16. Rozmowy przy wspólnym stole
Trzy kwadranse po zakończeniu występu czwórka członków zespołu "Podziękowanie za litość" oraz profesor ze swoim uczniem siedzieli w wydzielonym sektorze w jednym z nocnych barów.
Mężczyźni zaczęli od piwa i od wzniesienia radosnego toastu za udany koncert. Xie Lian początkowo chciał odmówić picia alkoholu, ale przysiadł się do niego Quan Yizhen i bezceremonialnie postawił przed nim szklankę z kolorowym napojem.
– To sok? – zapytał wykładowca.
– Nie, to drink – odparł szczerze.
– Wiesz, że nie pijam alkoholu.
– En. Jednak pomyślałam, że dziś nie odmówisz.
Pod czujnym okiem Hua Chenga przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie, aż starszy mężczyzna wzruszył lekko ramionami i powiedział:
– Dobrze. Dziś chyba przyda mi się coś mocniejszego, niż zwyczajny sok. Twoja ballada była tak straszna, że muszę o niej jak najszybciej zapomnieć. – Uśmiechnął się i złapał za szklankę. – San Lang – zwrócił się do chłopaka obok – przepraszam, ale oddaję się dziś w twoje ręce. Mam nadzieję, że nie sprawię ci kłopotu.
Hua Cheng zaśmiał się i stuknął ich szklanki.
– Na nic innego nie czekam tak bardzo, jak na to, żeby gege sprawił mi w końcu kłopot. Nareszcie będę mógł rozwinąć skrzydła i nabyć więcej doświadczenia w moim hobby – mówił to ze swoją zwyczajną swobodą, nie przejmując się osobami, które dzisiejszego wieczoru im towarzyszyły.
Skoro wybrali się tu razem, był pewien, że nie musi kryć się z niektórymi swoimi uczuciami. Pozwalał sobie na pokazanie, że po prostu lubi mężczyznę i obaj dobrze się czują w swoim towarzystwie.
Poza tym, gdy tu szli, w pewnym momencie Lang QianQiu odciągnął starszego mężczyznę na bok i rozpoczął z nim rozmowę. Tymczasem do Hua Chenga podszedł Quan Yizhen i tak cicho, aby tylko on usłyszał, powiedział konspiracyjnie "Pozwól dziś Xie Lianowi się wyluzować. Przy nikim jeszcze nie zachowywał się tak swobodnie jak przy tobie, więc nie opuszczaj jego boku. Niech zapomni o całym świecie i o tym, jaki bywa popierdolony".
Hua Cheng pierwszy raz słyszał u niego przekleństwo i rozdrażniony głos. Zawsze był pełen wigoru i wesołości. Nie rozumiał, dlaczego mówi mu takie rzeczy, nie tłumacząc dokładnie, o co chodzi. I nadal nie wiedział, dlaczego zaśpiewał "taką" piosenkę, lecz na pewno nie było to przypadkowe.
Nawet gdyby Quan Yizhen mu tego nie powiedział, nie miał zamiaru opuszczać Xie Liana. Dlatego odpowiedział tylko krótkie "En". Jego rozmówca zaśmiał się, doskoczył do Lang QianQiu i, obejmując go ramieniem, zapytał "O czym rozmawiacie?". Atmosfera wróciła do dobrze wszystkim znanej "lekkiej pogawędki" i dalszą drogę przemierzali, żartując i śmiejąc się głośno.
Tym razem w barze Mu Qing i Feng Xin siedzieli obok siebie. Nic się nie odzywali, ale też nie kłócili ze sobą, jakby ich złość minęła albo przynajmniej osłabła. Obaj, popijając piwo, patrzyli na profesora i jego studenta.
– Nie widziałem cię jeszcze z alkoholem w ręku, Xie Lian – rzekł Feng Xin.
– Pewnie z obawy, że takiej osobistości jak on nie przystoi upijać się jak banda jego młodszych kolegów – dodał kąśliwie Mu Qing.
– Właśnie dlatego nigdy z wami nie pił, bo zachowujecie się i gadacie jak nastolatkowie. – Lang QianQiu pokazał palcem na dwójkę.
– Że co? – wypalił Feng Xin. – Sam jesteś młodszy od nas i na pewno też nie widziałeś pijanego profesora. Quan Yizhen zawsze go strzeże jak pies, żeby żaden z nas nie dolał mu do tych soczków choćby kropli wódki. – Spojrzał teraz na najmłodszego z grupy. – Dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie i sam podstawiasz mu pod nos drinka i w ogóle dlaczego on chce go pić? – Wskazał palcem na profesora.
Tym razem odezwał się Hua Cheng.
– Tak dobrze znacie gege, ale nie potraficie rozpoznać, kiedy ktoś czuje taką radość, że chce świętować ze swoimi przyjaciółmi ich szczęście? – Patrzył na nich karcącym wzrokiem. – Zamiast się cieszyć, że chce z wami pić, chociaż wiecie, że nigdy tego nie robi, to teraz jeszcze wynajdujecie powody, żeby mu ubliżać? Gdybym ja był na jego miejscu, z marszu dałbym jednemu i drugiemu w twarz. Niewdzięczni.
Choć mówił to ze swoim zwyczajnym spokojem i beznamiętną twarzą, z jego ust sączył się jad.
Domyślał się, jaki był powód zmiany nastawienia do picia zarówno przez Xie Liana, jak i Quan Yizhena. Jeśli ta dwójka naprzeciwko nie wiedziała tego, było to coś, o czym nie powinno się mówić głośno. Jednak za to, jak mówili o jego nauczycielu, nie zamierzał im tego puścić płazem.
– Jak nas nazwałeś, dzieciaku? – fuknął Feng Xin.
– Niewdzięcznicy – powtórzył, patrząc mu w oczy. – Aż dziwię się, że gege nadal się z wami zadaje.
– Czekaj no... – krzyknął, uderzył pięścią w stół i zaczął wstawać, ale pierwszy podniósł się Quan Yizhen i samym wzrokiem zgromił mężczyznę. – By was kurwa coś trzasnęło – wyrzucił z siebie, dodając jeszcze kilka niecenzuralnych słów i usiadł, pokonany.
– Uważam, że powinniśmy świętować wasz kolejny sukces, a nie skakać sobie do gardeł – odezwał się w końcu Xie Lian, obracając w dłoni oszronioną szklankę. – To, czy piję, czy nie, nie jest na pewno powodem do kłótni. Tak jak San Lang wspomniał. – Pod stołem odnalazł jego dłoń i lekko uścisnął – Naprawdę chciałbym uczcić z wami udany koncert. Jest co świętować. – Młodszy chłopak zaczął delikatnie gładzić kciukiem jego skórę. – Zazwyczaj unikam alkoholu, ponieważ mam bardzo słabą głowę. I jeśli naprawdę myślicie to, co powiedziałeś ty i Mu Qing, to przepraszam. Nigdy nie naśmiewałem się z was, kiedy byliście pijani.
Dwójka mężczyzn spuściła głowy. Od rana kłócili się ze sobą i teraz ciężko im było się uspokoić. Wiedzieli, że Xie Lian nigdy nie zrobił nic złego, nie powiedział nic niemiłego i zawsze im pomagał, wysłuchiwał ich problemów i doradzał, jak tylko potrafił. Dlatego mieli świadomość, że przesadzili.
– Przepraszam – powiedzieli prawie jednocześnie, ale tym razem nie wkurzyli się jeden na drugiego za tę niechcianą synchronizację.
– Przepraszam – powiedział jeszcze raz Mu Qing, zwracając się do Xie Liana. – Ale tylko ciebie, tego szczyla obok nie zamierzam za nic przepraszać.
– A ja nie potrzebuję, żebyś nawet cokolwiek do mnie mówił. Wystarczy, że przeprosiłeś gege – odparł lekceważąco Hua Cheng.
– Nie przyszliśmy się tu wykłócać, więc może napijemy się wszyscy i rozluźnimy atmosferę? – zasugerował pojednawczo najstarszy mężczyzna.
Cała szóstka podniosła swoje szklanki i stuknęła się nimi nad stołem. Każdy wypił za to pojednanie i już po kilku minutach zaczęli normalnie rozmawiać. W miarę upływu czasu i wychylanych szklanic z piwem, a w przypadku profesora upijanych małych łyczków kolorowego drinka, atmosfera stawała się wręcz bardzo przyjazna.
– Hua Cheng! – krzyknął uśmiechnięty Feng Xin. Jego policzki były już lekko różowe, a oczy szkliste.
Chłopak popatrzył na niego i skinął głową.
– Ile ty w ogóle masz lat?
– Dwadzieścia dwa – odparł.
– To jesteś na... – Zaczął liczyć coś na palcach u prawej ręki. – Trzecim roku?
– En.
– I już udało ci się trafić na naszego wymagającego Xie Liana? – Zaśmiał się. – Współczuję.
– Zupełnie nie ma czego. Bardzo lubię zajęcia z gege.
– Nazywasz go tak pieszczotliwie "gege", jakbyście byli dobrymi znajomymi.
Hua Cheng uśmiechnął się delikatnie i odparł:
– Jestem jego najlepszym uczniem, a on moim ulubionym nauczycielem, więc jak mógłbym zwracać się do niego inaczej?
Feng Xin przez chwilę rozmyślał i do jakiegokolwiek logicznego lub nielogicznego wniosku doszedł jego nietrzeźwy umysł, to skinął głową, odpowiadając:
– Rozumiem. No tak... – Odetchnął, upił kolejną niemałą ilość piwa i znów zapytał: – A nie musicie zwracać się na tej waszej uczelni do nauczycieli per pan? Wiesz... Xie Lian nie jest już najmłodszy. W lipcu skończył trzydziestkę.
Hua Cheng podniósł brwi i obrócił twarz do Xie Liana.
– Gege ma 30 lat?
– En – odparł w uśmiechu, podnosząc zarumienione policzki. – Jestem za stary?
– Ależ nic podobnego. – Jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu. – Po prostu pomyślałem, że dzieli nas różnica ośmiu lat, a obrócona ósemka to znak nieskończoności. Wierzę, że to bardzo dobry znak.
– Naprawdę tak myślisz? – zapytał, czując ciepło wewnątrz ciała i zastanawiał się, czy to przez alkohol, czy słowa chłopaka. – Cieszę się, że tak to odbierasz.
– My z Mu Qingiem mamy po 25 lat – powiedział wesoło Feng Xin. – Lang QianQiu ma 23, a Quan Yizhen 20. Jest najmłodszy, ale najsilniejszy z nas. Ha, ha! Poza tym czasami bywa nadpobudliwy, więc staramy się go nie denerwować. – To powiedziawszy, dopił do końca resztkę płynu w szklance i poszedł do baru złożyć kolejne zamówienie na ich stół.
Xie Lian niewiele jadł i niewiele pił. Wszyscy szykowali się na szóstą rundę piwa, a tymczasem profesor nie skończył nawet swojego drinka, który dostał od Quan Yizhena. Jednak gdyby porównać stopień upojenia alkoholowego, to razem z Feng Xinem i Mu Qingiem byli podobnie wstawieni. Natomiast Hua Cheng oraz Quan Yizhen wydawali się całkowicie trzeźwi.
– Co studiujesz, najlepszy studencie? – znów odezwał się Feng Xin.
– Informatykę – odparł Hua Cheng, ignorując ten specjalnie użyty zwrot w jego kierunku.
– Naprawdę? Nie jesteś humanistą?
– Czytam w wolnych chwilach, ale mam szerokie zainteresowania. Dlaczego pytasz? Powinienem nim być?
– No jak to... W końcu lubisz naszego profesora, a to prawdziwy maniak historii! – Wziął w rękę piwo i oparł się o krzesło. – Jak zaczyna nawijać o starożytności, nikt z nim nie może wytrzymać. Gada i gada o tym, jakby to było coś ciekawego, a to przecież przeszłość! Po co do niej wracać?
– Cóż... nie powiem, że nie myślałem kiedyś podobnie do ciebie, ale zajęcia z profesorem Xie Lianem są bardzo ciekawe – powiedział oficjalnie. – Jeśli kiedyś miałbyś okazję przyjść na jego wykłady, to na pewno byś zrozumiał, co mam na myśli.
– Chyba jednak nie skorzystam.
– Szkoda. Ja dzięki niemu bardzo polubiłem starożytną historię. Teraz mógłbym o niej rozmawiać pewnie tak często jak gege. – Puścił oko osobie, o której była mowa. – Tak naprawdę to tamte czasy wydają się o wiele ciekawsze, bardziej poukładane niż obecne. Zawsze istniały kłamstwa, oszustwa, chciwość, ale kiedyś ludzie mieli więcej honoru. Dziś niewiele jest osób godnych zaufania, bo większość z nich stała się egoistami.
– Egoizm – w końcu odezwał się Lang QianQiu – to antonim naszego profesora.
– No właśnie! – krzyknęli wszyscy. – Nikt nie ma takiego wielkiego serca jak on!
Z początku burzliwe, ale później wesołe afterparty skończyło się, kiedy Mu Qing z Feng Xienem złapali się za ramiona i zaczęli śpiewać jedną ze swoich piosenek. Oczywiście Feng Xin fałszował, co bardzo nie podobało się wokaliście, więc już po chwili prawie pobili się wewnątrz knajpy i wszyscy szybko ewakuowali się do wyjścia.
Perkusista oraz najlepszy student nadal wydawali się trzeźwi. Lang QianQiu nie zataczał się, ale język mu się plątał, kiedy pytał profesora, czy na pewno mają gdzie spać, a sam Xie Lian uśmiechał się cały czas i choć mało mówił, widać było, że alkohol szumiał mu w głowie.
Kiedy się pożegnali i szli w stronę swoich hoteli, Quan Yizhen rzucił spojrzenie na Hua Chenga, a ten prawie niezauważalnie skinął mu głową. Xie Lian miał lekko rozmyty wzrok, ale nie umknął mu ten gest. Pewnie nic by o nim nie wspomniał, ale alkohol jest bardzo pomocny w rozwiązywaniu języka, dlatego jak zostali już sami, zapytał:
– Quan Yizhen coś ci powiedział?
Hua Cheng westchnął cicho.
– Nic się przed gege nie ukryje.
– Nawet nie musiałem nic widzieć, żeby się domyślić. Ten chłopak dobrze wie, że nie mogę pić.
– Nie możesz czy nie powinieneś? – Student zwrócił uwagę na jego wcześniejsze słowa.
Mężczyzna nie zważając na to, że szli chodnikiem i mogli natknąć się na innych przechodniów, włożył dłoń do kieszeni kurtki chłopaka.
– I jedno, i drugie – odparł. – Alkohol otumania i przytępia zmysły, a ja lubię mieć pełną kontrolę nad sobą.
– Myślę, że w odpowiednim towarzystwie można sobie czasami pozwolić być nie do końca zwyczajnym sobą i dać się ponieść... – Otoczył ramieniem osobę idącą obok i dokończył: – Ładnie zaśpiewał to Quan Yizhen "dać się ponieść chwili".
Obaj zaśmiali się.
– Bardzo ładnie. Ale i tak muszę cię przeprosić za zachowanie tej niesfornej i kłopotliwej pary. Zazwyczaj są bardziej znośni, ale dziś najpewniej mocno się pożarli.
– Pary? – zapytał zdziwiony chłopak. – Gege chce mi uświadomić, że oni są razem?
– Tak, San Lang. Znają się od dziecka i kiedy osiągnęli pełnoletność, to można powiedzieć, że stałem się ich swatką.
– Ale jak to możliwe? – dopytywał, wciąż nie mogąc uwierzyć. – Ich charaktery są tak trudne, a dziś wyglądali jak najwięksi wrogowie, gotowi się pozabijać, jak któryś z nich nie dostanie cukierka.
– Przeciwieństwa się przyciągają, ale podobne charaktery również. No i istnieje jeszcze powiedzenie "kto się czubi, ten się lubi", choć oni zdecydowanie przesadzają z kłótniami.
– W takim razie jak udało ci się ich połączyć? To prawie niewykonalne.
– Cóż... moją jedyną pomocą była szczera rozmowa z jednym i drugim. Sami do mnie przyszli, aby się zwierzyć. Oczywiście żaden o tym nie wiedział, bo przyszli w innych dniach, ale mówili to samo: lubię go i nienawidzę i nie wiem co z tym zrobić. Zapytałem ich, czy wyobrażają sobie siebie za miesiąc, za rok, za dwa lata, gdzie nie będzie obok tego drugiego. Obaj odpowiedzieli, że mieliby w końcu spokój, ale po chwili całkiem szczerze przyznali się, że by tego nie chcieli. To naprawdę piękne, jak zgodni są w tym, co czują do siebie i co mówią. A ciągle się złoszczą o to. Ha, ha! Sam nie potrafię ich rozgryźć.
– Jeśli teraz mają po 25 lat, to są już ze sobą siedem? To naprawdę długi staż... – Spojrzał w dal. – Że też się dotąd nie pozabijali.
– Prawda, że to ciekawe? Na miłość nie ma słów, mogących ją w pełni określić lub nadać im granice. Dlatego jest taka wspaniała i niezwykła.
– A zadałeś im gege swoją zagadkę? – Przypomniał sobie pierwsze zajęcia starożytnej historii. – Jestem ciekawy, co odpowiedzieli.
– Zadałem, a jakże. – Odkaszlnął i rzekł poważnie: – Obaj odpowiedzieli "kiedy patrzę na niego, mam ochotę rozszarpać go gołymi rękami i zetrzeć z jego twarzy ten złośliwy uśmieszek". Idealna zgodność.
Śmiali się z dwudziestopięciolatków prawie minutę, aż poczuli w gardłach zimne mroźne powietrze i szczelniej zasłonili się kurtkami.
– San Lang, podobał ci się koncert? – zapytał, kiedy udało im się uspokoić.
– Tak. Bardzo dobrze grali, a Mu Qing śpiewał, choć nie ukrywam, że za tym jego melodyjnym głosem ukrywa się szatańska złośliwość i szyderstwo.
– Ha, ha! Akurat tobie to nie przeszkadzało, bo i jego, i Feng Xina zgasiłeś w kilka sekund – rzekł z uznaniem.
– Zasłużyli sobie. Nikt nie może obrażać mojego... mojej łasicy.
Mocniej przysunął do siebie mężczyznę, a on w końcu uświadomił sobie, że nadal nie wyciągnął ręki z jego kieszeni. Szybko to naprawił i zarzucił mu rękę pod kurtkę na dolną część pleców. Mięśnie nieznacznie naprężały się przy każdym kroku, a on nieśmiało wodził po nich palcami tam i z powrotem.
Nie było wielu sytuacji w jego życiu, kiedy byłby pijany, ale był to pierwszy raz, kiedy nie do końca panował nad sobą i miał obok osobę, którą darzył głębszym uczuciem. Dlatego starając się nie zachować napastliwie, trzymał swoją dłoń na materiale, zamiast pod nim. Ogrzewał swoją dłoń o pośrednie ciepło emanujące z ciała chłopaka, zamiast bezpośrednio z jego gorącej skóry. Jednakże im więcej o tym myślał, tym bardziej chciał pozbyć się tej bariery, ale i tym razem rozum wziął górę. Nie mógł zrobić tego, co chciał, bo na dworze naprawdę było zimno, a on nie wybaczyłby sobie, gdyby z jego powodu chłopakowi było zimno lub, co gorsza, się przeziębił.
Dlatego docisnął swoje przedramię mocniej i sam starając się dać mu trochę ciepła, szedł, rozmawiając o minionym wieczorze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro