Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

58. Czas powrotu

Śniadanie w rodzinie Hua zdecydowanie nie należało do najzwyklejszych i najkrótszych w jakich uczestniczył Xie Lian. Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to głowa rodziny - pan Hua. Obaj z Hua Chengiem spodziewali się, że starszy mężczyzna jak zawsze będzie ubrany odświętnie, ale tym razem zaskoczył ich i samą żonę, zmieniając wiecznie odprasowane koszule i spodnie garniturowe na zwykłą prosta szarą koszulkę z długim rękawem, jeansowe czarne spodnie oraz kapcie na bosych stopach.

Jak tylko jego syn i gość weszli do jadalni, obrócił ku nim głowę i lekko uśmiechnął się, dlatego minęło aż kilka sekund zanim obaj powiedzieli "dzień dobry".

- Siadajcie, jesteście akurat na czas - rzekł swobodnie i wskazał dłonią na miejsca naprzeciwko.

Usiedli na tych samych krzesłach co poprzednio, starając się nie spoglądać na siebie i nie wymieniać uwagami, skrywając je za lekkim uśmiechem.

Stół zastawiony był jak w hotelu przy "szwedzkim stole" - wybór był duży i Xie Lian zastanawiał się jak skomponować sobie śniadanie. Zanim zaczął, postawiono obok niego filiżankę z parującą herbatą, którą przyjął od kucharki z uśmiechem. Zdecydował się na słodko pachnącą owsiankę z bakaliami, tost z dżemem oraz cały zestaw świeżych owoców, które na talerzykach zajmowały większą część pokaźnego blatu. Nawet jeśli za oknami była zima, to znalazł tu także truskawki, a nawet świeże maliny i zastanawiał się, kiedy ostatnio widział je w sklepie. Chyba latem lub wiosną. Jednak dla bogatych ludzi widać zdobycie ich nie stanowiło większego problemu o każdej porze roku.

Hua Cheng poszedł w ślady profesora i postawił na owoce, nabierając prawie cały talerzyk skrojonego ananasa, lecz zamiast tosta wybrał biały ser, który polał miodem i syropem klonowym.

- Jak panu się spało, profesorze? - zapytała pani Hua, dzisiejszego dnia ubrana w brzoskwiniową sukienkę, na którą narzuciła zapinany sweter.

- Znakomicie, naprawdę wypocząłem - odparł z uśmiechem. - Pokój był duży i ciepły, z pięknym widokiem na ogród, a łóżko bardzo wygodne. Dawno nie spało mi się tak wygodnie.

Choć przyznam, że sto razy bardziej wolałabym spać z pani synem na gołej podłodze przykryty zaledwie jego ciałem, niż samotnie w tym pokoju...

- Cieszę się - powiedziała wesoło. - To mój ulubiony pokój. Dawniej przesiadywałam tam w chłodniejsze dni z książką w ręku lub tylko obserwując ogród. Nawet Hua Cheng towarzyszył mi, kiedy nie mógł wyjść na dwór.

- To chyba dlatego tak dobrze się w nim czułem. Widocznie krążyła tam energia rodzinnej miłości oraz oczywiście aura jaka towarzyszy każdemu czytelnikowi, kiedy nie może oderwać wzroku od zapisanych słów.

- Widzę, że pan także uwielbia czytać, profesorze.

- Który historyk nie lubi? - zapytał lekko. - Uwielbiam to robić.

Do rozmowy wkrótce dołączył pan domu oraz Hua Cheng, więc śniadanie przebiegało w luźniej i prawie rodzinnej atmosferze. Po panującym tu poprzedniego popołudnia napięciu nie było śladu, jakby przy stole siedziała zupełnie inna czwórka ludzi. Nikt nie wchodził na tematy Hua Industries, nikt nie był uszczypliwy i nawet sam Hua Cheng uśmiechał się jak nigdy i nie mógł uwierzyć jak miło jest spędzać tak czas z rodzicami. Całkowicie zapomniał o rzeczywistości, o szkole, Zielonym Świetle i przez ten czas, kiedy jadalnie wypełniały ich śmiechy lub żarty, naprawdę poczuł się jak w prawdziwym domu, otoczony ciepłą rodzinna atmosferą świąt. Nawet jeśli pierwszego dnia wszyscy byli sztywni, z uwagą wypowiadając każde słowo, tak teraz uważał jedynie na to, by nie patrzeć za często na profesora i nie powiedzieć niczego głupiego.

Po śniadaniu przyniesiono kawę i świeżo upieczone ciasto, więc kiedy Xie Lian wrócił do pokoju godzinę później, był przejedzony i z tego wszystkiego rzucił się na łóżko. Zamknął oczy, nie mogąc pozbyć się uśmiechu z ust i pomyślał, jak to dobrze mieć rodzinę, z którą można spędzić tak miło czas.

Choć jego młodszy chłopak zachowywał się tak, jak kiedy byli sami, tak wśród ludzi starał się być poważny i zdystansowany. Dlatego, widząc go dzisiejszego dnia, był naprawdę szczęśliwy. Gdyby taki stan mógł trwać już zawsze, to nie mógłby prosić dla niego o nic więcej, bo rodzina w życiu każdej osoby jest bardzo ważna. Nie inaczej było z jego uczniem.

Zastanawiał się, czy prezes wspomniał swojej żonie o jego wczorajszych słowach, ale podejrzewał, że człowiek jego pokroju nie będzie obarczał niepotrzebnymi zmartwieniami osób, które kocha. Sam przeanalizuje sytuację i Xie Lian miał nadzieję, że podejmie względem swego syna słuszną decyzję.

*

Po spakowaniu rzeczy osobistych profesor zszedł na parter i spotkał tam swojego ucznia. Dyskretnie rozejrzeli się na boki, a kiedy okazało się, że są sami, uśmiechnęli się do siebie.

- Przed nami długa droga, San Lang - zaczął Xie Lian. - Wziąłeś ze sobą wszystko?

- Niewiele mi potrzeba, gege, ale przynajmniej zabrałem swoją kurtkę.

Zrobili krok w swoją stronę, a dłoń profesora dotknęła czerwonego wypchanego puchem rękawa.

- Naprawdę ciepła.

- I w moim rozmiarze.

- Za dużo urosłeś, dlatego... - zamilkł, robiąc krok w tył.

Przekręcił głowę w prawą stronę, skąd po kilku sekundach podeszła do nich pani Hua w towarzystwie męża i jeszcze jednego mężczyzny.

- To szofer, zawiezie was na stację.

- Nie trzeba, możemy zamówić taksówkę.

- Proszę nas nie obrażać, profesorze. - Popatrzyła na mężczyznę krytycznym wzrokiem, choć jej usta nadal się uśmiechały. - Był pan naszym honorowym gościem i to nie do pomyślenia, aby wyjeżdżał pan od nas jakąś taksówką - rzekła z udawaną urazą.

- W takim razie nie mogę odmówić - powiedział pojednawczo.

- Dziękuję za wszystko - odezwał się teraz Hua Cheng, podchodząc do rodziców.

Mamę przytulił, a ojcu podał dłoń. Trwali w uścisku, dopóki mężczyzna nie odezwał się:

- Będziemy czekać na was po Sylwestrze.

Na nas? - zdziwił się, lecz jedynie przytaknął kiwnięciem głowy.

- Dziękuję za wszystko - powtórzył jeszcze raz i puścili swoje dłonie.

Następnie Xie Lian pożegnał się lekkim ucałowaniem dłoni kobiety i mocnym uściskiem dłoni mężczyzny. Podziękował obojgu i skierował się do wyjścia.

Dopiero jak weszli do samochodu i zajęli miejsca z tyłu, pozwolił sobie odetchnąć głęboko i zapytać siedzącego obok chłopaka:

- Czy to pytanie miało znaczyć, że obaj znów będziemy mogli tu wrócić?

- Nie wiem, co mojemu ojcu się stało... ale chyba cię polubił - odparł ostrożnie. - Niewielu osobom się to udaje. - Zaśmiał się, stawiając między siedzeniami torbę ze swoimi ubraniami.

Xie Lian zobaczył to i lekko się uśmiechnął. Choć podróż miała trwać tylko 20-30 minut, zdjął swoją skórzaną kurtkę i rzucił ją niby niedbale na torbę. Jego dłoń przesunęła się ku środkowi kanapy i tak samo Hua Chenga. Złapali za swoje dłonie, których kierowca nie mógł zobaczyć ani we wstecznym lusterku ani nawet, gdyby obrócił do nich twarz.

Nareszcie mogli przestać udawać zwyczajną dwójkę nauczyciela i jego ucznia.

* * *

Droga powrotna zajęła im kilka godzin. W pociągu było ciepło, więc obaj ucięli sobie drzemkę, opierając głowy o sobie i w ogóle nie przejmując się wzrokiem innych pasażerów, choć tych w pierwszej klasie było niewielu i każdy zajęty był swoimi sprawami. W końcu były święta - czas, który ludzie powinni spędzać w gronie najbliższych i rodziny. Stąd pustki na drodze i brak tłoku w wagonach.

W domu rodzinnym państwa Hua mogli zostać jeszcze jeden dzień i wrócić nocnym pociągiem, ale woleli szybciej być w domu - miejscu, które Xie Lian nazywał kiedyś domem, a obecnie nie gościł tam zbyt często. Był tam razem z tym chłopakiem, który teraz tak słodko opierał się o jego bark. Wielokrotnie widział go jak śpi, w domu rozpalał kominek, oglądał z nim zdjęcia, pamiątki rodziców, eksponaty z wykopalisk... i przez to wszystko czuł, jakby naprawdę tam wrócił. Do tego samego domu, który dzielił przez laty z rodzicami i teraz powracały wspomnienia z tego miejsca, ale w większości te dobre.

Od kilku dni on i Hua Cheng byli ze sobą bardzo blisko, a jednak wznieśli pomiędzy ich ciała niewidzialny mur. Obaj stwierdzili, że tak będzie łatwiej. Nie sprawiło to, że ich uczucia się zmniejszyły. Było wprost przeciwnie i właśnie z tego powodu obaj postanowili nie przekraczać pewnej granicy. Mur był wysoki, ale cienki jak papier. Tak niewiele im brakowało, by go przerwać. Stali po dwóch jego stronach, czując ciepło, wiedząc, że obok jest ich ukochany, prawie widząc jego przeszywający wzrok, prawie go dotykając. Ale żaden nie przebił nawet palcem tej bariery, bo była zbyt krucha, by choćby ją zadrapać.

Xie Lian przebudził się pierwszy i od razu przesunął wzrok na chłopaka. Jego chłopaka, jego drugą połówkę. W tej chwili nie pragnął nic bardziej, niż wziąć jego policzka w swoje dłonie i na tych słodkich, szczerych, zawsze uśmiechniętych ustach złożyć jeszcze słodszy pocałunek. Tak. Wyjątkowo tęsknił za tymi czułościami i nieskrępowanym językiem wyprawiających w jego ustach najprawdziwsze harce.

Uśmiechnął się.

Jeszcze trochę, mój lisku.

*

Z dworca przyjechali taksówką. Myśleli, aby przejść się pieszo, ale na dworze robiło się coraz chłodniej, dlatego znaleźli taki samochód, gdzie z tyłu było wystarczająco miejsca, by wysoki na 190 cm chłopak mógł rozprostować kończyny. Jechali w ciszy, zachowując odpowiedni od siebie odstęp, ale w czasie tej dziesięciominutowej podróży obaj wracali myślami do poprzedniego dnia.

Xie Lian nie żałował ani słów powiedzianych prezesowi, ani tych późniejszych Hua Chengowi. Mógł jednak powstrzymać się przed zabraniem go do pokoju i próbą złamania jego obietnicy. Gdyby nie mama, to zastanawiał się jak by się to skończyło. Zerknął w jego kierunku, ale twarz chłopaka też wydawała się zamyślona.

Hua Cheng natomiast przywoływał w pamięci rozmowę z matką i z ojcem. Tego ostatniego w ogóle nie rozumiał oraz co w zaledwie godzinę się z nim stało. Matka... ona się domyślała, że jego i profesora łączy coś więcej niż relacja ucznia z nauczycielem, ale o dziwo w ogóle nie wyglądała na złą czy zniesmaczoną. Nawet te odwiedziny w pokoju Xie Liana były z jakiegoś powodu przyjemne i kobieta chyba polubiła profesora. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że zaprosiła go na wiosnę do parku w celu oglądania kwitnących drzewek? Gdy był młodszy lubiła to robić tylko z nim. Ojca nigdy nie było, więc to był ich czas i ich miejsce. A teraz... zaprosiła tam kolejną osobę, z którą poprzedniego dnia rozmawiała po raz pierwszy.

Te odwiedziny w domu, mając obok profesora historii, były wyjątkowo przyjemne. Pierwszy raz nie czuł stresu konfrontacji z rodzicem, kiedy pomyślał o powrocie tam w przyszłości.

Wysiedli kilkaset metrów od domu i, robiąc jeszcze małe zakupy, wrócili. Otworzyli drzwi i od razu poczuli ciepło. Różniło się to od nocy, gdy przyszli tu po raz pierwszy. Naprawdę, w tej chwili to miejsce można było nazwać najprawdziwszym domem.

- Brakuje tylko zapachu świeżego chleba... - zaczął Hua Cheng.

- A byłby to najprawdziwszy dom - dokończył za niego Xie Lian.

- Gege, czyżbyśmy myśleli o tym samym?

- Najwidoczniej, San Lang.

- Idź gege przodem, ja jeszcze skoczę po drewno do kominka.

Profesor skinął głową, zabierając od chłopaka torbę na ramię z przywiezionymi z domu własnymi ubraniami oraz pożyczoną kurtką Czarnego Demona. Rozminęli się i poszli jeden na dół, drugi do góry.

Hua Cheng przestawił temperaturę na piecu o kilka stopni więcej. Sprawdził wcześniej pogodę na telefonie i tej nocy miało być -15⁰ C. Jeszcze nie tak bardzo zimno, ale chłodniej niż ostatnio. Nie chciał, by któryś z nich rozchorował się na kilka dni przed końcem roku. Ten Sylwester miał być wyjątkowy - jedyny w swoim rodzaju.

Nabrał pełne wiadra opału i poszedł na drugie piętro. Xie Lian zdążył już rozpakować wszystkie użyte ubrania i wrzucić je do pralki. W kuchni słychać było gotującą się wodę, a po chwili odgłos zalewania kubków - zapewne z herbatą. Okazało się, że obaj bardzo lubili ją pić. Tak naprawdę, to student wcześniej częściej pijał kawę, ale herbaty przyrządzane przez profesora bardziej mu smakowały, niż cokolwiek innego.

Czy to był ten fenomen, iż wszystko co zostanie przygotowane przez osobę, którą się kocha, zawsze będzie smaczniejsze? Powoli zaczynał w to wierzyć.

Podszedł do kominka, wygarnął z niego resztki popiołu i umieścił nowe drwa. Jak zawsze już za pierwszym razem udało mu się rozpalić ogień i przysunął dłonie, by poczuć jego głęboko wnikające ciepło. Xie Lian podszedł i ukucnął, wkładając mu w jedną dłoń kubek z parującym wywarem, a drugą łapiąc w swoje palce.

- Zmarzłeś, San Lang? - zapytał z troską i upił malutki łyk herbaty.

- Już jest mi ciepło - odparł lekko, obracając do niego twarz i przytykając usta do wierzchu dłoni. - Nigdy nie jest mi zimno, kiedy się dotykamy.

- To prawda... - rzekł w zamyśleniu.

- En - potwierdził ponownie i powrócił do obserwacji pomarańczowego ognia.

Przez kilka minut trwali w ciszy, która żadnemu z nich nie przeszkadzała, a oni mieli w końcu czas, aby przysunąć się do siebie i w spokoju porozmyślać.

- Jakie mamy plany na wieczór, profesorze? - zapytał dwudziestodwulatek, kiedy opróżnił zawartość swojego kubka.

- Myślałem, żeby odświeżyć się po podróży, a potem... może coś obejrzymy?

Chłopak spojrzał na niego z szerokim uśmiechem.

- Całkiem zapomniałem, że istnieje coś takiego jak telewizor.

- Ja tak samo, San Lang. A mamy wolne, więc czemu by nie?

- Jasne, dawno nie widziałem żadnego filmu. - Usiadł na podłodze, nadal przed kominkiem i rozłożył nogi. - Jestem pewien, że w telewizji nie puszczają nic innego poza świątecznymi reklamami i filmami o Bożym Narodzeniu, lecz z gege obok nie jest mi to straszne.

- Ha ha, właśnie zabrzmiałeś, jakby to była kara dla ciebie.

- Z gege to zawsze nagroda.

- Dobrze - podjął decyzję - a więc ustalone. Chcesz iść pierwszy?

- Nie, ja jeszcze popilnuję ognia, żeby ładnie się rozpalił. Niech gege się nie krępuje.

Xie Lian pocałował go szybko w policzek i pomknął do kuchni, a potem do łazienki.

Hua Cheng położył się na podłodze i zamknął oczy, myśląc, jak ma sobie nadal radzić z tą kochaną łasicą, żeby jej nie zgnieść z nadmiaru miłości jaką do niej czuł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro