Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Nie wszystkim należy się odpoczynek

Szumiało mu w głowie. Patrzył na swoje odbicie w lustrze szafy i zastanawiał się, co jest nie tak ze światem, że był taki niewyraźny. Jego leżąca na poduszce głowa była tylko ciemną plamą, tak samo jak obejmujące jego otuloną w kołdrę postać obce ramię. Światło w pokoju było przytłumione i niejasno przypomniał sobie, że zapalił tylko lampkę na ścianie. Wyciągnął rękę spod kołdry i spojrzał na zegarek. Dochodziła 22:00.

Miał jeszcze trochę czasu.

Ciągle jednak pozostawało pytanie: co ma zrobić z osobą, która leżała za nim i trzymała mocno jak przestraszonego i zziębniętego szczeniaczka?

Hua Cheng po podaniu mu leków i zaparzeniu herbaty dopilnował, żeby wszystko wypił i położył się do łóżka. Od tej chwili nie opuścił boku mężczyzny nawet na minutę, pilnując, aby nie było mu znów zimno. Wcześniej ciałem profesora cały czas targały dreszcze, a umysł zdawał się być gdzieś daleko, ale teraz w końcu czuł się odrobinę lepiej. Przynajmniej myślał logicznie.

– Dziękuję, San Lang za opiekę nade mną – odezwał się, czując, że chłopak nie śpi.

– Zostanę tak długo jak będzie trzeba, gege. Nie masz się o co martwić.

– Bardziej się martwię właśnie tym, że jeszcze nie wróciłeś do akademika, a tym razem zabrałeś swój samochód, więc nie wymigasz się tak łatwo od odpowiedzialności za opuszczenie kampusu.

– Miałem ku temu ważny powód – odparł lekko i dotknął czoła chorego. – Chyba już się lepiej czujesz. Gorączka też trochę spadła, ale to nie znaczy, że powinieneś dziś zostać sam.

– Martwisz się na zapas. – Z trudem przekręcił się na drugi bok i oparł wilgotną od gorączki głowę o pierś chłopaka. – Cieszę się, że dziś mi pomogłeś. Nie wiem, jak w takim stanie dotarłbym do domu.

– Od tego jestem, żeby cię wspierać. I cieszę się, że w końcu to ja mogłem coś zrobić. – Jego głos był miękki i dźwięczny, a szczelnie otulające długie ramiona nie pozwalały na dostanie się chłodnego powietrza pod kołdrę.

– Zawsze o mnie myślisz i zawsze sprawiasz, że cieszę się każdym dniem. Nawet jak nie ma cię obok, to wiem, że istniejesz i ta świadomość poprawia mi humor, cokolwiek by się nie działo – niespodziewanie wyznał i się zaśmiał. – To naprawdę wspaniałe uczucie.

Hua Cheng był mile zaskoczony takimi słowami, dlatego wsunął ramię pod jego głowę, a drugą ręką otarł mokrą od gorączki skroń.

– W takim razie pozwól mi jeszcze trochę zostać przy tobie.

– Rozpieszczasz mnie, San Lang. Co zrobisz, jak się do tego przyzwyczaję?

– Będę przeszczęśliwy – odparł ciepło, a Xie Lian zastanowił się nad jego słowami.

– A co powiesz na to, żeby przyjechać do mnie jutro po południu i spędzić trochę czasu razem?

– Masz na myśli... tak jak teraz? – Nie mógł ukryć zdziwienia i szczęścia, które odczuwał na myśl o tej propozycji.

– Mam nadzieję, że gorączka mi już minie, więc nie będę przykuty do łóżka. Ale pomyślałem, że wykorzystam tę twoją dobroć i zawieziesz mnie do szkoły po mój samochód.

Chłopak podejrzewał, że jego nauczyciel będzie chciał jak najszybciej odzyskać auto. W końcu bez niego był uwięziony w domu.

– Oczywiście, że ci pomogę. Jeśli byś mi pozwolił, to mógłbym nawet codziennie po ciebie przyjeżdżać i zawozić cię do domu, ale... – nie dał mężczyźnie nic powiedzieć. – Wiem, wiem, nie zgodziłbyś się na to, nawet gdybym był śliczną dziewczyną, której nie mógłbyś się oprzeć. A tymczasem... czekaj, czekaj... jak mnie nazwałeś... "Wysokim chłopakiem, który urósł tak, jakby jadł w młodości tylko szpinak".

– Trzeba ci to przyznać, nie jesteś żadną nastolatką ani też śliczną dziewczyną, ale z tą twoją twarzą bez obaw można cię nazwać ślicznym chłopcem.

Który jest słodszy od chyba każdej dziewczyny.

– Cóż to za komplement otrzymałem od mojego profesora. Gdyby nie ta gorączka, to pomyślałbym, że mówisz poważnie.

– Bo mówię! Powiedziałem coś złego?

– Nie, bardzo ładnego. Ale na "ślicznego chłopca" brakuje mi tylko kręconych blond włosów z lokami i pyzatej buźki. – Nadymał policzki i zaśmiał się, kiedy palec profesora wbił się w jeden z nich. – Wyglądałbym wtedy jak taki mały kupidyn. Choć w przeciwieństwie do niego nie strzelałbym strzałami zatrutymi miłością, bo moje wszystkie uczucia skierowałbym w stronę jednej osoby.

Xie Lian uśmiechał się, nie mogąc tego w żaden sposób skomentować.

– Dobrze, gege. Rozumiem, co chciałeś mi powiedzieć. Nie będę cię zmuszał, żebyś wypowiedział głośno takie słowa, bo po prostu nie mógłbyś się mi oprzeć, gdybym został. A w obecnym stanie zasnąłbyś najpewniej zaraz po złapaniu moich policzków w obie dłonie i przysunięciu do mnie ust.

– Dokładnie – przyznał, powstrzymując śmiech. – Nie zapomnij jeszcze o tym, że roznoszę zarazki. To mało odpowiedzialne, żebym zbliżał się do ciebie.

– En. Dlatego ja będę tym, który zbliży się do gege. – To powiedziawszy, przytknął chłodne wargi do gorącego czoła. – Niestety nie mogę zrobić nic poza tym, bo nie dam ci spać, a sen jest najlepszy na grypę.

Przesunął po jego rozpalonej skroni palcami, a potem jeszcze raz delikatnie pocałował.

– Będę się zbierał, gege. Chciałbym, abyś odpoczął i jak najszybciej wyzdrowiał – rzekł, przyciągając go mocniej do siebie i jeszcze na chwilę przykrywając swoim ramieniem. – Zrobiłem ci kolacje. Jest na stole. Ale nie chciałem cię budzić, dlatego zjedz, kiedy poczujesz się trochę lepiej – poinformował, patrząc mu w oczy i szukając w nich oznak, że słyszy i rozumie co się do niego mówi. – Przy łóżku masz w jednej szklance wodę, w drugiej zieloną herbatę i leki na spodeczku. Dużo pij, żebyś się nie odwodnił.

Głaskał mu policzek, nadal zwlekając ze wstaniem i powrotem do swojego pokoju.

– Co ja bym bez ciebie zrobił? – zapytał Xie Lian, przytrzymując mu dłoń na policzku. – Jesteś taki chłodny.

– Nie, to gege jest rozgrzany – odparł i w końcu wstał. – Klucze od twojego samochodu postawiłem na stole. Jeśli byś czegoś potrzebował, to dzwoń. Przyjadę nawet w środku nocy.

Profesor podniósł się na łokciach, by lepiej popatrzeć na chłopaka, który stał w jego sypialni. Ewidentnie tu pasował i choć jeszcze nikogo do niej nie wpuszczał, to nie miał nic przeciwko jego obecności.

– Jeszcze raz dziękuję, San Lang. Za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i co robisz.

– Nie ma za co. Dziękuję, że pozwoliłeś mi dziś zaopiekować się tobą, panie profesorze.

Uśmiechnęli się do siebie i pożegnali.

Drzwi od mieszkania zamknęły się cicho, a leżący w łóżku mężczyzna opadł z powrotem na poduszki i zamknął oczy. Miał jeszcze dwadzieścia minut, żeby spróbować doprowadzić się do jako takiego stanu używalności. Zastanawiał się, czy dziś da radę. Czy da? Musiał, nie miał innego wyjścia i jego obecny stan nie mógł mu w tym przeszkodzić.

Niechętnie i używając do tego prawie całej pozostałej mu siły, wstał z łóżka i poszedł prosto pod prysznic. Po piętnastu minutach był już gotowy do wyjścia. Bolało go całe ciało, wzrok miał mglisty, ale nie mógł swoich planów przełożyć na inny, bardziej dogodny dla niego termin.

Otworzył szafę, wyjął z niej swoją skórzaną kurtkę z wysokim kołnierzem i z samej góry ściągnął materiałowy pokrowiec. Zamykany był na sznurek, który teraz przewiesił sobie przez ramię i wyszedł z sypialni. Sprawdził, czy w jego kieszeni na pewno są kluczyki i pamiętając o przekręceniu zamka w drzwiach, wyszedł z mieszkania.

*

Hua Cheng przekroczył próg budynku i wrócił do samochodu, który kupił jeszcze przed studiami – czerwoną Mazdę RX-8. Samochód miał już swoje lata, ale nadal sprawował się bardzo dobrze. W środku było dużo miejsca, ale nie tego się oczekuje od sportowych samochodów. Za pieniądze, jakie miał na swoim koncie, mógłby kupić coś nowszego, ale nie było mu to potrzebne do szczęścia. W przeciwieństwie do człowieka, o którym teraz myślał.

Wsiadł za kierownicę, zapiął pas i wsadził kluczyk do stacyjki. Spojrzał jeszcze raz w górę, na okna mieszkania należące do nauczyciela i uruchomił silnik. Jego telefon zaczął dzwonić i od razu pomyślał o jednej osobie.

Zgasił silnik, mając nadzieję, że będzie mógł się wrócić do jego pokoju i wyciągnął telefon. Przez chwilę przyglądał się nieznanemu ciągowi liczb. Nie miał tego numeru zapisanego w liście kontaktów, dlatego nie zamierzał odebrać, ale mógł być to ktoś z uczelni, by zapytać o Xie Liana, więc wyjątkowo dotknął zielonej słuchawki.

Powiedział krótkie "Słucham". W głośniku usłyszał znajomy głos ojca. Był to zupełne inny numer, jaki posiadał jego rodzic, ale nie był tym zdziwiony, a nawet faktem, że dzwonił do niego o takiej godzinie. Bardzo często wracał do domu dopiero po dwudziestej drugiej i wszyscy byli do tego przyzwyczajeni. Hua Cheng pomyślał, że tak właśnie było i tym razem. Piątki nie należały do wyjątków, kiedy mógłby pojawić się na kolacji. Wprost przeciwnie. Zazwyczaj właśnie w ten dzień pracy było najwięcej, bo trzeba było przygotować wszystko na poniedziałek.

Westchnął cicho, żeby osoba, która dzwoniła, nie usłyszała tego i się przywitał. Nie przepadał za ich wspólnymi rozmowami, ale nie mógł ich wiecznie unikać. Poza standardowymi tematami firmowymi ojciec przypomniał mu o zbliżających się świętach. Chłopak dobrze wiedział, że to na pewno matka kazała mu o tym powiedzieć, bo sam nie myślał o niczym poza pracą. Zawsze był skupiony tylko na niej, a resztą zajmowali się inni ludzie. Podziękował więc za zaproszenie i obiecał, że będzie. Okazało się, że bilety lotnicze już były zakupione i po rozmowie asystent wyśle mu voucher na e-mail.

Następnie w słuchawce usłyszał głos matki, która przez niemal pięć minut pytała, co u niego słychać, jak w szkole i czy tęskni za domem. Nie był zbyt wylewny, ale odpowiedział na wszystkie jej pytania. Po tym znów usłyszał głos ojca, który zakończył rozmowę z wiadomością, że podczas wigilijnej kolacji będą musieli ustalić pewne sprawy. Spodziewał się, jakie to będą sprawy i tym bardziej nie miał ochoty po raz kolejny przechodzić "tego typu rozmowy". Pożegnali się krótkim "dobranoc" i rozłączyli w tej samej chwili.

Dwudziestodwulatek w czerwonym samochodzie oparł głowę o fotel. Nie miał ochoty wracać do domu, ale było to nieuniknione. Cieszyła go jedynie myśl, że aktualnie był od nich daleko, więc nie wtrącali się w jego naukę oraz to, co robi ze swoim wolnym czasem.

Trzy dni bez profesora to tak dużo – pomyślał i oparł przedramiona na kierownicy, wyobrażając sobie, jak mogliby spędzić te święta razem, zamiast w domu. Tylko oni dwaj. Zaśmiał się i pokręcił głową, zdając sobie sprawę, jak jego świat nagle zmienił się za sprawą jednego człowieka.

Chwycił za pas i wpiął go w sprzączkę. Położył dłoń na kluczyku, ale nie przekręcił go. Zobaczył, jak otwierają się drzwi do podziemnego garażu i pojawia się pojedyncze światło. Nie zaparkował na wprost przed budynkiem, ale trochę z boku, więc nie został oślepiony. Nie było też nic dziwnego, że ktoś o tej godzinie opuszczał swój dom. Wszakże był piątkowy wieczór. Jednak pogoda, a raczej niska temperatura nie sprzyjała przejażdżce żadnym jednośladem.

Kierowca motocykla wyjechał, minął zaparkowaną czerwoną Mazdę i skręcił w kierunku miasta. Student przyglądał się mu z zaciekawieniem. Motocyklista ubrany był cały na czarno: czarne wysokie buty skórzane, spodnie, kurtka z wysokim kołnierzem zakrywającym jego szyję, rękawice.

Dziwne. – pomyślał. – Wydaje mi się znajomy...

Wtem przypomniał sobie wizytę w szpitalu z Quan Yizhenem. Tamtej nocy Xie Lian był ubrany bardzo podobnie. Zwłaszcza ta kurtka była charakterystyczna. Pokręcił głową, nie wierząc, że wszędzie widzi już swojego nauczyciela, ale jakiś wewnętrzny głos nie dawał mu spokoju. Spojrzał na telefon i przeszło mu przez myśl, żeby do niego zadzwonić. Znów podniósł głowę w kierunku, gdzie pojechał nocny kierowca. Uruchomił silnik i pojechał za nim.

Przekraczając dozwoloną prędkość, szybko nadrobił odległość i wkrótce dostrzegł go na drodze. Jechał niezbyt szybko, zachowując odpowiednią prędkość i trzymając się w odpowiedniej odległości od innych pojazdów. Bardzo często motocykliści zachowywali się zgoła inaczej, wyprzedzając na trzeciego i pędząc po pustych nocnych ulicach miasta, ale technika jazdy oraz zachowanie tego kierowcy, było dość nietypowe. Jakby przez to, że starał się nie wyróżniać, wyróżniał się jeszcze bardziej.

Kiedy stanęli na czerwonym świetle, a mężczyzna zaczął przechylać się w lewą stronę, zupełnie, jakby opadał z sił, Hua Cheng był prawie pewien, że to jego nauczyciel. Kierowca Mazdy mimowolnie poruszył ciałem, jakby chciał go złapać, ale mężczyźnie udało się utrzymać na siodełku. Za to spod jego kasku wysunęły się brązowe włosy i obserwujący go chłopak, dałby sobie teraz palca uciąć, że na pewno należały do Xie Liana.

Był podwójnie, a nawet potrójnie zdziwiony. Po pierwsze: dlaczego wyszedł z łóżka o tej godzinie i gdzie jechał? Po drugie: miał motocykl? Nigdy o nim nie wspominał, choć chłopak o nic takiego nie pytał, bo i nie było takiej potrzeby. Po trzecie i najważniejsze: co było na tyle ważne, żeby ryzykować własne bezpieczeństwo? Z taką gorączką, będąc takim słabym i dlaczego akurat motocyklem? Przecież jeśli coś się stało, to mógł wezwać taksówkę. Przez chwilę też pomyślał, że sam mógłby go zawieźć, jeśli by mu o tym powiedział. Wspomniał mu o tym, że jest do jego dyspozycji całą dobę, ale Xie Lian nie zadzwonił. Musiało być to coś bardzo nagłego i ważnego, że postanowił pojechać sam.

Im więcej o tym myślał, tym więcej miał pytań do tego człowieka, ale na razie, postanowił za nim podążać, a w razie upadku, który był w obecnej sytuacji bardzo prawdopodobny, pomóc.

Hua Cheng, uczeń trzeciego roku na dziale informatyki tego wieczoru pierwszy raz w życiu czuł się jak najprawdziwszy stalker.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro