38. To nie możesz być Ty
Obudził się już pięć minut wcześniej i od tego momentu zastanawiał, gdzie u licha jest. Było pewne, że w łóżku, ale na pewno nie w swoim. Sądząc po unoszącym się dookoła niego zapachu, pościel, którą ktoś go okrył, należała do mężczyzny. Co do tego nie było żadnej wątpliwości. Pamiętał wszystko do momentu, aż zwymiotował pomiędzy siebie a Czarnego Demona, ale co się stało później, było dla niego czarną magią.
Jakim sposobem wylądował w czyimś mieszkaniu? Kto go tu przyniósł? Był całkowicie pewny, że nie przyszedł o własnych siłach, ale nie było też żadnej możliwości, aby tym, który mu pomógł, był He Xuan! To był największy absurd, jaki przyszedł mu do głowy i ilekroć w kółko i w kółko rozmyślając o tym, nie widział innej możliwości, tak za każdym razem, był przekonany, że musi być to nieprawdą. Każdy, tylko nie on. Po każdym mógłby się tego spodziewać, ale nie po tym zimnokrwistym mężczyźnie!
Owszem, pili razem alkohol i nawet on stawiał, ale nie został ZAPROSZONY do baru, tylko ZACIĄGNIĘTY. Nie chciał tego przed sobą przyznać, lecz do teraz nie miał bladego pojęcia, dlaczego w tamtym czasie tak miło mu się z nim rozmawiało. Nie od razu, kiedy się zobaczyli w sklepie i nie, kiedy kazał mu pić, ale potem, gdy gadał, to co myślał, nie powstrzymując się przed paplaniem największych głupot jakie przy lekkim upojeniu alkoholowym przewijały się przez jego umysł. A mówił wiele dziwnych rzeczy, których nigdy, przenigdy nie powiedziałby, będąc trzeźwym. Nie jemu. Nie Czarnemu Demonowi, który lubił bić ludzi! Przecież on.... przecież on... MUSIAŁ być strasznym człowiekiem! Okrutnym, zimnym, bez serca, bez ciepła w oczach, bez... drgających delikatnie ust, które wyglądały, jakby się śmiały. Bez tego męskiego głębokiego głosu, którym do niego przemawiał.
Shi QingXuan! Musiałeś oszaleć do reszty, żeby mówić mu takie rzeczy i żeby teraz przypominać sobie, jak ten facet był strasznie przystojny! Nawet mu to powiedziałem i nakłaniałem, żeby się uśmiechał, mówiąc, że będzie jeszcze ładniejszy! Ha, ha, ha, ha, ha!
Ześwirowałem.
Pamiętając to wszystko i robiąc w umyśle skomplikowane obliczenia, za każdym razem nie mogło wyjść mu inaczej, niż że w tej chwili leży w łóżku He Xuana. Dlatego nadal udawał, że śpi. Za bardzo bał się poruszyć i natknąć na złote przeszywające oczy tego człowieka, na ułożone w cienką linię usta i usłyszeć od niego, jak lodowatym głosem wytłumaczy, jak wiele mu sprawił kłopotów. Zdecydowanie chciał tego uniknąć, choć oczywiście było to nieuniknione, więc na razie chciał chociaż odwlec to w czasie, jak długo się uda i przyszykować jakąkolwiek linię obrony, a nawet spróbować się wymknąć cichaczem, kiedy upewni się, że właściciela tego miękkiego i wygodnego materaca nie będzie w mieszkaniu.
To wszystko Shi QingXuan myślał, lecz oczywiście nie przewidział jednego. Co z tego, że udawał, iż śpi, jak co chwilę jego ciało drżało ze strachu i siedzący dwa metry od niego mężczyzna w czerni nie spuszczał oka ze śpiącej postaci w swoim łóżku?
Dwudziestojednoletni student przestał nagle oddychać, kiedy usłyszał, że jakiś przedmiot znajdujący się w tym samym pomieszczeniu co on zaskrzypiał i poczuł ruch powietrza obok siebie, a potem czyjaś dłoń dotknęła mu czoła. Był to delikatny dotyk, który diametralnie różnił się od tego jakie w wyobrażeniu chłopaka powinien mieć Czarny Demon i już był skłonny z powrotem przywrócić swoim płucom nowe dostawy tlenu, będąc pewnym, że to na pewno nie ten człowiek mu pomógł tylko zupełnie przypadkowy przechodzień o dobrym sercu, litujący się nad takim zapijaczonym sierotą jak on, ale usłyszał przy uchu beznamiętne słowa:
– Zimno ci?
Gdyby wcześniej nie doszedł do swoich nieprawdopodobnych wniosków, że to He Xuan mógł mu pomóc, to teraz wrzasnąłby głośno i zerwał się z łóżka jak ryba wyciągana z wody i rzucająca się na dnie łódki, chcąca nadal żyć, a nie stać się grillowaną kolacją dla wędkarza. Jednak, w niewielkim stopniu przewidział to i dlatego tylko mocniej zadrżał, skulił się i schował głębiej pod kołdrę.
Przysiągłby, że po tym ruchu ktoś pogładził mu włosy i wcale nie był to wymysł jego wyobraźni. Po chwili osoba ta wstała i gdzieś poszła. Nie było jej jakieś dwadzieścia sekund, które odliczał po cichu student, po czym poczuł dodatkowy ciężar na ciele, jakby został nakryty kolejnym materiałem.
Shi QingXuan był w szoku. Było pewne, że osobą, która się nim zaopiekowała był nikt inny, a sam He Xuan, tylko dlaczego traktował go teraz tak przyjaźnie? Dlaczego w odróżnieniu od ich spotkania w sklepie i wspólnie spędzonego czasu w barze, a potem na próbie zaprowadzenia go do "domu" wydawał się zupełnie innym człowiekiem? To była... troska? Te drobne gesty jak: lekki dotyk, dodatkowy koc, czy czymkolwiek go jeszcze okrył, na pewno nią były.
Czy on zawsze taki był, czy może poczuwał się do odpowiedzialności za to, że namówił go na picie, a on głupi uchlał się ledwo dwoma piwami? Nie miał pojęcia, co się działo. Skąd wziął się ten mężczyzna, ten "inny" He Xuan?
Poruszył lekko powiekami i spróbował je otworzyć. W pokoju paliło się przytłumione światło padające zza jego pleców, więc nie raziło go, ale oświetlało osobę, która siedziała na podłodze pół metra od łóżka i intensywnie się w niego wpatrywała.
Czarne rozpuszczone włosy, twarz jakby wykuta z kamienia, zimne złote oczy. To był He Xuan we własnej osobie. Nic nie robił, nie poruszał się, nawet nie mrugał, tylko spoglądał na leżącą osobę. Cokolwiek myślał, wyglądał, jakby był pozbawiony wszelkich emocji. Jednak ruch jego dłoni już taki nie był, tak samo jak jego palców, które przesunęły kosmyk z czoła leżącej na jego materacu osoby i podsunęły go wyżej. Włosy prawie od razu znów opadły, a palce znów je przesunęły. He Xuan nie zabrał ręki ze wstrętem lub obrzydzeniem, nawet kiedy poczuł na gorącym ciele Shi QingXuana kropelki potu. Bowiem chłopak nic nie mówił, ale było mu strasznie gorąco. Bo przecież nie drżał z zimna, ale ze strachu! A przynajmniej wcześniej. Teraz... w dotyku tego mężczyzny przed nim było coś na tyle zajmującego, że młody student zupełnie zapomniał, z kim ma do czynienia i nie mógł przestać na niego patrzeć. Palce He Xuana powoli przesuwające się po jego czole zostawiały po sobie przyjemny ślad. Jego jednostajne ruchy uspokajały ich obu.
I kto wie, jak długo ta "walka" z niesfornym puklem by jeszcze trwała, gdyby tej sielanki nie przerwało pukanie do drzwi, które niespodziewanie rozległo się, przerywając tę niby zwyczajną, ale odrobinę intymną chwilę. Czarny Demon natychmiast odsunął rękę i wstał. Do uszu Shi QingXuana doleciał dźwięk otwieranych drzwi, a potem męski głos:
– He Xuanie, dobrze, że otworzyłeś, bo nie mamy, gdzie się ukryć – zaczął mówić nieznajomy i zaśmiał się.
– Cześć. – Usłyszał drugi głos i ten o dziwo poznał. Słyszał go już nie raz i bardzo go lubił. Ale co tu robił ten człowiek? W nocy i w mieszkaniu He Xuana?
Sam He Xuan na razie nic nie mówił, ale po krokach na podłodze można było poznać, że pozwolił im wejść. Zamknął drzwi i dopiero się odezwał:
– Czego chcecie?
– Wybacz, He Xuanie – przeprosiła na wstępie osoba, której młody student nie znał, a potem kontynuowała wyjaśnienia: – Jakby ci to powiedzieć... mamy mały pościg na ogonie, a twoje mieszkanie było bardzo po drodze, więc pomyśleliśmy, że pozwolisz nam przeczekać jakiś czas.
– Żartujesz?
– Ależ wcale nie! Mówię prawdę.
– Od kiedy to sam nie możesz poradzić sobie z jakąś zgrają gówniarzy siedzących ci na ogonie i kryjesz się w mieszkaniach innych?
Chłopak znów się zaśmiał i odparł:
– Bo widzisz, nie do końca chodzi o mnie. – Zamilkł na chwilę. – Ten chłopak wplątał się w coś problematycznego i teraz wszyscy chcą go dopaść.
– Jakby to było coś dziwnego. Każdego z nas chce ktoś dopaść. Niech się nauczy nie wtykać nosa w nie swoje sprawy, to nie będzie miał problemów. Taki chłoptaś nie powinien wychodzić z domu, jeśli nie umie przypilnować swoich interesów.
– To nie do końca tak... – zaczął mówić jeden z mężczyzn, ale urwał w pół zdania, jak zobaczył w drzwiach pokoju półnagiego chłopaka w czarnym przydługim T-shircie, który wyglądał prawie jak sukienka.
Od razu było widać, że ubranie nie należało do niego, tylko do He Xuana. Do tego jego twarz wyglądała na zmęczoną i stał teraz w progu, opierając się całym ciałem o framugę.
Jeden z gości, widząc to, natychmiast podłożył przedramię do gardła Czarnego Demona i pchnął go na ścianę. Mężczyzna w czerni nie pozostał dłużny, strącając jego rękę i łapiąc za nadgarstek, próbował go wykręcić. Chłopak w czarnej bluzie i czapeczce z daszkiem wyswobodził się i już kierował łokieć na jego twarz, gdy Shi QingXuan krzyknął:
– Przestańcie!
Choć w obu ciałach buzowała adrenalina, nagle zatrzymali się i spojrzeli na chłopaka. Ten podszedł trochę niepewnie do nich i kładąc rękę na przedramionach jednego oraz drugiego, powiedział:
– He Xuanie, to mój przyjaciel, Hua Cheng. Hua Cheng to... to... – zawahał się z dokończeniem.
– Przecież wiem, kto to jest. To He Xuan, Czarny Demon – powiedział chłodno Hua Cheng. – Lepszym pytaniem byłoby, co ty tutaj robisz i to jeszcze w samej koszulce, która chyba nawet nie należy do ciebie.
– To jest... to jest... – szukał racjonalnego wytłumaczenia.
Do tej pory nie miał pojęcia, w co był ubrany, dlatego się nad tym nie zastanawiał. Jednak słowa kolegi z uczelni uświadomiły mu, że He Xuan pozbył się jego garderoby i dał mu swój T-shirt. Przebrał go, kiedy spał. Zdjął jego ubrania i widział jego nagie ciało!
Na tę myśl, nie przejmując się stojącymi osobami, szybko podniósł dół koszulki i upewnił się, że nadal ma na sobie bokserki. Na szczęście były na swoim miejscu. Dlatego już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, cokolwiek, choć nadal dokładnie nie wiedział co, gdy ubiegł go He Xuan.
– Shi QingXuan był ze mną na piwie. Przesadził z alkoholem, więc zabrałem go tu.
– A co z tym strojem? – dopytywał Hua Cheng.
– Jego ubrania są w pralce – odparł i teraz cała trójka popatrzyła na urządzenie, które akurat głośno wirowało. – Dałem mu jakiś ciuch, żeby nie świecił gołą klatą.
Na te słowa Shi QingXuan momentalnie spąsowiał na twarzy i puścił obie osoby, robiąc kilka małych kroków w tył.
– T-to wszystko prawda. He Xuan mi tylko pomógł. – Popatrzył w bok, a potem coś sobie przypominając, dodał: – I dziś znów mnie uratował. Tym razem przed złodziejem, który groził mi nożem w sklepie. Zaprosił mnie na piwo i podziękowałem mu za wszystko. No ale nie miałam umiaru w piciu, więc nie pamiętałem jak dojść do akademika. – Zaśmiał się odrobinę nerwowo. – Więc kręciliśmy się w kółko, a potem... a potem... – Odchrząknął.
– Źle się poczuł i upadł, więc postanowiłem go przenocować.
– Dokładnie tak! – zgodził się z uśmiechem, patrząc ufnie w oczy He Xuana. – Znów muszę ci podziękować za pomoc. Ha, ha!
Cały czas trzymał za dół koszulki, próbując ją naciągnąć jak najniżej na nogi. Był chudy i obszerne ubranie wisiało na nim jak na wieszaku. He Xuan minął go, bezwiednie kładąc na chwilę dłoń na jego głowie i zniknął za drzwiami pokoju. Cała trójka patrzyła na Czarnego Demona w oszołomieniu, a potem Quan Yizhen i Hua Cheng popatrzyli na jeszcze bardziej zarumienionego Shi QingXuana, który spuścił głowę, nie wiedząc, gdzie się schować.
He Xuan wrócił po kilkunastu sekundach, trzymając w ręku spodnie dresowe, które wręczył chłopakowi.
– Dziękuję – rzucił szybko, po czym to on wbiegł do pokoju.
Hua Cheng zastanawiał się, co tak naprawdę się stało, że jego młodszy kolega oraz ten człowiek lubujący się w ulicznych walkach zgadali się dzisiejszej nocy na picie. W końcu były Święta Bożego Narodzenia.
Po tym, co tu zobaczył, mógł stwierdzić, że ich znajomość szła w całkiem ciekawym kierunku. Quan Yizhen chyba myślał dokładnie o tym samym, bo uśmiech nie schodził mu z ust. He Xuan za to w międzyczasie rzekł:
– Mówcie, o co chodzi albo was wyrzucę.
Quan Yizhen zrobił kilka kroków w jego stronę i już chciał odpowiedzieć, ale przerwało mu pukanie do drzwi.
Obaj goście spojrzeli na mężczyznę w czerni, który nic nie powiedział, ale poszedł do wejścia.
– Spodziewasz się kogoś o tej godzinie? – spytał dwudziestolatek.
– Nie, ale was też się nie spodziewałem. – To powiedziawszy, przekręcił zamek i otworzył skrzydło.
Quan Yizhen wyjrzał przez jego ramię i, uśmiechając się jeszcze szerzej, odezwał się zamiast właściciela mieszkania:
– Witajcie! A was co tutaj sprowadza?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro