63. "Chcę, żebyś kogoś porwał"
Spotkanie zakończyło się trzydzieści minut przed planowanym rozpoczęciem pracy chirurga. Quan Yizhen zabrał się z doktorem, natomiast Xie Lian i Hua Cheng postanowili wezwać taksówkę, gdyż samochód profesora nadal był w podziemnym garażu pod mieszkaniem, a póki wszystko się nie uspokoi, Xie Lian nie zamierzał tam wracać. Nie chciał także zostawić chłopaka samego, a wolał nie spuszczać z niego oczu. Nauczony wieloletnim doświadczeniem zdawał sobie sprawę, że jak jest "za cicho" i "za spokojnie", to mały błąd może potem dużo kosztować. Dopóki więc nie będą zmuszeni, by się rozdzielić, nie opuści jego boku.
W pewnym sensie doskonale wiedział, że jego San Langowi nawet w najmniejszym stopniu nie będzie to przeszkadzało, ale on sam domyślał się, że każdy potrzebuje od czasu do czasu wolnej ręki, by zrobić coś samodzielnie, więc wprost przeprosił go, iż będzie na te kilka dodatkowe dni na niego skazany.
"Tylko na kilka dni?" – zapytał wtedy. – "Wolałbym na zawsze".
Nic dodać, nic ująć, że ta dwójka naprawdę była siebie warta, gdyż tak samo profesor nie miał najmniejszej ochoty nawet puszczać jego dłoni lub rezygnować z jego ramion i uścisku. W głębi serca czuł, iż uzależnił się od ciepła dawanego przez jego smukłe ciało i uśmiechu, który praktycznie nie znikał z ust.
Niespodziewanie, kiedy stali przed restauracją, a Xie Lian już wyciągał telefon, by zadzwonić po taksówkarza, He Xuan, który nadal nie wrócił do siebie i stał razem z nimi, zaproponował:
– Pożyczę wam mój samochód.
Obaj mężczyźni spojrzeli na niego, nawet nie udając zaskoczonych, gdyż naprawdę tacy byli.
– Chcesz... – zaczął pytać Xie Lian, ale powiedział tylko jedno słowo: – Dlaczego?
He Xuan chłodno patrzył na jednego to na drugiego, jednak nic nie odpowiadając.
Właśnie... dlaczego chcę to zrobić?
Chciał wiedzieć, chciał się przekonać i chciał zobaczyć jego.
– To układ – rzekł w końcu. – Wy mi w czymś pomożecie, ja udostępnię wam auto. Jutro przecież i tak się spotykamy.
To prawda. Był dwudziesty ósmy grudnia i do Sylwestra pozostało raptem 74 godziny. Musieli wykorzystać ten czas jak najlepiej, by wszystko w ich zespole było dopracowane i dograne, dlatego postanowili, że poświęcą temu jak najwięcej czasu. Następnego dnia mieli się zobaczyć właśnie u He Xuana, a kolejnego w domu rodzinnym Xie Liana. Przed samym rozpoczęciem misji w Sylwestra wyruszą od Yin Yu, którego nie było na dzisiejszym spotkaniu, ale Bai Wuxiang dzwonił do niego, jak tylko ubrał kurtkę i przekroczył próg restauracji.
– Dobrze – zgodził się profesor. – W czym możemy ci pomóc?
Spojrzenie zimnych złotych oczu, które zaczął przesłaniać spadający z nieba śnieg, przeniosło się na studenta i zatrzymało na nim na dłużej. Nie lubił o nic prosić, ale w tej chwili nie miał zbyt wielu możliwości, dlatego przemógł się i powiedział:
– Chcę, żebyś kogoś porwał.
* * *
Trzy dni wcześniej.
Istna burza z piorunami i porywistym wiatrem przetoczyła się po prawie pustym akademiku, kiedy bracia gonili się po całkowicie wyludnionych korytarzach. Ich krzykom nie było końca: wściekłości Shi WuDu i przerażenia Shi QingXuana. Jeśli w tym momencie ktoś by ich zobaczył, pomyślałby, że młodszy z rodzeństwa podstępem zabrał cudzą dziewczynę lub nawet narzeczoną, a wybranek jej serca nakrył ich na gorącym uczynku, jak roznegliżowani wspólnie namiętnie umilali sobie czas w łóżku. Nic takiego oczywiście nie miało miejsce, bo ani Shi WuDu nie miał dziewczyny, ani Shi QingXuan z żadną nie spał, chyba że He Xuan nagle zmienił płeć.
Fakt pozostawał jednak taki, że starszy brat krzyczał, iż zabije, usmaży w kotle, a potem utopi zwłoki drugiego w jakiejś brei śmieci, bo "twój mózg jest pusty jak makówka, więc nie mam już żadnych pomysłów, jak wlać w niego trochę rozsądku". Potem dodał, że dla niego nie ma żadnego ratunku, a słowo odpowiedzialność, to na róży wiatru najdalej wysunięte miejsce we wszystkich czterech stronach świata jednocześnie, do którego nigdy nie dotrze i które jest dla niego nieosiągalne.
Cóż... Może miał w tym trochę racji. Bo kto normalny nie bałby się o członka rodziny, który idzie do sklepu i znika na całą noc? Do tego nad ranem telefon należący do niego odebrałby obcy mężczyzna, mówiąc, że śpi?
"Śpi"... Nagle nabrało tyle znaczeń!
Mógł to być sen po dostaniu czymś ciężkim w głowę, sen po jakimś traumatycznym przeżyciu, sen w śpiączce po utracie przytomności, sen po naszprycowaniu narkotykami, sen wieczny... W tamtej chwili sen w głowie Shi WuDu nagle otrzymał cały wachlarz barw i nowego sensu, którego nie doszukiwałby się, gdyby jego głupi brat spał tuż obok niego w pokoju!
Dlatego, jak tylko zobaczył w oknie wracającego po całonocnej absencji uradowanego młodszego braciszka, zerwał się na równe nogi i nawet po nieprzespanej, pełnej zamartwiania się nocy, nieoczekiwanie nabrał sił. Bardzo wielu, zwłaszcza, żeby temu smarkowi złoić porządnie skórę, by pamiętał o swoim złym zachowaniu całe tygodnie, a najlepiej i do końca życia.
Podczas gdy Shi WuDu zbiegał ze swojego piętra nawet nie założywszy bluzy na ciało, w amoku, palącej wściekłości i z oczami żądnymi mordu, niczego nieświadomy Shi QingXuan spokojnie przekroczył drzwi wejściowe do akademika. W ogóle nie był świadomy brata, który ciężko jak rozpędzona lokomotywa i szybko niczym jeden z bohaterów DC Comics – Flash, błyskawicznie zbliżał się w jego kierunku.
I jakby tragicznie się to skończyło, gdyby podejrzewający siebie o zakochanie Shi QingXuan nie przystanął przy pierwszym stopniu i z uśmiechem nie zaczął pisać pierwszej wiadomości do He Xuana z podziękowaniami za odprowadzenie i opiekę. Kto wie, czy natknąwszy się na rozjuszonego jak młody byk brata, zdołałby mu uciec, zbiegając po schodach... Na szczęście musiał uciekać tylko po płaskim korytarzu, dlatego udało mu się tak zamęczyć agresora, by jego donośny głos, krzyczący nieprzyzwoite i rażące w uszy słowa, po kilku długich minutach nie zmniejszył się o parę tonów, a jego szaleńczy bieg nie zamienił w szybki chód. Nadal przeklinał Shi QingXuana, ale widać było, że największy gniew zaczęła zastępować ulga, że chłopak, o którego się martwił, żyje. Nie dość, że żyje, to ma się całkiem dobrze, jedynie... jedynie ubrania nie są tymi, w których wyszedł poprzedniego wieczoru.
– Shi QingXuan! – krzyknął, lecz już prawie bez sił. – Stój, głupi bachorze!
– Nienienie! Ani mi się śni!
– Stój, bo jak mnie teraz nie posłuchasz – wziął głęboki oddech, by uspokoić zmęczone biegiem ciało – to jak cię dopadnę, wszystkie kłaki ci powyrywam.
– Dlatego nie mogę!
– Stań w tej chwili, to nic ci nie zrobię! – obiecywał.
Oprócz słownego zrównania cię z ziemią i porównania do pełzającej bezmózgiej ameby!
Chłopak w końcu zatrzymał się, aczkolwiek nadal z niepewnością wypisaną na twarzy i odwrócił głowę.
– Przepraszam, nie chciałem, przepraszam – wyrzucił z siebie.
Shi WuDu podszedł do niego, starając się trzymać ręce mocno zaciśnięte, by z rozpędu nie uderzyć go przypadkiem mocno w "ten pusty łeb" i powiedział:
– Chodź do pokoju, wszystko opowiesz.
W taki oto sposób Shi QingXuan był po raz ostatni widziany w akademiku.
* * *
Dziś.
Jak usłyszeli słowo "porwanie", obaj z niedowierzaniem spojrzeli na całkowicie poważnego He Xuana. Jak ten człowiek mógł ich prosić o tak poważne przestępstwo? To już nie były przelewki, to nawet nie jakaś uliczna bijatyka. I jeden i drugi zastanawiali się, czy przypadkiem się nie przesłyszeli, ale mężczyzna w czerni mówił głośno i wyraźnie, więc nie było mowy o żadnym przejęzyczeniu.
– Dlaczego mielibyśmy kogoś porwać? – zapytał bardzo ostrożnie Xie Lian. – Myślę, że to nie najlepszy pomysł i na pewno jeśli wszystko nam opowiesz, to znajdziemy jakieś inne rozwiązanie na twój problem.
– O kogo chodzi? – Tym razem odezwał się Hua Cheng, wzbudzając tym samym zdziwienie profesora.
Nie spodziewał się, że jego partner będzie skory do pomocy w tak nielegalnym precedensie.
– Shi QingXuan.
– Masz na myśli "tego" Shi QingXuana? Ucznia z mojej uczelni? – Xie Lian uniósł brwi w szoku.
– En.
– Czy coś się stało, że chcesz go "porwać"? – Hua Cheng miał pewne podejrzenia co do użycia słowa "porwanie", lecz póki co starał się wyciągnąć z małomównego mężczyzny jakieś konkretne informacje. – Ostatnio widzieliśmy go u ciebie w domu. Czy od tego czasu coś się między wami stało?
– Jeśli zamierzasz zrobić mu krzywdę, to wiedz, że... – zaczął Xie Lian, zmieniając ton na odrobinę chłodniejszy, ale Hua Cheng uspokoił go położeniem dłoni na ramię.
Uśmiechnął się do profesora i poprosił:
– Poczekaj, gege. Daj He Xuanowi dokończyć. Mam wrażenie, że nie chodzi tu wcale o nic złego.
He Xuan spojrzał na Xie Liana, a potem na młodszego chłopaka i kiwnął głową.
– Rano w święta odprowadziłem go pod akademik. – Tym razem obaj słuchacze przytaknęli. – Napisał, że przez tydzień będzie uziemiony i przestał się odzywać.
Zarówno student jak i jego nauczyciel ciągle patrzyli na wykute w kamieniu oblicze mężczyzny stojącego przed nimi i powoli zaczynali rozumieć. Pierwsze co ich uderzyło, to informacja, że młody student został w domu Czarnego Demona do rana. Druga, że ten znany z agresji i brutalnych walk człowiek odprowadził go pod szkołę, a trzecia, że wymienili się numerami telefonów i Shi QingXuan do niego pisał. Wyglądało to, jakby nagle zaczęli traktować się jak dobrzy znajomi. Z He Xuanem. Niesłychane.
Dlatego na pytanie, czy "coś się między nimi stało" – choć He Xuan nie odpowiedział wprost, to ewidentnie odpowiedzią byłoby stwierdzenie, że zawiązała się między nimi nić porozumienia. Dodając do tego kogoś takiego jak ten ubrany na czarno człowiek, to musiała być to bardzo gruba nić. Hua Cheng przypomniał sobie jak był traktowany Shi QingXuan, kiedy z Quan Yizhenem czekali na profesora. Coś... coś ewidentnie było na rzeczy, bo zachowanie obu mężczyzn, a nawet dziwna swoboda, z jaką He Xuan dotykał i przebywał w towarzystwie tego niepozornego chłopaka była zupełnie niespodziewana.
I musiało to oznaczać tylko jedno – He Xuan naprawdę go polubił.
Jeśli teraz prosił ich o porwanie, nie podając konkretnego powodu, tylko krótko opisując co się stało, a w zamian pożyczał swój ulubiony samochód, to tylko oznaczało, że się martwił. Gdyby nie chodziło o Czarnego Demona, to Hua Cheng mógłby w tym momencie zacząć się śmiać, ale ten mężczyzna raczej nie byłby zadowolony, dlatego z taką samą powagą jak on, rzekł:
– Uważasz, że jego brat zrobił coś wbrew woli Shi QingXuana?
– En.
– I chciałbyś – tu powinien użyć słowa "pomóc", ale odnosząc się do porwania, powiedział: – zabrać go z akademika?
Przytaknął.
Xie Lian po części rozumiał obawy He Xuana, bo on sam by się martwił, jakby na kilka dni stracił kontakt z osobą, którą znał, ale nadal nie pochwalał kierunku, w jakim szła ta rozmowa. Nikt nie mógł ingerować w takie sprawy. Jednak Hua Cheng wydawał się mieć pomysł jak to rozwiązać, dlatego sam nic nie mówił, ufając, że student na pewno zrobi to lepiej od niego. Po jego minie widział, że ma już gotowe rozwiązanie.
– Shi QingXuan na pewno wspomniał ci, że mieszka w akademiku z bratem – zaczął Hua Cheng. – Spotkałem Shi WuDu kilkukrotnie i wydawał się bardzo opiekuńczy względem niego. Dlatego myślę, że twojemu przyjacielowi nic nie grozi. Po prostu... Shi WuDu prawdopodobnie "uziemiając" go, w ramach kary za to, że zniknął na całą noc, zabrał mu telefon.
Coś w złotych oczach He Xuana mówiło studentowi, że nie jest przekonany, dlatego dodał:
– Shi WuDu na pewno by go nie skrzywdził, więc sądzę, że nie możemy go porwać.
Jednak He Xuan był innego zdania. Pamiętał nieprzyjemne słowa, które usłyszał z telefonu Shi QingXuana i one nie wskazywały, że "brat" jest spokojnym, racjonalnym mężczyzną, który w złości powstrzymałby się przed skrzywdzeniem młodego chłopaka.
Zaproponował więc:
– Wskaż, który to pokój. Sam sprawdzę.
Hua Chenga przebiegł po plecach zimny dreszcz, wyobrażając sobie, do jakiej katastrofy mogłoby dojść, gdyby He Xuan stanął przed drzwiami akademika i otworzył mu Shi WuDu. Na pewno nie obyłoby się bez rękoczynów i wywołało ogromne zamieszanie.
– Jeśli pozwolisz, to mam lepszy pomysł – powiedział chłopak i w kilku zdaniach powiedział mu, jak może pomóc, by nie wyrządzić szkód i nie pozwolić bratu Shi QingXuana bardziej się martwić. W końcu, gdyby go teraz porwali lub siłą uprowadzili, to doszłoby do jeszcze większej katastrofy, a sam Shi QingXuan gęsto tłumaczyłby się z tego jeszcze przez wiele dni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro