2. Pytający i odpowiadający
Nowy semestr i nowe zajęcia zawsze wiążą się z pewnego rodzaju problemami z zaaklimatyzowaniem się, czyli poznaniem nowych ludzi, z którymi wspólnie trzeba będzie dzielić tę samą salę, to samo powietrze i słuchać tego samego głosu wydobywającego się z dolnej części sali. Nie inaczej było na zajęciach ze starożytnej historii, które prowadził Xie Lian.
Mężczyzna zawsze zaczynał swoje wykłady od przywitania się i życzenia mile spędzonego z nim czasu oraz oczywiście z materiałem, z jakim ich zapozna. Prawie nigdy nie przestawał się uśmiechać, przez co ludzie także bardzo często uśmiechali się do niego i nie czuli żadnego przymusu, przychodząc na jego wykłady. Z lekcji na lekcję wręcz przybywało słuchaczy, chcących zobaczyć tego niezwykłego profesora, o którym huczało na całej uczelni. Nie tylko dlatego, że był przystojny, ale też prowadził zajęcia ciekawie, z widocznym zaangażowaniem i szeroką wiedzą na omawiane tematy. Wszystkich traktował tak samo przyjaźnie, chętnie odpowiadał na pytania, choćby najprostsze, a co najważniejsze: z nikogo się nie naśmiewał za jego niewiedzę. Wśród profesorów niewielu było takich jak on.
Nie tylko o Xie Lianie mówiono, ale także o Hua Chengu, który co zajęcia dostawał jedno pytanie z materiału ze wcześniejszych zajęć i za każdym razem odpowiadał perfekcyjnie. Dwudziestodwuletni młodzieniec nigdy nie przynosił ze sobą zeszytów ani książek, ale miał niesamowitą pamięć i jeśli skupił się, aby coś zapamiętać, to tak właśnie było.
Profesor Xie Lian po usłyszeniu poprawnej odpowiedzi na zadane chłopakowi ze specjalnej listy obiecane pytanie, rozpromieniał się i rozpoczynał właściwe zajęcia. Prawie nigdy nie siedział w jednym miejscu, przechadzając się tam i z powrotem po dolnym poziomie sali, gdzie stało jego biurko, a w tym czasie jego studenci siedzieli na pojedynczych krzesłach i zapisywali ważniejsze treści.
Tego dnia odbywały się kolejne dla trzeciego rocznika wykłady ze starożytnej historii i jak zawsze Hua Cheng dostał pytanie, a Xie Lian bardzo satysfakcjonującą odpowiedź. Następnie profesor uruchomił rzutnik i wyświetlił kilka slajdów, każdy opisując dokładnie słowami i zapoznając studentów z kulturą Plemienia Majów. Kilkoro uczniów zadało dodatkowe pytania do tego tematu, na które profesor gładko odpowiedział, a potem wyłączył elektroniczne urządzenie i znów ze swoim zwyczajem zaczął spacerować po pomieszczeniu, nigdy nie wchodząc na stopnie, pomiędzy którymi siedzieli uczniowie.
Hua Cheng jak zwykle wpatrywał się w niego z uwagą i skupieniem. Był zarówno słuchowcem jak i wzrokowcem, dlatego obserwacja ust i słuchanie czyjegoś głosu były najbardziej efektywnymi sposobami nauki podczas wykładów. Połączenie obu tych zmysłów jeszcze lepiej pozwalało mu na zapamiętanie wszystkich słów, które danego dnia mówił profesor.
Śledził jego każdy krok, każde otwarcie lekko różowych warg, jego język, zbliżający się do prostych białych zębów, kiedy wypowiadał niektóre wyrazy lub się szerzej uśmiechał. Poznawał już krzywiznę tych ust i mógł sobie wyobrazić, jak będą się układać, kiedy wypowie dane słowo.
Na przykład "San Lang".
Nie wiedział dlaczego, ale szczególnie lubił właśnie widzieć na jego ustach swoje imię i czuć drżenie oraz delikatne emocje, kiedy wypowiadał je na głos. Każde słowo starszego mężczyzny miało swój wydźwięk i wszystkie tony brzmiały szczególnie przyjemnie, lecz właśnie jego imię brzmiało najlepiej.
Nigdy się tak nie czuł jak podczas zajęć z tym człowiekiem. Nie pamiętał nawet, żeby w przeszłości przykładał aż taką uwagę do szczegółów, ale w mężczyźnie stojącym i patrzącym teraz na niego o jedną sekundę dłużej niż na innych, było coś magnetycznego, co nie pozwalało oderwać od niego wzroku i wyrzucić z pamięci, nawet gdy wieczorem przed snem leżał w łóżku i zamykał oczy.
Młodzieniec siedział w trzecim rzędzie – nigdy za blisko, nigdy za daleko. Ubrany dziś był całkowicie na czerwono. Każda część jego garderoby, łącznie z czerwonymi butami sportowymi, a nawet kolczykami w uszach miała w sobie akcenty szkarłatu i przez to jego całkiem czarne lewe oko wydawało się jeszcze mocniej odznaczać. Ktokolwiek spoglądał na chłopaka, skupiał się przede wszystkim na nim.
Tak też było z Xie Lianem, który omiatał wzrokiem całą aulę, ale każdorazowo jego źrenice uparcie zatrzymywały się na tym czarnym, głębokim jak najmroczniejsza otchłań punkcie.
Znów to zrobił i znów lekko skarcił się w swoim umyśle, że zawsze odnajduje tę jedną osobę, która w jego oczach była naprawdę błyskotliwa i z którą, choć tak krótko, lubił rozmawiać. Zadawał mu losowe pytania, raz trudniejsze raz łatwiejsze, ale San Lang potrafił odpowiedzieć niemal jego własnymi słowami, a nawet akcentując niektóre litery lub całe wyrazy zupełnie jak on. Podczas zajęć czuł na sobie jego palące spojrzenie, ale wcale nie był nim speszony. Wprost przeciwnie. Bardzo mu się to podobało.
Zastanawiał się, czy to zainteresowanie tym, co mówi, czy może jego osobą. Jednak nie było to dla niego aż tak istotne, jak czerpanie przyjemności z wykładów, bo sam starał się przekazać swoją wiedzę jak najbardziej rzetelnie i ciekawie.
Starożytna historia była jego konikiem od zawsze. Nawet nie pamiętał, kiedy zaczął ją tak lubić, ale jakby miał strzelać, to w wieku siedmiu, może ośmiu lat. W tamtym czasie był już jak na swój wiek nad wyraz inteligentny i pochłaniał słowo pisane niczym prawdziwy mol książkowy.
Pewnego razu w domowych zbiorach odnalazł na starej zniszczonej kartce papieru pewną krótką historię miłości dwojga ludzi. Ich uczucia do siebie nie były zwyczajne. Pełne szczerości i bezgranicznego zaufania wydawały się przesadzone, wręcz idylliczne. Ale właśnie przez to tak bardzo zapadły w pamięć młodemu Xie Lianowi.
Jak można całkowicie uwierzyć drugiej osobie? Przecież to nie jest normalne, a nawet zdrowe! – Często rozmyślał.
Ludzie od zawsze się okłamywali, oszukiwali, zdradzali, knuli i zabijali. Jak mogło istnieć uczucie tak czyste i niewinne? Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej dochodził do wniosku, że nie jest to możliwe, a nawet prawdopodobne.
Tak myślał, kiedy jego umysł jak w gorączce snuł wizje, jak łatwo można zniszczyć to całe "zaufanie" i pięknie nazwaną "miłość". Choć nie miał nawet dziesięciu lat, to naprawdę wiele wiedział, jak na swój wiek. Wiele wiedział, jednak tylko z książek, które wpadły mu w ręce i które przeczytał. Dlatego nie mógł przewidzieć, co stanie się w przyszłości.
Historia przeczytana na starym wyblakłym papierze do dziś była dla niego ważna i to właśnie z jej treści zadał pytanie na zajęciach dla tego rocznika.
Czy był tu ktoś wyjątkowy, że chciał się podzielić swoją ulubioną sentencją? Czy chciał zdradzić komuś słowa, które tak mocno wyrył sobie w umyśle, że nigdy nie mógł o nich zapomnieć? Tak, to zdecydowanie były jego ulubione słowa i prawie żałował, iż obiecał na zakończenie semestru zdradzić uczniom swoją małą tajemnicę. W pewnym stopniu nie chciał tego robić, ale jeśli zobowiązał się do czegoś, to nie zamierzał wycofywać swoich słów.
W głębi duszy miał też nadzieję, że jego ulubiony uczeń zdoła się w kimś zakochać i wtedy odpowie poprawnie. Był niezwykle ciekawy, czy mu się to uda i jednocześnie pełen wiary, że ten młodzieniec, który prawdopodobnie z nikim nie zacieśnił nigdy więzi, znajdzie osobę odpowiednią dla niego.
Kim mógłby być ten szczęśliwiec? – zastanawiał się. – I czy pomyślałem szczęśliwiec, ponieważ chłopak wydaje się być niezwykle szczerą, ciepłą, troskliwą osobą? Może i jego postawa o tym w ogóle nie świadczy, bo na pierwszy rzut oka wygląda jak zimny, arogancki paniczyk z bogatej rodziny, który skupia się tylko na sobie i obnosi się swoim statusem społecznym, ale to tylko pozory.
Umiem oceniać ludzi i wiem, że pod tą maską ubieraną na co dzień, jest coś więcej, coś... – znów zatrzymał wzrok na jego czarnym oku i poczuł delikatny ciepły dreszcz w piersi.
Uśmiechnął się, napawając przez chwilę tą wewnętrzną błogością wypełniającą mu okolice serca i równie szybko jak to poczuł, przywołał się do porządku i zdusił w sobie miły prąd, stając na powrót profesorem Xie Lianem.
Coś ciekawego – dokończył po chwili w umyśle.
Tak, w tym chłopaku było coś bardzo ciekawego.
Po zakończeniu zajęć, kiedy fala uczniów wylała się z pomieszczenia, profesor Xie Lian został sam. Myślał, że został, ale wystarczyło jedno krótkie podniesienie wzroku na klasowe trybuny, by poprawił myślenia na "zostaliśmy tylko ja i on".
– San Lang. – Po zapisaniu w notesie tematu, jaki omawiał z trzecim rocznikiem, oderwał się od niego i oparł o fotel. – Masz do mnie jakąś sprawę?
Chłopak wstał ze swojego miejsca, tylko po to, by ponownie usiąść, tym razem w pierwszym rzędzie i odezwał się:
– En. Chciałem posłuchać jeszcze więcej o kulturze Majów.
– Za mało o nich opowiedziałem? – Obserwował chłopaka rozbawiony.
– Jestem ciekawy, czy jest coś jeszcze, o czym mógłby mi gege opowiedzieć – odparł i profesor popatrzył na niego uważniej.
– Rozumiem. Zdajesz sobie sprawę, że jeśli ci opowiem, to mogę zadać ci z tego pytanie?
– Tak. Nie przeszkadza mi to.
Xie Lian przyglądał się jego spokojniej twarzy jeszcze chwilę, po czym wyszedł zza biurka, obszedł je i oparł plecami o malowane drewno. Tego dnia to były jego ostatnie zajęcia, więc nie musiał się spieszyć i sądził, że chłopak także nigdzie się nie wybiera.
Przez kilkanaście minut opowiadał, a chłopak ani na moment nie spuszczał z niego wzroku. Potem Hua Cheng zaczął zadawać własne pytania, na które cały czas otrzymywał odpowiedzi i rozmawiali tak kolejny kwadrans. Xie Lian w końcu lekko podskoczył i usiadł na biurku, śmiejąc się przy tym i żartując, że jego uczeń jest nad wyraz żądny wiedzy i pierwszy raz spotyka taką osobę.
Musiał się przyznać jednak przed sobą, że naprawdę lubił go coraz bardziej. Już zdążył się domyślić, że ma niezwykłą pamięć, ale nie to było w nim takiego intrygującego.
Więc może oczy w kolorze szlachetnej czerwieni i aksamitnej czerni? Tak, ale nie tylko, bo to spojrzenie, którym zawsze go obserwował to jedna sprawa, ale aura, jaka go otaczała, kiedy rozmawiali, kiedy go słuchał, gdy byli blisko siebie, nawet gdy przechodził obok jego biurka wychodząc z zajęć – to wszystko było mieszanką, która przyciągała do tego chłopaka jak magnes.
– Czy są jakieś tematy, na które nie znasz odpowiedzi, gege? – zapytał w końcu student.
– Hmm, oczywiście, że są. Nie jestem wszystkowiedzący – odpowiedział i znów się zaśmiał. Chłopak naprzeciwko niego z każdym kolejnym zadanym pytaniem podobał mu się jeszcze bardziej.
Niespodziewanie Hua Cheng uniósł się ze swojego miejsca i w milczeniu przyglądał nauczycielowi. Xie Lian siedział na biurku i równie intensywnie patrzył na młodzieńca. Zastanawiał się, co chodzi mu po głowie.
Chłopak zrobił pierwszy krok i powoli zaczął zbliżać się do biurka. Mina starszego mężczyzny nadal była radosna i nie poruszył się, nawet jak student wszedł w jego strefę komfortu, przystając metr przed nim.
– Jest pan niezwykłą osobą, panie profesorze – rzekł te słowa lekko, ale z przekonaniem.
– Xie Lian.
– Gege.
Starszy mężczyzna zaśmiał się, a czarne źrenice studenta rozszerzyły na ten dźwięk i ten widok prawdziwe radosnej twarzy. Xie Lian nie uśmiechał się jak zawsze, tym razem jego oczy stały się bardziej błyszczące, przepełnione głębią, skrywającą różne uczucia, przez które jednak przebijało się szczęście i naturalna radość.
– San Lang, ty też nie jesteś taki zwyczajny.
– Dlaczego gege tak uważa? – W końcu i jego usta wygięły się ku górze.
Xie Lian przez kilka sekund studiował ten niespodziewany uśmiech na przystojnej twarzy młodzieńca i odpowiedział:
– Zdecydowanie za dużo wiesz jak na swój wiek.
– Gege jest niewiele starszy, a wie tak dużo. O cokolwiek go nie zapytam, zawsze mi odpowie. – W głosie chłopaka zabrzmiał nieukrywany podziw.
– Ha, ha, schlebiasz mi, ale znałem odpowiedzi tylko dlatego, że były powiązane z moimi zainteresowaniami. Nie jestem nikim wyjątkowym.
– Dla mnie... – przerwał, zanim zdołał powiedzieć coś, co wydawało się, że nie powinno zostać powiedziane na głos i zmienił to na: – Lubię twoje oczy i twój głos.
Nauczyciel był zaskoczony tą bezpośredniością. Szukał w jego słowach prowokacji, ale i jedno i drugie oko chłopaka wydawały się dziwnie szczere i z jakiegoś powodu poruszone.
– Dlatego zawsze z takim zainteresowaniem słuchasz mnie i obserwujesz?
– En – odparł, w ogóle nieprzejęty faktem, jak dwuznacznie zabrzmiały jego wcześniejsze słowa. – Lubię twoje lekcje. Jako jedyny z całej rzeszy profesów wiele wiesz i nigdy nie sięgasz do podręczników. I wiesz więcej niż ja.
Xie Lian zaśmiał się, aż stojący chłopak poczuł na swojej szyi ciepło jego oddechu.
– Nawet mówiąc te słowa da się wychwycić, że jesteś bardzo pewny siebie. San Lang – powoli wypowiedział jego imię. – Naprawdę cieszę się, że to ty zgłosiłeś się do odpowiedzi tamtego dnia. Mało jest osób tak inteligentnych i prawdziwe zainteresowanych tematem zajęć. Możesz na mnie patrzeć, ile tylko chcesz. Dla mnie najważniejsze jest, abyś był zadowolony z wykładów. Nauka nie powinna być przymusem, ale przyjemnością.
Profesor przysunął się bliżej krawędzi biurka, tak że ich twarze dzieliło nie więcej niż kilkanaście centymetrów i zwinnie zeskoczył.
– Masz wszystko w zasięgu ręki, więc może nie warto sięgać po to, czego nie możesz dostać?
– Nie mogę? – Delikatnie się uśmiechnął. – Tego właśnie... chyba pragnę najbardziej.
– Ha, ha! Naprawdę jesteś odważny, San Lang i taki pewny siebie. Mam nadzieję, że uda ci się znaleźć odpowiedź na moje pierwsze pytanie. – Oboje wiedzieli, co miał na myśli. – Większość ludzi unika samotnego życia. Do ciebie garną ludzie, masz coś, co ich przyciąga, ale sam nie masz kogoś, z kim chciałbyś być, dlatego nadal nie znalazłeś odpowiedzi na moje pytanie. Bo ono nie jest tutaj – wskazał na głowę chłopaka. – Ale tutaj. – Lekko i na krótką chwilę dotknął jego lewej piersi. – Kiedy znajdziesz taką osobę, rozumiesz.
– Czy to znaczy, że gege zna to uczucie?
– Ja? – Spuścił wzrok i ścisnął blat biurka. – Ja wiem to wszystko z teorii, z książek, tak samo chyba jak i ty. – Podniósł głowę i zaśmiał się.
Długo patrzyli sobie w oczy. Właściciel heterochromicznych tęczówek nie potrafił zrobić ani kroku w tył, ani w przód, zahipnotyzowany w dwóch orzechowych, melancholijnych punktach na twarzy swojego profesora. Dlatego właśnie to ten starszy poruszył się pierwszy, zgrabnie wymijając chłopaka. Przechodząc obok, delikatnie otarł się o jego ramię, wywołując u studenta zupełnie nowe i nieznajome uczucie w sercu i brzuchu.
Xie Lian od bardzo dawna starał się nie zbliżać do innych ludzi, nie dotykać i nie być dotykanym. Ale już po raz kolejny uległ pokusie, by zbliżyć się do tej młodej osoby.
Obszedł biurko i usiadł w swoim fotelu, zakładając luźno stopę na kolanie. Nie widział, jakim wzrokiem Hua Cheng patrzył na niego, kiedy był obrócony tyłem. Lecz po tym jak ponownie spojrzeli na siebie, twarze obu wydawały się tak spokojne, jak na początku ich rozmowy.
– San Lang – odezwał się mężczyzna po wielu sekundach przejmującej ciszy, która wokół nich nastała. Dwudziestodwulatek jakby się wybudził na te słowa i od razu skierował wzrok na usta mężczyzny. – Masz jakieś plany na przyszłą sobotę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro