Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Zagadka Czarnego Demona

Xie Lian był coraz bardziej zmęczony. Po krótkim śnie i wzięciu leków, czuł się nadal źle. Może nie najgorzej, ale teraz z każdą chwilą tracił kontakt z rzeczywistością. Zapatrywał się w jeden punkt albo nagle uświadamiał sobie, że nie pamięta części drogi, którą przebył. Czy włączył kierunkowskaz, czy go wyłączył? Czy zatrzymał się na czerwonym świetle, czy nie?

Z każdym przebytym kilometrem zbliżał się do swojego limitu. Jednak ta myśl wprawiała go w dobry nastrój, bo kiedy wcześniej czuł się tak fatalnie? Prawie nie pamiętał i dlatego tym bardziej zapragnął w końcu odciąć swój umysł i dać się ponieść chwili. Choć zupełnie innej, niż we wspomnianej przez Quan Yizhena piosence. "Tej" chwili już dał się ponieść. Nawet dwukrotnie, a domyślał się, że będzie jeszcze dużo takich razów, jeśli będzie przy nim wysoki, czarnowłosy student, z którym lubił nie tylko delikatnie się droczyć.

Zaparkował w zacienionej uliczce. Zdjął kask i schował go do materiałowej torby, którą przerzucił sobie na plecy: za bark i bok, aby nie krępowała mu ruchów. Całą drogę czuł kłucie w karku, jakby ktoś go obserwował. Jego zmysły zawsze były wyjątkowo ostre i wrażliwe na tego typu sprawy, ale tej nocy nie miał siły, aby zawracać sobie tym głowę. Bo kto miałby go śledzić?

Tam, gdzie zmierzał, nie mógł wejść od frontu, więc zawsze wybierał bardziej ekstremalną drogę. Tylko czy tym razem i z tym ciałem da radę? Musiał.

Wszedł w głąb alejki. Skręcił w prawo, jeszcze raz w prawo i natknął się na pionową ścianę, która tym samym kończyła drogę. Zrobił kilka szybszych kroków i pilnując oddechu, aby nagle nie zemdleć, zwinnie wdrapał się na wysoki mur, a potem zeskoczył po drugiej stronie.

Pierwsza, najłatwiejsza przeszkoda pokonana, ale teraz były przed nim tylko coraz wyższe schody. Potarł bolące skronie i zrobił pierwszy krok.

*

Widział, jak motor wjeżdża za róg i zatrzymuje się. Kierowca zdjął kask i od razu rozpoznał w nim profesora. Choć był prawie pewien, że to on, nadal nie mógł wyjść z szoku. Miejsce nie było szkołą, której się spodziewał, nie było też restauracją lub innym miejscem, gdzie byli ludzie, z którymi mógłby się spotkać. Co więc robił w tak odludnej okolicy? Budynki były ciemne, głuche i nawet latarnie działały co któraś z kolei.

Idealna sceneria zbrodni – pomyślał i zadrżał.

Przestał się nad tym zastanawiać, gdy obserwowany mężczyzna schował kask, zarzucił go sobie na plecy i zniknął między budynkami. Hua Cheng szybko wyszedł z samochodu i jak najciszej zamknął drzwi.

Zachowując dużą odległość, aby nie zostać odkrytym, podążył za nim. Jakie było jakie zdziwienie, kiedy uszedł może ze sto metrów i droga nagle się kończyła. Rozejrzał się wokoło, zastanawiając się, gdzie nauczyciel mógł się podziać. Stał otoczony z trzech stron ścianami – dwóch budynków i muru przed nim, nie miał pojęcia co o tym myśleć. Nigdzie nie było drzwi, przez które ktoś mógłby wejść do budynku i odwiedzić mieszkającą tam osobę.

Jedyną opcją było przeskoczenie przeszkody. Ale nie byłoby to możliwe dla zwykłego człowieka, zwłaszcza z gorączką i osłabionym ciałem. A już na pewno nie dla kogoś, kto całymi dniami wykładał na uczelni, a jedyną jego aktywnością fizyczną były ćwiczenia mózgu i przechadzanie się tam i z powrotem po sali.

Zacisnął palce w pięść i wziął głęboki oddech, starając się jeszcze raz pomyśleć nad tym logicznie. Nie do końca Xie Lian był zwyczajny. Jego ciało było zupełnie inne, niż się spodziewał. Choć jego talia była taka szczupła, pod materiałem koszul z długimi rękawami były twarde mięśnie.

Przywołał w pamięci niedawne wspomnienie. Całowali się na podłodze w mieszkaniu wykładowcy, a on pozwolił sobie na bezkarne dotykanie prawie całego męskiego ciała. Od razu poczuł, jak coś drgnęło w jego spodniach, ale natychmiast zmienił sposób myślenia na taki, który go NIE podniecał. Chciał skupić się tylko na szczegółach, ale nie było to łatwe. Ciało Xie Liana za bardzo pobudzało jego wyobraźnię, a jego gładka skóra zachęcała palce do ślizgania się po niej, by poczuć każdy pojedynczy mięsień i zagłębienie. Nawet teraz kiedy działo się to tylko w umyśle.

Podniósł głowę do góry, rozpinając kurtkę i chłodząc ciało. Jak mógł w tej sytuacji o tym myśleć?! Spojrzał na szczyt muru i zastanowił się.

Jeśli gege ma tak idealne ciało i jeśli jest tak gibki – zacisnął mocno powieki – tak sprężysty, jak wskazują na to te twarde i doskonałe małe krągłości – przeklął na siebie za te nieczyste myśli, prowadzące do jego bioder – ukryte przed oczami wszystkich, to naprawdę mógł jakoś się tu wdrapać. O ile byłby w pełni sił. Nie. – Od razu sobie zaprzeczył. – Musiałem coś pominąć. Może skręcił wcześniej w jakieś drzwi?

Zawrócił, oddychając głęboko zimnym wieczornym powietrzem i rozglądając się uważnie dookoła, ale nic nie rzuciło mu się w oczy. Spróbował obejść budynek, ale po drugiej stronie mur pojawił się już wcześniej, więc znów się wycofał.

Zrezygnowany powrócił do samochodu. Usiadł w nim i włączył mapę w smartfonie. Nie znał tej części miasta, choć nie była tak bardzo daleko od jego uczelni, ale nigdy nie zapuszczał się w te rejony. Nie miał czego tu szukać. Nawigacja wskazywała, że to stary i dawniej przemysłowy teren, ale teraz były tu tylko budynki przeznaczone do rozbiórki, różne magazyny i prawdopodobnie wątpliwego przeznaczenia firmy trudniące się bóg wie czym. Niewątpliwie była to ta ciemna i bardziej "undergroundowa" część miasta.

Co takiego Xie Lian miałby tu robić w środku nocy?

Nie zapalając światła w kabinie, dostrzegł kilku mężczyzn, którzy szli wzdłuż ulicy, głośno rozmawiając i się śmiejąc. Po nich zaczęły pojawiać się kolejne osoby – w większości ubrane swobodnie, w wieku około trzydziestu lat i starsze, ale również studenci. Od razu rozpoznał rówieśników, choć ewidentnie nie uczęszczali na jego uczelnię.

Jeśli byli tu ludzie, zwłaszcza młodzi, to wśród tych opuszczonych budowli coś musiało się kryć.

Wyszedł z samochodu i, odnajdując wzrokiem jakąś przypadkową grupę młodych ludzi, podążył za nimi. Zupełnie nie wiedział, czego ma się spodziewać. Podejrzewał, że może była tu dyskoteka z półnagimi dziewczynami tańczącymi na rurze lub nastolatkami poniżej wieku pełnoletności. Wtedy takie występy byłyby nielegalne i ukryte w tej części miasta.

Równie dobrze mogli rozprowadzać tu narkotyki, handlować nielegalną kradzioną elektroniką, alkoholem bez akcyzy kradzionym zaraz po przybyciu do kraju. Ostatecznie gdzieś w pobliżu, ukryty przed wzrokiem przypadkowych przechodniów, mógł znajdować się nawet dom publiczny z ludźmi o różnych narodowościach, w różnym wieku, którzy pracowali nielegalnie i za niewielkie pieniądze oddawali swoje ciała w ręce osób z różnymi seksualnymi upodobaniami i fetyszami. Po takim miejscu można było spodziewać się dosłownie wszystkiego.

Możliwości było wiele i dlatego, gdy w końcu dotarł przed wysoki budynek, zwolnił. Ewidentnie coś się tutaj działo. Ludzi było więcej i wszyscy czekali przed wejściem, gdzie stało kilku mężczyzn: dużych i szerokich jak Amerykańskie Hummery. Choć przeważali tu przedstawiciele płci brzydkiej, w tłumie wyłapał też kilka dziewczyn. Młodych, prawdopodobnie także studentek jak on. Nie wyglądały na takie, które chodzą do burdeli, więc w myślach skreślił tę opcję.

Z czasem zaczęły dolatywać do niego strzępy rozmów różnych podekscytowanych osób.

– Kto dziś będzie? – pytała ładna i wysoka blondyna, ubrana w obcisłe skórzane spodnie i krótką kurtkę, spod której wystawał jej odkryty brzuch.

Hua Cheng zastanawiał się, czy nie jest jej zimno, ale w chudej dłoni dostrzegł niedużą butelkę, którą co chwilę podnosiła do ust i małymi łyczkami upijała zawartość.

– Nie słyszałaś? – odezwał się do niej stojący obok chłopak, który także otwarcie i bez zawracania sobie głowy innymi osobami pił alkohol, gdyż na soczki to nie wyglądało. – Dziś jest "Piekielna noc"! – mówił z entuzjazmem, podnosząc dłonie do góry. – Dwa Demony, Lucyfer i Baal.

– Dwa Demony? – Od razu podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się radośnie. – Masz na myśli tego czarnego wściekłego i przystojnego jak sam diabeł Demona i legendarnego białego?

– No właśnie o nich mówię!

– Hurra! – Prawie podskoczyła, a jej oczy roziskrzyły się i dwudziestodwulatek widział to nawet ze swojego miejsca i padającego słabego światła pobliskiej lampy. – Nie mogę uwierzyć! Czuję, że ta noc będzie niezapomniana.

Ich dalsza rozmowa zmieniła się w głupią paplaninę o tym, że studia są do dupy i gdyby nie jakieś nocne rozrywki, które oferuje miasto, to siedziałaby w akademiku i całymi dniami chlała.

– Nie to, żebym był abstynentką! – dodała i grupka oddaliła się.

Myśli studenta krążyły wokół usłyszanych słów, ale nadal nie mógł wyciągnąć żadnych sensownych wniosków. Dlatego postanowił czekać, co będzie się działo dalej.

Nie minęło pięć minut, gdy pierwsze osoby zaczęły wchodzić do wnętrza budynku. Hua Cheng też postanowił wejść, ale czyjaś ręka nagle złapała go za ramię i pociągnęła na bok. Nie wiedząc, kto go dotyka, chciał się natychmiast wyrwać, ale usłyszał znajomy głos.

– Hua Cheng, Hua Cheng, co tu robisz? – mówił dość cicho, lekko panikując.

Starszy chłopak spojrzał na pytającego swoim typowym zimnym wzrokiem i już miał coś wymyślić, gdy nagle doleciał do niego jeszcze bardziej przestraszony głos:

– Nie musisz nic mówić! Jak nie chcesz, to nie odpowiadaj!

Hua Cheng nie dał po sobie nic poznać, a w zamian lodowato zapytał:

– To ja powinienem zapytać cię o to. Co TY tutaj robisz?

Gdy w końcu obaj byli poza zasięgiem wzroku innych osób, przyjrzał się chłopakowi, któremu już dwukrotnie pomógł z nauką – Shi QingXuanowi. Dlaczego on też tutaj był? Nie wyglądał na takiego, który nocami zapuszcza się w miejsca o wątpliwej reputacji. Hua Cheng mógłby przysiąc, że jest tchórzem i nie umie się obronić, nawet gdyby starsza babcia biła go laską.

– Ja... Ja... – zaczął mówić, jak zwykle jąkając się i nie mogąc wykrztusić z siebie logicznych słów.

Widać było, że jest zdenerwowany, ale również na tyle zdeterminowany, żeby przyjść tu samemu i to w środku nocy.

– Przyszedłem tu za kimś – powiedział w końcu. – Myślę, że coś mu się stanie złego.

– Co masz na myśli? Wiesz w ogóle, co to za miejsce? – Pokazał ręką najbliższe otoczenie.

– Nie mam pojęcia – przyznał. – Ale szedłem za nim aż tutaj i wiem, że jest w środku. Tamci ludzie – wskazał na rosłych drabów przy wejściu – znali go i bez słowa wpuścili. To było prawie pół godziny temu. Naprawdę nie wiem, co tu jest, ale mam złe przeczucie.

– OK, dobrze Shi QingXuan. Opowiedz mi wszystko dokładnie. Od samego początku. Kim jest ten człowiek, którego śledziłeś? Skąd go znasz i dlaczego uważasz, że coś mu grozi? – mówił spokojnie, nie zmieniając poważnego wyrazu twarzy.

– To... – zawahał się, ale widząc wzrok starszego chłopaka, postanowił mu powiedzieć całą prawdę. – To trochę skomplikowane. Ten człowiek kilka tygodni temu mnie uratował.

– Rozumiem. Mów dalej.

– Kiedy wracałem wieczorem ze sklepu, napadło na mnie kilku facetów. Wtedy pojawił się on i mi pomógł. Pobił tamtych i kazał mi zwiewać i zapomnieć o tym, co widziałem.

– Przedstawił ci się lub powiedział, jak się nazywa?

– Nie, ale tamci nazywali go Demonem. Czarnym Demonem.

– Czarny Demon – powtórzył Hua Cheng. – Słyszałem, jak stojący tu ludzie mówili, że dziś jest jakaś "Piekielna noc" i będzie na niej Biały Demon i Czarny Demon.

– Ja też to słyszałem.

Chwilę zastanawiali się nad tym.

– To znaczy, że twój wybawiciel zwany Czarnym Demonem będzie w środku i cokolwiek tam będzie robił, jest jednym z uczestników jakiegoś przedstawiania.

Mam nadzieję, że to nic w stylu męskiego klubu go-go – pomyślał, dotykając nasady nosa.

– Hua Cheng, ale to jeszcze nie wszystko.

Wysoki chłopak o czarnych włosach spojrzał na młodszego, czekając na jego dalsze słowa.

– Ja... dowiedziałem się potem, że on... że on został poważnie pobity. Podobno jakieś porachunki gangów. To stało się może 2–3 tygodnie temu, a teraz wszedł tu. Nie wiem, co się dzieje, ale boję się o niego.

– Nie pomyślałeś, że to jakiś klub ze striptizem albo rozlewnią pędzonego nielegalnie alkoholu?

– Nie jestem pewien, dlatego chcę to sprawdzić, żeby upewnić się, że nic mu nie będzie.

– Od kogo dowiedziałeś się, że ktoś go pobił? Przecież mówiłeś, że się nie znacie. Nawet nie wiesz, jak się nazywa.

– Ha, ha! – Tym razem zaśmiał się cicho. – To przez moje słabe zdrowie. Pamiętasz, jak pierwszy raz pomagałeś nam z nauką?

– En.

To wtedy, jak panicznie bałeś się zapytać mnie o pomoc.

– Po tylu godzinach intensywnej nauki poszła mi krew z nosa i z bratem poszliśmy do szpitala.

– I co się stało w szpitalu? Jak dowiedziałeś się, że to akurat ten człowiek cię uratował?

– Widziałem go. Wieźli go na łóżku z jednej sali na drugą. – Mocno zacisnął usta. – Był cały poobijany, zakrwawiony, siny na twarzy, ale nadal pamiętam te złote oczy. Miał otwarte powieki, kiedy go przewozili, więc dokładnie je widziałem. Do tego miał długie czarne włosy, podobne do twoich. To był na pewno on. Jestem pewien, że to ten mężczyzna, który mi wcześniej pomógł.

– A jak się dowiedziałeś, że go pobili i że to były porachunki gangów? – dopytywał.

Coś w jego umyśle powoli układało się w spójną całość.

– Usłyszałem od pielęgniarek. Podobno jakiś czas po nim, do szpitala trafiło jeszcze 13 ciężko pobitych osób, a osoba, która go tu przyprowadziła, uprzedziła, że zaatakowali go członkowie jakieś gangu Raula i najlepiej, żeby od razu wezwać policję.

Słuchająca tego osoba zagryzła lekko zęby. Wszystko idealnie pasowało.

Hua Cheng wrócił myślami do pamiętnego wieczoru. Tamtej nocy wyszedł z akademika i pierwszy raz spotkał Quan Yizhena. Był z nim mocno pobity mężczyzna, którego imię pamiętał do dziś "He Xuan" – tak nazwał go Quan Yizhen podczas rozmowy z profesorem. Wyglądało na to, że jego tożsamość była dobrze znana tej dwójce, a nawet nie byli zdziwieni, że prawie pobito go na śmierć. To wszystko było bardzo podejrzane.

Jeśli uda im się spotkać teraz z tym człowiekiem, może będzie w stanie coś im powiedzieć, naświetlić sytuację, w jakiej jest on i w jakiej może być Shi QingXuan. O ile będzie chciał z nimi rozmawiać.

Od wypadku nie minęło wiele czasu. Jeśli He Xuan zwany Czarnym Demonem pojawił się tu, pomimo że na pewno jego rany nie wyleczyły się całkowicie, to coś musiało się za tym kryć. Był coraz bardziej zainteresowany co, więc postanowił pomóc Shi QingXuanowi.

Spojrzał na wejście do budynku i popychając lekko chłopaka w przód, powiedział:

– Chodźmy i sami się przekonajmy, co się kryje za tymi grubymi murami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro