Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43. Przewaga liczebna nie zawsze wskazuje zwycięzcę

Po wyjściu profesora od starożytnej historii i jego najlepszego ucznia, Shi QingXuan powrócił do jedzenia. Po ryżowej kulce przyszła kolej na spróbowanie bułeczek z nadzieniem mięsnym, potem warzywnym, a na końcu z czerwonej fasoli. Te ostatnie szczególnie przypadły mu do gust, ale może dlatego, że lubił słodycze. Nie umniejszało to jednak smakowi reszty potraw, bo wszystko było najzwyczajniej w świecie pyszne! Jaką rozległą wiedzę i doświadczenie musiał posiadać kucharz, aby przygotować tak smakowite dania? Ciągle nie mógł się nadziwić, jak osoba siedząca obok niego mogła być tak biegła w sztuce kulinarnej. To przekraczało wszelkie pojęcia młodego chłopaka.

Jadł i jadł, a uśmiech ani na chwilę nie schodził mu z ust. Ban Yue także się poczęstowała, ale skromniej - jedząc tylko zawijańca na styl burrito. Placek w tym daniu był wypiekany i przygotowany samodzielnie przez He Xuana, przez co smak odbiegał od zwykłych - kupnych naleśników i czuć było w nim gamę różnych przypraw. Dziewczyna nie mogła się nie zgodzić z młodszym kolegą, że umiejętności mężczyzny w czerni są na najwyższym poziomie. On jednak nie zwracał na nią uwagi, przegryzając co chwilę coś ze stołu i interesując się wyłącznie młodym chłopakiem.

Kiedy w końcu honorowy gość nabrał rumieńców i poczuł się syty lub raczej obżarty, westchnął głośno i z uśmiechem oparł głowę o krzesło.

- Nic już w siebie więcej nie wcisnę - powiedział i stęknął ciężko. - To było tak dobre, że mógłbym nadal jeść, ale chyba tylko oczami - zaśmiał się.

Na twarzy Ban Yue również pojawił się uśmiech. Dziewczyna obróciła się na krześle i wyjrzała przez okno, zastanawiając się, co robi jej chłopak oraz czy na pewno Quan Yizhen nie wplątał go w nic niebezpiecznego. Znali się już kilka lat i nigdy ich nie zawiódł, więc i tym razem nic nie powinno się wydarzyć.

W pokoju było cicho, więc dźwięk nadchodzącej wiadomości tekstowej usłyszeli wszyscy. He Xuan wyciągnął telefon z kieszeni spodni i spojrzał na wyświetlacz.

Po krótkiej chwili, którą poświęcił na odczytanie wiadomości, zablokował ekran i schował urządzenie. Jego twarz pozostała taka sama jak wcześniej, jakby nic się nie stało. Rzucił okiem w stronę chłopaka i po kolejnych kilku sekundach wstał od stołu, zabierając z niego jeszcze jedną bułkę, i skierował się do drzwi. Wolną ręką zdjął kurtkę z wieszaka i dopiero obrócił głowę ku gościom.

- Wychodzę. Nie ruszajcie się stąd - rzekł i jak gdyby nigdy nic, wyszedł.

Shi QingXuan i Ban Yue spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się odrobinę nieśmiało, jakby dopiero teraz poczuli się niezręcznie. Oboje, siedząc w obcym mieszkaniu należącym do nikogo innego jak do Czarnego Demona, który zostawił ich bez żadnego słowa wyjaśnienia, nie wiedzieli, co zrobić. Jakby tego było mało, cały stół przed nimi zajmowało przygotowane jedzenie i teraz, poznając tę "inną" stronę właściciela mieszkania, byli miło zaskoczeni jakim okazał się być człowiekiem.

- Może pochowamy resztę do lodówki, aby się nie zapsuło? - zaproponowała cicho dziewczyna.

Chłopak od razu otworzył szerzej oczy i szybko przytaknął entuzjastycznie:

- Masz rację, Ban Yue! Nie możemy pozwolić, żeby cokolwiek się zmarnowało!

Oboje wstali i zaczęli przenosić wszystko do kuchni, a tam chować do szafek i chłodziarki. Z każdą mijaną minutą i kolejną schowaną potrawą zaczęli więcej ze sobą rozmawiać. Od słowa do słowa temat padł w końcu na ich profesora wykładającego starożytną historię.

- To była zupełnie niespodziewana wiadomość, że z Hua Chengiem są... - nadal pamiętał słowo użyte przez Quan Yizhena "kochankowie", ale nie potrafił powiedzieć go głośno, dlatego użył zamiennika: - ...parą.

- En. To zaskakujące.

- Hua Cheng czasami nam pomagał ze starożytną historią. Bardzo dużo o niej wiedział, chyba tyle co profesor. Myślisz, że to dlatego się polubili?

Ban Yue spojrzała na niego i podała miseczkę, która nie mieściła się już w lodówce.

- Wszyscy mówili, że ich relacja, choć wyłącznie na stopniu nauczyciel-uczeń, była bardzo specyficzna i zażyła. Wymagający nauczyciel i wszystkowiedzący uczeń, który na pierwszych zajęciach został złapany na podchwytliwym pytaniu i przez to wciągnięty w grę, w której musiał być obecny na wszystkich zajęciach i zawsze przygotowany - mówiła, zaglądając do szafek i upychając tam, co się da. - Na naszym kierunku niektórzy zakładali się, ile czasu Hua Cheng tak wytrzyma i kiedy w końcu nie będzie znał odpowiedzi. Jednak, z tego co wiem, nigdy mu się to nie zdarzyło. Zaczęto plotkować, że może profesor daje mu wcześniej pytania, bo go lubi. W sumie to mówiono wiele dziwnych rzeczy, ale przecież Hua Cheng nie jest najlepszy w szkole przez to, że się go faworyzuje. Osobiście uważam, że ani jeden ani drugi nie uciekaliby się do takich rzeczy. To bardzo porządni ludzie.

Shi QingXuan uważnie słuchał słów koleżanki i musiał przyznać jej rację.

- Dwukrotnie prosiliśmy go o pomoc z nauką i naprawdę ma ogromną wiedzę. Nie tylko wie, co było na zajęciach, ale o wiele więcej. Obaj są bardzo inteligentni.

- Może więc naprawdę zbliżyło ich do siebie zamiłowanie do historii?

- Nic innego nie przychodzi mi do głowy. - Zamyślił się i nagle przypomniał sobie o jeszcze jednej nieznanej mu osobie. - A kim dokładnie jest Quan Yizhen? Bo skoro to kolega profesora Xie Liana, to też muszą mieć coś, co ich łączy. Czyżby też był humanistą?

Usłyszał jej cichy śmiech, a po chwili odpowiedź:

- Humanista. Nie wiem, czy to słowo pasujące do tego wesołego i lekko szalonego chłopaka.

*

Xie Lian zrobił jeden krok w przód, opuszczając ramię, ale nie spuszczając wzroku z osoby, która rzuciła w ich stronę prętem. Starał się powstrzymać przed tym, co kołatało się w jego umyśle, ale chęć skrzywdzenia osoby, którą kochał, była wystarczającym powodem, by się nie zatrzymać i odpuścić zaczepkę. Mężczyzna, który na niego patrzył, chyba był zaskoczony, że jego atak się nie udał, bo twarz mu stężała w lekkim strachu i niedowierzaniu.

Rozwścieczony profesor zrobił jeszcze jeden krok. Wtedy czyjeś ramię objęło go w pasie i przytrzymało.

- Gege. - Usłyszał przytłumiony głos. - Gege, nie idź tam.

Chciał coś odpowiedzieć i wyrwać się, ale wtedy jego wzrok pochwycił ruch z prawej strony, gdzie wbiła się broń gangstera. Stał tam mężczyzna, który z widocznym zaciekawieniem przyglądał się na zmianę ich dwójce i grupie ulicznych opryszków. Był wysoki i dobrze zbudowany. Długi płaszcz chronił go przed wiatrem, ale sam zupełnie nie pasował do tego miejsca. Ubrany był zbyt elegancko i wyglądał albo na wysoko postawionego członka mafii albo kogoś zamożnego, kto robił tu nielegalne interesy. Przystojny, z widocznym uśmiechem, który nawet nie zbladł, kiedy zobaczył, że szykuje się walka. Na pewno nie był zwyczajną osobą.

Wyciągnął rękę w górę i jednym silnym ruchem wyrwał sterczącą grubą metalową rurkę ze ściany, przy okazji krusząc kilka cegieł, których pył i odłamki pomieszały się z padającym śniegiem i opadły na chodnik. Zza jego pleców wyłoniła się druga postać - tym razem kobieta. Jej twarz była spokojna jak niezmącona tafla wody, a jej oczy chłodne i bystre, które jednym spojrzeniem pochwycały wszystko dookoła.

Xie Lian momentalnie się rozluźnił, a ręka z jego talii zniknęła. Na głowie poczuł znajomy ucisk i ciężar swojego własnego kasku.

Hua Cheng był pewny, że nie zapowiada się na nic dobrego, dlatego, myśląc szybko co zrobić, przedsięwziął kroki, by ukryć twarz Xie Liana. Dwójka przybyszów nie wyglądała jakby była w zmowie z tamtymi mężczyznami, ale nie było wiadome, kim są. Quan Yizhen wielokrotnie powtarzał, że Xie Lian i jego tożsamość jako Białego Demona jest bardzo ważna i nie może zostać zdradzona, więc w tej chwili mógł zrobić tylko tę jedną rzecz.

Przez kilka sekund trzy osobne grupki po prostu stały, nic nie robiąc.

Xie Lian powoli włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej kluczyki. Nie spuszczając wzroku z gangsterów oraz starając się kątem oka widzieć, co robi nieznajoma mu dwójka ludzi, włożył w dłoń studenta pęk kluczy, po czym zapytał:

- Jeździłeś kiedyś motorem?

- Odrobinę - odparł.

- W takim razie idź do niego, uruchom i dokładnie za minutę podjedź do mnie.

- Co planujesz, gege? - zapytał, nadal nie ruszając się z miejsca.

- Nie martw się, nic niebezpiecznego. Wiem że nie mogę przesadzić, dlatego tylko trochę ich nastraszę, a potem zdam się na ciebie i twoją pomoc.

- Dobrze - powiedział tylko i, nie zastanawiając się dłużej, odszedł w kierunku motocykla.

W ogóle nie chciał puszczać go samego, ale ufał jemu i jego słowom. Wycofał się, uważnie obserwując, co się będzie działo i co będzie robiła dwójka osób, które stały przy ścianie budynku kilkanaście metrów dalej.

W tym samym czasie, kiedy student zbliżał się do czarnego jednośladu, profesor ruszył przed siebie. Osoby naprzeciwko rozpierzchły się ze zwartej grupy w pojedyncze jednostki i zaczęły okrążać Xie Liana. On jednak szedł dalej, nie zatrzymując się ani na chwilę. Coś mignęło mu po prawej stronie i zorientował się, że człowiek, który wyciągnął drąg, także wykonał ruch.

Miał świadomość, że sam sobie poradzi nawet z taką grupą osób, jednak ciągle pamiętał o swoim studencie - w tej chwili jego bezpieczeństwo było najważniejsze. Wcześniejszy atak mógł równie dobrze minąć go i uderzyć w głowę Hua Chenga. Ta myśl powodowała, że wrzała w nim krew i nie pozwalała jasno myśleć. Zawsze unikał walki poza Areną, ale w tej chwili zrobi wszystko, aby temu, którego kocha, nie stała się krzywda.

On zbliżał się powoli do grupy, a grupa zbliżała się powoli do niego. Krąg się zwężał i zaciskał, lecz Xie Lian wcale nie czuł się z tym niekomfortowo. W końcu to nie była jego pierwsza walka i nie raz radził sobie z o wiele gorszymi problemami.

Zastanawiała go tożsamość nowo przybyłej pary, chodź domyślał się, z kim ma do czynienia. Nie były to osoby, które mogłyby zaatakować niewinnych ludzi, dlatego jego chłopak przynajmniej pod tym względem był bezpieczny. W dalszym ciągu jednak nie mógł pozwolić, aby go zatrzymali lub sprawili jakiekolwiek problemy. Był studentem na znanej uczelni, więc nie miał prawa uczestniczyć w czymś tak niebezpiecznym, w czym się znalazł. Obaj musieli zachować anonimowość jak najdłużej, bo prawda wywołałaby tylko więcej komplikacji, więcej pytań i stratę ich czasu. Czasu, którego mieli już nie za wiele. Dlatego nie mógł teraz wdać się w jakąkolwiek rozmowę z nimi i pozwolić się zidentyfikować. Miał nadzieję, iż osoby, które go otaczały, pomogą mu w tym.

W końcu detektywi byli stróżami prawa i nie będą stać bezczynnie, kiedy dziesięciu uzbrojonych mężczyzn atakowało pojedynczą jednostkę.

Całkiem możliwe, że gdyby znali jego prawdziwe umiejętności, to nawet nie tracili by czasu, aby uczestniczyć w tej nierównej walce. Był prawie pewien, że nie było ich, gdy zablokował pręt i odrzucił go na ścianę. Tak samo nie sądził, że widzieli jego twarz, może jedynie zacieniony profil, dlatego nie skojarzą go z żadną konkretną osobą. On sam widział ich pierwszy raz w życiu i, nawet jeśli byli stałymi gośćmi doktora, zawsze się z nimi mijał. Tym, który ich widział i którego oni widzieli, był Quan Yizhen. Dlatego to on, w przypadku konfrontacji, powinien zachować większą czujność, a najlepiej jakby w ogóle się nie spotkali, zwłaszcza w takim miejscu.

Ledwo o tym pomyślał, a zza zakrętu wyłonił się właśnie ten chłopak. Quan Yizhen we własnej osobie - roześmiany, w rozpiętej kurtce i zaśnieżonych włosach.

Profesor przystanął. Na absurdalność tej sytuacji i własnych pechowych przepowiedni, najchętniej westchnąłby teraz zrezygnowany i potarł czoło kciukiem. Nie mógł tego zrobić przez kask, dlatego zadowolił się jedynie krótkim niewidocznym dla nikogo uśmiechem.

Łącznie z profesorem zauważyli chłopaka także gangsterzy oraz detektywi. Z ust opryszków zaczęły padać gęsto przekleństwa, które umilkły tak szybko jak się zaczęły, kiedy dostrzegli idącego krok za dwudziestolatkiem mężczyznę. Twarz Czarnego Demona wyglądała na nadzwyczaj spokojną, a oczy w przeciwieństwie do ich koloru słońca były czyste i błyszczące jak górski strumień po zimie.

Kilku mężczyzn wymieniło między sobą spojrzenia, ponownie zaklnęli i zdezorientowani zapytali głośno:

- Jak... jak to możliwe że jest dwóch Czarnych Demonów?

- Dopiero co widzieliśmy jednego, a teraz jest tutaj drugi!

Uwaga większości skupiła się na motocykliście, kiedy ten uruchomił silnik i usiadł na siodełku. Porównywali go z nadchodzącym Czarnym Demonem. Wyglądali niemal identycznie. Czarny ubiór, czarne długie włosy, ten sam wzrost, ta sama nieprzyjemna, przytłaczająca aura. Ale Czarny Demon mógł być tylko jeden i skoro dokładnie widzieli twarz prawdziwego demona, to tamten człowiek na motorze na pewno nim nie był.

Quan Yizhen oraz idący obok mężczyzna w czerni nie dali im więcej czasu na zastanawianie się nad tym, ponieważ gdy tylko zobaczyli, co tutaj się dzieje, to od razu wkroczyli do akcji.

Detektyw z metalowym prętem w dłoni zatrzymał się w pół kroku, uważnie obserwując, kto z kim się bije. Poznał Quan Yizhena oraz Czarnego Demona. Obydwu widział na Arenie: jednego na ringu drugiego w tłumie. Dodatkowo tego drugiego wiedział również u chirurga Bai Wuxianga i mógł się tylko domyślać, że nie było to przypadkowe spotkanie.

On i demon walczyli ramię w ramię z ludźmi, którzy w dziesiątkę i uzbrojeni chcieli zaatakować mężczyznę w kasku motocyklowym. Stróże prawa nie wiedzieli jak ta cała sytuacja się zaczęła i dlaczego postanowili się z nim zmierzyć. Czy chodziło tutaj o niego czy może o osobę przy motocyklu? Wyglądało na to, że cała czwórka się znała, skoro demon z chłopakiem im pomagali.

Mężczyzna stojący w nierównym już okręgu zbirów, który psuła nowoprzybyła dwójka chłopaków, nie był zbyt wysoki ani dobrze zbudowany. Mimo to wszedł w tę pułapkę całkowicie bezbronny. Jeśli przeczucie detektywa go nie opuściło, to człowiek ten musiał być równie silny co Czarny Demon. A niewielu było takich ludzi. Oczywiście nie znaczyło to, że ten mężczyzna walczy na Arenach, ale jeśli potrafił się bić, to istniała szansa, że był jej członkiem, a tym samym za pomocą dedukcji będzie w stanie dojść do tego, kim on jest.

Pomoc, którą otrzymał mężczyzna w czarnym kasku, była wystarczająca, aby mężczyzna ten nie musiał ruszać choćby palcem. Jednak nie uniknął walki. Choć siódemka mężczyzn rzuciła się na nową dwójkę, to troje z nich nadal skupionych było na Xie Lianie.

W jednej chwili unieśli ręce z bronią w górę i wspólnie zaatakowali. Profesor do ostatniej chwili, nie ruszał się z miejsca. Kiedy byli tuż przy nim, zwinnie uniknął ciosu pierwszego mężczyzny i drugiego, natomiast trzeciego zablokował w zgięciu nadgarstka. Jednym płynnym ruchem wytrącił kij bejsbolowy, uniósł lekko kolano i kopnął go w brzuch. Rosły uliczny zawadiaka zatoczył się w tył i upadł na ziemię krztusząc się i jęcząc z bólu. Dwóch pozostałych spojrzało na swojego kolegę i to było ostatnie, co udało im się zrobić. Xie Lian złapał ich głowy w obie dłonie i klękając doprowadził do spotkania ich czaszek z podłożem.

Nagle rozbrzmiał ryk silnika motoru, a ulicę zalało białe światło. Motocykl ruszył, a Xie Lian przesunął się dwa kroki w bok. Po kilku sekundach pojawił się przy nim Hua Cheng. Przystanął i zgrabnie podsunął się na tylne siedzenie. Nogami nadal bez problemu dotykał podłoża, więc przytrzymał maszynę, a Xie Lian jednym susem znalazł się na miejscu kierowcy. Jednoślad ostro ruszył w przód. Opony ślizgały się na śniegu, ale kierowca sprawnie wymanewrował i już po chwili dwójka mężczyzn pędziła, pozostawiając za sobą tylko wycie silnika i blask czerwonego światła, które po zaledwie kilku sekundach było już zupełnie niewidoczne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro