Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52. Kochanie demona wcale nie jest takie złe

Dla Shi Qing Xuana ten dzień nie był najlepszy, choć zaczął się stosunkowo miło, nawet pomijając fakt, że dostał krótką, aczkolwiek dosadną reprymendę od He Xuana.

Podczas kąpieli w obcym mieszkaniu trochę wróciło mu zdrowych zmysłów. Nie do końca był pewien, czy mógł nazwać je zdrowymi, ponieważ cały czas jego myśli krążyły wokół mężczyzny przebywającego w pokoju obok. Żeby tego było mało, w kółko odtwarzał sobie w głowie spędzony wspólnie czas, nie pomijając, o niebiosa!, spania razem w łóżku. Co z tego, że wielokrotnie spał pod jedną pościelą z bratem, jeśli teraz był to obcy mężczyzna! Przecież nie znali się długo i łącznie spędzili ze sobą kilkanaście godzin.

Ale... w tej chwili przynajmniej zaczął logicznie myśleć i dochodzić do pewnych wniosków. Razem z nimi w jego umyśle pojawiały się kolejno następujące po sobie pytania. Chociażby... dlaczego skończył, wtulając się w niego jak zmarznięty przestraszony, szukający ciepła szczeniak?

Pytając o to siebie, mógł myśleć tylko o jednej odpowiedzi. Bo He Xuan pomimo chłodnego wyglądu, beznamiętnej twarzy, wiecznie ściśniętych w cienką linię ust, był osobą bardzo ciepłą, uprzejmą i troskliwą. Nie potrafił tego okazywać w taki sposób, jak inni ludzie, choćby profesor Xie Lian, ale cokolwiek mówił do niego i robił, zawierało w sobie namiastkę opiekuńczości i było robione z myślą o nim i jego komforcie.

Stojąc w strugach wody spadającej ze słuchawki prysznica, przypominał sobie ich wszystkie spotkania. Kiedy He Xuan pierwszy raz go obronił, potem ponownie w sklepie, czas, gdy pili razem piwo, a po tym pomógł mu iść. Nawet zabrał go do siebie do domu, dotykał jego głowy i twarzy, nakarmił, a na koniec tulił przez noc...

Jak po tym wszystkim nadal mógł o nim myśleć jak o demonie? Jak mógł myśleć o nim źle? Jak mógłby nie zacząć zauważać tego prawdziwego He Xuana, a nie tylko jego zimną skorupę? Pod nią kryła się łagodność i życzliwość, w jego przeszywającym zimnym wzroku uczucia, których nie potrafił okazać inaczej niż uczynkami i tymi drobnymi gestami, ukrytymi w delikatnym dotyku i pytaniach, na przykład: czy jest mu zimno? Nikt, dla kogo Shi Qing Xuan byłby nieważny, nie pytałby go o jego samopoczucie czy głód.

Zakręcił kurek z wodą i pozwolił nadmiarowi wody spłynąć z ciała. Ciągle myślał o He Xuanie, nie mając pojęcia, co w takim wypadku powinien zrobić i jak się zachowywać.

Wyszedł z brodzika i stanął na ciemnoniebieskich jak noc płytkach. Znalazł ręcznik i wytarł się nim, narzucając połowę na głowę i energicznie ją pocierając. Dojrzał przy drzwiach ułożone w kostkę na małej szafce ubrania. Sam je tu zostawił, jak tylko przekroczył próg łazienki, a te, które miał na sobie wcześniej, leżały niedbale rzucone na desce sedesowej.

Delikatny róż wpełzł na jego policzka, kiedy zrobił kilka kroków w przód i jego dłonie zacisnęły się na miękkiej pożyczonej koszulce. Nawet się nie zastanawiał czy wstrzymywał przed przytknięciem jej sobie pod nos i bezwiednym, mocnym zaciągnięciem się upajającym zapachem.

Na pewno są tylko wyprane w jakimś pachnącym płynie. Nic więcej. Wcale nie mam wrażenia, że są przesiąknięte tobą...

Przez prawie minutę stał nagi, wciągając do nozdrzy zapach cudzych ubrań. Nie mógł się powstrzymać, myśląc, że należą do niego. I w końcu, kiedy odsunął dłonie od całej pokrytej krwistym rumieńcem twarzy, zrozumiał, że chyba się zakochał.

Chyba.

Byłby to jego pierwszy raz, dlatego nie był pewny.

Szybko się ubrał i przemywał twarz lodowatą wodą, dopóki jej kolor nie zrobił się naturalny i dopiero wtedy wyszedł z łazienki.

Nowoodkryta świadomość o własnych uczuciach względem drugiego mężczyzny nie pomagała mu, kiedy jedli razem śniadanie. Tym bardziej, gdy He Xuan, patrząc na niego swoimi złotymi i przepięknymi oczami, krótko poinformował, że ktoś o nazwie "brat" dzwonił w nocy na jego telefon, a on go odebrał.

W tej chwili jednak Shi Qing Xuan bardziej przejął się tym zimnym, lecz z jakiegoś powodu palącym wzrokiem, niż wiadomością, że Shi WuDu martwił się o niego, co oznaczało, że jak wróci, to w akademickim pokoju czeka go istne piekło. Ale Shi Qing Xuang w tej chwili mógłby usłyszeć, że nieopodal spadł meteoryt, a planetę Ziemia nawiedziła inwazja obcych istot, a nie byłby tym przejęty lub wcale by to do niego nie dotarło.

Siedzenie, słuchanie i patrzenie na osobę, przez którą szybciej biło mu serce, było wystarczająco silnym bodźcem, by skupić wszystkie swoje zmysły tylko na nim, nie przejmując się całą resztą.

W jego towarzystwie był szczęśliwy, a jednocześnie zawstydzony. Zakłopotany, ale z przyjemnością i chęcią na niego patrzył. Nagle, to jak jadł, podnosił dłoń do twarzy, jak układał usta podczas rozmowy, jak zerkał na niego, wydało się najpiękniejszym widokiem, który powodował, że jego serce nieustannie drżało. To tak jakby zobaczył tęczę po burzy, a zachmurzone niebo przecinały słoneczne promienie, opadając długimi strumieniami na Ziemię.

Chłonął to wszystko i o dziwo wszystko mu się w nim podobało. Ciekawiło go, co lubił najbardziej jeść, jaki był jego ulubiony kolor, czy miał jakieś hobby i zainteresowania poza bójkami, modelingiem i gotowaniem? Co mógł robić, kiedy przebywał sam w mieszkaniu? Jak wyglądał, kiedy spał, jak zachowywałby się na randce? Takiej prawdziwej, z kinem, kolacją w restauracji i spacerem po parku?

To wszystko zaczęło bardzo interesować młodego studenta i zanim się spostrzegł, jego dłoń sama powędrowała do rękawa czarnej koszuli.

Dotąd Shi Qing Xuan nie interesował się żadną osobą, bez względu na to, czy była to dziewczyna czy chłopak, dlatego sam nie wiedział, jak to się stało, że akurat ten mężczyzna miał w sobie coś, co go przyciągało. Może to, że żyli w dwóch różnych światach oraz byli tak różni od siebie? Jak ogień i woda lub jak ogień i lód. A może to, że nieprzystępny He Xuan,  porównaniu do innych ludzi, jego traktował wyjątkowo przyjaźnie i z niespotykaną dla niego życzliwością.

I właśnie przy tym wysokim czarnowłosym człowieku pokazał się od strony, której często się wstydził. Tej bezpośrednio głupiej, trochę upierdliwej, przesadnie wesołej i mimo to, He Xuan pozostawał wobec niego taki sam.

Więc czy musi się wstrzymywać? Czy powinien udawać jak przed innymi bycia tym bardziej "przykładnym" Shi Qing Xuanem? He Xuan nie był jego bratem, który strofowałby go przy każdej okazji. He Xuan był zupełnie inny. Dlatego, czy mógłby przy nim zwyczajnie się śmiać, żartować, rozluźnić się i wyrzucić z siebie odczuwane emocje? Bo choć był bojaźliwy, to jego prawdziwa natura była wesoła.

Więc... może przy tej osobie mógłby już nie udawać bycia tym nieprawdziwym sobą?

- Prosiłeś, abym ciebie nie okłamywał... - odezwał się, mimo chwilowej trudności z mówieniem i przełykaniem - ...bo ja chyba cię lubię.

He Xuan patrzył na niego kilka sekund, które przeciągnęły się do kilkudziesięciu i dopiero postanowił coś powiedzieć. Palce ledwo zaciśnięte na materiale jego ubrania nadal go trzymały. Spojrzał na nie, a potem w przypominające wiosenną łąkę pełną świeżej trawy zielone oczy i odparł swoim chłodnym głosem:

- Też uważam, że wcale nie jesteś taki zły, jak początkowo sądziłem.

* * *

Tego samego dnia, wieczorem po wyjściu gości, student oraz jego profesor pozbierali naczynia i wspólnie umyli je w dwukomorowym zlewie. Żaden z nich nic nie mówił, ale oni jakby odczytywali zamiary drugiego mężczyzny - jeden pozbierał kubki i talerze, drugi już nalewał wody z płynem. Jeden mył drugi płukał, odstawiając do wyschnięcia na stojak, a potem w jednakowym tempie zaczęli opuszczać rękawy podwiniętych wcześniej bluz.

Profesor popatrzył na towarzyszącą mu osobę i odezwał się:

- Dziękuję za dzisiejszy wieczór, San Lang i za kolację, była pyszna.

- Nie ma za co i cieszę się, że ci smakowało, gege.

- Nie tylko mi - zauważył, przywołując uśmiech na twarz. - Bai Wuxiang i Quan Yizhen prawie pobili się o twoje warzywne danie.

Hua Cheng oparł się plecami o meble kuchenne i założył przedramiona na piersi.

- Bai Wuxiang trochę mnie zaskoczył - oznajmił. - Nie spodziewałem się po nim takiego zachowania. W pewnym momencie byłem pewien, że naprawdę się pobiją. Do tego Quan Yizhen był ranny po walce, więc czy jego przyjaciel, do tego lekarz, nie powinien się wstrzymać?

- Spokojnie - powiedział łagodnym głosem Xie Lian. - Oni zachowują się tak, odkąd pamiętam. Czyli już od prawie siedmiu lat. Zupełnie nie zajmuj sobie tym głowy. Bai Wuxiang zna granice, a Quan Yizhen o tym doskonale wie, dlatego też możesz potraktować to jak przyjacielskie przepychanki.

- Czasami zapominam, że gege i jego przyjaciele myślą zupełnie innymi kategoriami niż taki zwyczajny student jak ja. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się ciepło. - Szkoda, że nie poznałem cię wcześniej i nie mogłem towarzyszyć ci więcej lat. Teraz znałbym cię tak dobrze jak oni.

- Nie ma czego żałować. Wcześniej byłem bardziej narwany i nie myślałem jak na prawdziwego nauczyciela przystało - przyznał.

- Gege, narwany? - Zdziwił się. - Jakoś nie mogę w to uwierzyć.

W jego oczach pojawiła się nutka rozbawienia, gdyż zdał sobie sprawę, że są różne rodzaje tak zwanego narwania lub bycia szalonym, czy porywczym. Cóż, nie miałby kompletnie nic przeciwko, żeby ta osoba naprzeciwko niego częściej sobie na to pozwalała.

Wracając myślami do trójki wieloletnich przyjaciół, zdał sobie sprawę, że naprawdę dobrze się znają i dogadują w jakiś niezwykły sposób. Rozumieją się, mają podobny cel i ich myśli biegną takim samym torem. Co najważniejsze - każdy pilnuje bezpieczeństwa pozostałej dwójki, a w tej chwili także i jego. Więc choć Xie Lian, Quan Yizhen i Bai Wuxiang znają się tyle lat, do tej zaufanej grupy wciągnęli także jego i nie kryli się już za żadnymi tajemnicami, czy przemilczaniem jakichkolwiek spraw.

Może dlatego mogłem zobaczyć jak się kłócą?

Hua Chengowi zależało tylko na Xie Lianie, lecz nie byłoby prawdą stwierdzenie, że akceptacja jego najbliższych przyjaciół także nie sprawiła mu przyjemności. Dzięki temu czuł się lepiej, nawet porównując to do poznania członków zespołu "Podziękowanie za litość".

- En - odpowiedział na wcześniejsze pytanie profesor - nie potrafiłem utrzymać nerwów na wodzy i kiedy widziałem jakiś uliczny konflikt, to zamiast rozwiązać go spokojną rozmową, najpierw używałem pięści. - To powiedziawszy, zacisnął mocno palce.

- Hmm. - Chłopak wydał odgłos, jakby zastanawiał się nad usłyszanymi słowami.

Spuścił ramiona wzdłuż ciała i podszedł do mężczyzny z brązowymi jak zwykle związanymi w mały kucyk włosami. Złapał w swoją dłoń mniejszą pięść i pocałował po kolei każdy z knykci. Nie spuszczał oczu z twarzy profesora i zafascynowany przyglądał się, jak ten pewny siebie uśmiech lekko przygasa, a zastępuje go róż na policzkach.

- Chciałbym zobaczyć jak gege traci cierpliwość i daje się ponieść emocjom. - Uśmiechnął się w sposób, który pozwalał oglądać tylko tej jednej jedynej osobie.

- To naprawdę nic, co warto by było oglądać. - Potarł nerwowo policzek. - Poza tym, kiedy jesteś ze mną, to w ogóle nie chciałbym, abyś oglądał mnie w takim stanie.

- Wiesz, gege... - Delikatnie naciskał na trzymające dłoń opuszki palców i po kolei je rozwijał. Spojrzał na wnętrze, które pomasował kciukiem, a potem przytknął dłoń Xie Liana do własnej piersi, mówiąc: - Kiedy serce galopuje ci w piersi i nie jesteś w stanie jasno myśleć, to nie zawsze musi oznaczać coś złego. - Z orzechowych oczu przeniósł wzrok na lekko otwarte usta. - Czasami tę nerwowość czy silne emocje można zamienić w coś innego... przyjemniejszego.

Xie Lian patrzył na niego, już dokładnie wiedząc, do czego zmierza ta rozmowa.

- Nie możemy...

- Wiem, gege - wszedł mu w słowo - obiecałem i nie będę nalegał. Chciałem cię tylko uświadomić, że jakiekolwiek pragnienia są w tym momencie w tobie, to w mojej piersi są takie same. - Jego uśmiech zmienił się. - I nie ma przecież nic złego w chęci przytulania swojego lisa. Nawet całą noc.

- A ten lis oczywiście nic nie będzie chciał zrobić? - zapytał z przekąsem.

- Słowo lisa to rzecz święta. - Położył dłoń na dłoni nauczyciela, gdzie miał serce. - Jedyne czego lis chce, to twojego szczęścia, moja cudowna łasico.

Patrzyli w swoje oczy, próbując wyczytać z nich wszystkie myśli, ale dopóki nic nie zostanie wypowiedziane głośno, to nie będą niczego pewni.

Profesor w końcu westchnął zrezygnowany i powiedział:

- Dobrze, San Lang. Śpijmy razem w salonie. - Obrócił dłoń i złapali się.

Hua Cheng szeroko się uśmiechnął i, robiąc jeden szybki krok w przód, objął mocno mężczyznę.

- Dziękuję gege. Obiecuję, że będę grzeczny.

- Co ja z tobą mam...

- Na pewno przy mnie nie zmarzniesz ani nie pozwolę, byś spadł z łóżka.

- Jest na tyle duże, że zmieściłaby się na niej jeszcze jedna osoba.

- Więc... sugerujesz, że powinniśmy spać na mniejszym? - zapytał, przypominając sobie wnętrza innych pokoi. - Przyznam, że wtedy musiałbym się bardziej starać, abyś podczas snu nie wysunął się z moim ramion.

Czoło profesor mocniej oparło się o jego klatkę piersiową.

- Wystarczy, że będziesz obok... - rzekł cicho.

- W takim razie, postanowione! - Jeszcze ściślej przytulił go do piersi i powiedział szeptem: - Dziękuję, gege.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro