Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Wcale nie myślę o Tobie tak często

Dni tygodnia Hua Chengowi upływały na nauce, czytaniu książek, szykowaniu prac na zajęcia oraz pisaniu wiadomości z profesorem od starożytnej historii.

Poza piątkiem i poniedziałkiem, kiedy mieli ze sobą zajęcia, rzadko widzieli się na korytarzach uczelni, choć nie dlatego, że nie szukali wzrokiem swojej obecności, ale po prostu szkoła ta była bardzo duża. Na rozległym terenie umieszczono aż siedem budynków, gdzie odbywały się lekcje i trzy, które były akademikami dla przyjezdnych studentów.

Najlepszy uczeń w szkole miał zajęcia w budynku, gdzie mieścił się gabinet profesora Xie Liana tylko w poniedziałki, środy i piątki. I wyjątkowo dwa dni po incydencie z nieprzyjemnym studentem Ke Mo, udało mu się przypadkiem natknąć na swojego wykładowcę.

Miał akurat "okienko", więc siedział na krześle w ciepłym korytarzu i czytał "Historia Edo – oczami byłego samuraja". Na zewnątrz padał deszcz, a temperatura obniżyła się do pięciu stopni, więc postanowił nie wracać do akademika, aby tam poczekać na kolejne zajęcia. Szczęśliwie na parterze znajdowała się biblioteka i to stamtąd wypożyczył podręcznik.

Rozłożył się wygodnie na drewnianym krześle i przewrócił kolejną stronę. W młodości wysyłano go na różne kursy i to właśnie na jednym z nich nauczył się szybko czytać. Jednak ta lektura posiadała dużo zdjęć, więc jego wzrok pochłaniał cały tekst prawie od razu, ale nad fotografiami skupiał się na dłużej, próbując utrwalić sobie wszystkie szczegóły.

Był tak zaabsorbowany tym zajęciem, że nie usłyszał zbliżających się kroków i z niemałym zaskoczeniem, czując obok siebie ruch powietrza, spojrzał w bok. Po jego prawej stronie na bliźniaczym krześle siedział Xie Lian i popijał z butelki zieloną herbatę. Sięgnął na kolana po drugi, identyczny napój i podał go studentowi.

– Nie chciałem ci przeszkadzać, ale pomyślałem, że może będziesz spragniony.

Chłopak od razu się uśmiechnął.

– Witaj gege, nie spodziewałem się ciebie tutaj. – To powiedziawszy, zabrał podarek, opuszkiem kciuka lekko zahaczając o jego dłoń. – Skąd wiedziałeś?

Odkręcił korek i napił się.

– Zgadywałem. – Wzruszył ramionami, starając się nie uśmiechnąć szeroko na subtelny ledwo dostrzegalny dotyk, jakim uraczył go chłopak. – Zazwyczaj jak sam coś czytam, to zapominam o bożym świecie, a potem wypijam dwie szklanki wody na raz. Podejrzewałem, że możesz mieć podobny problem.

– Gege mnie przejrzał na wylot. – Spojrzał na numer strony, na której skończył czytać i zamknął książkę, kładąc ją na kolanach, a na niej butelkę z herbatą. – Zazwyczaj jak zaczynam czytać, to nie przestaję, aż nie skończę.

– A więc przepraszam, że ci przerwałem.

– Nie ma za co. Czytałem z nudów. O wiele bardziej cieszę się, że gege do mnie podszedł i zagadał. Już myślałem, że znów będę mógł go zobaczyć dopiero w piątek, a to... – zerknął przelotnie w lewą stronę – zdecydowanie za rzadko, żeby nie zatęsknić – dokończył ciszej, aby nikt postronny nie był w stanie usłyszeć jego słów.

Przez chwilę obaj nic nie mówili, obserwując nawzajem swoje coraz bardziej rozszerzone źrenice i myśląc dokładnie o tym samym. Xie Lian otwierał usta, by coś powiedzieć, ale ubiegł go Hua Cheng.

– Czy gege miałby coś przeciwko, żeby od czasu do czasu zobaczyć się też w tygodniu?

– Właśnie miałem cię zapytać o to samo.

– Naprawdę? – Hua Cheng dotykał rogu pożyczonej książki, łapiąc się na tym, że chciałby, aby na jego kolanach nie było tylko zlepionych, równo powycinanych i zapisanych tuszem kartek, ale jakikolwiek skrawek ciała osoby siedzącej obok.

– En – przytaknął. – Nawet zastanawiałem się, jak to się stało, że mój zagorzały stalker jeszcze nie posunął się do tego, by złożyć wizytę w gabinecie obiektu swojej obserwacji. – Na twarzy Xie Liana pojawił się zawadiacki uśmieszek. – Czyżby ten nieustraszony młodzik jednak się czegoś obawiał lub był za bardzo onieśmielony, aby przekroczyć ten magiczny próg?

Dwudziestodwulatek słuchał słów mężczyzny i ledwo powstrzymywał się przed parsknięciem śmiechem.

Nie, nie mogę sobie na to pozwolić w szkole, gdzie każdy może mnie zobaczyć. Ale gege... jak mogłeś powiedzieć coś takiego? – Zachichotał pod nosem przykładając rękę do twarzy – Dobrze wiesz, że to zabrzmiało jak wyzwanie, któremu się nie oprę!

Tymczasem, profesor nadal mówił z uśmiechem, ale neutralnym głosem:

– San Lang lubi czytać książki, a ja mam ich u siebie całkiem sporo. Do tego nie trzeba schodzić aż na parter, aby odwiedzić naszą bibliotekę, bo mój gabinet jest na pierwszym piętrze, gdzie aktualnie siedzimy. – Zrobił dwusekundową przerwę i zakończył swoje ukryte między słowami zaproszenie: – A najważniejszy o tej porze roku jest fakt, iż jest tam o wiele cieplej niż na korytarzach i nie ma tak wiele kręcących się i przeszkadzających w czytaniu osób, więc w najwyższym skupieniu można oddać się swojej ulubionej lekturze.

Chłopak kiwnął głową, analizując z udawaną powagą słowa profesora.

– Brzmi to w pewien sposób zachęcająco, ale... – Spojrzeli na siebie. – Ale jeśli nie będzie tam książki o tytule "GEGE", to z przykrością będę musiał odmówić temu miłemu zaproszeniu. Bowiem tylko jej obecność i oddawanie się jej przyjemnej treści nakłoni mnie do tego.

– Jesteś dość wymagającym czytelnikiem, ale jako twój wykładowca od jakże wspaniałej starożytnej historii nie mogę nie sprostać oczekiwaniom, więc obiecuję, że na pewno coś da się z tym zrobić. A przynajmniej zrobię co w mojej mocy, by zdobyć ten upragniony tytuł.

– Znakomicie się dogadujemy, gege.

– Nawet jeśli nie będzie tam tej "książki" – kontynuował – to i tak San Lang będzie mile widzianym gościem, więc niech się nie krępuje korzystać z tego pomieszczenia, kiedy tylko będzie miał na to ochotę.

– Będę pamiętał, choć nie sądzę, abym bez gege się tam dobrze czuł.

– Ha, ha! Dziękuję San Lang. Jednak jeśli kiedyś nie będziesz wiedział, co ze sobą zrobić, to zapraszam. Do soboty dorobię klucz, to ci dam. Poinformuję osoby z ochrony, że możesz korzystać z gabinetu pod moją nieobecność, więc nie będą od razu wzywać gwardii narodowej, by cię zatrzymać. – Mrugnął okiem.

– Zdecydowanie za bardzo ufasz ludziom.

– Ja? – zdziwił się. – Niestety jest wprost przeciwnie. Ufam tylko kilku osobom.

– I nadal chciałbyś, abym ja też mieścił się na tej liście wspomnianych "kilku osób"?

– Oczywiście. Czy ty mi nie ufasz?

– Ufam. Gdyby nie to, to... – Zacisnął lekko palce na butelce.

– No właśnie. Ja tak samo ufam tobie. Poza tym u siebie mam naprawdę dużo ciekawych pozycji, których nie ma nawet w bibliotece, dlatego tym bardziej jestem pewny, że ci się spodoba. – Po tych słowach podniósł się z krzesła i podał dłoń na pożegnanie. – Będę się zbierał. Zaraz kończą się wykłady i zrobi się tu tłoczno.

– Do zobaczenia, gege. Dziękuję za herbatę i zaproszenie. Na pewno skorzystam.

Rozłączyli dłonie. Mężczyzna odszedł, a Hua Cheng przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, a potem powrócił do przerwanej lektury.

* * *

Planowane pierwsze odwiedziny gabinetu profesora musiały trochę odwlec się w czasie, ponieważ tego popołudnia znana mu trójka uczniów z drugiego roku znów poprosiła go o pomoc. Nie miał szczególnej ochoty na spędzenie z nimi kolejnych kilku godzin, ale jakoś nie potrafił odmówić. Tym razem poprosił go Shi QingXuan. O dziwo mówił całkiem składnie, bez stresu, jaki odczuwał wobec niego przy pierwszej rozmowie, a entuzjazm, z jakim wypowiadał się o Xie Lianie, spowodował, że zaczął go lubić.

Taktowność Ling Wen podobała mu się już wcześniej, natomiast do Shi Wudu nie miał zdania, ale zachowywał się tak cicho, że na pewno mu nie przeszkadzał, nawet gdy upominał swojego brata. Było to nawet dość zabawne i pokazywało, jak bardzo byli ze sobą zżyci albo jak bardzo cała trójka była ze sobą zżyta.

Tym razem został poproszony o podzielenie się wszelkimi informacjami dotyczącymi starożytnych Chin. Gdy o tym usłyszał, jego serce odrobinę przyspieszyło, bo jego umysł posiadał bardzo dużo informacji na ten temat: z wykładu, seminarium, a potem długiej rozmowy z Xie Lianem. Tak, to był zdecydowanie temat, na który udzieli wszystkich odpowiedzi.

Przed północą wrócił do swojego pokoju całkowicie wyczerpany. Bolało go gardło od mówienia prawie non stop przez 4 godziny, ale nie to było zaskakujące. Najbardziej zdziwił go fakt, że tak chętnie go słuchano i widział u całej trójki wyraźne zainteresowanie tematem. Ling Wen przyznała się, że była bardzo zadowolona z wykładu prowadzonego przez profesora i słyszała o zaproszeniu na seminarium w muzeum, ale niestety nie byli w stanie wybrać się tam, bo w ten weekend bracia pilnie musieli wrócić do domu. Teraz cała trójka żałowała, ale po wielogodzinnym wykładzie Hua Chenga stwierdziła, że czuje, jakby nic nie stracili.

Znów zamówili jedzenie i poczęstowali nim dwudziestodwulatka. Wybrali naleśniki na słono, z farszem z pieczarek, szpinaku i mięsa, ale był tak dobrze doprawiony, że nie potrzeba było nic więcej, aby zjeść porcję ze smakiem. Podczas jedzenia wypytywali o przebieg seminarium i jakie eksponaty widział. Opowiedział wszystko dość szczegółowo, pomijając sprawy związane z profesorem od starożytnej historii.

Leżąc w swoim łóżku i próbując zasnąć, zastanawiał się, co robi jego profesor. Pół dnia spędził w towarzystwie i nie zaglądał do telefonu, który zostawił w pokoju. Oczywiście, tak jak podejrzewał, czekała na niego wiadomość z pytaniem, czy podobała mu się Historia Edo, którą czytał oraz czy miło spędził dzień. W końcu przed zamknięciem powiek postanowił mu odpisać. Pokrótce wymienił kilka faktów, które go zainteresowały, dodał informację, że kolejną część dnia spędził ze znajomymi, z którymi rozmawiał o starożytnych Chinach i dopiero niedawno wrócił. Życząc Xie Lianowi udanego wieczoru, zakończył wiadomość i poszedł spać.

*

Ptaki radośnie śpiewały na drzewach, witając kolejny chłodny dzień, kiedy Xie Lian wrócił do swojego mieszkania. Na dworze nie było jeszcze jasno, ale wskazówki zegarka na nadgarstku brutalnie informowały go, że nie ma już czasu, aby pójść spać. Zrzucił skórzaną kurtkę z ramion i cisnął ją na oparcie krzesła. Czarne buty za kostkę wylądowały niedaleko drzwi wejściowych, a gumka, którą związywał włosy, została nasunięta na rękę obok zegarka.

Mężczyzna usiadł ciężko na kanapie i oparł głowę o zagłówek. W uszach nadal mu szumiało, a ciało bolało od nadmiaru adrenaliny. Próbował się uspokoić, ale w takie dni, a raczej poranki jak ten, przychodziło mu to z trudem. Wiedział, że potrzebuje w tej chwili prysznica jak nic innego, ale nie mógł się zmusić, by pójść do łazienki. Podniósł dłoń do twarzy i przejechał po niej od czoła do brody, zatrzymując się na dłuższą chwilę przy zaciśniętych mocno ustach.

Znów to zrobiłem.

Nie napawało go to dumą. Nic takiego. Można powiedzieć, że było to przekleństwo. Pokuta. Kara. Jednakże jakkolwiek nie zostało to nazywane, nie mógł tego zakończyć, dopóki nie osiągnie upragnionego celu.

Opuścił rękę na miękkie siedzenie mebla. Prawe ramię pulsowało jak zwykle i czasami zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej, gdyby nigdy nie przestawało go boleć. Niestety, dokuczało mu tylko po nocach takich jak ta. Kiedy pozostawiał umysł i ciało zakorzenionym w nim głęboko pierwotnym instynktom i pozwalał działać według swoich własnych zachcianek.

Wziął głęboki wdech i podniósł się na nogi. Na stole leżał jego telefon i dioda w prawym górnym rogu migała na biało. Wziął urządzenie i odblokował je. Widząc wiadomość i jej nadawcę, uśmiechnął się i od razu przeczytał treść. Im dłużej stał, tym bardziej się rozluźniał. Nie było tam nic niezwykłego poza opisem poprzedniego dnia swojego studenta, ale lubił czytać jego wiadomości. Lubił, kiedy opowiadał mu troszkę o sobie i o czasie jaki spędza z innymi. Był jeszcze młodym człowiekiem, więc powinien bawić się, nawiązywać nowe znajomości, a nie stronić od towarzystwa innych. Jeśli teraz tego nie zrobi, nie wykorzysta tego czasu, to kiedy będzie go miał? W przyszłości będzie przede wszystkim praca i "dorosłość", która nakładała kajdany zwane "odpowiedzialnością" i scalała z jednym miejscem. Może nie do końca akurat jego, lecz on był tu uwiązany głównie przez siebie i sprawy, jakie wiele lat temu sobie obiecał. Był coraz bliżej. Z każdą nocą, jak ta, robił krok naprzód. Lecz czy tym samym nie zatracał się w swoim człowieczeństwie?

Nie. Nie powinien o tym myśleć i wątpić. Nie w tej chwili. Jeśli odpuści, to nigdy nic się nie zmieni, a przecież o to mu chodziło od samego początku, gdy to się zaczęło. Gdy ONI to zaczęli.

Cokolwiek ma zrobić i komukolwiek, wejdzie w tę otchłań tak wiele razy, ile będzie trzeba.

A potem zmiażdżę ją we własnych dłoniach i tego, który jest na samym dnie.

Idąc pod prysznic, zastanawiał się tylko, jak pogodzić swoje życie z osobą, która stawała się coraz bliższa jego sercu i przed którą nie mógł wiecznie udawać tylko zwyczajnego nauczyciela.

San Lang, co zrobisz, jak dowiesz się prawdy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro