Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. Piękne chwile zatopione w mydlanych bańkach

Miarowy stukot zimnego deszczu o dachówki, parapet oraz sypialniane okno pomógł dwójce mężczyzn szybko zasnąć. Można powiedzieć, że wystarczyła chwila, kiedy ułożyli głowy na poduszkach, objęli się i niemal natychmiast ich ciała się rozluźniły, a umysły poszybowały w strefę snu.

To był pierwszy raz, kiedy obaj, w pełni świadomi tego co robią, postanowili spędzić ze sobą noc. Po tym, co się wydarzyło, nawet nie potrafili myśleć o niczym innym, jak o wypełnieniu reszty sobotniej nocy sobą, leżąc na boku i trzymając w ramionach to, co było dla nich najcenniejsze.

Wraz z upływem nocy deszcz stawał się coraz słabszy i cichszy, aż w końcu zmienił się tylko w drobną mżawkę, która moczyła bardziej skumulowaną w powietrzu wilgocią niż samym opadem.

Xie Lian przebudził się wraz ze zmianą pogody, czując delikatne drżenie w prawym ramieniu, gdzie spoczywał Ruoye. Rzadko spali razem, lecz obecność drugiej osoby zmuszała ich, aby nawet w tym czasie się nie rozstawali.

Prawa ręka oplatała śpiącego chłopaka, więc ostrożnie odsunął się od niego, wyswobadzając z uścisku talię i ułożył wyżej na poduszkach, układając na nich plecy, a głowę o obite zamszowym materiałem zagłowie łóżka. Pokój wypełniała ciemność, ale dobrze widział kontury osoby obok i ruch jego ciała w rytm oddechu. Dotknął czarnych włosów i pogładził je. Natychmiast jego usta wygięły się w uśmiechu.

Zegarek na ręku wskazywał trzecią nad ranem. Pulsująca dioda w telefonie informowała o wiadomości tekstowej. Sięgnął dłonią po urządzenie i zmniejszając natężenie wyświetlacza na najsłabsze, odczytał wiadomość od swojego doktora. Wygasił ekran i odłożył telefon z powrotem na szafkę nocną. Wyjrzał za okno, gdzie do rozpoczęcia dnia pozostało mu nadal wiele godzin i zastanowił się, co powinien zrobić. Osoba obok niego drgnęła i także się obudziła. Dłoń Xie Liana natychmiast powędrowała do jej skroni i policzka, delikatnie dotykając i masując skórę.

– Czy już musimy wstawać? – zapytał chrapliwym, zaspanym głosem Hua Cheng, unosząc głowę i patrząc na twarz nauczyciela, która ukryta w ciemności nie zdradzała jego prawdziwych emocji.

– Nie, San Lang – odparł uspokajająco. – Dopiero trzecia. Mamy jeszcze dużo czasu.

– To dobrze, gege, bo nie zdążyłem się tobą nacieszyć – rzekł i przysunął się bliżej mężczyzny.

Ułożył swój tułów na jego ciele, oparł głowę na mostku i oplótł ramionami, wsuwając dłonie za plecy. Wcisnął je pomiędzy poduszkę i materiał koszuli, ciesząc się nagą, ciepłą skórą, którą czuł pod palcami.

Xie Lian zaśmiał się, a wraz z nim poruszyła się klatka piersiowa i spoczywająca na niej głowa.

Usta chłopaka wygięły się i zapytał:

– Gege się śmieje ze mnie?

– Cieszę się, że zostałeś. – To rzekłszy, jedną ręką objął go za kark, a drugą zanurzył we włosy. – Zawsze, jak jesteśmy razem, myślę, że czas, który San Lang ze mną dzieli, mógłby po prostu się zatrzymać, a my zostalibyśmy uwięzieni tu na wieki. Bez ludzi, bez konieczności choćby poruszenia się, najzwyczajniej w świecie dzieląc ze sobą tę chwilę, kiedy nasze ciała trwają przy sobie, choć nic nie oczekują w zamian.

– Tym razem wyjątkowo nie do końca mogę zgodzić się z profesorem – powiedział dwudziestodwulatek, przekręcając głowę i całując nadgarstek mężczyzny. – Bo wtedy nie mógłbym przekazać wszystkich uczuć do niego i moje serce by tego nie wytrzymało.

Obaj zaśmiali się i mocniej przytulili.

– Zaśniesz gege, czy chciałbyś porozmawiać?

– Zasnę – odparł i opuścił powieki. – Gdy jesteś obok, moje myśli wypełniają mi tylko lisy i ich harce, i to są moje największe zmartwienia.

Chłopak prychnął w materiał koszulki Xie Liana i powiedział:

– Więc obiecuję, że tym razem lis będzie grzeczny, więc gege może spać spokojnie.

– W takim razie podsuń się jeszcze odrobinę wyżej, bo mam za krótkie ręce, żeby cię objąć całego.

Hua Cheng, nic już nie mówiąc, uniósł się i zawisł nad ciałem profesora, wahając się przez chwilę. Jednak ramię Xie Liana od razu przygwoździło go do siebie i mężczyzna zapewnił:

– Wcale nie jesteś ciężki. – Włosy Hua Chenga łaskotały go w szyję, a ciepły oddech na szyi przywołał rumieniec na twarz. Nawet ich podbrzusza zdawały się czerpać radość z tej pozycji, ale żaden z mężczyzn nie przyznał tego na głos. – Zostań tak ze mną jak najdłużej.

Twoje ciepło nic a nic mi nie przeszkadza. Nic a nic... San Lang.

– En – odparł student i jeszcze mocniej przytulił Xie Liana.

Ich serca na początku zaczęły przyspieszać, ale kilka minut dotyku rozgrzanej snem skóry podziałało jak najlepszy środek nasenny, który przy okazji odganiał wszelkie złe myśli.

* * *

Następne dwa tygodnie minęły dwójce mężczyzn jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety, nie tak słodko, jak to sobie wyobrażali, ale tak szybko.

Xie Lian otrzymał niespodziewaną informację od kolegi po fachu, że potrzebuje jego pomocy. Jeden z profesorów, który miał prowadzić konferencję zaplanowaną na dwa dni przed samymi świętami, ciężko zachorował. Nie było nikogo innego, kto udźwignąłby taką odpowiedzialność i ogrom pracy, jakiego wymagało poprowadzenie tego dwudniowego spotkania, na którym uczestniczyli ludzie z całego świata. Dlatego Xie Lian nie mógł odmówić i od chwili, kiedy się o tym dowiedział, praktycznie w kółko zajęty był zbieraniem informacji, opracowywaniem szczegółowego planu konferencji i pisaniem przemówień. Hua Cheng, nie chcąc przeszkadzać profesorowi, odwiedzał go w gabinecie tylko raz dziennie, przynosząc jedzenie i pożyczając kolejne książki.

Starał się jak najmniej go rozpraszać, przez co ograniczał swój pobyt przy nauczycielu do minimum. Obaj dobrze wiedzieli, że czasu jest niewiele, a im szybciej wszystko zostanie przygotowane, tym szybciej znów będą mogli dzielić między sobą popołudnia. Student pokusił się nawet o wzięcie sobie dodatkowej pracy, żeby móc się czymś zająć, a nie krążyć w kółko myślami przy przystojnym profesorze.

W piątkowy wieczór zmęczony siedzeniem cały tydzień "w dokumentach" Xie Lian usiadł na kanapie w gabinecie i rozłożył szeroko ramiona, aby odpoczęły. Na następny dzień z samego rana zaplanował wyjazd na miejsce konferencji i przedstawienie swojego planu kilku innym profesorom. Miał już wszystko gotowe i zastanawiał się, co robi jego student. Telefon leżał na biurku i gdyby miał magiczne moce, to przywołałby go teraz do siebie za pomocą telekinezy lub wysłał po niego Ruoye, bo nie miał siły podnieść się z miejsca.

Zamknął ciężkie powieki i zastanowił się, kiedy ostatnio spał dłużej niż trzy godziny. Jeśli pamięć go nie zawodziła, to kiedy chłopak u niego nocował, czyli prawie tydzień wcześniej. Teraz ledwo się trzymał, ale nie mógł nic na to poradzić. Pracy było dużo, a on nie lubił zostawiać spraw niezałatwionych.

Nagle po drugiej stronie pomieszczenia rozległ się zgrzyt zamka i profesor uśmiechnął się sam do siebie. Nawet nie otwierając oczu, domyślił się, kto to może być.

– San Lang – odezwał się, jak tylko usłyszał ciche kroki zmierzające w jego kierunku – jak to możliwe, że czytasz w moich myślach? Przed chwilą skończyłem pisać i pomyślałem, żeby zadzwonić do ciebie, ale nie zdążyłem.

Zanim usłyszał odpowiedź, z dwóch stron swojej głowy poczuł lekki ruch powietrza, a potem uginającą się pod naporem czyichś dłoni piankę kanapy.

– Gege – gdzieś blisko rozbrzmiał głos Hua Chenga – nie otwieraj oczu. Masz rzęsę na policzku i jeśli zgadniesz na którym, będziesz miał szczęście.

Profesor uśmiechnął się i odparł zmęczonym głosem:

– Nie wiem, czy potrzebuję szczęścia, kiedy teraz ty jesteś obok, ale postaram się zgadnąć. A więc... – zamyślił się – mam ją po pra... – Końcówka słowa niespodziewanie została pochłonięta przez gorące wargi młodszego chłopaka. Zamruczał cicho. Delikatny nacisk i powoli przesuwający się między ustami język, to wszystko, czego potrzebował teraz do szczęścia.

Przez ten wytęskniony i niespodziewany pocałunek serce profesora gnało i już po chwili całkowicie zapomniał o oddychaniu. Poza sunącymi po sobie wilgotnymi niesfornymi częściami ich ciała i coraz pośpieszniej poruszającymi się wraz z nimi wargami, nie dotykali się, by nic nie wymknęło się w kierunku, z którego obojgu ciężko byłoby powrócić do prowizorycznego spokoju.

Oddawali się przyjemności kilka minut. Profesor pierwszy przerwał i z widocznymi rumieńcami na policzkach, odważnie spojrzał na chłopaka.

Po chwili opuścił głowę i odkaszlnął cicho w pięść, pytając na pozór beztrosko:

– A więc, zgadłem?

Dłoń jego chłopaka przysunęła się do prawego policzka, a po chwili na opuszku znalazł się ciemny krótki włosek ściągnięty z zaróżowionej skóry.

– Dokładnie, gege – odparł i uśmiechnął się. – Dziś będziesz miał dużo szczęścia.

Odsunął się i zrobił mężczyźnie więcej miejsca, siadając jednak obok i podając mu mały pakunek.

– Pomyślałem, że znów zapomniałeś o obiedzie albo kolacji, dlatego przyniosłem coś lekkostrawnego na wieczór. – To rzekłszy, zdjął wieczko, a oczom Xie Liana ukazała się kolorowa mieszanka świeżych warzyw. W jego dłoni magicznie pojawiły się także pałeczki, które podał mu wraz ze słowami "smacznego, profesorze", tym samym zachęcając go do posiłku.

Hua Cheng zachowywał się, jakby przed chwilą nic się nie stało i jakby on sam, w przeciwieństwie do profesora, wcale nie ukrywał w lewej piersi wyrywającego się do mężczyzny obok niespokojnego serca.

– I co ja mam z tobą zrobić, San Lang? Jak mam ci się za wszystko odwdzięczyć? – zapytał, patrząc na tańczące w jego oczach psotne ogniki.

– Będę szczęśliwy, tylko kiedy gege taki będzie, dlatego o nic się nie martw. Twój uśmiech to dla mnie największe podziękowanie i najlepsza nagroda.

Xie Lian jak zwykle nie widział, jak ma odpowiedzieć na tak bezpośrednie i miłe słowa swojego ucznia. Dlatego przed rozpoczęciem posiłku skradł mu szybkiego buziaka i z jeszcze większymi rumieńcami oraz wzrokiem utkwionym w pudełeczku z jedzeniem zaczął nabierać pierwsze warzywa pałeczkami, niszcząc całkowicie tę piękną różnobarwną kompozycję.

Miał nadzieję, że już wkrótce wszystko będzie tak jak dawniej, a nawet lepiej.

Niestety, nie mógł się bardziej pomylić.

* * *

Cały weekend oraz następny tydzień widzieli się tylko w przelocie, a ich kontakt fizyczny ograniczył się do dwukrotnego dotknięcia swoich dłoni. Nie mogąc przestać o sobie myśleć, dzwonili do siebie i rozmawiali, jednocześnie pracując: Hua Cheng nad nowym programem dla firmy specjalizującej się handlem częściami samochodowymi, a Xie Lian kończąc przemówienie i dogrywając kolejność wszystkich przemówień oraz ostatnim rezerwowaniem cateringu i doborem menu na dwa dni trwania konferencji. Kolacja bożonarodzeniowa wypadała na poniedziałek, natomiast spotkanie historyków na sobotę i niedzielę. Mieli więc nadzieję, że uda im się jeszcze spotkać w poniedziałek rano, przed wylotem studenta do swojej rodziny.

Niestety, z powodu śnieżycy w niedzielę, profesor od starożytnej historii został uziemiony na jeszcze jedną noc, a następnego dnia pogoda się polepszyła na tyle, że Hua Cheng bez przeszkód wyleciał o zaplanowanej porze. Nic przez te kilka ostatnich dni nie działo się jak powinno i dwójka zakochanych w sobie mężczyzn nie mogła nawet osobiście złożyć sobie świątecznych życzeń. Obaj mieli nawet naszykowane prezenty, ale pozostały one niewręczone, czekając na poświąteczny moment, kiedy to oboje w końcu będą mieli kilka dni wolnego i, co już sobie obiecali dwa tygodnie wcześniej – spędzą ten czas głównie w swoim towarzystwie.

*

Hua Cheng usiadł w wyznaczonym miejscu w samolocie i spojrzał po raz ostatni na telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się ikonka nowej wiadomości, którą od razu odczytał.

"Bezpiecznego lotu, San Lang.

Odezwij się konieczne, jak już wylądujesz, bo Twój nauczyciel nie będzie mógł nic przełknąć przy Wigilijnym stole".

Oczywiście obaj wiedzieli, że profesor zostanie tego dnia w domu i nigdzie nie wybiera się na święta, ale to nie znaczyło, że nie będzie się martwił o swojego ucznia. Choć samoloty były najmniej awaryjnym środkiem transportu, w przestworzach wszystko mogło się zdarzyć i wtedy katastrofa byłaby nieunikniona. Chłopak uśmiechnął się i szybko odpisał, że zaraz startują i na pewno napisze, gdy tylko się da.

Po wysłaniu wiadomości uruchomił tryb samolotowy i wsadził telefon do kieszeni. W zamian wyjął laptopa, którego zamierzał włączyć, gdy samolot wzniesie się na odpowiednią wysokość i będzie możliwość korzystać z urządzeń elektronicznych. Choć bez dostępu do Internetu, nadal miał do zrobienia mały projekt i zamierzał poświęcić na to całe półtorej godziny lotu. I tak nie miał nic lepszego do roboty. Może jedynie poza drzemką, ale tej nocy spał dobrze.

Stewardessa przeszła po raz ostatni, sprawdzając, czy wszyscy pasażerowie są zapięci i po chwili już wzlatywali w przestworza.

Hua Cheng na chwilę zamknął oczy, czując przyjemne przyspieszenie maszyny i przypomniał sobie treści wiadomości, które wymienił z profesorem w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Wiedział, że jest bardzo zapracowany i niewiele śpi. Pisał o najróżniejszych nocnych godzinach, a na pytania studenta odpowiadał prawie od razu, zupełnie jakby był na nogach całą dobę.

Martwił się o Xie Liana i był zły na ludzi, którzy wpakowali go niemal w ostatniej chwili w taką problematyczną sprawę. Inni przygotowywali się na konferencją miesiącami, a Xie Lian został rzucony na głęboką wodę, mając zaledwie dwa tygodnie. Jednak nie byłby sobą, gdyby się nie zgodził i tak samo, gdyby nie wywiązał się ze wszystkich zobowiązań. Zaplanował całość i przeprowadził spotkanie perfekcyjnie – jak zresztą wszystko co robił w życiu.

Ale nie dlatego Hua Cheng się w nim zakochał. Całokształt charakteru, wyglądu i tego jak się czuł przy tym mężczyźnie, jasno dawało mu do zrozumienia, że jest wyjątkowy, jedyny i nikt inny nie mógłby go zastąpić. W swoim życiu poznał wiele osób, zwłaszcza tych z "wyższych sfer" i dlatego doskonale zdawał sobie sprawę, że pokochanie Xie Liana było najnaturalniejszą rzeczą, jaka go spotkała, czymś nieuniknionym. Za to niespodziewane było, że i on odwzajemniał te uczucia. To coś, przez co był przeszczęśliwy.

Dlatego też teraz, zanim otworzył notebooka, poświęcając całkowitą uwagę pracy, jaka go czekała, przez kilka minut pozwolił sobie na przypomnienie wszystkich uśmiechów Xie Liana, jakie zostały mu podarowane. Piękne uśmiechy, tylko dla niego – dla San Langa. Uśmiechy, które rozświetlały najczarniejszy mrok i dodawały siły każdemu, kto je zobaczył. Mając świadomość, że przy jego boku jest profesor Xie Lian, na te święta zamierzał porozmawiać jeszcze raz z ojcem i wywalczyć przyszłość dla siebie – taką, jaką on chce, a nie, jaką inni chcą dla niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro