20. Czy możemy jeszcze chwilę nacieszyć się sobą?
Xie Lian stał w kuchni we własnym mieszkaniu i nie wiedział, co ma zrobić. Jego umysł szybował, choć niekoniecznie na tym świecie i w tych przestworzach, które widzimy, spoglądając na niebo w bezchmurny dzień.
Trzymał w dłoniach koszulę, którą ściskał i puszczał, ściskał i puszczał, nie mogąc się zdecydować, czy wyprać ją ręcznie, czy w pralce. Jeśli ręcznie, to zastanowił się, czy zlew wystarczy. Nie miał żadnej miski, aby ją tam namoczyć, wlać płyn do prania, a potem czekać, aż brud trochę odmoknie. A jeśli miałby ją wrzucić do pralki... to z czym powinien ją wyprać? Głowił się, szukając w zakamarkach pamięci jakiegokolwiek ubrania, które zbliżone by było do tego koloru. Niestety, nic takiego nie znalazł.
Ponownie ścisnął materiał i usłyszał, jak otwierają się drzwi od łazienki.
– San Lang! – krzyknął. – Z czym zazwyczaj pierzesz swoje koszule? Myślisz, że można ją wrzucić z czarnymi rzeczami?
Chłopak podszedł do niego w przykrótkim białym T-shircie, miękkich bawełnianych białych spodniach i spojrzał mężczyźnie przez ramię.
– Na pewno będzie farbować, ale jak połączysz ją z czymkolwiek ciemnym, to powinno być w porządku – rzekł, przyglądając się dłoniom mężczyzny, zaciśniętym na materiale. – Gege, łazienka już wolna. Dziękuję za możliwość skorzystania z prysznica i pożyczenie ubrań.
– Nie ma za co. To ja wyciągnąłem cię do antykwariatu i to głównie moja wina... – zaciął się, kaszlnął i wrzucił szybko koszule Hua Chenga do pralki. – To przeze mnie byłeś taki brudny. Nie pozwolę ci tak wrócić do akademika.
Chłopak uśmiechnął się. Kiedy jego profesor uparł się, że zabierze go do siebie, niemal skakał z radości. Był bardzo ciekawy jak mieszka, czy ma jeden pokój, czy kilka. Czy wnętrze pachnie nim, czy nie. Czy ma porządek, kwiatka, jakieś zwierzęta, czy śpi na kanapie, czy na łóżku. Był ciekawy wszystkiego. Dlatego z radością przyjął to zaproszenie.
W antykwariacie udało im się przemyć twarz i dzięki temu uspokoić starszego mężczyznę. Usunęli ze swojej skóry większą część brudu, więc nie było potrzeby, żeby wszędzie polewać ich wodą utlenioną. Kurz i krew zostały zmyte zwykłą wodą z odrobiną mydła, lecz nadal w powietrzu wisiało niewypowiedziane głośno pytanie: Skąd krew z dłoni profesora znalazła się na twarzy studenta i dlaczego obaj byli aż tak brudni, jakby... tarzali się po podłodze?
Starszy mężczyzna przez chwilę podejrzewał, że doszło do jakiejś sprzeczki i rękoczynów, lecz nie śmiał się nawet odezwać w tej sprawie. Może dlatego, że obaj po tym wszystkim śmiali się i żartowali, jakby to, co się stało, było naprawdę zabawne?
Oko Niebios przepraszał Xie Liana za poranienie sobie dłoni przez próbę uchronienia książek. Zaręczał, że następnym razem osobiście sprawdzi stan regałów przed jego wizytą i dopilnuje, aby taka sytuacja się nie powtórzyła. Oczywiście trzydziestolatek przekonywał, że nic się nie stało i zaraz potem z naręczem wybranych książek jechali już do jego mieszkania.
Usytuowane ono było w tej części miasta, którą Hua Cheng odwiedził tylko raz, po seminarium. Mieszkanie znajdowało się w trzypiętrowym budynku z własnym podziemnym garażem i zaledwie osiemnastoma mieszkaniami. Miało 3 osobne klatki schodowe i po 2 mieszkania na każdym z pięter. Xie Lian mieszkał na ostatnim, które było także poddaszem, ale za to miał do dyspozycji rozległy taras, na który wychodziło się z salonu. Samo wnętrze było dość duże i składał się na nie: przestronny salon, kuchnia, sypialnia oraz łazienka. Wszystkie ściany były śnieżnobiałe, prawie tak jakby ktoś niedawno je malował. Tylko w łazience płytki były białe z błękitnymi szlaczkami, które po przyklejeniu w odpowiedniej kolejności tworzyły zawiły, ale piękny wzór.
Hua Chengowi całe mieszkanie wydawało się za czyste i odrobinę za bardzo bezosobowe lub nawet niezamieszkałe. Na żadnym z mebli oraz ścianie nie dostrzegł nic osobistego. Żadnych zdjęć, pamiątek z podróży, a także brakowało książek i porozrzucanych ubrań, które mógł przed wyjściem pozostawić w pośpiechu nauczyciel lub choćby kubka z niedopitą herbatą. Nie dostrzegł telewizora, radia ani nawet gazety.
Nie odwiedził tylko sypialni, ale nie zamierzał się do niej wpraszać i nadużywać gościnności tylko dlatego, że był ciekawy, czy może tam trzyma książki, które wieczorami czyta. Bo jeśli nie tam, to gdzie je trzymał?
Co gege tu robi, kiedy wraca z pracy?
Nie miał pojęcia. Mieszkanie wyglądało, jakby było gotowe do wynajęcia albo jakby ktoś dopiero co się wprowadził i jeszcze nie zdążył rozpakować. Brakowało tylko pudeł z rzeczami osobistymi.
Xie Lian włączył pralkę i zaprosił studenta, żeby usiadł na sofie ustawionej pośrodku pokoju gościnnego obok prostokątnego stolika.
– Zaraz przyniosę ci suszarkę do włosów. Ogrzewanie działa, ale lepiej, żebyś się dobrze wysuszył. – Posłał mu lekki uśmiech. – Jak widzisz, nie mam tu telewizora, więc jedynie mogę uraczyć cię jakąś książką, kiedy będziemy czekać, aż twoje ubrania wypiorą się i wysuszą. I naprawdę nie mam nic przeciwko ponownemu daniu ci moich ubrań i szybkiemu odwiezieniu do akademika. W końcu jutro jest środa, normalny dzień tygodnia, więc musisz wstać na zajęcia już z samego rana.
– Jeśli gege tak uważa, to nie będę się kłócił – oznajmił niespodziewanie ugodowo i nawet nie wyglądał na smutnego. – Ale najpierw chciałbym opatrzyć twoje dłonie i wspólnie zjeść kolację, tak jak obiecał mi to gege w samochodzie.
– Dobrze, tak jak ustaliliśmy – rzekł, wiedząc, że nie przekona chłopaka do zmiany zdania i poszedł do niewielkiego przedsionka po nowy nabytek z antykwariatu.
Postawił książki na stole przed chłopakiem i powiedział:
– Zaraz wracam, ale przez to, że będziesz musiał na mnie poczekać, proszę, możesz poczytać je pierwszy. – Poklepał stosik książek, które razem wybrali na zapomnianym strychu w antykwariacie, jakby to była wystarczająca nagroda za czekanie na niego.
Zanim poszedł pod prysznic, postawił na stole także suszarkę, jeszcze jeden czysty ręcznik i zamknął drzwi od łazienki.
Chłopak w salonie wpatrywał się w zamknięte drewniane skrzydło, a potem sięgnął po pierwszą z wierzchu książkę. Nie była już zakurzona, ponieważ starszy pan każdą z należytą troską przetarł miękką ściereczką i dopiero zapakował. Przyjrzał się okładce i odłożył ją z powrotem na stosik. Woda w prysznicu zaczęła płynąć, a Hua Cheng w pokoju obok oparł głowę o sofę i zamknął oczy.
Uśmiechnął się i dotknął palcami ust. Nacisnął je lekko, przywołując w pamięci miękkie wargi Xie Liana i znów się uśmiechnął. Ubrania, które miał na sobie pachniały jak mężczyzna, który się kąpał. Żel pod prysznic, którego użył oraz szampon też pachniały dokładnie tak jak on. Jak mógł teraz o nim nie myśleć, jeśli czuł się prawie tak, jakby był tuż obok?
Wziął ze stołu przyniesiony ręcznik i jeszcze raz zaczął dokładnie wycierać włosy. Woda w łazience nadal płynęła, więc odszukał najbliższy kontakt, który umieszczono na przeciwległej ścianie i włączył suszarkę. Po chwili ciepłe powietrze zaczęło do niego dolatywać, a on nie potrafił przestać się uśmiechać. Był ciekawy, czy Xie Lian wyjdzie ze swojej łazienki bez koszulki. Palce nadal doskonale pamiętały, co dotykały sobotniej nocy. Delikatnej skóry szczupłego, ale silnego ciała i tych drżących napiętych mięśni. Jeśli wyglądał tak, jak sobie to wyobrażał, to musiał być piękny, doskonały.
I ta doskonała w jego oczach osoba pocałowała go. Na myśl o tym, ponownie przebiegł go dreszcz. Dziś zrobili kolejny krok. Mały i duży jednocześnie.
Chłopak stał boso na panelach, kiedy właściciel mieszkania skończył brać prysznic. Zainstalowano tu ogrzewanie podłogowe, więc nie odczuwał chłodu.
Jako osoba wysoka, było mu niewygodnie w pozycji stojącej suszyć włosy, więc usiadł na ciepłej podłodze i pochylił głowę w przód, pozwalając powietrzu z suszarki ogrzewać mu kark i najbardziej mokre włosy przy samej głowie.
Usłyszał, jak drzwi od łazienki otwierają się i kątem oka zobaczył zbliżające się do niego bose stopy. Xie Lian stanął z tylu i wyciągnął spomiędzy palców suszarkę. Chłopak spuścił ręce na uda ułożone w siadzie po turecku i napawał się delikatnymi ruchami palców w jego włosach.
Nagle szum ucichł, a gąszcz lśniącej czerni został przerzucony z powrotem na plecy.
– Masz piękne włosy, San Lang – powiedział Xie Lian, przeczesując je palcami. – Poczekaj chwilę, zaraz je rozczeszemy, bo szkoda, żeby się splątały.
– Sam mogę to zrobić – zaśmiał się, obracając głowę w ślad za znikającym w łazience mężczyzną.
– O nie, dziś mi na to pozwól. Niech w końcu wezmę odpowiedzialność za to, do czego się przyczyniłem. – Wrócił i klękając za chłopakiem, zaczął je powoli i bardzo ostrożnie rozczesywać.
Nie spieszył się i robił to z najwyższą troską, aby nic go nie zabolało.
– Jaką odpowiedzialność? – zapytał Hua Cheng, prostując plecy i patrząc w ciemność za balkonowym oknem. – Ma gege na myśli nasz pocałunek?
Chłopak poczuł, jak po jego słowach dłoń z grzebieniem na chwilę się zatrzymuje. Mężczyzna nie odpowiadał, nawet gdy ponownie zaczął rozczesywać jego gęste włosy.
– Bardzo mi się to podobało – nadal przemawiał. W balkonowej szybie widział swoje odbicie oraz odbicie twarzy osoby za nim. – Jak gege twoje dłonie? – zmienił nagle temat.
– Bardzo dobrze – odparł powoli. – To były tylko drobne ranki i nawet nie wiem, skąd wzięło się na nich tyle krwi.
– Odkaziłeś je już?
– Wystarczyła cała buteleczka wody utlenionej, której użył na mnie Oko Niebios. – Zaśmiał się pod nosem. – Szybciej się zagoi, jak nie będę tego obwiązywał i ograniczę ruchy dłońmi. To naprawdę nic poważnego.
– Gege?
– Tak, San Lang? – Mężczyzna znów drgnął, jakby cały czas jego ciało trwało w napięciu.
Student złapał go za prawy nadgarstek i wyciągnął rękę przed siebie, powodując, że Xie Lian przechylił się do przodu i oparł o jego plecy. Hua Cheng przyjrzał się wnętrzu dłoni. Skóra poprzecinana była wieloma małymi rankami, ale wszystko wyglądało na czyste i krew już się prawie nie sączyła. Podniósł dłoń do ust i ucałował lekko.
– San Lang? – Głos Xie Liana był odrobinę zaniepokojony i przez to drżał jak i jego dłonie.
Hua Cheng, słysząc i czując te nowe emocje u trzydziestolatka, obrócił się przodem do niego i pociągnął na siebie. Starsza osoba nie była na to przygotowana i wpadła wprost w otwarte ramiona. Żeby profesor mu nie uciekł, Hua Cheng posadził go sobie na nogach, pozwalając mężczyźnie opleść się kolanami, wiążąc go w ciasnym uścisku. Miał twarz tuż przy napiętej klatce piersiowej i słyszał jak szybko bije mu serce: Ta-dam, Ta-dam, Ta–dam.
Zaśmiał się.
– Choć gege zawsze jest taki spokojny, serca nie tak łatwo zatrzymać. Czyli... też podobał ci się nasz pocałunek? – zapytał głębokim głosem, który przeszył mężczyznę. – Nie możesz skłamać, gege. Nawet jak wymigasz się od odpowiedzi, twoje ciało wszystko mi powie.
Xie Lian przez chwilę nie wiedział, co zrobić z rękoma, ale jak usłyszał taki pewny siebie głos chłopaka, który wtulał się w niego, po prostu zarzucił mu ręce na szyję i opuścił głowę.
– Czy ja naprawdę obudziłem dziś prawdziwego lisa? – spytał, starając się nadać temu żartobliwy ton. – Nie wierzę, że dałem się tak podejść własnemu studentowi.
– Gege cały czas potrafi obracać wszystko w żart. Już mówiłem, że uczę się od najlepszych. Widzę, że mi się udało. Twoje ciało jest bardziej szczere od twoich ust.
– Pfff. Od moich ust? – Śmiech wstrząsnął jego ciałem. – Przecież moje usta były dziś takie szczere wobec ciebie.
– Zupełnie nie pamiętam.
– To na pewno była sugestia, żeby ci przypomnieć.
– Jak gege zgadł? – Podniósł głowę, aby na niego spojrzeć. – Widzę, że moje słowa podziałały. Wyglądasz uroczo z rumieńcami.
Xie Lian udał, że nie słyszał ostatniego zdania, ale spłynął jeszcze większym różem.
– Chcesz jeszcze raz przekonać się o szczerości moich ust? – zapytał cicho.
– O niczym innym nie marzę, odkąd prawie nakrył nas pana znajomy – odparł, nie spuszczając wzroku z jego ust.
– Nie masz litości dla tego podstarzałego nauczyciela. Naprawdę, wprawiasz go w coraz większe zakłopotanie.
W końcu ich oczy się spotkały. Piękny orzechowy brąz z czernią oraz szkarłatem.
– Nie wierzę, że takie coś może go zawstydzić.
Xie Lian w końcu opuścił głowę o kilka centymetrów i zatrzymał się.
– A co z kolacją?
– Zjemy, jak dokończymy to, co przerwał nam staruszek Oko Niebios. – To powiedziawszy, złapał za nadgarstki Xie Liana i przyłożył sobie jego dłonie do twarzy. – Mówiłeś, że nie powinieneś przemęczać dłoni, więc mógłbyś mnie tak potrzymać?
Patrzył na niego jak chuligan, który coś nabroił i czeka na skarcenie, a w oczach tańczyły mu radosne iskierki.
– Co ja mam z tobą zrobić, San Lang... – wymamrotał z udawanymi pretensjami i przyciągnął jego twarz do swojej, łącząc ich usta. I jedne i drugie pachniały miętową pastą do zębów, którą wraz z nową szczoteczką do zębów naszykował trzydziestolatek. Zupełnie, jakby wiedział, że obaj będą chcieli kontynuować ich pośpieszny pierwszy pocałunek.
Siedzieli na twardej podłodze, ani przez chwilę nie myśląc, żeby przenieść się w jakieś wygodniejsze miejsce, na przykład na kanapę lub do łóżka. Xie Lian z początku ledwo dotykał twarzy chłopaka, ale im dłużej ich usta pozostawały zetknięte, tym bardziej jego dłonie naciskały na miękkie policzki. W końcu przesunął jedną dłoń na kark, a drugą zanurzył w lekko wilgotne włosy. Hua Cheng odsunął na sekundę usta, a potem wraz z językiem nieśmiało wślizgnął się między wargi mężczyzny. Odpowiedział mu zduszony jęk i jeszcze mocniejszy uścisk na karku. W końcu i Xie Lian dodał do pocałunku swój język, a gdy oba się zetknęły, chłopak siedzący pod nim uległ całkowicie swoim żądzom.
Całował bezustannie, mocno wpijając się w miękkie usta, językiem pieszcząc drugi język i coraz bardziej niecierpliwie przesuwając dłońmi po całej talii mężczyzny. Ręce już dawno znalazły się pod koszulką i zagłębiały pomiędzy naprężone twarde mięśnie, poszukując tych najbardziej wrażliwych fragmentów ciała. Każdemu takiemu muśnięciu towarzyszyło sapnięcie, jęk lub krótki szept, brzmiący jak imię chłopaka i wydobywający się spomiędzy ust jego profesora.
Plecy Xie Liana były gorące od pośpiesznego dotyku, jego pierś paliła, a twarde sutki bolały, kiedy kciuki chłopaka raz za razem pocierały je, dodając je w swoim umyśle do "mapy ciała gege" jako ośrodki większej przyjemności niż pozostałe części ciała. Odnajdywał je i zatrzymywał się na nich na dłużej za każdym razem, jak palcami przesuwał po napiętej piersi. Boki mężczyzny także były bardzo wrażliwe, dlatego starał się dotykać ich raz delikatnie, raz mocno, przejeżdżając po nich całą powierzchnią dłoni i zwalniając przy każdym wyczuwalnym żebrze.
Kiedy ich wargi były gorące i wilgotne, chłopak odsunął się odrobinę i zaczął całować pachnącą po kąpieli szyję. Robił to bardzo delikatnie, uważając, żeby nie przegryźć smakowitej skóry, od której nie mógł się oderwać. Jego usta i język jeździły powoli po jedwabistym ciele, naznaczając je cienką strużką śliny i pożądania, które coraz bardziej uwidaczniało się w jego śmiałych poczynaniach. Co kilka chwil przystawał, ale tylko po to, by zmysłowym głosem powtarzać jedno słowo, uparcie krążące w jego umyśle i zawładniające nim "gege". Tylko o tym jednym mógł teraz myśleć, gorączkowo obsypując pocałunkami swojego profesora.
Dłonie starszego mężczyzny mogły tylko zaciskać się na jego barkach, trzymając mocno i nie pozwalając sobie na bezwstydne jęki i wygięcie ciała w tył, by te najwrażliwsze, ukryte w spodniach wypukłości się nie spotkały. I żeby już podczas ich pierwszego pocałunku nie przekroczyli wszystkich możliwych granic.
Znów połączyli swoje usta, ale ich ciała były tak spięte, że obaj zaledwie po chwili nie mogli złapać tchu. Mimo to, przylegając do siebie coraz mocniej, tylko zwiększali intensywność ofiarowanych sobie pieszczot.
W końcu Xie Lian nie wytrzymał. Oderwał się od upajających go ust i odsunął biodra, aby nie stykały się z drugimi. Oparł czoło o jeden z obojczyków i przełknął ślinę. Oddychał szybko, będąc już na skraju wytrzymałości, nie mogąc uspokoić drżenia ciała. Podbrzusze pulsowało w rytm uderzeń serca. Gorące dłonie chłopaka nadal ściskały jego wrażliwe sutki. Miał niejasne przeczucie, że mimo szczerych chęci i próby wstrzymywania się, właśnie przekroczyli pewną granicę, po której kolejną będzie tylko znajdujące się za cienką ścianą łóżko.
W tym tempie... z takim żarem i niecierpliwością... najpewniej skończyłoby się to całkowitą dewastacją mojej ulubionej pościeli – przeszło mu przez myśl i uniósł kąciki ust.
Poczuł jak palce dwudziestodwulatka spływają po jego spoconym ciele i obejmują plecy, a potem wśród odgłosów uderzeń ich serc i głośnych, zmęczonych oddechów usłyszał skrywane dotąd, ale wypowiedziane prosto z serca słowa:
– Przepraszam, gege... – mówił, zaciskając powieki i ukrywając się w piersi profesora. – Zakochałem się w tobie.
Xie Lian podniósł głowę, patrząc przez jego ramię. W dużej balkonowej szybie zobaczył szybko poruszające się z każdym oddechem plecy chłopaka i swoje odbicie. Nie poznawał własnej twarzy. Kim była ta osoba, która patrzyła na niego z tymi wszystkimi uczuciami?
Spuścił wzrok na gąszcz czarnych włosów, który wraz z ulubionym studentem tak mocno wczepił się w jego pierś, jakby chciał się zlać z jego ciałem w jedność. Pogłaskał tę głowę, która tak wiele o nim myślała i schował ją w swoich ramionach.
Ja też, mój lisku. Ja też się w tobie zakochałem.
– Nie przepraszaj – powiedział głośno, ukrywając swoje myśli głęboko w sercu. – To na pewno wyłącznie moja wina.
– En. To wszystko wina gege. Proszę, weź za to odpowiedzialność – mówił cicho, bojąc się odpowiedzi, która mogłaby złamać mu serce.
Mężczyzna uśmiechnął się i zamknął oczy.
– Wezmę. Daj mi trochę czasu, a wezmę za nas pełną odpowiedzialność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro