19. Wypadki chodzą po ludziach
Xie Lian leżał na plecach otoczony setką starych książek i ramionami wysokiego chłopaka. Ich twarze dzieliły centymetry, a oddechy obu mężczyzn mieszały się ze sobą, zwiększając napięcie ich gorących ciał.
A mówią, że jak poranki są spokojne, to i całe dnie takie są!
* * *
Dzień wcześniej
W poniedziałek najlepszy student zaraz po zakończeniu swoich zajęć w końcu udał się do gabinetu profesora Xie Liana. Miał ze sobą podarowany mu klucz, który zawiesił sobie na szyi i zaraz po powitaniu nie omieszkał mu go pokazać. W tym celu rozpiął dwa górne guziki czerwonej koszuli w motyle, a mężczyzna podszedł do niego i złapał za rzemyk.
– Pasuje ci – powiedział, wypuszczając luźno zawieszkę na wierzch jego ubrania.
– Bo to prezent od gege – odparł, łapiąc za jego dłoń i lekko ściskając. – Wszystko, co dostaję od ciebie ma dla mnie wielkie znaczenie. Łącznie ze wspólnie spędzonymi chwilami.
To mówiąc, zbliżył się jeszcze o krok, chcąc go objąć, ale rozległo się pukanie do drzwi. Xie Lian niechętnie spojrzał w tamtym kierunku. Schował kluczyk pod materiałem koszuli i zapiął jeden z guzików, pozostawiając drugi rozpięty.
Pokazując dłonią na całą ścianę z półkami obładowanymi książkami, zaproponował:
– Czuj się jak u siebie i rozgość się w mojej małej bibliotece.
Podszedł do drzwi i otworzył je. Na zewnątrz stali członkowie Rady Studenckiej, dlatego Xie Lian zaprosił ich gestem do środka i usiadł w fotelu przy biurku, gotowy do wysłuchania co mają do powiedzenia. Hua Cheng stał przy zbiorach profesora i, zerkając na niego z uśmiechem, szukał jakiegoś ciekawego tytułu. Jego oczy przykuło "8 rodzajów miłości – Grecy kochali na wiele sposobów". Wyciągnął gruby tom i obrócił się bokiem do rozmawiających. Galeryjka zajmowała całą lewą ścianę, natomiast po prawej były okna na jeden z dziedzińców szkoły z ogrodami.
Uczniowie raz zerknęli w stronę najlepszego ucznia, ale ani słowem nie zasugerowali, aby wyszedł. Jak się okazało, Rada przyszła do profesora dowiedzieć się więcej o Ke Mo. Doszły do nich słuchy, że sprawia kłopoty i nawet zaatakował wykładowcę podczas zajęć. Hua Cheng zrozumiał, dlaczego jego obecność nie przeszkadzała przy tej rozmowie.
Xie Lian wiedział, do jakich konsekwencji pociąga się takich uczniów. Oparł łokcie o fotel i złączył palce ze sobą.
– Pan Ke Mo jest pełnym energii młodzieńcem. – Zaczął mówić, podnosząc usta w uśmiechu. – Czasami nie panuje nad swoim zachowaniem, ale na moich zajęciach nikomu nie zrobił krzywdy. Zawsze ma dużo do powiedzenia, czasami nie do końca na tematy, o których rozmawiamy, ale przychodzi systematycznie, więc praktycznie nie mogę się na niego skarżyć.
– Czyli atak na profesora był zmyślony? – zapytał przewodniczący, który podobnie jak Hua Cheng był na trzecim roku, ale na innym kierunku.
– Słyszeliśmy o tym już od kilku uczniów – dodała wiceprzewodnicząca.
– Wiem, o czym mówicie. Tamtego dnia pana Ke Mo rozpierały emocje, być może na myśl o nadchodzącym meczu, a może z innego powodu i tak się stało, że owoc, który trzymał w dłoni, wymsknął mu się, przelatując przez salę. Całe szczęście, że byłem na miejscu i w porę go złapałem. Dzięki temu ten nieszczęśliwy wypadek zakończył się szczęśliwie.
– Panie profesorze, rozumiemy, że ceni pan sobie przyszłość wszystkich studentów, nawet tych nie do końca zdyscyplinowanych. – Podkreślił to ostatnie słowo przewodniczący. – Ale nie możemy przymykać oczu na takie zachowania.
– Doskonale to rozumiem i jestem pewny, że pan Ke Mo zrozumiał swój błąd. Nawet przeprosił mnie przy wszystkich uczniach w sali. Taką informację również otrzymaliście, prawda?
– Tak. Wszyscy to potwierdzili.
– W takim razie uważam, że nie ma sensu przedłużać dochodzenia – stwierdził, zamykając temat ze swojej strony.
– Jeśli główna ofiara twierdzi, że nic się nie stało, to nie będziemy już profesorowi dłużej przeszkadzać – powiedział uprzejmie, choć nie do końca przekonany co do słuszności obrony Ke Mo, przewodniczący. – Bardzo dziękujemy za poświęcony nam czas i życzymy przyjemnego popołudnia. – Mówiąc to, ukłonili się z szacunkiem i wyszli.
Jak tylko drzwi się zamknęły, trzydziestolatek od razu wstał i podszedł do studenta, który z zaciekawieniem przekładał kolejną stronę książki.
– Widzę, że już coś dla siebie znalazłeś.
– Masz tu wiele ciekawych tytułów, ge... – Nie zdążył nawet dokończyć, gdy ponownie usłyszeli pukanie do drzwi.
Xie Lian popatrzył przepraszająco na chłopaka i znów poszedł otworzyć. Tym razem był to jeden ze świeżo zatrudnionych nauczycieli i przyszedł do profesora starożytnej historii po poradę.
Jeszcze kilkukrotnie taka sytuacja się powtórzyła, aż w końcu Xie Lian usiadł na kanapie dla gości i westchnął bez sił.
– Naprawdę cię przepraszam, San Lang. Zazwyczaj nie mam tylu gości, ale chyba ze względu, że mamy początek tygodnia i końcówkę roku, to wszyscy sobie nagle przypomnieli o moim istnieniu.
– Nic nie szkodzi, gege – odparł ze śmiechem najlepszy student. – Już wcześniej wspomniałem, że mi wystarczy, by gege był obok i będę szczęśliwy. Dziś miałem okazję zobaczyć, jak bardzo jesteś lubiany i cóż... odrobinę jestem zły na siebie. – Zamknął czytaną dotąd książkę i przysiadł się. – Gege miał oczywiście rację, że powinienem już wcześniej go odwiedzić. A ja zrobiłem to dopiero dziś. Straciłem prawie dwa miesiące, nudząc się po zajęciach, zamiast spędzać czas w twoim towarzystwie.
– Dobrze, że masz tak spostrzegawczego profesora, że ci to uświadomił.
Hua Cheng znów poczuł ochotę, by go objąć, ale i tym razem im przeszkodzono. Zaśmiał się i wstał zrezygnowany.
– Dziś się poddaję, ale pożyczę od ciebie tę ciekawą lekturę – poinformował, kierując się w stronę drzwi. – Panie profesorze, jutro też pana odwiedzę.
– Zapraszam San Lang, serdecznie cię zapraszam – powiedział, po czym chłopak otworzył drzwi i wyminął stojącego tam rektora. Przywitał się z nim grzecznie i z książką pod pachą poszedł do swojego akademika.
– Xie Lianie! – powiedział głośno siwawy rektor, przekraczając próg gabinetu. – Dobrze, że nie jesteś zajęty, bo mam do ciebie ważną sprawę.
Profesor uśmiechnął się, podszedł do swojego przełożonego i zamknął za nim drzwi.
Jeśli poniedziałki bywają takie absorbujące, to wtorek już musi być spokojny – pomyślał.
* * *
Wtorek zaczął się od wschodu słońca na wschodzie i od wstania z ciepłego łóżka. Nic nie zwiastowało, aby ten dzień miał być inny niż reszta. Xie Lian wziął prysznic i obwiązał swoje prawe ramię starym prezentem od rodziców – odnalezioną w zakopanym głęboko w podziemnym grobowcu białą szarfą, której za młodu nadał imię "Ruoye". Nie byłoby w niej nic niezwykłego, gdyby nie jej pewne właściwości. Po pierwsze, zawsze była ciepła, bardzo rozciągliwa, a do tego delikatna jak jedwab. Po drugie, nigdy się nie brudziła, a tym samym woda ani żadne płyny się w nią nie wchłaniały, więc zawsze zdejmował ją przed kąpielą, ale poza tym nosił bezustannie na sobie. Była ona dla mężczyzny czymś w rodzaju talizmanu oraz przedmiotem, na którego widok uśmiechał się, gdyż od razu przypominał sobie o rodzicach.
Tego dnia, wiążąc Ruoye na ramieniu, znów się uśmiechnął i pomyślał, że powinien wkrótce odwiedzić rodzinę i opowiedzieć o pewnych miłych zmianach w jego życiu. Był pewien, że będą się cieszyć razem z nim. Nawet jeśli nic nie odpowiedzą.
Ubrał jak zawsze koszulę z długim rękawem, aby biała wstążka była niewidoczna i spojrzał na telefon. Kiedy obudził się rano, od razu wysłał wiadomość tekstową do swojego ucznia i przed chwilą dostał od niego odpowiedź. Dziękował mu za powitanie z rana i obiecał, że znów go odwiedzi.
Profesor zaśmiał się i odpisał, że właśnie na to liczy.
*
Tego popołudnia student nie mógł odmówić zaproszenia, więc pojawił się, jak tylko znalazł czas. Było po szesnastej, gdy dotarł pod gabinet i już miał zapukać, kiedy drzwi otworzyły się i wyszedł z nich ubrany w białą kurtkę Xie Lian.
– San Lang, jak dobrze, że jesteś. Masz może ochotę na małą wycieczkę?
Chłopak popatrzył na niego i nie pytając o szczegóły, od razu odparł:
– Z gege zawsze bardzo chętnie.
Szli korytarzami do wyjścia, a Xie Lian tłumaczył:
– Zadzwonił do mnie dziś znajomy, który prowadzi antykwariat. – W głosie nauczyciela słychać było lekkie podekscytowanie. – Poinformował mnie, że dziś podczas robienia porządków znalazł stare i dawno zapomniane wejście na strych, a na nim całe półki zapełnione książkami. To może być istna kopalnia skarbów!
– Jeśli coś dotyczy historii, to gege nie można zatrzymać w jednym miejscu.
– Oczywiście, dlatego właśnie ją wykładam. Przyjemne z pożytecznym. – Zaśmiał się, kiedy wychodzili na dwór. – Mam nadzieję, że znajdę tam tytuły, których brakuje mi w mojej kolekcji.
– Czy coś szczególnego chodzi gege po głowie lub poszukuje czegoś konkretnego? – zapytał zaciekawiony.
– En. Od lat poszukuję jednej książki. Nawet nie wiem, czy to w ogóle jest książka, ale dawno temu natrafiłem na pojedynczą kartkę z krótką historią o miłości dwóch osób. To wyglądało jak recenzja lub wstęp do dłuższego opowiadania i tak mnie to zaciekawiło, że zawsze jak słyszę o "nowych odkryciach", to mam nadzieję znaleźć tę powieść.
– Z chęcią pomogę, o ile gege wie, jak te dwie osoby się nazywały. W przeciwnym razie mogę pomóc odseparować romanse od innych, a potem gege sam zapozna się z lekturami.
– Tu akurat mam podpowiedź. Ta dwójka bohaterów używała dziwnych imion, a był to Szkarłatny Deszcz Poszukujący Kwiatu oraz Książę Koronny Królestwa Xian Le, Bóstwo Wojenne i Ulubieniec Bogów.
Hua Cheng spojrzał przed siebie, analizując usłyszane informacje i dopiero po chwili powiedział:
– Dość długie te ich tytuły, bo zakładam, że to nieprawdziwe imiona, a bardziej przydomki.
– Też tak myślę, niestety nie znam więcej szczegółów, więc to będzie musiało nam wystarczyć.
– Może gege na mnie liczyć. Pomogę z przyjemnością – odparł i uśmiechnął się.
Wsiedli do samochodu profesora i po piętnastu minutach już byli przed dużym antykwariatem. Weszli do środka, a dzwoneczek nad drzwiami poinformował właściciela sklepu o gościach. Od razu podszedł do nich starszy mężczyzna o siwych włosach oraz brodzie i przywitał się słowami:
– Profesor Xie Lian! Jak to miło, że tak szybko przybyłeś. Zapraszam, zapraszam. – Przepuścił przez drzwi dwójkę gości.
Hua Cheng skinął mu głową i powiedział grzecznie "Dzień dobry".
Antykwariat było o wiele większy, niż wyglądał z zewnątrz i nauczyciel z uczniem trzymali się blisko siebie, żeby nie zagubić się w gąszczu stojących wszędzie regałów z książkami.
– Gege często tu przychodzi? – zagadnął chłopak, rozglądając się ciekawie dookoła.
– En. Jak tylko mam więcej czasu.
– Jest stałym gościem – dodał z uśmiechem starszy mężczyzna, obracając się do nich przodem. – Zna wszystkie tytuły, jakie posiadam, więc zawsze informuję go o nowych nabytkach.
Xie Lian kaszlnął w dłoń i machnął ręką.
– Ależ to nieprawda. Oko Niebios przesadza.
– Oko Niebios? – zapytał chłopak.
– Tak mnie nazywają, bo mam oko na większość tych niebiańskich ksiąg. – Zaśmiał się wesoło i poszli dalej.
– Nie znam wszystkich tytułów. – Nadal starał się uświadomić swojego studenta, że nie jest taki niezwykły.
– Ale nawet połowa czy ćwierć tych zasobów, to już jest godne podziwu. Niewiele jest tak oddanych historii ludzi jak gege.
Tym razem nic nie powiedział, ale z odrobiną nieśmiałości potarł ciepły policzek i przytknął ramię do ramienia młodszej osoby. Hua Cheng uśmiechnął się. Nie mogli się tu złapać za ręce, ale wystarczyła jego obecność taka jak ta, aby poczuł się szczęśliwy.
W końcu dotarli do wspomnianego w rozmowie telefonicznej wejścia na strych. Były to składane schody, które mimo upływu lat wyglądały na dość solidne. Pierwszy wszedł po nich właściciel sklepu i poprosił, aby chwilę na niego poczekano. Niedługo później wrócił i powiedział:
– Zapaliłem lampy, bo zaczyna robić się już ciemno i samo światło z okiennic dachowych nie wystarczy, żeby się tam o coś nie zabić. – Zaśmiał się i ręką pokazał wejście. – Zapraszam i bawcie się dobrze. Nie musicie się spieszyć, bo i tak dziś będę siedział tu do późna i katalogował nowe tytuły. Profesorze, przygotuję ci listę, żebyś mógł ją sobie później przejrzeć.
– Dziękuję ci, Oko Niebios. Nie zabawię tu aż tak długo, żeby ci się nie naprzykrzać.
– Nie ma co się wstrzymywać. Szperaj tam, ile będziesz chciał.
Cała trójka usłyszała dzwoneczek i mężczyzna od razu skierował się do głównej części sklepu.
– Gege pierwszy – powiedział student.
Xie Lian skinął głową. Zdjął kurtkę i powiesił ją na jednym z regałów. Hua Cheng poszedł w jego ślady i po chwili obaj byli już na górze. Pomieszczenie było wysokie na tyle, żeby szczupły chłopak stał swobodnie wyprostowany, ale przy dachowych skosach musiał się troszkę pochylać. Strych miał ogromną powierzchnię, praktycznie taką jak sklep i choć było tu o wiele mniej regałów niż piętro niżej, to i tak ilość zgromadzonych materiałów historycznych była imponująca.
Rozejrzeli się, zastanawiając, od czego zacząć.
– Szkarłatny Deszcz Szukający Kwiatu – powiedział na głos chłopak.
– I Książę Koronny Królestwa Xian Le.
– Ulubieniec Bogów i Wojenne Bóstwo – dokończył. – Coraz bardziej zaczyna mi się to podobać. Może kiedyś gege mi o tym opowie?
– Ha, ha! Dobrze, San Lang. Kiedyś na pewno nawet ci pokażę.
Rozdzielili się. Xie Lian poszedł na lewo, a Hua Cheng na prawo. Nie mogli tu spędzić całej nocy, więc postarali się wykorzystać czas, jaki dał im właściciel antykwariatu i od najdalszych końców, przesuwając się ku środkowi, skrupulatnie przeglądać zbiory.
– Gege! – krzyknął chłopak. – A czy jeszcze czegoś poszukujesz, czy tylko tej jednej książki?
– Jeśli znajdziesz jeszcze coś o starożytnych Chinach lub Japonii, to też możesz zabrać! – odparł, przeglądając dopiero drugi regał.
Musiał przyznać, że książek było tu o wiele więcej, niż się spodziewał i poczuł wyrzuty sumienia, że wciągnął w to swojego ucznia. Miał tylko nadzieję, że jadł już jakiś obiad, bo nie zapowiadało się, że szybko skończą.
Po godzinie zawitało do nich Oko Niebios, przynosząc zieloną herbatę i ciastka, więc zrobili sobie chwilę przerwy. Na razie znaleźli kilka interesujących książek, ale nie było w nich żadnej wzmianki o poszukiwanych osobach, więc szybko powrócili do zajęć.
Kolejne dwie godzinny zaowocowały jedynie stale powiększającymi się śladami kurzu na ich ubraniach i coraz bardziej zmęczonymi umysłami. Prawie bez wytchnienia ich oczy biegały po lekko pożółkłych kartkach. Gdy w końcu wzięli ostatnią książkę, by po chwili ją odłożyć na miejsce, odetchnęli z nieukrywaną ulgą.
– Muszę powiedzieć, że bycie profesorem i do tego pasjonatem historii to naprawdę ciężka i wyczerpująca praca.
– En. Całkowicie się z tobą zgadzam.
Bez sił oparł się o regał i spojrzał w dachowe okno.
– Chyba zrobiło się już późno. Na dworze jest całkiem ciemno.
Spojrzał na zegarek. Wskazówki wskazywały godzinę siódmą.
– Trzy godziny to niewiele. Dzięki tobie uwinęliśmy się z tym naprawdę szybko.
– Kiedy nie jest się samemu, wszystko można zrobić szybciej, dlatego zawsze, kiedy będziesz potrzebował pomocy, to możesz na mnie liczyć.
Profesor podziękował ciepłym uśmiechem i zapytał:
– W takim razie, czy gdzieś po swojej stronie natknąłeś się na jakiekolwiek dzieło literackie traktujące o greckiej miłości?
Hua Cheng popatrzył na niego i uśmiechnął się szeroko.
– Ma gege na myśli coś podobnego do pożyczonej wczoraj przeze mnie pozycji? Agape, philia, eros, philautia, storge, pragma, ludus i mania*? – wymienił wszystkie 8 rodzajów jednym tchem.
(*AGAPE – bezwarunkowa miłość, PHILIA – miłość braterska, EROS – miłość erotyczna, PHILAUTIA – miłość własna, STORGE – miłość rodzinna, PRAGMA – stała miłość, LUDUS – figlarna miłość, MANIA – obsesyjna miłość)
– Właśnie tak, dokładnie to mam na myśli.
– Grecka miłość, grecka miłość – powtarzał na głos, zamykając oczy i skupiając się na poszukiwanym temacie. – Tak, gege. Natknąłem się na coś podobnego, ale było to tylko nawiązanie do miłości greckiej w czasach naszej ery, po średniowieczu.
– A to niespodzianka. – Profesor był zaskoczony. – Pamiętasz mniej więcej, gdzie ją znalazłeś? Nie mam nic z tej kategorii w swoich zbiorach.
– Oczywiście. Tędy, gege. – Wskazał mu dłonią, w którą stronę powinni pójść.
Dopiero jak podnosił rękę, zobaczył, jaki jest brudny. Jego skóra była szara i zakurzona. Ubrania także nie przedstawiały się lepiej, ale idący przed nim mężczyzna tak samo nie był całkiem czysty.
– Następnym razem na takie poszukiwania skarbów będę musiał ubrać coś wygodnego i na pewno nie w jasnych barwach.
– To wyłącznie moja wina, San Lang. Nie uprzedziłem cię, że to "brudna robota".
– Nic nie szkodzi. To tylko kurz. – Zaczął otrzepywać ramiona, lecz zaraz zaprzestał, bo tylko zostawiał na nich więcej kurzu. – Ubrania się wypierze, a mi wystarczy szybki prysznic, żeby doprowadzić się do porządku. To tutaj – powiedział, zatrzymując się przed drewnianym regałem.
Profesor spojrzał w bok i od razu rzucił mu się w oczy czerwony grzbiet okładki. Wyciągnął rękę i wyjął stary egzemplarz.
– To ta? – zapytał, pokazując książkę studentowi.
– Intuicja nigdy cię nie zawodzi? – zapytał, będąc pod ogromnym wrażeniem trafności jego wyboru. – To dokładnie ta.
Zaśmiał się, otwierając na pierwszej stronie. Coś obok nich skrzypnęło. Obaj na raz odwrócili wzrok. Jedna z półek była pośrodku pęknięta i właśnie zaczynała coraz bardziej trzaskać pod naporem ciężkich tomów pozostawionych tu przez długi czas samych sobie.
Xie Lian szybko podstawił pod stare drewno rękę, próbując zapobiec pęknięciu do końca i rozsypaniu się pamiątek sprzed kilkudziesięciu laty. Niestety było już za późno. Półka przepołowiła się, przebijając skórę mężczyzny ostrymi drzazgami, a potem książki zaczęły spadać. Obaj mężczyźni próbowali je złapać, zanim uszkodzą się w zetknięciu o podłogę, ale w tym rozgardiaszu zahaczyli o kolejny regał, który przez przypadek pchnęli. Zaczął się niebezpiecznie przechylać na kolejny, zupełnie jak w widowiskowym Domino Day, więc profesor z bólem serca upuścił książki na ziemię i dwoma płynnymi krokami obszedł mebel, zapierając się o niego. Sekundę później obok pojawił się Hua Cheng i wspólnymi siłami zapobiegli katastrofie. Oprócz tego, że teraz obaj byli brudni od kurzu, który sypał się na ich głowy ze spadającymi dziełami literackimi, nic się nikomu nie stało.
Ledwo starszy mężczyzna o tym pomyślał, gdy zrobił krok w tył i zahaczając nogą o niewidoczną wcześniej stertę książek, upadł na plecy.
Chłopak próbował go złapać, ale jedyne co mu się udało, to nie przygnieść leżącego ciała. Klęczał na czworaka z kolanami po obu stronach jego bioder i łokciami obok głowy. Nie upadł na niego i poza czubkami nosów nawet się nie dotykali. Wkoło nich unosił się gryzący kurz i dziesiątki starych książek.
Adrenalina nadal krążyła w ich ciałach, powodując, że oddychali szybko przez lekko otwarte usta i bez mrugnięcia wpatrywali się w swoje oczy. Ręce Xie Liana leżały po obu jego bokach i kiedy chciał podnieść dłoń, usłyszał wołanie z niższego piętra.
– Słyszałem hałas! Nic wam się nie stało?
Żaden z nich nadal się nie poruszył, wdychając ciężkie powietrze pomieszane z delikatnym zapachem ciała drugiego mężczyzny. Wystarczyło przesunąć lekko głowę, aby ich usta się spotkały, ale wtedy nawoływania się powtórzyły.
– Profesorze? Jesteś cały?
– Tak, nic nam nie jest. Regał nie wytrzymał i półki pękły! – To chłopak uniósł się i odpowiedział.
Jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie i już otwierał usta, aby coś jeszcze powiedzieć, gdy czyjeś silne ramię otoczyło jego kark i przyciągnęło z powrotem na dół. Nim zdążył zorientować się, co się dzieje, jego usta stykały się z czymś miękkim i wilgotnym. Ciepła dłoń zjechała niżej na napiętą szyję, a potem przesunęła się na policzek. Człowiek leżący na podłodze, mruknął spod złączonych warg, a Hua Chenga przeszedł dreszcz.
Odsunął się na chwilę od Xie Liana i zobaczył wpatrujące się w niego jasnobrązowe oczy. Były jak dwa gorące ogniki, które właśnie znalazły drogę do jego serca, wtapiając się w nie i całkowicie przejmując kontrolę nad umysłem i ciałem. Zamknął oczy i dał się ponieść tej chwili, pierwszy raz tak intensywnie smakując ust swojego profesora. Zetknęli swoje wargi ponownie, tym razem nie tak delikatnie, lecz nadal ostrożnie, jakby obawiali się słuszności tego, co robią.
Druga dłoń starszego mężczyzny powędrowała do policzka chłopaka i lekko go ścisnęła. Hua Cheng natomiast przysunął ręce bliżej głowy leżącego i wplątał palce w związane włosy. Włożył kciuk za gumkę i zdjął ją, rozsypując brąz na drewnianej podłodze. Znów odsunął głowę, ale tylko po to, by spojrzeć na swoje dzieło, a raczej dzieło sztuki o nazwie "gege", które leżało z rękami wyciągniętymi w jego stronę i obejmującymi jego rozpaloną twarz. Tym razem to on uniósł głowę i przylgnął do chłopaka. Ich pocałunek bardziej się pogłębił i z każdą chwilą stawał coraz bardziej namiętny i zachłanny. Języki nadal pozostawały prawie w bezruchu, dając czas na poznanie się spragnionym ustom, a dłoniom na ubrudzenie coraz większej powierzchni odkrytych ciał.
Xie Lian leżał z lekko ugiętymi w kolanie nogami, z chłopakiem między nimi. Czuł jego biodra, które opierały się o wnętrze lekko rozchylonych ud, a szeroka pierś naciskała na płuca spragnione powietrza. Ciężar ciała delikatnie przygniatał go do twardej podłogi, cały czas starając się nie sprawić mu bólu. Jedną rękę objął głowę z rozpuszczonymi brązowymi włosami, drugą splótł ich palce, opierając je o porozrzucane książki. Uścisnęli się mocniej i z chciwością smakowali siebie nawzajem.
Ciężkie kroki i skrzypienie drewna na schodach nie pozostało niezauważone przez całującą się parę, ale nie mogli się od siebie oderwać. Jeszcze nie. Jeszcze troszeczkę, tylko kilka muśnięć, jeszcze chwilę chcieli się sobą nacieszyć. Ostatni raz, zanim zostaną przyłapani.
Oko Niebios przypuszczał, że stare drewno może nie wytrzymać, dlatego był tak zdziwiony jak wszedł tu dzisiejszego dnia pierwszy raz. Wszystko wyglądało na nienaruszone przez upływ czasu.
– Wiedziałem, że prędzej czy później tak się stanie. – Mówił do siebie, kiedy usłyszał od chłopaka o wypadku. Nie martwił się stanem książek, bo to tylko przedmioty, ale hałas na górze nie pozwolił mu się uspokoić.
– Może coś się stało z profesorem, że nie odpowiedział? – Myślał na głos, idąc w stronę schodów na strych. – Nie, chłopak krzyczał, że nic im nie jest. – Westchnął. – Co zrobić, mogę tylko pomóc im posprzątać ten bałagan, jaki powstał.
Zastanawiał się, czy nie przynieść jakiejś szmatki i nie zacząć oczyszczać przy okazji każdej książki, zanim znajdzie dla nich inne, bezpieczne miejsce, ale nie miał na to dziś czasu. Sklep był jego drugim domem, więc nie będzie się spieszył. Teraz należało dopilnować, żeby jego ulubiony wieloletni klient nie oskarżył go cywilnie o jakieś uszkodzenie ciała spowodowane starym meblem.
– Mogłem to wcześniej sprawdzić. – Miał do siebie pretensje.
Chwycił za poręcz, pomagając tym sobie wdrapać się po stromych stopniach. Miał już swoje lata i nie był pierwszej młodości, gdzie takie wejście pokonałby w dwie sekundy i na jednym wdechu.
Na strychu było dość ciemno, ale jeszcze zanim pokonał ostatni szczebel, rozejrzał się wkoło, szukając wzrokiem profesora i jego przyjaciela.
Dziwne. Nigdzie ich nie ma.
Wiedział, że nie mogli się minąć, więc musieli tu być. Stanął i w końcu usłyszał jakiś szelest.
– Profesorze? – zawołał.
– Tu jesteśmy! – odezwał się głos wołanego mężczyzny.
Właściciel antykwariatu odetchnął z ulgą i skierował się do zacienionego miejsca, skąd dobiegały do niego różne dźwięki. Kiedy tam dotarł, nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
– O mój Boże! – Zaczął krzyczeć w panice. – Nic wam nie jest? Jak to się stało? Natychmiast idę po apteczkę! – Zadawał następujące po sobie pytanie, nawet nie dając mężczyznom nic powiedzieć.
Siwy starszy pan na miarę swoich sił pobiegł szybko na niższy poziom. Xie Lian, który dotąd klęczał na podłodze i zbierał na kupkę porozrzucane wcześniej przez wypadek książki, usiadł i zaczął się głośno śmiać.
Całe ubranie miał brudne od kurzu, jakby się w nim tarzał, co nie było dalekie od prawdy. Jego włosy były w ogromnym nieładzie, bo gumka przy okazji ich romantycznych chwil gdzieś się zapodziała, więc nie mógł nawet ich związać. Podejrzewał, że i tak na wiele by się to nie zdało, bo i one były teraz brudne. Na szyi i twarzy posiadał szare ślady pozostawione przez dłonie studenta, ale dzięki temu nie można było dostrzec różowych policzków.
Za to Hua Cheng... jego ubrania były na pewno czystsze w porównaniu do stanu nauczyciela, ale za to wszystkie odkryte części ciała były mieszanką szarości i czerwieni, kurzu i krwi, którą zupełnie nieświadomie naniosły na niego pokaleczone ręce profesora. Gdyby ktoś w tym momencie spojrzał na chłopaka, to tak samo jak Oko Niebios, biegłby czym prędzej po zestaw pierwszej pomocy.
Chłopak nic nie mógł na to poradzić. Krew zdążyła zaschnąć na jego ciele. Usiadł ciężko obok Xie Liana i łapiąc delikatnie za jedną z jego okaleczonych dłoni, przyłożył ją do własnego policzka.
– Gege, powiedz mi, że nie wyglądam tak strasznie, jak wskazywało na to przerażenie w oczach tego pana.
– Ha, ha! Nie, San Lang. Wyglądasz uroczo. Jak lis po zaciętej walce z dziką łasicą. Właśnie tak teraz wyglądasz!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro