50. Kto w tym domu gotuje?
Wspólnie dokończyli sprzątanie, skupiając się na pomieszczeniach, które były najważniejsze, czyli salonie, kuchni, łazience oraz jednym pokoju, który w przeszłości należał do Xie Liana. Mężczyzna zdecydował, że go zajmie i kiedy powiedział o tym na głos Hua Chengowi, chłopak tylko się uśmiechnął i wrócił do sprzątania.
Profesor skłamałby, że uważał takie rozwiązanie za dobre dla niego, ale coraz bardziej obawiał się, że ich bliskość może doprowadzić do czegoś nieodwracalnego.
- Gege, jeśli mamy jeszcze trochę czasu do przybycia Bai Wuxianga, to może pokażesz mi jakieś skarby przywiezione przez twoich rodziców z podróży? - zagadnął chłopak, myjąc w łazience ręce z kurzu.
- Z przyjemnością, San Lang - odparł, powracają myślami na Ziemię.
Poczekał, aż Hua Cheng wytrze dłonie i razem podążyli starymi drewnianymi schodami w górę.
- Czy gege czasem nie mówił, że to mieszkanie ma dwa piętra?
- Dwa piętra plus piwnica i poddasze - uzupełnił profesor.
- Czy tu także będą stare książki na spróchniałych półkach? - zapytał, starając się nie zaśmiać.
- Nic takiego, nic takiego - szybko zaprzeczył i kontynuował: - To malutki stryszek i jedyne, co tam znajdziemy, to tony kurzu i kilka pudeł, które latami sukcesywnie składaliśmy z rodzicami.
- Pudła z prawdziwymi skarbami.
Xie Lian zastanowił się nad tym i przytaknął:
- Bardzo prawdopodobne, że znajdziemy tu coś, co można nazwać skarbem, lecz nie spodziewaj się, że będzie to coś ciekawego - zaśmiał się. - Większość mających wartość dla historii przedmiotów leży w szklanych gablotach w różnych muzeach. Tu mam jedynie resztki.
Skończył mówić i otworzył drzwi, którymi kończyły się schody. Przekroczyli ostatni stopień i obaj stanęli na trzeszczącym drewnianym strychu. Prawa ręka profesora powędrowała w górę na ścianę i nacisnęła włącznik. Żółte światło pojedynczych żarówek rozwieszone na przewodach rozświetliło pomieszczenie - zimne, dość niskie i z drewnianą podsufitką. Gdyby nie gruba warstwa śniegu na dachu, to wiejący tego dnia wiatr przedostawałby się przez szczeliny, jeszcze bardziej wychładzając pomieszczenie. Na szczęście powietrze było zastałe i wyłącznie pełne kurzu.
Hua Cheng mruknął zadowolony, a Xie Lian przeszedł kilka metrów w głąb strychu i zerknął na swojego chłopaka, unosząc policzka.
- Jeszcze nic nie zobaczyłeś, a już się cieszysz?
Powrócił spojrzeniem do pierwszego z brzegu dużego zakurzonego kartonu, a student rozejrzał się ciekawie dookoła i zamknął drzwi.
Cały czas wyglądał swobodnie, ale tak naprawdę odczuwał lekki niepokój. Odkąd odbył rozmowę telefoniczną i kiedy dostrzegł smutek w oczach profesora, jego emocje zaczęły nieprzyjemnie kłębić się w jego brzuchu.
W końcu byli w tym domu razem - on i osoba, którą kochał, a mimo to, wiedział, że obaj starają się powstrzymać swoje uczucia. Nie było to łatwe, bo chciał go pocieszyć, chciał go przytulić i powiedzieć, że nie musi już cierpieć sam, bo on jest obok i go nie opuści. Ale...
Jak mam to zrobić? Co z ojcem i moją obietnicą? - Spojrzał na plecy Xie Liana i jedyne, co teraz zapragnął, to najzwyczajniej w świecie objąć go. Ogrzać swoim ciepłem i zabrać mu też je trochę. Odrobinę.
Przeczesał palcami włosy i zacisnął usta. Spojrzał na włącznik światła i nacisnął na niego.
Wychłodzone poddasze nagle stało się jeszcze bardziej zimne i nieprzyjemne. Ubrani w bluzy z długim rękawem, nie odczuwali tego aż tak bardzo, ale ich ciała zadrżały, kiedy po starym podłogowym drewnie rozbrzmiał odgłos kroków.
Xie Lian obrócił głowę w stronę drzwi, gdzie stał wcześniej jego uczeń i wyczuł, że ten zbliża się do niego. Niemal widział jego wysoką postać, potrafiąc sobie wyobrazić nawet źrenice jakie teraz musiał mieć - rozszerzone i głodne. Nic innego nie przychodziło mu do głowy, aby w jakimkolwiek innym wypadku zdecydował się na zamknięcie ich obu na tak niewielkiej przestrzeni.
Oddychał spokojnie, wypuszczając z ust małe obłoczki pary, ciągle stojąc w jednym miejscu i bez słów na niego czekając. Wzbraniał się i uciekał mu, wynajdując im obu różne prace domowe, byleby nie dopuścić do takiej sytuacji.
W myślach zaśmiał się. Znów zachował się tak samolubnie. Przecież dobrze wiedział jak na siebie patrzą i co czują. Kiedy byli razem, nie potrafił spuścić z niego wzroku, a dłonie same pchały się w kierunku długich czarnych włosów i twarzy skrywającej dwa prawdziwe skarby - czerwone jak rubin i czarne jak onyks oczy.
A to on cały czas się odsuwał.
Cicho westchnął, nie próbując już nawet dostrzec choćby cienia sylwetki chłopaka. Słyszał podeszwy jego butów krok za krokiem przesuwające się ku niemu. Czuł ruch powietrza wytwarzanego przez zbliżające się ciało. Jego wdech i szybki wydech słyszane były nawet z kilku metrów, a gdy zbliżył się na tyle, by ciepłe powietrze, które go otaczało, zaczęło mieszać się zimnym i dolatywać do Xie Liana, odezwał się:
- Przepraszam gege.
Wyciągnął dłoń w przód i dotknął jego bluzy na wysokości piersi. Profesor milczał, nie chcąc by jego ochrypły głos zdradzał jak szybko bije mu teraz serce i jak bardzo jest zdenerwowany. Ciepło przenikało przez warstwy ubrań i na tym zimnym strychu było jeszcze mocniej odczuwalne nie tylko przez niego. Długie palce sunęły w dół po torsie, brzuchu, a potem skręciły i zaczęły obejmować talię.
Hua Cheng zrobił jeszcze jeden krok i stanął ledwo stopę od mężczyzny. Wsunął drugą rękę pod jego ramię i przyciągnął do siebie. Głowa obniżyła się, a gorący oddech dotknął szyi, przywołując kolejny dreszcz. Ciepłe wargi przylgnęły do nagiej skóry i przez chwilę po prostu stali, aż profesor także objął ciało wyższej osoby.
- Coś się stało, San Lang? - zapytał jak najbardziej lekkim i spokojnym głosem Xie Lian.
Ramiona na jego plecach przesunęły się w górę i w dół, a po nich uścisk się wzmógł.
- Nie chcę wracać do domu gege - powiedział cicho do zgięcia jego szyi. - Nie chcę stąd wyjeżdżać i nie chcę kończyć wcześniej szkoły. - Pocałował lekko delikatną skórkę i mówił dalej: - Nie chcę rozstawać się z gege i przejmować firmy ojca. Dotychczas by mi to nie przeszkadzało, ale odkąd cię poznałem, to jedyne o czym mogę myśleć to ty. I ja. My razem. Cokolwiek byśmy robili, widzę przyszłość tylko z tobą u boku lub mną u twego boku. - Delikatnie się zaśmiał. - Nie zdążyłem porozmawiać o tym z ojcem, a teraz nie wiem, czy uda mi się go przekonać, aby zmienił decyzję i... - zawahał się krótką chwilę, zanim dokończył: - nie wiem, co mam robić, gege.
Xie Lian gładził jego plecy, delikatnie zataczając na nich kręgi i masując. Nie mógł mu po prostu powiedzieć, że go rozumie, bo choć tak było, to sam nigdy nie musiał się mierzyć z taką sytuacją. Jednak w tej chwili mógł z nim porozmawiać i coś mu obiecać.
- Ja również, San Lang, nie chciałbym tego. Tracić ciebie na choćby dzień. Mojego lisa.
- Och, gege - mocniej go uścisnął - wiesz, jednak mogłem się mylić, kiedy powiedziałem, że wolałem, aby czas się nigdy nie zatrzymywał. Teraz mógłby się zatrzymać i nas w nim uwięzić. Wcale nie narzekałbym na to.
Dłoń Xie Liana z pleców zniknęła i zaraz dotknęła czoła chłopaka.
- Dziwne - powiedział, trzymając przez kilka sekund rękę na jego skórze - nie masz gorączki, a mówisz tak, jakbyś nagle nie miał siły nawet myśleć o twoim ojcu. Jest aż taki straszny? - Choć nie widział jego twarzy, to poczuł na szyi jego unoszące się policzka. - Wszystko wiedzący Hua Cheng miałby bać się rozmowy i do tego mając u boku swojego profesora? Od kiedy nie wierzysz w nas i naszą siłę?
- Zawsze wierzę, zwłaszcza w gege.
- Skoro tak, to nie myśl o tym, a obiecuję, że choćbym miał poruszyć niebo i Ziemię, to wymyślę sposób, aby nic nie zostało z góry przesądzone. Nasze życie jest tylko nasze, prawda?
- En.
Xie Lian mocno przytulił do siebie chude, ale silne ciało swojego ucznia.
- Dziękuję, gege.
- Nie ma za co, San Lang. Choć raz twój profesor mógł cię pocieszyć. Zawsze to ty pocieszałeś mnie.
- Zdradzisz mi, jaki łasica ma pomysł na przekonanie mojego ojca do tego, by dał mi wolną rękę?
- A jak sądzisz?
- Wszystkiego mogę się spodziewać po tobie. Dosłownie wszystkiego.
- Bardzo dobrze, to zupełnie jak ja po tobie.
- Dlatego tak dobrze do siebie pasujemy.
- Z ust mi to wyjąłeś! - krzyknął z nutką żalu trzydziestolatek.
Zamilkli. Towarzyszące im od kilku minut zimno zaczęło przenikać przez materiał ubrań. Odsunęli się od siebie, nadal trzymając za ramiona.
- Czy jest szansa, abyś pozwolił mi to zwrócić? - zapytał nagle Hua Cheng.
Profesor zrobił zdziwioną minę, choć w tej ciemności nikt tego nie zauważył, dlatego zapytał na głos:
- Co masz dokładnie na myśli? Przecież nic mi nie zabrałeś.
Usłyszał przed sobą ciche krótkie parsknięcie.
- San Lang?
- Oj, gege... Na pewno nie zapomniałeś - rzekł pewnie. - Jednak, mogę ci przypomnieć.
W końcu sobie uświadomił, na jaką psotę wpadł ten nietuzinkowy umysł jego chłopaka i zanim pozwolił mu na to, przyłożył tylko dłonie do jego piersi i poprosił:
- Miej na uwadze, że Bai Wuxiang niedługo będzie.
Ledwo skończył mówić, a na ustach poczuł ciepły oddech, a po nim jeszcze cieplejsze usta.
- Wiem, gege - szepnął, po czym między każdym kolejnym pocałunkiem wypowiadał po jednym ze słów ze zdania "Tak idealnie pasujemy do siebie, mój najdroższy profesorze wykładający tak trudny ale i fascynujący przedmiot jakim jest starożytna historia, z której oczywiście najciekawsza jest starożytna historia Chin oraz..." Przerwał na chwilę tę powolną prawie torturę. Obaj oddychali niespokojnie, nie tyle ze zmęczenia, lecz bardziej z pragnień, jakie mogliby nasycić długim i namiętnym pocałunkiem, a dawali sobie jedynie krótkie pośpieszne cmoknięcia. Ich językom tylko kilkukrotnie udało się spotkać, a to było zdecydowanie za mało i za krótko.
W końcu Hua Cheng wyszeptał po raz ostatni "nauka ciała gege". Obaj zaśmiali się jednocześnie, gdyż "ta nauka" była w tym momencie tym, na co nie mogli sobie pozwolić. Ani na żadną "naukę gege" ani także "nauki San Langa".
Dlatego po tych słowach splątali palce, starając się trzymać je jak najdalej ciała i nie kusić losu. Hua Cheng od dawna czekał na sposobność, aby choć na chwilę oddać się tej porywającej przyjemność smakowania miękkich profesorowych ust. Natomiast Xie Lian robił wszystko, by do tego nie dopuścić. Wyszło oczywiście "tak", a nie inaczej i dlatego modlił się o samokontrolę dla siebie, ciągle wierząc, że w razie czego, jego San Lang opanuje sytuację.
Jednak po chwili usłyszał jego zachrypnięty głos:
- Nie chcę cię wypuszczać z rąk, gege.
- Ani ja... - zaczął mówić i ugryzł się w język.
I nagle, kiedy to powiedział i myślał, że popłyną tak jak pod prysznicem, San Lang przerwał pocałunek i powoli się odsunął, kładąc czoło na barku Xie Liana i co chwilę wypuszczając obłoki pary z ust.
- Tylko gege - zaczął mówić, opanowując głos - może zdecydować o tym, kiedy będziemy mogli pozwolić sobie na "więcej". - Uścisnął jego palce i ucałował po kolei prawy i lewy wierzch dłoni. - Ja obiecuję, że nic więcej nie zrobię, nie będąc pewnym, że też tego chcesz.
- Dziękuję, San Lang - powiedział cicho, obracając usta do jego ucha. - To nie tak, że nie chcę ciebie.
- Wiem, gege. - Przekręcił głowę i go pocałował. - Wiem, że po prostu to nie jest odpowiedni czas. Bo przecież nawet teraz nie możesz mi się oprzeć.
Uśmiechnęli się do siebie i po raz ostatni ich usta się spotkały.
- Jesteś taki...
- Jaki, gege? - zapytał głębokim głosem, od którego dreszcze przechodziły po plecach bardziej niż od zimna.
Westchnął całkowicie pokonany.
- Nie można się oprzeć twojemu lisiemu wdziękowi.
- Ależ jest wprost przeciwnie. To ja nie mogę się oprzeć tej rozkosznej łasicy.
Wyplątał dłoń z uścisku i objął ramieniem jego głowę, przyciągając do siebie.
- Nie martw się. Nie pozwolę, by ktokolwiek podciął ci skrzydła. Przekonamy twojego ojca, że w jego firmie tylko byś się marnował.
*
Przed przyjazdem Bai Wuxianga spędzili jeszcze pół godziny na strychu, przeglądając pamiątki z podróży państwa Xie, a potem zeszli piętro niżej. Postanowili przygotować kolację wspólnie, lecz Xie Lian, mimo próśb Hua Chenga, uparł się, że nie będzie gotował, zwłaszcza, że jego przyjaciel będzie na kolacji. Nie chciał po raz kolejny zaserwować mu czegoś niejadalnego, zwłaszcza, że będzie przed pracą. Para umówiła się więc, że Xie Lian obierze i pokroi warzywa, a jego chłopak zajmie się właściwym przygotowaniem kolacji. Zdecydowali się na warzywną potrawkę, jednak bez mięsa, ponieważ nie kupili go w nocy, a teraz było już za późno, żeby szukać kolejnego sklepu otwartego w tym świątecznym czasie.
Gdy Hua Cheng poszedł pod prysznic, by zmyć z siebie brud i kurz po całodziennym sprzątaniu, jego nauczyciel z wprawą posługując się nożem szybko pokroił wszystkie warzywa w równe paski i kostki. Kąpiel nie trwała długo i chłopak, wchodząc do kuchni, był naprawdę zdziwiony, gdy zobaczył posegregowane w kilku miseczkach idealnie posiekane produkty do kolacji.
- Czy jest coś, co gege nie potrafi robić perfekcyjnie? - zapytał, wyciągając jeden plasterek papryki, porównując go z drugim. Miały identyczną szerokość.
- O gotowaniu już wiesz, a poza nim jest cała masa takich rzeczy. Trudno byłoby je wymienić na raz.
- Jakoś w to nie wierzę - powiedział i odłożył warzywo na miejsce.
Profesor przygotował mu odpowiedni garnek oraz zestaw przypraw i sztućce, po czym usiadł na krześle i po prostu przyglądał się, jak Hua Cheng jednym spojrzeniem omiata całą kuchnię, a potem jakby był u siebie w domu, zaczyna przyrządzać jedzenie.
Nie całą godzinę później z parteru rozbrzmiał dzwonek i Xie Lian jako gospodarz zszedł na dół.
Otworzył duże drzwi, wpuszczając zimne powietrze.
- Witaj, Xie Lianie - powiedział i uśmiechnął się pokryty śniegiem przyjaciel.
- Witaj, Bai Wuxiang - odparł, robiąc mu przejście i już miał zamiar zamknąć skrzydło, gdy na starym drewnie pojawiła się jeszcze jedna dłoń.
Xie Lian zatrzymał się. Zza drzwi wyłoniła się kolejna pokryta śniegiem osoba, która wesoło się uśmiechała i spomiędzy uniesionych ust padło od razu pytanie:
- Kto dziś gotował? Bo mam nadzieję, że nie ty!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro