Rozdział 9
*POV Dalia*
- Zamierzam cię pocałować.
Te słowa zapoczątkowały tabuny ciepła, przemierzające całe moje ciało, wraz z przyjemnym ściskiem w brzuchu. Nic na to nie mogę poradzić, poza ciągnięciem tego dalej.
- To czemu tyle zwlekasz? - spytałam go, patrząc w jego fiołkowe oczy. Jaki on jest przystojny i w dodatku - cały mój.
- Bo wolę poczekać na decyzję mojej ukochanej. - powiedział, przybliżając się do mnie coraz bardziej. Spojrzałam na usta Kiliana, kiedy bez pośpiechu wypowiadał te słowa.
- Jaką decyzję? - przygryzłam wargę.
- Aaa tam, taką jedną. - rzucił szybko i przyciągnął mnie do siebie tak, że mój bok zderzył się z jego twardym brzuchem. Mruknęłam cicho na ten gest.
- Tak bardzo chcę cię teraz pocałować...
- To czemu tego nie zrobisz?
- Ponieważ chcę, byś to ty zrobiła pierwszy krok. - powiedział, a ja nie wahając się już dłużej, złączyłam nasze usta. Były ciepłe, a zarazem twarde. Jego parodniowy zarost drapał moje policzki. Chwilę potem odpowiedział mi pocałunkiem. Objął mnie ciaśniej, mimo, iż nie sądziłam, że jest to jeszcze możliwe. Serce waliło mi jak oszalałe, a dreszcze przechodziły przeze mnie od czubka głowy, aż do palców u stóp. Kilian wysunął swój język, by pogłębić pocałunek. Chwilę później próbowałam zdominować mężczyznę, czego ostatecznie nie udało mi się dokonać, gdyż ręce szatyna zjechały na moje pośladki, ściskając je, co wywołało moją dezorientację. Przeniosłam dłonie na jego przydługie włosy i pociągnęłam za nie delikatnie. W odpowiedzi usłyszałam zmysłowe mruczenie wydobywające się z gardła chłopaka. Odsunęłam się trochę, patrząc na Kiliana z niemym pytaniem.
- No co? - powiedział speszony. - Wilkom też zdarza się mruczeć.
Jego twarz była całkowicie czerwona. Na raz wpadłam na pomysł typowy dla teraźniejszej generacji nastolatków. Prędko wstałam z kolan Kiliana i sięgałam do stołu po telefon, by zrobić mu zdjęcie.
- Ej! A ty dokąd? - rzucił z pretensją. Stojąc tyłem do niego, odblokowałam ekran i włączyłam aparat. W momencie, gdy usłyszałam jak zaczyna się podnosić, odwróciłam się w jego stronę i cyknęłam fotę jego rumieńców. Sama słodycz, naprawdę. Błysk flesza oślepił go na chwilę.
- C-co ty robisz? - spytał niepewnym głosem. Gdy tylko otrząsnął się z chwilowego zaćmienia, spojrzał na mnie krytycznie. - I po co ci to było?
Ja natomiast nadal się uśmiechałam, patrząc na zdjęcie.
- Możesz mi to chociaż pokazać? - powiedział patrząc na mnie spod rzęs.
- Yhh... Niech pomyślę... Nie. - zaśmiałam się i zablokowywując telefon komórkowy, schowałam go do tylnej kieszeni spodni.
- Tak się nie bawimy. Ja jestem miły, a ty nie miła, zła kobieto. - podszedł gwałtownie do mnie i chwycił w pół, podnosząc do góry w taki sposób, że moje nogi i głowa stykały się niemal z sobą zaraz nad ziemią, a mój tyłek był wspaniałe wypięty, wraz z telefonem wyżej.
- Puść mnie! - Zawołałam i wyciągnęłam dłonie, by podtrzymać się podłogi. - Matko, ile ty masz siły?! - Krzyknęłam sfrustrowana, nadal wisząc na jednej ręce Kiliana. Chwilę później poczułam wysuwający się aparat z kieszeni.
- Zostaw telefon! Kilian! - warknęłam na niego.
-Tak, Dalio? - zaśmiał się niewinnie.
- Postaw mnie! Ale to już!
Czułam, jak mężczyzna drży ze śmiechu i odstawia mnie na podłogę, dosłownie na sekundę, bo zaraz zostałam pociągnięta w jego stronę, tymczasem, gdy on, w tym samym czasie, usiadł na kanapie. Tak oto, nie wiem proszę państwa, jakim cudem, ale siłą woli znalazłam się w pozycji siedzącej okrakiem na nogach czarnowłosego.
- Podaj mi hasło. - usłyszałam od niego. Podstawił mi mój telefon pod nos, bym wpisała. Jednak ja jestem harda i chcę mieć coś w zamian. Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Dobra, ale jeśli będę mogła obejrzeć każdy twój tatuaż i kolczyk.
Kilian zaśmiał się, ale podał mi mój sprzęt. On, w czasie, gdy wpisywałam kod pozbywał się koszulki.
- Te na nogach też? - spytał z ogromnym uśmiechem na twarzy i z tajemniczym błyskiem w oczach. Kiwnęłam głową przecząco.
- Te później zobaczę. - dałam mu telefon i chwyciłam jego prawe przedramię, które pokrywał w większości czarny wilk, znajdujący pośrodku ciemnego mrocznego lasu, który rozciągał się po całej długości od nadgarstka, aż po ramię. Przejechałam palcem po całej dziarze.
- Bolało cię to? - spytałam.
-Nie, prawie wcale. - odpowiedział chwytając moją dłoń, która przemierzała ramię. Trzymając moją rękę przeniósł ją na lewy bok swojego ciała.
- Tu bolało. - powiedział. Przechyliłam głowę, by przeczytać tekst.
- Te potest solum vivere et mori non potuit, quid ago? Co to znaczy?
- A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć. - szepnął, uśmiechając się do mnie, tak, jak ja do niego.
- Kto to powiedział?
- Antoine de Saint-Exupery. - zmarszczyłam czoło. Coś to nazwisko mi mówiło. Nagle dostałam olśnienia.
- To jest ten autor "Małego Księcia"! - krzyknęłam wymachując rozemocjonowana swoim odkryciem. Mężczyzna pokiwał głową na "tak".
- A co oznaczają te gwiazdki? - wskazałam trzy różnej wielkości gwiazdy, będące pod lewym obojczykiem.
- Ta najmniejsza oznacza wolność. - powiedział o tej, która była najbliżej ramienia. - Średnia oznacza radość. - zjechał niżej. - A ta największą oznacza rodzinę.
Patrzyłam na to w osłupieniu. Nie spodziewałabym się takiej odpowiedzi. Dotknęłam każdej po kolei.
- Trzy... Trzy najważniejsze dla ciebie rzeczy. - Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Został jeszcze jeden tatuaż.
Znowu zabrałam dłoń Kiliana, tylko tym razem lewą i obejrzałam z każdej strony. Od dłoni w stronę łokcia na całej długości nadgarstka rozpościerał się las wokół całej ręki.
- Jak sądzę, to już wszystkie, tak? - spytałam go, przytrzymując się jego boków, by móc spojrzeć na całą klatkę piersiowa razem z mocnymi, wyrzeźbionymi mięśniami brzucha, a więc charakterystycznym męskim "V" oraz pasem tygrysim.
- Nie, kochanie. - zaśmiał się. - Mam jeszcze jeden.
Pochylił się i podniósł nogawkę spodni ukazując mały, czarny księżyc w kształcie sierpu na kostce.
- I to ostatni?
- Tak. A ty masz jakiś tatuaż?
- Niestety jeszcze nie. Moi rodzice nie wyrazili zgody na tatuaż przed osiemnastką. - powiedziałam smutnie. - Ale za to widzę, że nie jesteś taki grzeczny, na jakiego się wydajesz. Tatuaże, i ten kolczyk...
Powiedziałam nawiązując do małego tunelu w prawym uchu.
- Ohh... Księżniczko, ty jeszcze wiele o mnie nie wiesz... - szepnął mi do ucha.
- A jest coś jeszcze, co mogłoby mnie zaskoczyć?- chłopak przez chwilę się zastanawiał.
- Zanim cię spotkałem, paliłem. - rzucił.
- Serio? A ty wiesz, że to szkodzi? - spytałam.
- Nie mi. Wilkołaki mają jakąś wrodzoną odporność na większość trucizn.
- Czyli na przykład, możesz się nawalić i nic ci nie będzie?
-Tak, będę wiadomo pijany, po większej ilości alkoholu, ale w żaden sposób nie odbije się to na mnie. Zdrowa wątroba i zero kaca. - zaśmiałam się, a on wraz ze mną.
- Podoba mi się to.
*POV Kilian*
- Kochanie, wiesz, że pełnia jest za dwa dni? - spytałem cicho. Nie chciałem jej przerazić. Już wystarczająco to dzisiaj zrobiłem.
- Wiem. - powiedziała tylko, nadal będąc wpatrzona w telewizor. Westchnąłem. Albo nie doszło to do niej, albo mnie ignoruje.
- Jesteś na mnie zła? - zmartwiłem się trochę. Nie mam doświadczenia w takich zachowaniach, więc jeśli serio się zdenerwowała, to mam minimalne problemy. I co teraz mam robić? Jak mam się zachować?
Milcząca dziewczyna tylko mnie przekonała w moich spostrzeżeniach.
- Księżniczko... Zrobiłem coś nie tak? - szepnąłem skruszony. Dalia dalej nie reagowała na moje słowa, tak, jakby ich nie słyszała. Usiadłem bliżej niej i dotknąłem jej dłoni. Ta gwałtownie odsunęła rękę, jakby coś ją poparzyło. - Co się dzieje, Dalia?
Starałem się mówić powoli i cicho, by w żaden sposób dziewczyna nie zareagowała w inny sposób, niż bym chciał.
- Nic. - odpowiedziała. Tyle, nic więcej. Tylko jedno słowo, trzy litery. Jej głos natomiast nie wybrzmiewał złością. Brzmiał smutnie. Prawie depresyjnie. Zmartwiłem się bardzo. Co mogło doprowadzić ją do takiego stanu w przeciągu kilku chwil? Uniosłem dłoń do twarzy dziewczyny, po czym podniosłem, by móc spojrzeć w jej oczy. Jednak ona opuściła wzrok, uniemożliwiając mi to.
- Ej... Mała... Czemu opuszczasz wzrok, najdroższa? - gdy obserwowałem ją w tym momencie, uzmysłowiłem sobie, że cierpiała.
-J-ja po prostu... Zrozumiałam, że moja rodzina przez cały czas mnie okłamywała. Zamiast mi powiedzieć, to oni ukrywali moje pochodzenie. I jeszcze mój brat... - ostatnie pół zdania powiedziała tak szybciutko, iż zastanawiałem się czy naprawdę je wypowiedziała.
- Co twój brat? - dopytywałem się. - Nie zrozumiałem cię.
Pokręciła gwałtownie głową.
- Nie, nic.
Nie drążyłem tematu, by nie wprowadzać jej w większy dołek.
- Chcesz się z nimi teraz spotkać? - nie wiem, czy to dobra propozycja, ale podejrzewam, że tęskni.
- Nie chcę. Ale mógłbyś mnie podwieść do przyjaciółki?
- Do tej, z którą tyle piszesz? - spytałem, by zrozumieć, o kogo jej chodzi. Nie chciałem być zazdrosny, bo jeśli moja księżniczka tego potrzebuje, to zabiorę ją nawet na koniec świata (nie zwracając uwagi na to, iż koniec świata jest za nami).
- Jasne. Zbieraj się kochanie, tylko uważaj na głowę.
Dalia popędziła na górę po bluzę i za chwilkę była gotowa. Jeszcze tylko ubrać buty i możemy jechać.
Chwyciłem kluczyki i trzymając buty w dłoni wyszedłem na schody przed domem. Poczekałem chwilę na moją mate, a potem wsiedliśmy razem do pojazdu, po raz kolejny tego dnia. Ruszyłem, kierowany wskazówkami dziewczyny.
Poza ustalaniem trasy, nie rozmawialiśmy za wiele. Nie chciałem naciskać.
Zaparkowałem samochód i wyszliśmy oboje. Chciałem odprowadzić ją do drzwi, po to, aby dopilnować, by nic jej się nie stało, zanim oddam ją w ręce innej kobiety.
Dalia nacisnęła na dzwonek do drzwi.
Parę minut później drzwi otworzyły się ukazując wysokiego, czarnowłosego chłopaka.
- Max? - Usłyszałem Dalię. W momencie zasłoniłem dziewczynę swoim ciałem, przed chłopakiem.
- Kim jesteś? - warknąłem w jego stronę. Facet spojrzał na mnie zagubiony. Nie ogarnia, co się dzieje. Poczułem dłonie Dali, sunące po moich plecach i bokach.
- Kilian, odpuść w końcu. - powiedziała spokojnie. - Nie możesz warczeć po każdym, kto tylko na mnie spojrzy.
Dziewczyna wyminęła mnie i stanęła do mnie przodem, zakładając dłonie na piersi, w buntowniczym geście.
- Max, czemu tyle nie wracasz? - doszedł do mojego słuchu jakiś kobiecy głos. To chyba ta jej przyjaciółka. Stanęła koło chłopaka, dotykając jego ręki, która trzymała otwarte drzwi. Chwilę później zobaczyła nas. Jej oczy powiększyły się i zaczęły błyszczeć. Potem zaciskałem uszy, by nie ogłuchnąć od ich pisków.
~Wow, że też takie małe coś może wydać taki wysoki głos. - powiedział wilk, będący w szoku.
~Tak...
-A to, kto to? - powiedziała blondynka, gdy przestała przytulać moją Dalię. Ująłem jej dłoń zaznaczając swój teren, na co moja księżniczka tylko uśmiechnęła się, a tej drugiej prawie wyszły oczy z orbit.
- Max! Musisz już iść! - krzyknęła, wypychając go za próg. Zaśmiałem się, bo w sumie niczemu nie zawinił. Natomiast Dalia i ja zostaliśmy wepchnięci siłą do domu blondynki.
- O stary, powodzenia. - Usłyszałem głos Maxa i pocieszające poklepywanie po ramieniu. Chyba nie może być aż tak źle, prawda?
~Zawsze możemy uciec. - zaproponował wilczur.
~I co, zostawić Dalię na pastwę tego czegoś?
~A...Aa! Dobra, to było nie przemyślane. - zgodził się ze mną błyskotliwie.
~Spróbujmy to przeżyć po męsku.
~Tak ,spróbujemy. To tylko kobiety, co my się będziemy wycofywać?
*POV Chelsey
Siedziałam w pokoju z Maxem, w chwili, gdy zadzwonił dzwonek. Odsunęliśmy się od siebie, przerywając pocałunek i spojrzałam na chłopaka.
- Otworzysz? - on pokiwał głową i po poprawieniu ubrań, udał się na dół.
Położyłam się na łóżku, myśląc o tym, co przed chwilą miało miejsce...
*Wspomnienie*
Wracałam ze sklepu, w deszczu, gdy zaczepił mnie on. Nigdy nie potrafiłam się do niego odezwać. Był z innego środowiska. Miał innych znajomych. Krótko mówiąc, nie miałam szans. A teraz on stoi przy mnie i trzyma nad moją głową czarny parasol.
- Cześć, Ches. - powiedział, pięknie się do mnie uśmiechając.
- C-cześć, Max. - wykrztusiłam piskliwie.
- Co robisz o tej godzinie, w taką pogodę? - spytał, nadal chroniąc mnie od kropel deszczu.
- Wracam ze sklepu. - odpowiedziałam, wskazując trzymane przez mnie reklamówki. - Mam pustą chatę i muszę coś jeść przez ten czas.
Wróciłam do siebie. Już byłam w stanie żartować i być sarkastyczna. To dobrze, bo już się bałam, że to nie nastąpi. Jak widać, teraz to mi nie takie straszne.
*Koniec wspomnień *
Już jakiś czas Max nie wracał, więc zdecydowałam się zejść i sprawdzić, co się dzieje. Zeszłam po schodach. Chłopak stał w drzwiach, a z jego najbliższego otoczenia wydobywało się dużo głosów. Podeszłam do niego.
- Max, czemu tyle nie wracasz? - spytałam, a chwilkę później zobaczyłam moją dziewoję - Dalię. Zaczęłam piszczeć i rzuciłam się na nią, zaczynając ją ściskać. O matko, nie widziałyśmy się... przez dwa tygodnie? Otworzyłam oczy i ujrzałam bardzo przystojnego czarnowłosego chłopaka, patrzącego na nas z dziwnym wyrazem twarzy. W jednej chwili odsunęłam się od przyjaciółki.
- Kto to jest? - spytałam, a chłopak chwycił dłoń dziewczyny i uśmiechnął się do niej, tak jak ona do niego.
Ooo... Ja już wiem, co się tu dzieje!
- Max! Musisz już iść! - krzyknęłam i siłą wyrzuciłam chłopaka za drzwi, od razu chwytając rękaw mojej BFF, ciągnąc go w stronę domu i zamykając za nimi drzwi.
- Co tu się dzieje? - powiedziałam podtrzymując ręce na bokach ciała i mrożąc ich delikatnie wzrokiem.
- Yyy... Nic się nie dzieje... - szepnęła cicho Dalia.
-Co?! - rzuciłam wraz z owym chłopakiem, który był w takim szoku, że zwrócił się twarzą do dziewczyny, ignorując mnie całkowicie.
- Co, co? - odpowiedziała pytaniem, nie będąc pewna o co chodzi oraz tego, co właśnie zrobiła.
- O nie, młoda damo. Tego za wiele. - powiedziałam, porywając dziewczynę na górę, do swojego pokoju. Po drodze wołał za nami jej chłopak. Lecz zatrzymałam go na schodach.
- Ty zostajesz tu. - dobitnie dałam mu do zrozumienia, że ma nie przeszkadzać.
- Siadaj. - rzuciłam, znajdując się już w swoim pokoju i zamknęłam drzwi. - A teraz opowiadaj!
-Ale co?
- Nie udawaj, że nic nie wiesz. Gadaj to, co wiesz! - usiadłam obok niej, wskazując w nią palcem. - A jak nie, to nie dostaniesz jedzenia!
Jej oczy zabłysły z przerażenia.
- Nie zrobisz tego. - powiedziała szczerze przestraszona.
- Wątpisz we mnie?
- Nie...
- To gadaj. Co ci jest w głowę? Kim on jest? Kim jest dla ciebie? Co cię z nim łączy? Czy to jest ten kuzyn? Jak tak, to czemu trzymał cię za rękę?
- Stop, stop! Powoli kobieto.
- To zacznij odpowiadać w końcu. - rzuciłam z pretensjami.
- Uderzyłam się w głowę i mam szwy. Niebawem będę je ściągać, a ten facet z którym przyszłam, to Kilian. Jest moim chłopakiem...
- Co?! To czemu zaprzeczyłaś na dole?! - krzyknęłam. To temu tak się zbulwersował... - Jak mogłaś tak powiedzieć, skoro to nieprawda?!
- Spanikowałam, dobra?! Nie znasz go i mogłaś pomyśleć "nie wiadomo co".
- Jak mogłaś tak pomyśleć, Dalia?! Ty widziałaś, jak go zraniłaś?!
- Tak, widziałam i teraz mi piekielnie smutno. Jak ja mogłam być tak głupia?! - krzyknęła chowając twarz w dłoniach.
- Dobra, już okey. On zrozumie, że to był odruch obronny. - powiedziałam, jednocześnie przytulając ją do siebie. Ta w try miga wybuchła płaczem.
Co ona wyprawia... W przeciągu paru dni znalazła chłopaka, pierwszego w jej życiu. Przed chwilą się go wyparła, że nie są razem, a teraz płacze, bo sobie uświadomiła, co zrobiła.
- Dalia, kochanie, zejdź do niego na dół i go po prostu przeproś, a nie siedź tutaj i łzy wylewaj.
Dziewczyna pokiwała na zgodę głową i powoli wstała z łóżka. Jej twarz była cała czerwona, wraz z przekrwionymi oczami.
- Wyglądasz koszmarnie. - mruknęłam, skrzywiając się. Na to przyjaciółka także się wykrzywiła.
- Ale ty potrafisz mnie wesprzeć.. .
- Taka moja rola. - zaśmiałam się, kłaniając się niczym księżniczka. Dalia prychnęła śmiechem i otarła rękawem krople łez z policzków, po czym wyszła z pokoju.
*POV Kilian*
W momencie, gdy Dalia zaprzeczyła podejrzeniom blondynki, coś się we mnie załamało. Wyparła się mnie, tak po prostu, przy swojej najlepszej przyjaciółce...
Kucnąłem przy ścianie, by zmniejszyć odczuwany ból. Skuliłem się bardziej.
Czemu ona to zrobiła?
Ja ją kocham, a ona najwyraźniej mnie nie, ale ona jest moją mate, powinna coś czuć, choćby przez samą więź.
~Kilian...
~Nie! Nie próbuj nawet się odezwać! - warknąłem. Byłem rozdarty na dwoje. Jedna cześć była pogrążona w smutku i żalu, z powodu tego wszystkiego. Miałem ochotę siąść i ryczeć, mimo, iż jestem dorosłym facetem i w dodatku wilkołakiem. Druga część mnie ma ochotę coś zepsuć. Jest tak wściekła, że pragnie kogo porządni zlać, zapolować, bądź zrobić cokolwiek, by coś lub ktoś cierpiało tak samo, jak ja. Ta bardziej niebezpieczna połówka zaczęła stopniowo dominować, a ja zacząłem powoli się przemieniać. Jednak wiem, że do tego nie mogę dopuścić, bowiem, jeśli się przemienię pod wpływem gniewu i agresji, mogę przyjąć taką postawę, jak Hulk - nie być świadomym, co się czyni, tylko siać zniszczenie.
Przestałem panować nad szybkością tętna i częstotliwością wdychanego i wydychanego powietrza. Po chwili usłyszałem dźwięk łamanych kości. Szarpnąłem głową gwałtownie, nie panując nad tym. Moje dłonie zaczęły pokrywać się sierścią, a ubrania pękać w szwach. Padłem na kolana i chwilę później, nim całkowicie się przeobraziłem, dobiegł mnie głos dziewczyn, następnie płacz i trzask drzwiami. Chwilę później, na dole schodów, niedaleko mnie stała zaczerwieniona Dalia. Tylko tym razem nie miała rumieńców...
Ona płakała.
Fakt ten w jednej chwili zahamował proces przeistoczenia. Zacząłem przybierać ludzką postać, lecz ubrania były nadszarpnięte w niektórych miejscach.
- Kilian... ? - szepnęła dziewczyna, pociągając nosem. Opanowałem emocje, nie chcąc, by zauważyła w moim wyglądzie cokolwiek niepokojącego. Nadal jednak siedziałem na czworaka na podłodze, co mogło dać trochę do myślenia.
Nie spojrzałem w jej oczy. Nie byłbym wstanie widzieć, co się kryje za tym wzrokiem. Spuściłem głowę.
Poczułem jak dziewczyna siada obok mnie. Tak blisko, że momentalnie odczułem jej zapach, jej ciepło. Dziewczyna przeciągnęła dłonią po panelach. Śledziłem drogę, jaką przemierza. Zatrzymała się przy mojej dłoni. Dotknęła palców, posyłając dreszcze oraz falę ciepła w głąb mojego ciała. Wszystkie mięśnie napięły się, a żyły się uwydatniły na odsłoniętej skórze.
- Kilian... Ja przepraszam. - powiedziała cicho, nadal pociągając nosem. Miałem ją tu przyprowadzić, by poczuła się lepiej psychicznie, a tymczasem plan legł w gruzach, ponieważ płaczemy teraz zarówno ja, jak i ona. Tyle, że ona zewnętrznie, a ja wewnętrznie.
Miałem ochotę wyć. Jestem taki beznadziejny...
- Spójrz na mnie, proszę. - nie zrobiłem nic. Nie odezwałem się, nie ruszyłem się. - Kilian, przepraszam za to co powiedziałam. Nie chciałam, żeby tak wyszło... Ja po prostu się wystraszyłam. - zachlipała.
Chwyciła moją twarz w dłonie i podniosła do góry, by móc na nią spojrzeć. Starałem odwrócić jak najbardziej możliwie wzrok.
Ale nie potrafiłem. Spojrzałem na nią. W jej oczach odnalazłem własne uczucia. Ból, żal, gorycz, smutek.
- Dalia...
- Kilian. - westchnęła.
- To ja przepraszam. - powiedziałem cicho. Na jej twarzy pojawił się szok.
- Co? Nie! Nie masz mnie za co przepraszać! To ja zawaliłam. Powiedziałam coś, czego nie miałam na myśli.
- Jak to nie? Za bardzo na ciebie naciskałem. Wymagałem od ciebie, byś została przy mnie i żebyś mnie kochała.
- Nic ode mnie nie wymagałeś. Sama chciałam być tu, gdzie teraz jestem. J-ja się zakochałam. - głos załamał się w ostatnim zdaniu. A ja przestałem oddychać.
- Ty cooo... - wykrztusiłem ledwo.
- Ja cię kocham, Kilian. - wciągnąłem gwałtownie powietrze do płuc. To się nie dzieje. Nie uwierzę w to. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Możesz to powtórzyć?
- Kocham cię.
- Nie dosłyszałem, co mówisz? - powiedziałem siadając na dupsku, ze skrzyżowanymi nogami. Przyłożyłem dłoń do ucha.
- Kilian! Nie rób sobie jaj ze mnie! - krzyknęła zbulwersowana dziewczyna. Zaśmiałem się.
- Chodź tu. - rzuciłem wesoło i rozłożyłem ramiona, by przytulić moją ukochaną. Ona szybko znalazła się tam, gdzie miała, a ja uspokoiłem się wciągając jej zapach.
- Naprawdę cię przepraszam...- znowu zaczęła.
- Ciii... - uciszyłem ją i położyłem się na plecach, wciągając na siebie księżniczkę. Przytuliła się mocniej, a ja oddychałem równomiernie, czując radość i ulgę.
- Powiesz to jeszcze raz? - spytałem przerywając ciszę.
- Kocham cię, Kil.
- To dobrze, bo ja ciebie też.
*POV Chelsey*
Co oni tak długo tam robią? Powinni już chyba zdążyć się pogodzić. Buzi buzi i szybko wrócić do mnie. Chyba, że się nawzajem pozabijali. Jeśli tak zrobili, to są nieodpowiedzialnymi idiotami, bo to ja będę po nich sprzątać.
Zebrałam się w sobie i zeszłam do nich na dół. Leżeli na środku salonu na podłodze, obejmując się wzajemnie. Tak zaaferowani sobą, nawet mnie nie zauważyli. Rozmawiali półszeptem, tak, że nie byłam w stanie usłyszeć o czym. Potem wymieniali się uśmiechami, a mężczyzna pocałował Dalię w czoło. Wyglądali tak, jakby znali się od wieków, a darzyli się wzajemnie uczuciem przez całe życie.
Nie potrafię uwierzyć w to, że Dalia znalazła sobie kogoś kogo kocha. Nigdy nie interesowali jej mężczyźni. W stosunku do nich była po prostu obojętna. A tu nagle puf! Znajduje się ktoś kto obdarza ją uczuciem, w takim samym stopniu, jak ona jego. Myślę, że mogę już umierać. Doczekałam się tego dnia i mogę już opuścić tą Ziemię... Ale co to by była za zabawa tak beze mnie?
- No, gołąbeczki. To co, wszystko wyjaśnione? - rzuciłam wbijając do środka i naruszając ich przestrzeń. W mig odsunęli się od siebie, po czym spojrzeli na mnie.
- Nie możesz nam dać minuty czasu? Ewentualnie godziny? Całego dnia? Roku? - spytał. Nie minęła chwila, a sam bezczelnie podjął za mnie decyzję. - Tak? To dziękuję.
Wrócił do całowania i przytulania dziewczyny, a ja westchnęłam.
- I po co wywiałam Maxa? - szepnęłam siadając przy ścianie. - Moglibyśmy jeszcze pogadać lub... coś więcej.
Usłyszałam śmiech Dalii. Spojrzałam na nią jak na kosmitkę.
-Z czego się brechtasz? - oburzyłam się.
-Bo mi robiłaś wyrzuty, że nie powiedziałam ci o Kilianie, a teraz sama właśnie zrobiłaś to samo.
- Eee tam. - machnęłam lekceważąco ręką i zwróciłam się do chłopaka. - Więc jesteś Kilian?
- Tak, ale jestem zajęty. - puścił mi oczko. Zaśmiałam się i chwilę później już wszyscy chichraliśmy się nieopanowanie.
*POV Dalia*
Spędziliśmy wspaniały dzień w swoim towarzystwie. Po smutku całkowicie zniknął jakikolwiek ślad, a Chelsey poznała Kiliana, więc było okej. Natomiast to, jak groziła mi brakiem jedzenia skończyło się ostatecznie na zamówieniu ogromnej pizzy.
*POV Kilian*
To był udany dzień.
Chelsey nie była taka zła na jaką wyglądała z początku. Okazała się miła i bardzo wesoła, jak moja Dalia. Tylko nie potrafię zrozumieć, jak sytuacja mogła zabrnąć tak daleko?
Otóż, nie byłem przyzwyczajony do spania na małej, skrzypiącej kanapie, na której wylądowałem przykryty kocem, z poduszką pod głową,.
Przysłuchiwałem się chichotom dziewczyn z pokoju na piętrze.
Nie chciałem podsłuchiwać, pragnąłem tylko usłyszeć jej głos. Podejrzewam, że nie dałbym już bez niej rady...
Odkąd, gdy powiedziała, że mnie kocha, napełniłem się taką energia, że mógłbym dosłownie góry przenosić.
Zamknąłem oczy, by dać im choć na chwilę odpocząć od natłoku dzisiejszych emocji, lecz nie pamiętam, abym je później z powrotem otwierał...
***
- Kilian... Wstawaj, kochanie... Zrobiłam śniadanie dla nas. - Usłyszałem te słowa, lecz nie otworzyłem oczu. Nie mogłem się ruszyć. Miałem zdrętwiałą szyję i czułem ból w całym ciele. Zaciągnąłem się powietrzem.
Dużo kurzu, dwie osoby, chyba jakieś zwierzę, kwiaty, ale zero jedzenia. Byłem rozczarowany. Jak można mnie okłamać w tak istotnej sprawie?! To okrutne!
-Nieprawda. - mruknąłem obrażony.
- Jak to nie? - zaśmiała się Dalia.
- Kochanie, czuję dwie rzeczy: brak śniadania i twoje kłamstwo. - powiedziałem poważnie, nadal nie otwierając oczy i pozostając w takiej pozycji, w jakiej się obudziłem.
- No wiesz, może nie ma jedzenia, ale mamy coś innego dla ciebie. - to powiedziała przyjaciółka mojej ukochanej. Stwierdziłem, że nie będę tak niemiły i zebrałem się w sobie. Otwierając oczy usiadłem na niewygodnej kanapie, prostując się. Aż mi strzeliło mi w kręgosłupie, a sam przekręciłem głową, by rozciągnąć kark. Potem podniosłem na nie wzrok. Dziewczyny stały obok siebie i szeptały do siebie o czymś wesołym, prychając lekko śmiechem.
- Co jest dziewczyny? Mam coś na twarzy?
One nie wiem czemu zaczęły się śmiać tak głośno, że Dalia upadła na ziemię, a Chelsey wspierała się na kolanach dłońmi, uspokajając się.
- This is prank Bro ! - spojrzałem na ekran wyłączonego telefonu.
- J*PIERODOLE! CO WYŚCIE MI ZROBIŁY?! - krzyknąłem szczerze przerażony. W tle moich wrzasków było słychać hamowane chichoty obu dziewczyn. Zerknąłem jeszcze raz na to, co mi zrobiły, po czym przetarłem czoło ręką. Było szorstkie od tego czegoś. Zwilżyłem palec językiem i przejechałem po twarzy. Tym razem tam, gdzie przesunąłem pozostawała smuga, a na dłoni to coś, czego nawet nie wiem jak nazwać i chociaż powiedzieć jaki ma kolor. No to... To skórne coś, czym niektóre laski tapetują twarz.
~ Za to wyglądasz pięknie.
*POV Kilian*
Wstałem z kanapy i rozciągnąłem się. Ból rozprzestrzenił się po całym moim ciele wraz z typowym strzyknięciem. Skrzywiłem się na to doznanie i poprawiłem ubranie. Chelsey wczoraj wieczorem dała mi sportowe spodenki do spania. W ten właśnie sposób stoję pół nagi a środku salonu. Przeniosłem wzrok na dwie dziewczyny znajdujące się niedaleko mnie, nieustannie chichrające na mój widok.
Przeszedłem do łazienki, która wczoraj pokazywały mi dziewczyny i stanąłem przed lustrem, spoglądając na swoje odbicie.
- No nie powiem, pięknie wyglądam. - powiedziałem obserwując dzieło. Byłem umalowany na typową tapeciarę. Krwisto czerwona szminka, ciemne grube kreski, długie rzęsy.
- Czekaj! Jak to możliwe, że mam tak długie rzęsy?! - krzyknąłem zaskoczony. Z tego co wiem, takiego efektu nie zrobi żaden makijaż.
- To doklejane. - uświadomiła mnie Dalia, a ja zamarłem.
- Ale da się to potem odczepić ?! - potwierdzam, teraz jestem przerażony. Dalia i Chelsey zaczęły się śmiać.
- No widzisz... Tego się nie da akurat.
- CO?! - warknąłem ostro. Tylko moja dziewczyna nie skuliła się pod dźwiękiem mojego głosu.
- Kilian, uspokój się. To da się odkleić. Ona żartowała.
Westchnąłem. Tyle dobrze.
~ Na pewno nie chcesz ich zostawić? Do twarzy ci z nimi. - zarechotał wilk.
~ Przemyśle to jeszcze. Masz rację, wyglądam nieziemsko. - uśmiałem się. Skoro to wszystko da się zmyć, to nie widzę żadnego problemu, by się z tego nie śmiać.
Przybliżyłem się do lustra. Na powiekach miałem coś podejrzanego. Niby kolorowy proszek, ale nadal coś dziwnego, a już nie mówiąc o tym, co mam na policzkach i na czole.
- Co to jest to na policzkach ? - zapytałem.
- Pytasz o podkład, o korektor, o puder, o róż, o bronzer, czy o co? - usłyszałem.
- To ja to wszystko mam na twarzy? Matko jedyna. Nie macie na co marnować kosmetyków?
- Nie, nie mamy. Spójrz na nasze piękne twarze. My nie potrzebujemy makijażu, by być piękne.
- Z tym się zgodzę.
***
Po pozmywaniu tego całego makijażu, poszliśmy zjeść śniadanie przygotowane w tym czasie przez Dalię i Chelsey.
- Chel, gdzie jest twoja mama?
- Pojechała wczoraj do mojej babci pomóc jej przy dziadku. Powinna dzisiaj wrócić. - dziewczyny rozmawiały między sobą, a ja zatopiłem się we własnych myślach.
Wybił mnie dopiero mały ból, rozchodzący się nad łokciem. Spojrzałem na dziewczyny.
Siedziały nadal tak jak wcześniej, tylko tym razem obie patrzyły na mnie wyczekująco.
- Co? - spytałem.
- Zadałyśmy ci pytanie. - powiedziała Dalia.
- Jakie? - Dalia westchnęła, przywracając oczami.
- Zawieziesz mnie, bądź sam pojedziesz ze mną do rodziców?
- Kochanie, ale wiesz co jest jutro, prawda? - zerknąłem na nią, wpatrując się wyczekująco. Ta zrobiła dziwną minę, próbując sobie przypomnieć co.
- A co jest jutro?
- Pełnia, kochanie, pełnia. - szepnąłem do niej, by jej przyjaciółka nie usłyszała. Na jej twarzy odbiło się zrozumienie i coś, czego nie mogłem odczytać.
- A no tak, masz rację, ale myślę, że to nie ma jakiegoś związku z tym. - odpowiedziała mi szybko. Pokiwałen przecząco głową.
- Wytłumaczę Ci w drodze. Chodź, pojedziemy póki jest wcześnie. - powiedziałem i wstałem.
- Gdzie idziecie? - spytała się Chelsey.
- Jedziemy do moich rodziców. - odpowiedziała i pocałowała ją w policzek. - Dzięki, że nas przenocowałaś.
- A tam! - machnęła ręką. - Cała przyjemność po mojej stronie.
Pozbieraliśmy swoje rzeczy z domu i udaliśmy się do wyjścia.
- Dzięki. Cześć. - rzuciłem, gdy dziewczyny pożegnały się z sobą.
- Pa! I dbaj o nią, Kilian! - zawołała, gdy byliśmy już przy samochodzie.
- Jasne, nie martw się. Jest przy mnie bezpieczna! - odkrzyknąłem jej, puszczając oko Dalii i zamykając za nią drzwi. Następnie przeszedłem na okrążyłem samochód i wsiadłem do wozu z drugiej strony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro