Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Ramię w ramię wśród ludzi

Ta noc dla Xie Liana nie była najlepsza, ale nie była też najgorsza. Przyszli z Quan Yizhenem do jego mieszkania i rozmawiali do rana.

Profesor lubił być wyspany, bo wtedy jego umysł pracował najbardziej wydajnie, lecz tak jak dziś, kiedy już po 9 rano uniósł ciężkie powieki, wiedział, że większość dnia będzie czekał na jego koniec. Oczywiście pomijając spotkanie z pewnym interesującym młodzieńcem z jego uczelni.

Umówienie się z nim na wspólne wyjście na seminarium było całkiem normalne. Nic przecież dziwnego, że najlepszy uczeń z jego zajęć, który wiedzą przewyższał wszystkich innych, pojawi się obok swojego profesora na tak ważnym wydarzeniu kulturalnym. Wielu jego wcześniejszych nauczycieli robiło tak samo.

Wspólne pogłębianie wiedzy i świeże spojrzenie na historię z przeszłości było czymś, co uwielbiał robić i o czym godzinami mógł prawić. Przeszłości nie można było zmienić, ale można było ją poznać, zagłębić się w niej i poczuć tak, jak czuli się ludzie nawet tysiące lat wcześniej.

Nie wiedział do końca czy chłopak tak bardzo zainteresował się starożytnością, czy było to pomieszane z zainteresowaniem nim samym, ale i tak nie mógł przestać go lubić, cokolwiek tamten by zrobił. Młodzieniec był jak powiew wiatru w jego zastałym i zatęchłym życiu. Swoją szkarłatną aurą niewątpliwie przyciągał wzrok nie tylko jego, ale całej szkoły i mimo tej popularności ciągle pozostawał taki sam: pewny siebie, ale nieobnoszący się wiedzą, nad wyraz inteligentny, ale zawsze mówiący w sposób, który nikogo nie obraża, co najwyżej delikatnie zniechęca do jego osoby, ale profesor wiedział, że robił to nieprzypadkowo. Był osobą, dzięki której tak jak teraz uśmiechnął się i zapragnął wstać, wyciągnąć rękę przed siebie i znaleźć na jej końcu kogoś, a szczególnie właściciela tych dwukolorowych oczu i spowodować na jego ustach delikatny uśmiech.

Usiadł na twardym materacu i zaśmiał się głośno.

Nawet platoniczne uczucie bywa takie miłe – pomyślał, dotykając swojego lewego boku, gdzie miał wykonany czarnym tuszem tatuaż. Jedną linijkę tekstu. Przejechał palcem z góry do dołu, od wysokości piersi do biodra, wzdłuż słów, pokrywających jego ciało i znów się zaśmiał, zatrzymując palce na ostatnim wyrazie.

Wstał i podszedł do okna. Była już końcówka listopada, więc dni stawały się coraz krótsze, a noce dłuższe. Temperatury w dzień nie przekraczały kilkunastu stopni, ale mimo że miał na sobie tylko białe luźne krótkie spodenki, otworzył okno na oścież i stanął, chłonąc całym ciałem przejmujący chłód. Odetchnął głęboko i poszedł pod prysznic, zaczynając od niego swój kolejny dzień.

*

Przed godziną 16:00 Xie Lian ubrany w śnieżnobiały garnitur z białą elegancką koszulą podjechał do znajdującej się w odległości jednej przecznicy od akademika kawiarni. Tam właśnie umówił się z Hua Chengiem.

Profesorowi nie zależało na zachowaniu anonimowości tego spotkania, ale nie chciał też wzbudzać zbytniej uwagi ani swoją osobą ubraną w ten sposób, ani robić sensacji z tego, że przyjeżdża po swojego ucznia. Obaj byli pełnoletni, ale bycie tematem plotek nie zawsze było miłe. Ponadto zawsze znalazł się ktoś nieprzychylny takim pozalekcyjnym kontaktom.

Chłopak już na niego czekał i Xie Lian dostrzegł go z daleka. Jak mógłby nie zauważyć tak wytwornie odzianego przystojnego młodzieńca? Ubrany był w dwuczęściowy czarny garnitur, z aktualnie rozpiętą marynarką, spod której pięknie z czernią kontrastowała głęboko karmazynowa koszula na guziki. Kiedy wchodził do samochodu, razem z nim pojawił się delikatny męski, lekko kwiatowy zapach, który od razu wypełnił wnętrze auta.

Xie Lian przywitał się z uśmiechem, od razu dostrzegając niewidziane wcześniej srebrne akcenty motyli: na kolczykach, łańcuszku puszczonym na koszulę oraz spince na krawacie. Dodatkowo małą część swoich długich włosów związał z przodu w cienki warkoczyk, który zwieńczył krwistym małym koralikiem. Wiązanie luźno wisiało na jego prawej piersi i idealnie pasowało do koszuli oraz prawego, czerwonego oka.

– Elegancko wyglądasz, San Lang. Prawie bym cię nie poznał. Już myślałem, że to jakaś gwiazda filmowa – zażartował.

– Powiedziałeś, że będzie oficjalnie, więc nie mogłem przynieść ci wstydu – odparł z uśmiechem, zapinając pas.

– Cokolwiek byś nie ubrał, to na pewno byś w tym świetnie wyglądał. Nie wiesz, jak się mówi? Przystojnemu mężczyźnie we wszystkim jest do twarzy. Choć nie powiem... ten wyjściowy strój i połączenie czerni i czerwieni idealnie do ciebie pasują.

– Tak jak do gege biel. Świetny garnitur.

– Dziękuję, ha, ha. Często się martwię, że w tak jasnych rzeczach, jeśli nie będę dostatecznie uważny, mogę się zbyt szybko wybudzić. Ale jeśli mówisz, że mi pasuje, to chyba nie powinienem się tym przejmować.

– Zdecydowanie – potwierdził słowa profesora i zapytał: – Daleko jest muzeum, do którego jedziemy? Bo chyba nigdy nie byłem w tamtej części miasta.

– Około 20-30 minut jazdy samochodem. Na pewno się nie spóźnimy – zapewnił. – Mamy jeszcze godzinę do rozpoczęcia – dodał, włączając pojazd do ruchu.

San Lang rozejrzał się po wnętrzu samochodu i na chwilę zatrzymał wzrok na radiu.

– Mogę dać głośniej?

– Jasne. Tylko mam tam płytę z jakimiś rockowymi kawałkami. Nie wiem, czy będzie ci odpowiadać.

– Rzadko słucham muzyki, ale nie mam nic przeciwko rockowi. Gege lubi ten rodzaj muzyki?

– To akurat płyta mojego dobrego znajomego, który gra w tym zespole, więc można powiedzieć, że lubię rock.

Przez całą drogę słuchali muzyki, która leciała z głośników i swobodnie rozmawiali o nadchodzącym wydarzeniu, na które właśnie jechali.

Żaden z nich nie wspominał nic o poprzedniej nocy, choć obaj mieli do siebie pytania. Hua Cheng o nocną wizytę w szpitalu, a Xie Lian o uczestnictwo w bójce i poznanie jego znajomego, Quan Yizhena. Jednak obaj postanowili nie poruszać w tej chwili tematu.

Xie Lian prowadził swój pojazd lekko, bez problemów omijając większe korki i kilka razy unikając kolizji, którą prawie spowodowali nieostrożni kierowcy. Dwudziestodwulatek od czasu do czasu zerkał w stronę profesora, starając się znaleźć w nim przyczynę odwiedzenia szpitala w środku nocy, ale mężczyzna wyglądał bardzo dobrze. Jego skóra nie była blada, a przynajmniej nie bledsza niż zazwyczaj. Nie miał worów pod oczami, ani nie wyglądał jakby coś go bolało.

Może bierze jakieś leki i przed snem przypomniał sobie, że nie ma już ich w domu?

Wątpił w to. Tak poukładany, systematyczny i z dobrą pamięcią człowiek, na pewno nie zapomniałby o czymś tak ważnym jak leki, które musiał przyjmować. Na wizyty także było już za późno, dlatego chłopak dał sobie w końcu spokój ze zgadywaniem, ciesząc się ze wspólnej rozmowy i towarzystwa profesora.

Do muzeum dojechali po niespełna dwudziestu minutach i zaparkowali w podziemnym parkingu, na poziomie oznaczonym VIP.

– Cieszę się, że z tobą przyjechałem, gege. Widzę, że nawet tutaj jesteś odpowiednio traktowany.

– Tak się złożyło, że dobrze znam się z właścicielem tego muzeum, więc parkowanie tu to mój mały przywilej.

Wyszedł z samochodu i zatrzasnął drzwi. Hua Cheng po swojej stronie zrobił to samo i już po chwili obaj weszli do windy.

– Mam nadzieję, że ci się spodoba – zagadnął Xie Lian.

– Na pewno – rzekł chłopak. – Bardzo lubię kulturę i historię starożytnych Chin, więc nie będę się nudził.

Winda wydała charakterystyczny dźwięk i dwójka mężczyzn wkroczyła do przestronnego holu. Byli pół godziny przed planowanym rozpoczęciem, więc chwilowo niewiele osób krzątało się w tej części budynku.

– Widzę mojego przyjaciela – powiedział z uśmiechem profesor. – Chodź, przywitamy się i was zapoznam.

– Czy to na pewno dobry pomysł? Jestem tylko studentem.

– Ha, ha! – Zaśmiał się. – Nie martw się, na pewno się polubicie. – Mówiąc to, zaczął iść w jego kierunku, a chłopak w długich czarnych włosach podążył krok za nim.

– Witaj, Jun Wu – powiedział, przystając przed mężczyzną równie wysokim co młodzieniec, który dziś mu towarzyszył. Ubrany był w czarny garnitur z idealnie odprasowaną kredową koszulą i niebiesko-czarnym krawatem. Spośród osób, które były w holu, wyglądał najlepiej. Sam o tym wiedział i nie dziwił się. Jego szyty na miarę u najlepszego krawca w mieście garnitur kosztował majątek, ale nie szczędził grosza na dobrej jakości odzież. Zawsze lubił wyglądać idealnie.

– Mój przyjaciel, profesor Xie Lian. – Z pewną rezerwą uniósł kąciki ust, jakby nie wypadało mu uśmiechnąć się szerzej. – Czekałem na ciebie. Czy to twój uczeń, o którym mi opowiadałeś? – Popatrzył na chłopaka za jego plecami.

– To właśnie on, Hua Cheng. Najlepszy uczeń na moich zajęciach, a także w całej szkole.

Starszy mężczyzna przed czterdziestką otaksował wzrokiem dwudziestodwulatka w podobnie jak on szytym na miarę garniturze z bardzo dobrego materiału i uśmiechnął się odrobinę szerzej. Wyciągnął do niego dłoń i się przywitał.

– Jun Wu, właściciel muzeum. Ekscentryk, ale wysoko ceniący to co piękne i nieszczędzący pieniędzy na odkrywanie przeszłości. Miło mi cię poznać.

– Hua Cheng. – Złapał za dłoń mężczyzny. – Tak, syn TYCH właśnie Hua.

– Znam twojego ojca. Mieliśmy kiedyś przyjemność spotkać się na bankiecie z okazji otwarcia galerii sztuki. – Patrzyli na siebie przez chwilę i mężczyzna kontynuował: – Nie wiedziałem, że ma już tak dużego syna. Widzę chłopcze, że posiadasz tak dobry gust jak twój ojciec.

– Dziękuję – rzekł, choć Xie Lian, który im się przyglądał, od razu wychwycił chłodniejszy i bardziej poważny ton swojego wychowanka. – Przy kolejnej rozmowie z rodziną, przekażę im pozdrowienia od pana.

– Koniecznie! Właśnie miałem to zaproponować, ale ubiegasz moje słowa. Wybornie. Cieszę się, że mogłem cię dziś poznać i że jesteś tak wartościowym studentem.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł Hua Cheng, puszczając w końcu dłoń i odsuwając się na krok od mężczyzny, który obrócił się do profesora.

– Choć do rozpoczęcia oficjalnej części pozostało kilkanaście minut, to zapraszam was jako pierwszych do obejrzenia wszystkich eksponatów, jakie udało nam się zebrać, a także życzę przyjemnego seminarium.

– Jesteśmy ci wdzięczni, Jun Wu. – Xie Lian skinął lekko głową. – W takim razie do zobaczenia na części głównej.

– Do zobaczenia – odparł mężczyzna i skierował się do kolejnych nowo przybyłych gości.

Profesor i jego uczeń przeszli przez hol i weszli do dużej sali, którą zajmowały obrazy, malowidła, ryciny, stroje z pradawnych Chin oraz najróżniejsze przedmioty i akcesoria z odległych czasów – od barwnie malowanych czarek do broni białej, czy nawet ślubnego sedanu. Dwójka mężczyzn, zaczynając od lewej strony, przyglądała się zebranym artefaktom, przy których stały małe tabliczki, informujące, z którego wieku pochodzą oraz do czego były używane.

Z początku Hua Cheng trzymał się troszkę z tyłu, ale Xie Lian co chwilę pytał go o opinię na temat danego obiektu, przez co już w połowie pomieszczenia szli obok siebie, ramię w ramię i wymieniali się spostrzeżeniami.

Xie Lian nigdy nie pytał o pochodzenie chłopaka, ale wiedział od innych nauczycieli, czym zajmowała się jego rodzina i jaka była majętna. Nie zdziwiło go, że Jun Wu słyszał o nim, tak samo jak reakcja chłopaka na wzmiankę o jego ojcu. Kilka lat temu miał okazję spotkać tego człowieka i jednego był pewien – syn i ojciec Hua nie byli tacy sami. Na głowie rodziny ciążyła odpowiedzialność za wiele firm, miejsc pracy tysięcy ludzi i ten człowiek uwielbiał władzę. Był zimny, inteligentny, przystojny prawie jak jego syn i rządził twardą ręką. Wiele czasu poświęcił na stanie się tak potężnym, dlatego nie szedł na kompromisy w niczym i zawsze lubił mieć rację.

Z drugiej strony jego syn wydawał się nie posiadać charakteru dominanta. Obaj byli błyskotliwi, lecz każdy z nich wykorzystywał swoją wiedzę inaczej. Hua Cheng był najlepszy, ale nie obnosił się z tym, nie przyklejał sobie na czole etykietki "Najlepszy". Żył zwyczajnym życiem w akademiku jak miliony innych uczniów na całym świecie. Uczęszczał na najlepszą uczelnię, ale nie za sprawą pozycji rodziców, ale wyłącznie dzięki sobie i swojej wiedzy. Profesor wiedział, że ma stypendium naukowe i dzięki niemu płaci za studia i miejsce do spania. Rodzina mu w tym nie pomagała.

Każdy ma w swoim życiu sprawy, o których lubi lub nie lubi rozmawiać. Xie Lian był taki sam. Nie chciał, aby ktoś mieszał się w jego prywatne życie i dlatego tak samo traktował innych i nikogo nie zmuszał do zwierzeń. Czasami wyrwało mu się jakieś pytanie, ale nigdy nie nalegał, jeśli ktoś wolał zachować milczenie.

Po obejściu dookoła pomieszczenia zorientowali się, że gości przybywa, więc udali się dalej, gdzie właściciel umieścił jeszcze pokaźniejszą kolekcję. Zbiory były ogromne i Hua Cheng oglądał wszystko coraz bardziej zafascynowany. Czytając o czymś w książkach, a oglądając to na żywo, było całkowicie nowym odczuciem. Cieszył się, że tu przyszedł, nawet pomijając jak dobrze czuł się w towarzystwie wykładowcy, to muzeum zrobiło na nim naprawdę ogromne wrażenie.

– Jak ci się podoba? – zagadnął Xie Lian.

– Bardzo. Nie wiedziałem, że zachowało się aż tyle artefaktów w tak dobrym stanie. To muzeum, to naprawdę coś.

– Ha, ha! Całkowicie się z tobą zgadzam. Jeśli Jun Wu się za coś weźmie, to robi to perfekcyjnie. – Popatrzyli na wnętrze ostatniej przeszklonej gablotki i Xie Lian zapytał: – To jak, gotowy na wysłuchanie trochę historii starożytnych Chin?

– En.

– A więc chodźmy zająć miejsca. – Mówiąc to, skierowali się do kolejnej, największej sali na terenie muzeum.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro