Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Zupełnie inny słodki gege

Wtorkowej nocy obaj zasnęli bardzo późno albo raczej bardzo wcześnie rano. Rozstali się sporo po północy, więc zanim jeden i drugi zamknęli oczy we własnych łóżkach, ptaki za oknami swoim śpiewem witały nowy dzień.

Nie mogli zapomnieć, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Ich pamięć zawsze była bardzo dobra, dlatego przed oczami mieli obrazy ze wszystkimi szczegółami, z każdym pojedynczym dotykiem na swoim ciele, każdym muśnięciem warg, odgłosem zduszonego oddechu, cichego jęku i słodkiego pocałunku, a nawet szelestu materiału ich ubrań. Nie potrafili się uspokoić. To wszystko było tak wyraźne i intensywne, że w dalszym ciągu wydawało się im, iż druga osoba jest obok. Że wyciągną rękę i ją dotkną.

Może gdyby spali razem, wtuleni w siebie jak podczas nocy w hotelu, łatwiej byłoby im zasnąć. Może. Ale w środku tygodnia nie mogli zostać razem, bo następnego dnia obaj musieli pojawić się w szkole.

Tego dnia byli niewyspani, ale w bardzo dobrych humorach. Nie widzieli się od rana i niecierpliwie wypatrywali popołudnia, kiedy będą mogli się zobaczyć.

Tym razem to Hua Cheng pierwszy pojawił się przed gabinetem. Zapukał, ale nikt mu nie odpowiedział. Zapukał ponownie i pociągnął za klamkę. Drzwi były zamknięte. Wyciągnął swój klucz i otworzył zamek. Gabinet profesora był pusty. Zamknął duże masywne skrzydło i skierował się do biblioteczki po lewej stronie. Miał dziś ze sobą książkę, którą pożyczył w poniedziałek i nie zdążył oddać poprzedniego dnia, więc teraz umieścił ją we wcześniejszym miejscu, zapełniając nią lukę.

Rzucił spojrzenie na biurko. Stała na nim tylko lampka. Ponownie żadnych fotografii lub innych osobistych rzeczy. Przeniósł wzrok na szafę za fotelem, ale odnalazł tam tylko więcej książek. Przynajmniej tutaj były i świadczyły o tym, kim jest profesor i co lubi robić. Mieszkanie w porównaniu do gabinetu wydawało się bardzo bezosobowe.

W nocy przed skończeniem cyklu suszenia w pralce z funkcją suszarki profesorowi i jego studentowi udało się w końcu zjeść sałatkę przygotowaną ze wszystkich warzyw, jakie znaleźli w lodówce. Razem przygotowali kolację, razem ją zjedli i po tym razem napili się herbaty. Młodszemu chłopakowi bardzo podobała się relacja, jaką stworzyli ze sobą w sekrecie przed innymi i nie przeszkadzało mu, że muszą ją ukrywać. Jeśli mogli być razem, to zaakceptowałby wszystkie warunki, aby nadal móc dzielić czas z profesorem. Tak jak dotychczas.

Dlatego, gdy Xie Lian przekroczył próg swojego gabinetu, Hua Cheng nie podbiegł do niego, aby zamknąć go w uścisku i pocałować na powitanie. Mógł poczekać tyle, ile będzie trzeba, a na razie po prostu cieszył się, że go widzi.

– Witaj, San Lang – powiedział profesor od razu, jak tylko zobaczył swojego studenta opierającego się o biurko i patrzącego na niego z uśmiechem.

Chciał zapytać, czy dobrze mu się spało, ale domyślał się, że nie mógł zasnąć podobnie jak on.

– Witaj, gege. Już po wykładach, czy nadal czeka na ciebie praca?

– Skończyłem na dziś, a ty? – spytał, zostawiając swoją kurtkę na wieszaku i kładąc teczkę na kanapę.

Tego dnia miał na sobie białe spodnie, taką samą elegancką koszulę na guziki oraz jasnoniebieską kamizelkę. Podszedł do ciągle stojącego w tym samym miejscu chłopaka, który tylko wodził za nim oczami i z lekką nieśmiałością, niepodobną do siebie, dotknął jego ramienia.

– Ja też już skończyłem zajęcia, dlatego przyszedłem odwiedzić gege. – To powiedziawszy, zdjął dłoń z ramienia i spojrzał na jej wewnętrzną stronę. – Nie wygląda to zbyt dobrze.

Po chwili pochwycił drugą i przyglądając się jego ranom, stwierdził, że muszą być bolesne.

– W ogóle nie boli. Czuję lekkie szczypanie, tylko kiedy mocno prostuję palce. Poza tym zupełnie nic mi nie jest – rzekł z uśmiechem. Tak naprawdę profesor bardziej przejmował się swoimi myślami, które wariowały tylko dlatego, że niespodziewanie zastał tutaj swojego ucznia oraz teraz z taką troską patrzył na jego dłonie.

– Gdyby moje ciało miało umiejętności regenerowania ran, to prosiłbym, aby gege trzymał mnie cały czas. A gdyby moje usta mogły przynieść ukojenie, to nie siedziałbym tak bezczynnie jak teraz, tylko spijał ból z tych dłoni. Szkoda... – mówił ze smutkiem – że nie mam takich zdolności.

Xie Lian zaśmiał się i przyłożył obie dłonie do policzków chłopaka.

– Robisz to specjalnie, San Lang. Jak mogłeś stać się takim cwanym lisem zaledwie w jeden dzień?

Odpowiedział mu jedynie uśmiech i dwa pocałunki w miejsca ran.

– Poddaję się, naprawdę – oznajmił zrezygnowany profesor i objął szyję chłopaka. – Tęskniłem za tobą.

– Ja za gege także. – Złapał mężczyznę w talii. – Ale... nie boisz się, że ktoś może wejść? Jesteśmy na wprost drzwi.

Xie Lian odkaszlnął i oczyścił gardło.

– Zamknąłem je na klucz.

Oczy chłopaka się rozszerzyły.

– Ale nie możemy posunąć się tak daleko jak wczoraj, a przynajmniej nie w szkole – dodał szybko.

– Ha, ha! Gege! Jesteś najlepszy! – powiedział radośnie czarnowłosy student i mocno przytulił do siebie nauczyciela. – Uwielbiam cię! Do szczęścia wystarczy mi, żebym mógł patrzeć na ciebie, jak pracujesz, ale kiedy możemy przytulać się tak jak teraz, to naprawdę uważam, że mnie rozpieszczasz. Nie mógłbym cię lubić mniej i każdego dnia zaskakujesz mnie coraz bardziej. Dziękuję!

Do prawdziwego szczęścia nie potrzeba wiele. Wystarczy osoba, która rozumiałaby nas i stała po prostu obok.

* * *

Na ostatnie w tygodniu piątkowe zajęcia ze starożytnej historii profesor przyszedł na minutę przed rozpoczęciem. Zazwyczaj pojawiał się wcześniej, ale tym razem prawie się spóźnił. Przywitał się jak zwykle z uśmiechem i po chwili rozpoczął wykład. Zachowywał się normalnie, starał się skupić na tym, co mówi oraz zwracać uwagę na każdego ze swoich uczniów. Na każdego, poza tym najlepszym. Nie chciał zostać zdemaskowany, dlatego za wszelką cenę omijał go wzrokiem.

Hua Cheng już od pierwszych kroków profesora postawionych na sali, dostrzegł, że coś jest nie tak. Jego chód, głos, przypadkowe dotykanie skroni, zaciskanie mocno powiek, kiedy zaczynał obracać się tyłem – wszystko to nie pozostało niezauważone przez czujne oczy chłopaka. Skóra wykładowcy była bledsza niż zawsze, jego oddech częstszy i płytszy, a głos delikatnie drżący i słabszy. Nikt nie mógł zauważyć tych maleńkich zmian poza wysokim chłopakiem i wiedział, że to właśnie z tego powodu nauczyciel usilnie starał się na niego nie patrzeć. Dlatego też z jeszcze większym zaciekawieniem i delikatnym uśmiechem przyglądał się mu przez całe zajęcia.

Po wykładzie wstał ze swojego krzesła i wyszedł za wszystkimi z sali.

Xie Lian spojrzał na puste miejsca po uczniach i dopiero pozwolił sobie odetchnąć głęboko i przytknąć mocno dłonie do bolącej głowy. Usłyszał przekręcany zamek w drzwiach i zagryzł zęby.

No tak. Nie powinienem być tym zdziwiony.

Gdy słyszał zbliżające się do niego kroki i kiedy poczuł na plecach lekki dotyk, spróbował się uśmiechnąć.

– Jesteś chory, gege? – zapytał ulubiony uczeń, przystając przy jego boku. Od siedzącego mężczyzny biło gorąco.

– Aż tak bardzo było to po mnie widać? Myślałem, że dobrze się maskuję.

– Bardzo dobrze, gege. Nikt na pewno się nie zorientował – odparł uspokajająco i przesunął dłoń po rozgrzanym kręgosłupie.

– Nikt poza tobą – zauważył, rozkładając ręce.

– Mnie nie można zaliczać do zwyczajnych ludzi. – Zaśmiał się wesoło. – Powiedz gege, jak naprawdę się czujesz?

Westchnął.

– Wszystko mnie boli, moja głowa wiruje i chyba za lekko się ubrałem, bo ciągle czuję zimno. Poza tym nic mi nie jest.

– Od rana się tak męczysz? – dopytywał z troską.

– Rano było znośnie, ale teraz mam coraz mniej siły, aby cię unikać. – To rzekłszy, złapał chłopaka w pasie i przytknął policzek do czerwonej koszuli na wysokości brzucha.

Obaj się zaśmiali, a potem Hua Cheng przyłożył otwartą dłoń do ciepłego czoła.

– Myślę, że moglibyśmy usmażyć jajka sadzone, gdybyśmy teraz wylali je na twoje czoło.

– Dziękuję, ale nie jestem głodny – odpowiedział, starając się nie zasnąć w tej pozycji.

– Oj, gege. Musisz wrócić do domu i zażyć lekarstwo.

Na te słowa mężczyzna jakby obudzony z letargu oderwał się od chłopaka i wstał. Wziął swoją kurtkę, torbę i zaczął iść w stronę drzwi.

– Gege? – odezwał się student, siląc się na powagę.

– Słucham.

– Gdzie idziesz?

– Do domu, posłucham cię i pójdę odpocząć.

– Wyjście z sali jest po przeciwnej stronie. Tymi drzwiami wejdziesz tylko do pokoju z pomocami naukowymi.

Mężczyzna zatrzymał się z dłonią na klamce, przyswajając sobie usłyszane słowa i zrobił w tył zwrot, kierując się do odpowiednich drzwi, w których stał już Hua Cheng.

– Masz w domu jakieś leki, coś na gorączkę?

– Coś powinienem mieć.

– Gege... nie kłam – upomniał go jak dziecko. – Wiesz, że zawsze odwracasz wzrok w lewo, kiedy chcesz się wymigać od powiedzenia prawdy i nie jesteś całkiem szczery?

W odpowiedzi Xie Lian syknął, mamrocząc coś pod nosem i się zatrzymał.

– Chodźmy razem. Odwiozę cię. I tak miałem jechać na zakupy, to od razu podjedziemy do apteki – zasugerował. – Nie mogę cię puścić w takim stanie samego do domu.

Po tych słowach jednym ruchem sięgnął do prawej kieszeni kurtki nauczyciela i wyciągnął z niej klucze od Subaru.

– Zatrzymam to, żebyś mi nie uciekł, kiedy pójdę do akademika po klucze.

– Lis, cwany lis... – powiedział, podnosząc wzrok na chłopaka, a ten tylko się zaśmiał.

– Mogę być nawet złośliwym lisem, jeśli to sprawi, że gege będzie bezpieczniejszy.

Zbliżył twarz do ucha mężczyzny, żeby powiedzieć mu głośno i wyraźnie:

– Poczekaj przy swoim samochodzie, zaraz tam będę. – Zapiął mu zamek kurtki, dosuwając go pod samą szyję i zanim wyszli, dodał: – W końcu ja będę mógł zadbać trochę o mojego nauczyciela.

Dał mu szybkiego buziaka w rozpalony policzek i otworzył drzwi.

*

Xie Lian patrzył przez samochodową szybę i starał się przypomnieć sobie czas, kiedy jechał jako pasażer. To musiało być dawno. Tak dawno, że prawie zapomniał, jak to jest, bezwiednie przyglądać się mijanym ludziom i budynkom, nie skupiając wzroku na drodze. W samochodzie było ciepło, z głośników leciała spokojna muzyka, która go usypiała. Jego dłoń była trzymana przez kierowcę i nawet nie zauważył, gdy oparł ciężką i pulsującą głowę o jego ramię.

Kiedy czułem się tak bezbronnie i pozwalałem sobie na rozluźnienie? – zadał sobie w myślach pytanie, natychmiast znajdując na nie odpowiedź: – Ach tak. Za każdym razem, kiedy jestem z San Langiem.

Opuścił powieki i odpłynął myślami do odległej przeszłości.

Ledwo przed oczami zobaczył samego siebie jako małego radosnego chłopca siedzącego na tylnym siedzeniu, gdy usłyszał przyjemny głos powtarzający w kółko "Gege".

Obudził się i zorientował, że na zewnątrz zapadał już zmrok, a oni siedzieli w samochodzie z wyłączonym silnikiem przy budynku, w którym mieszkał.

– Masz siłę iść, czy cię ponieść? – Głos ponownie pojawił się przy jego uchu, wybudzając go ze snu.

– Już chyba kiedyś mnie o to pytałeś – odparł, próbując się uśmiechnąć, ale ból głowy stawał się nie do zniesienia, więc wyszedł z tego tylko dziwny grymas. – Już wstaję.

Poruszył zastałym ciałem i syknął z bólu. Czuł się fatalnie, a najgorsze było, że całkowicie opadł z sił. Z trudem odpiął pas i wyszedł z samochodu. Uderzyło w niego lodowate powietrze i mocniej skulił się w swojej kurtce.

Hua Cheng podszedł do niego z reklamówką z zakupami, które zrobił po drodze, kiedy mężczyzna się zdrzemnął i rozejrzał dookoła. Nikogo nie zobaczył. Okna mieszkań także wydawały się puste, dlatego wziął nauczyciela za rękę i zaczął prowadzić do odpowiedniej klatki, a potem pod drzwi. Xie Lian odnalazł klucz i otworzył im mieszkanie. Zdjął buty w przedsionku, powiesił kurtkę, a skórzaną torbę postawił na kanapie i usiadł na niej ciężko.

– Wstań, gege. Jak tu zaśniesz, to będę musiał nieść cię na rękach do sypialni. Nie, żebym miał coś przeciwko... – mówił, śmiejąc się cały czas i patrząc na zamroczonego profesora.

Gorączka to nic dobrego, ale nie mógł przestać widzieć w obecnym nauczycielu czegoś zabawnego. Zachowywał się prawie tak, jak po wypiciu alkoholu. Miał tylko o wiele mniej siły i naprawdę źle się czuł. Dlatego nie chciał się z nim droczyć, mimo że miał na to straszną ochotę.

Pomógł mu pójść do łazienki, umyć ręce i twarz, a potem zaprowadził go do sypialni. Pierwszy raz miał okazję odwiedzić ten pokój i był zupełnie inny, niż się spodziewał. Inny, choć pasował do wystroju i klimatu całego mieszkania.

Było to dość duże pomieszczenie z obszerną szafą na całą szerokość jednej ze ścian, z przesuwanymi drewnianymi drzwiami, na zmianę z lustrami. Ściany, podobnie jak w całym mieszkaniu, pomalowano na biało. Jedno duże okno wstawione po lewej stronie od wejścia wystarczało, by wypełniać ten pokój światłem już od samego rana. Jednak teraz zapadł zmrok, więc Xie Lian sięgnął dłonią do przełącznika światła i włączy zawieszoną nad dużym łóżkiem lampkę kinkietową. Pokój zalało żółte nieostre światło i Hua Cheng ciekawie rozejrzał się wkoło. Panele na podłodze, mały dywanik przy łóżku ustawionym w centrum, biała pościel, a na jej dolnej połowie zarzucony śnieżnobiały puszysty koc. Obok niewielka szafka nocna, duża szafa na ubrania i nic poza tym. Czysto, biało i niemal eterycznie. Brak książek lub choćby zdjęć z lat młodości, których spodziewał się chłopak.

Xie Lian zrobił kilka kroków w przód i stanął przy szafie, pociągając za jedne z przesuwnych drzwi.

– Przebierz się gege w coś wygodnego, a ja przyszykuję ci picie i leki – powiedział Hua Cheng, dyskretnie wycofując się z pokoju, żeby mężczyzna miał więcej prywatności.

Ciągle nie mógł uwierzyć, że jego nauczyciel, będąc w takim stanie, miał siłę prowadzić cały dzień wykłady, zachowując się przy tym prawie zwyczajnie.

Tylko mi pokazujesz twoją słabą stronę, którą chowasz przed innymi. – Uśmiechnął się do siebie, nalewając wodę do czajnika bezprzewodowego. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę.

Wyciągnął z kieszeni kluczyki od Subaru profesora i postawił je w widocznym miejscu na środku stołu w salonie, a potem wykonał telefon do szkoły. Poinformował dyrektora, że samochód profesora Xie Liana pozostał na parkingu, ale sam profesor wrócił do domu, więc żeby nie martwili się, że zaginął gdzieś w szkole.

Musiał powiedzieć, że to on odwiózł go do domu, bo parkingi były monitorowane, więc nie mógł skłamać. Nie wiedział, czy ktoś mógłby uznać takie zachowanie za zbyt poufałe ze strony ucznia, ale miał to gdzieś, o ile nie przysporzy to jego nauczycielowi żadnych problemów w przyszłości.

W tej chwili zaledwie kilka metrów obok miał pewien zniewalający i pilny "problem", którym zamierzał się dzisiejszego wieczoru odpowiednio zająć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro