56. Tak blisko, a nie mogę Cię mieć teraz tylko dla siebie
Hua Cheng przez długie minuty, podczas których czekał, aż jego profesor wyjdzie z gabinetu ojca, siedział w jadalni przy małym stoliku ustawionym pod oknem i rozmawiał z mamą. Uśmiechał się do niej, odpowiadał na pytania, żartował, ale jego umysł cały czas był przy Xie Lianie.
Czy z gege wszystko w porządku?... O czym rozmawiają?... Dlaczego to tak długo trwa?...
Całe jego ciało paliło się, by natychmiast pójść do gabinetu, pod byle pretekstem przerwać ich rozmowę i wyciągnąć trzydziestolatka. Bał się o niego bardziej, niż o siebie i przymusową konfrontację z ojcem. Wiedział, jak zawsze ona wyglądała, dlatego nie chciał, by jego druga połowa serca także doświadczała tego stalowego głosu i oczu pełnych niezadowolenia, zawodu, bądź pogardy. Z drugiej strony odrobinę cieszył się, że mama siedziała tu z nim i zagadywała go, dopytując jak wygląda jego studenckie życie, gdyż chciał jej powiedzieć, że odkąd spotkał profesora Xie Liana, to wszystko się dla niego zmieniło.
Zakochał się.
I przez chwilę pomyślał, że mógłby najzwyczajniej w świecie uśmiechnąć się i oznajmić jej to wprost, ale tak szybko jak tego zapragnął, tak szybko zrezygnował z tego pomysłu. Oni ciągle byli nauczycielem i uczniem, do tego dwójką mężczyzn. Nie mógł dopuścić, by którekolwiek z rodziców dowiedziało się o ich związku.
Kobieta w chabrowej sukni ziewnęła i przeprosiła cicho.
- Nie wyspałaś się, mamo? - zapytał Hua Cheng, przyglądając się uważnie twarzy osoby, której nikt nie dałby więcej niż 32 - 35 lat.
Jej powieki opadały szybciej niż zazwyczaj, a oczy były lekko zaczerwienione.
- Niestety, tej nocy nie spałam zbyt dobrze - odparła, łapiąc syna za dłoń. - To chyba dlatego, że tak cieszyłam się na twój przyjazd. No i byłam bardzo zaskoczona, kiedy napisałeś, że nie przyjedziesz sam.
- To prawda. - Także uchwycił ją delikatnie. - Mój profesor niespodziewanie chciał dołączyć. Powtarzał, że zepsuł nam święta, więc chociaż przyjedzie i osobiście za to przeprosi.
- To nadzwyczaj dobry człowiek. Choć znałam jego rodziców, to on wydaje się mieć jeszcze większe serce, niż oni. Zwłaszcza do ludzi. Państwo Xie mieli serce do wykopalisk. - Uniosła kąciki ust w półuśmiechu.
- Jest najlepszą osobą jaką spotkałem w życiu - powiedział, po czym od razu dodał: - Oczywiście oprócz was.
- Mam taką nadzieję - odparła kobieta, patrząc na niego przez przymrużone oczy. - Jesteście dość blisko?
Hua Cheng na krótką chwilę zamarł, ale zaraz przywołał się do porządku i odpowiedział:
- Jako mój wykładowca od starożytnej historii oraz opiekun koła informatycznego widujemy się dość często.
Przepraszam, mamo. Nie mogę ci powiedzieć jak "blisko" ze sobą jesteśmy.
- To rzadkość, abyś przyprowadzał do domu swoich znajomych, a teraz poprosiłeś nawet o przenocowanie tego nauczyciela. Czy to dlatego, że... - przerwała, by spojrzeć głęboko w oczy syna - czujesz się przy nim dobrze?
Dwukolorowe tęczówki wpatrywały się w błękit oczu matki.
Jak mogła powiedzieć takie słowa?
- Czy to coś, co zwą "kobiecą intuicją", mamo? - zaryzykował.
Kobieta oparła łokcie na stolik, podnosząc do góry złączone palce dłoni i kładąc na nie brodę.
- Żyję na tym świecie dwa razy dłużej niż ty i znam cię od małego brzdąca, kiedy jeszcze sam nie potrafiłeś się ubrać. Jeśli miałabym tego nie zauważyć, to co byłaby ze mnie za matka?
Hua Cheng rozluźnił się i uśmiechnął.
- Masz rację. Masz we wszystkim rację, mamo. Profesor Xie Lian jest osobą, która zawsze jest po mojej stronie. - Postanowił choć po części podzielić się z nią swoim szczęściem. W końcu ona od lat była z nim najbliżej i jak sama zauważyła, znała go nie od dziś. - Rozumie mnie jak nikt inny, a nawet nie muszę o niczym mówić głośno. Jest dla mnie ważną osobą.
- Ty dla niego też - mówiła, nie przestając patrzeć w jego oczy. - Słowa, które powiedział przy obiedzie, były wypowiedziane z troską o ciebie. A kiedy cię wychwalał, to oczy mu błyszczały i uśmiechał się, jakby naprawdę był szczęśliwy. - Poprawiła kosmyk włosów, który zsunął się na jej pierś i dokończyła pytaniem: - Kiedy na święta mówiliśmy o nim i rodzinnej tragedii, to wyszedłeś na chwilę, a potem od razu pojechałeś. Do niego, prawda? Cały czas chodziło o tego mężczyznę?
Serce chłopaka biło mocno, aż czuł jego pulsowanie w piersi. Bo oczywiście, cały czas chodziło o niego.
Zza drzwi dobiegł ich jakiś odgłos i oboje przekręcili w tamtą stronę głowy. Hua Cheng wstał, by podejść do drzwi, ale one same otworzyły się przed nim i stanął w nich nikt inny a Xie Lian. Na jego twarzy gościł jeden z uśmiechów, który miał, ilekroć wchodził na salę wykładową, ale reszta ciała i oczy wydawały się bardziej... inne.
- San Lang - odezwał się i uśmiechnął szeroko, kiedy zobaczył przed sobą chłopaka.
Następnie jego wzrok powędrował do okna i na stojący tam stolik oraz kobietę, która przyglądała im się z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Pani Hua - powiedział i skinął lekko głową - czy będzie pani miała coś przeciwko, jeśli pożyczę na chwilę syna?
Hua Cheng widział, że jest coś nie tak już od pierwszego spojrzenia na niego, ale po usłyszeniu słów "San Lang" już był tego pewien.
Gege jest pijany.
Jeśli mama wciągnie go w rozmowę, to będzie pozamiatane - mimo, że tak pomyślał, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu i dziękował bogom, że był teraz zwrócony do mamy tyłem, bo na pewno wyczytałaby z niego wszystko, czego na razie tylko się domyślała.
I jeśli w ogóle brała pod uwagę taką możliwość, to musiał przyznać, że był w ogromnym szoku, że mówiła o tym tak spokojnie.
- Proszę się nie krępować, panie profesorze - odpowiedziała z uśmiechem. - Właśnie skończyliśmy rozmawiać.
- Dziękuję - rzekł i poczekał, aż Hua Cheng do niego dołączy, po czym jeszcze raz popatrzył na kobietę i uśmiechnął się do niej ciepło.
Drzwi zamknęły się, pozostawiając kobietę samą. Westchnęła, zabierając ręce ze stołu i zanurzając się w miękki fotel.
Mój mały Hua Hua, wyrosłeś na takiego przystojnego młodzieńca i nawet masz przy boku kogoś, kto potrafi się tak uśmiechać.
Twój ojciec dostałby zawału, gdyby się dowiedział.
Za drzwiami Hua Cheng nie ruszał się z miejsca, przyglądając się swojemu profesorowi, którego uśmiech z każdą chwilą coraz bardziej się powiększał.
- Saaan Laaang - odezwał się, przeciągając jego imię - chyba musisz mi pomóc dojść do pokoju, bo zgubiłem się w waszym zamku.
Chłopak nic nie powiedział, nawet nie otwierał ust, gdyż bał się, że jego radosny śmiech będzie słychać w całej rezydencji.
Jeśli gege wrócił w takim stanie ze spotkania z moim ojcem, to nie mogło być tak źle jak przewidywałem. Na pewno nie rozmawiali więc o mnie... - zamyślił się, przy okazji rozglądając po obu stronach korytarza. Nikogo nie było, ale nie mógł ryzykować, prowadząc go za rękę.
- Chodź gege za mną - powiedział szeptem, przysuwając usta do jego ucha.
Dłonie profesora uniosły się, chcąc złapać za twarz, ale przewidujący Hua Cheng zwinnie się odsunął. Mężczyzna mruknął, robiąc naburmuszoną minę i ruszył za chłopakiem.
Szli jeden za drugim, nie odzywając się. Xie Lian patrzył cały czas pod nogi, a osoba przed nim zerkała w jego stronę, czy przypadkiem nie skręca w bok i nie gubi drogi.
Ich tempo było bardzo powolne, dlatego dotarli do pokoju dopiero po kilku minutach. Hua Cheng nacisnął na klamkę, otwierając drzwi i wchodząc pierwszy do środka. Odnalazł na ścianie przełącznik światła i zapalił pojedynczą lampę na suficie. Zaraz za nim wszedł Xie Lian i zamknął drzwi.
- Gege, pozwól mi wyjść - poprosił, kiedy mężczyzna oparł się o grube pomalowane na ciemny brąz skrzydło, zagradzając mu drogę.
- Po co chcesz iść? - zapytał, patrząc na niego.
- Muszę wrócić do mamy.
- Ale ona pozwoliła mi ciebie pożyczyć - zauważył, w ogóle nie ruszając się z miejsca.
- Pożyczyć, a nie zaciągnąć do pokoju.
- Co w tym złego? - Podniósł brwi. - Przecież nie raz byliśmy tylko we dwoje.
- Nigdy nie byłeś aż tak pijany.
- To nic nie zmienia, czy jestem pijany czy nie. - Upierał się.
- Mnie nie oszukasz.
- Przecież nie kłamię.
- Nie, ale to zawsze ja... - nie skończył, nie chcąc wypowiedzieć głośno słów, o których samo myślenie było w tej sytuacji zbyt zachęcające, ale tym samym niebezpieczne dla nich.
Xie Lian prychnął i przyłożył otwartą dłoń do twarzy.
- W takim razie dziś ja - odparł, śmiejąc się. - Dlaczego ja nie mogę, a ty, jak sam powiedziałeś, "zawsze to robisz"?
Zaczęli się droczyć, rozmawiając tylko o tym. Na ustach Hua Chenga pojawił się uśmiech. Ten dobrze znany profesorowi "lisi uśmieszek".
- Wiesz dobrze, gege, iż obiecałem, że będę grzeczny. Nie uwodź mnie. Proszę. - Patrząc na obecny stan osoby przed nim, nie miał za dużo siły, aby uciekać mu w nieskończoność. W takich okolicznościach był za bardzo kuszący, więc umysł chłopaka wirował od podsuwających mu pod oczy obrazów.
Usta gege wydawały się na niego czekać.
Szyja gege prosiła, by posmakować ją językiem.
Palce gege delikatnie drżały, jakby pragnęły dotknąć czyjegoś ciała i na nim się uspokoić.
- Nie chcesz, bo jesteśmy w twoim rodzinnym domu? - zadał pytanie, które w końcu nadkruszyło dzielącą ich ścianę.
Chłopak poruszył ustami i zrobił krok w jego stronę.
- Wcale o to nie chodzi - rzekł spokojnie.
Profesor przyłożył obie dłonie na drzwi, wydając się teraz całkowicie bezbronnym.
- A więc, o co?
- O moją obietnicę.
- Ja swoją obietnicę spełniłem, bo nie piłem, kiedy ciebie nie było w pobliżu. Cały czas byłeś kilka pokoi obok, poza tym piłem z twoim tatą. A ty dałeś słowo, że nic nie zrobisz, jeśli nie będę chciał - powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Student zbliżył się, oblizując usta i powiedział:
- Choćbym nie wiem jak bardzo chciał - przystanął krok przed osobą niewinnie wpatrującą się w niego jasnobrązowymi oczami - nie dotknę cię, kiedy jesteś w takim stanie.
- Nawet jeśli bardzo, bardzo chcę? - Coraz niższy głos profesora wwiercał się głęboko w umysł.
- Zwłaszcza wtedy. - Hua Cheng wcale nie chciał nic mówić. Nie mógł tego kontynuować, ale też nie mógł się powstrzymać.
- To niesprawiedliwe... - rzucił smutno Xie Lian.
- Bardziej niż myślisz... - Zwłaszcza dla mnie, pomyślał i dlatego uzupełnił swoją wypowiedź: - Za to mogę obiecać, że nie powstrzymam się, kiedy powiesz mi to samo na trzeźwo. - Oparł dłoń wysoko na drzwiach, prawie dotykając nią twarzy mężczyzny.
Ich głowy z każdą chwilą zbliżały się do siebie, jakby coś je przyciągało.
- Lubię, jak jesteś taki bezpośredni i szczery, gege. - Oddech chłopaka doleciał do piekących z gorącą policzków profesora. - Szkoda, że częściej się tak nie zachowujesz i nie mówisz mi dokładnie tego, co chcesz. - Ich nosy prawie się stykały i przez skórę czuli ciepło drugiego ciała. - Chciałbym, żebyśmy napili się razem. Kiedy będziemy tylko sami.
- A teraz... nie możemy? - Przesuwając policzek po policzku, szepnął wprost do ucha.
Ich wzajemna bliskość, zapach perfum, ciała, a nawet szamponu drugiej osoby przypomniała, jak bardzo za sobą tęsknili, udając przez zaledwie kilka godzin, że nie są ze sobą w związku.
W tym momencie oboje siebie pragnęli.
Delikatne pukanie i kobiecy głos wydobywający się zza drzwi pojawił się tak niespodziewanie, że obaj jak na komendę zamarli, już prawie dotykając się ustami.
- Profesorze Xie Lian? - usłyszeli.
Popatrzyli na siebie. To była pani Hua.
Chłopak zrobił krok w tył, ale dłoń Xie Liana od razu złapała go i zatrzymała w miejscu. Mężczyzna pokiwał przecząco głową, jakby chciał powiedzieć "nie uciekaj" i uśmiechnął się.
Obrócił się przodem do drzwi, kładąc drugą rękę na klamce, ale chłopak od razu ją uchwycił, patrząc coraz bardziej przestraszonymi oczami na pijanego profesora. Xie Lian jednak tylko ucałował knykcie i bez problemu wyrwał się z uścisku, znów sięgając do klamki. Student nie miał innego wyjścia, niż szybko przesunąć się jak najbardziej w bok, mając nadzieję, że mama nie będzie chciała wejść.
Drzwi zostały otwarte.
Pani domu nadal w tej samej chabrowej sukni stała, uśmiechając się promiennie do trzydziestolatka.
- Witam, pani Hua. - Xie Lian zaczął, odwzajemniając uśmiech. - Miło mi panią ponownie zobaczyć.
Stał w drzwiach z wyciągniętym w bok ramieniem, którym przytrzymywał nadal chcącego się wyrwać Hua Chenga. Gość nic nie mógł zobaczyć, ponieważ ciało od połowy barku zasłaniało drewniane skrzydło. Kiedy jednak matka odezwała się, Hua Cheng zaprzestał szamotania, słuchając jej kolejnych słów.
- Chciałam zapytać, czy wszystko jest w porządku i czy w pokoju niczego nie brakuje.
- Pokój jest pięknie urządzony i o wiele ładniejszy, niż sam posiadam, dlatego o nic nie musi się pani martwić. To ja powinienem serdecznie za niego podziękować. Mam tu wszystko, czego do pełni szczęścia mógłbym potrzebować. - Mówiąc to, kciukiem gładził miękką skórę na dłoni Hua Chenga.
- To dobrze, bardzo się cieszę - powiedziała z widoczną ulgą. - Prosiłam pokojówki, by wybrały stonowane kolory pościeli, ale, kiedy byłam tu przed pana przyjazdem, nie mogłam się powstrzymać przed postawieniem wazonu z kwiatami... - przyznała się lekko zawstydzona. - Czy nie wygląda to dziwnie?
- Wcale! - odparł głośno i zaśmiał się, aż ciało Hua Chenga przeszedł przyjemny dreszcz.
Xie Lian chyba to poczuł, bo na chwilę zamilkł, tylko by mocniej ścisnąć jego dłoń.
- W takim razie cieszę się.
- Kwiaty są mile widziane w każdym domu, choć ja nie mam ręki do roślin, to zawsze lubię na nie patrzeć. Są piękne. Najbardziej lubię parkowe aleje całe zasypane płatkami kwitnących wiśni.
- To zupełnie jak ja! - Ucieszyła się. - Niedaleko domu mamy też takie miejsce, gdzie kwitną wiśnie. Proszę już czuć się zaproszonym do nas na wiosnę, a na pewno spodoba się panu. Przyjedźcie razem z moim Hua Hua.
- Dziękuję... ale nie wiem czy to wypada...
- Co pan mówi! Wypada, wypada. Nie po to chyba przyjechał pan raz, by nigdy więcej nas nie odwiedzić? Bardzo się cieszę, że mogłam pana poznać. Tak naprawdę, to mój syn nikogo wcześniej nie zapraszał do domu... dlatego wierzę, że coś was połączyło. - Przez złączone dłonie, czuć było jak szybko biło serce studenta. - Choćby historia, którą pan wykłada. Prawda?
- En. Nie wiem, ile San Lang pani opowiadał, ale jest naprawdę najlepszym uczniem w szkole. Także na moich zajęciach. A wykłady w jego towarzystwie, przy jego doskonałej pamięci i bystremu umysłowi to czysta przyjemność - wychwalał. - Gdyby wszyscy uczniowie tak przykładali się do zajęć jak on, to byłbym tam niepotrzebny. - Zaśmiał się.
Kobieta patrzyła na niego, ciągle się uśmiechając i ani słowem nie wspominając o tym, że już drugi raz nazwał jej syna "San Lang". Lecz w przeciwieństwie do mówienia o nim "Hua Cheng" lub nawet "syn", ten nowy pseudonim w jego ustach brzmiał tak, jakby mówił o kimś naprawdę ważnym dla niego, jakby ta nazwa była pieszczotliwa i wkładał w nie swoje uczucia. Dlatego nie poprawiała go, domyślając się jedynie, że prawdopodobnie wypił z jej mężem o jedną szklankę za dużo i przez to nie zwracał uwagi na wypowiadane słowa.
- Jest pan sam? - zapytała niespodziewanie.
- Nie - odparł od razu.
- Rozumiem - powiedziała już mniej pewnie, chcąc zakończyć temat swoich dziwnych podejrzeń i dodała jeszcze: - Dobrze, że kogoś pan ma w swoim życiu.
- Ja również się cieszę. Mam przy sobie pewnego lisa, który umila mi każdy dzień i nawet teraz nie mogę go wypuścić z rąk. - Zamknął oczy, opierając głowę o drzwi i śmiejąc się.
Odpowiedź nieco ją zaskoczyła. Nie miała zupełnie pojęcia, jakiego lisa ma na myśli, zwłaszcza, że wspomniał, iż ma go przy sobie, ale czego mogła się spodziewać po pijanym mężczyźnie? Coś jednak w jego oczach błyszczało podobnie jak chwilach, kiedy mówił o jej synu.
A może jej się tylko zdawało?
- Chciałabym jeszcze pana przeprosić za męża. To dobry człowiek, ale ma trudny charakter. Mam nadzieję, że rozmowa z nim nie sprawiła panu przykrości.
Xie Lian wyprostował się i szczerze odpowiedział:
- Żadnej. Prezes Hua to kochający rodzinę mężczyzna, który wysoko sobie ceni szczerość, prawdę i jasne zasady. Nie cofa danego słowa i ma silne więzy rodzinne. Jestem pewny, że nawiązała tu pani do rozmowy z obiadu, abym nie wnikał w jego rodzinę, ale zapewniam, że odbyłem z nim miłą rozmowę, gdzie wymieniliśmy się jedynie poglądami i uraczyliśmy koniakiem. - Jakkolwiek wyglądała ich rozmowa w zamkniętym gabinecie, takie uwagi dotyczące pana Hua były jak najbardziej szczere. - Myślę, że gdyby w jego biblioteczce znalazły się jeszcze dzieła Moliera lub Fredry, to byłby weselszym człowiekiem i jego humor znacznie by się poprawił.
- Zapamiętam i poszukam czegoś odpowiedniego.
Nie raz bywała w gabinecie męża i znała zawartość jego biblioteczki, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, aby doradzić mężczyźnie, by przeczytałam coś wesołego. Dodatkowo, taka pozytywna opinia o jego charakterze była naprawdę miłym zaskoczeniem. Coraz bardziej lubiła tego uśmiechniętego profesora, którego miała przed sobą.
- Przed wyjazdem zostawię pani namiar do bardzo dobrego antykwariatu.
- Bardzo dziękuję. - Kobieta naprawdę była mu wdzięczna za wszystko, a najbardziej za wprowadzenie swoją obecnością do ich domu jakiejś pozytywnej energii. - W takim razie już nie zawracam panu głowy. W razie niespodziewanego głodu kuchnia jest zawsze otwarta i nie trzeba się krępować. My z synem nie raz przemykaliśmy tam nocami, by napić się herbaty i poplotkować. Śniadanie będzie o 8 rano. Czy to nie za późno? Hua Cheng nie wspomniał, o której godzinie macie pociąg.
- Myśleliśmy, aby wyruszyć w południe.
- W takim razie poproszę też kucharki o przygotowanie prowiantu.
- Bardzo miło z pani strony. Serdecznie dziękuję.
- Miłej nocy, profesorze.
- Miłej nocy, pani Hua.
Zamknął drzwi i przez chwilę nasłuchiwał oddalających się kroków. Odetchnął głośno i oparł się ciężko czołem o drewno. Był totalnie zmęczony. Jego umysł przegrzał się, starając rozmawiać z tą kobietą normalnie, ale gdzieś w głębi jego świadomości zagnieździło się uczucie, że coś powiedział nie tak, tylko jeszcze nie zdawał sobie sprawy co.
- To było bardzo nierozsądne, panie profesorze - oznajmił student podchodząc do Xie Lian i łapiąc go wolnym ramieniem pod pachę.
Zmęczone ciało uwiesiło się, czując że z każdą chwilą opuszczają go siły, ale obok jest osoba, która nie pozwoli mu upaść. Pozwolił mocniej się objąć, nawet nie mogąc podnieść rąk, aby oddać ten uścisk.
- Ten koniak, który kupiliśmy twojemu tacie... był straszny... więcej nie piję - mówił cicho.
- Oj, gege. Co ja się z tobą mam.
- Same kłopoty - stwierdził, chichocząc pod nosem.
- Lepsze one, niż gdybym miał siedzieć teraz sam w akademiku.
- Mmm, czyli jednak jestem kłopotem?
- Moim ulubionym.
- Hmm...
- Po prostu jesteś tak słodki, że po tym co mi wcześniej powiedziałeś, nie wiem czy mam cię zanieść do łóżka i w nim zostawić, czy przyprzeć do ściany i wycałować. - Udawał, że się zastanawia. - Ciężko mi zdecydować.
- Ha, ha! Gdyby nie rozmowa z twoją mamą, to od razu wybrałbym to drugie, ale... chyba zasnąłbym w trakcie...
Hua Cheng westchnął, czując, że jeszcze kilka takich słów, a naprawdę się nie powstrzyma.
- Co zrobić, muszę pójść do ojca i mu porządnie nagadać, że zepsuł mi profesora.
- Nie jestem przedmiotem, żeby mnie zepsuć - obruszył się.
- Zepsuł alkoholem twoją moralność - rzekł wesoło i wziął mężczyznę na ręce.
Xie Lian już praktycznie spał, mamrocząc coś pod nosem i opierając policzek o jego pierś, dlatego jedyne co zrobił student, to zaniósł go do łóżka. Zdjął mu buty oraz skarpetki i nakrył kołdrą. Usiadł obok i przyglądał się śpiącej twarzy.
Lubił patrzeć na takiego profesora. Lubił, kiedy pozwalał mu na opiekowanie się sobą i kiedy zachowywał się nieprzewidywalnie. Gdy był zdany na jego pomoc. Taki odsłonięty i trochę nieporadny, wydawał mu się jeszcze słodszy. Dobrze wiedział, że osoba w łóżku ufa mu i to wystarczało, by jego serce wypełniło się przyjemnym ciepłem. Ta dzieląca ich różnica ośmiu lat zacierała się i choć Xie Lian nie dawał mu odczuć, że miałoby w czymś mu to przeszkadzać i traktował go jak równego sobie, to sama świadomość chłopaka, że ktoś starszy pozwala sobie w jego towarzystwie na taką swobodę, liczy na niego i wie, że można mu ufać, to przez to poczuwał się do odpowiedzialności, by naprawdę starać się ze wszystkich sił nie wykorzystać tej sytuacji.
I dlatego jedyne co zrobił, to położył dłoń na jego rozpalony policzek i pocałował go lekko w czoło.
- Dziękuję, że się za mną wystawiłeś podczas obiadu, gege. Ciągle mnie zadziwiasz.
Wychodząc, zgasił światło i zapisał sobie w umyśle, aby nie zapomnieć przynieść mu szklanki wody i soku pomarańczowego - jeśli obudziłby go kac. Uśmiechnął się i poszedł w końcu do gabinetu rodzica, z którym miał wiele do wyjaśnienia.
Już pukając i widząc, że drzwi otwierają się i stoi w nich ojciec, wiedział, że rozmowa, którą odbyli tu z profesorem, nie mogła być zwyczajna. Ponad ramieniem dostrzegł do połowy opróżnioną butelkę, a wzrok szaro-niebieskich oczu ani trochę nie był zimny lub tym bardziej surowy. Co dziwne, kiedy spojrzał na swojego syna, wydawało się, że nie jest zły, czy poirytowany jak zawsze, a chce mu coś powiedzieć, lecz zamiast tego zaciska usta.
- Ojcze? - odezwał się, wiedząc, że coś jest nie tak.
- Wejdź, synu. Porozmawiajmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro