47. Home, sweet home
Xie Lian bardzo lubił jazdę swoim motocyklem, szybkość oraz otaczające go zewsząd powietrze, wiatr i to poczucie wolności.
W dalszym ciągu myślałby o tym jak o najwspanialszym sposobie przemieszczania się z miejsca na miejsce, gdyby nie poznał chłopaka, z którym teraz jechał. Możliwość patrzenia na jego skupiony na drodze wzrok, swobodną sylwetkę w fotelu, na dłoń, którą trzymał na kierownicy przy jednoczesnej możliwości chwycenia za tę drugą, nie równała się z niczym innym. Był pewny, że uroku dodawał mu także sportowy wystrój samochodu oraz ta elegancja i dbałość o szczegóły nawet w najdrobniejszych wykończeniach. Pasował tu i do tego pojazdu tak samo jak do swojej czerwonej Mazdy. Zresztą, gdziekolwiek i w czymkolwiek był, pasował idealnie.
- Na następnym skrzyżowaniu skręć w lewo - powiedział profesor, rozglądając się na boki i szukając sklepu całodobowego.
- Czy to jakiś domek, gege? - spytał, zerkając na osobę siedzącą w fotelu pasażera.
- Nie, tylko część starej kamienicy, lecz to bardzo przytulne miejsce. Jestem pewny, że ci się spodoba. - Uścisnął mu mocniej dłoń.
- Myślę tak samo. Miejsce, gdzie gege się wychował i mieszkał przez większą część życia, musi być przesiąknięte miłością.
- I starymi książkami - zaśmiał się.
- Stare książki mają swój wyjątkowy charakter - oczy mu błysnęły, kiedy pomyślał, że może w niedalekiej przyszłości znowu uda im się razem coś poczytać.
Xie Lian pomyślał dokładnie o tym samym, więc czym prędzej zmienił temat.
- Rozglądam się jeszcze za czynnym sklepem, bo nie ma tam ani nic do jedzenia, ani żadnych kosmetyków. - Patrzył przez szybę, głośno się zastanawiając. - Ciepła woda będzie, jakieś ubrania też się znajdą, lecz może być odrobinę zimno. Powinniśmy oprócz jedzenia kupić też coś na rozpałkę, bo, choć mam dostęp do piwnicy z drewnem, nigdy nie byłem w harcerstwie i rozpalenie ognia może nam trochę zająć.
- Ma gege na myśli ogień w kominku? - spytał z nadzieją.
- En. W salonie jest jeden, a dopóki nie włączymy ogrzewania, to wszystkie pomieszczenia będą zimne, dlatego dziś będziemy musieli się wspomóc naturalnym ogniem, o ile ci to nie przeszkadza?
Umysł Hua Chenga usilnie podrzucał mu różne obrazy, których moralność daleka była od nazwania "przyzwoitą", dlatego tym razem to on odkaszlnął cicho i odparł:
- Nie mam nic przeciwko. A co do rozpalenia w kominku, to możesz liczyć na mnie. W domu wielokrotnie się tym zajmowałem, choć moglibyśmy też... - w porę ugryzł się w język i zacisnął usta. Przełknął kilka słów, które chciał powiedzieć, bo nie potrafił o "tym" spokojnie myśleć, a co dopiero mówić głośno.
Profesor patrzył na chłopaka z ukosa i uśmiechał się pod nosem.
Jesteś naprawdę słodki, kiedy tak jak teraz pozwalasz mi na czytanie z twojej twarzy jak z otwartej księgi.
Tak słodki...
- Kocham cię, San Lang - powiedział niespodziewanie.
Samochód zwolnił i prawie wjechał na krawężnik, w ostatniej chwili skręcając w lewo. Xie Lian spojrzał za okno i zaśmiał się. Jego dłoń nadal trzymała rękę swojego chłopaka, która teraz zaczęła się mocniej zaciskać.
Jechali w ciszy, o wiele spokojniej niż poprzednio. Xie Lian dobrze wiedział, że jego uczeń bardzo chciał usłyszeć te słowa w innych okolicznościach. Na pewno bardziej przyjemnych i sprzyjających ich cielesnej bliskości, choćby miało to być krótkie przytulenie lub pocałunek w czoło.
- Kiedy dziś przyszedłeś na Arenę - zaczął mówić, czując, że osoba obok się spina - byłem niemal pewien, że uciekniesz stamtąd z krzykiem i obrzydzeniem w oczach. Ale było w nich tylko zmartwienie.
Zamilkł, by pozwolić im obu jeszcze raz to sobie przypomnieć, a potem kontynuował:
- Co z tego, jeśli wiesz, że cię kocham, skoro ci tego nie powiedziałem? Dotąd sam myślałam, że powinienem poczekać na właściwy moment. Mówiłeś, że chcesz, abym był pewien tego, ale... po co czekać? - zadał głośne pytanie, które wielokrotnie sam sobie powtarzał. - Moje uczucia do ciebie stale rosną. Jeżeli kocham cię już od dawna, to w tej chwili kocham cię tylko bardziej. Dlaczego miałbym nie powiedzieć tego głośno?
Hua Cheng przez chwilę milczał, a potem zapytał zupełnie poważnie:
- Z obawy?
- Jakiej niby obawy? Zwłaszcza teraz.
Przez kolejne minuty trwali w ciszy, rozmyślając o ich związku i w końcu Xie Lian przemówił:
- Masz rację, San Lang. Obawiałem się wielu rzeczy. Po pierwsze bałem się ciebie stracić. Każda chwila spędzona w twoim towarzystwie była taka wspaniała, że nie chciałem, aby się kończyła, dlatego na początku nie miałem zamiaru nic mówić. Potem... potem było coraz ciężej. Im więcej spędzaliśmy ze sobą czasu, dotykaliśmy się, potem całowaliśmy, to wiedziałem, że jestem stracony. Jakkolwiek racjonalny próbowałbym być, to wiedziałem, że to na nic i byłem już porwany przez twoją ognistą czerwień bardziej niż mogłeś przypuszczać. Kiedy powiedziałeś, że mnie kochasz, pragnąłem odpowiedzieć ci tym samym, ale czy ktoś mógłby pokochać mnie, wiedząc, że jestem Białym Demonem, a nie tylko przyjaznym profesorem? - obaj zaciskali usta, patrząc przed siebie na pustą ciemną drogę oświetlaną tylko pojedynczymi lampami ulicznymi. - Chciałem w to wierzyć, ale nadal się bałem. Tamtej soboty na podłodze byłem pewny, że muszę to w końcu powiedzieć, ale jak mnie zatrzymałeś, to dotarło do mnie, że mogę cię tylko wciągnąć w kłopoty. Dlatego zdecydowałem się wszystko zakończyć tak szybko jak tylko się da. Nie wątpiłem, że mnie zaakceptujesz, choć obawiałem się, czy twój sposób postrzegania mnie nie zmieni się, gdy poznasz mnie całego. I w tamtym momencie na Arenie naprawdę bałem się, że możesz mnie znienawidzić. A ty nie dość, że tego nie zrobiłeś, to jeszcze płakałeś przeze mnie. Naprawdę... San Lang, jesteś moją największą siłą. Ktokolwiek mówi inaczej, wiem, że jest w błędzie. Dlatego to, co powiedział Yin Yu i Quan Yizhen w szpitalu - nie bierz sobie ich słów do serca i tak, jak sam mi mówiłeś nie raz, to wypełnij swoje serce tylko mną, bo teraz na pewno nie pozwolę ci już odejść.
Chłopak pomyślał, żeby się zatrzymać i mocno przyciągnąć do siebie ciało nauczyciela, ale nie zrobił tego. Wziął głęboki oddech i uspokoił rodzące się w nim pragnienia. Poczuł na wierzchu swojej dłoni, jak mężczyzna pisze tam coś palcem. Odczytał i zaśmiał się.
"Tak w ogóle, to czego miałbym się obawiać po moim słodkim lisie?".
Tak, to prawda gege. Masz co do mnie całkowitą rację.
Podniósł ich złączone dłonie i pocałował lekko zaczerwienione knykcie.
- Twój lis, gege, nie jest tylko słodki. Pamiętaj, że jest też cwany - odparł, tym razem ze swoją młodzieńczą radością i pewnością siebie. - Dlatego, jak nadal będziesz tak beztrosko mówił mi tak urocze słowa, nie pozwolę łasicy odkleić się ode mnie. Zwłaszcza, od kiedy usłyszałem, że będziemy obaj spali w zimnym salonie.
- Och, więc już z góry ustaliłeś, że będę potrzebował twojej ciepłej piersi, aby usnąć? Chyba nie znasz moich możliwości. Zimno mi nie przeszkadza.
- Czyżby tak jak w hotelu?
- Wtedy nie do końca myślałem racjonalnie - próbował się usprawiedliwić. - Choć po prostu to, co chciałem zrobić, od razu zamieniałem w czyn.
- Jestem pewny, że teraz także sam do mnie przyjdziesz w grubych skarpetach, prosząc o podzielenie się kocem i moim ramieniem.
- Jesteś nadzwyczaj pewny siebie, San Lang. Wybacz, jeśli się mnie nie doczekasz.
- Pamiętaj, gege, że to ja rozpalam dziś ogień w kominku. Mogę przez to mieć względy i położyć się bliżej żaru, podczas gdy tobie pozostanie jakaś stara zimna kanapa w rogu.
- To, że meble tam są wiekowe, to nie znaczy, że nie mogą być wygodne. - Złączyli ze sobą palce, patrząc przed siebie na drogę i gawędząc wesoło. - Obicie wykonał jeden z najsłynniejszych tapicerzy w naszym kraju, który renowacjami zajmuje się od ćwierć wieku. To naprawdę stylowe i wartościowe przedmioty!
- Yhm, po prostu nie możesz się przyznać do porażki.
- Jakiej niby porażki?
- Że nie będziesz mógł się oprzeć lisiemu futerku. - Podniósł kącik ust. - Już zapomniałeś, jak nakrywałeś się nim i z takim uwielbieniem w głosie mówiłeś, jak bardzo je lubisz?
Xie Lian wolał tego nie pamiętać, ale oczywiście, nie mógłby tego zapomnieć!
- Lis.
- Moja łasica.
- Mój lis.
Nic więcej nie mówili, bo obaj obawiali się, iż rozmowa zejdzie zaraz na bardziej osobiste tematy.
Wkrótce po wymianie zdań natrafili na otwarty sklep. Uwinęli się z zakupami w kwadrans i w końcu pojechali do domu rodzinnego Xie Liana. Zaparkowali na podziemnym parkingu, położonym niedaleko mieszkania. Profesor nie chciał ryzykować pozostawienia pojazdu przy ulicy, ponieważ nie był to zwykły Ford czy Opel, ale limitowana wersja Maserati. Przewiesili kaski na plecy i zabrali pełne reklamówki.
Po kilku minutach marszu w coraz mocniej sypiącym śniegu zatrzymali się przed trzema schodkami prowadzącymi do kamienicy. Całe mieszkanie składało się z dwóch pięter oraz poddasza. Na każdą kondygnację prowadziła jedna klatka schodowa. Pomieszczeń było tu wiele, ale nigdzie nie zatrzymywali się i nie zaglądali, idąc od razu na drugie piętro. Panował tu chłód, dlatego Hua Cheng nie zdziwił się, że pokój, do którego w końcu weszli, także był wyziębiony.
- Jeśli możesz, to rozpakuj zakupy, a ja pójdę po drewno i włączę piec. Tam jest kuchnia. - Wskazał dłonią.
Hua Cheng zostawił na stole reklamówki i wrócił do salonu.
- Idę z tobą, gege. Na pewno będzie szybciej, jeśli obaj weźmiemy rozpałkę.
Nie można było nie przyznać mu racji i dlatego profesor uniósł kąciki ust i od razu się zgodził.
Zeszli do piwnicy i wspólnie uruchomili piec. Na szczęście był gazowy, więc wystarczyło uzupełnić wodę w kaloryferach, ustawić odpowiednią temperaturę i poczekać. Niestety, mieszkanie było duże, dlatego minie jeszcze wiele godzin, zanim się nagrzeje do chociażby znośnych 17⁰ C.
W małym składziku obok znaleźli drwa i wiadra, więc naładowali ile się tylko dało i wrócili na górę. Student powiedział, że zajmie się rozpaleniem w kominku, więc Xie Lian poszedł do kuchni. W zszytym ramieniu czuł lekkie pulsowanie. Może było odrobinę bardziej dokuczliwe niż zazwyczaj, ale dało się wytrzymać. Ból towarzyszył mu od lat i już przestał zwracać na niego uwagę.
"Jeśli coś cię boli, to znaczy, że nadal żyjesz!" - To były pierwsze słowa, jakie usłyszał od Bai Wuxianga, kiedy obudził się po operacji dziewięć lat wcześniej. Do dziś dokładnie pamiętał jego uśmiech i te błyszczące oczy, które zawsze były wobec niego takie szczere. Gdyby nie on, nigdy nie zaszedłby tak daleko.
Zdjął kurtkę i zarzucił ją na oparcie krzesła. Ciągle miał na sobie czarną koszulkę, którą zakładał tylko w dni, w które walczył. Czerń była mroczna, dlatego na co dzień wybierał biel. Najlepszy był śnieżny kolor, jaki zawsze miał Ruoye. Teraz materiał wystawał zza rękawa koszuli, jakby wyglądał razem ze swoim panem na to, co się dzieje. Obaj zostawili na chwilę zakupy i cichutko wyjrzeli do salonu.
Naprawdę już udało mu się poustawiać drwa i wzniecić ogień? Nawet nie dałem mu rozpałki. Widzisz, Ruoye, jest o wiele lepszy ode mnie. Jak mógłbym go nie pokochać? Musiałbym być głupcem!
Chłopak zaczął dokładać jeszcze kilka drewnianych ćwiartek, więc profesor wrócił szybko do stołu i zaczął rozpakowywać zakupy. Część schował do szafek, część do lodówki, a kosmetyki odstawił na szafkę, aby zanieść je do łazienki. W międzyczasie wstawił wodę na herbatę i przyszykował dwa kubki.
To miejsce było mu dobrze znane, a jednak dawno już tu nie był. Przyjeżdżał i sprzątał przynajmniej raz w miesiącu, ale nie mieszkał. Nie zachowywał się, jakby to był dom. Odkąd odeszli rodzice, nie mógł tu już być. Obrazy, książki, dywany, meble, zdjęcia... wszystko za bardzo mu przypominało o osobach, których nie było przy nim. Może nawet teraz, gdyby nie chłopak, z którym tu przyjechał, również nie zostałby na noc. Mógł wrócić do siebie, a nawet do Baia Wuxianga lub Yin Yu.
Dlaczego postanowił przenocować akurat w starym mieszkaniu?
Choć znał odpowiedź, nie chciał się przyznać. Osoba za ścianą działała na jego umysł za bardzo pobudzająco, żeby nie próbował nawet bezwiednie spędzić więcej czasu tylko z nim, nikim innym. Tylko profesor, tylko uczeń i pusty, zimny dom.
Szybko otrząsnął się ze swoich wniosków i powrócił do przygotowywania herbaty.
Przecież już raz spaliśmy w zimnym hotelowym pokoju w jednym łóżku. Nic od tamtego czasu się nie zmieniło... - Oczywiście, byłby głupi, gdy się oficjalnie przyznał, że jednak zmieniło i to na coś, na co mógł nie mieć wpływu. - Na pewno San Lang także uważa, iż dzisiejsze spanie nie będzie się różniło od tamtego lub kilku innych w moim mieszkaniu. - Kiwnął mechanicznie głową. - Jestem o tym przekonany.
- Gege, co robisz? - zapytał Hua Cheng, stając w drzwiach i z łobuzerskim uśmiechem opierając się przedramieniem o framugę.
- Herbatę - odparł, całkowicie opanowując głos. - Robię dla nas oboje.
Chłopak popatrzył na dwa kubki, a potem przeniósł wzrok na prawe ramię, gdzie kończył się rękaw koszulki. Jego uśmiech się prawie nie zmienił.
Podszedł do nauczyciela i złapał go za łokieć, kciukiem przejeżdżając po białej wstędze.
- Ruoye - wypowiedział głośno. - Naprawdę ciekawa nazwa.
- Imię - poprawił go Xie Lian. - Choć jest tylko kawałkiem materiału, to traktuję go jak niemego przyjaciela.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów, profesor zreflektował się, jak żałośnie mogło to zabrzmieć. Jakby stronił od ludzi i z "przedmiotów" robił sobie krąg znajomych. Jednak Hua Cheng nie skomentował tego w żaden sposób i profesor był mu za to wdzięczny.
- Cieszę się, że dba o ciebie. - Przez krótką chwilę patrzył mu w oczy, a potem przeniósł wzrok na przedramię.
Złapał je w smukłe palce i przez prawie minutę lekko masował.
- To niesamowite, gege - powiedział leniwie, podczas gdy Xie Lian czuł miarowe pulsowanie, które z odkrytej dotykanej skóry przenosiło się dalej po ciele. - Wyglądasz tak... słabo i niewinnie, a jesteś taki silny.
Xie Lian roześmiał się i spuścił głowę w dół.
- To zabrzmiało, jakbym był na przykład morderczą modliszką.
Hua Cheng nadal go nie puszczał i nadal przesuwał kciukiem po przedramieniu.
- Dla mnie jesteś wyłącznie gege. Czy jesteś tak bardzo silny, czy miałbyś być słaby jak niemowlę, które nosiłbym na rękach, dla mnie nie ma to znaczenia - podniósł w końcu jego dłoń i ucałował, a potem bez uprzedzenia chwycił go za boki i podniósł, sadzając na stole.
- Jak jakiegoś dzieciaka - zaśmiał się i objął jego głowę.
- Może nie powinieneś, gege... - zaczął, dotykając ramienia.
- Nic mi nie będzie.
Po tych słowach student mocniej objął go w talii i przycisnął do swojej piersi, która unosiła się szybko.
- Nigdy mnie więcej nie zostawiaj bez wiadomości, gege.
- Nie będę.
- Nie zabronię ci robić cokolwiek zechcesz, ale przynajmniej weź mnie ze sobą, żebym był pewny, że nic ci nie jest.
- Nie zamierzam już walczyć. Nie musisz się tym martwić.
- Wiem, ale jeśli kiedykolwiek byś musiał, to się nie wstrzymuj. - Wsunął głowę pod jego brodę. - Nie przeszkadza mi, że jesteś silny i niepokonany lub bijesz złych ludzi.
Xie Lian zaśmiał się i stwierdził:
- Mówisz już o mnie jak o Quan Yizhenie.
- Bo gege zawsze umniejsza siebie. Powinieneś kroczyć dumnie przez życie za to co osiągnąłeś i kim się stałeś. A wiele lat bałeś się pokazać swoją prawdziwą twarz. Choć cała jest tak wspaniała, że chciałbym całować ją kawałek po kawałku, abyś wiedział, jak jesteś dla mnie ważny. Uwielbiam cię tak bardzo, że nie mogę się powstrzymać, aby gege nie zjeść.
- Jeśli jesteś głodny, to zrobimy kolację... albo raczej powinienem powiedzieć śniadanie.
- Uch... i za to też tak kocham gege, nawet mój lisi urok na niego nie chce zadziałać. - Odsunął się w końcu i połączył ich czoła. - Co ja bym zrobił, gdybym cię nie spotkał?
- Hmm... pewnie wiódłbyś teraz spokojne życie - zgadywał.
- Nudne.
- Szkolne.
- Nudne.
- Chodziłbyś na imprezy z kolegami z klasy.
- Nudy... - powtarzał uparcie.
- Z Shi QingXuanem?
- To nadal byłoby niewystarczające.
- Czyli wolisz chodzić ze swoim nauczycielem, który lubi starocie i ma bzika na punkcie książek?
- Zdecydowanie tak.
Jego głos był stanowczy i profesor rzekł zrezygnowany:
- San Lang... nawet się do tego nie przyznawaj, bo jeszcze ktoś stwierdzi, że naprawdę jesteś nudziarzem.
- Mogę być nudziarzem, w ogóle mi to nie przeszkadza. Prawda jest taka, że tylko będąc z gege nigdy się nie nudzę. - Objął jego plecy.
- Może... powinienem cię nauczyć jakichś chwytów znanych tylko podstarzałym nauczycielom? - zażartował.
- O, w końcu gege mówi coś z sensem. Bardzo chętnie, jak już twoja rana się zagoi.
- Nie odpuścisz mi?
- Nie tak szybko. Dopóki na ranie będzie choć kropla krwi, to nie ma mowy o jakiejkolwiek aktywności fizycznej.
Xie Lian odsunął tułów i popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Żadnej? - upewniał się.
Wzrok Hua Chenga przeszywał nauczyciela. Zerknął na jego usta, potem znowu na oczy i pocałował szybko.
- Może troszeczkę. - Uśmiechnął się psotnie. - Lecz tylko jeśli gege pójdzie dziś grzecznie spać w moich ramionach, żebym był pewny, że nigdzie mi nie ucieknie lub nie pójdzie sam dźwigać tych ciężkich wiader z drewnem.
- Dobrze, już dobrze. Wyjątkowo dziś zamienię moją piękną kanapę z ciemnego, zimnego kąta na twoje ciepłe i wygodne ramiona. A teraz postaw mnie na podłogę, bo woda już dawno zagotowała się nam na herbatę.
Został delikatnie ściągnięty, a potem chłopak zniknął z zakupionymi przyborami toaletowymi w łazience.
Kolejne dni naprawdę zapowiadają się ciekawie.
* * *
Leżeli na kanapie oświetlani blaskiem rozpalonego kominka. Hua Cheng z początku sam chciał przytulić się do pleców profesora, ale ten go ubiegł, siadając za nim i umieszczając jego tułów między swoimi nogami. Przyciągnął głowę z czarnymi długimi włosami do klatki piersiowej, nakrył znalezioną w szafie kołdrą i położył mu dłonie na barkach, które delikatnie masował. Ubrał wygodne spodnie dresowe i jak zawsze koszulkę z długimi rękawami, choć podejrzewał, że przy boku chłopaka i tak będzie mu wystarczająco ciepło. Jego towarzysz miał na sobie także miękkie spodnie, ale klatkę piersiową zakrywał obcisły T-shirt przed laty należący do właściciela domu.
- San Lang - odezwał się Xie Lian. - Naprawdę przepraszam, że nie mam niczego w twoim rozmiarze.
- Nic nie szkodzi.
Student podłączył kabel od zasilania i sparował notebooka z telefonem, aby mieć dostęp do Internetu. Pół siedząc, pół leżąc, obejmował lekko zgięte kolana profesora i trzymał urządzenie na podbrzuszu.
- Przecież to nie tak, że pierwszy raz chodzę w twoich ubraniach - mówił z wesołością w głosie.
- To prawda, lecz tym razem ta koszulka jest naprawdę ciasna. - To mówiąc, zjechał palcami niżej, na miejsce, gdzie kończył się materiał i zaczynała naga skóra ramienia. - Jeśli będzie ci niewygodnie, to nie przejmuj się mną i zdejmij ją. Chyba nie będzie aż tak zimno, żebyś zmarzł pod kołdrą.
- Czy tylko tym się martwisz, gege? - Jego głos był tym razem łobuzerski, jakby chciał coś napsocić.
Xie Lian nie odzywał się.
- Nie obawiasz się, że jak będę bez niej, to nie będziesz chciał mnie wypuścić?
Odpowiedział mu radosny, głośny śmiech.
- Tak się nie stanie - rzekł pewnie.
- Oh, a to dlaczego?
- Sam przecież wiesz.
- Moooże... - Dotknął uda profesora. - Ale jeśli tego nie usłyszę, to nie będę wiedział, czy to prawda.
- Tak? To w takim razie, co chciałbyś usłyszeć? - Nachylił się, całując czubek ciemnej głowy. - Kto wie, może myślimy o tym samym.
- Mam taką nadzieję - powiedział głębokim głosem.
Przez chwilę wpisywał coś na laptopie, a potem włożył pendrive do portu USB. Obrócił głowę do siedzącego za nim profesora i zapytał:
- Jesteś pewny, gege, że będę w stanie ci pomóc?
Xie Lian obdarzył go swoim ciepłym uśmiechem i położył dłoń na jego policzku.
- En. W końcu jesteś moim ulubionym uczniem i moją drugą połową jabłka. - Puścił mu "oczko". - Kto jak kto, ale dla wszechstronnego Hua Chenga nie ma przecież rzeczy niemożliwych.
Chłopak nic już nie mówił, tylko z uśmiechem na ustach wbił wzrok w ekran monitora i otworzył prezent od Bai Wuxianga.
Na przenośnym urządzeniu było mnóstwo folderów ze wszystkimi danymi, jakie udało się zdobyć grupie Yin Yu. Były tam zapisy wszystkich walk na Arenach z kilku ostatnich lat, nazwiska, dane osobowe, zdjęcia. Dużą część pamięci masowej zajmował obszerny podfolder o nazwie "Zielone Światło" zawierający wszystkie informacje o członkach, byłych członkach i wszelkich ruchach tej dużej grupy przestępczej, na której czele stała osoba o imieniu Qi Rong. Wydzielono nawet część o jego profesorze, ale Hua Cheng cały czas omijał kliknięcie na jego imię, czując ponowny ucisk w sercu.
Po kilkunastu minutach ciszy wypełnionej tylko klikaniem w klawisze laptopa oraz przyjemnym dla ucha trzaskaniu z kominka, poczuł, jak osoba za nim zasnęła. Jej pierś powoli unosiła się i opadała.
Hua Cheng, nie chcą budzić profesora, cicho odstawił przenośny komputer i odsunął się, przytrzymując go w siadzie. Zsunął jego ciało niżej, układając głowę na poduszce i przykrył kołdrą. Patrzył na śpiącą twarz z lekko uchylonymi ustami i pomyślał, jak ciężki musiał być dla niego dzisiejszy dzień. Elektroniczny zegarek w laptopie już dawno wskazywał godzinę piątą nad ranem.
Tak, to była długa noc.
Sam także czuł się zmęczony, ale nie chciał jeszcze się kłaść. Ostrożnie wstał z łóżka i ubrał pożyczone kapcie. Dołożył do ognia kilka kolejnych kawałków drewna i z dwoma pustymi wiadrami poszedł do piwnicy. Sprawdził, czy piec działa dobrze, ale czuł, że powietrze ociepliło się o kilka stopni, więc do jutra powinno być już całkiem znośnie. Nabrał nowe drewniane klocki i wrócił do salonu, który tej nocy służył im za sypialnię. Xie Lian nadal spał, więc zabrał z łóżka laptopa i usiadł z nim przy stole. Postanowił jeszcze pogrzebać w pendrive oraz spróbować znaleźć więcej informacji na własną rękę.
Może ten znienawidzony przez ojca kierunek studiów w końcu do czegoś mi się przyda? - przeszło mu przez myśl, kiedy uruchamiał zaporę i kilka programów, które ukrywały jego obecność w sieci.
*
Godzinę później poczuł jak jego powieki stają się ciężkie i postanowił w końcu pójść spać. Dzięki kominkowi w pomieszczeniu było już ciepło, dlatego rozważył wcześniejszą propozycję Xie Liana o ściągnięciu koszulki, ale nadal obawiał się to zrobić. Nie było to nic złego, w końcu obaj byli mężczyznami, ale im więcej warstw materiału ich dzieliło, tym lepiej.
Wsunął się pod kołdrę obok profesora, pozostawiając go bliżej źródła ciepła i objął ramieniem. Jak tylko to zrobił, śpiąca osoba obróciła się przodem w jego stronę i także odwzajemniła uścisk. Choć zrobił to zranioną ręką, to gest ten miał w sobie niezwykłą siłę. Hua Cheng nie chciał wierzyć, że profesor nie odczuwa bólu, ale jeśli przez sen potrafił tak go trzymać, to nie mógł nic poradzić na to, żeby mu na to nie pozwolić.
Włożył ramię pod poduszkę i objął talię mężczyzny, przysuwając go do swojej piersi.
- Dobranoc, gege - wyszeptał, a po kolejnych trzech oddechach usnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro