31. Słowa, które nie są potrzebne
Stał pod chłodnym prysznicem już kolejną minutę i nadal nie mógł uwierzyć, że właśnie w tym miejscu, z człowiekiem, który był tuż za ścianą... oni... Jego serce znów zaczęło bić szybciej, choć myślał, że się uspokoił.
Przerzucił wszystkie czarne włosy na plecy i skierował twarz ku górze. Dotyk dłoni profesora nadal był wyczuwalny gdzieś między nogami i nie potrafił całkowicie o tym zapomnieć. Po swoim ostatnim "przepraszam" woda została zmieniona na lodowatą, więc jakoś udało im się ostudzić krążącą w żyłach adrenalinę, ale teraz, znając to niesamowite uczucie, jak uda mu się kontrolować?
Jednak to nie kończyło jego pytań. Dzięki wspólnemu prysznicowi zdał sobie sprawę z jeszcze dwóch rzeczy. Pierwszą był napis na ciele profesora, najprawdopodobniej tatuaż. Tekst był pisany małym drukiem, dlatego nie mógł go przeczytać, ale wyraźnie widział, że zrobił cały lewy bok talii profesora. Był naprawdę ciekawy, co to takiego, ale na pewno w przyszłości sam go zobaczy. Bo prędzej czy później posuną się jeszcze dalej.
Druga sprawa bardziej go niepokoiła. Biały materiał obwiązany dookoła prawego ramienia. Już wcześniej, a dokładnie podczas trzech spotkań, wyczuł, że jego ramię nie jest nagie. Pierwszy raz w hotelu jak spali w jednym łóżku. Potem, kiedy całowali się na podłodze w salonie i poprzedniej nocy, kiedy profesor rozłożony gorączką poszedł spać. Podejrzewał, że może mieć problemy z bolącym mięśniem, a wtedy stosuje się albo maści, które lepiej działają, jak obwiąże się bolące miejsce jakimś bandażem albo istnieją też specjalne taśmy nasączone lekiem przeciwbólowym, które nosi się przez kilka dni. Był pewny, że lekarz Xie Liana o wszystkim wiedział, więc niczym nie musiał się martwić. Jednak sama świadomość, że cokolwiek mogłoby go boleć, wywoływało także ból u niego.
Zakończył kąpiel i wytarł się pozostawionym dla niego ręcznikiem. Następnie ubrał komplet dresów pożyczonych od profesora i zerknął jeszcze na pozostawiony tam przez niego po wcześniejszej kąpieli ręcznik. Na idealnej bieli dostrzegł odrobinę czerwieni. Przytknął tam palce i dotknął swoich bolących, ale wygiętych w uśmiechu ust.
Chyba naprawdę nie mogę więcej dopuścić do tego, abyś gege tak na mnie napadał. W tym amoku przelaliśmy swoją krew.
Złapał włosy w ręcznik i zaczął je wycierać, przy okazji opuszczając łazienkę. Pralka była już włączona, a jego mokre ubrania zniknęły wraz z bielizną. Poczuł się trochę dziwnie na myśl, że ktoś obcy dotykał tak osobistych części jego garderoby, ale szybko pozbył się tej myśli, bo w jakimkolwiek stanie ona była, to Xie Liana była taka sama.
Rozejrzał się po salonie w poszukiwaniu mężczyzny, ale go nie odnalazł. Był za to w kuchni, szykując herbatę i krojąc po kolejnym kawałku ciasta.
– Usiądziesz, San Lang? – zapytał, stawiając po dwóch stronach stołu kubki z ciepłym napojem i talerzyki z ciastem.
– Z największą ochotą, gege – odpowiedział z uśmiechem, choć dostrzegł na jego twarzy delikatną rysę i już wiedział, że rozmowa będzie dotyczyła jakiegoś poważnego tematu.
Zjedli w ciszy, popijając herbatą i starając się nie zerkać na siebie za często.
Hua Cheng zastanawiał się, co było powodem tego stanu. Podejrzewał następujące sprawy: pierwsza to taka, że chciał mu ponownie przypomnieć, żeby nie czytali "takich" książek, druga – coś było nie do końca w porządku z tym, co zrobili w łazience. Zawsze mogła istnieć też trzecia opcja dotycząca albo tylko jego albo Xie Liana, o której chciał porozmawiać.
Na dworze już się ściemniło, więc profesor zapalił lampę nad stołem, która dawała przyjemne nie za mocne światło. Pozbierał brudne naczynia ze stołu, wstawił je do zlewu i ponownie usiadł przed studentem. Postawił obie dłonie na blacie, łącząc ze sobą palce i przypatrując się im.
Nie wiedział, jak zacząć i co powinien powiedzieć najpierw. Połączył kciuki, rozłączył je. Otworzył usta i zamknął. Choć to on chciał porozmawiać, czuł się niemal jak oskarżony za morderstwo postawiony przed sądem z całą salą wypełnioną rodzinami ofiar, które domniemanie zabił. Jednym słowem – stresował się.
Z drugiej strony Hua Cheng przyglądał się jemu w równym stopniu z troską co delikatnym rozbawieniem, ale cały czas zachowując poważny wyraz twarzy.
W końcu po kilku minutach ciszy i oglądania nauczyciela w takim stanie, postanowił zrobić pierwszy krok. Wstał, chwycił człowieka siedzącego przed nim za rękę i wyprowadził z kuchni. Podszedł do sofy, wziął z niej biały koc i skierował swoje kroki do miejsca, gdzie w pierwszym dniu odwiedzin suszył sobie włosy. Pamiętał, że w tamtym miejscu podłoga była ciepła. Stanął boso i się uśmiechnął. Puścił dłoń, ułożył na podłodze koc, złożony tylko na dwa razy i, przytrzymując mężczyznę za ramiona, powiedział:
– Usiądź, gege.
Xie Lian nie protestował, choć zupełnie nie rozumiał intencji chłopaka. Usiadł na kocu, opierając się o ścianę, a Hua Cheng poszedł do kuchni. Zgasił w niej światło, a potem to samo zrobił w pokoju. Zapanowały ciemności, jednak przez wpadające do środka lekkie światło pobliskiej latarni mężczyzna był w stanie zobaczyć zbliżającą się do niego sylwetkę chłopaka, który przykucnął i położył się na boku, kładąc głowę na jego udach.
Następnie dłoń profesora została chwycona i położona na wilgotnych czarnych włosach. Twarz Hua Chenga zwrócona była w stronę ciała mężczyzny, a jego ramię swobodnie objęło dolną część opartych pleców.
– Wiem, że nie jest idealnie – zaczął mówić dwudziestodwulatek – ale nic innego na tę chwilę nie mogę wymyślić, żeby gege czuł się przy mnie swobodnie. Nie jestem lisem i nie mam miękkiego futra, ale proszę, aby gege sobie wyobraził, że jednak nim jestem. Nic nie będę mówił, dlatego potraktuj mnie tak, jakby mnie tu nie było.
– San Lang... – zaczął, choć już uśmiech pojawiał się na jego twarzy – po co to wszystko?
– Bo podobno głaskanie zwierząt uspokaja. A widzę, że gege się czymś denerwuje. Jeśli mną, to udaj, że to nie ja i głaszcz mnie do woli. – To powiedziawszy, jeszcze bardziej umościł się na nogach mężczyzny i udał, że śpi.
Profesor od starożytnej historii żyjący na tym świecie trzydzieści długich lat, z dłonią wplecioną we włosy chłopaka leżącego na jego nogach nie wiedział czy się śmiać, czy płakać. Śmiać z absurdalności pomysłów, na jakie wpadał jego student, a płakać nad tym, że ilekroć ten chłopak robił coś z myślą o nim, nie potrafił powstrzymać swoich emocji. Nie było to normalne, nie tego nauczyło go życie i nigdy nie wyobrażał sobie, że spotka go takie szczęście.
Minęła minuta, potem druga i trzecia. Deszcz nieprzerwanie padał za oknem, rozbijając głośno krople o dach i z pluskiem rozpryskując się na tarasowych płytkach. W pomieszczeniu, w którym się znajdowali, nic nie było w stanie przebić się przez te dźwięki: ani odgłos działającej w kuchni lodówki, ani oddechy lub bicia serca dwójki mężczyzn, którzy udawali, że wszystko jest w porządku i nic nie zaprząta ich umysłów.
Xie Lian poruszył dłonią, delikatnie sunąc po chłodnych włosach, rozczesując je palcami i odsuwając na plecy. Były długie, kruczoczarne, lśniące i miękkie, nawet jeśli jeszcze nie wyschły całkowicie i oświetlało je tylko subtelne odległe światło. Różniły się od prawdziwego lisiego futra, ale na pewno nie były gorsze i mniej przyjemne. Ich właściciel nie ruszał się, oddychając miarowo, zupełnie jakby naprawdę spał.
Mężczyzna o brązowych włosach oparł głowę o ścianę i zamknął oczy, delektując się każdym spokojnym przejechaniem opuszkami po głowie jego studenta. Czasami gładził go wierzchem palców po czole, czasami lekko zahaczał o płatek jego ucha, zakładając za niego część włosów. Naprawdę, głaskanie go było bardzo relaksujące.
Po kilku minutach takiego siedzenia i pielęgnowania "lisiego futra" zatrzymał dłoń na jego skroni, jakby nawet mimo ciemności chciał przesłonić mu oczy.
Wtedy w końcu się odezwał, przerywając tę deszczową ciszę:
– Mój słodki lisku, mam pewien problem – zaczął, jakby na kolanach nie było człowieka tylko pokryte futrem zwierzę, niemogące ani go zrozumieć, ani odpowiedzieć. – Dwa miesiące temu poznałem pewnego chłopaka. Nie myśl, że ten chłopak jest problemem, to ja mam problem z tym, że bardzo go polubiłem. Może nie do końca wyraziłem się jasno – dodał szybko, poprawiając sam siebie. – W lubieniu go nie ma nic złego, ani w tym że on mnie też lubi, ale ja, jako osoba starsza i jego nauczyciel, powinienem choć w małym stopniu zachowywać się przy nim przyzwoicie i roztropnie. Nie wiem czy lisek mnie rozumie. Roztropnie, czyli nie powinienem robić niczego szalonego i pod wpływem emocji, a dziś właśnie tak zadziałałem. To nie była jego wina, że dałem się tak sprowokować, tylko sądziłem, że jestem silniejszy i będę potrafił się powstrzymać. Ale... – Zawiesił glos, zwlekając z dokończeniem i zastanawiając się nad dobraniem odpowiednich słów.
Leżący poniżej "lis" nadal się nie poruszył. Jego oddech prawie się nie zmienił, choć pulsowanie krwi, coraz mocniej dudniło mu w uszach i obawiał się, że mężczyzna zaraz to odkryje. Oczywiście nie był zwierzęciem, ale usilnie starał się pomóc temu mężczyźnie powiedzieć głośno, co leży mu na sercu.
Tymczasem profesor zebrał w sobie odwagę, by kontynuować:
– Przy tym chłopaku brakuje mi hamulców – rzekł całkiem szczerze, wiedząc, że nie powinien dłużej się wstrzymywać przed przyznaniem się chłopakowi, ale też i przed samym sobą. – Boję się, że mogę zrobić coś, co mu się nie spodoba. Coś, co mogłoby go przestraszyć lub zniechęcić do mnie. Niedawno mu powiedziałem, że chyba w końcu oszaleję w jego towarzystwie. I w końcu tak będzie – znów zaczął przesuwać ręką po głowie i w dalszym ciągu dzielić się sekretami, o których nigdy nikomu nie mówił. – Dlatego, chciałbym, abyś wiedział – mówił teraz powoli, ostrożnie wypowiadając każde słowo – że lubię, kiedy to ten chłopak pierwszy wyciąga do mnie dłoń.
Zaśmiał się głośno, delikatnie mierzwiąc czarne włosy i pozostawiając na nich dłoń.
– Choć jestem starszy i do tego jego nauczycielem, to on w naszym związku jest bardziej dojrzały, bardziej odpowiedzialny, a nawet rozsądniejszy. Kocha mnie tak mocno, że aż za dużo o mnie myśli, za dużo o mnie dba, troszczy się o moje zdrowie, samopoczucie, o każdą ranę i każde moje najmniejsze zmartwienie. W jego spojrzeniu zawsze widzę miłość jaką mnie obdarza. – Głos Xie Liana rozbrzmiał z nowymi emocjami, tymi skrywanymi pod radosnym uśmiechem, beztroską i pewnością siebie. – Ja wiem, że na to nie zasługuję – przyznał z odrobiną, ledwo wychwytywalnego w głosie smutku. – Na jego wszystkie uczucia, którymi mnie obdarowuje. Nie jestem odpowiedni i godny tego, a mimo to nie potrafię się od niego odsunąć. – Jego dłoń przesunęła się po głowie leżącego i zaczęła minimalnie drżeć. – Nie potrafię go wypuścić i pozwolić na znalezienie kogoś lepszego. Nie mogę tego już zrobić, choćbym chciał i wiedział, że to będzie dla niego najlepsze. Bo... jestem egoistą...
Nagle urwał, pochylając głowę nad leżącą poniżej osobą.
– San Lang.
Chłopak usłyszał nad sobą przepełniony smutkiem głos. Od razu otworzył oczy i przesunął głowę ku górze, widząc tylko zarys ukochanej twarzy. Mimo to był pewny, że Xie Lian patrzy teraz na niego z uczuciami, które dotąd skrywał głęboko w sobie i nie pozwalał im się wydostać poza jego umysł.
– Przepraszam, że jestem takim egoistą... – Dłoń mężczyzny powędrowała do jego policzka, dotykając go lekko, jakby z obawą, że może zniknąć. – Ja też się w tobie za...
Słysząc głos, jakim Xie Lian chce powiedzieć te najbardziej wyczekiwane przez chłopaka słowa, nie mógł pozwolić mu dokończyć. Jego przedramię powędrowało w górę i złapało go za kark. Uniósł się błyskawicznie, a jego ściągnął niżej i zamknął usta swoimi.
Profesor chciał się wyrwać, by w końcu wyrzucić z siebie, to co obaj dobrze wiedzieli, a on kazał mu na to czekać, aż odważy się to wyznać. Walczył przez chwilę, ale zarówno wargi nie chciały się odsunąć, jak i ramię puścić.
Dlaczego nie mógł tego powiedzieć?
Chłopak usiadł, zatykając delikatnie dłonią usta, które tak kochał.
– Nic gege nie mów. Proszę. – Zdjął dłoń i ponownie go pocałował. – Nie spiesz się z wyznaniem. Przecież wiem, że mnie kochasz nie mniej jak ja ciebie. – Zaśmiał się radośnie.
– Dlatego... – zaczął mówić, ale znów został uciszony. Tym razem żaden z nich nie rozłączał warg, starając się poprzez ten pocałunek przesycony spokojną czułością i delikatnym dotykiem miękkich warg, przekazać niewypowiedziane słowa.
W końcu bardzo powoli odsunęli od siebie swoje twarze, pozostawiając na ustach obcy, ale jak dobrze już im znany smak drugiej osoby.
– Dlaczego nie pozwolisz mi powiedzieć tego na głos?
– Ponieważ serce gege jest teraz niespokojne – odparł z czułością. – Nie ma w nim tylko wesołości i szczęścia, które powinieneś czuć, mówiąc mi to, na co tak długo czekam i co mam nadzieję usłyszeć. – Uśmiechnął się i przyłożył otwartą dłoń do jego piersi. – Ja też jestem egoistą. I po stokroć większym niż gege. Dlatego proszę, powiedz mi te dwa najpiękniejsze słowa, kiedy będziesz mi patrzył prosto w oczy, nie skryty w ciemności jaka nas teraz otacza. Kiedy całkowicie mi uwierzysz i zaufasz, nie wątpiąc nawet przez chwilę, że mógłbym cię nie kochać za cokolwiek, co jest częścią ciebie i twojego życia. Mogę cię zapewniać o szczerości mojego wyznania i moich słów jeszcze wielokrotnie, ale wiem, że to gege sam musi poczuć to w sercu. Sercu, które taki egoista jak ja chciałby, aby biło tylko dla mnie, przyspieszało, kiedy razem dzielimy nasze pragnienia i uniesienia, a zwalniało, kiedy będziesz zasypiał w moich ramionach, wiedząc, że są najbezpieczniejszym miejscem na świecie. O tym właśnie taki pewny siebie egoistyczny dwudziestodwulatek, który nazywany jest stalkerem i cwanym lisem sobie życzy albo raczej o czym marzy.
Xie Lian cały czas wsłuchiwał się w kojący głos swojego ucznia. Młodego chłopaka potrafiącego powiedzieć mu rzeczy, o których mu się nawet nie śniło. Jeśli miałby wskazać odważną osobę i najważniejszą dla niego, byłby to z pewnością on. Z całą głębią uczuć i rozbrajającą szczerością.
– Jak mogłeś się we mnie zakochać? – zapytał szeptem profesor, nie mogąc przemówić głośno.
– Bo gege jest taki wspaniały, że nie mogłem się w nim nie zakochać. Kocham każdą wersję gege, w każdej odsłonie. Chcę więcej każdego gege, którego poznałem i chcę wszystkich gege, jakie istnieją w tobie. Ten dzisiejszy: bez zahamowań, bez kontroli nad swoim ciałem, działający pod wpływem impulsu, spontaniczny, dziki i gwałtowny, to prawdziwy gege, który się przed niczym nie wstrzymuje. I dzięki temu dokładnie wiem, co do mnie czuje, co krzyczy jego serce, bo świadczą o tym jego czyny. Uwielbiam go, bo wiem, że tylko ja go takiego widzę, tylko przy mnie jest sobą. To najprawdziwszy i najbardziej szczery gege, jakiego udało mi się dotychczas poznać i dlatego nie mógłby mi się tak nie podobać. – Teraz zwrócił się bezpośrednio do człowieka, którego miał przed sobą: – Bo dziś to, jak na mnie patrzyłeś i nic nie ukrywałeś, było dla mnie największym dowodem na twoje uczucia – dokończył, całując jego policzki, a potem znów delikatnie łącząc ich usta ze sobą.
Był to zupełnie inny pocałunek, niż te, które dotychczas ze sobą dzielili, ale w ten włożyli całą swoją miłość do siebie i towarzyszące temu szczęście. Była tu delikatność, namiętność, były ciche szepty i oceany uczuć. Był smutek, ale był i żar, była w nim cała prawda pochodząca z głębi serca i zatrzymana na ustach, które nie były w stanie przekazać tego dalej słowami, a co udało się przy tym pocałunku.
Kiedy Xie Lian w końcu się uspokoił i uśmiechnął, patrząc na twarz chłopaka, był już pewien, że do końca roku zakończy wszystkie swoje sprawy i odetnie się od tego, co robił przez tyle lat. Bo w końcu miał kogoś ważniejszego od samego siebie i w końcu na nowo zapragnął żyć.
– Gege – przemówił Hua Cheng, nadal co kilka sekund z czułością muskając usta Xie Liana.
– Tak, San Lang?
– Czy mogę dziś zostać?
– Miałem nadzieję, że o to zapytasz. – Zaśmiał się cicho i schował głowę w zgięciu szyi, całując tam ciepłą skórę. – Jestem dziś tak zmęczony, że chyba od razu wykorzystam twoją dobroć i poproszą o zaniesienie mnie do łóżka.
– Jak księżniczkę? – zapytał figlarnie, szczerząc się radośnie na tę niespodziewaną propozycję.
– Jak księżniczkę – odparł, a chłopak, nie czekając na kolejne potwierdzenie, jednym płynnym ruchem złapał mężczyznę pod plecy i kolana. Zaczął go nieść, ale nie do sypialni, tylko do łazienki.
– San Lang? – zapytał Xie Lian, przypominając sobie, co dziś tam robili.
Chłopak zaśmiał się radośnie i powiedział:
– Nie gege, to nie to, o czym myślisz. – Znów się zaśmiał. – Pomyślałem, że przed snem moglibyśmy umyć zęby, bo nie chciałem tego mówić wcześniej, ale masz kawałek skórki od borówki między zębami.
– San Lang! Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? – zapytał zażenowany, zakrywając szybko usta.
– No bo jakby gege zobaczył to jutro przy porannej toalecie, nie dałby mi spokoju, dlatego musiałem powiedzieć dziś. Poza tym teraz jest ciemno, nic nie zobaczę, więc nie musisz się tak zawstydzać.
Xie Lian zarzucił ręce na jego szyję, chowając głowę w piersi i powiedział zrezygnowanym głosem.
– Sam nie wiem czy jesteś słodki, czy psotny, ale na pewno jesteś lisem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro