57. Ojciec i syn
Przez pół nocy Hua Cheng nie mógł usnąć, patrząc w sufit swojego pokoju i rozmyślając o odbytej rozmowie. Z tych wiecznie zaciśniętych ust ojca jeszcze nigdy nie słyszał głosu, w którym byłyby jakieś pozytywne emocje. A dziś? Nie dość, że wydawał się czymś głęboko poruszony, to jeszcze mówił do niego tak naturalnie, jak prawdziwy rodzic. To był pierwszy raz, kiedy go takiego widział.
Gdy usiedli w fotelach, milczeli przez kilka minut. Welurowe obicie mebla było miękkie i ciepłe, więc chłopakowi było przynajmniej wygodnie. Poza tym już po chwili dotarł do niego lekki zapach słodkich i odświeżających perfum, które tak dobrze znał. Dłonie ułożył z dwóch stron na podłokietnikach i przejechał palcem po gładkim poszyciu.
Jeśli gege tu siedział, to też musiał trzymać tu palce... palce, które chciałbym teraz dotykać.
Kciuk bezwiednie zaczął sunąć po materiale i nawet nie zauważył, kiedy osoba przed nim nalała sobie trunek do szklanki i zapytała:
- Też chcesz?
Hua Cheng spojrzał i pokręcił głową.
- Nie, dziękuję.
Ojciec w odpowiedzi podsunął sobie szklankę do ust i napił się.
- Chciałem z tobą porozmawiać o firmie, ale możemy to przesunąć na inny... bardziej odpowiedni termin - rzekł, patrząc na szkło z miodowym płynem w środku.
Udawanie, że go to totalnie nie zaskoczyło udało się studentowi perfekcyjnie. Jego mięśnie nie drgnęły, w odpowiedzi mówiąc jedynie: "Rozumiem".
Rzecz jasna, nie rozumiał, zapytał więc obojętnym tonem:
- Co w takim razie chciałbyś mi powiedzieć?
- Twój profesor - rzekł, unosząc w końcu wzrok na syna - Xie Lian, jakim jest człowiekiem?
- To bardzo dobry wykładowca - odparł natychmiast, choć tych słów także się nie spodziewał. - Przychodzenie na jego zajęcia sprawia dużo przyjemności wszystkim uczniom. Ma ogromną wiedzę, którą chętnie się dzieli. Lubi młodzież, prowadzić z nią dyskusje i każdemu daje szansę, jeśli podwinie mu się noga. Jest wymagający, ale wobec siebie jest jeszcze surowszy niż względem innych. Zawsze dotrzymuje słowa, nie lubi kłamstw, za to bardzo ceni sobie szczerość - powiedział prawie na jednym tchu, jakby recytował z pamięci.
- Lubisz go?
- Tak, lubię przychodzić na jego zajęcia.
- Pytałem, czy go lubisz - ponowił pytanie, irytując się odrobinę.
Hua Cheng nie do końca rozumiał kierunek, w jakim zmierza dociekanie rodzica, ale odpowiedział:
- Lubię.
- Ale to mężczyzna.
- ...ojcze, nie rozumiem. - Pytania tego człowieka mroziły krew w żyłach jego syna.
Starszy Hua zamknął oczy i potarł skroń.
- Zapomnij - poprosił, dotykając ust. - Powiedz mi lepiej, co chcesz robić w życiu. Myślałeś już o tym?
Tym razem Hua Cheng aż zaniemówił.
Ta rozmowa idzie całkowicie w kierunku, którego się nie spodziewałem.
Zacisnął lekko palce na obiciu fotela i puścił. Odpowiedział dopiero, jak dokładnie przeanalizował sobie, gdzie mogą zaprowadzić go potencjalne odpowiedzi.
- Jeśli miałbym wybór, skupiłbym się na tworzeniu systemów zabezpieczających. - Ostrożnymi słowami badał teren, na jakim się znalazł, uważnie obserwując reakcję ojca.
- Tak spodobała ci się informatyka? - Ku zdziwieniu dwudziestodwulatka nie było w tym pytaniu ani złośliwości, ani krytyki.
- En.
- A co nie podoba ci się w zarządzaniu firmą?
- To nie tak, że mi się coś nie podoba, ojcze. Hua Industries świetnie prosperuje, bo poświęciłeś mu całe życie - odparł całkowicie szczerze, widząc pierwszy raz okazję, by wprost powiedzieć mu o swoich odczuciach. - Ja nie przepadam za ludźmi, jeśli tak to można nazwać. Odnajduję się w każdej grupie, ale kiedy myślę o tym, że przez resztę życia będę musiał decydować o pracy tysięcy osób, to zdecydowanie wolałbym pracować sam dla siebie i nie brać takiego zobowiązania na własne barki. Dobrze wiem, co ustaliliśmy kilka lat temu. Wiem i nie mogę ot tak zerwać danego słowa, ale...
Mężczyzna przed nim podniósł rękę, aby nie kończył. Dopił resztkę alkoholu, a butelkę schował do barku. Wstał i podszedł do biblioteczki.
- Przyjedziesz na Sylwestra, Hua Cheng?
- Do Sylwestra mam jeszcze wiele pracy do zrobienia.
- W takim razie po?
- Dobrze, postaram się.
- Bylibyśmy szczęśliwi z mamą, jeśli nas odwiedzisz. - Prezes nie widział tego, ale w oczach syna pojawiło się w końcu dobrze widoczne zaskoczenie. - Wtedy porozmawiamy jeszcze raz.
- Przyjadę.
- To wszystko, możesz już wrócić do siebie.
Chłopak wstał i ze swojego miejsca powiedział:
- Dobranoc, ojcze.
- Dobranoc, Hua Cheng.
Kiedy obrócił się do wyjścia, mężczyzna zapytał jeszcze:
- Wiesz, co powiedział mi twój profesor?
Hua Cheng zamarł, dopytując ciszej niż zamierzał:
- Co takiego?
- Że chciałby być dla ciebie wsparciem, osobą, na którą możesz liczyć i cokolwiek zrobisz, on zawsze będzie po twojej stronie. A na koniec poprosił, abym poczekał do Sylwestra i wtedy porozmawiał z tobą o tym, co leży nam obojgu na sercu.
W tej chwili "to serce" studenta biło szybko, a leżało w nim uczucie, jakie żywił do profesora, choć aktualnie dobijało się, szukając wyjścia, by go szybko odnaleźć i przycisnąć do siebie tak mocno, aby nie był w stanie się poruszyć. Jednoczenie drżało na kolejne słowa, które mógł powiedzieć ojciec.
Jednak on dodał tylko jedno zdanie:
- Może on naprawdę potrafi dać ci coś, co my z matką jako rodzice nie potrafiliśmy tyle czasu?
Chłopak drgnął, przekręcając głowę i odpowiadając:
- Pozwoliliście mi z wami żyć i na pewno na swój sposób mnie kochacie.
- On też tak powiedział. Że na pewno cię kochamy i zależy nam na tobie.
- Czyli musi być to prawdą. - Nie potrafił już być spokojny, dlatego wychodząc, rzuciło dość szybko, kończąc konwersację: - Dobranoc, tato... i dziękuję.
Nie pamiętał jak dawno nie nazywał go inaczej niż "ojcem", ale w tym momencie uważał, że "tato" najbardziej pasowało do rozmowy jaką przeprowadzili.
Wracając do pokoju, nie mógł uwierzyć, by profesor powiedział tak bezpośrednie, zawstydzające, a jednocześnie piękne słowa. Miał świadomość, że po alkoholu Xie Lian z wieloma rzeczami się nie krył i dlatego był pewien, że to nie wszystko, co usłyszał od niego ojciec. W przeciwnym razie nie mówiłby o tym tak spokojnie i nie podchodził do tego tak pozytywnie. Bo który nauczyciel zdobyłby się na powiedzenie podobnych słów o swoim uczniu? Że chce być dla niego wsparciem? Te słowa miały podtekst, który na pewno taka osoba jak starszy Hua od razu wychwycił.
Dlatego leżąc teraz w łóżku, nadal nie mógł przestać myśleć, w jaki sposób profesor tak mocno wpłynął na tego od zawsze zimnego i nieubłaganego mężczyznę, który był jego ojcem. Jak? Co mu powiedział? Czy wystarczyłoby, gdyby powiedział "Panie Hua, wiem, że kocha pan syna i na pewno go pan rozumie, więc nie powinien go pan zmuszać do pracy jak szef Hua Industries"?
Ha, ha. Nie. Po takich słowach nic by się nie zmieniło.
Idąc na rozmowę, był pewny, że ojciec sprowadził go, by zabrać mu ostatni rok szkoły i naciskać o podjęcie pracy. Powinien był to zrobić, od lat powtarzał mu to w kółko i przy każdej nadarzającej się okazji. Więc... dlaczego nie chciał o tym mówić, a w zamian zapytał o jego własne plany? Przecież dla ojca było obojętne czy poczekają do Sylwestra czy nie, bo do tego czasu nic się nie zmieni.
Wyciągnął rękę na szafkę nocną i popatrzył na ekran w telefonie. Nawet nie usłyszał nadchodzącej wiadomości, więc tym bardziej był zdziwiony migającą w prawym górnym rogu ikonką koperty. Otworzył wiadomość i natychmiast się roześmiał.
*
Minęła druga w nocy, kiedy profesor Xie Lian wybudził się ze snu. Jego gardło było suche, a głowa delikatnie wirowała jak na karuzeli. Złapał się za czoło i mruknął, czując pieczenie w krtani. W pokoju, w którym leżał, było ciemno, dlatego nie od razu zorientował się, gdzie jest. Usiadł i rozejrzał się. Choć zapadła już noc i żadna lampa nie była włączona, to do wnętrza sypialni przez wpół zasunięte zasłony wpadało jasne światło księżyca. Przypomniał sobie, że jest w domu rodzinnym jego studenta.
Odetchnął głęboko i podniósł do twarzy obie dłonie, przecierając ją.
Poprzedniego dnia nie wypił dużo, ale to wystarczyło, by spił się i wypaplał o kilka słów za dużo.
Stanowczo za dużo.
Spuścił nogi na dywan. Nadal był w swojej białej koszuli i spodniach, natomiast buty i skarpetki odnalazł wzrokiem na drewnianej klepce przy niewielkiej sofie. Zastanawiał się, dlaczego nadal tu był, skoro w taki sposób groził starszemu Hua. Jeśli ten mężczyzna byłby zimnym draniem, to na sto procent już by leżał pod schodami albo nawet pod bramą.
Zaśmiał się.
Jednak okazałeś się mieć uczucia.
Każdy popełnia w młodości błędy. Większe i mniejsze. Ale po rozmowie z nim doszedł do wniosku, że on chciałby o swoich zapomnieć, ale nie może. To były wyrzuty sumienia i dobrze jest je mieć, bo świadczą o człowieczeństwie. I jeśli on tu nadal był i mógł spokojnie się gościć, zajmując pokój, to by znaczyło, że syn tego człowieka może w końcu zostanie lub już został wysłuchany. Bo gdyby sam był na miejscu tego człowieka, to z pewnością nie mógłby usiedzieć spokojnie. Na pewno rozmawiał z Hua Chengiem.
Xie Lian nadal nie do końca wierzył, że mógłby tak wprost oznajmić, że kocha jego syna, ale jednak to zrobił.
Ponownie się zaśmiał i wstał z łóżka, kierująca się do łazienki. Tam zapalił jasne światło, które kazało mu zmrużyć oczy, ale po chwili wzrok przyzwyczaił się do jasności i spojrzał w lustro. Jego twarz wyglądała na zmęczoną, a włosy były w nieładzie, dlatego postanowił, że weźmie prysznic i znów się położy.
Kiedy się rozbierał, nie umknął jego uwadze niepokojący fakt, że jego ciało ciągle pamiętało tę usilną chęć, by dotknąć, przytulić i pocałować swojego chłopaka. Ciepło jego dłoni nadal było wyczuwalne i świadomość, że jest tak niedaleko, ale nie przy nim, dobijała go jeszcze bardziej.
Brakowało mu go mocniej niż przypuszczał. Jego ramion, ust i głosu, wołającego go gege.
Zagryzł zęby i wszedł pod lodowaty prysznic, starając się jak najszybciej zmyć z siebie tę tęsknotę pomieszaną z pragnieniem. Bo jeśli tak dalej pójdzie, to straci resztki zdrowego rozsądku.
Wrócił do łóżka po dziesięciu minutach. Zmarznięty, ale odświeżony. Wycierał ręcznikiem mokre włosy, kiedy zauważył na stoliku dwie szklanki. W jednej była zwykła woda, w drugiej sok pomarańczowy. Od razu domyślił się, od kogo je dostał, bo kto inny tak dbałby o niego, jeśli nie jego słodki i przewidujący lis?
Najpierw napił się soku, czując jak słodycz pomieszaną z lekkim kwaskiem spływają mu do żołądka. Po opróżnieniu jednej szklanki, wziął kolejną i podszedł z nią do dużego panoramicznego okna. Rozsunął materiał i spojrzał na ciemny ogród, przez który nie przenikało światło żadnej ulicznej lampy, a potem podniósł głowę w górę. Na granatowym niebie pełnym jasnych gwiazd wisiał srebrzysty księżyc. To jego blask rozświetlał pokój, a w tej chwili padał także na nagie, odziane tylko w bokserki ciało profesora. Było wilgotne po kąpieli, a jedna z kropel zerwała się z końcówki włosów i wylądowała na lewej piersi, spływając niżej. Starł ją, dotykając palcami tatuażu i każdego słowa, poza ostatnim.
"Kiedy patrzę w lustro widzę siebie, a kiedy patrzę na ciebie, widzę..."
To zdanie było tak prawdziwe, że nie potrafił już inaczej myśleć o osobie, którą kochał. Zawsze, kiedy na nią patrzył... Zawsze...
Przyłożył dłoń otoczoną srebrną poświatą do czoła i przypomniał siebie o delikatnym pocałunku na dobranoc.
Jak ciebie nie kochać lub kochać mniej, San Lang? Zawsze mi to robisz. Za każdym razem jestem coraz bliżej, by stracić całe moje opanowanie.
Wrócił do łóżka i odłożył szklankę na nocną szafkę. Sięgnął po leżący tam telefon i zadzwonił do Bai Wuxianga, informując go, kiedy wróci i szybko ustalili, że skoro będzie wieczorem, to spotkają się kolejnego dnia. Nie pozostało im dużo czasu, który mogliby marnować na bezczynność. Nadal mieli dużo do zrobienia.
Zakończył połączenie i napisał wiadomość do swojego ulubionego studenta, dziękując mu za pomoc ze znalezieniem pokoju. Mówiąc prawdę, w tamtym momencie zupełnie nie wiedział, w którą stronę ma iść. Cała rezydencja była za duża, a przez rozmazany wzrok i chaotycznie pracujący umysł nawet nie orientował się czy prawa strona faktycznie nią była, dlatego odbijając się od ścian, czego miał nadzieję, nikt nie widział. Do tego sam nie wiedząc jak, udało mu się znaleźć Hua Chenga już za pierwszymi drzwiami, które wydały mu się znajome.
To, co się stało później, nie było wcale zaplanowane, ale nie mógł powstrzymać swojego ciała przed bezwiednym lgnięciem do chłopaka. To było silniejsze od niego i od racjonalnego myślenia. I widział, że z każdym dniem było mu coraz trudniej.
Cóż... co się stanie w przyszłości, to przynajmniej mam nadzieję, że nie zmuszę go do niczego, czego sam by nie chciał...
Na samą myśl o tym czuł ciepło na szyi i policzkach, a w podbrzuszu znów zacisnęły się mięśnie.
Zobaczył migająca diodę w telefonie i szybko odczytał wiadomość zwrotną. Był zdziwiony, że Hua Cheng nadal nie śpi o tej godzinie, ale może tak jak i on, myślał o nim...?
"Drogi profesorze Xie Lian" - tak zaczynała się wiadomość.
"Zawsze powtarzam, że możesz na mnie liczyć ze wszystkim, więc i tym razem była to dla mnie przyjemność, że mogłem ci pomóc. Swoją drogą... ile wypiłeś? :) Byłeś taki szczery, że nie mogłem ci się oprzeć i gdyby nie mama, to nie dałbym ci dziś spać :P (to nie ostrzeżenie, ale obietnica, profesorze; obietnica od Twojego Liska xoxo).
Co do rozmowy z ojcem, to nadal nic nie wiem, ale podejrzewam, że rozmawialiście o mnie, gdyż tato zachowywał się inaczej niż zwykle. Przyznaj się, gege, co mu naopowiadałeś i jak udało Ci się go przekonać do rozważania planów mojej przyszłości?
Nawet jeśli nie będziesz chciał zdradzić tajemnicy, to wiedz, że bardzo Ci dziękuję, bo cokolwiek mu powiedziałeś, zadziałało.
I chciałem dodać, że moja mama coś podejrzewa. O nas. Chyba słabo nam idzie udawanie, że się nie KOCHAMY. Oczywiście jak lis z łasicą. Nic poza tym ;)" - w tym momencie Xie Lian zaśmiał się tak głośno, aż musiał uciszyć się przytknięciem dłoni do ust.
Lis z łasicą. Tak, tylko jak lis z łasicą.
"Śniadanie będzie o 8:00 i nie musisz się już odświętnie ubierać, bo przynajmniej rano wszyscy jesteśmy luźno ubrani (oczywiście poza ojcem).
Śpij dobrze, gege
Twój lisek <3
PS: Dziękuję, że wstawiłeś się za mną przy obiedzie i cieszę się, że przyjechaliśmy tu razem."
Przeczytał wiadomość jeszcze raz, ponownie uśmiechając się do wyświetlacza. Odpisał mu i odłożył telefon. Prawie od razu dostał króciutką odpowiedź, jedną emotikonkę serduszka, ale to oznaczało dla niego tak wiele.
Telefon ponownie wylądował na blacie polerowanego drewna, Xie Lian położył dłoń na odpoczywającym obok Ruoye. Pomyślał, że nawet kiedy ranie na ramieniu uda się zagoić, to nadal będzie go nosić. Bo ta śnieżnobiała szarfa była dla niego znakiem, że rodzice są nadal blisko. Może chronią go z nieba, dodając sił? Może obserwują i cieszą się jego szczęściem? Nie będzie miał pewności, dopóki pewnego dnia nie dołączy do nich i sam ich o to nie zapyta.
Jednak, do tego czasu będzie żył pełnią życia, mając przy sobie najcenniejszą istotę w postaci wysokiego czarnowłosego chłopaka o dwukolorowych oczach, których blask przyćmiewał wszystkie gwiazdy na nieskończonym niebie. Zwłaszcza kiedy patrzył na niego.
Obserwując rodzinę Hua, widział ciepłą relację między matką i synem oraz chłodną między mężczyznami. Jednak na dnie tego kamiennego serca, kryły się głębsze uczucia, tylko pan Hua, będąc tyle lat prezesem, zaczął traktować rodzinę jak pracowników i uważał, że wszystko o nich wie. Dlatego Xie Lian spróbował wydobyć z niego prawdziwego ojca i męża, którym w głębi duszy ciągle był.
I chyba po części udało mu się to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro