadomo czy jest zły, czy może się tylko droczy, dlatego Shi QingXuan odpowiedział szczerze:
– Bardziej niż "też". Najbardziej.
He Xuan mruknął coś niewyraźnego i powiedział:
– Już mi to mówiłeś.
– Wiem... kiedy byłem pijany... – przyznał się zawstydzony.
– Nie cofniesz tego?
– Nie, bo to prawda. Nie okłamałem cię.
W odpowiedzi He Xuan mruknął ponownie i jeszcze mocniej objął ciało chłopaka. Delikatnie drżąca i niepewna dłoń Shi QingXuana uniosła się i zatrzymała na wierzchu trzymającej go dłoni.
– Jest inaczej niż w łóżku, kiedy spaliśmy. – Zauważył mężczyzna o złotych oczach, które teraz zamknął, skupiając się tylko na zmyśle węchu i dotyku.
– En.
– Kiedy nie śpisz... – zaczął, lecz druga osoba dobrze wiedziała, do czego zmierza, więc zakończyła za niego:
– To prawda... Kiedy nie śpię, mówię więcej, ale kiedy... jesteś tak blisko, na przykład w... – wzbraniał się w powiedzeniu "w łóżku", dlatego szybko dokończył: – ale kiedy mnie trzymasz, to jestem cicho. Czy tobie przeszkadza, że mówię?
– Wcale.
– Bo... – Głos mu się załamał, ale He Xuan go nie popędzał. Nie spieszył się, by uzyskać odpowiedź, gdyż czuł, że już ją zna. – Czyli też mnie lubisz?
– Zgadnij.
Shi QingXuan stał w objęciach mężczyzny, który był jedną z najmilszych osób, które spotkał w swoim życiu. Nie odsunął się, kiedy praktycznie obcy chłopak oznajmił mu, że go lubi. Facet, nie kobieta. A do tego ten sam człowiek, właśnie teraz obejmował go niemal z czułością, przytykając policzek, nos i... wargi do jego szyi...
– Ale jesteś pewny? – Upewniał się Shi QingXuan, gdyż sam nie był pewny, czy to wszystko jest prawdą i czy ten ogień, który czuł w całym ciele, też go sobie tylko nie wyobraził.
– Nikogo tak nigdy nie trzymałem i z nikim nie spałem – odparł powoli, niemal zmysłowo. – Więc jak myślisz?
– Ja... ja się chyba zbyt łatwo zakochuję...
Zbyt łatwo... się zakochujesz?
– Bo ledwo cię poznałem, a zaraz potem mówiłem, że cię lubię... Czy to nie dziwne? – dopytywał zaniepokojonym głosem.
– Mmm... sam powiedziałeś, że jestem niesamowity.
Student na te słowa obrócił lekko twarz w bok i natknął się na przeszywające spowite złotem spojrzenie. Szybko zjechał wzrokiem niżej, na jego usta, które jeszcze przed chwilą czuł na szyi. Były lekko, delikatnie, minimalnie wilgotne, dlatego musiał szybko przywołać się do porządku. Przekręcił głowę, zakrywając oczy i policzki dłońmi, starając się, by zawstydzenie, które czuł, jak najszybciej minęło, a jego umysł zaczął normalnie, a co najważniejsze rozsądnie pracować.
Lecz nie dane mu tego było doświadczyć. Duża dłoń wylądowała na jego czole, a głos przy samym uchu zapytał:
– Źle się czujesz?
– Yy–yy. – Miało to brzmieć jak zaprzeczenie.
Spuścił głowę niżej, chcąc się schować, ale nie przewidział jednego.
He Xuan zastanawiający się od dłuższego czasu nad przyczyną powstania czerwonego śladu na ciele Xie Liana, doszedł do wniosku, że to wizualny rodzaj naznaczenia.
Oznaczało to nic innego, a że dana osoba już kogoś ma i należy do niej.
W tej właśnie chwili, widząc cały odkryty kark, nie powstrzymał się, by obok wystającej góry od piżamy w zielone liście nie przytknąć mocniej ust. Zrobił to tak niespodziewanie, że Shi QingXuan aż jęknął. Krótko i dość cicho, lecz i tak zaraz po tym z niepodobną do niego prędkością błyskawicy zakrył sobie szczelnie usta i wyrwał się, wybiegając z łazienki. Pierwszym co dopadł było łóżko, na które wskoczył i zakopał się pod kołdrą, zawijając jak naleśnik.
He Xuan nadal stał w łazience, czując jak szybko bije mu serce. Po części przez to ciało, które właśnie od niego uciekło, po części przez usta, na których w dalszym ciągu czuł smak Shi QingXuan. Najbardziej jednak przez ten cichy głosik, który wyrwał się z krtani.
Nie zostawił na skórze śladu, jak zamierzał, ale ten jęk był warty nawet więcej. Jego dłonie drżały, a klatka piersiowa roznosiła go od środka. Czuł się tak, jakby był przed walką, na którą czekał długie lata, a może i całe życie. Był żywy, tak bardzo pragnący czegoś, kogoś, tego głosu i tego ciała.
Zacisnął zęby, by pozbyć się tej palącej potrzeby, gdyż nie miał pojęcia, gdzie go ona zaprowadzi. Wyszedł z łazienki i zgasił światło.
Czy on wiedział, o czym myślałem, dlatego uciekł? Czy może...
Sprężyny ugięły się, gdy He Xuan usiadł na łóżku, patrząc na nienaturalną "górę". Shi QingXuan nawet u niego w mieszkaniu lubił owijać się w ten sam sposób, więc rozumiał, że w pewnym sensie jest to sposób na "ukrycie się".
Położył dłoń na szczycie, spokojnie przejeżdżając po materiale, w głębi duszy chcąc dotknąć tego, co jest pod nim.
– Przestraszyłem cię? – zapytał.
– Dlaczego mnie pocałowałeś? – Dobiegł go zduszony głos spod kołdry.
– Pocałowałem? – zdziwił się. – Chciałem zrobić ślad.
– Jaki znowu ślad?
– Widziałem na szyi Xie Liana – powiedział ze stoickim spokojem.
– ... Masz na myśli... malinkę? – zapytał, ledwo co wypowiadając to słowo przy okazji nie spalając się ze wstydu.
– Chyba tak.
Umysł Shi QingXuana wariował od bombardujących jego uszy informacji. Nie mógł uwierzyć, że ten mężczyzna chciał... chciał... Jak on mógł mówić o TYM tak spokojnie??
– Chciałeś mi ją zrobić? Dlaczego, jak...?
– Dzięki temu wiedziałem, że profesor był bezpieczny.
– Dzięki malince? – Tym razem naprawdę był zdumiony, bo gdzie tu logika?
– Wiadomo, że ma kogoś.
– Ale co to ma do rzeczy? – dopytywał, nadal nie mogąc połączyć tych zdawałoby się przypadkowych słów ze sobą, tworząc coś na wzór sensowniej odpowiedzi.
– Hua Cheng go naznaczył, więc każdy wie, że nie można się do niego zbliżać.
– ... N-naprawdę tak uważasz? – Odkrył głowę, patrząc na He Xuana.
– En. Też chciałem tak zrobić, bo to znak, że jesteś mój.
Shi QingXuan zarumienił się jeszcze bardziej, aż po czubek uszu, głowy, a nawet wszystkich palców. Jego umysł bywał pokręcony, ale He Xuan przez to jak prostą i nieskomplikowaną był osobą, czasami był jeszcze trudniejszy do rozszyfrowania! Zwłaszcza dla kogoś takiego jak młody student.
– Czy wiesz... że to zabrzmiało jak najprawdziwsze, a zarazem najdziwniejsze wyznanie, jakie słyszałem?
– Ktoś ci coś wyznawał wcześniej? – zapytał podejrzliwie.
– Nie mnie! Ale słyszałem w filmach.
– Więc?
– Co więc?
– Mogę?
– Z taką twarzą i takim głosem – zaczął, patrząc na niego, lecz starając się ominąć te świdrujące go czarne rozszerzone źrenice – pytasz mnie o to, czy możesz mi zrobić malinkę, aby mnie oznaczyć? Nie! – krzyknął i zaraz się poprawił: – Tak! To znaczy jeśli bardzo, bardzo chcesz, to się zgodzę, ale mam warunek.
– Dobrze.
– Jeszcze nie usłyszałeś i zgadzasz się w ciemno?
Kiwnął głową. To był pierwszy raz, kiedy Shi QingXuan wprost i bez pomocy alkoholu, miał coś wymusić na tej osobie. I nawet jeśli w końcu mógł wybrać cokolwiek, to powiedział:
– ... W miejscu, gdzie tylko ja zobaczę...
– Ale wtedy inni nie będą wiedzieli...
– Bo nie mają wiedzieć! Na razie – dodał z nerwowym śmiechem, nie wierząc w to, że powiedział to głośno. – Mój brat za nic nie może się dowiedzieć. Miałbym szlaban do końca życia i na wszystko. Poza tym ważne, żebym ja wiedział, że... wiesz... jestem dla ciebie ważny i takie tam.
– Takie tam – powtórzył. – Dobrze. Gdzie mogę zrobić i jak?
– Jak... ha, ha, pytasz mnie jak? – He Xuan przytaknął ruchem głowy, a chłopak westchnął krótko. – Dobrze, ok, a więc musisz – zaczął i usiadł prosto, zastanawiając się jak to powiedzieć rzeczowo i nie umrzeć ze wstydu – z tego co wiem, musisz mocno przytknąć usta i zacząć ssać skórę...
– Ssać?
– Mnie nie pytaj! Nigdy nikomu nie robiłem malinki!
He Xuan jeszcze raz powtórzył we własnej głowie usłyszaną krótką instrukcję i powiedział rzeczowo:
– Dobrze, spróbujmy. Gdzie nie będzie widać?
Shi QingXuan przez moment zastanawiał się, czy właśnie nie zgodził się na coś szalonego, ale skoro sam to zaproponował, to teraz musiał jakoś doprowadzić sprawę do końca. Przestudiował w myślach swoje ciało, analizując którego skrawka skóry nie będzie widać pod ubraniami, ale też nie będzie musiał się rozbierać przed tym mężczyzną.
W takim wypadku nie miał za dużego wyboru. Odsunął głowę na bok i naciągnął górną krawędź bluzy i koszulki od piżamy na bok. Pomiędzy szyją a ramieniem był spory kawałek ciała, który śmiało mógł "poświęcić" na bycie "naznaczonym".
– Tu ci pasuje? – Upewnił się He Xuan.
– En – odpowiedział cicho.
Mężczyzna pochylił się nad barkiem i zbliżył usta. Chłopak natychmiast odwrócił głowę w drugą stronę, gdyż samo obserwowanie tego, co się dzieje było strasznie krępujące. Na skórze poczuł ciepło oddechu, a w następnej chwili coś miękkiego i mokrego. Zdecydowanie nie były to usta, ale bał się spojrzeć. Zamknął buzię, zagryzając mocno zęby, bo tym razem był coraz bliżej wydania z siebie kolejnego żenującego odgłosu. Musiał to wytrzymać.
Pachnąca, ciepła odsłonięta skóra była za bardzo kusząca, by ją tylko pocałować. Teraz kiedy człowiek zwany Czarnym Demonem miał jej posmak na ustach i tak dobrze jego umysł go pamiętał, nie mógł się oprzeć, by jej nie polizać. Nawet się nie zastanawiał jak bardzo intymny był ten czyn i jak mało brakowało im obydwu, by nie tylko skóra przy szyi była całowana. Choć Shi QingXuan nie dopuszczał do siebie takich myśli, to He Xuan był niemal pewny, że jakby tylko głowa chłopaka z jego miękko wyglądającymi wargami przesunęła się bliżej, to nie tylko na skórze chciałby zostawić swój ślad. Nawet nie myślał, by się wstrzymywać, bo ten impuls był zbyt nagły, zbyt silny i zachęcający. Zapach ciała chłopaka, na którego ramieniu położył dłoń, zbyt mocno na niego oddziaływał.
Polizał wyznaczone mu miejsce. Słodkie. I tak bardzo pasujące do Shi QingXuana. Odrobinę mocniej zacisnął palce nad łokciem i przyciągnął go do siebie. Jego oczom ukazała się większa powierzchnia pleców. Przytknął na niej usta i znów polizał. Był tu cieplejszy i tym samym zapach też intensywniejszy. Skóra lekko lśniła i w końcu przywarł do niej ustami i zaczął przez chwilę ssać. Podniósł głowę i spojrzał. Miejsce miało ten sam kolor co wcześniej. Powtórzył czynność jeszcze dwukrotnie, lecz nie potrafił zrobić tej przysłowiowej "malinki".
– I jak? – zapytał cienkim głosem student.
Mężczyzna mruknął niezadowolony z postępów swoich działań.
– Nie widać.
– Jak nie widać? Może robisz to za lekko?
Mężczyzna pomyślał przez chwilę i się odsunął.
– Daj mi sprawdzić. Może coś źle ci wytłumaczyłem – powiedział Shi QingXuan i przesunął swoje ciało znów do He Xuana.
Podniósł dłonie na wysokość brody i z różowymi policzkami przyglądał się jasnej szyi. Złapał za górny guzik czarnej koszuli i szybko go odpiął. Przekrzywił głowę, by mieć lepszy dostęp do miejsca pomiędzy obojczykami i przyłożył usta, mocno ssąc skórę. He Xuan nie zdążył nic zrobić i powiedzieć zaskoczony tą nieoczekiwaną zamianą ról.
Miękkie i delikatne w początku usta dotknęły skóry, a po zaledwie kilku sekundach poczuł w tamtym miejscu lekki ból, jakby ktoś go ciągnął. W żaden jednak sposób nie było to nieprzyjemne, a nawet zatęsknił za tym, jak tylko Shi QingXuan odsunął się, patrząc na swoje dzieło.
– Dziwne – rzekł – udało mi się od razu. – Palcem dotknął zaczerwienienia i masował je przez chwilę. – Nic nie schodzi. – Podniósł wzrok, spotykając się z wpatrującymi się w niego oczami i szybko przekręcił głowę.
– Jeszcze raz – nakazał He Xuan.
– Yhm – zgodził się od razu, gdy tylko spostrzegł rozszerzające się czarne źrenice na złotym tle.
Shi QingXuan znów ukazał więcej ciała. Tym razem, zamiast ust, na barku wylądowała dłoń, której smukłe chłodne palce bardzo delikatnie masowały napięte mięśnie.
Chłopak przygryzł wargę i zacisnął powieki, by nic nie powiedzieć. Jego policzka dotknął policzek mężczyzny i wtedy usłyszał głos:
– Spinasz się.
A jakżeby inaczej! Czego się do jasnej ciasnej spodziewałeś!?
– Bo się denerwuję... – przyznał się cicho.
– Jest nieprzyjemnie?
– Przyjemnie! To właśnie tu tkwi problem.
Palce wbiły się głębiej, a Shi QingXuana przeszedł miły dreszcz.
Cholera, cholera, cholera! Pośpiesz się i zrób mi tę przeklętą malinkę! Chcesz, żebym tu zszedł z zażenowania i tego... tego uciążliwego ucisku, który czują tylko mężczyźni! A przynajmniej ja czuję!!!
Dłoń He Xuana przesunęła się i zabrała palce chłopaka, które kurczowo trzymały za materiał własnej odzieży. W zamian sam włożył swoje pod spód i masował bark: z przodu kciukiem, a z tyłu pozostałymi czterema opuszkami. Chłopak przed nim chwycił za czarną koszulę i ścisnął ją, jakby chciał pognieść. Musiał coś zrobić z rękami, ale nic innego nie było dostatecznie blisko, by na tym się skupić.
Poczuł długie włosy, które zaczepiły o nagą skórę. He Xuan zabrał je i znów przysunął usta. Tym razem nie z tyłu, a z przodu, zaraz obok obojczyka.
– Jak tu się nie uda, to spróbuję na brzuchu. – Usłyszał Shi QingXuan i było już za późno, aby kategorycznie się na to nie zgodzić. Język znów musnął jego skórę, a wargi w końcu mocno przywarły. Uczucie delikatnego szczypania i pieczenia prawie całkowicie zniwelowała dłoń, która niespodziewanie pojawiła się z boku na chłopięcej talii, a potem przesunęła na plecy i przyciągnęła pierś do piersi.
Przez kilka sekund trwali nieruchomo, obaj nie oddychając i nie wydając żadnego dźwięku, a potem He Xuan odsunął usta. Nie wypuszczał drugiej osoby z ramion i patrzył na wyniki swoich starań. Jasną cerę zdobił okrągły dwucentymetrowy czerwony ślad, który przypominał trochę siniak, a trochę duże ukąszenie owada. Zjechał na to miejsce kciukiem i jak wcześniej Shi QingXuan, pomasował.
– Boli? – zapytał.
Student pokiwał energicznie głową na boki i naciągnął materiał aż do szyi. Dłoń He Xuana ponownie zabrała mu kołnierz koszulki i znów odsłoniła cały bark. Mężczyzna popatrzył na czerwony ślad i pocałował delikatnie.
– Podoba mi się. Chcę zrobić jeszcze jeden.
– O nie – zaczął Shi QingXuan od minuty zdając sobie sprawę, że to staje się niebezpieczne i jakikolwiek niewinny czy niedomyślny jest ten facet w czerni, tak jego ciało dłużej tego nie wytrzyma – umowa, to umowa. Miała być jedna malinka i jest. Koniec tematu.
Mężczyzna ostatni raz pocałował to miejsce i przytulił chłopaka, chowając się w zgięciu jego szyi.
– Co...? – zaczął Shi QingXuan, gdy ciało wysokiego mężczyzny naparło na niego i przycisnęło do łóżka.
– Chcę poleżeć – oznajmił swoim zwyczajnym chłodnym tonem. – Tak jak teraz.
Student nie mógł się ruszyć, więc tylko uwolnił dłonie spomiędzy ich złączonych ciał i położył je na łopatkach mężczyzny.
– Dobra – odparł.
Patrzył w sufit pokoju Hua Chenga. Leżał w jego łóżku i jego pościeli. Z mężczyzną. Obaj zachowywali się nie do końca poprawnie i moralnie, do tego teraz obściskiwali się, a raczej to on był ściskany jak sardynka w puszce wśród swoich braci – innych sardynek. Ale... He Xuan naprawdę go posłuchał. Naprawdę odpuścił i nic mu nie zrobił. Cały czas wydawał się taki spokojny, taki opanowany, ale tylko w takiej chwili jak ta, w takiej pozycji, mając jego całe ciało na sobie, zdał sobie sprawę, jak szybko w jego żyłach krąży krew. Jak raz za razem jego oddech opuszcza płuca i ląduje na szyi. Szybko, zdecydowanie za szybko na te prawie stoickie słowa, które zawsze wypowiadał z tą swoją kamienną twarzą i lodowymi przeszywającymi oczami.
W tym momencie czuł, że to on jest spokojniejszy. A także właśnie poznał taką stronę, do której He Xuan nie mógłby się przyznać nikomu. Był pewny, że nie było osoby chodzącej po tym świecie, która widziałaby go z tak buzującymi w piersi emocjami i gorącym ciałem, które lgnęło do niego – do nieporadnego, trochę głupkowatego studenta. Jak zawsze He Xuan był poważny, trochę straszny, zimny i z emocjami nie do przejrzenia, tak w tej chwili stał się aż za uroczy i za niewinny, za słodki i za...
– Jesteś naprawdę niesamowity, He Xuanie.
– A ty mój.
– A ty mój! – powtórzył uradowany.
Czerwone ślady zdobiły ich ciała. Niby nic niezwykłego, ale dla nich znaczyło to tak wiele. Przechodząc od słów do czynów, ich relacja, choć dopiero na początku drogi, na jaką postanowili wspólnie wkroczyć, zaczynała się kształtować. Powoli nabierała barw, napełniając biało-czarny dotąd świat różnymi kolorami. Przed nimi była jeszcze długa droga, lecz czy takie chwile jak ta nie budowały więzi, które później zaowocują jeszcze większym szczęściem i oczami, które, patrząc tylko na osobę, którą lubią ponad wszystko, spowodują, że od zawsze zaciśnięte usta uniosą się w najszczerszym i najbardziej radosnym uśmiechu?
Kto wie, co czeka człowieka zwanego Czarnym Demonem. Kto przewidzi, czy i jego twarzy nie rozświetli uśmiech, który będzie mógł podarować tej najważniejszej dla niego osobie.
Na razie cieszył się ciepłem i ramionami drugiego człowieka, który tak wiele dla niego znaczył.
Nie wypuszczając go z ramion, przekręcił się na bok, przysuwając jeszcze bliżej i szepcząc na ucho:
– Zostańmy tak jak najdłużej. Proszę.
Serce Shi QingXuana było bliskie rozpadowi, tak szybko uderzało o jego pierś i tak cieszyło się na tę bliskość. Również nie chciał go puszczać, wdychając jego zapach, będąc otoczony jego ciepłem i silnymi ramionami, w których nic mu nie groziło.
Może ten mój areszt domowy wcale nie był taki zły? – pomyślał, a potem powiedział głośno:
– Jak najdłużej się da.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro