Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Wchodząc do miejsca, które dalekie jest od nazwania spokojnym

Razem stanęli w kolejce, starając się nie okazywać zdenerwowania. Hua Cheng rzadko kiedy pokazywał swoje prawdziwe emocje innym osobom niż Xie Lian, więc wyglądał na pewnego siebie młodzieńca, natomiast Shi QingXuan rozglądał się nerwowo dookoła, aż został lekko trącony łokciem. Spojrzał od razu na wyższego chłopaka i skinął głową. Wziął głęboki oddech i zmienił minę na wesołą, jakby oczekiwał właśnie na pokaz fajerwerków i dumnie szedł wraz z kolegą w stronę drzwi.

– Nie znamy was – powiedział jeden z ochroniarzy, przystając przed nimi i patrząc groźnie.

Młodszy student zrobił mały krok w tył i schował się za ciałem starszego. Hua Cheng stał niewzruszony, nie przestając patrzeć w oczy tamtego, ale mając na uwadze, że nie może przekroczyć pewnego stopnia swojej zuchwałości. Chciał się dostać do środka, ale nie wzbudzać swoją osobą zbytniego zainteresowania, a tym bardziej stworzyć zamieszania.

Dlatego zbliżył odrobinę twarz do rosłego, szerokiego jak szafa mężczyzny i zaryzykował, mówiąc cicho:

– Dostaliśmy zaproszenie od He Xuana. Widzisz tego młokosa, co chowa się za mną? – Ochroniarz wyjrzał zza jego głowy. – To jego mały talizman szczęścia – powiedział pewnym głosem, choć kłamał jak z nut.

– Dlaczego nie weszliście razem? – Mężczyzna nadal nie był przekonany, ale przynajmniej Hua Cheng był już pewny, że Czarny Demon i He Xuan to jedna i ta sama osoba.

– Myślisz, że Czarny Demon mógłby się skupić, gdyby go zobaczył wcześniej? – Uśmiechnął się w taki sposób, że i mężczyzna wyszczerzył zęby prawie śliniąc się na ładną buźkę Shi QingXuana.

– Dobra, właźcie – rzekł przekonany, ale zanim przeszli obok, dodał: – Stówka od głowy. Możecie być sobie nawet znajomymi wszystkich diabłów, ale nie unikniecie opłaty za wejście.

Dwudziestodwulatek wyciągnął od niechcenia portfel i dał mu nie dwie stówki, ale trzy.

Barczysty mężczyzna oczywiście nie odmówił i schował dodatkową stówę do kieszeni na piersi i od razu ostro popatrzył na kolejną osobę, która chciała wejść do środka.

Kiedy znaleźli się w ciemnym i dusznym korytarzu, obaj wypuścili powietrze. To, co robili, było naprawdę niebezpieczne i nawet nie wiedzieli, do jakiej paszczy wchodzą. Lwa, rekina, a może jeszcze bardziej niebezpiecznego zwierzęcia? Jakoś udało im się przejść przez bramkarzy, więc teraz powinni po prostu się rozluźnić i rozejrzeć, bo nadal nie mieli bladego pojęcia, co pobity jeszcze kilka tygodni temu człowiek miałby tutaj robić.

Odpadał handel bronią, nielegalnym alkoholem lub tytoniem oraz elektroniką. Tu zapowiadało się na jakieś widowisko i obaj studenci zachodzili w głowę na jakie. Podeszli do niedużego baru i zamówili po piwie.

"Jeśli idziesz między wrony, musisz krakać jak i one" – tak brzmiało powiedzenie, więc i oni nie zamierzali wyróżniać się z tłumu.

Kiedy z wysokimi szklanicami stanęli przy jednej z barowych ścian, Shi QingXuan powiedział:

– Przepraszam, że za mnie zapłaciłeś. Oddam ci pieniądze za wstęp i za piwo jak wrócimy. Nie wziąłem ze sobą portfela.

– Nic się nie stało. Ważne, że jakoś udało nam się dostać do środka – odparł, popijając piwo i rozglądając się po pomieszczeniu.

– Co powiedziałeś ochroniarzowi, że nas wpuścił?

Chłopak spojrzał na niego i lekko uniósł usta w górę.

– Lepiej, żebyś nie wiedział. Ale najważniejsze, że się udało.

– Racja. Jesteśmy w środku. Teraz musimy znaleźć tego mężczyznę, który mi pomógł.

Rozglądali się, obserwując ludzi i starając się wychwycić z ich rozmów jakieś istotne szczegóły, ale wszyscy jednogłośnie powtarzali: To dopiero będzie przedstawienie!

– Pamiętasz, jak on wyglądał poza tym, że miał złote oczy i czarne długie włosy? – zapytał nagle Hua Cheng.

Widział go raz, ale był tak zmasakrowany, że poza długimi włosami nic więcej nie mógł o nim powiedzieć. No i że ma wybuchowy i uparty charakter, co nawet potwierdził Quan Yizhen.

Shi QingXuan zastanawiał się przez chwilę.

– Jest wysoki. Chyba tak samo jak ty. Jego twarz jest spokojna. Też tak samo jak twoja. – Zamyślił się. – Jak tak o was myślę, to jesteście w jakiś sposób do siebie podobni.

– Jeśli zwą go Czarnym Demonem, to czy faktycznie ubiera się na czarno?

– Tamtym razem i dziś był ubrany cały na czarno. Jedynie miał jakieś złote wzory na kurtce, które odpowiadały kolorowi jego oczu.

– A jego wiek?

– Nie jestem pewien, ale na pewno był po dwudziestce i nie miał więcej niż trzydzieści. Tak mi się przynajmniej wydaje.

– OK, czyli tak – sumował – poszukujemy młodego mężczyzny, przystojnego, podobnego wzrostem i włosami do mnie, ubierającego się na czarno i potrafiącego się bić. Czy tak?

– Dokładnie tak.

– Popatrz na to zdjęcie nad twoją głową. – Wskazał kciukiem. – Czy tak właśnie wygląda twój wybawiciel?

Shi QingXuan zrobił krok w przód i spojrzał w górę. Na ścianie wisiał ogromny plakat ubranego w czarną elegancką koszulę z wyhaftowanymi złotymi rybami mężczyzną. Miał długie włosy, piękne złote i hipnotyzujące oczy, a jego twarz wydawała się zimna i nieruchoma, jakby wykuta w kamieniu. Wydawał się nieprzystępny, prawie nierzeczywisty, a jednocześnie piękny.

Pod zdjęciem widniał napis:

~ Ming Yi ~

Najprzystojniejszy Facet w Rankingu

"The best guy I want to get to bed" *

("Najlepszy facet, z którym chcę pójść do łóżka"*)

Obaj spojrzeli po sobie, nie rozumiejąc, co tu robi taki plakat. Czyżby w tym miejscu odbywał się jakiś pokaz przystojniaków albo dziwna "podziemna" konkurencja top model? I ta cała "Piekielna noc" miała wyłonić "najpiekielniej" przystojnego faceta? Coś w tym wszystkim się nie zgadzało. Nic nie pasowało. Zarówno wystrój wnętrza tego baru, ochroniarze na zewnątrz, jak i namacalna ekscytacja i wyczekiwanie wszystkich osób.

Hua Cheng wiedział za to, że imię widniejące na plakacie musi być jego pseudonimem artystycznym, bo nie sądził, by Quan Yizhen nie użył jego rzeczywistego imienia. Sam powiedział, że musi dla niego podać dane do szpitalnej karty, więc był zobowiązany użyć prawdziwych informacji. A jeśli tak, to nikt poza ochroną i pewnie właścicielami tego przybytku nie powinien dowiedzieć się o jego prawdziwej tożsamości, kimkolwiek i cokolwiek He Xuan tutaj robił.

– Przystojniak, prawda? – odezwała się niewysoka dziewczyna, która podeszła do studentów i także zerknęła na duży plakat. – Nie widzieliśmy go od kilku tygodni, a tu nagle zjawia się jak gdyby nigdy nic. Ha, ha! Wszyscy jego fani szaleją z podniecenia. Jest naprawdę niesamowity, zwłaszcza jego lodowate oczy.

Rozmarzyła się i wskazała na zamknięte dotąd drzwi, które teraz stały otwarte i tłum ludzi już przez nie przechodził do kolejnego pomieszczenia.

– Idziecie? – zapytała. – Szkoda byłoby przegapić taką okazję.

Hua Cheng skinął głową i ciągnąc ze sobą nadal zaskoczonego i niczego nierozumiejącego chłopaka za ramię, przekroczył próg.

Przez niski czarny korytarz poszli za dziewczyną.

Pomieszczenie, do którego dotarli, było ogromnym magazynem lub salą – sami nie wiedzieli, jakie słowo było bardziej trafne. Ludzi było tu tak dużo, że część z nich musiała już przybyć wcześniej, gdyż, jak stali przed wejściem, to widzieli może 1/3 tych osób. Cała ta zwarta żywa masa tworzyła kwadrat, w którego środku znajdowała się ogromna klatka. W jej wnętrzu umieszczono ring. Wyglądał jak zwyczajny, bokserski, a samo miejsce przypominało tak popularne w dzisiejszych czasach MMA.

Dlaczego to miejsce mogło być bardziej nielegalne od wspomnianych zawodów MMA? Zapewne z kilku powodów, które, rozglądając się uważnie, Hua Cheng od razu dostrzegł. Klatka był podobna jak do MMA, a jedyną różnicą była siatka, która przesłaniała też jej górę. W normalnych zawodach tego typu siatka otaczała ring tylko z czterech stron. A tu? Naprawdę przypominało to prawdziwą klatkę.

Również jak podejrzewał zakłady "kto wygra" lub "po ilu minutach" były jak najbardziej oficjalne, wręcz ludzie przepychali się do stojącego nieopodal mężczyzny, otoczonego kilkoma gorylami z ochrony, który przyjmował zakłady. Pieniądze przechodziły z ręki do ręki w dużych nominałach. Bukmacher, czy jak go można było nazwać, przyjmował zakłady, zapisywał wszystko skrupulatnie w zeszycie i w zamian za pieniądze dawał małe karteczki.

Student dotknął kieszeni, w której spoczywał portfel i, ciągnąc ze sobą Shi QingXuana, zaczął zbliżać się w tamtym kierunku. Nie znał żadnego z wymienianych przydomków, oprócz Czarnego Demona, dlatego też pomyślał, żeby postawić na niego. Pieniędzy miał na tyle, żeby zapłacić podobną sumę co ludzie przed nim.

W miarę zmniejszania się kolejki dowiedział się paru interesujących rzeczy o walczących. Miało być ich czterech i dwie walki. W pierwszej będzie brał udział Czarny Demon oraz Lucyfer, a w drugiej Biały Demon oraz Baal. Większość obecnych na sali ludzi było podekscytowanych pojawianiem się Czarnego Demona. Niektórzy słyszeli, że odszedł z "branży". Wiedzieli, że jest znanym modelem, do tego z tak piękną buźką, więc rzesza ludzi była jego fanami, zarówno w modelingu jak i tu – na ringu. Istniała niepisana zasada, że ci, którzy wiedzą o tym miejscu mogą tu przychodzić i obstawiać swoich ulubieńców, ale nie wynoszą wiedzy o ich prawdziwej tożsamości lub tego, co tu robią. Tak jakby było to bardzo zamknięte grono dla wtajemniczonych.

I dość bogatych – pomyślał Hua Cheng, wyciągając pieniądze z portfela.

Położył mały zwitek przed bukmacherem i powiedział rzeczowo:

– Czarny Demon, wygrana w ciągu pięciu minut.

Lekko siwawy na czubku głowy człowiek kiwnął głową, notując informacje w zeszycie i na karteczce.

– Nokaut, złamania, śmierć? – zapytał, a dwójce studentów krew zmroziła się w żyłach.

Hua Cheng, czując nieprzyjemny dreszcz na plecach, odparł tak spokojnie, jak tylko mógł:

– Złamania.

– OK – odparł mężczyzna, kończąc pisać. – Chcesz też postawić na kogoś w drugiej rundzie?

– Nie, przyszedłem znów zobaczyć Czarnego Demona.

Człowiek poprawił grube okulary na nosie i uśmiechnął się krzywo.

– Wy, młodzi, patrzycie tylko na swoich idoli, jak masakrują lub są masakrowani przez innych. Nigdy was nie zrozumiem. – Pokiwał głową i dał karteczkę. – Przyjemnego widowiska. Podobno Czarny Demon jest dziś w podłym nastroju – mrugnął okiem i zwrócił się do kolejnych ludzi, chcących postawić swoje pieniądze na zbliżające się show.

Słowa starszego siwego mężczyzny utwierdziły chłopców w przekonaniu, dlaczego te walki były nielegalne.

Śmierć – to mówiło samo za siebie.

Hua Cheng starał się pozbierać myśli, ale całe jego ciało było pokryte delikatną warstewką zimnego potu. Spojrzał na młodszego kolegę. Był w jeszcze gorszym stanie, dlatego odciągnął go na bok i powiedział:

– Jeśli chcesz, możemy stąd wyjść. Nie musimy tu być i oglądać tego... – starał się znaleźć właściwe słowo, ale w głowie krążyło mu tylko jedno "masakra", dlatego użył stosowanego tu przez większość ludzi – widowiska.

Shi QingXuan uniósł głowę i wpatrywał się w jego oczy. Potem zacisnął palce w pięść i odrzekł:

– Zostanę. Ten mężczyzna uratował mi życie, więc chcę go zobaczyć i mu podziękować.

Ostatnie wypowiedziane słowa nie miały w sobie za wiele mocy, ale Hua Cheng zrozumiał szczere chęci.

Chłopak się bał, lecz w dalszym ciągu chciał się z nim zobaczyć. Pragnienie porozmawiania z tym człowiekiem mogło więc oznaczać jedno – w pewnym sensie był nim zainteresowany.

Gdyby to było z czysto ciekawskich powodów, to już biegłby z powrotem do akademika, wymiotując po drodze na myśl o walkach, gdzie leje się krew i brutalność mogła zaskoczyć większość ludzi. Ale on został. Stał prosto, patrząc w oczy wysokiego bruneta i był pewny, że jakoś wytrzyma "to", co miało się stać.

W pewnym stopniu starszy student go rozumiał. W pewnym stopniu. Bo gdyby on zobaczył na ringu kogoś, kim był zaintrygowany, to też by został. Gorzej jeśli tym kimś byłaby osoba, którą lubi... lub do której czuje coś więcej. Wtedy na pewno nie dopuściłby do tej walki, nawet gdyby miał pobić tu tych wszystkich ludzi i narazić się na brutalne potraktowanie przez rosłych członków ochrony. Mógłby zrobić wszystko, aby takiej osobie nie stała się krzywda. Ale wiedział, że jego profesor nie jest osobą, która uciekałaby się do przemocy.

Spojrzał na małą karteczkę, którą ściskał w dłoni i zastanowił się, czego powinien się spodziewać po walce, na którą postawił swoje pieniądze. Tak naprawdę nie zależało mu na wygranej, ale na zobaczeniu, co się tutaj dzieje.

Potrafił wyobrazić sobie wiele, a jednocześnie nic, co tu zobaczył. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro