Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. Lis czegoś chce

Xie Lian i Hua Cheng wyszli z sypialni po dwudziestu długich minutach. Wszyscy zastanawiali się, co tak długo tam robili, ale nikt nie śmiał im przeszkodzić i zajrzeć. Kiedy otworzyli drzwi, ich twarze wyrażały aż nadto: zaróżowione policzki, zapłakane oczy, ale uśmiech na ustach. Wszyscy z salonu spojrzeli na nich, jakby właśnie sobie coś uświadomili.

- Spokojnie, już im wytłumaczyłem - zawołał wesoło Quan Yizhen, a nauczyciel z uczniem spojrzeli na siebie, nic nie rozumiejąc. - No... powiedziałem, że jesteście kochankami, więc żeby wam nie przeszkadzali i nie byli zdziwieni, jak wyjdziecie, trzymając się za ręce. - Ruchem brwi wskazał na coś, co było pomiędzy nimi.

W tej samej chwili szybko spojrzeli na złączone ze sobą dłonie, o których całkowicie zapomnieli. Profesor podniósł je w górę i powiedział:

- Ha, ha, to prawda, w końcu wydało się. - Roześmiał się głośno. - To właśnie dlatego, jeśli mój ulubiony uczeń ma jakieś kłopoty, jestem pierwszym, który mu pomoże. Mam nadzieję, że nie wydacie nas przed rektorem.

Shi QingXuan patrzył na nich i dopiero sobie uświadamiał, jaka relacja ich łączyła. Wcześniej, jak Quan Yizhen o tym wspomniał, to stwierdził, że jest szalony i robi sobie jaja. Jednak teraz, widząc te dwie osoby razem, zrozumiał, że jakkolwiek absurdalnie to brzmiało, było prawdziwe.

Nigdy nie sądził, że taki poważny, zimny i oschły dla wszystkich chłopak jak Hua Cheng, może się tak radośnie uśmiechać, trzymać drugą osobę za rękę, rumienić się, a nawet płakać. Gdyby nie zobaczył ich na własne oczy, to by w życiu w to nie uwierzył. Był całkowicie zaskoczony, już nawet nie wspominając o tym, że obaj byli mężczyznami, a do tego uczniem i nauczycielem. Zawsze myślał, że profesor od starożytnej historii jest kochającym wyłącznie drobne kobiety facetem, którymi lubi się opiekować. A tu, okazuje się, że zakochał się w osobie, która jest od niego wyższa i to chłopak, a nie ładna dziewczyna. Choć jednemu nie można zaprzeczyć: Hua Cheng był bardzo przystojny.

Spojrzał teraz na niego, szukając szczegółów i wszystkich dowodów na to, że faktycznie taki jest. Jeśli miałby go porównać do innych mężczyzn, to naprawdę wyróżniał się urodą: twarz o ostrych szlachetnych rysach, głębokie oczy o przepięknych barwach, które przyciągały wzrok. Do tego jego proporcje ciała były idealne i na pewno śmiało mógłby występować w filmach romantycznych jako amant.

Przez dłuższą chwilę analizował to, do czego przed chwilą doszedł i zauważył jeszcze jedną niepokojącą rzecz. Mężczyzna, który siedział obok Shi QingXuana, także był atrakcyjny. A nawet bardziej niż atrakcyjny. Był niezwykle przystojny, elegancki, wysoki, dobrze zbudowany, z wyrazistymi rysami twarzy. Miał oczy niczym płynne złoto i włosy, których czerń idealnie pasowała do noszonych przez niego ubrań. O jego zaletach w wyglądzie zewnętrznym mógłby prawić godzinami i w ogóle nie był zdziwiony, że pracował jako model i wygrywał różne konkursy.

Nawet imponowało mu w nim, że był silny i potrafił się obronić. Nie to co on. He Xuan już dwukrotnie mu pomógł i zawdzięczał życie. I to, jak się teraz zachowywał, uświadomiło mu, że tak naprawdę wcale nie jest mu obojętny. Obawiał się go i jego trudnego charakteru, głosu z którego nie można było nic wywnioskować. Brak emocji go stresował, ponieważ nie wiedział, co ten człowiek myśli i dlatego, chociaż jego zachowanie na to wskazywało, nadal nie był pewny czy go lubi.

Gdyby choć raz się do niego uśmiechnął, to może byłby w stanie lepiej zrozumieć, co ten człowiek czuje i myśli. Kiedy rozmawiali ze sobą w barze, powiedział mu, że nie jest na niego zły. Może naprawdę nie był. I może naprawdę nie potrafi się tak uśmiechać jak teraz Hua Cheng uśmiecha się do profesora. I dlatego zawsze wydawał się taki zimny. To przynajmniej po części wyjaśniałoby jego dzisiejsze zachowanie, kiedy on leżał w łóżku, a He Xuan patrzył na niego i dotykał włosów oraz czoła. Nieziemska kamienna twarz nadal nie wyrażała emocji, lecz ten delikatny gest mówił sam za siebie.

Shi QingXuan powrócił na Ziemię, zachodząc w głowę, co sprawiło, że obaj mężczyźni płakali. Czyżby sytuacja była aż tak tragiczna, że groziła im śmierć? Domyślał się, że ani jeden ani drugi nie byli tak dobrzy w walkach jak He Xuan, więc może on powinien poprosić go o pomoc?

Zastanowił się nad tym.

Gdyby nasza relacja była bardziej zażyła, to mógłbym zaryzykować rozmowę, ale w obecnej sytuacji jesteśmy tylko... znajomymi.

Dlatego jedyne, co mógł zrobić z tą parą, którą miał przed oczami, to przyglądanie się im z żywym zainteresowaniem. Nie miał zamiaru nikomu mówić o tym związku. Nawet bratu i Ling Wen. To było coś, co musiał zachować tylko dla siebie i podejrzewał, że dziewczyna, która siedziała niedaleko, również myślała tak jak on i nikomu nie zdradzi ich tajemnicy. Choć o tym wiedział, nie mógł przestać zastanawiać się, jak do tego doszło. Oni razem trzymający się za ręce, płaczący sobie do ramienia, obejmujący się, a może nawet i... c-całujący się?

Nagle wyobraził to sobie i poczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej.

Quan Yizhen nazwał ich "kochankami", więc czy to możliwe, żeby się faktycznie c-całowali i... i...

Poczuł, jak umysł zaczyna mu się gotować, w każdej chwili gotów wybuchnąć od pojawiających się w nadmiarze różnych mało przyzwoitych scen. On nigdy nie oglądał ani nie czytał nic TAKIEGO, ale jego umysł o dziwno potrafił sam sobie to wyobrazić. I to było niepokojące. Bardzo. Lecz bardziej, że zerkając na siedzącego dość blisko niego He Xuana, coraz częściej łapał się na spoglądaniu wprost na jego usta.

- Dobra, jak już wyszliście, to co, gotowi do zabawy w kotka i myszkę? - powiedział wesoło Quan Yizhen i podszedł do Hua Chenga. - Daj bluzę, trochę namieszamy.

Shi QingXuan prawie podskoczył na dźwięk słów, jakby ktoś przyłapał go na czymś niemoralnym, lecz szybko przywołał się do porządku. Oddalił od siebie niepokojące myśli i skupił się na osobach, które miał przed oczami.

Profesor na potwierdzenie prośby przyjaciela, kiwnął głową. Hua Cheng zdjął ubranie i wraz z czapeczką podał ją chłopakowi, który następnie rzucił wszystko Pei Xiu. He Xuan także ruszył się z miejsca i podszedł do szafy.

Quan Yizhen stanął przy nim i zerknął do wnętrza.

- I jeszcze pożycz kask. Powinien pasować, bo macie takie same głowy. - Omiótł wzrokiem wszystkie półki. - Masz coś co nie jest czarne? Może coś czerwonego?

- A co ja jestem, ekspedientka w sklepie odzieżowym? - zapytał zirytowany.

- Nie, ale jeśli już chcesz nam pomóc, to możesz wykrzesać z siebie trochę więcej chęci.

Czarny Demon tym razem nie skomentował. Zarówno on i Hua Cheng byli tego samego wzrostu i prawie tej samej postury, dlatego każde jego ubranie powinno pasować idealnie. Cicho mlasnął niezadowolony i sięgnął po ciepłą czarną bluzę i ulubioną czarną skórzaną kurtkę z wyszytym na plecach ogromnym złotym szkieletem ryby. Rzucił mu to, a potem otworzył drugą szafę i wyciągnął z niej z podobnym motywem do tego na kurtce kask motocyklowy, który podał Quan Yizhenowi.

- Dzięki, teraz każdy, kto zobaczy tego chłopaka, będzie pewny, że to ty. Wasze figury i czarne długie włosy są niemal identyczne.

Przy dwójce stanął Shi QingXuan i zwrócił się do He Xuana:

- Jeździsz motocyklem?

- En - przytaknął mężczyzna o złotych oczach. - Nie lubię korków.

- I profesor też jeździ?

- Zdarza mi się. - Zaśmiał się pytany, poprawiając przewieszony przez plecy kask w materiałowym pokrowcu. - Od czasu do czasu zamieniam samochód na jednoślad, choć dzisiejsza pogoda raczej nie sprzyja takiej podróży - zauważył.

Ban Yue na te słowa obróciła się do okna i powiedziała:

- Znów zaczyna sypać.

- A więc pora się zbierać. - Quan Yizhen zatarł ręce. - Pei Xiu, idziemy pierwsi. Zrobimy małą zadymę. Ban Yue, nie martw się o swojego chłopaka, nic mu nie będzie, tylko trochę pobiegamy po mieście.

Dziewczyna kiwnęła głową i lekko się uśmiechnęła. He Xuan wydawał się tym niewzruszony, natomiast Shi QingXuan nadal nie do końca wiedział od początku do końca, co się stało i o co chodzi w tej "zabawie", dlatego tylko przyglądał się wszystkim zaciekawiony.

Pei Xiu z czapeczką na głowie wyglądał teraz prawie jak Hua Cheng i razem z Quan Yizhenem, który zapiął kurtkę pod szyję i nasunął na głowę kaptur, wyszli pierwsi. He Xuan wskazał Ban Yue miejsce przy stole i powiedział, żeby nie stała jak kołek tylko usiadła, bo na pewno ta dwójka nie wróci zbyt szybko. Potem już mniej zimnym tonem spytał swojego pierwszego gościa, czy chciałby coś zjeść, a jak się zgodził, to stół zaczął zapełniać się najróżniejszymi potrawami.

Xie Lian i Hua Cheng także siedzieli, ale na kanapie i z uśmiechami przyglądali się Shi QingXuanowi. Jego oczy, wraz z każdą kolejną przybywającą potrawą, stawały się coraz większe.

W końcu chłopak nie wytrzymał i zapytał:

- C-czy to wszystko dla mnie?

- En. Powiedziałeś, że coś przegryziesz, więc częstuj się.

- Ale... to trochę za dużo...

- Za dużo? - He Xuan rozejrzał się po stole, szukając miejsca na mięsne bułeczki. - Jak dla mnie wygląda normalnie. Zazwyczaj jem tyle na kolację.

Jego głos był szczery, lecz najmłodszy z grupy chłopak nadal nie mógł w to uwierzyć. Znajdując jeszcze miejsce na szklankę z sokiem winogronowym, właściciel tego przybytku usiadł w końcu koło niego i rzekł:

- Smacznego.

Po tym obrócił ku niemu głowę i zaczął się przyglądać w skupieniu. Chłopak w obszernej czarnej koszulce i za dużych spodniach rozglądał się po stole, gdzie nie było już miejsca, aby wcisnąć choćby talerz i nieśmiało sięgnął po małą kulkę ryżową, która z przyczepionych na niej wodorostów miała ułożoną buźkę i oczka. Popatrzył na to małe dzieło sztuki i ugryzł kawałek. Zaczął przeżuwać i nagle oczy mu się zaświeciły. Obrócił głowę do towarzysza posiłku i powiedział uradowany:

- To jest pyszne! Gdzie można kupić takie dobre jedzenie?

He Xuanowi kącik ust drgnął, lecz kiedy odpowiadał, jego głos pozostał taki jak zawsze:

- Nigdzie.

- Jak nigdzie? Dlaczego nie chcesz mi zdradzić? Czy to jakaś wykwintna restauracja? Nooooo, powiedz mi, gdzie takie coś sprzedają - prosił, z nadzieją w głosie.

- Nigdzie - powtórzył i dodał: - Sam to zrobiłem.

Shi QingXuan zatrzymał się w połowie jedzenia i jeszcze szerzej się uśmiechnął.

- To niesamowite, He Xuanie! Nigdy bym nie pomyślał, że ktoś kto lubi walczyć, będzie potrafił tak dobrze gotować! Powinieneś otworzyć własną restaurację.

Choć wszyscy goście lepiej lub gorzej znali He Xuana, to wiedzieli, że jego charakter nie był ani łatwy ani przyjemny, a już w ogóle nie powinno się go łączyć z innymi ludźmi. Poza uradowanym swoim pomysłem Shi QingXuanem pozostali śmiali się w myślach, wyobrażając sobie He Xuana jako szefa kuchni, pracującego z innymi. Prędzej zabiłby kogoś, niż skończył pierwsze zamówione przez klienta danie. Jednak nikt, łącznie z samym He Xuanem, nie odezwał się, aby uświadomić chłopaka co do jego niezbyt trafnej sugestii.

Hua Cheng oraz Xie Lian nie odzywali się. Ich dłonie cały czas były ze sobą splecione, jakby bali się puścić. Bluza i kurtka pasowały idealnie, ale podczas czekania obaj trzymali swoje wierzchnie ubrania na kolanach.

- Ban Yue - zwrócił się najstarszy mężczyzna do dziewczyny - Quan Yizhen opowiedział mi o waszej sytuacji. Jak Pei Xiu radzi sobie po opuszczeniu tamtej strony?

Ban Yue wiedziała, co ma na myśli, dlatego od razu odpowiedziała:

- Bardzo dobrze, profesorze. Quan Yizhen załatwił pracę dla Pei Xiu, więc teraz wynajmujemy wspólnie mieszkanie. Pei Xiu jest dla mnie bardzo dobry, cieszę się, że udało mu się odciąć od starych znajomych i od tego, co robił.

- Słyszałem, co się stało - przyznał.

Hua Cheng także już to wiedział i dlatego, mimowolnie zerknął na mężczyznę siedzącego obok niego. Kiedy ta dwójka ze sobą rozmawiała, jego kciuk zaczął rysować różne znaki i symbole na dłoni Xie Liana.

- To najlepsze, co stało się w jego życiu - powiedziała cicho, patrząc profesorowi prosto w oczy. - Gdyby tamtej nocy nie pobito go tak szybko, to nigdy nie przestałby walczyć. Jednak różnica w umiejętnościach i sile uświadomiła mu, że powinien jak najszybciej zrezygnować, bo może stracić życie. Utrata przytomności tamtego dnia była naprawdę jak dar z niebios. Dzięki temu teraz oboje możemy być szczęśliwi. - To powiedziawszy uśmiechnęła się szerzej i zarumieniła.

- Przykro mi, że znów naraża się na niebezpieczeństwo - odparł Xie Lian, starając się zapamiętać kreślone powolnym ruchem na swojej skórze figury i odgadnąć, co chłopak tam rysuje.

- Nie trzeba, profesorze. Od tamtego czasu chętnie pomagamy każdemu, a tym bardziej Quan Yizhenowi, który tyle dla nas zrobił. Jesteśmy mu bardzo wdzięczni.

- Cieszę się, że tak uważasz. Wielu ludzi nielegalne walki przyciągają pieniędzmi, wykazaniem się siłą lub chęcią pojedynku. Choć nie tylko takimi powodami kierują się ich uczestnicy.

Oczy jego i He Xuana spotkały się na chwilę, ale żaden nic więcej nie dodał.

Tymczasem Hua Cheng skończył pisać i oparł się o kanapę. Jego profesor wydawał się zatopiony w myślach, ale jego palec "odpowiadał" na wcześniejszą wiadomość ucznia. Następnie chłopak znów coś napisał, a profesor odpowiedział. Obaj uśmiechnęli się w tej samej chwili. Ich krótka wymiana "zdań" brzmiała:

"Kochankowie? Gege, nie wiedziałem, że tak uważają o nas Twoi przyjaciele".

"Może zakochana para?"

"Jak nas nie nazwiesz, Twój lis pragnie cię pocałować".

A odpowiedź drugiej strony, to nic innego niż:

"Kiedy wyjdziemy".

*

Piętnaście minut później Xie Lian w końcu podniósł się z miejsca i zapytał z uśmiechem:

- Gotowy San Lang?

- Z gege zawsze i wszędzie - odparł i uśmiechnął się.

- Dziękujemy, He Xuanie za pomoc i gościnę. Ubrania zwrócimy ci jak najszybciej. - He Xuan kiwnął głową, a profesor zwrócił się jeszcze do Ban Yue i Shi QingXuana: - Nie wychodźcie sami, zwłaszcza teraz w środku nocy. Ta okolica nie jest bezpieczna nawet w dzień.

Oboje kiwnęli głowami i pożegnali się. Xie Lian przekręcił zamek w drzwiach i nacisnął na klamkę. Rozejrzał się na boki i upewniwszy się, że są sami, opuścił mieszkanie. Szedł pierwszy, nasłuchując, a jednocześnie starając się wyglądać naturalnie, jakby właśnie po odwiedzinach u kolegi wracał do domu. Jednak tak jak podejrzewał Hua Cheng, zamiast w dół, kierowali się w górę budynku.

- Gege lubi biegać po dachach? - zapytał wesoło, przypominając sobie słowa Quan Yizhena, kiedy z nim uciekał.

- Nie do końca lubię, lecz jest to o wielr bezpieczniejsze, niż chodzenie po ulicach – przyznał, przestępując kolejne kilka schodów. - Poza tym przez lata przemierzyłem tak niezliczoną ilość kilometrów i ta okolica jest mi dobrze znana.

Hua Cheng zaśmiał się, a Xie Lian obrócił w jego kierunku głowę i także się uśmiechnął.

- Lepiej czuję się tutaj, niż na ulicach, dlatego nie martw się i pozwól mi się poprowadzić.

- Z gege nigdy się nie boję – odparł lekko, zmniejszając odległość między nimi.

Profesor zatrzymał się. Jego dłoń zacisnęła się na klamce, lecz nie zdążył jej nacisnąć, gdy objęły ją smukłe palce. Chwilę potem na swoim biodrze poczuł delikatny dotyk, który powędrował pod materiał koszulki, sunąc powoli po brzuchu. Osoba stojąca za nim przesunęła z jego pleców na bok pokrowiec z kaskiem i sama przylgnęła do ciała.

- San Lang? - powiedział zaskoczony trzydziestolatek.

- Przepraszam gege – rzekł tuż przy jego uchu, opierając brodę na barku. - Pozwól mi choć na chwilę cię objąć.

Z gardła Xie Liana wydobył się krótki śmiech.

- Objąć? - zagadnął chytrze. - A ta dłoń pod moim ubraniem?

- To dlatego, że na dworze jest zimno. Chciałem jeszcze choć przez chwilę pożyczyć ciepło od gege. Czy... mogę?

- Pytasz o to chyba trochę za późno, skoro już sam je sobie wziąłeś.

Długie palce przesunęły się wyżej, po napiętych i lekko zarysowanych mięśniach brzucha. Hua Cheng chciał posunąć się jeszcze dalej. Pragnął go dotykać, jak dawno już tego nie robił, ale ta sytuacja nie była ku temu odpowiednia. Była bardzo nieodpowiednia. Dlatego zatrzymał dłoń i mocniej otoczył ciało stojącej przed nim osoby, przyciskając go bliżej do siebie i przytykając policzek do jego szyi.

- Brakowało mi ciebie – przyznał cicho, aczkolwiek zupełnie szczerze Xie Lian.

- Mi gege jeszcze bardziej. Tęskniłem, martwiłem się i nadal mam przed oczami...

- Przepraszam.

- Nie przepraszaj mnie za nic. Po prostu nie potrafię bezczynnie stać, kiedy ty cierpisz i dlatego... tak bardzo nie chcę cię teraz wypuścić.

- Prawdą jest, że nic mi nie jest – rzekł, podnosząc dłoń i dotykając nią twarzy chłopaka. - Minęło wiele lat, odkąd ktokolwiek choćby mnie uderzył. To ja raniłem i krzywdziłem, dlatego nie mnie powinieneś żałować.

- Nikt poza tobą mnie nie interesuje. Jesteś dla mnie najważniejszy.

Złapał za jego dłoń i opuścił ją niżej.

- Wiem, że jesteś ranny. Nie nadwyrężaj ręki, zanim Bai Wuxiang ci nie pomoże.

Odpowiedział mu śmiech.

- Za dużo się martwisz. Takie coś nawet nie boli. Wygląda może nie najlepiej, zwłaszcza w oczach kogoś, kto nie nawykł do widoku ran, ale możesz mi wierzyć, że prawie tego nie czuję.

- Chciałbym wierzyć, ale w dalszym ciągu mnie to nie uszczęśliwia.

- A więc, co cię teraz uszczęśliwi? - Przekręcił głowę i pocałował go w policzek. - Może to?

Hua Cheng uniósł głowę znad barku i oddał identyczny gest profesorowi.

- Czy to ten obiecany pocałunek dla twojego lisa? - Mimo wesołości, jego głos stał się głębszy i odrobinę niższy.

- Może... - zaczął. – A ty tak nie uważasz?

Wydał z siebie głośne i długie „mmmm" i odparł:

- Wszystko, co otrzymuję od gege, jest jak gwiazdka z nieba, zwłaszcza w taką noc, jaką dziś mamy.

- Boże Narodzenie – zauważył Xie Lian, dotąd całkowicie zapominając, że jest noc z dwudziestego czwartego na dwudziestego piątego grudnia.

- Prezent został przyjęty, gege. Będę o nim pamiętał do końca życia, bo to pierwszy świąteczny prezent, jaki od ciebie dostałem.

- San Lang – rzekł z udawaną pretensją w głosie - to nie był prezent! W domu mam dla ciebie normalny prezent.

- Ale ja żadnego innego nie potrzebuję, poza tym który już otrzymałem. Samo to, że gege ze mną jest, nadal chce być i w końcu mi ufa, to dla mnie więcej niż mógłbym sobie wymarzyć. Już kiedyś wspominałem, że jestem egoistą i dlatego wszystko, czego chcę, to tylko ty trwający przy mnie tak długo, jak będzie to możliwe. Bo każda chwila z tobą, choćby miała być tą ostatnią, jest najszczęśliwszą chwilą w moim życiu.

Xie Lian przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Już nie pierwszy raz tak zawstydzające i szczere słowa padały wprost z ust jego ucznia i za każdym razem nie potrafił nic odpowiedzieć. Gardło miał ściśnięte, a krew pulsowała mu w skroniach i zdawał sobie sprawę, że na pewno jego twarz staje się właśnie coraz bardziej gorąca i czerwona. Biały Demon, którym był, nabierał szkarłatnego koloru. Jednak tym razem nie przez wylaną krew, ale przez nadmiar uczuć. Czerwień, którą tak ten chłopak uwielbiał, powoli zakradała się do jego ciała i napełniała je tym, co ona oznaczała: życiem, miłością, pasją, ogniem uczuć i szczęściem.

Gdyby mógł, to w tej chwili zostawiłby to wszystko, aby wziąć chłopaka za rękę i uciec z nim na koniec świata, by tam zaszyć się przed ludźmi. Gdyby życie było takie proste, to może i zrobiłby to już dawno temu. Ale przed sobą nadal miał niezałatwione sprawy i nikt poza nim samym tego nie zakończy. Był to winny samemu sobie i ludziom, którzy na niego liczyli.

Obrócił się i, nie zważając na ciągle otwartą raną na ciele, objął niemal boleśnie plecy Hua Chenga. To ciepło, które dawało ciało drugiej osoby w tej chwili należało tylko do niego. Całe wypełnione było uczuciami, więc jak mógłby nie przyjąć go i nie ofiarować mu w zamian swojej miłości?

- Profesorze – usłyszał melodyjny głos tuż obok twarzy. - Jak mnie nie wypuścisz, to ja już nie będę w stanie wypuścić ciebie.

Odpowiedział mu śmiech. Hua Cheng delikatnie złapał za prawą dłoń i zabrał ją ze swoich pleców.

- Naprawdę się martwię, gege. Nie chciałem tego mówić głośno, ale chodźmy szybko do twojego przyjaciela, bo nie mogę znieść myśli, że coś cię boli.

Odsunęli się od siebie i patrzyli przez chwilę w oczy.

- Masz rację i dlatego od tej chwili staraj się cały czas trzymać blisko mnie, bo nasza droga na pewno będzie śliska i zdradziecka.

- En - odparł i puścili się.

Obaj zapięli swoje kurtki pod szyję i poprawili paski pokrowców zarzuconych na plecy zawierających kaski motocyklowe. Gotowi otworzyli drzwi na dach i wyszli jeden za drugim na mroźne nocne powietrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro