Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

46. Powrót do "małego" problemu

He Xuan, po tym jak rozstał się z Quan Yizhenem, wrócił do domu. Choć pytał chłopaka, kim naprawdę jest człowiek o imieniu Xie Lian, to nie uzyskał odpowiedzi. Jednak w oczach Czarnego Demona nie mógł być on zwyczajnym profesorem wykładającym starożytną historię. Prędzej mógłby go nazwać profesorem od sztuk walki. Skórzana zapięta kurtka znacząco krępująca ruchy, kask na głowie, czy nawet śnieg na ulicy w żaden sposób nie spowolniły jego płynnych i dokładnych ruchów. Każdy krok, a nawet wyprostowanie palców było przemyślane i zsynchronizowane z resztą ciała.

Normalni ludzie nie poruszają się tak.

Normalni ludzie... - przeszło mu przez myśl. - Profesor, który wchodzi do czyichś domów przez okno, profesor, który bije się, jakby był do tego stworzony - analizował. - Zwyczajny facet... Zwyczajna postura... Wygląda zupełnie jak... Może i pod pewnymi względami wyglądają podobnie, ale czy taki człowiek mógłby kogoś kochać? - Znów przypomniał sobie jego wzrok. - Oczy zapatrzone w kogoś z ciepłymi uczuciami, oczy żądne krwi...

- Czy to może być ta sama osoba? - zadał pytanie w śnieg, który cicho upadał przez jego stopami.

Im dłużej o tym myślał, tym bardziej nie mógł w to uwierzyć. Ale czy przyjaciel Quan Yizhena mógł być TYLKO profesorem, do którego pierwszego należałoby się zwrócić o pomoc, gdy ścigało ich Zielone Światło - największa grupa przestępcza w tej okolicy?

Ten cały "Xie Lian" nie mógł być normalny, zwłaszcza przyjaźniąc się z szalonym Quan Yizhenem. Chłopak jak wicher wbił mu się do domu, ściągając ze sobą inne osoby. Potem dopadł się do lodówki, jakby była jego, aby ostatecznie wyciągnąć go z mieszkania na uliczną bijatykę. Owszem, lubił to, ale w ramach podziękowania za stracony czas, mógł przynajmniej mu powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Nie przepadał za myśleniem, kładąc nacisk na działanie, dlatego zacisnął tylko palce i wrócił do mieszkania.

Otworzył kluczem zamek i przekroczył próg. Stół w salonie był posprzątany i żadnego z gości już przy nim nie było, choć światło nadal było włączone. Ruszył w kierunku sypialni, lecz wtem usłyszał wydobywający się z przedpokoju odgłos wibracji. Wrócił tam i na niewielkiej komodzie odnalazł telefon. Przypomniał sobie, że wyciągnął go z kieszeni brudnej kurtki, kiedy z Shi QingXuanem wrócili do domu i go rozbierał. Na wyświetlaczu widniała nazwa dzwoniącej osoby "brat".

Od niechcenia odebrał połączenie i przyłożył głośnik do ucha:

- Kurwa, co ty odpierdalasz! - darł się męski głos. - Powaliło cię do reszty!? Zabieraj dupę do domu, Shi QingXuan, bo zaraz sam po ciebie przyjdę. Gdzie ty się podziewasz?! Jest kurwa Boże Narodzenie! Dlaczego nie odbierałeś telefonu?!

He Xuan był przyzwyczajony do wyzwisk, dlatego w ogóle nie zrobiły na nim wrażenia, tym bardziej, że były zarezerwowane dla kogoś innego. Jednak ten głośny i nieprzyjemny głos w jakiś sposób go irytował, dlatego odsunął telefon od twarzy i odłożył go na szafkę. Niespiesznie poszedł do sypialni, sprawdzając czy, wedle swoich przypuszczeń, chłopak poszedł do łóżka. Spał na plecach z rozłożonymi na boki rękoma, z gołą nogą wysuniętą spod kołdry i głośno chrapał. I co go w jakiś sposób ucieszyło - nadal był w jego koszulce.

Zamknął drzwi i powrócił do przedpokoju, podnosząc telefon do ucha. Człowiek po drugiej stronie jak maszyna drukarska nadal produkował masę niecenzuralnych słów, dlatego Czarny Demon powiedział tylko: "Shi Qing Xuan teraz śpi. Zadzwoni jak się obudzi." - po czym zakończył połączenie i wyłączył całkowicie urządzenie.

Odstawił je na szafkę i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę i miło się zdziwił, jak zobaczył, że wszystko było schludnie w niej poukładane. Sięgnął po pierwszą lepszą bułkę, po czym chciał zamknąć drzwiczki, ale w ostatniej chwili złapał w drugą dłoń jeszcze dwie i dopiero wyszedł z kuchni.

Pralka już zakończyła swój cykl, dlatego bez pośpiechu dokończył jedzenie i rozwiesił pranie do wyschnięcia. Poszedł do łazienki, wziął prysznic i wrócił do sypialni. Dochodziła już czwarta nad ranem. Usiadł w fotelu, z którego wcześniej obserwował chłopaka, zastanawiając się, co powinien zrobić.

Chudy chłopak aktualnie cały się nakrył i leżał na boku, głośno oddychając. Śpiąc w ten sposób, wyglądał jak mały bezbronny chomik. Przypomniał sobie jak niósł go na rękach do mieszkania, zachodząc w głowę, dlaczego się nim zajmuje. Nie byli przyjaciółmi, ani żadną rodziną, więc powinien go zostawić, ale mimo silnych chęci, nie zrobił tego.

Podniósł się z miejsca i przysiadł na brzegu materaca, patrząc na jego zaspaną twarz. Wrócił myślami do sytuacji w parku, kiedy "oddał" pomiędzy nich jedzenie i piwo. W porę się odsunął, więc nie został ochlapany, ale wtedy chłopak zaczął lecieć na ziemię. Złapał go szybko, ale nie przewidział, jak wątłe i wiotkie będzie jego ciało, dlatego dał się zaskoczyć i wysunęło mu się ono z ramion. Nie dopuszczając do upadku, sam spowodował, że nadepnął na "coś śliskiego" i obaj wylądowali na niezbyt czystym chodniku. He Xuan wkurzył się, ale leżący na nim chłopak, cokolwiek wcześniej mówił o tym, że się go boi, teraz wtulał się w jego pierś z błogim uśmiechem.

Dlatego nie mógł go zostawić samego na mrozie.

Na rękach zaniósł chłopaka do własnego mieszkania i już w przedpokoju zaczął ściągać z nich obu brudne ubrania i buty. Nie tylko kurtki i spodnie okazały się brudne, również rękawy ich bluz pachniały niezbyt przyjemnie, dlatego wszystko poza bielizną wylądowało natychmiast w pralce.

Shi QingXuan praktycznie nadal był nieprzytomny, więc zabrał go od razu do łóżka. Pozostawionego w bieliźnie i koszulce nakrył pościelą. Przez chwilę mu się przyglądał, a potem wstał, chcąc wyjść, ale chłopak niespodziewanie się przebudził.

Zaspany odsunął z siebie kołdrę i zaczął zdejmować koszulkę, nieskładnie mówiąc, że jest strasznie gorąco. W pierwszej chwili Czarny Demon chciał odejść i nie patrzeć na w połowie już roznegliżowanego Shi Qing Xuana, ale chłopak uparcie i bez skrępowania rozbierał się, patrząc mu prosto w oczy. Piękna zieleń kontra płynne złoto - to wyglądało prawie jak zabawa w "kto wytrzyma dłużej" lub "kto mrugnie pierwszy".

He Xuan poczuł się dziwnie i dlatego postanowił, że jednak nie pozwoli mu zdjąć tej koszulki. Złapał go za rękę, ale Shi QingXuan zaczął się tylko śmiać i zapytał, czy chce mu pomóc. Przytrzymując jego dłonie na materiale, szybko pozbył się uciążliwego ciucha. Mężczyzna w czarnych, jeszcze wilgotnych po kąpieli włosach był w szoku i z tego wszystkiego nie zdążył się odsunąć, kiedy Shi QingXuan objął go, przysuwając się i mocno zaciągając jego zapachem.

Przez chwilę mruczał zadowolony, a potem wymamrotał:

- Czy wszistkie demony tak pachnooo?

He Xuan był zdezorientowany tym pytaniem.

Z którego domu wariatów ten młodzik nawiał?

- Tak, czyli jak? - zaryzykował.

Odpowiedziało mu mrucznie jak u kota, które ciepło przebijało się nawet przez bawełnę na jego piersi.

- Befsbiecznie...

Mężczyzna uniósł lekko brwi i spojrzał niżej na czubek brązowej głowy.

Bezpiecznie - powtórzył. - A to zabawne, że taki szczyl jak ty mi to mówi.

W końcu wciśnięty w jego pierś zasnął, a He Xuan delikatnie się uśmiechnął. Po tym wszystkim nie potrafił nie dać mu swojej własnej koszulki i ułożyć go do snu.

Teraz, ponownie siedząc obok niego, przyglądał się jak śpi. W jego własnej czarnej koszulce wydawał się taki spokojny. Spokojny w jego mieszkaniu, z nim obok.

Niesamowite.

Tej nocy odwiedziło go tyle osób, ile tu nie widział, odkąd zaczął wynajmować to mieszkanie. Czuł się przez to bardziej zmęczony niż zwykle i miał ochotę w końcu pójść spać. Ale jego łóżko było zajęte. W salonie miał też kanapę, ale nie był typem osoby, która potrafiłaby się wyspać byle gdzie. Wzrost nie pozwalał mu swobodnie rozprostować nóg na wersalkach, dlatego kupował zawsze duże łóżka. Takie jak to.

Obrzucił wzrokiem jeszcze raz chłopaka i zastanowił się, czy powinien się położyć obok niego.

Czy rano, kiedy się obudzą, jego zachowanie wyda się niestosowne?

Cholera, to w końcu moje łóżko! - pomyślał - Jeśli coś nie będzie mu pasować, to niech śpi na podłodze.

Szybko poszedł na drugą stronę, zgasił lampkę i położył się.

Zamknął oczy. I od razu je otworzył.

W jego łóżku była druga osoba, która wcale nie chciał go zabić. Nawet nie chciała jego krzywdy.

Kurwa! - zaklął w myślach.

Odsunął się na krawędź i okręcił na bok.

Czy młody kopie w nocy? - zastanowił się - Jeśli tak, to połamię mu nogi.

Słyszał jak spokojnie oddycha, co jakiś czas cicho pochrapując. He Xuan zamknął ponownie oczy, starając się uspokoić.

Nie, jednak nie zasnę przy nim - westchnął i znów się obrócił.

Tak naprawdę, to przecież nie tylko on był dla niego miły. Ludzie, z którymi pracował, także w większości zwracali się do niego uprzejmie, ale... to jednak nie to samo. Przymilanie się do kogoś, a patrzenie prosto w oczy i szczere mówienie tego, co się myśli, to zupełnie co innego. Dlatego nie mógł zasnąć i cały czas myślał o tym wesołym kościstym dzieciaku.

Jeśli teraz wyciągnie rękę i go dotknie, czy wyleczy się z tego uczucia niepokoju? Czy wróci dawny zimny He Xuan?

Był człowiekiem czynu, dlatego, zanim zaczął rozmyślać nad wszystkimi za i przeciw, położył dłoń na jego ramieniu. A przynajmniej taki był jego zamiar. Nie zauważył kiedy Shi Qing Xuan zsunął się niżej poduszek i w efekcie dłoń zatrzymała się na jego karku, a palce dotknęły włosów. Skóra była ciepła, a włosy miękkie i delikatne. Zgiął lekko palce i je wyprostował. Całkiem przyjemne. Zabrał dłoń, zanim mógłby zrobić coś bardziej poufałego i w zamian przysunął się odrobinę w jego stronę. Choć nie był jeszcze zbyt blisko, to czuł ciepło wydobywające się z ciała śpiącej osoby. Zupełnie jakby unosiło się nad nim i go otaczało. Wydawał się gorący, a jednocześnie He Xuan czuł potrzebę, aby jeszcze bardziej go ogrzać.

Jego dłoń tym razem samoistnie powędrowała w przód, a wtedy Shi Qing Xuan obrócił się, a dwie małe piąstki zacisnęły na materiale jego koszulki. Chłopak nie zbudził się, lecz ewidentnie lgnął do niego przez sen. Czarny Demon postanowił się nie ruszać, ale śpiąca postać poruszyła się za niego, przysuwając blisko, bardzo blisko jego klatki piersiowej, niemal wciskając w nią czoło i nos.

Mężczyzna w czarnych włosach na chwilę przestał oddychać, gorączkowo myśląc, co się dzieje i co ten chłopak robi. Dlaczego u licha tak bardzo się do niego zbliżył? Przecież byli pod jedną kołdrą, ledwo w bieliźnie!

Czyżby Shi Qing Xuan nadal był tak bardzo pijany, że nie wiedział co robi?

Niemożliwe. Już wcześniej był trzeźwy. Dlaczego więc tak się zachowywał?

Spuścił głowę w dół, zatrzymując brodę na miękkich włosach. Wziął wdech, a do jego nozdrzy doleciał kwiatowy zapach szamponu. Tak damski, a jednocześnie delikatny i pasujący do tego chłopaka.

Co miał niby teraz z nim zrobić?

Pozycja w jakiej się znaleźli nie była najwygodniejsza, dodatkowo Czarny Demon cały czas trzymał rękę w górze, bo jakby ją opuścił, to objąłby ciało chłopaka. Dlatego teraz odchylił tułów w tył i złapał za małą pięść, starając się ściągnąć ją z materiału swojej koszulki. Nie zamierzał używać siły, ale też pragnął się mu wyrwać.

Jednak, gdy tylko jego palce spotkały się z dłońmi chłopaka, ten jakby usłuchał jego niemych próśb i go puścił. W zamian czepiając się jego ręki. Na to He Xuan nie był w ogóle przygotowany. Mówienie miłych rzeczy, patrzenie mu prosto w oczy, żartowanie z nim, a teraz... to? Im dłużej się wzbraniał i odciągnął dłoń, tym mocniej była ona przytrzymywana i tym mniej miał ochotę jej uciekać.

Po prawie minucie "walki" poddał się. Co by nie robił, nie mógł wygrać z tym dzieciakiem. Jakkolwiek mu uciekał, on odnajdywał go swoim dotykiem i nie chciał puścić. To był przeciwnik, z jakim jeszcze nigdy nie miał do czynienia. Bo to była walka inna niż wszystkie poprzednie, gdyż działa się w łóżku i nie dotyczyła siły jego mięśni lub zwinności, lecz zawziętości i w pewnym stopniu złodziejstwa - niczego materialnego, lecz uczuć i serca.

He Xuan wzbraniał się jak tylko mógł, ale wystarczyło, że raz zatopił wzrok w zielonych oczach tego chłopaka, a nie mógł o nich zapomnieć. Nawet teraz, kiedy było ciemno i młody spał w najlepsze, to dobrze o nich pamiętał. Piękny jadeit lub szmaragd. Nie znał się na kamieniach szlachetnych, ale na pewno oczy Shi Qing Xuana wyglądały zjawiskowo i bardzo szlachetnie.

W końcu Czarny Demon pokonany w nierównej walce, którą stoczył po raz pierwszy, pokornie się poddał. Jedną dłonią ujął palce chłopaka, drugą zarzucił mu na plecy i niezdarnie przyciągnął do siebie. Nie wiedział, czy tak to powinno wyglądać, czy powinno być mu przez to tak ciepło, a serce musi aż tak szybko bić, ale wraz z tym gorącem wypełniającym jego klatkę piersiową i kończyny, czuł jak gromadzone przez lata emocje, jak jego samokontrola, nienawiść do świata i ludzi powoli, bardzo powoli, wraz z każdym oddechem, który zatrzymywał się na jego piersi, jak to wszystko go opuszcza.

Małe dłonie pasowały do jego dłoni, a ramiona do pleców. To całe dotykanie drugiej osoby było przyjemne, nawet bardzo. Spanie obok kogoś żywego, zapach rozgrzanego obcego ciała - to wszystko było dla niego nowe, ale uspokajało nawet lepiej niż walka.

Wyczerpany, zwyciężony, trzymając w ramionach kruchą istotę, która jako jedyna dawała mu ukojenie, zasnął.

* * *

Hua Cheng i Xie Lian wyszli ze szpitala tym samym bocznym wejściem, którym wcześniej weszli. Nikt ich nie zatrzymywał i nikt im się specjalnie nie przyglądał.

- Gdzie masz samochód? - zapytał Xie Lian.

- Na szpitalnym parkingu - odparł i lekko zakłopotany dodał: - Przyjechałem tu z twojego domu i od razu pognałem na Arenę. Nawet nie pomyślałem, żeby wziąć auto.

- Dobrze zrobiłeś. W tamtej okolicy kręci się zbyt wielu problematycznych ludzi, dlatego ten parking był o wiele lepszym pomysłem.

- Gege, dziękuję za pocieszenie, ale wcale nie musisz. - Wyraźnie czuł wyrzuty sumienia za brak opanowania. - Wiem, że dziś zachowałem się bardzo źle i naraziłem waszą ciężką pracę na niepowodzenie. Jest mi naprawdę przykro.

- Nie stało się nic, czego nie dałoby się naprawić, dlatego nie masz się czym przejmować. Chyba, że... - zaczął mówić i łobuzerskim wzrokiem spojrzał na studenta - ... masz coś przeciwko spędzeniu ze mną więcej czasu, bo niestety przez kilka następnych dni będziemy na siebie skazani.

Hua Cheng roześmiał się i już miał przytulić mężczyznę, ale w porę się powstrzymał. Nie byli na parkingu sami. Tak naprawdę, to były tu osoby, które spotkali już wcześniej, ale one jeszcze ich nie zauważyły.

Xie Lian dyskretnie zmienił kierunek marszu i przystanęli za busem, który całkowicie ich zakrył.

- Kim są ci ludzie, gege? - zapytał chłopak.

- Detektywami. Prowadzą sprawę zaginięć ludzi.

- To o nich mówiliście?

- En. Spotkaliśmy ich podczas bójki. Widzieli Quan Yizhena i He Xuana. Domyślają się, że Bai Wuxiang coś wie w tej sprawie, w teraz już będą tego pewni.

- A to prawda?

- Tak, bo to bezpośrednio wiąże się z naszą sprawą. Osoby, z którymi walczę, znikają tak samo jak zwyczajni młodzi obywatele tego miasta.

Hua Cheng przyglądał się im przez chwilę i stwierdził:

- Naprawdę nie wyglądają, jakby przekupiło ich to całe Zielone Światło.

- I pewnie tak nie jest, ale nie możemy ryzykować.

- Rozumiem. Taki jeden "ja" był w stanie wstrząsnąć wszystkim, a co dopiero wciągnięcie w sprawę kolejnych dwóch osób.

Mężczyzna zaśmiał się cicho.

- Nie jestem tym aż tak bardzo przejęty jak Yin Yu. Zresztą widziałeś Bai Wuxianga i jego traktowanie samego szefa do zadań specjalnych.

- Nie przepadają za sobą - zauważył, próbując się nie uśmiechnąć wesoło.

- Bai Wuxiang uważa, że żaden cywil nie powinien narażać się dla dobra jakiejś akcji policyjnej. Do tego co to za rodzic, że wciąga w takie bagno swoje dziecko - powtórzył słowa usłyszane kiedyś w gabinecie doktora. - Jest cięty na Yin Yu jak mało kto. Z kolei on dobrze wie, że jego sposoby działania nie są dobre, ale wiele lat próbował dopaść Zielone Światło i ich szefa, dlatego kiedy w końcu nadarzyła się okazja, żeby zaczepić się choćby małym haczykiem o nich, postanowił nie puszczać.

- Mały haczyk, czyli ty, gege?

- Tak, jestem ich malutkim punktem zaczepienia.

- I ma to coś wspólnego z twoimi niezałatwionymi sprawami z przeszłości?

Spojrzeli na siebie.

- Quan Yizhen dużo ci powiedział.

- Niezbyt, ale wspominał, że zgodziłeś się na to z własnej woli, więc domyślam się, że jednym z powodów była twoja przyjaźń z nim, a drugim zemsta na ludziach, którzy skrzywdzili cię 9 lat temu.

Profesor milczał, a potem skinął głową.

- Tak. Ta sprawa była mi na rękę - przyznał, nie ukrywając już prawdy przed chłopakiem.

- Każdy ma swoje powody, by zachowywać się w dany sposób. Nikt nie ma prawa cię oceniać, gege. Ja zawsze będę po twojej stronie, cokolwiek byś chciał zrobić. - Uśmiechnął się ciepło i złapał go za dłoń. - Chyba już poszli.

Obaj rozejrzeli się po parkingu i dopiero jak nikogo nie zauważyli, to ruszyli dalej. Xie Lian patrzył na boki, ale nigdzie nie widział ludzi ani charakterystycznego czerwonego pojazdu studenta.

Chłopak, widząc jego błąkający się od pojazdu do pojazdu wzrok, wytłumaczył:

- Zabrałem samochód rodziców - powiedział, zatrzymując się przed czarnym sportowym Maserati. - To.

- Twoim rodzicom nie brakuje gustu. I pieniędzy - ocenił z uśmiechem.

- Trochę ekstrawaganckie i rzuca się w oczy, ale było najszybsze, jakie mieli w garażu, a ja nie mogłem się powstrzymać przed przyjechaniem tu jak najszybciej, więc... - ruchem dłoni zaprosił profesora do środka - Zapraszam gege na przejażdżkę. Proszę, poprowadź mnie do twojego prawdziwego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro